Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] (/showthread.php?tid=2740) Strony:
1
2
|
Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 31-10-2017 Tego dnia Zuma postanowiła wyjść z jaskini w której opiekowała się swoimi lwiątkami.Nie odchodziła jednak daleko, lwiątka dalej były małe.Rozmyślała o wielu rzeczach.Dołączeniu do stada, macierzyństwie i o tym jak bardzo w przeciągu ostatnich miesięcy zmieniło się jej życie.Jednak niczego nie żałowała. W końcu natknęła się na małą sadzawkę.W powietrzu unosiła się delikatna mgła.Lwica podeszła do wodopoju i napiła się.Spojrzała na rosnące w pobliżu drzewo a na jej pysku pojawił się szeroki uśmiech. Tak dawno nie wspinała się na drzewa.Podbiegła więc do drzewa i niewiele myśląc wdrapała się na nie.Przymknęła oczy i spokojnie westchnęła.Dawno już nie miała chwili tylko dla siebie a nie da się ukryć że jej matka jak i ojciec byli prawdziwymi samotnikami. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 31-10-2017 To była długa podróż, gad w końcu doczłapał do wodopoju. Spojrzał na dziwną ciecz, jego długi język szybciutko przebił tafle wody, w taki o to sposób maluszek zobaczył że woda to żywioł który pomaga przeżyć. Chłeptał sobie po troszeczku aż zaspokoił pragnienie, był za mały aby zobaczyć że ktoś czai się w koronach drzew. Mgła była tak gęsta że mało co było widać. Było trochę chłodnawo, młody czuł to tak bardzo. W końcu po tym wszystkim został sam, bał się. Tak nie wiele rozumiał, nie znał pojęcia ani życia ani śmierci. W każdym momencie mogło coś wyskoczyć, więc gadzik szybciutko odsunął się od sadzawki. To nie było warte ryzyka, mógłby wrócić, ale co mogło go czekać w tej dziwnej pustej równinie. Wolał zostać tu, przynajmniej do chwili aż odpocznie i nabierze sił na dalsze kroki. Zauważył niedaleko drzewo, co prawda jeszcze nie umiał chodzić po nich, ale czemu nie spróbować. Tam przynajmniej będzie lepszy widok i może będzie bezpieczniej. Młodzik podszedł do pnia, popatrzył na lekko wystające korzenie, wszedł na jeden, potem sprytnie przyczepił łapki do wierzchniej powłoki drzewa. Najcięższe były pierwsze kroczki potem szło z górki, a tak na prawdę to w górę, ku niebu. Tak sobie przeszedł na drugą gałąź licząc od dołu gdzie pierwsza zaczynała się 5 metrów nad ziemią, to było jednak trochę wysoko, ale gad miał to we krwi. Mgła pomagała bo przez nią nie było zbytnio widać ziemi i ciężko było określić wysokość. Poszedł do przodu po gałęzi jeszcze parę małych kroczków. Nie był świadom że ktoś może go ciągle obserwować. Była cisza. Mamo!-zawołał piszczącym głosikiem maluszek. Pisk rozszedł się po dziwnym miejscu jak echo po górach, czyż na prawdę była tu taka pustka. To było tylko dziecko co można było się spodziewać, co dziwniejsze nie usiadł, nie płakał tylko rozglądał się z nadzieją że w końcu odnajdzie kogo kolwiek i nie będzie to bestia która zakończy jego krótki żywot. Najbardziej chciał się przytulić do czegoś ciepłego, do czegoś co przypomni mu jego małe legowisko. Ze sobą w ogonie zakręcony był malutki kamyczek, czarny i pięknie wyszlifowany przez tamte strony. Kiedy ściskał pamiątkę było mu raźniej, co mu pozostało...tylko wierzyć...nie tracić nadziei przecież to tak się na pewno nie skończy. Był zmarznięty, głodny i zmęczony, położył się z myślą o swojej matce której głos odbijał się w jego wspomnieniach tak niepewnych i niejasnych jak ta mgła. Po chwili usnął, ale był czujny, jakby coś się poruszyło usłyszy to i będzie gotów...chyba... RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 02-11-2017 Leżała na gałęzi drzewa i obserwowała otaczający ją świat.Jedynym zauważalnym ruchem była falująca na wietrze trawa.Ptaki zostały w gniazdach, ryby nie dawały oznak życia.Ogółem mówiąc było cicho i spokojnie. Zuma potrzebowała odpoczynku.Wbrew pozorom macierzyństwo nie było takie łatwe.Lwiątka mimo że były małe potrafiły działać na nerwy.Teraz jednak świeżo upieczona matka mogła odpocząć.Nagle na tafli wody pojawiły się okręgi, takie jak gdy nawet w najmniejszym stopniu naruszy się gładką taflę jeziora.Czyżby ryby się ożywiły? A może jakieś inne spragnione zwierzę? Lwica nic jednak nie zauważyła.Lwie oko nie mogło zauważyć maleńkiego gada z, co jak co, dość dużej odległości.Oparła głowę na łapach i przymknęła oczy.Po chwili ta cała cisza już jej tak nie cieszyła.Już miała zeskoczyć z drzewa gdy usłyszała dziecięcy głosik.Przesłyszało mi się.Przecież nikogo tu nie ma.Pomyślała a aby upewnić się czy cały czas była sama.Rozglądnęła się na boki i pod siebie.Pusto.Gdy jednak spojrzała w górę zauważyła jakieś małe szare coś.Jako że nie mogła zobaczyć stworzonka w całej okazałości a ciekawość ją dosłownie zżerała zaczęła powoli wspinać się ku górze.Mimo że gałąź była może trochę ponad metr wyżej kosztowało ją to trochę wysiłku.Jako że gałąź na której siedział gad była dość cienka, usiadła u jej nasady.Teraz mogła pierwszy raz w życiu zobaczyć kameleona.Była dość zaskoczona(trudno się dziwić).Postanowiła jednak zagadać.-Hej mały...Ja nie chce ci nic zrobić.Zimno ci prawda? RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 02-11-2017 Mały już prawie zasnął aż poczuł dźwięk za sobą. Głos zdawał się być miły, ale kiedy maluch się obrócił zobaczył tak wielkie zwierzę, no był malutki to dla niego byle kociak byłby już wielki. A tu co lew, te szpony, kły w pysku, oczy wpatrzone w niego jakby chciała go pożreć samym spojrzeniem. Łapki młodzika zadrżały, pomimo słów miał ochotę krzyczeć i uciekać. Niestety strach zadziałał tak bardzo że sparaliżowało go od końca języka po ogon. Kolorek był śmieszny prawie biały jakby miał za chwilę paść. Teraz nie to że zziębnięty, głodny to jeszcze wystraszony. Czy śmierć którą widział niegdyś w płomieniach dosięgnie też jego. Patrzył się w oczy samicy jakby na prawdę miał zaraz uciec. W końcu do mózgu doszła wiadomość, no bo przecież te słowa. Tylko czy rozumiał ich znaczenie, no pewnie że tak. Z innej beczki chyba trochę jej nie ufał. Przeanalizował sprawę najszybciej jak się da i odpowiedział niepewnie. Tak...zimno...-Głos aż zadrżał, ale czy z zimna czy ze strachu kto to wie? On nadal nie wiedział, czy uciekać, czy skakać, cofnął się emocjonalnie to chyba było już za wiele. swoimi malutki łapkami wczepiał się w coraz to cieńszą gałąź, oby się tylko pod nim nie złamała, no nie powinna i tak był maleńki jak myszka. Jego kolor był nadal prawie biały, no kameleony nie przejmowały aż tak jaskrawych kolorów więc to był biały lekko wpadający w szary. Sam nie wiedział że zmienia kolor, bo niby z kąt. On w ogóle nie wiele pamiętał, prawie nic. Nie mógł ruszyć głową, był ciągle wpatrzony w te żółte oczy, nie poczuł kiedy zabrakło gałęzi i łapa poleciała w dół. O całe szczęście że przednie łapy mocno trzymały gałęzi. No teraz to się wystraszył. Mamo! -krzyknął przerażony, spojrzał w dół dopiero teraz doszło do niego jak tu wysoko. Wtedy przypomniał sobie coś... ogień...jak krzyknął kiedy jego opiekunka raptownie znikła. Od tamtej pory był sam...tak bardzo do niej chciał. Nic nie było w stanie opisać tej tęsknoty, tego strachu i przerażenia. No i co teraz? To się nie mogło tak skończyć. W sumie młody sobie to wszystko wyolbrzymił bo był malutki, ale taka wysokość chyba nawet dla większego zwierza nie miała zbytnio bezpiecznego lądowania, a co dopiero dla kogoś tak nie wielkich kabaretów. Może na prawdę lepiej się nie puszczać, chociaż gdyby to wszystko się skończyło może spotkałby mamę... gdzieś...po drugiej stronie tak nieznanej jak ta... RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 02-11-2017 Małe słodkie coś najwyraźniej bardzo się przestraszyło.Z resztą trudno się dziwić.Był taki mały i chwila...biały?Jeszcze przed chwilą był szary.Lwica była zdumiona umiejętnościami gada.Martwiło ją jednak zachowanie małego.-Spokojnie.Nie cofaj się.Zaraz spa..-Nie dokończyła.Małe coś wisiało na gałęzi trzymając się jedynie przednimi łapkami.Zuma wiedziała że trzeba pomóc.Nie wiedziała tylko jak.Postanowiła ostrożnie powrócić na poprzednią gałąź.Schodzenie okazało się być o wiele trudniejsze niż wspinanie się.Gdy w końcu zeszła na niższe ,,piętro,, musiała pomyśleć nad dalszym planem działania.Na szczęście gałąź była w miarę gruba i długa.Powinna utrzymać ciężar lwicy.Powoli więc podeszła do miejsca nad którym wisiał kameleon.Dzięki doświadczeniu we wspinaniu się na drzewa z łatwością utrzymała równowagę.Powoli wyciągnęła przednią łapę w kierunku gada.Starała się schować pazury jak najgłębiej mogła.-Dobrze mały.Zaufaj mi.Puść się a spadniesz na moją łapę.Ja wiem że to trudne ale chyba nie masz wyboru.-Mówiła ze spokojem w głosie.Wyobrażała sobie jak bardzo takie małe coś musi się bać. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 02-11-2017 To było takie niesprawiedliwe, ale cóż jak mus to mus. Łapa wyglądała na puchata i bezpieczną. Pazury były mało widoczne, ale nie tym się martwił. Co jeżeli gałąź pęknie pod nimi obojga? Trzeba było szybciutko się decydować, w końcu co miał do stracenia. Dzieci zawsze miały dar wyszukiwania prawdy i szczerości. Lwica na pewno chciała pomóc, przecież robiła wszystko by młody był bezpieczny, to największy dowód. Kameleon póścił się lądując zgrabnie na futrzanej łapie, trzymał się na wszelki wypadek za palce pomarańczowego zwierzaczka, tak na wszelki wypadek jakich kolwiek zwrotów akcji. Dobrze że umiał się dobrze wspinać. Pomknął wzdłuż łapy ostrożnie aż doszedł na grzbiet, a potem na głowe. Jeszcze się bał, ale sytuacja troche go przerosła. Lgnął do bezpieczniejszego miejsca, no i po drugie ciało pomarańczowej było cieplejsze niż to po czym wcześniej stąpał. Wypadałoby dać znać że można zejść na ziemię. Wstydliwie pisnął- Dziękuje.... Tylko tyle dał rady wydyszeć, oby ten koszmar już wreszcie się skończył. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 04-11-2017 Nie musiała dłuw czekać a mały kameleon spadł na jej łapę.Gdy malota zaczęła wspinać się na jej głowę.Była pełna podziwu dla stworzonka.Zmieniało kolory i było silne.A jednocześnie było maleńkie.I wszystkie te czynniki tworzyły coś naprawdę niesamowitego.Uśmiechnęła się szeroko.Ostatnio spotkało ją tak wiele szczęścia.-Nie ma za co.I...i jak chcesz to możesz się tam trochę ogrzać.Na karku mam trochę więcej futra.A tak w ogóle yo jestem Zuma.-Starała się mówić tonem przyjaznym i spokojnym.Trudno było ukryć ekscytację jaką w tej chwili odczuwała. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 04-11-2017 Młodzik już dawno zdążył wpaść na ten pomysł, a kiedy dowiedział się o jeszcze cieplejszym miejscu to tam poszedł bez żadnego ale. Ogrzał zziębnięte łapki na karku lwicy i po chwili ten dziwaczny głosik znowu skierował się w jego stronę. Zuma...co to oznaczało, to się jadło czy piło, a może się na tym spało. Tak czy owak pomarańczowa chyba chciała by tak na nią mówić. Wypadało powiedzieć swoje imię by nowa znajoma wiedziała jak do niego mówić. Rozmyślał, stało się coś dziwnego. Nie mógł sobie przypomnieć swojego imienia, był jeszcze taki maleńki, a te wszystkie uczucia już mu mocno namieszały w głowie. Powiedział pierwsze co mu wpadło do głowy. Liroy-pisnął cicho gad. Tak brzmiało jego imię, a przynajmniej jakoś tak. Może potem sobie przypomni, jedyne o czym myślał to aby jak najszybciej odpocząć. Nikt nie wiedział co się niedługo wydarzy, a malec wolał być silniejszy gdy nastanie znowu niebezpieczeństwo. Cenił sobie swoje życie i miał marzenia do których chciał dążyć. Tutaj pierwszy raz od sporego czasu poczuł się jak w gniazdu dlatego pewnie zrobił się śpiący i ziewnął słodko. Ułożył się wygodnie i zapominając o głodzie pomalutku zasypiał... RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 07-11-2017 Lwica była dosłownie zauroczona małym kameleonem.Co prawda nie zanała tego gatunku jednak wcale jej to nie przeszkadzało.Mały najwyraźniej pamiętał swoje imię. Liroy, pasowało do tego szarego gada.Sama nie nazwała by tak dziecka ale Liroy nim nie był.Martwiło ją tylko to że Lir dalej jej nie ufał.A przynajmniej tak jej się wydawało.Powoli wycofała się z miejsca w którym ratowała smyka.Gdy dotarła do nasady gałęzi postanowiła kolejny raz przemówić do Liroya.Szybko zauważyła jednak że ten śpi.Wolałaby żeby odpoczą po zejściu na ziemię. Schpdzenie teraz byłoby zbyt ryzykowne.Mimo że futro na karku lwicy było dość gęste z pewnością nie utrzymałoby małego stworzonka.Westchnęła krótko i ostrożnie położyła się na gałęzi.Cóż więcej mogła zrobić?Postanowiła ponownie delektować sięciszą i spokojem. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 07-11-2017 Zdrzemnął się na jakąś godzinkę, potem leżąc wyciągnął się. Nie robił wcale hałasu, starał się też zbytnio za dużo nie ruszać by nie przeszkadzać samicy, najpewniej by się zezłościła gdyby mały przerwał jej kontemplacje. Pomyślał o domu patrząc w niebo, pomału zszedł na drzewo, a z drzewa spokojnie po pnie krok po kroku na ziemie. Najpewniej jego nowa opiekunka zejdzie zaraz po jego śladach, ciekawo jak taki duży kotowaty schodził z tak sporych wysokości. Może wszczepi się w drewno i pomału zejdzie jak kameleon, a może po prostu zeskoczy, te spore łapy na pewno były bardzo wytrzymałe. Te zielone miejsce zdawało się być tak bardzo wielkie, któryś kierunek trzeba by było obrać, tylko która strona to ta właściwa droga. Mały nie miał jeszcze zbyt dobrego pomysłu, w końcu co się można było spodziewać po takim szkrabie. Ziewnął lekko się otrzepując z tutejszego kurzu. Jeszcze raz napił się wody z sadzawki tak na wszelki wypadek, nie wiadomo co dalej napotka. Spojrzał na nową poznaną osobę i już zaraz miał iść dalej. Młoda matka na pewno miała racje, młody jej nie ufał, ale dlaczego? Czyżby była aż tak wielka i maluch jeszcze się jej bał? A może ta sprawa po prostu go przerosła...sam nie wiedział co dla niego dobre. Bez wątpienia potrzebował pomocy, rady, kogoś kto przemówi mu do rozsądku. W takim stanie daleko nie dojdzie, przecież stworzonko z głodu już ledwo dreptało... RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 08-11-2017 Leżenie w bezruchu przestało bawić młodą lwicę.Zaczęła nawet myśleć o obudzeniu szkraba.Po chwili Liroy sam się obudził(co było dla Zu powodem do radości).Miała zacząć jakąś konwersację czy cokolwiek jednak ku jej zdziwieniu gad powoli się oddalał.To powoli po jakimś czasie zaczęło ją irytować.Gdy malec w końcu oddaliłsię na bezpieczną odległość mogła w końcu zejść.Tylko jak?Ostatnio nieco wyszła z formy.Czy po prostu zeskoczyć?Za wysoko.Gałąź na której siedziała była na wysokości około 3 metrów.Zejść tak jak Liroy?Nie.Bo nie.Postanowiła w pewnym sensie połączyć te dwa sposoby.Zeskoczyła z drzewa a gdy była już w "połowie" drogi na dół odbiła się tylnymi łapami od pnia drzewa.I okazało się że to wcale nie był dobry pomysł.Lądując na ziemi potknęła się i uderzyła łapą o jeden z wystających korzeni drzewa na którym jeszcze niedawno leżała.Liroy, o ile to wszystko widział, mógł różnie zareagować.Z jednej strony mógł jej bardziej zaufać, z drugiej jednak jego zaufanie mogło drastycznie zmaleć.Szybko wstała i otrząsnęła się po upadku.Podeszła do sadzawki i spojrzała na kameleona.-Co zamierzasz teraz zrobić? RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 08-11-2017 Maluch nie mógł się doczekać kiedy zobaczy te wielkie zejście, z początku było na co patrzeć, ale chyba coś poszło nie tak, ponieważ po chwili lwica leżała już na ziemi. Było trochę zamieszania, nie było powodu aby jego zaufanie zmalało, czy też się podwyższyło. Można uznać że młodzik po prostu się wystraszył te spore ciało padło tak niedaleko niego. Skulił się zmieniając kolor na zielony taki jak ziemia jakby chciał się ukryć, zakrył łapkami oczy, po hałasie odkrył oczy patrząc. Teraz to już nie bał się o siebie, ale o tą która upadła w tym dziwnym wypadku tak niefortunnie i niebezpiecznie. A co jeśli coś sobie zrobiła? Jak takie malutkie stworzonko mogłoby pomóc? Na szczęście jego zamyślenie przerwał odgłos podnoszącej się pomarańczowej opiekunki. Tylko czego tak się wystraszył, tego że upadnie na niego czy tego że znów zostanie sam. Chyba wszystkiego na raz, znowu stał jak wbity w ziemie, dopiero po paru momentach otrzepał się podbiegając do poszkodowanej. Nic nie było ważne, ani zmęczenie, ani głód, ani strach... Niech się dzieje wszystko co chcę tylko niech samiczka będzie cała i zdrowa. Wypadek nie był mocno groźny, ale z kąt taki kameleon mógł o tym wiedzieć. Wyglądało to nie najlepiej. Kiedy był już przed nią jego piszczący głos już martwiąc się zapiszczał w przestrzeni- Zuma...nic ci nie jest? Coś cię boli? Głos był pełen uczuć tak bardzo zmieszanych, tego wszystkiego było coraz więcej, już nie wiadomo czym się zająć, gdzie schować łapki i głowę. Kolor pomału wrócił do tej przestraszonej szarości, martwił się, czyżby się już związał. Tak szybko? W sumie miał teraz tylko ją. Rozejrzał się, kiedy mu było ciężko na łapkach to miał na to sposób. Kiedy był wystarczająco blisko by dotknąć jej zdrowej łapy no to ją dotknął i odpowiedział już pewniej- Jeżeli cię boli zanurz łapę w chłodnej wodzie...pomaga...na prawdę. Kiedy młoda matka sprawdzi metodę i jej pomoże to młodzik będzie bardzo uradowany, najpewniej przybierze kolor błękitny jak woda, w tym kolorku zawsze wyglądał tak słodko... RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 10-11-2017 Leżąc jeszcze na ziemi zauważyła kolejną niesamowitą zmianę koloru.Tym razem z szarego na zielony.Mały coraz bardziej ją zaskakiwał.Niewiele później miała szansę zaobserwować kolejną zmianę koloru.Ale chwila...Czyżby Liroy martwił się o jej stan?A może chciałby z nią zostać?Nie.To niewystarczający dowód.Słysząc jego słowa szeroko się uśmiechnęła.W końcu ja k można było się nie cieszyć na widok małego, martwiącego się i zmieniającego koloru gada.-Nie, nic mi nie jest.Nie musisz się martwić.- Podeszła do sadzawki i napiła się trochę wody.Była ona zimna i niezbyt przyjemnie się ją piło.Ta pogoda wcale jej się nie podobała.Gdy więc usłyszała radę Liroya poczuła nie małe zakłopotanie.No i co tu odpowiedzieć?Że już nie boli?Że woda jest za zimna?A może po prostu zrobić to co radził kameleon?Tak, ta metoda byłaby najlepsza.-Dobrze mały spróbuję.-Powoli zanurzyła łapę w wodzie.Chwilę ją tak potrzymała po czym delikatnie ją wyciągnęła.O dziwo pomogło, wolała jednak zostać przy wylizywaniu ran.Nie mogła tylko znieść tego dziwnego uczucia które prześladowało ją odkąd poznała kameleona.Nurtowało ją jedno pytanie...Gdzie są jego rodzice?Co się z nimi stało?A może oni...-Ale...Gdzie twoja mamusia?-Cóż więcej mogła powiedzieć?Starała się mówić spokojnie jednak nie było to takie łatwe.Pytała w końcu o rzecz bardzo poważną. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Liroy - 10-11-2017 Młodzik popatrzył na lwice, chyba już nie bolało. Zanurzyła łapę tylko po co? Czyżby myślała że takie małe stworzonko z małymi oczami jest ślepe i nie zauważy. Puk co skupił się na podanym pytaniu, które było niezwykle trudne. Czy ona sam znał na to odpowiedź? Postarał się przeanalizować to co pamiętał, niestety nie wiele pozostało w tym rozproszonym umyśle. Jak było wcześniej wspomniane, gadzik już miał wszystkiego dosyć. Za dużo emocji jednego dnia, nie umiał już pozbierać myśli. Wszystko fruwało z lewo na prawo i z góry na dół, aż mu się w głowie zakręciło. Zachwiał, łapy pod małym stworzonkiem znowu zadrżały. Odpowiedział już z drżącym tonem jak jego niespokojne myśli błądzące gdzieś po tej okolicy- Mamusia? Ja...ona... Ten ogień, ten dym, ten strach. Znowu chciało mu się płakać, chciał paść i się nie obudzić, albo obudzić się w jej łapkach. No teraz to aż się fioletowy zrobił, za dużo...Runął na ziemie jak mały listek i już tak leżał. Widać było że wydarzyło się w jego życiu coś strasznego, już sam nie pamiętał kiedy coś jadł. Ten stres robił się pomału niezdrowy, a kto wie może i niebezpieczny. Nie ma jej, był sam, sam...sam...sam...w jego myślach już nic innego nie było, tylko echo w ciemności. Małe ciałko już rozłożyło się bezsilnie na ziemi. Błagał już tylko o jedno...niech ten koszmar się skończy. RE: Towarzysz nie za opale [ Liroy i Zuma] - Zuma - 12-11-2017 Szybko zrozumiała że dla małego kameleona temat rodziców był dość trudny.Zaczynała nawet podejrzewać że maluch został osierocony.Słowa Liroya tylko potwierdziły tą teorię.Jako dorosła lwica rozumiała pojęcie śmierci.Sama zabijała, w końcu musiała coś jeść.Nie wiedziała że są na świecie lwy które wybierają robaki i rośliny zamiast mięsa.Nie rozmyślała długo ponieważ Liroy zaczął dziwnie się zachowywać.Zmiana koloru, a potem upadek.Nie wróżyło to nic dobrego.Szybkim krokiem podeszła do kameleona i popatrzyła na niego z zakłopotaniem w oczach.Co teraz?-Hej mały.Ja wiem że to dla ciebie trudne ale wstań. Pogadamy.-Starała się mówić tak spokojnie jak tylko mogła.Trudno jednak mówić o spokoju kiedy mały gad (z którym lwica już się związała) prawie że umiera na jej oczach.Przynajmniej tak odbierała to Zuma.Delikatnie wysunęła białą łapę przed siebie, tak by móc lekko popchnąć nią Liroya.Chciała sprawdzić czy mały jeszcze kontaktuje i czy w ogóle żyje.Musiała już powoli zbierać się do domu, do jamy w której wychowywała trzy lwiątka.Przecież kameleon mógłby tam zamieszkać.Może udałoby mu się zacząć nowe życie.Gdyby tylko chciał.Z tym co prawda mógłby być mały problem mimo to warto było spróbować.W końcu nie mogła go tak zostawić.-A...a może pójdziesz ze mną?No wiesz byłoby ci o wiele łatwiej niż żyć w samotności.Jak chcesz to chodź.-Mówiła powoli.Nie chciała przytłoczyć małego taką informacją. |