Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] (/showthread.php?tid=2841) Strony:
1
2
|
Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 12-02-2018 Upendi, cukierkowo-kwiatowo-różowa kraina, położona w malowniczej Dolinie Spokoju. Czuł jak od tego stężenia słodyczy w powietrzu psują mu się zęby, ale jednocześnie było to miejsce, gdzie rosła najlepsza kocimiętka po tej stronie rzeki, więc był gotów znieść te lekkie niedogodności. Używał jej do celów medycznych, oczywiście. Gunter leżał na grzbiecie między krzewami róży i obserwował dwa niebieskie motylki krążące nad jego głową. Wyraźnie z niego drwiły. Nie lubił owadów, szczególnie złośliwych motyli, więc zamachnął się łapą na jednego z nich. Chybił, ponieważ okazało się wcale go tam nie było. Zdiagnozował w ten sposób u siebie halucynacje. - Jako twój osobisty lekarz radzę ci odstawić miętkę. – powiedział do siebie. Nigdy jednak nie stosował się do własnych rad. Z pewnością istniała jakaś ważna zasada, która tego zabraniała, ale w tej chwili nie mógł jej sobie przypomnieć. Rozmowa się nie kleiła, ponieważ umysł Guntera z tematu niebieskich owadów płynnie prześlizgnął się do kwestii znacznie ważniejszej i doznał nagłego olśnienia. - Musimy zdelegalizować soczewicę! – wykrzyknął i roześmiał się w głos. Zaczął tarzać się ze śmiechu, ale szybko tego pożałował, bo otaczały go kłujące krzaki. Położył się znów bez ruchu i wrócił do obserwacji motyli, którym w międzyczasie wyrosły kły i zielone futro. - Ach, jak ten świat szybko się zmienia – rzekł melancholijnie i skupił wzrok na latających nad jego głową słoniach. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 12-02-2018 Tib po raz kolejny wyruszył na rekonesans, mając na sobie wyniesiony z Królestwa pancerz. No dobrą sprawę były to tylko kościane karwasze i naramienniki i do pełni szczęścia staremu brakował czegoś co osłoniłoby jego dość pokaźny bęben. Langeweile...-powtarzał w myślach stawiając kolejne kroki. Od jakiegoś czasu czuł ogromną ochotę by ukatrupić jakiegoś Unterlöwe ale niestety nikt z królewskich nie zapuszczał się w te rejony. Wie schade. Tak więc wszystko wskazywało na to, że będzie to kolejny nudny spacer, do momentu aż do nozdrzy Tiba dotarłam znajoma woń. Gunter? Aber das ist unmöglich. Tib wytężył wzrok i przeleciał nim po okolicy, jednak nie dostrzegł na horyzoncie żadnej sylwetki. No nic, pozostawało mu tylko podążać za znajomą wonią. Starał się stąpać najostrożniej jak umiał, szczególną uwagę przykładając do tego, by nie zahaczyć którymś z elementów pancerza o jakąś przeszkodę. Stary lew doskonale pamiętał jak pochwycił jednego ze sługusów Berko i "zaprosił" go potem na małą "pogawędkę". Oprócz kompletnie obcych mu imion osobników, które postanowiły służyć Berko usłyszał dwa, których obecność sprawiła mu ogromny ból: Aman i Gunter. Ze wspomnień wyrwał go znajomy śmiech. Tib na moment przystanął. Albo to pułapka albo dopadłem tego starego drania podczas przerwy. Po krótkim rozważeniu wszystkich za i przeciw, brązowogrzywy ruszył przed siebie, by w końcu natrafić na rozwalonego na ziemi znachora. -Starzejesz się ty cholerny ćpunie...- rzucił z przekąsem, jednocześnie szczerząc ząbki w złośliwym uśmieszku. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 12-02-2018 Słońce było cieplutkie niczym krew świeżo zabitej zebry i wydawało się uśmiechać do leżącego z zamkniętymi oczami lwa. On odwzajemniał uśmiech, mrucząc cicho i wygrzewając się w zaroślach. Wtem jakiś ogromny cień przesłonił źródło światła. - Dlaczego słoneczko zgasło? Moje dobre słoneczko, wróć tutaj. – wymamrotał sennie Gunter i otworzył oczy. Nad nim stał wielki lew, który zdawał się przesłaniać cały horyzont. Ubrany był w kawałki kości, a na tle rażącego słońca, wydawał się całkiem czarny. Czy tak wygląda śmierć? Czy wreszcie go odnalazła i zabierze go tam, gdzie lwy skaczą po miękkich chmurkach i całymi dniami zajadają pyszniutkie antylopy? Ale coś tu się nie zgadzało. Chyba śmierć nie powinna być tak tłusta? Wtedy zjawa odezwała się głosem dawnego przyjaciela i to niezbyt uprzejmie, trzeba przyznać. Gunter przemyślał swoje położenie i stwierdził, że lew nie może być halucynacją, ponieważ czuł, że błogi stan upojenia już go opuszczał. Zapach róż tłumił woń intruza. Nie mógł też dostrzec jego pyska, żeby rozpoznać, kto przerwał mu tak przyjemną drzemkę. Czy to mógł być naprawdę on? Wtedy dostrzegł jego krzywy uśmieszek. Tak, to on, wszędzie rozpoznałby te zębiska. - Tiberius, bist du es? Du alter Verrückte! – wykrzyknął w ojczystym języku. Jeśli rzeczywiście intruz jest tym samym lwem, o którym myślał, zrozumie jego słowa. Nagle w głowie Guntera zakłębiły się wspomnienia. Te wszystkie lata spędzone razem w Szwadronie, walka ramię w ramię, wspólne przeżywanie zwycięstw i pocieszanie się po porażkach. Ale przyjaciel nie wyglądał już jak kiedyś. – Wie du aussiehst, mein Freund! Hast du einen Elefant gefressen?! – wykrzyknął znachor. Kłamstwem było jednak, że Tib wyglądał jakby pożarł słonia. W rzeczywistości wyglądał jakby zjadł słonia wraz z małżonką i dwójką niedorosłych słoniątek lub też spore stado średnich rozmiarów zwierząt kopytnych. Niestety skromne umiejętności matematyczne nie pozwoliły Gunterowi oszacować ile surykatek stanowiło ekwiwalent powyższej ilości pożywienia. Był pewien, że ta ilość wykarmiłaby przeciętne stado lwów przez rok. Nie chciał jednak urazić swojego przyjaciela, ani zachować się niekulturalnie, dlatego zachował te myśli dla siebie. Próbując niezdarnie wygramolić się z krzaków, rzucił tylko: - Spasłeś się, Tib. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 13-02-2018 Widząc w jakim stanie znajduje się jego dawny kompan, na pysku Tiba zagościł szczery wyraz zażenowania. Stary westchnął ciężko i pokręcił z dezaprobatą łbem. I pomyśleć, że kiedyś służyliśmy w tej samej jednostce… -Ja, Ich bin Es…-odparł przyglądając się z góry dawnemu towarzyszowi- dobrze Cię widzieć mein Kamerad- dodał uśmiechając się szeroko. Tib pamiętał, że po opuszczeniu Szwadronu Gunter zaczął nałogowo odurzać się różnymi specyfikami. Prawdę mówiąc brązowogrzywy nawet go rozumiał i może pozwoliłby sobie na odrobinę współczucia gdyby nie fakt, że Gunter prawdopodobnie pracuje teraz dla Berko i tym samym jest dla Tiba potencjalnym zagrożeniem. Stary nie dał się zwieść przyjacielskiemu wyrazowi znachora, gdyż wiedział, że ten doskonale potrafił stwarzać mylne pozory. Pomimo tego, z początku Tib zamierzał dojść prawdy na drodze dialogu, jednak kiedy znachor zaczął wtykać mu jego DELIKATNĄ nadwagę, w starym coś pękło. No nic, jeżeli Gunter rzeczywiście jest po mojej stronie, to powinien to zrozumieć. A swoją drogą, to zasłużył sobie za te złośliwe tekściki. Kiedy decyzja już zapadał, staremu pozostało tylko dobrze rozegrać całą tę akcję. -Sehr śmieszne…- skomentował teksty znachora, wzdychają przy tym cicho. Odczekał trochę aż samiec nieco już wyswobodzi się z objęć roślinności po czym przeszedł do kolejnej fazy swojego planu. -Widzę, że tym razem poszedłeś na całość, kocimiętka…a swoją drogą to chyba coś zgubiłeś- wyszczerzył się, wskazując wzrokiem miejsce w którym znajdowały się wyimaginowane medykamenty. Liczył, że Gunter odruchowo spojrzy się w bok, co zwiększy jego szansę na udany atak. Nawet jeżeli znachor nie złapie się na tą sztuczkę, to Tib zamierza trzasnąć go łapą w bok głowy, i niezależnie od rezultatu, natychmiast skoczyć na niego i tym samym przyszpilić go do gleby. Stary sądził, że stan Guntera uniemożliwi mu skuteczną obronę. Sam Tib nie miał zamiaru używać podczas tego starcia pazurów albo zębów. Głupio byłoby skrzywdzić znachora, jeżeli ten w rzeczywistości jest niewinny. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 13-02-2018 Mniej więcej w chwili, kiedy jeden wyjątkowo ostry kolec wbił mu się w poduszkę tylnej łapy, Gunter zaczął żałować, że wybrał to miejsce. Chociaż kłujące krzewy stanowiły dobrą osłonę przed potencjalnymi wrogami, były jednak bardzo niepraktyczne. Znachor był pewien, że ze strony Tiba nie nic mu nie grozi – byli przecież przyjaciółmi, więc uznał, że może opuścić bezpieczną kryjówkę. Lekko obolały, wyprostował się, otrzepał sierść z liści i gałązek i stanął przed gościem. - Mój drogi Tiberiusie, jaka tam kocimiętka! – wrócił do języka powszechnego – Zdrzemnąłem się tylko chwilkę, żeby rozgrzać stare kości w słońcu. Ale jeśli potrzebujesz trochę miętki, coś się załatwi po starej znajomości. – tu spojrzał wymownie na przyjaciela. Coś w jego oczach sprawiło, że znachor zaczął wątpić, że przybył powspominać dawne czasy. Kocimiętka przestała już działać, ale Gunter wolał dalej udawać odurzonego, aby uśpić czujność lwa. Co prawda byli przyjaciółmi, ale ten krzywy wyszczerz na pysku Tiba niechybnie sugerował, że ten coś kombinuje. Znachor znał już go od lat i wiedział co ten uśmiech oznacza – ktoś za chwilę dostanie po pysku. W tej sytuacji był to najpewniej Gunter we własnej, skromnej osobie. Szybko przekalkulował obecną sytuację i doszedł do wniosku, że ma niewielkie szanse w starciu z silniejszym lwem. Chyba, że ten nie będzie świadomy siły Guntera. - A owszem zgubiłem. – powiedział, patrząc prosto w oczy przeciwnika. Starał się przybrać jak najbardziej błogą, nieświadomą minę, jednocześnie obserwując każdy ruch Tiba. Miał on na sobie pancerz, co w wypadku walki dodatkowo poprawiało jego sytuację. - Zgubiłem cel w życiu mój drogi przyjacielu! – Gunter przysunął się bliżej przyjaciela. - Ach moja biedna ciocia Adelajda! – obejrzał łapy lwa, okute w pancerz. Auć, to by bolało. – Zdechło się mojej kochanej ciotuni. Przychodzę do niej pewnego dnia na niedzielny obiad, a tu patrzę moją drogą ciocię zeżerają sępy – tylne łapy też, niedobrze - Przykra sprawa, jak to śmierć zabiera nam bliskich. Czy to zasługa starości, czy może szybko postępującej choroby? W takim wieku nawet zwyczajne przeziębienie bywa zabójcze. – dwa potencjalne miejsca, w tym jedno szczególnie bolesne – A może staruszka przesadziła z tymi ziółkami, których jej nazbierałem na imieniny, kto wie. – wypatrzył w trawie ostry kamień. To może się przydać. – I co ja teraz pocznę... - nagle Tib przerwał fascynującą opowieść Gunter, zamachując się na niego łapą. Znachor, spodziewając się tego, w ostatniej chwili odchylił się, a cios przeciął powietrze. Stracił jednak na chwilę równowagę, a wtedy przeciwnik skoczył na niego i całą swoją masą przygwoździł go do ziemi. Gunter przygnieciony cielskiem rywala nie mógł nawet się poruszyć. Lekko się dusząc, wysapał tylko: - Aż tak cieszysz się na mój widok, lieber Freund? RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 14-02-2018 Pomimo, że nie wszystko do końca poszło po jego myśli, to Gunter ostatecznie znalazł się tam gdzie Tib by sobie tego życzył. Znachor był teraz zdany na łaskę lub niełaskę brązowogrzywego, który bardzo chciał wyjaśnić z nim kilka spraw. Oczywiście puścił mimo uszu zasłyszaną wcześniej opowieść. Właściwie to stary nie dałby sobie łapy uciąć czy cała ta historia z ciotką jest legitna, czy została wymyślona przez Guntera na poczekaniu, by tylko uśpić jego czujność. Mein Gott, że też zapomniałem że on potrafi być tak wnerwiający- pomyślał Tib wzdychając przy tym cicho. -Też się cieszę mein Freund i wybacz, że nie poskoczę teraz z radości ale mogłoby się to źle skończyć dla Twoich żeber- rzekł, jednocześnie przykładając prawą łapę do gardła powalonego samca. -A teraz przejdźmy do sedna naszej rozmowy…- zaczął, jednocześnie prostując tylne łapy, by tym samym odciążyć nieco znachora. Przez cały czas jednak, przednie kończyny samca spoczywały na ciele oponenta, uniemożliwiając mu tym samym oswobodzenie się. -Powiedz mi bitte mein Freund, co porabiałeś gdy Berko pojawił się na naszych terenach? Uprzedzam, że jeżeli zorientuję się, że spróbujesz mnie oszwabić, to Cię zabiję- powiedział spoglądając prosto w ślepia powalonego samca, który w tym momencie mógł poczuć delikatne ukłucia tibowych pazurów, w miejscu gdzie zaczynała się jego grzywa. -A, i jeżeli znów zaczniesz gadać od rzeczy, to skończysz jak ten lew, któremu odrąbaliśmy wszystkie kończyny a potem wrzuciliśmy do rzeki. Gunter powinien jeszcze pamiętać tamtą akcję ze szpiegiem. W sumie jakby spojrzeć na to z perspektywy czasu, to takie postępowanie ze ze złapanymi agentami, było nieco...brutalne. Ale przecież oni tylko wykonywali swoje rozkazy. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 14-02-2018 Położenie, w jakim znalazł się znachor nie było zbyt komfortowe. - Będąc w mojej sytuacji nie chciałbym się skarżyć, ale jakaś gałąź wbija mi się w hmmm, wrażliwe miejsce. Gdybyś był tak łaskawy przyjacielu i leciutko się przesunął. – Tib zmniejszył nacisk, co przyniosło lekką ulgę, jednak Gunter dalej nie mógł się poruszyć. Znachor nie tracił rezonu, mimo że ledwo mógł oddychać pod ciężarem starszego lwa. Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji, doszedł do nieprzyjemnego wniosku, że nie ma szans się uwolnić. Trzeba było spróbować innego sposobu. - Nic się nie zmieniłeś Tib, zawsze lubiłeś być górą. Chociaż jesteś cięższy niż za dawnych czasów. – wyprowadzanie przeciwnika z równowagi było jedyną bronią, kiedy znajdował się pod nim przygnieciony i bez możliwości ruchu. – Myślę, że podskakiwanie byłoby w tej chwili wielce niewskazane, jak by to wyglądało, mein Freund? I bardzo proszę mój drogi, trzymaj łapy na widoku. Połuchaj przyjacielu, rozumiem, jesteśmy sami w Upendi, róże, świergot ptaków, ale może odłóżmy mizianie się na później. Dziś boli mnie głowa. Znachor uśmiechnął się bezczelnie do Tiba i z zadowoleniem obserwował jego narastającą irytację. Nie wierzył w jego groźby. Razem służyli w Szwadronie, a najważniejszą zasadą było tam – nie zabijaj bez potrzeby. Miał zamiar doprowadzić lwa do wściekłości i wykorzystać jego emocje, aby zdobyć przewagę. Tib chciał wyciągnąć z niego informacje o Berko. Gunter nie był dumny z tego co zrobił. Pomylił się, pokładając zaufanie w Berko, ale wtedy to była jego jedyna nadzieja na odzyskanie dawnego stada. Odpokutował już jednak swoją winę i nie musiał się nikomu tłumaczyć. - Ach, Pan Kadłubek! Jeden z moich najsympatyczniejszych pacjentów. Ale żeś go wtedy urządził. Porąbałeś go beze mnie, taki był z ciebie kolega! Cała zabawa mnie ominęła, a wiesz jak lubię dźwięk pękających kości, przywołuje u mnie wspomnienia z dzieciństwa. – w tym momencie na pysku znachora pojawił się błogi uśmiech – Dopiero jak ci mało co nie wykitował w czasie tortur, wtedy dopiero sobie o mnie przypomniałeś! I prosisz, Herr Doktor pilnuj żeby się nie wykrwawił. Przywlekasz mi truchło bez czterech kończyn, a ja mam go odratować, bo ma się utopić, a nie wykrwawić. I co? I udało mi się! A czy ktoś mi podziękował? Uścisnął łapę? Czy powiedział, dobra robota Herr Doktor? Nie! Kompletny brak wdzięczności! Masz ty w ogóle pojęcie jak krew plami futro? Zanim zacząłem się zajmować leczeniem byłem blondynem! Rozumiesz to?! Blondynem! RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 19-02-2018 Tib nieco się zmieszał gdy Gunter uświadomił mu, że znajdują się w Upendi. Gdyby mógł to stary zarumieniłby się teraz nieco, bo z perspektywy trzeciej osoby cała ta sytuacja mogła wyglądać nieco dwuznacznie. W sumie to pewnego razu podczas ich wspólnego treningu przydarzył się drobny incydent incydent... Tib popatrzył na znachora wzrokiem, po którym tamten mógł się domyslić, że w tym momencie stary lekko się speszył. Nein, im dłużej o tym myślę, tym bardziej oddalam się od celu tej "romowy", możliwe że to celowa zagrywka tego starego świra- uświadomił sobie w myślach a wszelki ślad po emocjach zniknął z jego pyska. Stary groźnie odsłonił zęby i stuknął ogonem o ziemię, gdy znachor po raz kolejny wypomniał mu jego masę i przez moment starego korciło by zatrzasnąć szczękę na szyi dawnego kompana. Na szczęście, wpojone w młodości zwyczaje wzięły górę nad emocjami i po chwili w wyrazie Tiba nie było nawet śladu zgorszenia. W sumie to nie miał pewności, czy wkurzenie go jest częścią jakiegoś większego planu, czy po prostu Gunter robi to dla jaj. W każdym razie, jeśli czarnogrzywy będzie chciał wyprowadzić go z równowagi to będzie musiał znaleźć lepszy sposób. Kiedy znachor zaczął wspominać tamto zajście z „Panem Kadłubkiem” , na pysku Tiba pojawił się lekki uśmieszek. Tak, to były dobre czasy. I pomimo, że stary poprzysiągł sobie, że będzie konsekwentnie potępiać swoją przeszłość, to w tym przypadku był na etapie: żałowania, że nie żałuje. W sumie to z chęcią dołączyłby do wspominania dawnych dobrych lat, gdyby nie fakt, że Gunter ewidentnie próbował zmienić temat a Tib był już nieco za stary na takie sztuczki. W sumie to powinien go teraz przesłuchać, tylko jak? Zadawanie bólu było jedną z najgorszych metod, bo ostatecznie przesłuchiwany mówił to co jego oprawca chciał usłyszeć, tak więc ta opcja odpadała. A gdyby go tak ogłuszyć, zawlec do jakiejś groty, przywiązać do skały i przez trzy dni uniemożliwiać zaśnięcie? Kłamanie wymaga użycia wyobraźni a po kilku nieprzespanych dobach Gunter nie byłby w stanie wymyślać nowych bajek i wyśpiewałby mu calutką prawdę. Tylko, że wtedy Tib musiałby poprosić o pomocą Arvo i Tene… Dobra, to może tak… -Pewien lew na chwilę przed śmiercią zdradził mi sehr interessante Information…- na pysku Tiba zagościł szeroki, nieco złowrogi uśmiech…-otóż powiedział mi, że postanowiłeś przyłączyć się do tego sukinsyna Berko i pomóc mu w realizacji jego planu, niezłe co?- w tym momencie stary lew mógł sprawiać wrażenie jakby był w trakcie opowiadania żartu albo innej zabawnej historii. -W każdym razie…-stary nachylił się, by jego pysk znalazł tuż przy uchu znachora. -Du sitzt w gównie po same uszy mein Freund i niezależnie od tego co mi powiesz, to nie będziesz już w stanie pogorszyć swojej i tak beznadziejnej sytuacji- wyszeptał przez cały czas zachowując na pysku złośliwy uśmieszek. -To jak mein Kamerad, będziesz współpracować?- Tib cofnął łeb do wcześniejszej pozycji i aby zapobiec kolejnemu wylewowi gunterowej twórczości, przycisnął prawął łapą jego gardło. -Jeśli masz zamiar mówić z sensem to delikatnie kiwnij głową- rzekł nieco rozbawiony zarówno swoim pomysłem jak i całą tą sytuacją RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 20-02-2018 Na pysku Tiba pojawił się dziwny wyraz, czy on był… zawstydzony? Gdyby nie znał Tiba stwierdziłby, że ten peszy się jak młoda lwiczka. Tylko raz widział podobną minę u przyjaciela. To było tego dnia podczas ćwiczeń w lesie kiedy… mieli o tym nigdy więcej nie rozmawiać. Ten jeden dzień, który oboje zdecydowali się zapomnieć. Gunter poczuł na gardle ostre pazury. Czy tak traktuje się przyjaciół? Co prawda dawno ze sobą nie rozmawiali, od ich ostatniego spotkania minęło sporo czasu, a Tib mógł uważać Guntera za zdrajcę, ale chyba wspólna służba coś jeszcze znaczy. Musiał wygarnąć napastnikowi, co o nim myśli. - Gggghhhhrhhhggggg… – wydobyło się tylko z jego paszczy. Trudno rzucać wyzwiskami kiedy ktoś akurat cię dusi. Można było je jednak bez problemu wyczytać w oczach Guntera. Żarty się skończyły. Sytuacja wcześniej była trudna, jednak teraz znachor znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Bez możliwości ruchu ani odezwania się nie miał żadnego sposobu na pokonanie przeciwnika. Mógł dalej iść w zaparte i unikać odpowiedzi. Znał przecież metody Tiba, uczyli się ich razem w Szwadronie i wiedział, że przyjaciel go nie zabije. Potrzebował informacji, więc zapewni Gunterowi powolne i nieprzyjemne tortury. Ale to nie strach zmusił znachora do współpracy – lata służby zrobiły swoje i był na niego odporny. Zdecydował sentyment wobec Tiba. Wiedział przecież, co stało się w wyniku ataku Berko. Ach, słodka Mosi i jej cudowne córeczki, mógł sobie tylko wyobrażać jak strata ich dotknęła jego przyjaciela. Gunter sam nigdy nie założył rodziny, ale żona i dzieci Tiba były mu bliskie jak gdyby był ich krewnym. Był jeszcze jeden powód. Najbliższy mu przyjaciel uważał go za zdrajcę. Może nie czuł do niego nienawiści, ale na pewno miał mu za złe przyłączenie się do Berko. Być może nawet wierzył, że Gunter jest współodpowiedzialny za morderstwa dokonane przez szalonego przywódcę. Towarzysze ze Szwadronu byli jak rodzina, więc znachor nie mógł pozwolić, żeby Tib – jedyny przyjaciel, którego posiadał, miał o nim takie zdanie. Zdrada Amana także musiała złamać serce starego lwa. Przynajmniej z punktu widzenia Tiba wyglądało to na zdradę. Tak naprawdę Aman nigdy nie sprzeciwił się ojcu i poświęcił bardzo wiele, żeby przejść do obozu wroga i zniszczyć go od środka. Wykazał się przy tym ogromną odwagą i Tib musiał się o tym dowiedzieć. Prawdziwy wojownik wie kiedy należy walczyć, a kiedy jest czas, żeby się poddać. Gunter mimo wbijających się w jego szyję pazurów skinął powoli głową. Na ten znak Tib rozluźnił uchwyt. - Dziękuję przyjacielu, dobrze znów odetchnąć. – pomijając fakt, że każdy oddech był bolesny ze względu na masę obciążającą jego płuca – Powiem ci wszystko, co chcesz. Na początku, Tiberiusie musisz wiedzieć, że ani ja ani Aman nie jesteśmy zdrajcami. – spojrzał prosto w oczy przyjaciela, aby mógł się przekonać, że znachor mówi prawdę. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 25-02-2018 Spoglądając prosto w oczy Guntera, Tib dostrzegł że cała złość która trawi jego kompana lada moment ulotni się przez paszczę. Chcąc oszczędzić sobie nerwów i przy okazji poprawić nieco swój humor stary nieco mocniej przycisnął łapą gardło znachora. -Wiesz, coś dziwnie mówisz mein Freund, to jakiś nawy dialekt?- zażartował- a może coś przeszkadza Ci w wyrażaniu Twoich myśli? – dodał, wyszczerzony w złośliwym uśmiechu. Dobra, czas zatrzymać tę karuzelę śmiechu, bo jeszcze okaże się, że Gunter jest niewinny i będzie problem-pomyślał jednocześnie pozbywając się z pyska resztek głupkowatego wyrazu. Kiedy czarnogrzywy kiwnął łbem, Tib zgodnie z umową osłabił nacisk, jednak był gotowy by w razie czego odebrać znachorowi prawo do głosu. To co chwilę później usłyszał było dla niego swego rodzaju szokiem. Od czasu ucieczki nie było nocy podczas której brązowogrzywy nie powracałby myślami do tamtej sytuacji. Zdrada Amana świadczyła, że zawiódł jako ojciec, bo w chwili próby jego najukochańszy syn bez skrupułów wbił mu nóż w plecy. Wizja, że to wszystko było podstępem wydawała się staremu piękna, aż nazbyt piękna. Tib podejrzewał, że to tylko kolejna bajeczka wymyślona przez Guntera, chociaż równie dobrze, czego z całego serca teraz pragnął, mogła to być prawda. Stary powoli ściągnął łapę z gunterowej szyi, po czym ułożył ją na jego barku. Pomimo, że znaczna część ciężaru Tiba dalej uniemożliwiała znachorowi oswobodzenie się, to teraz mógł chociaż swobodnie mówić. - Wo ist Aman?- zapytał, spoglądając Gunterowi prosto w oczy. Liczył, że nie musi powtarzać co mu zrobi jeśli zorientuje się, że tamten spróbuje go oszwabić. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 27-02-2018 Nie liczył, że Tib od razu go uwolni i uściśnie mu serdecznie łapę, ale mógłby chociaż pozwolić mu wstać. Zastanawiał się, jakich obrażeń wewnętrznych zdążył się nabawić w czasie tej rozmowy. Zmiażdżona wątroba? Na pewno. Złamane żebra? Tak ze trzy. Poruszył się lekko próbując wyczuć swoją klatkę piersiową. Chyba jednak cztery. Nie licząc faktu, że kończyny do których nie dopływała krew prawdopodobnie będzie musiał sobie amputować. Chociaż ucinanie łap byłoby znacznie bardziej komfortowe niż zostanie zgniecionym na śmierć. Rozumiał jednak dlaczego przyjaciel mu nie ufa i nie próbował się uwolnić siłą. To tylko utwierdziłoby Tiba w przekonaniu o jego winie. Kiedy usłyszał pytanie opuściła go resztka wesołości. Czy miał powiedzieć, że nie wie gdzie jest Aman, chociaż powinien go pilnować jak własnego syna? Kłamstwo nie wchodziło w grę, Tib od razu by je przejrzał. Musiał więc powiedzieć prawdę i odważnie przyjąć wszelkie konsekwencje. - Zawiodłem cię. Przez ostatni rok czuwałem nad Amanem, wspólnie walczyliśmy ze stadem Berko i udało nam się zniszczyć je od środka. Uwierz mi, gdybym wiedział, co on zrobi nigdy bym do niego nie dołączył. Jak ostatni głupiec dałem się zwieść jego obietnicom o odnowieniu rodzinnego stada. - tylko jeden raz pozwolił sobie na nadzieję i okazała się ona zdradliwa, jak każde inne uczucie. -Jednak kiedy tylko dowiedziałem się o ataku na twoją rodzinę, już wiedziałem, że nie spojrzę ci więcej w oczy, dopóki nie zanurzę pazurów w gardle Berko. Było dla mnie szokiem, kiedy Aman dołączył do naszego stada. Jednak miał on przygotowany plan zemsty i do jego wykonania poświęcił wszystko co miał – nawet twoje zaufanie. Przystałem na jego pomysł, mimo że za każdym razem kiedy widziałem Berko wyobrażałem sobie jak spijam krew z jego rozszarpanych tętnic. - często obmyślał jak mógłby to zrobić, aby zadać mu jak najwięcej bólu przed śmiercią. - Udało mi się jednak z tym ukrywać i oboje graliśmy role wiernych członków stada. Ja – przepełnionego nadzieją o własnym domu, Aman – zbuntowanego syna, który opuścił ojca by dołączyć do silniejszego przywódcy. Musisz wiedzieć, że twój syn okazał się doskonałym strategiem i wojownikiem. W ostatniej bitwie stado Berko poszło w rozsypkę, ale ja czuję jakbym ją przegrał. To ścierwo, które tytułowało się przywódcą uszło z życiem i uciekł zanim zdążyłem go dopaść, a w zamieszaniu, które wtedy powstało straciłem Amana z oczu. Próbowałem go odnaleźć, ale na próżno. Wtedy uznałem, że na pewno wyruszył, aby znaleźć ciebie i zrobiłem to samo. Gunter nie mógł dalej patrzeć na Tiba. Bał się, że zobaczy w jego oczach nienawiść, a to byłoby bardziej bolesne niż połamane żebra. - Verzeih mir. Nie wiem, gdzie on jest. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 04-03-2018 Tym razem Tib nie zamierzał przerywać Gunterowi. W momencie gdy znachor wspomniał o dołączeniu do Berko, to mógł poczuć jak tibowe pazury wbijają się boleśnie w jego skórę, jednak już po chwili jego oprawca powstrzymał targające nim emocje. Prawdę mówiąc doskonale rozumiał motywy Guntera, bo jakaś jego część pragnęła tego samego. Znów być częścią stada, które podejmuje się heroicznego wysiłku oczyszczenia świata ze wszystkim szkodliwych elementów. Znów móc mordować samice i młode w imię wyższych idei i trwać przy tym w naiwnym przekonaniu, że uczyni to świat lepszym. Tib westchnął ciężko i na powrót skupił się na słowach znachora. Kiedy Gunter wspomniał na Amanie na pysku starego pojawił się wyraz bólu, który wraz z kolejnymi słowami znachora tracił na wyrazistości. Tib bardzo chciał w to wierzyć, że to wszystko było zaplanowane, że w rzeczywistości Aman realizował jakiś plan. W sumie to to samo na jego miejscu zrobiłby Tib. Stary doskonale pamiętał że poświęcił niezliczoną ilość popołudni na tłumaczenie synom idei sztuki wojennej i to, że Aman postanowił wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce było bardzo prawdopodobne. W końcu nie był on uczuciowym typem i zazwyczaj kierował się chłodna kalkulacją. Te myśli tylko podsyciły tlącą się w nim nadzieje, że jego ukochany syn tak naprawdę nigdy go nie zdradził. Tib z chęcią podskoczyłby teraz z radości ale z drugiej strony nie chciał zrobić Gunterowi krzywdy, więc ograniczył się jedynie do uśmiechu. Kiedy, zobaczył jak znachor spuszcza wzrok,zrobiło mu się głupio. Znał go przez większą część swojego życia i przez ten czas Gunter stał się dla niego kimś w rodzaju brata, a pomimo to jeszcze chwilę temu był gotów pozbawić go życia. Stary powoli ściągnął łapy z gunterowych barków umożliwiając mu tym samym podniesienie się z ziemi. -Nie mam Ci czego wybaczać, mein Freund. Razem z Amanem podjęliście ogromne ryzyko by obalić tyrana. Kiedy wy walczyliście, ja po raz kolejny zawodziłem jako ojciec...- Gunter mógł dostrzec, jak w oczach Tiba zbierają się łzy. Stary zdając sobie z tego sprawę, odszedł na kilka kroków od czarnogrzywego i starł je szybkim ruchem łapy. -Czasami mam wrażenie, że to wszystko zaczyna mnie już męczyć. Gdziekolwiek się nie zjawię, wszędzie spotyka mnie to samo: ból, cierpienie, śmierć…-urwał po czym spuścił łeb. Nie licząc Berko, Gunter był jedyną osobą, która znała przeszłość Tiba i ten mógł rozmawiać z nim na dowolny temat. Z pozoru niewinne pogadanki miały na starego zbawienny wpływ, a teraz stary odczuwał ogromną potrzebę wygadania się przed kimś. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 06-03-2018 Nareszcie mógł wstać, już zaczynał się bać, że pod wpływem tego nacisku zmieni się w skamielinę. Chociaż… mógłby wtedy zostać atrakcją turystyczną. Szkoda tylko, że byłby zbyt martwy, żeby przyjmować opłaty za oglądanie samego siebie. Najważniejsze, że Tib poznał prawdę i nie miał do niego żalu. Mając tą świadomość Gunter mógł dalej żyć w spokoju. Zmrużył oczy, nie wierząc w to co widzi. Czy ten stary drań, który w dawnych czasach bez mrugnięcia okiem mordował bezbronne dzieci i zawodzące samice, teraz płakał? Niemożliwe, co mogłoby zmusić tego zbrodniarza bez serca do łez? Czy przez ten czas, kiedy się nie widzieli Tib aż tak bardzo się zmienił i był teraz roztrzęsionym staruszkiem? Na pewno nie, musiało chodzić o coś innego. Zawodził jako ojciec… Rzeczywiście, Aman nie był jego jedynym synem. Był jeszcze Haki, ta futrzasta klucha, która ganiała własny ogon. Tib robił co mógł, ale nawet najlepsze wychowanie nie zrobi z ofiary losu porządnego lwa. Dla Guntera niesamowitym było, że Haki w ogóle dożył wieku dorosłego. Biorąc pod uwagę ilość i różnorodność medykamentów jakie testował na nim kiedy był dzieckiem, Haki już od dawna powinien był wąchać stokrotki od spodu. Swoją drogą ciekawe co u niego. Może znalazł jakąś wyjątkowo naiwną lwicę i doczekał się dwugłowych lwiątek, które świecą w ciemności. Nie mógł skupić się na tych rozmyślaniach, widząc że Tib czymś się zadręcza. - Tiberiusie, jestem pewien, że nie zawiodłeś jako ojciec. Zwyczajnie trafił ci się beznadziejny przypadek do wychowywania. – spróbował go pocieszyć. Jednocześnie przybliżył się do przyjaciela i uśmiechnął się szeroko. - A co słychać u twojego Hakusia? Pamiętaj, jeśli będzie opowiadał o dziwnych wycieczkach, na które zabierałem go w dzieciństwie nie wierz w ani jedno słowo. – chciał przenieść rozmowę na lżejszy temat, ale Tib dalej wyglądał jakby zjadł nieświeżego likaona. Gunter westchnął więc teatralnie i spojrzał prosto w oczy towarzysza. - No dobra przyjacielu, znamy się od dawna. Pogadajmy sobie jak lew z lwem. Po pierwsze, ciągłe zmęczenie jest oznaką nadchodzącej starości. Nie oszukujmy się Tiberiusie, nie jesteś już najmłodszy, każda chwila przybliża cię do piachu. Także… - oj, zapomniał, że miał go pocieszać – W każdym razie nie ma się czym martwić. Po drugie: co cię boli, dlaczego cierpisz i kto właściwie umarł, bo przydałoby się sklecić jakąś wiązankę. Do florystyki mam co prawda dwie lewe łapy, ale jeśli trzeba, skombinuję jakiegoś wiechcia. - Gunter zastanowił się - Ostatnio pracuję nad sposobem ożywiania zmarłych, ale brakowało mi świeżego truchła do przeprowadzenia prób. Myślę, że moglibyśmy ubić interes. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Tib - 10-03-2018 Gadanina Guntera poprawiła Tibowi humor do tego stopnia, że stary zaśmiał się pod nosem gdy znachor wspomniał mu o Hakim. Cóż, jedyne informacje jakie miał pochodziły od Santi i były one dość skąpe, no nic, jak na razie tyle musi wystarczyć. -Z tego co słyszałem, to nasza zielonooka pierdoła została przygarnięta przez jakąś samotną i dużo starszą od niego lwicę, möglicherweise że nawet starszą ode mnie- dodał ze złośliwym uśmieszkiem. -W każdym razie, dobrze byłoby go znaleźć i trochę się z niego ponabijać- w sumie to była jedna z rzeczy których Tibowi brakowało. W Królestwie nie było z kogo robić sobie jaj i z każdym kolejnym dniem brązowogrzywy odczuwał coraz większą potrzebę, żeby komś dokuczyć. Na nieszczęście starego, jago obecni kompani byli kiepskimi obiektami do żartów. Dalszą gadkę Guntera przyjął z wyraźnym rozbawieniem, gdyż spędzone razem lata nauczyły Tiba, że ze anachorem trzeba rozmawiać w specjalny sposób, który polegał na ignorowaniu około dziewięćdziesięciu procent jego słów. Całą sensowną treść można było spokojnie wyciągnąć z pozostałej dychy. Dopiero, gdy czarngogrzywy napomknął o zwłokach na pysku Tiba pojawił się grymas gniewu. Stary już chciał przywalić znachorowi prosto w pysk i powstrzymał się tylko dlatego, że w porę uświadomił sobie, że przecież tamten nie może wiedzieć o Kamie. Scheiße, staję się zbyt wrażliwy na tym punkcie- pomyślał stary, po czym zaczął się zastanawiać jak w ogóle zacząć swoją historię. -Fangen wir von vorne an…- przemówił, jednocześnie pozbywając się z pyska pozostałości smutku. -Kiedy przybyłem do tej krainy zawędrowałem pod pewną skałę, która okazała się być siedzibą jednego ze stad. Bardzo szybko zostałem wykryty i miejscowi postawili mi ultimatum: albo dołączę do stada, albo do swoich przodków po drugiej stronie. Razem zemną wcielono pewne lwiątko imieniem Kama. Postanowiłem się nim zaopiekować . Opowiadałem mu bajki, szkoliłem go, wyrósł na wspaniałego, silnego młodzieńca- w oczach Tiba pojawiła się wielka łza. -Niestety, pewnego razu przywódca stada zdecydował, ze dobrym testem na sprawdzenie umiejętności Kamy będzie wysłanie go na drugi koniec krainy w roli dyplomaty do stada o którego obyczajach nikt z nas nie miał zielonego pojęcia. Prawdopodobnie młody narobił tam sobie wrogów i pewnego razu kiedy opuścił tereny naszego stada, został zamordowany- Tib nie musiał już robić pauz kiedy o tym wspominał, jednak już samo myślenie o tym zajściu dalej sprawiało mu wielki ból. Po tym zajściu zdezerterowałem i pomogłem w ucieczce dwójce innych osobników. - Hör mir zu, potrzebuję Twojej pomocy w wysłaniu tych sukinsynów na spotkanie ze stwórcą. Zarówno morderców Kamy jak i moich dawnych Kameraden. Wszyscy oni to cholerne podlwy i naszym chwalebnym obowiązkiem jest ich unicestwić. Swoją drogą możesz mieć wiele okazji do eksperymentowania na żywych organizmach- dodał, uśmiechając się szeroko. To jak Gunter, Gott mit Uns?- cóż, kiedyś Tib nie przepadał za tym mottem, ale od czasu gdy zaczął rozmawiać z duchami jakoś łatwiej było mu zaakceptować istnienie czegoś w rodzaju wszechmogącego bóstwa. Inna sprawa, że ten cały „Gott” był jego zdaniem złośliwym sukinsynem który celowo kieruje biegiem wydarzeń tak by zrobić mu na złość. No nic, najwyraźniej każdy ma takiego boga na jakiego sobie zasłużył. RE: Wie in früheren, guten Zeiten [Gunter i Tib] - Gunter - 11-03-2018 Haki i podstarzała lwica… Jak wielka musiała być desperacja, jak bezgranicznie beznadziejna sytuacja, że powstał ten związek. Biedaczka, pomyślał Gunter, pewnie zmusił ją do tego siłą. A może podstępem? Metoda „na wnuczka” często działała na naiwne, starsze panie. Być może biedna staruszka była niedowidząca i nie wiedziała na co się pisze.
Spodobała mu się propozycja znalezienia Hakiego. Ciekaw był jak przybrany bratanek radzi sobie w życiu, a jeszcze bardziej kim jest ta desperatka z którą je dzielił. Kiedy tylko ją spotka, złoży jej szczere wyrazy współczucia. Po części czuł się winny za życiowe porażki Hakiego. Być może nie powinien był testować na nim efektów krótkotrwałego niedotlenienia kiedy był małym lwiątkiem. Skutki uboczne mogły okazać się bardziej długotrwałe niż przewidywał.
- Właściwie to wcale mnie to nie dziwi, twój Hakuś zawsze ciągnął do starszych lwic. Pamiętasz historię z jego opiekunką? Jak widać jego specyficzny gust się nie zmienił. Może podoba mu się kiedy ktoś mu każe myć łapy przed jedzeniem i obiera mu antylopy ze skórki. – chętnie dołączył do drwin z Hakiego. No cóż, to Aman był zawsze jego ulubieńcem. – Szkoda, że nie wiemy gdzie nasz Tölpel uwił swoje miłosne gniazdko. Wypadałoby wpaść i zapoznać się z jego… damą.
Naśmiewanie się z syna zawsze poprawiało Tibowi humor. Wesołość nie trwała jednak długo, a słysząc opowieść o Kamie nawet Gunter stracił swój zwykły uśmieszek na rzecz zatroskanej miny. Nie wiedział wcześniej o żałobie przyjaciela i pożałował swoich wcześniejszych słów.
- Wybacz mein Freund. Jestem pewien że byłeś dla Kamy najlepszym ojcem, jakiego może mieć lwiątko. – widząc łzy Tiba taktownie odwrócił wzrok, udając że ich nie dostrzega. Po raz kolejny utracił rodzinę, więc miał prawo do płaczu. Gunter zastanowił się czy powinien go pocieszyć, ale poprzednim razem przyniosło to odwrotny efekt. Słuchał więc w milczeniu historii towarzysza. Z każdym jego słowem w duszy znachora narastał gniew wobec członków stada oraz jego przywódcy. Jak ktoś tak nieodpowiedzialny i bezmyślny mógł stać na czele grupy? Choć dezercja sama w sobie stanowiła ujmę na honorze wojownika i zawsze uważał, że należy ją karać śmiercią, w tej sytuacji mógł zrozumieć dlaczego Tib to zrobił.
Nie musiał zastanawiać się ani sekundy nad prośbą, którą usłyszał. Na słowo „podlwy” od razu się rozpromienił.
- Ukatrupmy razem paru Unterlöwe, wie in früheren, guten Zeiten. – odpowiedział natychmiast głosem pełnym radości. Znów stanąć ramię w ramię z dawnym towarzyszem broni i poczuć ten dreszcz emocji, walcząc na śmierć i życie. Już od dawna mu tego brakowało.
Co prawda ostatnio wolał eksperymentować na martwych organizmach. Są mniej gadatliwe a ich rodziny mniej skłonne do organizacji linczu. Kiedy jednak usłyszał tę propozycję uśmiechnął się szeroko, a w jego wyobraźni zaczęły kłębić się pomysły na nowe badania. Nie mógł przegapić takiej okazji. W końcu nie tak trudno zrobić z żywego organizmu trochę mniej żywy i kontynuować eksperymenty tak jak planował.
- Gott mit Uns, Tiberius. – rzekł z dumą i zasalutował przed wyższym rangą towarzyszem. Zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za Szwadronem, kiedy odzyskał jego namiastkę. Teraz znów walczyli razem w imię oczyszczenia lwiej rasy i zlikwidowania z niej śmieci. Jak za starych, dobrych czasów.
|