Król Lew PBF
,, Wizyta z przeszłości'' - Opowiadanie na młodszego szamana. - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Opowiadania (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=189)
+---- Wątek: ,, Wizyta z przeszłości'' - Opowiadanie na młodszego szamana. (/showthread.php?tid=2913)



,, Wizyta z przeszłości'' - Opowiadanie na młodszego szamana. - Athastan - 25-03-2018

A więc to dzisiaj. Dzisiaj miał wreszcie sprawdzić nabywane już od dłuższego czasu umiejętności. Szybko jakoś ten czas zleciał. Całkiem dobrze pamiętał, jak się to wszystko zaczęło, jak trafił, jako terminator, pod skrzydła będącego już z drugiej strony życia szamana.
Siedział wtedy z Huntrees nad brzegiem Jeziorka, było już dosyć późno i zaczynało się robić ciemno. Zasadniczo, to nie musiał być akurat być wcale w tej okolicy, mogli rozmawiać gdziekolwiek, tym bardziej, że jak raz rozprawiali o przysłowiowym mydle i powidle. Tak się jednak złożyło, że tego dnia zawędrowali właśnie na to miejsce, co okazało się być brzemienne w skutki.
W każdym razie, w pewnym momencie, nad lustrem wody zmaterializował się duch. To się czasem zdarzało, i nie robiło teraz już na nim takiego wrażenia, jak za pierwszym razem, tym bardziej, że przybysz na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był tylko nieco bardziej skłonny do rozmowy, niż większość bywalców tego zakątka. A właściwie do monologu, bo zaczął się dwójce nad dobrą sprawę przypadkowych lwów żalić, jak to za jego czasów nie wzywało się przodków, przy każdym święcie, jak to kiedyś nie robił za pośrednika między światami, i jak to teraz nikt nie chce go słuchać. W tym momencie nagle urwał, i chyba uświadomił sobie, aktualną sytuację, w której to żywy lew rozmawia w zasadzie z dwoma duchami, bo po chwili milczenia, zapytał prosto z mostu, czy nie chciałby przypadkiem zająć się kontaktami z tymi z drugiej strony w nieco 'bardziej profesjonalny' sposób.
A on, po chwili rozmowy i wymiany spojrzeń z przyjaciółką, przystał na jego propozycję, i został uczniem.
Od tego czasu pojawiał się nad Jeziorkiem dosyć regularnie, a Elimu, tak bowiem zwał się stary szaman uczył go podstaw szamańskiego fachu.
Wiedza, którą pochłaniał, była dosyć zróżnicowana. Uczył się teorii, począwszy od ogólnej filozofii życia i śmierci, legend, od tych o Władcach na Niebie wstecz, aż do opowieści opiewających genezę świata i ustanowienia aktualnego porządku rzeczy, poprzez wykuwanie na pamięć przeróżnych formuł, pieśni i inwokacji, mających zastosowanie przy wszelakich obrzędach, aż do poznawania budowy elementów szamańskiego wyposażenia oraz przepisów na różne mieszaniny, zarówno te do spalania w ogniu, jak i do rozrzucania na wietrze.
Nie obyło się także bez praktyki - budowy odpowiednich postumentów, pod wykorzystywane akurat artefakty, kreślenia mistycznych symboli na ziemi, czy nauki odpowiedniego użytkowania grzechotki, za którą na razie służył mu zasuszony owoc, z grzechoczącymi wewnącz nasionami.
Osobnym elementem nauki był kurs postrzegania, w trakcie którego nauczył się dostrzegać duchy, także te, które nie ujawniają swojej obecności w danym miejscu. I tu spotkało go zaskoczenie - bowiem jako że Huntrees widział normalnie, a inne duchy był w stanie dostrzec nad tym jeziorkiem, myślał, że w większości przypadków czeka się po prostu, aż dana osoba się zwizualizuje. Rzeczywistość okazała się jednak działać trocję inaczej, i teraz dostrzegał mniej lub bardziej mgliste zarysy w znacznie większej liczbie miejsc.
Dziś jednak nadszedł czas, na podsumowanie zdobytej przez niego wiedzy i swoisty sprawdzian. Dziś miał zlokalizować właściciela kości, które znaleźli przy przysposabianiu grot na szczycie Kilimandżaro, na użytek Cesarstwa. Szczątki dotychczas leżały, złożone z szacunkiem do jednej z pomniejszych, bocznych szczelin, lecz dziś, zmierzając na spotkanie ze swoim mistrzem, niósł czaszkę, potrzebną, by odprawić odpowiedni rytuał.
Po przybyciu na miejsce, przywitał się z będącym już na miejscu Elimim i rozpoczął przygotowania do rytuału. Najpierw zbudował z kamieni niewielkie podwyższenie, na którym złożył czaszkę, po czym zaczął na ziemi wokoło kreślić linie, okręgi i symbole. Gdy skończył, posypał całość garścią suchego piasku, a następnie spożył zawinątko z ziołami, przygotowane przy pomocy stadnego medyka wedle wskazań nauczyciela, i intonując słowa odpowiedniej formuły, zamknął oczy i ułożył łeb na łapach.
 Po chwili leżenia bez ruchu poczuł, jak poprzednie zabiegi zaczynają przynosić efekty. Najpierw na normalny, słyszany przez niego odgłos jeziora nałożył się inny szum, dosyć ostry, nadciągający falami. Kolejne było uczucie zaniku ciążenia, a może po prostu oderwania się od ciała, w każdym razie czuł, jakby unosił się w górę, ważąc mniej niż powietrze. Potem gdy już zawisł w kompletnej ciemności, zaczął klarować się przednim obraz, coś jakby sadzawka pokryta drobnymi zmarszczkami i zaczodząca jakby od tyłu, mgłą. Obraz stopniowo zaczął się wyostrzać i stwierdził, że patrzy pod dziwnym kątem na brzeg śnieżnego lasu. Patrzył w kierunku sawanny, ale jakimś bliżej nie wyjaśnionym sposobem widział również wznoszący się z tyłu szczyt Kilimandżaro. Wizja miała jeszcze jedną ciekawą właściwość, a mianowicie jeśli zatrzymał na czymś wzrok, to ten fragment obrazu wyostrzał się i przybliżał, a wszystko na około uciekało gdzieś na boki.
Gdy jednak zdążył się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, obraz nagle, bez ostrzeżenia pokrył się okręgami, jak powierzchnia wody, gdy spadnie na nią kropla wody i obraz przeskoczył na widok samotnego drzewa na sawannie. Potem był jeszcze brzeg szerokiej rzeki, jakieś skaliste miejsce nad brzegiem, wejście do jaskini i sama jaskinia, z wejściem widocznym za plecami. Jednak tu nie nastąpiła przebitka do kolejnego obrazu. Zamiast tego ściany jaskini rozświetliły się błękitnymi symbolami a na środku zobaczył widmową sylwetkę lwa. A potem wszystko się urwało i poczuł, że spada. Poczuł uderzenie i nagle ocknął się nad Jeziorkiem zlany zimnym potem i z mięśniami napiętymi do poziomu bólu. Leżał tak przez chwilę, starając się rozluźnić a po chwili przewalił się na bok, wciąż dysząc. Po jakimś kwadransie, a może i dłużej, doszedł do wniosku, że należało by dokończyć to, co już zaczął. Wstał więc na wciąż nieco chwiejne łapy i ruszył, w kierunku śnieżnego lasu...
Zlokalizowanie miejsca ukazanego przez pierwszą wizję nie zajęło mu zbyt wiele czasu, w końcu znajdowało się ono dosyć niedaleko Kilimandżaro, które mógł już chyba nazwać domem. Także zasadniczo wiedział, którego odcinka granicy terenów ma szukać, i w zasadzie jedyne co musiał zrobić, to odnaleźć dokładnie ten kierunek, w którym patrzył i ruszyć przed siebie. Tak też zrobił, i po dłuższej chwili dotarł do samotnej akacji, rosnącej na sawannie. I tu pojawił się problem, a mianowicie nie pamiętał, by był mu ukazany jakiś konkretny kierunek. Pozostało mu jedynie oprzeć się na przypuszczeniu, że chodzi po prostu o najbliższą rzekę po drodze. Czyli w tym wypadku Słoneczną, nad którą też powędrował najkrótszą możliwą drogą, a dotarłszy na miejsce, ruszył w dół nurtu, by tak jak w wizji mieć wodę po swojej lewej.
Jakoś tak po trzech godzinach doszedł jednak do wniosku, że chyba jednak coś zepsuł. Przez całą drogę nie widział niemal żadnych skał, nie licząc kilku pojedynczych głazów i niewielkich plaż z otoczaków. Żadne z tych miejsc definitywnie nie było tym, którego szukał, z resztą nawet na logikę rzecz biorąc, nie mogło tu być żadnych jaskiń. Jedyne, co mogło tłumaczyć dotychczasowy brak postępu w poszukiwaniach, był fak, że najzwyczajniej w świecie był nie tam gdzie powinien. A skoro miał rzekę z tej strony, z której powinien, to jedynym wyjaśnieniem było to że to on był ze złej strony rzeki. Przeprawił się więc na drugą stronę, a potem zmęczony i w złym humorze ruszył z powrotem.
Gdy dotarł już na miejsce odpowiadające temu, które widział, zaczynało się robić ciemno. Znaczyło to, że odkąd zaczął tą całą dzisiejszą akcję minęło już ponad dwanaście godzin, bo rytuał rozpoczął jeszcze przed świtem. A pomyśleć, że mógł mógł oszczędzić całkiem sporo czasu, gdyby tylko od razu wpadł na to, by pójść we właściwą stronę.
Gdy jednak zobaczył ciemne wejście do jaskini, natychmiast przestał odczuwać zmęczenie i złość na stracony czas, a zamiast tego pojawiło się rosnące podniecenie. Był już na miejscu, i teraz miał zebrać pierwszy plon dzisiejszego całodziennego wysiłku i wszystkich poprzednich dni szkolenia. Teraz miało nastąpić ostateczne podsumowanie.
Zwolnił kroku i powoli, z namaszczeniem, przekroczył próg jaskini i zagłębił się w ciemność. Która jednak nie była zupełna, przynajmniej dla niego, bowiem w środku delikatnie świeciły mgliste symbole z jego wizji. Zaś na środku stał widmowy lew, który powoli odwrócił łeb i spojrzał na niego. Stali tak i patrzyli na siebie dłuższą chwilę, a potem młody szaman powiedział:
- Witaj. Szukałem cię...


RE: ,, Wizyta z przeszłości'' - Opowiadanie na młodszego szamana. - Mistrz Gry - 27-03-2018

Opowiadanie zaakceptowane, tytuł będzie wpisany dzisiaj. Tylko proszę ostrożnie z tym ogniem i bez nadużyć (na terenach Cesarstwa nie ma naturalnych źródeł ognia).