Jaskinia z widokiem na Upendi - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171) +--- Dział: Kilimandżaro (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=80) +--- Wątek: Jaskinia z widokiem na Upendi (/showthread.php?tid=3154) |
Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 11-09-2018 Wysoko umieszczona jaskinia, z której roztacza się widok na kojącą oczy zieleń Upendi. Siedząc w wejściu można nacieszyć uszy świergotem ptaków, a północny wiatr niesie ze sobą woń kwiatów i świeżych roślin. Zapewne jedyną wadą tego miejsca jest lekki chłód bijący od mroźnego Kilimandżaro.
W tej niespecjalnie dużej grocie urządził swoją siedzibę znachor, znajdując tu schronienie przed innymi zwierzętami, które rzadko kiedy zapuszczają się w ten rejon góry.
RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 11-09-2018 - Nareszcie w domu. – rzucił do Warsira. Ale czy uczeń w ogóle tu z nim przyszedł? Jak zwykle nie wiedział. Fakt obecności lub nieobecności podopiecznego nie przeszkadzał mu w rozmawianiu z nim. – W sprawie cisu miałeś rację. Nie potrzebuję go wcale na szczury. Rozmowa z antylopą przypomniała mu o spotkaniu z Tamu. Mówili wtedy o Kręgu Życia, o bogach, o nieśmiertelności i pomimo całego grobowego nastroju jaki ta rozmowa niosła ze sobą, znachor najlepiej zapamiętał jedno zdanie wypowiedziane przez młodzika. Bał się, że kiedyś może stać się taki jak Gunter. Tym właśnie był. Potworem, który robił rzeczy okrutne i niewybaczalne bez mrugnięcia okiem. Całkowitą odwrotnością osoby ze swych dziecięcych marzeń. Kiedy był dzieckiem, chciał wynaleźć lek, które uleczy wszystkie choroby. Chciał pomagać cierpiącym, służyć im swą wiedzą i umiejętnościami. W którym momencie życia pozbył się marzeń o idealnym świecie? Może wtedy gdy ojciec po raz pierwszy otworzył przed nim ciało lwa, by pokazać bijące jeszcze serce. Może kiedy będąc jeszcze uczniem medyka zadał pacjentowi śmierć, by ukrócić jego cierpienia, gdy nie potrafił już go uleczyć żadnymi metodami. Do dziś prześladowało go to wspomnienie. Widok tamtych oczu, gdy cierpienie ustępowało w nich miejsca strachowi. Albo wtedy w Szwadronie, kiedy wymordowali całe stado na rozkaz dowódcy. Starcy niezdolni do obrony swych rodzin, samice w ostatnim akcie odwagi zasłaniające potomstwo własnym ciałem, dzieci krzyczące, widząc jak wojownicy na ich oczach podgryzają gardła ich rodzeństwu. Nikt o zdrowych zmysłach i resztkach sumienia nie potrafiłby żyć z ciężarem tych czynów. Szaleństwo było jedynym azylem. Potrzebował ukojenia nerwów. Oderwania się od wspomnień, zanim te przejmą nad nim kontrolę. Zanim obudzą się głosy. Chwiejąc się lekko na trzęsących się łapach podszedł szybko do półki z ziołami. Widział niewyraźnie, więc gwałtownym ruchem zrzucił wszystkie zioła na ziemię i węchem odnalazł miętkę. Próbując opanować drżenie łapy, roztarł wysuszone liście na kamieniu. Przypadł całym ciałem do ziemi i zanurzył nos w pachnących okruchach, wzdychając z ulgą. -1x kocimiętka RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 11-09-2018 Kocimiętka przestawała powoli działać, a błoga nieświadomość odpływała, zostawiając pole wyrzutom sumienia i bolesnym wspomnieniom. Zimna podłoga jaskini uwierała go w plecy, a w dawno zranionej łapie odezwał się tępy ból. Początkowo próbował zająć myśli liczeniem kępek porostów na suficie, zaraz jednak opuścił ciężką głowę na ziemię i zamknął oczy. - Ha! Proszę, śmiej się ze mnie do woli! – zawołał z gorzkim śmiechem – Wiem przecież dobrze, że cię tu nie ma. Nikogo ze mną nie ma. – zamilkł i zacisnął mocniej powieki, próbując odpędzić kłębiące się przed nimi wizje. - Powinienem już się przyzwyczaić. Zawsze byłem sam. – spojrzał znów w górę i utkwił nieruchomy wzrok w zacieku porośniętym pleśnią – Jesteś tylko kolejnym głosem, który przybył mnie dręczyć. Kolejną osobą, którą skrzywdziłem. Porwałem cię. Ukradłem twoim rodzicom, którzy na pewno dniami i nocami czekali na twój powrót do domu. I po co? – przewrócił się na bok, by ujrzeć wejście do jaskini, jednak zgodnie z przypuszczeniami nikogo tam nie było. - Zawsze pragnąłem mieć rodzinę. Choć namiastkę rodziny. Ale nigdy nie założyłem własnej. Stroniłem od samic, bojąc się, że długo budowana tarcza obojętności mogłaby się rozpaść, a wtedy nie byłbym w stanie dłużej zajmować się tym co robiłem. Odcinałem się od uczuć, bo tylko tak byłem w stanie spać w nocy, a w dzień spoglądać innym w twarz. Nie tylko tego się obawiałem. Obiecałem sobie nigdy nie spłodzić dziecka, abym nie stał się dla niego takim ojcem jak mój własny. W ten sposób chciałem przysłużyć się społeczeństwu. Uniemożliwić sobie skrzywdzenie niewinnej istoty. Ochraniając innych, skazałem samego siebie na samotność. – spojrzał tęsknie na półkę z ziołami, ale wiedział, że tam już nie znajdzie ukojenia. Skrytka ze sfermentowanymi owocami także była od dawna pusta. - Owszem, miałem przyjaciela. Nasze łapy były zbrukane tą samą krwią. To on nauczył mnie zabijać. Przygarnął mnie, zagubionego, który uciekł od ojca i potraktował jak własnego brata. Ale jak bardzo różniłoby się teraz moje życie, gdyby wtedy odesłał mnie do domu, mówiąc, że jestem zbyt młody by walczyć… Przed wstąpieniem do Szwadronu byłem medykiem. Choć nie w każdym przypadku potrafiłem pomóc choremu, moją rolą było ratowanie życia. Przez niego to się zmieniło. Nauczyłem się nie widzieć przerażonych twarzy i nie słyszeć krzyku bólu, gdy z uśmiechem na ustach odbierałem komuś życie. To nie była nawet honorowa walka. Byliśmy rzeźnikami. Na widok naszych symboli nawet najdzielniejsi uciekali jak zaszczuta zwierzyna, a stadni szamani obrzucali nas klątwami jak demony. Niewiele zresztą się od nich różniliśmy. – spojrzenie znachora znów powędrowało w kierunku wejścia i zatrzymało przez chwilę na leżących w progu gałęziach. Zdało mu się, że widzi na nich krople krwi. Tak samo splamiona krwią była ziemia, za każdym razem, gdy opuszczali teren jakiegoś stada. - Mówiono nam, że jesteśmy bohaterami. Że bronimy naszego stada. Tak naprawdę byliśmy tchórzami, mordującymi bezbronnych. – czerwone plamki nie były jednak krwią. To tylko owoce cisu, przywołujące go do siebie niewidzialną siłą. Odwrócił się w drugą stronę i zakrył uszy łapami, by nie słyszeć ich zewu. RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 12-09-2018 Oddech powoli się uspokajał, lecz serce nadal biło jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi. - Jak myślisz, mój drogi, dlaczego tak zapalczywie próbowałem wynaleźć sposób na nieśmiertelność? – utkwił pełen bólu wzrok w nieistniejącym rozmówcy – Nie bałem się śmierci. Jest ona nieodłączną częścią życia. Nie chcę żyć wiecznie i po nieskończoność tłuc się po tej ziemi. Och, jakże cudownie byłoby wreszcie uwolnić się od wszystkich cierpień i po prostu zasnąć, nie budząc się nigdy więcej. Ale bałem się, że śmierć nie jest końcem. Że obudzę się po drugiej stronie i spotkam tych wszystkich, których skrzywdziłem. Spojrzę im znów w oczy i nie znajdę słów, by usprawiedliwić moje czyny. Wiesz dlaczego nie wierzę w duchy? Gdyby miały możliwość zstępowania na ziemię, już dawno by po mnie przyszły. Chociaż, czy na pewno ich spotkam? Na takich jak ja z pewnością czeka specjalne miejsce w otchłani. Szamani mówią o palącym ogniu i nieustannym bólu, jaki spotyka trafiających do piekła. Ale zniósłbym te tortury bez słowa skargi. To słuszna kara za ilość dusz, którą odesłałem z tego świata. Bylebym tylko nie musiał spoglądać im w oczy. Rozluźnił mięśnie i ułożył się wygodniej na kamiennej podłodze. - Ach bogowie! Nie wiem, czy mnie słyszycie, ani czy śledziliście mój los ze swych niebiańskich tronów. Porzuciliście ten świat, ale zapewne nawet stwórcy mogą być czasem zmęczeni. Wiedzcie, że was rozumiem. – westchnął, unosząc oczy ku górze. – Złorzeczyłem na was i na wasze wyroki. Trudno pogodzić się z czymś, co wydaje się niesprawiedliwe. Jednak nic z tego nie ma już znaczenia. Już się nie boję. RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 12-09-2018 - Wygląda na to, że nadszedł już koniec. – spróbował przywołać na pysk uśmiech, lecz było to zbyt trudne – Oto więc moje pożegnanie. Podźwignął się ociężale z ziemi i na niepewnych łapach dowlókł do progu jaskini. Tam czekało na niego rozwiązanie wszystkich trosk. Przysunął bliżej siebie gałęzie i usiadł naprzeciw nich. Podniósł wzrok, by jeszcze raz spojrzeć na swojego ucznia, ale wizja już się rozwiała. Został sam. - A więc tak zakończy się mój los. W ciszy, w samotności, we własnej jaskini. Ale kim ja jestem, żeby urządzać wielkie pożegnania? Byłem tu nikim. Pojawiłem się w krainie niedawno, znalazłem tu jednak swoje miejsce. – chwycił w łapę jedną z gałązek i jeden po drugim zaczął odrywać czerwone owoce, układając je ostrożnie na równy stosik. - Tak wielu jeszcze nie poznałem. Tak dużo jeszcze nie odkryłem. Ale ten czas nie był stracony. Cieszyłem się każdą chwilą, jaką mogłem tu spędzić. – zamilkł na chwilę, gdy zalały go wspomnienia – Czy to jest właśnie ten moment, gdy życie zaczyna przebiegać przed oczami? – oderwał kolejny owoc i z niemal nabożną czcią położył obok pozostałych. - Abes, mam nadzieję, że udało ci się odnaleźć Wielką Wodę. – mówił, zrywając kolejne czerwone kulki – Kochane węże, dziękuję że razem ze mną szukaliście magicznej rośliny. Rozmowa z tobą Szawolcs była czystą przyjemnością, nawet stojąc po szyję w wodzie. Sin, ach pięknooka Sin. Żałuję, że nie znaleźliśmy wtedy piorunów. I że pewne historie nie potoczyły się inaczej. A wy szaleni górale, daliście mi schronienie i opiekę. Moyo, szkoda że nie miałem okazji zbadać twojej czaszki i sprawdzić, skąd biorą się te rymy. Haki, bądź dalej sprawiedliwym cesarzem. Vari, mam nadzieję, że dzieci są zdrowe, a ty jesteś dla nich wspaniałą matką. Vincent, jeszcze tyle kocimiętki na nas czekało. Mój drogi Tamu, dziękuję za tamtą rozmowę i nie obwiniaj się, że to właśnie przez nią jestem tu dzisiaj. Athastanie, nigdy nie przestawaj marzyć. Benie, Jasirze wybaczcie mi. Teraz Warsir będzie mógł do was wrócić. Na pewno zostanie kiedyś wybitnym medykiem, ale znajdzie do tego lepszego nauczyciela. Ty także Hirizi. Pokaż wszystkim, że nie jesteś w niczym gorsza od lwów. Czerwony stosik był już gotów. Odsunął puste już gałęzie na bok i spojrzał ze smutkiem na czekającą nań truciznę. Chwycił jeden z owoców i powoli włożył do pyska. - Rzeczywiście, są słodkie. Szkoda, że cię tu nie ma, mój drogi. To byłaby wspaniała lekcja. – uśmiechnął się jeszcze, choć czuł jak w oczach zbierają mu się łzy. Chwycił w garść resztę cisu. - Zaszczytem dla mnie było poznać was wszystkich. – coraz trudniej było mu mówić. Czuł jakby niewidzialna łapa ściskała go za gardło. -2x cis RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Newton - 12-09-2018 - Staliście się mi naprawdę bliscy. Wśród was mogłem być naprawdę sobą. Nigdy nie zapomnę waszych twarzy, głosów i słów. RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Manaia - 12-09-2018 - Świat nie zawsze był uczciwy, a ja grałem według jego zasad. Czasem trzeba przybrać maskę, by móc zacząć od początku, z czystą kartą. Choć nie zawsze mówiłem wam całą prawdę, nie chciałem okłamać nikogo z was. RE: Jaskinia z widokiem na Upendi - Gunter - 12-09-2018 - Żegnam się z wami, choć to jeszcze nie koniec. Zobaczymy się wszyscy w innym świecie. – zacisnął powieki, powstrzymując łzy. Jeszcze tylko jedna rzecz pozostała do zrobienia. Podniósł drżącą łapę do ust i połknął pozostałe owoce. Gunter, Manaia, Newton
[ *]
|