♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Athastan
Radca
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Posłaniec / Młodszy Szaman Liczba postów:384 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 61
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 81
Doświadczenie: 8

05-12-2016, 22:52
Prawa autorskie: Subi-cub(generator) Ja (edycja)
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry / Przodownik pracy

Usłyszał szamotaninę, a chwilę później rzężenie, wiedział więc, że polowanie zakończyło się sukcesem. Widocznie drugi lew musiał być niedaleko, i zdążył dopaść antylopę, zanim ta dobiegła do miejsca, gdzie zostawiła młode. Gdy cofnął się na chwilę, by przynieść ciało mniejszej antylopy, usłyszał głos drugiego lwa, wołający niedaleko miejsca, gdzie przed chwilą się znajdował. Jako że paszczę miał już zajętą, wydał nieartykułowany odgłos przez nos, i potruchtał w kierunku z którego dobiegał głos towarzysza.
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

06-12-2016, 22:32
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Jak łatwo się domyślić, chwilę później wpadli na siebie. Czarnogrzywy kolejny raz ułożył antylopę na ziemi, po czym otarł łapą pysk, który w dalszym ciągu pozostawał zabarwiony szkarłatną posoką.
- Dawno już nie miałem okazji polować z kimś tak młodym. Jakbyś kiedyś miał ochotę wspólnie zapolować to ja się na to piszę. - zagadnął przyjaźnie – Prawdopodobnie gdybyśmy nie polowali razem, to mój samotny wypad skończyłoby się fiaskiem, a przynajmniej tutaj. A jak z tobą, hm, szkoliłeś się do wspólnych polowań czy jakoś tak samo z siebie wyszło?
Czekając na odpowiedz towarzysza, jego wzrok snując się po otoczeniu natrafił na jego zdobycz. I zielonooki poczuł jakieś dziwne uczucie żalu. Jedynym pocieszeniem był fakt, że sądząc po wielkości młodej impali, ta nie przeżyłaby bez matki – a przynajmniej Mako usilnie w to wierzył.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Athastan
Radca
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Posłaniec / Młodszy Szaman Liczba postów:384 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 61
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 81
Doświadczenie: 8

07-12-2016, 19:47
Prawa autorskie: Subi-cub(generator) Ja (edycja)
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry / Przodownik pracy

*Również ułożył zdobycz na ziemi, choć jego futro nie było specjalnie zakrwawione.*
- Cóż, raczej samo wyszło. Nie uczyłem się jakoś specjalnie, jak polować w grupach. Nie za często miałem okazje przynależeć do jakiejś. Acz nie powiem, niewątpliwie ma to swoje uroki.
*Zerknął przy tym na antylopę upolowaną przez starszego lwa.*
- Myślę, że samo mięso z tej wystarczyło by, żeby wszyscy chętni z jaskini mogli się uraczyć.
Dobra chodźmy już, bo dość dawno z nikim nie rozmawiałem, a jak się rozgadam, to nas tu noc zastanie, a tamta lwica umrze z głodu.
-rzucił raczej lekkim tonem, choć w tym ostatnim można już było wyczuć nutę niepewności.
*Złapał już mniejszą antylopę za kark, i chciał ruszyć, ale zamarł, jakby próbował sobie coś przypomnieć. Po chwili dodał:*
-Tak z tego wszystkiego, zapomniałem się przedstawić: nazywam się Athastan. Wiem, że trochę przydługo i nie mam problemu, jak ktoś skraca.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-12-2016, 23:49 przez Athastan.)
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

07-12-2016, 23:19
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Uśmiechnął się pod nosem. On, choć mógł polować z Lwioziemcami, to raczej rzadko odnajdywał się w takiej sytuacji. Raz, że polowaniem zajmowały się na ogół lwice, a dwa, że polowanie z większością z nich było – jakby to ująć – specyficzne.
- Masz rację, wracamy. Szkoda by było mieć ją na sumieniu...
Athastan, tak? Dobrze, zapamięta.
- Mako – przedstawił się, skinąwszy przy tym łbem. Po dopełnieniu formalności schylił się po impalę i skierowawszy kroki do jaskini mchu, wybył.

[zt]
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Athastan
Radca
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Posłaniec / Młodszy Szaman Liczba postów:384 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 61
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 81
Doświadczenie: 8

07-12-2016, 23:51
Prawa autorskie: Subi-cub(generator) Ja (edycja)
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry / Przodownik pracy

Usłyszawszy odpowiedź, podniósł ciało impali, i podążył za czarnogrzywym lwem. Miał tylko nadzieję, że nic niepomyślnego nie wydarzyło się w grocie podczas ich nieobecności.
Fiołek
Konto zawieszone

Gatunek:Puchacz plamisty Płeć:Samiec Wiek:Średni Liczba postów:20 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 30
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50

12-03-2017, 13:45
Prawa autorskie: Moje

Ptak na ziemi znaczy śmierć.
Jeśli wylądowałeś na ziemi nie po to, ażeby dobić starą nornicę, to straciłeś jedno z dziewięciu żyć, którego nawet nie miałeś na własność - skradłeś je temu kotu, na którego pierwszego spojrzysz po zorientowaniu się, że jesteś złodziejem. Chcesz być złodziejem? Nie chcesz być złodziejem. Jesteś dobrym puchaczem, dobrym nie z porywu serca, ale wytrenowanego w rozeznaniach etycznych rozumu. Dokonałeś kiedyś wyboru, który teraz zaprzepaściłeś, nie patrz. Nie patrz na tego kota. Sowy nie mają dziewięciu żyć, mają tylko jedno i każde darowane jest kradzionym. Nie ma przyjaźni tak wielkiej, która mogłaby ofiarowywać komuś aż tak cenny prezent, nie pleć głupstw! Nikt nie odda ci swojego życia, chyba że jest wiedźmą i potrafi je sobie (lub tobie za dwa orzechy) stworzyć w łupince kokosa z pięciu kropli oleju z liści arganii żelaznej, jednego korca miąższu niedojrzałego mango, dwóch kropli soku spod kory drzewa kiełbasianego. Ale taka alchemia z reguł wymaga innego złodziejstwa, to znaczy zaprzedania duszy diabłu, a ty wierzysz w diabła, wiem o tym. Fiołek. Wierzysz w diabła, nie kłóć się ze mną...
Fiołek!
Otwarcie oczu poprzedziło nastroszenie do niemożliwości wszystkich piór. Powiększona dwukrotnie sowa pierwsze, co zobaczyła, to plątaninę, niby sieć, czarnych gałęzi na tle rozgwieżdżonego nieba, spomiędzy której spozierała w kierunku ziemi wielka gęba bladego, rozmytego w konturach księżyca. Odbita w oliwkowych oczach była już trzema gębami pośród niebieskiej ciemności wilgotnej nocy. Zaraz jednak zniknęła, zupełnie, ona i jej zdublowane odbicie, kiedy woalka półprzezroczystych chmur przysłoniła ją, pogoniona zimnym, zachodnim wiatrem, którego długie paliczki wczesały się między brunatne piórka Fiołka. Wstrząśnięty dreszczem puchacz wsłuchał się w swój niespokojny oddech, upewniając się niespokojnym spojrzeniem w górę, że rozkołysana nad nim podmuchem zefiru czarna pajęczyna jest jedynie mozaiką z długopalczastych gałęzi drzewa, pod którym leżał, na skraju polany. Przed nim, półsiedzącym w niewygodnym wsparciu o wystający korzeń, otwierała się przestrzeń prześwitu otoczonego zewsząd czernią gęstych ścian rozszumianego w najlepsze, liściastego lasu.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-04-2017, 15:12 przez Fiołek.)
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

06-04-2017, 01:09
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Z początku był to tylko lekki podmuch, nic wielkiego. Ukryty w malutkiej dziupli, byłem w większości osłaniany przed wiatrem, jednak nie całkiem. Uporczywa siła natury z okrutną bezwzględnością i barbarzyństwem wdzierała się do mojej kryjówki, brutalnie przeczesując moje pióra swoimi szponami. Próby zignorowania dmuchającego powietrza na nic się nie zdała, wyciągnąłem więc głowę spod skrzydła, wciąż lekko zaspany podreptałem do wyjścia z ukrycia w wnętrzu drzewa. Przysiadłem przy krawędzi kurczowo trzymając się pazurkami drewnianego podłoża. Jakież to szczęście, iż udało mi się zdążyć znaleźć schronienie nim rozpętała się ta paskudna wichura. Jedno silniejsze tchnienie wiatru i mogłem odlecieć daleko, w siną dal bez żadnej kontroli z mojej strony! Tutaj jednak, wśród drzew, wśród splątanych liści i gałęzi byłem w miarę bezpieczny. Drewniano-liściasta barykada powstrzymywała ataki kąsającego powietrza, lecz nawet ona nie była w stanie całkiem zatrzymać rozwścieczonego żywiołu. Potrząsnąłem głową, aby w następnej sekundzie nastroszyć się cały, tym samym próbując się wybudzić z pół sennego marzenia, z którego tak paskudnie mnie wyrwano. A miałem sen! Sen tak piękny, jaki zdarza się jedynie raz na parę setek snów! Szybowałem przez niebo, wysoko, tak wysoko jak jeszcze żaden ptak nie doleciał. Lawirowałem pośród migoczących gwiazd, a te świetlne kule błyszczały tysiącami różnych barw, nawet takich jakich mój wybudzony już umysł nie potrafił nawet nazwać! Wziąłem głęboki wdech, kiedy piękny sen stawał się tylko miłym wspomnieniem. Natchnienie po nim pozostało, a ja czułem, iż muszę je jak najszybciej spożytkować! Zanim przepadnie, zniknie, podobnie jak ów piękne marzenie, z którego powstało. Ochoczo otrząsnąłem się więc raz jeszcze dla pobudzenia krążenia i rozruszania lekko zastałych kości i raźnym susem przeskoczyłem na gałąź, rosnącą tuż obok małego, ciemnego otworu mojej tymczasowej dziupli. Małymi, ptasimi kroczkami przedostawałem się z gałązki na gałązkę, z konara, na konar, aż w końcu znalazłem miejsce idealne, cudowne wręcz nawet! Potężne drzewo, w miejscu gdzie jego pień rozdzielał się na wielkie i rozłożyste konary, tworzyło naturalną scenę, aż żal byłoby takiemu  darowi natury odmawiać. Zamiotłem po "scenie" ogonem z długimi, ozdobnymi lotkami. Wtedy poczułem na plecach kolejny podmuch wiatru, lecz... łagodniejszy? Odwróciłem się i zerknąłem w górę. Korona drzewa układała się w naturalny świetlik, przez który wpadły promienie księżycowego światła. Pędzące niczym pustynne harmattany, teraz potulne, prawie jak łagodne zefiry, wiatry przegoniły chmury ponownie odsłaniając bladą tarczę. To był znak na jaki czekałem. Oświetlony księżycowym światłem stanąłem pośrodku "sceny" i zacząłem swój występ.

I remember when I met you
All the stars were hanging in mid-air
In those moments nothing mattered
But the way you caught me in your stare

We were walking, we were talking
We were laughing about the state of our lives
How our fates brought us together
As the moon was rising in your eyes

Krok w bok, obrót, znów parę kroków raz w jedną, raz w drugą stronę. Mój występ nie był tylko śpiewem, w który wkładałem całe serce. Był nim też taniec, delikatny, a jednak zmysłowy. Żywo gestykulowałem rozłożonymi skrzydłami, zasłaniając się nimi jakby były wachlarzowatym pawim ogonem lub potrząsając nimi jak gdyby mogły wydać grzechoczący dźwięk, niby rozwścieczony grzechotnik. Słowa piosenki przychodziły same, podsycane natchnieniem przybyłym z wcześniejszego snu. Śpiewałem chwytając muzę z delikatnych księżycowych promieni, z wiatru który co mocniej, co delikatniej muskał moje pióra, kiedy ja byłem zatracony w niezwykłym duecie tańca i śpiewu. Przytupywałem pazurzastymi łapkami do rytmu, podawanego mi przez serce.

On and on the night was falling
Deep down inside us
On and on a light was shining
Right through

Ah la Luna, la Luna
The night that we fell under the spell of the moon
Ah la Luna, la Luna
The light that will bring me back to you
The light of la Luna

To co ukochałem najbardziej w świecie, pochłonęło mnie bez reszty. Tak bardzo, że nie zdawałem sobie sprawy, że ciągłe podmuchy niosą mój głos daleko, być może i nawet na każdy kraniec polany.
Fiołek
Konto zawieszone

Gatunek:Puchacz plamisty Płeć:Samiec Wiek:Średni Liczba postów:20 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 30
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50

07-04-2017, 16:08
Prawa autorskie: Moje

Pamiętam swoją pierwszą własną dziuplę na Starych Stawkach, do której wprowadziłem się jeszcze będąc na podstawowym kursie dla lotników, nostalgia mnie bierze. Obaj z Dondrynem mieliśmy za plecami zamartwiających się o nas rodziców, ten ujmujący naszej samodzielności plan B na wypadek, gdyby nam nie wyszło, ale i tak czuliśmy się jak zdobywcy, dorośli - co najmniej, samodzielni. Gdy wprowadzaliśmy się do niej jeszcze przed północą, okolica wydawała się wymarzona... Daleko jej było do Głuszowa z jego masłoszami, ale nasze drzewo kiełbasiane było niczego sobie, zarzekałbym się w tym temacie z bezwstydnym sentymentem, o to chodziło. W końcu położyliśmy się spać, po raz pierwszy, wczesnym rankiem, z tym uświęconym przez młodość - tęsknię za nim - przekonaniem, że teraz wszystko się odmieni. Ale nie wpadł do naszej dziupli nawet pierwszy promień słońca, kiedy z balkonu lokum ponad naszymi głowami rozległ się zgrzyt, przepraszam, piękny śpiew afrokulczyka mozambijskiego.
Teraz, co prawda, był środek nocy, ale wspomnienie tamtego sąsiada stanęło mi przed oczami jak żywe, żywsze na pewno ode mnie samego, który ledwie wracałem do siebie, drżąc w obawie przed tym, że poruszenie lewym skrzydłem ponownie wypuści z mojej piersi strumień parzących iskier. I nie miałem tym razem planu B.
Spróbowałem mimo to i mi się powiodło. Ból jakby przestał istnieć, mogłem i rozprostować, i schować skrzydło, chociaż ruch naznaczała jakaś koślawość, nieudolność, nie próbowałbym w takim stanie latać zbyt wysoko. Pozbierałem się, stanąłem na nogi. Odwróciłem za siebie głowę, żeby spojrzeć w stronę korony drzewa, pod którym się znajdowałem. Rozłożyłem skrzydła, machnąłem nimi kilka razy ledwie co, jakbym puszył się nad zdobyczą, po czym skoczyłem w górę, w powietrze.
O Panie, to było tak złe, że aż mi wstyd, skrzydło mi nie działało, jak powinno.
Wbiłem się pomiędzy cienkie gałązki z gracją słonia, a lądując na jakiejś solidniejszej gałęzi, omal nie wpadłem na samą scenę, po której skakał pochłonięty sobą, muzyką i tańcem, dziwogon. Zatrzymałem się tuż przed nim, rozcapierzony jak potwór, sowa w swojej najbardziej sowiej odsłonie, mówiąc:
- Pardon, nie chciałem przeszkodzić. - Patrząc pod nogi, próbowałem się wycofać, ale zapomniałem złożyć pozahaczane lotkami o ostre gałązki skrzydła i nadal wyglądałem jak potwór. - Już mnie tutaj nie ma, już idę...
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-04-2017, 21:46 przez Fiołek.)
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

09-04-2017, 02:25
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Byłem właśnie pod koniec następnego refrenu, kiedy to przede mną, jakby znikąd, pojawił się ogromny stwór! No dobrze, nie był to straszny potwór, tylko napuszony puszczyk... Ale na swoją obronę mogę powiedzieć, iż jego wejście było tak niespodziewane, że całkiem mnie zamurowało. Zastygłem z jednym skrzydłem w powietrzu, a drugim przyłożonym do piersi, wykonywałem wszak wtedy obrót i nieznajomy przerwał mi go w połowie. Moje drobne rubinowe ślepka skrzyżowały spojrzenie z ogromnymi ślepiami sowy, a wtedy poczułem jakby moje małe ciało przeszedł prąd. W tym spojrzeniu, spojrzeniu kogoś nieznajomego, a jednocześnie bliższego mi niż dotychczas spotkane tutaj istoty, jegomość wszak był ptakiem. Nie lwem, tygrysem, czy wilkiem, tylko ptakiem, zupełnie jak ja. Owszem różnił nas rozmiar, wygląd i być może wiek (naturalnie nie zamierzałem o to pytać prosto z mostu, a poza tym byłem zbyt skołowany by wpaść na taki pomysł), jednak łączyć mogło nas znacznie więcej niżbym się tego spodziewał. Potrząsnąłem główką, aby zebrać myśli i wykonać w końcu jakiś ruch. Powinienem przecież się przywitać, zapytać czy wszystko w porządku. Miast tego sterczałem niby kamień na pustyni, dość bezczelnie gapiąc się, pochłaniając wręcz wzrokiem nagłego gościa. Co za całkowity brak manier z mojej strony!
- Ależ nie przeszkadzasz! Wcale, a wcale! Śmiem nawet twierdzić, iż to ja mogę przeszkadzać tobie. Czyżbym zbudził cię ze snu? Ach, jak ja się zachowuję! Przecież powinienem najpierw zapytać, czy wszystko w porządku?- Nieśmiało wyciągnąłem skrzydło w stronę nieznajomego, chcąc pomóc mu uporządkować wytarmoszone przez gałęzie pióra, nie będąc jednocześnie nachalnym, wszak przecież ten pan o bursztynowym spojrzeniu mógł sobie wcale pomocy nie życzyć. - Nie przedstawiłem się jeszcze. Nazywam się Kuro, bard, podróżnik do usług.
Fiołek
Konto zawieszone

Gatunek:Puchacz plamisty Płeć:Samiec Wiek:Średni Liczba postów:20 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 30
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50

09-04-2017, 16:45
Prawa autorskie: Moje

Słuchałem go uważnie, ale patrzyłem na swoje nogi, bo moim priorytetem była w tej chwili próba zwiększenia zgwałconego przeze mnie dystansu między mną a nim, i wyplątania się z małych, giętkich gałązek. Jego słowa jednak tak bardzo mnie zdziwiły, że przeniosłem wzrok ze swoich szponów na niego zupełnie bez kontroli. Nie chciałem, nie dałbym też rady, ukryć zaskoczenia jego reakcją i kiedy już miałem go schwycić pytającym spojrzeniem, moją konsternację pogłębiła jego pomoc w układaniu wytarmoszonych piór na mojej piersi. Powoli składałem skrzydła, mówiąc:
- To dobra pora na drugie śniadanie, więc nie obraziłbym się za pobudkę, gdybyś mi ją zaserwował. Usłyszałem śpiew, chciałem podlecieć bliżej, ale... - To był już drugi raz, sypałem się. Nie podobało mi się to, wcale, że psuło mi się serce, byłem na to chyba ciągle zbyt młody. Albo tak tylko myślałem, a to było jeszcze gorsze. Wziąłem głębszy wdech, nastroszyłem pióra brwi i dokończyłem na wydechu: - Powinienem był lepiej przemyśleć całą tę całą podróż... Fiołek. - Skoncentrowałem się. - Miło mi cię poznać, na imię mi Fiołek. Spotkałem już kiedyś podobnych tobie, pochodzili z Dalekiego Wschodu, więc dobrze zgaduję, że jesteś w trakcie swojej podróży...? I powiedz mi, w czym takim ci przeszkodziłem? Nadal jest mi niezręcznie z tego powodu, jedno słowo i już stąd odlatuję...
Odchyliłem skrzydła od boków i przebrałem pod sobą nogami, na które zerknąłem. Dopiero teraz zorientowałem się, jak mocno trzymałem gałąź - wyjąłem z niej szpony z niemałym trudem, kilka drzazg spadło na ziemię, a mnie zalała fala nieuzasadnionego smutku, żałość. Ale bardziej niż nad zniszczoną gałęzią, biadałem chyba jednak nad zupełną utratą nad sobą kontroli, nie powiedziałbym, że nad sobą w ogóle, tylko nad tą konkretną sytuacją, jej niezręcznością - mną w oczach przyłapanej na nocnym pląsie drag queen. Może też po części poczułem się uczestnikiem jej występu, wpadłszy od razu na scenę, i jakoś nie mogłem sobie tego wybaczyć mimo jej zapewnień, że nic się nie stało.
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

12-04-2017, 00:15
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Gdybym miał wargi ich kąciki unosiły się teraz w ciepłym i porozumiewawczym uśmiechu. Niestety przez to, iż byłem ptakiem byłem skazany na ograniczone możliwości mimiczne mojego małego dzioba. Zachichotałem więc jedynie i położyłem jedno skrzydło na "ramieniu" puchacza, którego miano okazało się brzmieć Fiołek.
- Ach drogi Fiołku! Gdybyśmy zbyt wiele myśleli to cały czas tkwilibyśmy w miejscu, trzymani przez te rozmyślania. Nie należy wszystkiego bagatelizować ale nie można się też nad każdą rzeczą bardzo rozwodzić. Czasem trzeba po prostu pójść za nagłą chęcią, pokusą. Zapewne to i ona ruszyła cie do twojej podróży. Podobnie jak mnie.
Pokiwałem łebkiem, jakby na potwierdzenie własnych słów, które w zasadzie i mnie pchnęły do drobnych rozmyślań. Gdybym, tak jak matka mi radziła, dokładnie i rozsądnie przemyślał swoje postanowienie podróży, zapewne dalej tkwiłbym na rodzinnej wyspie. Zaskoczyło mnie to, iż drapieżny ptak znał mój gatunek, a nie moich mniejszych kuzynów żyjących w tych stronach. Niemniej napełniło mnie to dumą i aż napuszyłem swój grzebień na czubku głowy.
- Mi również miło cie poznać. I owszem pochodzę zza wielkiej wody na wschodzie, gdzie góry wysokie, a wiatry mocarne.
Odsunąłem się parę dwa kroki od Fiołka i skłoniłem nisko, z jednym skrzydłem wyciągniętym na bok, a drugim przytkniętym do piersi. Ot zwyczajowy ukłon takiego śpiewaka jak ja, prezentowany przed jak i po występie. Pokręciłem głową chcąc zaprzeczyć tak kuriozalnemu, moim zdaniem, stwierdzeniu, jakoby towarzystwo większego ptaka miało mi przeszkadzać. Jak wcześniej wspomniałem nie mogłem się uśmiechnąć, jednak wesołe iskierki w moich rubinowych oczach zapewne były dobrym substytutem tego jakże ważnego wyrazu, pojawiającego się na pyskach tylu zwierząt.
- Jak już mówiłem twoje towarzystwo nie wadzi mi wcale. Wręcz przeciwnie! Miło mi wreszcie móc zamienić słówko z ptasim krewniakiem, chociażby i tak odległym. Do tej pory najbardziej gadatliwe tutaj stworzenia to te wielkie koty zwane lwami, a od nich ze względu na moją wielkość niestety nie otrzymałem zbyt... Mhm... poważnego przyjęcia.
Skrzywiłem się przypominając sobie o niemiłym przyjęciu ze strony złotookiej lwicy z zachodu, czy też o całkowitym braku poszanowania dla mojego fachu ze strony młodego, rymującego rzępajło. Zadrżałem i najeżyłem swoje pióra, chcąc odgonić te nieprzyjemne wspominki. No i muszę przyznać... teraz kiedy nie byłem pochłonięty tańcem wiatr znów zaczął mi doskwierać, wbijać swoje igiełki chłodu między moimi piórkami. Zupełnie jakby nie podobało mu się, iż przerwałem swój śpiew. Co ja plotę! Przecież nie byłem tak dobry, aby nawet siły natury chciały mnie słuchać. Chociaż muszę stwierdzić, że gdyby ów stwierdzenie było prawdziwe, nieźle by mi to pochlebiało.
- Tak, niedawno przybyłem do tej niezwykłej krainy w towarzystwie młodszego kuzyna. Wracał do rodziny, a ja chcąc zwiedzić tą, jeszcze niezbadaną przeze mnie część świata, skusiłem się by wyruszyć wraz z nim. - Rubiny moich oczy zalśniły, kiedy to księżyc nieśmiało pokazał ponownie swoje lico zza ciemnej, deszczowej chmurki. - Nic specjalnego Fiołku, wykonywałem tylko swoje rzemiosło, wspominając przy tym dawne czasy i karmiąc się natchnieniem z sennych wymiarów. Śpiewam, akuratnie o swoich dawnych wspomnieniach, jakie przynosi ta piękna księżycowa noc. - ciche westchnienie wydobyło się z moich niewielkich ale silnych płuc, westchnienie przepełnione tęsknotą. - Chwalę przy tym piękny księżyc, gwiazdy... Wszystko czym obdarzyła nas szlachetna matka natura. Warto przecież przypominać o tym co piękne, kiedy większość istot na tym świecie skupia się na tym co złe.
Tak... Wszyscy lubili wypominać ile zła przeżyli w swoim krótki lub długim życiu. Ile zdobyli blizn, czy to na ciele, czy to na sercu. Dla mnie było to zupełnie pozbawione sensu. Tak jakbym ja miał liczyć wypadające pióra. One przecież odrosną, tak jak drzewa spalone przez pożogę. Nawet jeśli straciło się kończynę, bliską osobę albo coś jeszcze dla własnego serca cenniejszego, należy szukać drogi która będzie prowadzić ku światłu, a nie ciemności.
Fiołek
Konto zawieszone

Gatunek:Puchacz plamisty Płeć:Samiec Wiek:Średni Liczba postów:20 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 30
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50

12-04-2017, 21:41
Prawa autorskie: Moje

Nie pomyślałbym, że kiedyś usłyszę podobną zachętę - do "pójścia za nagłą chęcią", do spontaniczności. Chciałbym powiedzieć, że musiałem zbłądzić podczas rozmowy, ale tak nie było, to działo się poza tą nocą i tym księżycem, gdzieś w moim charakterze. Byłem sobą zdegustowany i nie postarałem się nawet tego ukryć. Rozkwasiłem na dziobie nieprzychylny sobie uśmiech, a kiedy Kuro ciągnął, ja, odwróciwszy głowę nieco na bok, patrzyłem gdzieś ponad jego ruchliwym ramieniem, nie mogąc dojść do porozumienia z własnymi myślami. Na jego miłe uszom gadulstwo zareagowałem żywiej dopiero wtedy, kiedy poruszył temat ptaków i lwów. Popatrzyłem na niego badawczo, pióra nad moim nosem zaczęły się stroszyć, a wzrok skakać z jego jednego rubinka w drugi. W miarę jak mówiłem, powoli odzyskiwałem stracony rezon. Dźwięk własnego głosu, którego głębokimi, niskimi tonami uwielbiałem się bawić, odgrywał w tym nieprzyjemnym procesie niemałą rolę.
- Tak? Zaczepiasz koty? Albo raczej - to one zaczepiają ciebie? Jestem kotom wdzięczny, jeżeli dają mi spać i nie nawołują zbyt głośno podczas rui... Dziwi mnie tylko to, co mówisz, że nie ma tutaj zbyt wiele ptaków? Jak to? Trudno rozmawiać z drobnicą, którą pochłaniają jej małe sprawy, serduszka, nasionka, robaczki, ździebełka, ale jeśli jestem pierwszą sową, jaką spotykasz, to bardzo mnie martwisz, Kuro.
Ponownie zawiesiłem wzrok nad jego ramieniem, a potem rozdąłem pierś i nastroszyłem na niej pióra, biorąc pełen niespokojnego drżenia wdech. Poszukiwanie towarzystwa pośród bilbili naprawdę należało do tego samego rodzaju zajęć co pytanie o drogę toczących odchody żuków gnojarzy, nie umniejszając tym drugim. Mieliśmy inne priorytety.
Później zapatrzyłem się na księżyc. Kuro mówił, a ja patrzyłem. Chociaż w swojej ojczyźnie rozkładałem skrzydła pod tym samym niebem, tutejszego powietrza nie przecinały gwary ptasich rozmów, co czyniło je lżejszym do lotu, jakby pozbawionym oporu, tarcia. Z dziwogonem znaleźliśmy się w niesłychanie dziwnym miejscu, dziwnym zwłaszcza dla podróżników - nie mogliśmy ani poznawać nowych gatunków ptaków, ani ich tradycji, nieważne czy bardzo prymitywnych czy wysublimowanych, nie było ich wcale.
- Nie słuchają? - zapytałem cicho, oznajmującym tonem. Patrzyłem na Kuro przez kilka sekund, aż zorientowałem się, że wypowiedziałem tylko część swojej myśli. Poprawiłem: - Lwy, i inne koty, cię nie słuchają, śpiewasz sam?
Tyrantus
Samotnik
*

Gatunek:Mamba czarna Płeć:Samiec Wiek:3 lata (Młody Dorosły) Liczba postów:13 Dołączył:Kwi 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 30
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 45

14-04-2017, 00:17
Prawa autorskie: Awatar: Alex Horley Orlandelli, Głos: Hearthstone: Heroes of Warcraft

Tyrantus siedział na jednej z gałęzi drzewa od bardzo dawna, próbując zasnąć... Jednak przerwał starania gdy słuchał śpiewu tego dziwnego ptaka. Nie mógł zaprzeczyć, że mu się to podobało, dlatego nie zdradzał swojej pozycji aby go nie spieszyć, już nawet myślał, że melodia ukoi go snem, dlatego zamknął ślepia i słuchał. Wszystko było by dobrze gdyby nie kolejny uskrzydlony kuzyn... wdał się w dyskusję z artystą. Tyrantus zaczął ich wtedy obserwować i słuchać ich rozmowy. - Fiołek? Cóż za dziwne imię - sowa miała już się wynosić, ale jej rozmówca nalegał by została. W ostateczności rozmowa ptaków może go uśpi... Niestety stworzenia zaczęły rozmawiać na temat lwów, to zbyt ciekawie by to przespać... Trzeba przyznać, że cała masa tutaj tych kotów, i rzeczywiście ich ruja jest bardzo głośna. Sam wąż nie miał z nimi wielkiego do czynienia, goście jednak wyraźnie odwrotnie, ciekawe. Jednak nie mógł już się powstrzymać, samo słuchanie go nudziło, dlatego głośno aby ptaki go usłyszały zapytał:
- Czy wszystkie zwierzęta duże i małe, nie przepadają w tej krainie za lwami? -
Całkowicie był w bezruchu, więc jedynie głos mógłby zdradzić jego położenie.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-04-2017, 00:20 przez Tyrantus.)
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

15-04-2017, 02:03
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Jak widać rozmowa z kotami, tymi mniejszego, jak i większego sortu była rzeczą dość niespodziewaną. I trudno się dziwić! Wszak dlaczego, ktoś taki drobny jak ja, miałby szukać towarzystwa u takich kolosów jak lwy? Pokręciłem głową i z zmieszaniem podrapałem pazurkami o drewniane podłoże "sceny". Odchrząknąłem lekko zanim znalazłem odpowiednią odpowiedź na pytanie Fiołka.
- Cóż... Rozmawiam z kotami, a także z psami, gadami, kopytnymi i rogatymi. Taka już moja praca, jestem w końcu bardem. Chcę poznawać jak najwięcej historii, jak najwięcej punktów widzenia, aby móc uwzględnić je w mojej sztuce, w moich pieśniach. Ale owszem muszę ci tu przyznać tygrysy, a zatem pewnie i lwy potrafią być - tutaj ponownie odchrząknąłem znacząco - dość głośne.
Zerknąłem na blade lico księżyca, chcąc pozbierać myśli. Czy spotykałem tutaj ptaki? A jakże! Tylko tyle, że... no cóż... Nie potrafiliśmy znaleźć wspólnego języka. Większość z nich była zbyt pochłonięta własnym życiem, a to gniazdo, a to młode, a to druga połówka. W takich momentach czułem się jak samo jedno ziarenko piasku unoszone przez wiatr wśród zaśnieżonych gór, jak wyrzutek... Czyżby faktycznie kochana moja matula miała rację, kiedy to chciała mnie stanowczo złapać za skrzydło, wytarmosić grzebień i przetrzepać pióra za "durne pomysły"? Wystarczyła sekunda i sam sobie w utwierdzeniu kręciłem głową. Nie! Życie w jednym miejscu nie było dla mnie. Kiedyś... dawno próbowałem... Ale to stare dzieje. Pozostały po nich jedynie wspomnienia i ballady, które czasem śpiewam do księżyca i gwiazd.
- Żadnej sowy poza tobą nie udało mi się spotkać. Widziałem innych naszych krewniaków, czy to większych, czy to mniejszych. Jednak dla mnie czas płynie niezwykle powoli, gdy dla innych pędzi zbyt szybko. Często nie byli mi w stanie poświęcić wiele czasu, a kiedy już ów czas znaleźli... To rzadko się zdarzało, abym znalazł tutaj bratnią duszę, która byłaby w stanie wytrzymać moje poetyckie ględzenie. No i trzeba też wspomnieć, iż moi tutejsi kuzyni nie mają zbyt pochlebnej opinii. Zdanie "Dziwogony to oszuści i złodzieje!" słyszałem już tyle razy,
że nie wstanie jestem zliczyć. Chyba nawet piór mam mniej na ciele.

Zamilkłem z zawstydzeniem wpatrując się teraz w własne pazurki. Ach jak wstyd mi było za moich krewnych! Dlaczego wykorzystują nasz dziwogoński dar w celach tak haniebnych! Rozumiem gdyby szło o zdobywanie pokarmu, wtedy każdy radzi sobie jak może, jednak z zasłyszanych opowieści, odsiewając wpierw ziarno od plew, byłem w stanie wywnioskować, iż tutaj kradnie się ponad własne potrzeby, tak tylko dla zabawy, z głupiej zachcianki! Moje pióra nieco opadły, podobnie jak skrzydła, wyrażając tym samym przytłaczający mnie smutek, kiedy złotooki puszczyk wypowiedział na głos swoją ostatnią sowią myśl.
- Nie. Nie słuchają. A jeśli nawet to jest jak jeden na milion, rzadki przypadek niby spadająca gwiazda. Ba! Gdyby tylko nie słuchali, nie byłoby to takie przykre, jeżeli tylko daliby mi w spokoju pielęgnować moją sztukę! Jednak już usłyszałem od co niektórych "Zamknij się! Stul dziób!", czy inne prostackie obelgi. Śpiewam jednak bez względu na to, kiedy tylko złapie mnie natchnienie. Jak widać dla niektórych jestem po prostu artystą zbyt małego sortu.
Ostatnie zdanie było czystym żartem w moim wykonaniu. Miałem dystans do siebie i czasem warto z siebie pożartować, a także nie miałem za złe innym kiedy czasem lubili się ze mną droczyć, o ile nie schodziło to na zwykłe miotanie obelg w moim kierunku. I wtedy, gdzieś z góry, a może z boku, usłyszałem syczący głos. Potrzebowałem chwili, momentu niby mignięcie gwiazdki na niebie, by zlokalizować jego łuskowatego właściciela. Wyrobiony przez lata śpiewu słuch doskonale się w takich momentach sprawdzał. I muszę przyznać, iż poczułem się nieco nieswojo. Nie żebym wierzył w jakieś stereotypy ale węże zawsze budziły we mnie wewnętrzny niepokój. A teraz jeden, ogromny wręcz gad siedział nie tak całkiem daleko ode mnie, jego łuski błyszczały się kiedy tylko dosięgnęły je nieśmiałe promyki księżyca. Pomimo całej swojej niepewności musiałem mu jednak odpowiedzieć, przecież nie chciałem go urazić, a tym samym sprowokować do jakiejś ewentualnej agresji. Wzruszyłem barkami, tym samym lekko unosząc też skrzydła.
- Nigdy nie stwierdziłem, że za nimi nie przepadam. Ani ich lubię, ani ich nie lubię. Są dla mnie neutralnymi istotami, lecz czasem dość oschłymi i niemiłymi.
Tyrantus
Samotnik
*

Gatunek:Mamba czarna Płeć:Samiec Wiek:3 lata (Młody Dorosły) Liczba postów:13 Dołączył:Kwi 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 30
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 45

15-04-2017, 12:40
Prawa autorskie: Awatar: Alex Horley Orlandelli, Głos: Hearthstone: Heroes of Warcraft

Wąż uważnie obserwował swojego ptasiego rozmówcę, zauważył w nim lekkie speszenie ale mimo to odpowiedział mu na jego pytanie. Szczerze mówiąc spodziewał się, że gdy tylko ptaki usłyszą jego głos - odlecą w popłochu. Cóż nie stało się tak. Tyrantus uśmiechnął się wyraźnie, ze zdumiewającą szybkością zbliżył się do gości, uniósł odcinek szyjny do góry tak aby jego głowa znajdowała się lekko ponad ptaka i patrzył mu prosto w oczy. Wyciągnął język na wierzch, polizał się po ślepiach i powiedział:
- Cóż... masssz rację, nie powiedziałeś, że ich nie lubisz. Podejście neutralne jest słuszne, z resztą nie tylko do kotów ale i do wssszystkich innych zwierząt, w szczególności tych drapieżnych - Uśmiechnął się jeszcze wyraźniej i kontynuował: - Wybacz, że podsssłuchuję twoją rozmowę, ale mieszkam na tym drzewie, powiedziałeś że jesteś "artystą zbyt małego sortu" ośmielę się z tym nie zgodzić, twój śpiew był powodem dla którego cię nie przegoniłem gdy próbowałem spać -
Uniósł łeb jeszcze wyżej przysuwając się w bok swoim wielkim cielskiem, ponownie polizał oczy i jeszcze dodał: - Nazywam się Tyrantus -
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-04-2017, 13:01 przez Tyrantus.)


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości