♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

#61
04-07-2013, 23:42

Lwica w milczeniu obserwowała oddalającego się samca, niemalże czując, jak cała ta rozmowa wyłazi jej już uszami. Mimo to, chyba nie miała większego wyboru. W co ja najlepszego się pakuję? Zapytała samej siebie. Gdyby mogła, popukałaby się pewnie w czoło w poszukiwaniu rozumu, jednak nawet ten dialog przestawał mieć jakikolwiek sens. Dlatego klucząc między przeszkodami w końcu ruszyła za samcem.

[zt]
Fira
Gość

 
#62
24-12-2013, 03:55

Ciemna, mętna na pozór obrzydliwej ropy woda zabulgotała przeraźliwie, gdy napstrzona bąblami smrodu tafla uniosła się do góry. Lwicy, która kryła swe oblicze pomiędzy moczarami od bardzo długiego czasu, nie straszne było oblanie żółtawego futra dogłębną warstwą lepkiego błota. Od wielu księżycy spędzonych w samotności nie napotkała na swej drodze żadnego lwa. Raptem, sunąc po nos w cieczy niczym wyprawiony w łowach aligator, po raz pierwszy tknęły ją mieszane uczucia - może wśród tej wiecznej wilgoci i mroku, pokuty wygnania, całkiem postradała zmysły? Jest aktualnie jednym z tych bagiennych kreatur opiewanych przez matczyne opowiastki na dobranoc lwiątkom? Zamrugała bladymi oczyma, coraz intensywniej przebierając kończynami. Nie jest wariatką. Jest kimś innym.
Natomiast okoliczne moczary, łącznie z życiem tajemniczej Firy, nigdy nie były opustoszałe. Na niemal każdym kroku czaili się olbrzymich gabarytów, łuskowaci sprzymierzeńcy.
Bez żadnej gierki wstępnej czy skrupułów, lwica wykonała długi sus, odbijając kończyny od stabilnego, zakotwiczonego pod mułem korzenia, by roztworzyć białe szczęki ekscytująco w locie. Wystarczyły ułamki sekund, ażeby zęby dopadły coś dla oka niewidocznego - wtopioną w mroczny krajobraz, zwiniętą na małym połciu suchej gleby, jadowitą żmiję. Nim jednak, pochłonięta syczącym wrzaskiem bojowym ofiara zdołała ugodzić drapieżcę kolcem śmiercionośnej trucizny, jej nasada czaszki została zmiażdżona wedle głuchego chrupnięcia. Mogła tylko zawijać zielonym ogonem, rozchlapując poszczególne krople brei, boleśnie odchodząc od zmysłów świata realnego.
Samica spoczęła na szczudlastym konarze, z zadowoleniem gładząc łapą pochwyconego węża. Najlepszy przyjaciel to również najwyśmienitszy posiłek, prawda? Z wyraźnym podnieceniem zlizała strużki rozbryźniętej krwi, iście rozpieszczając podniebienie o niespotykanym guście. Nim jednak rozpocznie konsumpcje swego świętego symbolu, co dodawało sił niczym boski nektar plemiennych przodków, rozpocznie degustacje z nieco innej strony. Piękny, duży okaz tak niebywale zabójczego zwierzęcia.
- Ssss, moja droga. Sssss... - szepnęła, przetrzymując łeb gada między długimi, czarnymi pazurami, przemawiając z niemal troską, pobłażliwym uwielbieniem. Teraz byli jednością, a jej ciało niebawem wchłonie ów czcigodny obiekt miłości.
Składając ostatni pocałunek w postaci długiego liźnięcia na wskroś, zmrużyła powieki, dając upływ rozkoszy w postaci dziękczynnej modlitewki. Nikt nie może sądzić tych czynów, wszakże nikogo już nie było.
Tylko te małe, pełzające dzieciątka, wszędzie!
Vantre
Konto zawieszone

Gatunek:hiena brunatna Płeć:Samiec Wiek:1,5 Liczba postów:62 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 40
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 10

#63
20-12-2014, 18:55
Prawa autorskie: moje

Hiena od dłuższego czasu siedziała dupskiem na mocno spróchniałym konarze, odpoczywając po równie stresującej, co wycieńczającej przeprawie przez rozłożyste tereny bagien. Umorusane błotem łapska mimowolnie uginały się pod ciężarem jej ciała, podobnie jak i uprzednio tafla brunatnej mazi.
Hiena przymknęła ospałe ślepia. To nie było najlepsze miejsce na drzemkę.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała resztę watahy, a im dłużej trwała rozłąka, tym gorsze scenariusze błądziły po jej znużonym własnym zagubieniem umyśle. Może za bardzo zadzierała nosa? Może ich cierpliwość się skończyła i tylko czekali, aż odwróci wzrok, by czmychnąć z ulgą i uwolnić się od jej towarzystwa. I Feliks.. Co ona sobie w ogóle myślała?
Idiotka.
Spod zaciskającej się powieki wypłynęła pojedyncza łza.
[Obrazek: vanti_by_ragous-d7sgkgl.png]  


GŁOS
Kamyk
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:51 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 5

#64
20-12-2014, 21:19

Bez wątpienia można było zarzucić Vantre, że myślała o pewnych sprawach zbyt dużo. Każdy mógłby usłyszeć taki zarzut, schować się w kącie i zwinąć w kłębek, szlochać nad niefortunnym rozwojem wypadków. A teraz wysłuchajmy opinii kogoś, komu takiego zarzutu nie można byłoby postawić. Myślenie nie było najmocniejszą stroną ktosia.
Bo był taki ktoś, kto szukał już Vantre bardzo długo. Szukał jej tropu, odcisków znajomych łap, znajomego zapachu, a bez skutku. Ktoś ten był bardzo smutny, kiedy następne próby odnalezienia jej nie przynosiły rezultatu. Dotychczas nie zachodził w te strony, nie wierząc, że Vantre byłaby zdolna cokolwiek znaleźć w tym okropnym miejscu - ale teraz, na przekór sobie, poszedł i tam. Łapy miał umorusane błotem, cały grzęznął w nim i zatrzymywał się. Każdy krok na skrawku suchego lądu pewnie słychać było po drugiej stronie sawanny.
A już na pewno było słychać jego radosny krzyk.
- VANTRE! - Wykrzyczał ktoś ile sił w płucach, ale było to słychać tak, jakby nie zdążył wziąć pełnego oddechu. Chwilę później było słychać głośny chlupot, jakby do wody wpadł co najmniej słoń. Fala może i nie dosięgnęła samotnej, smutnej hieny, jednak dosięgnęło jej uszu radosne sapanie, coraz głośniejsze.
- Vantre! Kamyk znalazł Vantre w końcu! - Tańczył w miejscu olbrzym. Który wyglądał inaczej.
Mimo, że radość roznosiła go wręcz od środka, nie była w stanie rozbić skorupy błota, którą miał teraz na całym swoim froncie. Musiał wpaść do wody, cały był upaprany, jedynie oczy i nos musiał przetrzeć łapą. Ale nic sobie z tego nie robił.
- Kamyk się cieszy! - Wykrzykiwał dalej.
Alarm czerwony.
Przygotowywał się do skoku w jej stronę.
Vantre
Konto zawieszone

Gatunek:hiena brunatna Płeć:Samiec Wiek:1,5 Liczba postów:62 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 40
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 10

#65
23-12-2014, 16:37
Prawa autorskie: moje

Zmrużyła i tak już przymknięte oczy, wpatrując się w punkt, z którego uszło donośnie jej imię. Zacisnęła szczęki i zachwiała się nieco na konarze.
Utetłana w błocie sylweta pozostała w jej bursztynowych ślepiach obca.
Cofnęła łeb przełykając ślinę-była zbyt zmęczona na sprawne kojarzenie faktów, dlatego dopiero gdy Kamyk wymienił swoje imię oraz połechtał jej uszy znajomą, sypiącą się składnią, poznała go.
Otworzyła szerzej ślepia, czując, że znów napływają do nich łzy. Nie dała mu szansy-sama ruszyła w jego stronę z impetem rzuciwszy się i przylgnąwszy do niego. Nie mogła wydusić z siebie choćby słowa.
Oparła czoło o obłoconą pierś olbrzyma i zamknęła oczy.
Zadrżała, gdy jej ciało przeszył przejmujący dreszcz.
Pojawienie się Kamyka było jak wyciągnięcie fundamentu piramidy wszystkich tych smutnych myśli, jakie ostatnio zaprzątały jej głowę i burzyły w niej ostatki nadziei. A Kamyk był właśnie takim ostatkiem.
Przyciskała łapczywie łeb do jego piersi, jakby nie mogąc uwierzyć, że rzeczywiście tu jest. Jej ciałem targał nierównomierny i niespokojny oddech.
[Obrazek: vanti_by_ragous-d7sgkgl.png]  


GŁOS
Kamyk
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:51 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 5

#66
26-12-2014, 20:44

Ups. Klops. Porażka. Niespodzianka. CHOLERA, co robić? Kamyk ledwie zatrzymał się w miejscu, gdy Vantre rzuciła się w jego stronę - nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że jego wpadnięcie na nią mogło mieć katastrofalne skutki. Pozwolił jej staranować siebie - wypluł wtedy powietrze z płuc - a potem oblepił ją łapą, w tak dobrze jej znany sposób, z siłą tuląc ją do siebie. Wielka łapa przyciągnęła jej grzbiet do siebie, jakby spadło na nią co najmniej drzewo. Teraz i Vantre była cała w cuchnącym błocie.
- Vantre! - Przywitał się z nią Kamyk, a ogon z radości wyklepywał o ziemię szybki rytm. - Kamyk tak się cieszy, że widzi Vantre!
A potem usłyszał jej płacz i nierówny oddech. Wyłapał to dopiero po chwili, ale kiedy to się stało poczuł się tak, jakby faktycznie spadło na niego jakieś drzewo.
- Co się stało? - Zapytał, wyuczony tego pytania na pamięć. - Dlaczego Vantre płacze? Vantre nie cieszy się, że Kamyk przyszedł?
I potwór wypuścił ją z objęć, wpatrując się w nią ze zdziwieniem i ze smutkiem, który i jego oddechom nadał tempo. Był niezmiennie jednym i tym samym półgłówkiem, który nie wiedział o tym, że można płakać ze szczęścia nie śmiejąc się - a sam tak często płakał ze śmiechu, głównie bez powodu. Teraz jednak zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Widząc, że z Vantre było podobnie, zasmucił się bardzo i nachylił nad nią, ten nasz olbrzym.
- Kamyk przeprasza - zaskomlał - Kamyk bardzo tęsknił za Vantre. - Obniżył ze wstydem łeb, kładąc uszy po sobie.
Niezmienny, jeden i ten sam osiłek o łagodnym sercu, któremu każde cudze słowo obijało się po głowie echem.
Vantre
Konto zawieszone

Gatunek:hiena brunatna Płeć:Samiec Wiek:1,5 Liczba postów:62 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 40
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 10

#67
28-12-2014, 19:08
Prawa autorskie: moje

Niechętnie, jednak pozwoliła mu się odsunąć. Uniosła łeb i spojrzała na olbrzyma, uśmiechając się i czując, jak wciąż szklą się jej ślepia.
-Unf n-nie-urwała przecierając łapą pysk-Nie o to chodzi, po prostu..-i znów zamilkła. Co ona właściwie chciała powiedzieć? Zamrugała.
-Też się cieszę. Że jesteś. Bardzo.-wykrztusiła w końcu, z jakąś dziwną ulgą. Nawet to całe błoto jej nie przeszkadzało, obecność samca sama w sobie była nagrodą.
-Uh a gdzie reszta?-rozglądnęła się z nadzieją na to, że wataha zmierza w tę stronę.-Kicheko? Kayra?-pytała.-..Feliks?-mruknęła markotnie, pociągając nosem.
-Będą tu zaraz, no nie?
[Obrazek: vanti_by_ragous-d7sgkgl.png]  


GŁOS
Kamyk
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:51 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 5

#68
28-12-2014, 21:02

Vantre nie dostała odpowiedzi. Zanim na dobrą sprawę zdążyła skończyć przypomniała sobie, jaki był Kamyk. A raczej Kamyk sam jej o tym przypomniał - ubłocony olbrzym szybko przysiadł na zadku, wyrzucił przed siebie obie łapy i bardzo, bardzo mocno przytulił Vantre do siebie. Zmieściłaby się mu między ramionami chyba cała ich wesoła paczka, jednak teraz Kamyk znalazł miejsce jedynie dla niej. To z kolei oznaczało, że było bardzo mało miejsca dla innych. Bardzo mało miejsca dla powietrza. Dla czegokolwiek. Przycisnął ją do siebie tak mocno, jakby nigdy już nie chciał jej wypuścić.
Wystarczyło jedno jedyne zapewnienie, że nie zrobił nic źle i że ona też tęskniła. Wtedy znowu pierwsze miejsce na liście ważnych dla niego, a zinterpretowanych u Vantre emocji zajęła jej radość, że go widzi.
- Ooowww - wydusił z siebie Kamyk takim głosem, jakby właśnie usłyszał najpiękniejsze słowa w swoim życiu. Miał łzy radości w ślepiach. - Vantre się cieszy, że widzi Kamyka! - Wyjęczał płaczliwym ze szczęścia głosem. On szukał Vantre, on cieszył się, że znalazł Vantre, a tymczasem Vantre też cieszyła się, że Kamyk tu był i Kamyk ją znalazł! Od samej tej świadomości serce urosło mu w jego i tak gigantycznej piersi.
Potem jednak przypomniał sobie o tym, że przecież Vantre o coś zapytała. Puścił ją wtedy - chociaż słuszniej byłoby napisać, że ją uwolnił - a kiedy stracił równowagę, gruchnął o ziemię, jak kłoda. Podniósł się z niej równie szybko, co na nią upadł, zupełnie nic sobie z tego nie robiąc. Nie został po tym upadku ślad w postaci krateru, dlatego nie było na co narzekać.
- Kamyk nie wie. Kamyk poszedł szukać Vantre. Kicheko też poszedł szukać Vantre. Kayry i Feliksa nie widział Kamyk, Kamyk nie widział kilka dni. - Wyjaśnił, na ile tylko potrafił. Zmarkotniał i posmutniał, ale potem nagle się rozpromienił, aż mu się uszy podniosły. - Kicheko znalazł coś, Kamyk też znalazł to samo razem z Kicheko! Kamyk zaprowadzi Vantre! Kamyk powiedział, że tam spotkają się wszyscy, a Kicheko poszedł powiedzieć Kayrze i powiedzieć Feliksowi i innym! - Wypiął dumnie pierś. Samo to, że on wpadł na pomysł, żeby tam wszyscy się spotkali było dla niego wielkim osiągnięciem, zwłaszcza, gdy Kicheko przyznał mu rację. - Kamyk zaprowadzi Vantre! Tam jest taka górka, a pod górką taki duży kamień, większy od Kamyka! Kicheko powąchał, mówi, że coś tam jest, Kicheko mówił, że powietrze tam ciągnie. Kicheko powiedział, że to jaskinia, czy coś. - Kamyk wzruszył potężnymi barkami. - Ale Kamyk nie wie, bo Kamyka powietrze nie pociągło. - Zasępił się, a potem zamachał radośnie ogonem. - Niech Vantre idzie za Kamykiem! - Zawołał radośnie, po czym zrobił krok do przodu.
Vantre
Konto zawieszone

Gatunek:hiena brunatna Płeć:Samiec Wiek:1,5 Liczba postów:62 Dołączył:Lip 2014

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 40
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 10

#69
28-12-2014, 21:23
Prawa autorskie: moje

Z trudem przełknęła ślinę, gdy jej ciało zostało uwięzione, a następnie przygniecione do Kamykowej piersi. Jęk zaskoczenia ugrzązł jej w gardle, podczas gdy wargi wciąż uparcie wykrzywiały się w bolesnym uśmiechu. Nie chciała psuć atmosfery, ale miała wrażenie, że najprawdopodobniej zaraz pyskiem uleci jej duch, wyciśnięty przez masywne łapy stęsknionego olbrzyma.
Łapczywie zachłysnęła się powietrzem, gdy wielkolud zwolnił uścisk, po czym uśmiechnęła się kwaśno, próbując uspokoić oddech.
Wysłuchała chaotycznej i nieskładnej gadaniny kompana i zamrugała kilkukrotnie przetwarzając owe informacje.
-Eee no dobraa.-odezwała się w końcu.-W sumie przydałoby się nam jakieś schronienie..-dodała. Ruszyła za Kamykiem, powoli przedzierając się przez błoto. Zastanawiała się, czy na pewno zna drogę i czy rzeczywiście trafią tam, gdzie rzekomo ma zebrać się reszta.

ztx2
[Obrazek: vanti_by_ragous-d7sgkgl.png]  


GŁOS
Sadism
Prekursor | Konto zawieszone

Gatunek:Żmija sykliwa Płeć:Samiec Wiek:5 lat 3 miesiące Liczba postów:794 Dołączył:Mar 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 17
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 43

#70
05-05-2015, 21:30
Prawa autorskie: Cyt. Ja Avek. by Eidel

Czyż to miejsce nie jest przepiękne?
bagno, błoto oraz drzewa. Często martwe aczkolwiek, to drzewa.
Wokół wprost magiczna atmosfera.
Żmij wił się przechodząc przez kości, zebra i oczodoły od czaszek- wił się w poszukiwaniu ziemi dla siebie.
Podobało mu się tu. W takim miejscu miał niebagatelną przewagę nad lwami. W końcu bagno nie wciągało go ze względu na lekkość, oraz rodzaj ciała, no i oczywiście potrafił pływać jak prawie każdy wąż.
Szukał domu jaki był mu pisany. Ale niestety w tutejszych okolicach mało było myszy, które to były jego wielkim przysmakiem. A szkoda. WIł wiec się dalej, pamiętając jednak o tym zacnym miejscu.

[ w podróży czas mija więc dodaje sobie kilka miesięcy]
z/t
Wróciłem na prochy tego co niegdyś stworzyłem.
Dziś we mnie wątpią jak na samym początku.
Dziś znowu ich zaskoczę.

GŁOS  
Temat muzyczny Sadisma

[Obrazek: zen-snake.gif]
Soth
Bestia z Bagien | Duch
*

Gatunek:Pół lew, pół tygrys i wszycho na ten temat Płeć:Samiec Wiek:5,5 lat. Towarzysz:Dzięcioł duży Liczba postów:331 Dołączył:Lut 2013

STATYSTYKI Życie: 38
Siła: 88
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 58
Doświadczenie: 7

#71
13-09-2016, 11:53
Prawa autorskie: Ja/gokcegokcen
Tytuł pozafabularny: Cnotliwy Woj

Nie miał bladego pojęcia gdzie i po co Poison skręciła znów na ziemie tych księżycowych pomyleńców, ale to nie był już jego interes. Najwyraźniej Soth nie był doborowym towarzystwem dla takiej wojowniczki. Ale o tym pomyśli sobie kiedyś indziej. Bagno. Jego kochane bagno pełne zakamarków, obrzydliwie śliskich i śmierdzących konarów, krokodyli, jadowitych węży, grząskiego błota i czego sobie jeszcze diabeł mógł zażyczyć. W tych wszystkich okropieństwach, które i jego mogły kiedyś w końcu zabić, bardzo cenił sobie ciszę i spokój. Mało kto był w stanie przedrzeć się przez te gęstwiny zgnilizny, już nie wspominając o tym, że w końcu mógł natrafić na potwora z bagien w postaci Sotha. A on tutaj już nie miał zamiaru darować komuś życia. Jeśli ktoś Belzebuba, żabiego króla ktoś wkurzy nieoczekiwaną audiencją, lepiej by uważał, żeby sam nie stał się pokarmem dla żab.
I na co mi stado? Pomyślał, szukając między konarami swojej niedawnej zdobyczy, która ledwo zdążył tutaj schować. Co on tam... a tak, jakiegoś ptaka po drodze, jak tutaj wcześniej szedł. Schował i poszedł szukać Ines, a sprawy potoczyły się - jak widać - w zupełnie nie takim kierunku jak on chciał. Zmarszczył brwi. Gdyby nie było go tak łatwo zdenerwować zwykłą głupotą. Ale i tak się jej należało. Zaśmiał się w końcu pod nosem, dostrzegając znajome rozgałęzienia. I mimo, że łapy go bolały od chodzenia, to dość szybko zjawił się na wysokości dwóch metrów, gdzie leżała martwa ptaszyna. Po takim spacerku posiłek by się przydał, toteż nie dziwne było, że zaraz z góry zaczęły sfruwać duże ilości piórek.

/ +2 hp
dodane
Sycophants on velvet sofas
Lavish mansions, vintage wine

I am so much more than Royal
Snatch your chain and mace your eyes

If it feels good, tastes good
It must be mine

Heroes always get remembered
But you know legends never die


[Obrazek: 7YwHHkJ.jpg]


Mortal kings are ruling castles
Welcome to my world of fun
I'm taking back the crown
I'm all dressed up and naked

I see what's mine and take it
Ema
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 19

#72
14-09-2016, 00:02
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)

Odkąd rozdzieliła się z Danką minęło już trochę. W tym czasie zawędrowała z gęstej dżungli, na to niebezpieczne bagno. A wszystko tylko po to, aby znaleźć kilka ziół. Musiała uzupełnić zapasy, po tym jak kilka z nich zużyła na pomoc rannej lwicy. Z początku chciała przeszukać jedynie zewnętrzny pierścień mokradeł, bez głębszego podróżowania bo centralnych terenach. Jednak, gdy jej poszukiwania na krańcach moczarów zakończyły się fiaskiem, niechętnie, aczkolwiek z determinacją, ruszyła w głąb zdradliwych terenów. Brnąc przed siebie znachorka jednomyślnie stwierdziła, że bagna nie mogłyby służyć jej na dłuższą metę za dom. Fakt było tu sporo medykamentów, wystarczyło tylko wyciągnąć łapę, ale... brakowało tu tego pustego terenu, na którym brązowa mogłaby się rozpędzić do granic swoich możliwości i gnać przed siebie, aż do utraty tchu. Największym problemem była jednak woda. Na takim bagnisku nie sposób było uniknąć zamoczenia się, a przynajmniej było bardzo trudno. Jakby komuś było mało to nie dość, że woda była tak mulista, iż mogła wciągnąć niczego nie spodziewające się stworzenie by nigdy już go nie wypuścić, to jeszcze roiło się tu od wodnych gadów, tylko czyhających na bezbronną ofiarę. Wędrówka Em ciągnęła się w nieskończoność, głownie ze względu na wręcz heroiczne starania w ominięciu wodnistych pułapek. Każdy krok stawiała ostrożnie, gotowa w każdej chwili odskoczyć, gdyby się okazało, że pod cienką warstwą roślinności, stoi kałuża palącej ją substancji. Wyczuła zapach obcego... lwa? Przynajmniej taki to zapach przypominało. Jeżeli wkroczyła na obce terytorium, musi być gotowa do natychmiastowej ucieczki, w razie zauważenia i zaatakowania. Gorzej jeżeli to terytorium należało do samotnego samca. Z nimi nigdy nic nie wiadomo.
[Obrazek: ema_by_deadfisheye_0-davhhm5.png]
Głosik
Nikt nie wie jak się nazywam... Czasem nawet ja zapominam...
Mówcie mi Giza.
Soth
Bestia z Bagien | Duch
*

Gatunek:Pół lew, pół tygrys i wszycho na ten temat Płeć:Samiec Wiek:5,5 lat. Towarzysz:Dzięcioł duży Liczba postów:331 Dołączył:Lut 2013

STATYSTYKI Życie: 38
Siła: 88
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 58
Doświadczenie: 7

#73
15-09-2016, 11:55
Prawa autorskie: Ja/gokcegokcen
Tytuł pozafabularny: Cnotliwy Woj

Pół ptaka już nie było. Zostawiając te najmniej zjadliwe części Soth czuł, że na razie mu to w zupełności wystarczy. No przecież ile można jeść, po za tym ptaszydło małe nie było, bo musiał je obiema łapami na gałęzi przytrzymywać. Wypluwał jeszcze tylko z okolic swojej mordki pióra, które poprzyczepiały się jeszcze do pyska, wąsów, a jeden to prawie mu do nosa wleciał. Toteż był zbyt zajęty by zwracać uwagę na otoczenie. Nie po to siadł sobie wysoko na gałęziach, żeby się przejmować tym, że coś go tutaj może napaść. Zresztą, jedynym większym od niego zagrożeniem tutaj były krokodyle, ale z tymi nauczył się żyć i omijać ich jeziorka tak, by nie wchodzić sobie nawzajem w drogę. To tak jakby posiadał własną ochronę swojego rewiru.
Kiedy się już wyczyścił, spojrzał pod siebie by ocenić ile pór wypadło z ptaszka. Normalnie to by je wziął, wyłożył w jaskini na resztę miękkich rzeczy, gdzie kiedyś miał swoje legowisko. Ale jak sprawdzał, całkiem niedawno, to te rzeczy dalej tam są, tylko już nie w tak zacnej ilości. No nic, trzeba będzie kiedyś zapolować na duże zwierzę i dać jakiejś bandzie małp do wypatroszenia w zamian za całe mięso. Pawiany chyba będą najbardziej chętne.
I wtedy też lygrys, spoglądając w dół, dosłyszał szczęk łamanych gałęzi. Dźwięk nie rozchodził się tutaj nie wiadomo jak bardzo, żeby ten ktoś był daleko. A pierdzielę, pewnie znów jakiś gruby wąż upadł niefortunnie na ziemię. Pomyślał, leżąc dalej na rozgałęzieniu i spoglądając w dal pod sobą. Ani myślał na razie schodzić.

/+2hp
Sycophants on velvet sofas
Lavish mansions, vintage wine

I am so much more than Royal
Snatch your chain and mace your eyes

If it feels good, tastes good
It must be mine

Heroes always get remembered
But you know legends never die


[Obrazek: 7YwHHkJ.jpg]


Mortal kings are ruling castles
Welcome to my world of fun
I'm taking back the crown
I'm all dressed up and naked

I see what's mine and take it
Ema
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 19

#74
16-09-2016, 01:32
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)

Przechodziła akurat pod miejscem, gdzie lygrys się znajdował. Pech chciał, że na głowę spadło jej jedno z porozrzucanych przez samca piórek, a że była czujna, jakby chodziła po rozżarzonych węgielkach, to z warknięciem skoczyła do przodu, zaalarmowana. Przy lądowaniu wykonała błyskawiczny obrót, aby móc w razie potrzeby rzucić się na, jak się okazało, nie istniejącego agresora. Kolejne piórko spadło jej na łeb, a ona tym razem spojrzała się w górę szukając powodu tego deszczu pierza. Nie wydawało jej się, żeby w okolicy mieszkały tak duże ptaki mogące gubić tyle piórek na raz, ale kto wie. Wtedy to dostrzegła paskowaną bestię siedzącą tuż nad nią. Cofnęła się parę kroków do tyłu, wciąż obserwując nieznane jej zwierze. Dopiero gdy poczuła, że grunt zaczyna jej się obsuwać spod tylnych łap, zatrzymała się wciąż czujnie prowadząc obserwacje tego nieznanego osobnika. Czy to tutejszy? Czy zaatakuje? Przyczajona lwica, zapędzona w kozi róg na brzegu bajorka, przygotowywała się do ewentualnej ucieczki. Ewentualnej, bo jeśli zwierz ów, nie będzie miał nic przeciwko przebywaniu jej na tym terenie, to będzie kontynuować swoje poszukiwania. Kto wie, a nuż może i ten ktoś wskaże jej dobre miejsce na szukanie odpowiednich ziółek?
[Obrazek: ema_by_deadfisheye_0-davhhm5.png]
Głosik
Nikt nie wie jak się nazywam... Czasem nawet ja zapominam...
Mówcie mi Giza.
Soth
Bestia z Bagien | Duch
*

Gatunek:Pół lew, pół tygrys i wszycho na ten temat Płeć:Samiec Wiek:5,5 lat. Towarzysz:Dzięcioł duży Liczba postów:331 Dołączył:Lut 2013

STATYSTYKI Życie: 38
Siła: 88
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 58
Doświadczenie: 7

#75
19-09-2016, 13:01
Prawa autorskie: Ja/gokcegokcen
Tytuł pozafabularny: Cnotliwy Woj

Wiec to jednak nie wąż. Szkoda. Soth w głębi duszy liczył najbardziej na to, że mu się przesłyszało i będzie mógł po posiłku zwyczajnie odespać robione kilometry. No, ale nadzieja matką głupich tym razem mu nie pomogła i widocznie poszła ratować jakieś lwioziemskie lwiątko, albo coś w tym stylu.
Oceniał sytuację. Kończąc posiłek widział ją, jak próbuje pod nim przejść i w zasadzie tylko z czystej złośliwości nie chciał jej wcześniej ostrzegać, tylko zrzucić się jej na łeb, kiedy nie będzie się tego spodziewać. To dopiero byłby ubaw! Chociaż lepiej byłoby spaść na łeb lwu, który ma jeszcze mięciutką grzywkę. Ale lwica się w końcu spostrzegła, że coś jest nie tak. I dobrze, bo już myślał, że będzie na tyle głupia, że da się całkiem zajść od tyłu. A niby on jest mniej spostrzegawczy z jednym okiem, phi.
Szmaragdowe oko spoglądało z niezadowoleniem na będącą przed/pod nim lwicę. Nie miał ochoty na przepychanki, ale jak lwica będzie głupia i nie zachowa się jak trzeba w obecności króla, to cóż... najwyżej będzie potem spał parę dni i leczył czasem rany.
- Witaj podróżniku. Jestem Belzebub, żabi król, a to moje królestwo.
Soth postanowił być na tyle miły i ułatwić sobie w razie czego zadanie pościgu głupiej lwicy, że zszedł z gałęzi i stanął przed nią tak jakby w tej samej odległości w której siedział na górze. Oblizał kły, między którymi było jeszcze trochę ptasich żył. Ohyda. Następnym razem zapoluję na coś... smaczniejszego.
- Zanim dostąpisz audiencji u króla, muszę Ci zadać kilka bardzo ważnych pytań.
Lygrys wziął głęboki wdech, jako delikatną pauzę, żeby tylko trochę dłużej potrzymać w niepewności lwicę.
- Kim jesteś, co tu robisz i dlaczego miałbym Cię nie zabić za wtargnięcie na mój teren bez pozwolenia oraz przerywanie mi posiłku.


/+2hp
To i to wyżej - dodane
Sycophants on velvet sofas
Lavish mansions, vintage wine

I am so much more than Royal
Snatch your chain and mace your eyes

If it feels good, tastes good
It must be mine

Heroes always get remembered
But you know legends never die


[Obrazek: 7YwHHkJ.jpg]


Mortal kings are ruling castles
Welcome to my world of fun
I'm taking back the crown
I'm all dressed up and naked

I see what's mine and take it


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości