Król Lew PBF

Pełna wersja: BAL PRZEBIERAŃCÓW - korytarz
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
No korytarz, no. Taki zamkowy. Pochodnie na ścianach go oświetlają
Wraz z Filą wpadł tu na korytarz, bo zwyczajnie pogubił drogę na dół.
W sensie... no duży zamek, sporo schodów. Rzeczy i w ogóle...
- Filuś, pamiętasz ty drogę? Które to były sssschody?
Spojrzał na nią, cały czas trzymał jedną rękę tuż nad jej zgrabnym...

...ogonkiem. I swoim ogonem owinięty był delikatnie wokół jej nogi.
- Schody? Gdzie? - Rozejrzała się w poszukiwaniu owych schodów, ale jakoś nie bardzo wiedziała, o czym on mówi.
Ona cały czas szła za nim, więc nie zwracała uwagi na to, czy akurat idą w górę, w dół, czy może prosto. Ważne było to, że jaszczur był tuż obok... I czuła ten dotyk jego ogona.
- Może tamte? - Wskazała na schody po lewej.
Z dołu unosił się zapach alkoholu, więc to musiało być tam!
Po jej pierwszej reakcji zdał sobie sprawę że mimochodem rozprasza swoją towarzyszkę.
- To duży zamek... równie dobrze może to być piwnica z winem... - pomyslał, po czym spojrzał zadowolony w oczy swojej kotki - Ale to też dobre rozwiązanie.
Objął ją znowu i ucałował, a po kiludziesięciu sekundach przerwał pocałunek i ruszył z Filemonką ku schodom.
- Hm, tak, całkiem możliwe - przyznała.
Jej również ta opcja nie wydała się taka zła. Może to nawet lepiej? Ona, jaszczur i piwnica winem - czegóż można chcieć więcej?
Chwyciła go za łapkę i zbiegła po schodach. Nie sprawiło jej to problemów, bo najprawdopodobniej zostawiła buty w salonie, a więc żadne obcasy jej nie przeszkadzały. Charakterystyczna woń alkoholu rozchodziła się wszędzie, docierała nawet na korytarz.
Pociągnęła go za sobą, i musiał przyznać ze była szybka i zwinna...
Choć to już wcześniej udowodniła ale w nieco inny sposób. Aktualnie pędził za nią, by po chwili ujrzeć stare drzwi z drewna.
- Dossssyć tu ciemno, chodź bliżej moja droga. Ktośśś mussssi zadbać o twe bezpieczeńssstwo.
Bo jak wiadomo, każdy sposób i argument jest dobry by być bliżej ładnej dziewczyny.
Objął ją mocno i delikatnie otworzył drzwi...
Ujrzeli butelki, dużo butelek - jedne stały, a inne leżały, puste, pełne i półpełne, do wyboru, do koloru. A wśród nich stał koń. Najprawdziwsza kara klacz, która na widok obcych położyła uszy i zarżała z niepokojem.
Oniemiała kotka przybliżyła się do zwierzęcia. Puściła rękę Sebastiana, ale za to ogonem mocno ściskała gadzi ogon.
- Ćśśś, nie bój się, taś taś... - zagadała do konia.
Ostrożnie wyciągnęła rękę, by tamten mógł ją powąchać. Zapewne poczuł jakieś tanie perfumy, bo odsunął łeb i ostrzegawczo uderzył kopytem o podłogę, o mało nie rozbijając samotnej butelki 20-letniej whisky.
Dwudziestoletnia whisky! NIE!!!

A nie, udało się, nie rozbił. Ufff.
Głupi koń.

Mniej więcej tak kształtowały się myśli Seby.
- Co tu robi koń?- zapytał się i nie puszczając ogonu Fil, zaczął szukać jak najstarszych roczników wina.
- Moja droga, czeka nas uczta... 79 rok! Półwytrawne.
Aż się oblizał, po czym spojrzał na swa piękną towarzyszkę. Nie był pewien czy zapoznawanie się z klaczą to najlepszy pomysł na teraz.
- Fel, a nie sądzisz że to niezbyt bezpieczne tak do konia... podchodzić?
Powiedział niezbyt pewnie. A przynajmniej nie tak pewnie jak zazwyczaj.
- Nieee, dlaczego? - wyraziła zdziwienie jego sugestią. - Może on też chce się pobawić? Może wezmę go na bal? - mamrotała pod nosem.
Jej nie trzeba było żadnych wspomagaczy, żeby zaczynało jej odbijać.
- Tak, tak, może być - odpowiedziała na propozycję co do trunku, choć w tej chwili wydawała się być bardziej zainteresowana koniem niż Sebą.
A rzeczona klacz jak stała tak stała, może odrobinę spokojniej. Nie tupała już, o, tyle dobrego. Kotka przybliżyła rękę i ostrożnie pogłaskała koński nos. Zwierzę stało niewzruszone.
Dobra... super. Przegrał z... koniem.
Machnął łapą na to co robił Fil.
Otworzył wino i zaczął pić z gwinta. Skoro i tak Filemona zajęta jest klaczą... to cóż.
Upił trochu, bardzo dobre.
- To ten... halo... - podszedł i pomachał jej ręką przed oczami.
- Pobudka.
Serio dziwne. Zaniepokoił się trochu.
Gdy Seba się do niej odezwał, to ona nagle straciła zainteresowanie koniem i wpatrzyła się w ten zacny trunek z końca lat 70. Pachniał inaczej niż cała reszta piwnicy, a przynajmniej tak się zdawało dziewczynie.
- Ej, a ja to co?!
Przechwyciła od niego wino i dopiła całkiem sporą jego część, po czym wcisnęła mu w rękę prawie pusta butelkę, przysunęła się do Seby, położyła mu rękę na plecach i... Zaczęła go całować.
Zaczął się z nia całować.... oddal się temu, i oczywiscie baaaardzo mu się to podobało...
Filka smakowała wspaniale.
No nieźle... -pomyślał. Co jak co ale Filemonie nie można było nie powiedzieć, ze miała "spust" co do alkoholu, i całusów zresztą też.
- Spokojnie... to się pije powoli. A przynajmniej nie jak wódkę... - i w tym momencie przypomniał sobie o whisky, podniósł ją ostrożnie i podał dziewczynie - To się pije chybcikiem.
- Ale uważaj... nie za dużo bo wiesz...
Dodał "dla bezpieczeństwa".
I jej także podobał się jej ten pocałunek, nie mogła powiedzieć, że nie. Od teraz zostanie fanką gadów! Ym, to znaczy, tego jednego.
- O, whisky. - Uśmiechnęła się do butelki.
Koń zarżał cicho, ale nie był już w stanie zwrócić na siebie uwagi Fil. Dziewczyna złapała butelkę i wlała w siebie kilka łyków. Oblizała się niczym kotem, którym w gruncie rzeczy była.
- Paaali. Ale dobre - oznajmiła, kiwając głową niczym znawca.
Postawiła kocie uszko i uśmiechnęła się do Seby, ot, tak bez powodu. Jej ogon wciąż owijał się wokół jego ogona.
Patrząc w jej oczy wiedział że ta ilość alkoholu może jej nieźle namieszać w głowie, toteż wziął ja na ręce i zdecydował się zaprowadzić na najbiższą ławkę.
- No no... Nie za dużo tego dobrego kochana?
Odpowiadała mu ta sytuacja. W sumie to bardzo mu odpowiadała.
W korytarzu rozbrzmiał rytmiczny ciężki stukot jakby ktoś co raz uderzał metalem o podłoże.
Były to obcasy czarnych, skórzanych butów z wielkimi cholewami. Oprócz tego przy każdym kolejnym kroku dźwięcznie brzęczała sakwa pełna złotych okrągłych monet. Po jej drugiej stronie zwisała szabla. Szedł pomału z mocno zaciśniętym kapeluszem na oczy wlewając sobie do ust dużą ilość jakiegoś płynu z dużego szklanego naczynia nie martwiąc się, że niewielkie ilości rumu spływają mu po czarnej skołtunionej, gęstej brodzie.
Drugą ręką poprawił pas z trzema nabitymi pistoletami, kiedy to przechodził obok pary posłał im szybkie spojrzenie by następnie wykrzyczeć:
- Na reszcie burdel! Dawać rum! Dawać dziewczęta! W końcu w domu. - Po czym cisnął pustą butelką w ścianę rozbijając kryształowe szkło na miliony kawałeczków.
Stron: 1 2