Król Lew PBF

Pełna wersja: Dolina Spokoju - nad rzeką
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Tkwiła tak nieruchomo, kryjąc pojawiający się uśmiech za przednimi łapami, ułożonymi po obu stronach jej głowy, podbródkiem podpierając ziemie. Trochę trudno było z tej pozycji obserwować obcego lwa. Chciała koniecznie zobaczyć co będzie dalej, coraz to mocniej i mocniej nie mogąc tego w sobie zdusić. Niestety dłużej już nie wytrzymała i wybuchła niepohamowanym śmiechem, przewracając się na ziemie i tarzając się z rozbawienia, z tyłu za białą lwicą. Żarcik się udał, nawet lepiej niż się spodziewała.
Gdyby ktoś zapytał w tym momencie Tibiriusa, co spowodowało, że zawędrował tak daleko od terenów swojego stada, zapewne odpowiedziałby że nie wie i poszedł dalej. Jakaś nieznana siła ciągnęła go w to miejsce. Szósty zmysł, a może kobieca intuicja? Nein, Es macht keinen Sinn... Z resztą podobnie jak ta pogoda. Raz słońce, raz chmury a czasem nawet zagrzmi... Mein Gott!
Poruszając się szybkim chodem, Tibirius spostrzegł grupkę lwów i w tym samym momencie jego uszu doszły słowa białej lwicy. Brązowo-grzywy zatrzymał się w odległości kilkunastu metrów od całej grupki. 
No proszę co my tutaj mamy...
Przysiadł na zadzie i niespecjalnie kryjąc się ze swoją obecnością, zeskanował wzrokiem zebranych.
Zachowanie lwa, cóż, wzbudziło w nim lekkie obawy, jednak z drugiej strony nie miał powodów by przejmować się losem lwicy i młodych. Chociaż, z drugiej strony może być nawet śmiesznie.
Z lekkim uśmieszkiem na pysku ruszył przed siebie.
-Guten Tag, Ich heiße Tibirius- skinął w stronę zebranych, po czym, przysiadł w odległości kilku metrów od "parki". Chciał coś powiedzieć, jednak w tym momencie jego uszu doszedł śmiech Kitu.
Czyżby?
-Wybaczanie, że przerywam wam kłótnię małżeńską-rzucił z sarkastycznym uśmieszkiem-ale może zechcecie mi powiedzieć co to za kraina?-
Zerknął w górę.
-Macie tu bardzo ciekawą pogodę meine Freunde- dodał, nie tracąc wesołego wyrazu.
- Ja straszę? - żachnęła się, marszcząc brwi w wyrazie irytacji. - To nie ja skradam się nie wiadomo po co. Ale skoro mówisz, że nie masz złych zamiarów...
Lwica wzruszyła barkami ze słabo udawaną obojętnością. Oby okazało się, że tamten rzeczywiście nie jest groźny.
Wtem usłyszała śmiech. Wyraźnie. Tuż, tuż.
- Hę? - obróciła się w stronę burej, ale zanim zdążyła wyraźniej zareagować na tę nagłą zmianę, ZNOWU ktoś odwrócił jej uwagę.
Spodziewała się już w końcu tego mordercy, a dziwny twardy język, którego używał obcy, właśnie na to wskazywał. Vendetta aż zjeżyła się na jego dźwięk. Stety niestety, okazało się, że to tylko zwykły przechodzień. Cyniczny i niebrzydki, trzeba dodać, ale bynajmniej nie wyglądał, jakby miał krew na łapach.
- Tak to już bywa w tych stronach - odrzekła z delikatnym uśmiechem. - Trafiłeś do Krainy Czterech Stad... A teraz czas na moje pytanie. - Nagle zmieniła ton na ostrzejszy. - Co za zaklęcia na nas rzucasz?
Śmiała się do rozpuku, jeszcze głośniej niż wcześniej po przybyciu kolejnego lwa, już prawie zabrakło jej oddechu z tego całego rozbawienia. Wywijała przy tym łapami, tylnymi zahaczyła o bok Vendette. Łagodnie ujmując, klepiąc ją nimi kilkakrotnie i nie mając za bardzo o tym pojęcia. Nie przejęła się dziwnymi niezrozumiałymi słowami dopiero co przybyłego lwa, nawet jeśli zabrzmiały groźnie. Właściwie to Kitu słyszała pierwszy raz podobny język.
- Ale ubaw! - powiedziała w krótkiej przerwie od śmiechu: - Małżeństwo... zaklęcia?... - w przerwach między słowami wkradał jej się nieprzerwany śmiech, nieco je zniekształcając.
- Daliście się nabrać - zwróciła się do białej i towarzyszącej jej lwiczce, przewróciła się na brzuch zadowolona z siebie z szerokim uśmiechem na pysku i wciąż rozbawiona odpoczywając przez chwilę od kolejnego wybuchu śmiechem.
Karati siedziała na uboczu, do oczu jej cisnęły się łzy. Na drżących łapchach podeszła do Kitu i złapała ją zębami za ogon. Pociągnęła wcale nie tak słabo. Jeśli Kitu się odwróci, napotka zalane łzami oczy, patrzące na nią nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem.
Prychnął na słowa białej. - Dobrze, o pani. Następnym razem postaram pałętać się nieco.. Głośniej - wypowiedział ostatnie słowo głośnym szeptem. Zignorował zachowanie reszty, sądząc że jest to jakaś zwykła zabawa. Słysząc że ktoś nadchodzi, odwrócił się we właśnie tę stronę, i usiłował zrozumieć cokolwiek co padło z pyska obcego języka.
- Jakkolwiek się ta kraina nazywa, to jej mieszkańcy nie są mile nastawieni do obcych - Przerwał, nadal patrząc na nowo przybyłego. - Zaraz Cię oskarżą o straszenie innych, zobaczysz. - Dokończył z wyraźną drwiną w głosie.
Kitu miała dosyć niski próg bólu, więc poczuła szarpnięcie lwiczki ze zdwojoną siłą, nie wspominając o tym że do delikatnych ono nie należało. Od razu poderwała się na łapy.
- Au! A to za co?! -  krzyknęła, odwracając się błyskawicznie przodem do Karati i ratując swój ogon, ukryła go za przednimi łapami. Na pysku jeszcze nie dorosłej lwicy pojawiło się zdziwienie i grymas bólu. Nie rozumiała co Karati chciała jej w ten sposób przekazać i skąd te... Łzy?
- To... Pa - uśmiechnęła się niewinnie po czym jej kolor sierści zmienił się na kolor tła, wtapiając się w swoje najbliższe odtoczenie mogła stać się dla oczu innych niewidzialna. Czmychnęła, stawiając kroki najciszej jak umiała za brązowego lwa, na szczęście zajętego rozmową. Do głowy przyszedł jej kolejny żarcik. Klepnęła w bark Vaadera, by potem klepnąć Tibiriusa i zaczekać wciąż ukryta za pomocą mocy co tym razem się wydarzy, już ją to bawiło, ale póki co usiedziała z tyłu za lwami cicho sza, niewidoczna niczym duch.
-Kraina Czterech Stad...-pomyślał na głos- ...mało oryginalna nazwa...-dodał wzruszając ramionami.
Spojrzał na białą w momencie gdy ta napomknęła o rzucaniu zaklęć.
- Das Beschwörungen?-  zrobił wielkie oczy ze zdziwienia, jednocześnie z trudem powstrzymując się od śmiechu.
-Nein, to po prostu taki język- kończąc posłał białej drwiący uśmieszek. Magia? Bajeczki  dla dzieci.
Następnie spojrzał w stronę brązowego.
-Może za szybko się poddajesz mein Freund, wiesz sam bym się trochę wkurzył gdyby jakiś obcy lew wparował na mój teren...- urwał, bo nie miał ochoty dalej prawić obcemu kazań.
-Swoją drogą, moje imię już znacie, pozwólcie mi zatem poznać wasze...-przemówił uśmiechając się do zebranych.
Tibirius był zbyt pochłonięty rozmową by zwrócić uwagę na zniknięcie Kitu, toteż gdy poczuł klepnięcie w bark, a w miejscu gdzie spodziewał się czyjeś obecności, jego wzrok napotkał pustą przestrzeń, lew poczuł się trochę zdezorientowany.
-Was?- zaczął wodzić wzrokiem, który już po chwili spoczął się na białej. To że w momencie nadejścia bodźca, patrzył na Vaadera, pozwoliło mu wyciągnąć proste wnioski.
-Jeśli chcesz mi coś powiedzieć moja droga, to nie musisz się z tym krępować- rzekł z szarmanckim uśmiechem na pysku.
Stanął w znacznej odległości od lwów, które zdołał tu ujrzeć. Półprzezroczysta łania skakała powabnie wokół jego osoby a on sam jakby zdawał się jej nie zauważać. Sapnął ciężko buchając ciepłym powietrzem z nozdrzy. Zastanawiał się tylko jakie licho go tu przywiało.
Zanim lwy zdążyły jej odpowiedzieć, Vendetta na chwilę skupiła swą uwagę na burej lwiczce. Otworzyła szerzej oczy, czując, jak wzbiera w niej gniew. Czarne chmury znów zaczęły zbierać się nad sawanną.
- Ty! - warknęła, zrywając się na równe łapy. - Jak ja cię zaraz...
Okazało się jednak, że owe "zaraz" nie nadeszło, bowiem niespodziewanie wyprzedziła ją Karati, a potem ta pierwsza jakby się... Zdematerializowała? Dafaq?
Biała potrząsnęła łbem, po czym przeniosła wzrok z powrotem na samców. Cwana bestia z tamtej małej, ale ona jeszcze ją dorwie...
- To ciekawe, ale tu w tym języku nie mówimy, tak więc... Mógłbyś przestać - odburknęła, acz potem już nieco złagodniała. - Jestem Vendetta, przywódczyni Złotych.
Po kolejnych jego słowach jasne lico przybrało jeszcze bardziej zdziwiony wyraz. Nie, żeby Tibirius nie wyglądał ujmująco z tym uśmiechem, ale skierował go do niej w tak bardzo od czapy, że odpowiedź błękitnookiej mogła być tylko jedna:
- Co?
Kroczył dumnie jak przystało na Płonoziemca, już z daleka obserwował mięczaków... Starał się wyczuć ich myśli, uczucia jakie nimi targają. 
- Anudora! - ryknął z daleka ciągle idąc w ich stronę. 
- niesmak widzę na pyskach waszych... - znał przecież białą lwicę... Była władcą wrogiego stada... Jednak Windu nikomu nie szkodził, nie powinno więc być zwady... Stanął może dwa metry od nich...
W Dolinie zbierało się coraz więcej lwów. Nie minęło wiele czasu, jak dołączyła do nich kolejna osoba - tym razem była to młoda piaskowa samica o zielonych ślepiach, w których malowała się panika. Nowa wbiegła na sam środek polany, by tam zatrzymać się i spuścić łeb. Z jej pyska wydobywało się głośne sapanie. Zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na zebranych, dopóki nagle nie nie poderwała łba i nie powiodła po nich przestraszonym spojrzeniem.
- Tam, tamte lwy...! Złoziemcy, oni... Porwali lwiątko! - wyrzuciła z siebie.
Karati puściła ogon Kitu. Do oczu naleciało jeszcze więcej łez. Położyła się i płakała tak sobie w trawę. Do czasu, gdy brązowa klepnęła samców. Wtedy lwiczka zerwała się i podbiegła do Tibirusa. Objęła jego łapę i mocno przytuliła. Choć nie użyła pazurów, nie łatwo będzie ją odczepić.
//To jest Vader, a mam dwa a bo mi ktoś zajął nicka >:v


Powoli przestawał rozumieć co tu się wyprawia. Jakieś dziwne języki, nagłe zmiany pogody i na dodatek jakiś jeleń, z... Duchem krążącym wokół niego? Pokiwał do siebie przecząco głową. W tym momencie poczuł jak ktoś klepnął go po barku. Rozejrzał się szybko wokół, ale nikt nie był na tyle blisko żeby go dotknąć, a on tego nie zauważył. I jeszcze jakiś inny lew, na dodatek ryknął jakieś słowo. Widząc jak się zbliża, wstał, gotów do pójścia sobie gdzieś.
- Idę stąd, nic tu po mnie. Jakieś darcie mord, dziwne języki i jeszcze jeleń. Ech, nieogary. - Szybko wstał i zaczął iść dalej wzdłuż rzeki, mając nadzieję że nie napotka więcej dziwnych grup.


Zt jeśli nic go nie zatrzyma
Znów miała powód do śmiechu, reakcja Tibiriusa, a po tym jeszcze Vendetty była przekomiczna. Za to z Vaderem nie wyszło. Szybko zakryła pysk łapami by nie wyrwał jej się chichot. Szkoda że brązowy postanowił odejść. Chciała ruszyć jego śladami, wciąż jeszcze niewidoczna, ale tyle się działo dookoła. Kolejny nowy przybysz i jeszcze po tym lwica. I to jeszcze próbowała zrobić taki sam żart jak ona, a przynajmniej Kitu tak to odebrała. Znalazła się przy niej zmieniając swój kolor sierści na zwykły i ujawniając tym swoją obecność.
- Hej, ja byłam pierwsza, a drugi raz ten żart nie wypali, mówię ci - oparła łapę na karku przerażonej lwicy, szepcząc, na tyle głośno by wszyscy usłyszeli, do jej ucha. Po czym utknęła wzrokiem na Karati, przynajmniej już nie płakała, lwica nie miała pojęcia o co, w życiu by na to nie wpadła, widząc co robi młodsza, uznała że teraz Karati chce się przyłączyć do zabawy.
- Ha! Masz przylepę na łapie - zwróciła się do Tibiriusa: - A jak już ci tak zostanie? - zażartowała, znów zanosząc się śmiechem i padając na ziemie brzuchem do góry.
Stron: 1 2 3 4