Król Lew PBF

Pełna wersja: Wąwóz Strachu
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6
Ah, kości nie kości, każdy mógł je tu zostawić. Można by chociażby wziąć za przykład cmentarzysko słoni, gdzie kości jest niezliczona ilość. Tamto miejsce słonie lubowały sobie na śmierć, może ten wąwóz był wybrany przez jakieś inne zwierzęta. Ewentualnie jest to miejsce jakiejś egzekucji. Ale czy to jest jakaś różnica? Kości nie są świeże, więc nie ma nad czym rozmyślać, a po prostu iść dalej. A raczej żwawo truchtać i nie zwracać na nic uwagi, a w szczególności na ten smród, który notabene wiercił jej się niesamowicie w nosie. Wystarczy oddychać przez pysk (o ile koty posiadają taką możliwość).
Może by tak już ukazał się koniec tego wąwozu?
Niestety, zanim którakolwiek ze Świtezianek zdoła dostrzec wyjście z wąwozu, zdąży jeszcze porządnie zmoknąć. Tak się bowiem złożyło, że lwice, zaabsorbowane brnięciem naprzód przez sterty kości i smrodu, nie zauważyły czarnych chmur zabierających się nad nimi od dobrych kilkunastu minut. Te najwyraźniej uznały, iż powinny już zrzucić trochę wagi i niemal w jednej chwili lunęły ogromnymi strugami deszczu. Podłoże stało się bardziej grząskie (w niektórych miejscach nawet pojawiło się błoto), gnaty i kamienie śliskie, odór wyraźniejszy - ogólnie rzecz biorąc, wędrówka przez wąwóz stawała się coraz bardziej uciążliwa i wyczerpująca. Do tego wszystkiego doszły błyskawice oraz dochodzące z oddali głośne grzmoty.
Lubiła burze. Była to jej ulubiona anomalia pogodowa. Nie wiedzieć czemu, gdy tylko zobaczyła pierwszą błyskawicę, a jej uszy przeciął dość głośny grzmot, uśmiechnęła się na samą myśl. Nie przestała biec. Deszcz może i moczył jej bezlitośnie futro, ale i na to jakoś nie patrzyła. Nie była kotkiem, który bał się wsadzić łapę do wody.
Ale jednak smród.. To było coś, co przyprawiało szafirowooką o mdłości. Mimo to, kontynuowała bieg. Pewnie już jest cała w błocie. Mokra, brudna i ogólnie fuj. Ale czego się nie robi dla osiągnięcia wyznaczonego celu?

Orvara

Orvara, w przeciwieństwie do Padme, burz nie lubiła, a za moczeniem się nie przepadała - w tym względzie była typowym kotem. Miała za to w pamięci, że po porządnej ulewie powietrze oczyszcza się i schładza, więc łatwiej jest oddychać, myśleć, biegać - i uczepiła się tej dodającej otuchy myśli.
Łapy nurzały się w błocie, czasem wręcz ślizgając, jednak płowa rozsądnie dostosowała tempo do panujących warunków. Złamać kończynę tu, u stóp swojego przyszłego terenu, nie należało do jej marzeń w żadnej mierze.

Położyła uszy bardziej po sobie, by nie spływała do nich woda, z tego samego powodu zmrużyła oczy i dalej parła przed siebie.
Padme biegła szybciej, toteż błoto obryzgało ją już ze wszystkich stron. Orvara zaś była trochę tylko czystsza, za to równie przemoczona. Ulewa tylko się wzmagała, grzmoty stawały się coraz głośniejsze, a pioruny zdawały się być ciskane coraz bliżej wąwozu. Pole widzenia było ograniczane przez zasłonę spadających kropel i tu również lepiej radziła sobie piaskowa, która wpadła na genialny pomysł, jakim było zmrużenie oczu. Padme praktycznie nie widziała, gdzie biegnie i tylko cudem unikała zderzenia z którąś ze ścian wąwozu czy choćby wystającym konarem. Jednak raz czy dwa zdarzyło się jej stracić równowagę na niestabilnym podłożu, przez co o mało nie upadła i, siłą rzeczy, traciła cenne sekundy.
Rzucił niesioną przez siebie zwierzynę na ziemię i skrył się pod wystającą skałą, oddaloną nieco od Wąwozu. Burza była niemiłosierna, więc schowanie się pod drzewem naraziłoby młodego przywódcę na niebezpieczeństwo. Morskie oczy, nadal nasycone zebranym na sawannie gniewem, wpatrywały się w dal, na skraj jednego z najniebezpieczniejszych miejsc będących we władaniu Stada Szkarłatnego Świtu. Ciekawe, jak dziewczyny radzą sobie na jego dnie.

Orvara

Orvara ambitnie a konsekwentnie biegła dalej, bo jakoś tak nie widziało się jej zawracanie teraz albo szukanie schronienia. Szybciej wylezie, szybciej się schowa, szybciej wyschnie. Nie za wiele miała do roboty poza pilnowaniem, żeby nie złamać sobie łapy albo nie wpaść w jakiś wykrot - przez tę pogodę pochowały się chyba też zwierzęta, a z pewnością kobry. O kobrach wiedziała już, że tu żyją.
No... I gdzie to wyjście na górę? Gdzie jest meta ich małego wyścigu?
Beżowa przymkneła powiemy dopiero wtedy, kiedy praktycznie nic już nie widziała, schylając dodatkowo łeb, by nie tyle co pozwolić ślepią oswobodzić się z kropel, ale również patrzeć pod nogi. Nie może się wywrócić. Nie teraz. Nie kiedy gdzieś tutaj może być to cholerne wyjście. Oczywiście nie biegła cały czas ze spuszczonym łbem, jedynie spoglądają pod łapy co jakiś czas, mając na wpół przymknięte powieki. Priorytetem było odnalezienie wyjścia. 
Nadmierna prędkość i nieostrożność uczestników ruchu doprowadziła do kolizji na trasie Jeden Koniec Wąwozu-Drugi Koniec Wąwozu... Dobra, a tak na serio: Orvara biegła przed siebie. W tym miejscu wąwóz był nieco wygięty, więc fioletowooka nie miała prawa ujrzeć wybiegającej zza winkla Padme, która gnała z zamkniętymi ślepiami. Obie panie wpadły na siebie z impetem, by odbić się od swoich ciał i legnąć gdzieś na ziemi z obolałymi wszystkimi członkami. Kiedy jednak wróciły do rzeczywistości, ich oczom ukazały się skalne półki - dokładnie te, o których mówił Moran, lecz z małym wyjątkiem - były o wiele szersze i spokojnie mogły pomieścić nawet trzy lwy chcące dostać się na szczyt. Mogły więc osiągnąć cel bez rywalizacji. Czy tego dokonają - to już ich sprawa.

W każdym razie Moron siedzi i czeka, grzywa mu moknie i jest zły, więc się pospieszcie, laseczki!

Orvara

Orvara warknęła odruchowo, czując, jak coś w nią wpada (bo to oczywiste, że to nie jej wina), i przyjęła postawę obronną - w końcu kto wie, może mają tu też przeklęte bawoły? Szybko rozpoznała jednak beżową, pomimo oblepiającego ją błota. Sama nie wyglądała lepiej i miała tego świadomość.
Szerokie półki... Szerokie i ŚLISKIE jak cholera półki. A do tego Moran na górze, który kontrolował, co się dzieje. Lwica szybko skalkulowała, że opłaci jej się współpraca z Padme, zwłaszcza, jeśli uda się jej sprawić wrażenie, że roztoczyła nad nią namiastkę opieki. Do czego, oczywiście, konieczne będzie samodzielne utrzymanie równowagi, co uznała za swój priorytet.
- Panie przodem.
Mruknęła, kiwając Padme łbem na pierwsze wejście do góry. Stanęła obok, gotowa jej pomóc, gdyby półka okazała się być ciut za wysoka.
I już czuła, że da radę dobiec bez żadnego szwanku do końca, kiedy to zderzyła się z czymś z takim impetem, że aż ją odrzuciło i zapewniło dodatkową kąpiel błotną. I Padme też nie omieszkała się warknąć, będąc już w stanie podnieść się na równe łapy. Błoto to tam była drugoplanowa sprawa. Teraz bardziej zajęła się tym, na co wpadła. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazała się 'tym' być Orvara. Postawiła uszy pionowo i wytrzeszczyła oczy ze zdziwnienia. Szły równo. I tutaj beżowa czuła do niej swego rodzaju respekt. No ładnie ładnie. 
- Wedle woli.- mruknęła w odpowiedzi i wysiliła się na uśmiech, który był tylko przykrywką jej zmęczenia. Czas najwyższy, by poćwiczyć nad kondycją.
Objęła wzrokiem pierwszą półkę skalną, by ocenić, w jaki sposób najlepiej będzie się jej zaczepić. Gdy sądziła, że udało jej się złapać takie miejsce, wybiła się ze ślizgającego się podłoża, wysuwając pazury ze wszystkich czterech kończyn, coby mieć lepszą przyczepność i zdawając się na siłę własnych łap (które notabene nie miały zbyt dużego ciężaru do udźwignięcia), podciągnęła się na pierwszą półkę. Jeżeli wszystko poszło bez szwanku, jasnolica nim zabrała się za następną, poczekała na płową. Tak tak, gra fair, te sprawy. I dopiero gdy Orv była już koło niej, zabrała się za następną, i następną, i następną, pilnując, by za wszelką cenę się nie ześlizgnąć...
Właściwie, co tutaj dużo mówić? Doczłapały się na górę. Nic po drodze się nie stało - żadnych spadających kamieni, osuwającego się piasku, załamujących się pod ciężarem lwic skał... Nic, prócz stojącego na górze Morana.

Morana, któremu mokra grzywa przysłaniała pełen gniewu wzrok. Nawet skała, pod którą stał, nie dawała mu należytej ochrony przed deszczem. Ten zaś zaczął słabnąć - wyglądało na to, że burza przeniosła się w inne miejsce. Morskie spojrzenie niemal tryskało radością i ulgą, gdy ujrzał obie adeptki na szczycie wąwozu. powstał więc, a gdy do niego doszły, przysunął do nich ciało antylopy.
- Część okupu od Lwiej Ziemi - wytłumaczył pokrótce - Należy się wam za dobrą robotę, Morderczynie.
Half-smile. Tylko tyle po sobie pokazała, nim schyliła się by skosztować antylopy. W sumie to nie była aż tak głodna, a nawet jeśli, to ów uczucie zostało przysłonięte jeszcze większą ochotą by się czegoś napić. Padmi na haju, ma sacharę w pysku.
- Pozwoliłaś mi iść jako pierwszej, żeby zobaczyć które skały są pewne, a które polecą mi na mordę, nie?- zapytała cicho świeżej morderczyni, starając się by tylko do jej uszu dotarło to pytanie.
Była to kwestia, która nie dawała byłej adeptce spokoju odkąd dotarła na górę.
Rzeczywiście, tak sprytnie skierowała swoje słowa do Orvary, że Moran nawet ich nie usłyszał. Skupił się na czymś zupełnie innym, a dokładniej mówiąc na swojej partnerce, która wyglądała dzisiaj zdecydowanie bardziej kwitnąco niż zwykle. A może to jej aromatyczna aura tak działała na młodego lwa? Niewykluczone. Z trudem się już opanowywał i gdyby nie obecność starszej Morderczyni, to już z pewnością jakiś czas temu Pad padłaby jego "ofiarą". Pozostawała więc kwestia pozbycia się drugiej lwicy i Kudłacz już wiedział, jak tego dokona.
Ruszył wolnym krokiem w stronę młodszej samicy, by swój łeb najpierw przycisnąć do jej uda, a potem przesunąć nim aż do jej pyska. Tym samym otarł się cały o jej jasnobrązowe ciało. Giętki ogon zaraz owinał się wokół jej, a różowy jęzor szorował nieco umorusane pyłem futro na pysku Padme. Co jakiś czas kły Morana dotykały jej skóry - nie zaś, by zadać rany, a tylko rozbudzić ulokowanej w niej receptory. Wkrótce zaś odczepił się od niej, aby ukąsić ją zalotnie w podbródek i przejść pod jej pyskiem, i znaleźć się po jej drugiej stronie, z mordą skierowaną ku jej tyłowi. Morski wzrok spoczął na tyle głowy nowej Morderczyni, czekając na jej reakcję i przyzwolenie.

Orvara

- Żeby zrobić to.
Odmruknęła Padme kącikiem warg, widząc już, jak Moran zbliża się do swojej wybranki i zaczyna zaloty. Orvara nigdy nie dowiedziała się, jak to jest - kiedy twój zapach nęci samców, powodując, że tracą głowę w tym niedosłownym sensie. Dosłowny znała. I z pewnością był to jeden z powodów, dla których dorosła, lecz nie stara lwica zachowywała się jak sczerniały z dawna owoc.
Zbliżyła się do przywódcy, by w chwili, gdy akurat miał łeb wyżej niż przy podbrzuszu beżowej, szepnąć mu do uszka - Pamiętaj, kto się nią opiekował. - I wybyła, wyrwawszy jeszcze kawałek antylopiego zadu. Niewielki bo niewielki - nie zamierzała stać tu i patrzeć, jak starają się o prawowitych dziedziców, jak gdyby mało było w Świcie potencjalnych sukcesorów. Trochę za dużo władców, trochę za mało poddanych, nie ma komu robić...
Odtruchtała z mięsem, by znaleźć schronienie przed burzą.

z/t
Stron: 1 2 3 4 5 6