02-09-2013, 17:10
Duszno, gorąco, słonecznie i sucho. Nie zanosiło się, by w najbliższym czasie z nieba spadła choćby kropla wody. Nie był to zbyt przyjemny okres w roku, ale pomimo trudności ze zdobyciem wody, nie można było narzekać na brak pożywienia: wszędzie można było natknąć się na jakąś padlinę i pomimo, że nie był to najsmaczniejszy posiłek, jaki Akira jadł, nie mógł narzekać. Oboje z Mayą nie głodowali, a dzięki doświadczeniu i umiejętnościom samicy pragnienie męczyło malca tylko w niewielkim stopniu. Do czego by się nie przyczepić, malec był zadowolony. Na zmianę teraz biegł, skakał i szedł, nie bardzo wiedząc dokąd z Mayą zamierzają się udać. Co jakiś czas wspinał się na jakiś większy kamień w pierwszym momencie oglądając się za złotą, w drugim za wszelkimi niebezpieczeństwami mogącymi czyhać na młodego lwa. Uszy chodziły w każdym możliwym kierunku, a oczyska wyszukiwały czegoś ciekawego. Zamrugał parokrotnie wlepiając błękitne ślepia w jakiegoś owada, który przypominał dziwnie powyginane źdźbła trawy. Zerknął w stronę Mai, upewniając się, że jest niedaleko, po czym zaczaił się na zielone "coś". Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że tym "czymś" jest modliszka i to "coś" potrafi się bronić. Gdy tylko zauważył, że owad nie zamierza uciekać, uniósł uszka na sztorc starając się to jakoś przekalkulować. Zamrugał ślepkami i zbliżył się znacznie do stworzenia, chcąc dokładnie je zbadać. Gdyby tylko wiedział, jak boleśnie modliszka może uczepić się nosa, od razu zrezygnowałby z tego całego przedstawienia i po prostu ją pożarł. Nic, poza krzykiem zaskoczenia, nie wskazywało na to, że Akira właśnie zaczął jedną z większych bitew w swoim krótkim życiu... i nie wyglądało na to, żeby szybko zamierzał zrezygnować i dać pożreć się modliszce.