Król Lew PBF

Pełna wersja: SAFARI
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
I znów coś poszło nie tak. Zawsze coś musi pójść nie tak. Niech by to szlag...!
Najpierw przerwał im Dariusz. Chłopak uniósł nań obojętne spojrzenie, po czym pokręcił głową. Prawdopodobnie w drugiej kieszeni spodni udałoby mu się znaleźć grawerowaną zapalniczkę, którą nabył na innym (ściślej - bardziej cywilizowanym) wyjeździe przed kilku laty, ale chwilowo był zajęty czym innym.
Wszechobecny gwar naprawdę go dobijał. Miała być cisza, spokój i piękne dziewczyny, a przynajmniej on tak to sobie wyobrażał. A tu co? Deszcz, dzieci wrzeszczą...
Właśnie, dzieci wrzeszczą. Ale dlaczego do niego?
Jego brwi powędrowały tak wysoko, jak chyba jeszcze nigdy nie były.
- Weź się odczep, mała! - burknął z początku, ale zdawszy sobie sprawę, że to zapewne nie zabrzmiało zbyt miło w uszach Krysi, prędko się poprawił: - To znaczy... Dziewczynko, idź do mamy, taty, babci, czy z kim tam przyjechałaś. No, zmykaj.
Stanowczym ruchem odsunął Sylwię od siebie i wycofał się wzdłuż ściany, zerkając na tego nieznośnego, niewątpliwie dotkniętego jakąś ciężką chorobą umysłową bachora. Kto ją tu w ogóle wpuścił?! To wycieczka dla NORMALNYCH ludzi... A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Och, tu jest usb! - Zauważyła z nieskrywanym zachwytem.
Nie zważała na to, że nikt, absolutnie nikt jej nie słuchał, nie reagował na jej propozycje w nawet najmniej dostrzegalny sposób. Była szczęśliwa, bo oto w tym gracie bez napędu cd-rom udało jej się odnaleźć wejście usb! Przezornie zawsze miała przy sobie kabel usb i, naturalnie, stary dotykowy telefon pełen jej najukochańszych utworów.
Po chwili kombinowania (w którą to stronę?!) udało jej się wszystko poprawnie popodłączać i z głośników auta zabrzmiał ten oto kawałek [klik].
- Idealnie! - zawołała rozradowana Sandra, a jej okrzyk został w znacznym stopniu zagłuszony przez dłuuugi i głośny grzmot.
Zaaferowana nową rolą wycieczkowego dj-a, nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki rwetes wzbudzała jej mała cudowna siostrzenica.

Co chwila grzmiało i błyskało się, pioruny zdawały się nieuchronnie przybliżać do turystów. Hałas wiatru, ulewy i grzmotów wybudził kilka nietoperzy, które zerwały się ze swego sufitowego schronienia i pomknęły w kierunku tych osób, które siedziały jeszcze w samochodzie.
Mariolka spojrzała na Franka ze zmrużonymi oczyma, po czym wytknęła mu język. Co on sobie myśli! Pocieszyły ją jedynie słowa Sandry, która zapewniała, że burza przejdzie bokiem. Termos z herbatą? Ble! Jak można pić taką herbatę. Na twarzy blondynki pojawił dziwny grymas, jakby niezadowolenia a jednocześnie obrzydzenia - na samą myśl herbaty z termosu.
Kiedy zaczęło padać, dziewczyna tylko opuściła nieco głowę i starała się nie denerwować. Przynajmniej nie ma makijażu to nie będzie wyglądać jak upiór z opery. Muzyka? Kasety? No proszę... co to era kamienia łupanego, żeby z kaset korzystać?
- Myślę, że to dobry pomysł z tą muzyką. - oznajmiła niezbyt przekonywająco. Nagle zauważyła, że jakieś dziecko robi jej zdjęcia, spojrzała zirytowanym wzorkiem na Agnesię, po czym westchnęła. Gorzej to chyba być nie może, nie? Zapomniałam dodać iż Mariolka wcześniej wstała, ale teraz usiadła i skrzyżowała ręce, aż nagle usłyszała muzykę.
- No w końcu ktoś wpadł na jakiś dobry pomysł! - krzyknęła do Sandry. Kiedy Mariolka usłyszała grzmot drgnęła nieco, po czym spojrzała na chmury. Muzyka oraz pioruny zagłuszały trzepot nietoperzy, które leciały w jej stronę. Kiedy jeden z nich dotknął ją w rękę, od razu wstała i zaczełą się trzepać, po czym wyskoczyła z samochodu i jeszcze przez chwilę dziwnie się miotała.
- Fuj, fuj, fuj!
Prosta dziewczyna, niby wykształcona a nierozgarnięta, ponadto- biedna jak mysz kościelna. Na tej wycieczce nie miała ani aparatu, ani okularów, a na stópkach zwykłe szmaciane balerinki. Jedynym co mieć musiała to krem na schowane teraz słońce, przez wzgląd na jej oślepiającą wręcz karnację przypruszoną przyprószoną piegami.
W chwili ogłuszającego grzmotu dziewczyna obudziła się z rozmachem, a buteleczka z spf 50 upadła na podłogę samochodu. Do szoku dołączyło parę nietoperków, których Ewcia w pierwszej chwili się przestraszyła, nie zdając sobie sprawy cóż w ogóle nagle, ciemnego i nieokreślonego znalazło się przed jej mordką.
Z nawału tego wszystkiego zerwała się, uderzyła głową w sufit pojazdu, potem plecami w niedomknięte drzwi, w czego skutek wyleciała na zimne i prawdziwie twarde kamieniste podłoże, obijając sobie krągłości.
Odwrócił się od Franka, który - zdawało mu się - nie pałał do niego zbytnią sympatią i z powrotem nachyli nad cykającą głucho, przemoczoną do suchej nitki zapalniczką. Zmrużył oczy i w ostatniej próbie zaciągnął się z rezygnacją niezapalonym papierosem, by chwilę później wypuścić wszystko, co w tej chwili znajdowało się w jego rękach. Miauknął-stęknął, posłał w eter ciche "ałć" i chwycił się za głowę, dociągnięty przez czyjeś małe rączki do otwartego okna terenówki, przy której jeszcze przed sekundą spokojnie stał.
- Ej, puszczaj!! - syknął przez zęby, zaciskając oczy i marszcząc nos, przy okazji próbując odkleić od swoich włosów lepkie od bananowego soku paluszki. - Jasne, mama dobrze dobrze ci mówiła, palenie jest złe - przytaknął mu żałośnie, w nadziei na to, że zgoda pozwoli mu na wyswobodzenie się.
mora musiało ten sok zaszkodzić bo zasnęła na parę dobrych godzin. Chrapnęła głośnie i ocknęła w samochodzie. Co jest do jasnej cholewki -odrzekła i uderzyła w dach co spowodowało że się obsunął nieco. Au. I spojrzała gdzie są w jaskini a tu nietoperze. Nudy spojrzała na grupkę i rzekła do najbliższej osoby-Co się działo gdy spałam? -zapytała. Kiedy zobaczyła lecącego nietoperza wyciągnęła parasol składany i prasnęła go w łeb. -Niech ma ta gadzina. A Wy co się cackacie tępimy gadziny.- Odrzekła z śmiechem wychodząc z samochodu.
Ponieważ nie jestem u siebie, odpiszę za pozostałe moje konta jednym postem xD

Agniesia dalej cykała fotki w jaskini, ale jak tylko usłyszała, że grzmi i zrywa się wiatr natychmiast się odwróciła i zaczęła robić fotki tym niebezpiecznym krajobrazom, potem będzie szpan na całe liceum! No... i nie zbyt się przejmowała pozostałymi osobami.
Natomiast Grażynka bardzo chętnie wyszła z samochodu, żeby schować się w grocie.
- Pamiętajcie, żeby wyłączyć telefony! - Powiedziała tonem zatroskanej matki. W zasadzie to wszystkie sprzęty należałoby wyłączyć, coby piorunów nie ściągać. - A jak coś jeszcze tu mieszka? Jakiś lew albo coś?
I wtedy zagrzmiało a nietoperze runęły w dół w stronę ludzi. Grażynka zaczęła nerwowo się otrzepywać popiskując przy tym jak mysz. - Fu! Paskudy, paskudy!
W zasadzie Gniewka nadal zajmowała się dezaprobatą otoczenia. Coś tam mamrotała, ale postanowiła schować się za półką skalną, gdy nietoperze postanowiły urządzić sobie mały nalot. Potem zaczęła robić zdjęcia jakimś kamieniom, mchom i owadom, które tu znalazła.
Tobiasz (chyba Bożydar :) natomiast zignorował całkiem Dariusza i pognał za nietoperzami śmiejąc się przy tym radośnie, aż wreszcie potknął się o gałąź i upadł na buzię i rączki. I nagle słychać było ryk, głośniejszy niż burza.
Sandra ze zdziwieniem zaobserwowała nagłą zmianę aury. Coś podobnego! A wydawało się, że już ich ominie ta plucha... A przynajmniej ona do końca żywiła taką nadzieję.
Posmutniała, ale tylko na moment. Bo oto przyszedł jej do głowy genialny pomysł - zmieniła piosenkę na tę [klik!].
Młoda kobieta oparła się o drzwi terenówki i z uśmiechem zaczęła nucić pod nosem melodię jednej ze swoich ulubionych piosenek (których, nawiasem mówiąc, było naprawdę mnóstwo).
Zwróciła przyjazny wzrok na panią Grażynę.
- Niech się pani nie przejmuje, tu i tak nie ma zasięgu - pocieszyła ją. - Jesteśmy w kompletnej dziczy!

Tymczasem zdawało się, że burza zachowywała się zupełnie odwrotnie, niż sugerowały jej utwory puszczane przez Sandrę. Deszcz zelżał, a grzmoty ucichły, ogólnie nagle zaczynało się przejaśniać...

Szatynka uniosła spojrzenie na niebo i uniosła brwi, zdziwiona takim obrotem sprawy.
- Zaraz jedziemy dalej - oświadczyła, kiwając głową w zamyśleniu.
Franek nic sobie nie robił z szalejącej burzy (która zresztą powoli cichła), nie zauważał nietoperzy, mniej więcej uodpornił się też na dziecięce okrzyki, ale jednego huku nie mógł zignorować. Bo jak tu nie zwrócić uwagi na upadek TAKIEJ dziewczyny...?
No dobra, Krysia była ładniejsza, ale to nie ona w tej chwili potrzebowała pomocy silnej męskiej dłoni, a tutaj za wiele takich nie było. Tak więc, chłopak migiem podbiegł do Eweliny, nachylił się nad nią i wyciągnął do niej rękę. Drugą ręką odgarnął mokre kosmyki z czoła. Uśmiechał się półgębkiem.
- Wstawaj, piękna damo, bo pobrudzisz sobie... Sukienkę - stwierdził z pewnym rozbawieniem.
Należy tu wspomnieć, że chwilę mu zajęło, zanim sobie przypomniał, jaką nazwę nosi owa żeńska część garderoby, ale w końcu mu się to udało. To się nazywa sukces!

Tymczasem zza zasłony słabnącego deszczu wynurzył się pokaźnych rozmiarów nosorożec. Wyglądał na spokojnego, ale któż wie, jakie zamiary tliły się w jego szarym łbie? Pewne było jedynie to, że zmierzał prosto w stronę małego Bożydara...
Sylwia fuknęła gniewnie pod nosem. Tak ignorować jej piękną grę aktorską? No wiecie co... Przynajmniej przestało padać, a ciocia Sandra zaczęła bawić się w didżeja. I bardzo dobrze.
Franek dość szybko znalazł sobie następną "ofiarę", a Sylwia zaś wcale nie zamierzała odpuścić. Podbiegła tak radośnie, jak tylko mogła do biednej dziewczyny.
-Ewelinaaa! - krzyknęła radośnie
Jeszcze nim wyjechali, Sandra pokazała małej Sylwii kto jest kto, a dziewczyna jakimś cudem zapamiętała imiona każdego uczestnika wycieczki, zwłaszcza, że część znała już wcześniej.
Sylwia bardzo szybko pojawiła się przy Ewelinie z zamiarem mocnego przytulenia jej, gdy tylko ta będzie na nogach. Nie obawiała się odtrącenia, w końcu któż byłby w stanie to zrobić takiemu rozkosznemu dziecku jak ona? No może poza Frankiem, ale on to się nie liczy. Bo tak.
Dziewczynka niemal nie zwróciła uwagi na ogromnego nosorożca, jednak gdy już wkradł się on do jej świadomości, cudem tylko powstrzymała się od pobiegnięcia do cioci z krzykiem "Sandra, Sandra! Popatrz, nosorożec! Jaki duuuży!"
Dopiero po chwili zauważyła, że wielgaśne zwierzę zmierzało ku Bożydarowi...
"Dobrze mu tak, trzeba było nie sypać piachu na ciocię!" - pomyślała z mściwą satysfakcją, po czym dodała w myślach - "Pedigree!"
Prawdopodobnie chodziło jej o karmę.
Kto od kogo tu ładniejszy czy szpetniejszy, to wszystek kwestia gustu; przeto jedni lubią blondynki, inni brunetki, wyższe, niższe kształtne mniej lub bardziej.
Owy szatyn widać preferował złoty blond od chłodnej bieli, tym większa winna być wdzięczność poszkodowanej, iż w ogóle raczył spojrzeć na nią, och marną istotę, a! w dodatku pomóc. W końcu.
Z racji jako takiego obycia i kultury nie poczęła rozmasowywać obolałego wdzięcznego zakończenia kręgosłupa, a chwyciła się za łepek, w którym poważnie się zakręciło. Druga jej dłoń spoczywała w tej od Franka, na którego podniosła rozkojarzony i zbolały wzrok gdy udało jej się za jego pomocą wstać. Gdy w pełni doszło do jej świadomości, iż stoi przed nią jakże zacny młodzieniec wyzwalający damy z opresji, Ewka zarumieniła się z zawstydzenia, a białe kudełki zsunęły się na pół jej ślicznej twarzyczki. Nie za bardzo wiedziała czy może się ruszyć, ani co rzec, prócz "dziękuję", które już już miało opuścić jej gardło, gdy dostrzegła wielkie szare krówsko w postaci nosorożca.
Zlękła się z racji bycia strachliwą niczym trusia i szybko przylgnęła w odruchu do męskiej klaty. Zamrugała i spostrzegła, również z racji wrzasku zielonookiej, przy sobie małą i uroczą Sylwię, której jak najprawdziwsza prawda- odtrącić nie odtrąci. Uwielbia dzieci, przy których zawsze włącza jej się instynkt macierzyński. Odetknęła się od szanownego F i przytuliła do siebie to cudeńko, jednak zaś uciekając do męężczyyzny spojrzeniem cóż z tym bydlęciem.
No cóż, jakoś sobie radzić trzeba. Emerytowany wojskowy w wieku czterdziestu kilku lat znalazł ochronę przed deszczem w odległości kilkunastu kroków od zebranej grupy. Spod starej czapki z daszkiem obserwował uważnie całą ekipę. W zasadzie nie był tu z własnej woli- jego żona uznała że potrzeba mu jakiejś wycieczki i relaksu. Zgodził się dopiero po tym, jak zagroziła mu rozwodem. W każdym razie skoro już tu był, nie miał większego zamiaru z kimkolwiek rozmawiać. Im szybciej wrócą, tym lepiej.
Cichy gwizd wyrwał się z jego ust, gdy dostrzegł nosorożca. Ciemnobrązowe oczy zza szkarłatnych szkieł uważnie przeanalizowały sytuację. Chyba jeszcze nikt nie dostrzegł co się święci.
Odepchnął się dłonią od skały i ruszył najpierw w stronę dorosłych, czym zwrócił swoją uwagę. Przecież się nawet nie odzywał.
Odezwał się cicho, wskazując na dzieciaka.
- Proponuję, żeby wszyscy poszukali bezpiecznego miejsca... swoją drogą, pod czyją jest opieką?
Nie mówiąc nic więcej, ruszył ostrożnie w stronę Bożydara. Liczył, że nosorożcowi nic nie odwali i nie ruszy w wściekłym szale na dzieciaka. Niewiele do zebrania by było...
Nie zważając na ewentualne protesty szczeniaka złapał go za ramię. Wzrok mężczyzny nadal wbity był w zwierzę.
- Wróć do reszty. Powoli. Jak krzyknę, masz biec.
Czemu on zawsze miał szczęście do ładowania się w takie sytuacje...
A jednak nie ma tu żadnych pająków. Żadnych. A szkoda. Westchnął, przygryzając wargę, po czym zerknął na Bożydara. Jedyny chyba normalny w tym towarzystwie.
- Ja bym nie wracał. Za duże zagęszczenie - krzyknął do młodzika, obserwując uważnie to, co zrobi. Zerknął na Kaziemierza. Pf. Uciekać? Czy nie uczyli ich, że najlepiej się nie ruszać, a już w ogóle żadnych gwałtownych ruchów? Inaczej zafundują wściekłego nosorożca zarówno sobie, jak i całej gromadce w jeepie.
- ŻADNYCH gwałtownych ruchów - mruknął jeszcze, ciekaw, czy posłuchają się jego.
Kiedy zaczęło się rozjaśniać, Mariolka była zadowolona! Słuchała sobie spokojnie muzyki, którą puszczała Sandra aż tu nagle wyszedł nosorożec a może to był jednorożec? Mniejsza, tak czy siak, nie można nie skorzystać z takiej okazji na zdjęcia. Włączyła aparat a następnie zaczęła cykać fotki nie tylko nosorożcowi ale i wszystkim tutaj zgromadzonym, będzie miała co opowiadać rodzinie i znajomym. Kiedy miała już wystarczająco dużo zdjęć, schowała aparat i włożyła go do plecaczka, po czym podeszła do jednego z samochodów i oparła się, obserwując wszystkich ze znudzeniem.
Dlaczego, dlaczego kiedy tylko udaje mu się nawiązać nić porozumienia z którąś z mniej lub bardziej cudnych dziewcząt, zaraz ta małolata musi się pojawić i wszystko popsuć? Prędzej Franek poderwie nosorożca, niż zamieni z Krysią albo Eweliną więcej niż kilka krótkich zdań. Swoją drogą, czy te wielkie szare stworzenia nie są odrobinę, hm, niebezpieczne...?
Odsuwając na bok one rozważania, kiedy jasnowłosa przylgnęła do Franka, ten odruchowo objął ją ręką. Nie miał pojęcia, co ją tak wystraszyło, ale on ma obowiązek bronienia wszystkich pięknych kobiet, o! O ile one same go z niego nie zwalniają, na przykład tuląc do siebie jakieś nieznośne dzieciuchy. Uch!
Franek znów oparł się o ścianę, skrzyżował nogi i ręce, uniósł brew i z niebywałą cierpliwością wpatrywał się w Ewkę, co jakiś czas zerkając również na Krysię. Nic innego specjalnie go nie interesowało.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7