Król Lew PBF

Pełna wersja: SAFARI
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
Sandra tymczasem nieco się niecierpliwiła, bo jak to tak można - mówi, że jadą zobaczyć lwy, a oni tu sobie urządzają jakieś komedie? Nie interesują ich lwy? Przecież to główny punkt programu...!
Wysoko uniosła brwi, wbijając wzrok w pana Dariusza. Przyciszyła muzykę.
- Pan wybaczy, ale zwracanie się do dzieci w taki sposób jest niewychowawcze i może mieć negatywny wpływ na ich przyszłe zachowanie - zauważyła uprzejmie, nie dając po sobie poznać żalu, jaki właśnie zapałał w niej do tego jegomościa.
Żeby tak się zwracać do jej Sylwii, coś podobnego...
/zaczął penetrować jej ciałko brzmi ciekawie~

Skuliła się na jego krzyk, jakby był skierowany do jej osoby. Gdy jednak począł sprawdzać czy nic z nią nie jest, wieńcząc wszystko uroczym zapytaniem- zapłonęła pąsem na swej mordce, orientując się, iż leży pod mężczyzną. Wbiła w niego szkliste rubiny, zapominając o fakcie następstwa pytanie> odpowiedź na dłuższą chwilę. Otrząsnęła się, zamrugała znów parę razy.
-J,ja... t,tak, r,raczej tak, chyba, że o czymś nie wieaałć-skwitowała, gdy podczas wypowiedzi postanowiła się podnieść na słabych i lekko drżących łapeczkach. Zaszczypało i przeszło bólem powodując nieprzyjemny grymas na obliczu białej. Zaiste, odsłonięte teraz plecki na światło dzienne były bardziej czerwone w skutek nieprzyjemnie wyglądających otarć i wręcz ran, niż jeszcze przed paroma chwilami sprzed tego incydentu.
Skierowała spojrzenie na Franka, który pojawił się, według niej, z nikąd, rozkojarzona i obolała, sprawiając wrażenie takiej, co sama chyba nie wstanie, a i zwykłe podanie ręki nie jest dla niej wystarczającą sugestią by się ogarnąć.
Chłopiec płakał i och! Nikt nie rozumiał jego wielkiej tragedii! Bo rumiana, urocza buzia i niebieskie oczka spotkały się z błotem i teraz oczka strasznie go swędziały i piekły. Babcia jak zwykle nic nie mówiła, dlatego Bożydar zwyczajnie przestał zwracać na nią uwagę. A ponieważ non stop pocierał oczy piąstkami, nie zauważył jak Kazimierz podaje mu chusteczkę i jakaś pani wzięła go za rączkę by zaprowadzić do samochodu. Więc nie miał zielonego pojęcia jak się w nim znalazł. Usłyszał też coś o słodyczach i w sumie poczuł zapach czegoś słodkiego. Znów wytarł twarz w rękaw i otworzył lekko zapłakane, czerwone oczka. Zobaczył lizaka i Sylwię.
- Nie chcę, twój lizak jest głupi - fuknął pod nosem. Usiadł z naburmuszoną minką, wciąż walcząc ze szczypiącymi oczyma. Chciał tylko złapać jednego nietoperza!
Agniesia wskoczyła do samochodu zaraz po tym, jak zrobiła ostatnie zdjęcia nosorożcowi i wszystkim innym wokół. Zostawi sobie potem te kompromitujące fotki na później. Na pewno kiedyś się przydadzą.
Grażynka siedziała w samochodzie i nadal nic nie robiła.
Podobnie jak Gniewka, która obecnie była jednak zajęta bardziej robieniem sobie samej zdjęć a potem poprawianiem włosów. Przecież musi wyjść na zdjęciach bosko!
Ewelinowe "ałć" odbiło się na twarzy Darka skrzywieniem współczucia i zmarszczeniem czoła. Mimo skupienia całej swojej uwagi na dziewczynie, szafirowooki był w stanie wychwycić kątem oka wyciągniętą w jego stronę dłoń, w której stronę szybko odwrócił głowę. Sięgnął po trzymaną przez Franka zapalniczkę automatycznie i bez zająknięcia, jakby to, że nagle i w tej dość dramatycznej sytuacji mu ją zaoferowano było rzeczą jak najbardziej naturalną. Zacisnął ją w dłoni i przesunął się w dwóch szurnięciach bliżej Ewki, obejmując ją ramieniem i zapobiegając ewentualnemu upadkowi tej wątłej, bladej istotki. Nieśmiało zerknął w stronę jej białej twarzyczki i chwilę po tym, jak wybrzmiały słowa Sandry skierowane w jego stronę, zwrócił się do Franka z przyjaznym uśmiechem (oh, darzył go teraz wielką sympatią - Franciszek nie dość, że był dżentelmenem, to w dodatku zaoferował mu ogień!):
- Powiedz jej, że pieprzę wycieczkę. Niech jadą, ty też - uśmiechnął się niewinnie. - Zbiorą nas po drodze, co nie? - zwrócił się do zapewne oszołomionej Ewki, obdarzając jej delikatne ramionko mocniejszym uściskiem. Eh, Ewelinka nie mogła się nie zgodzić... nie, nie.
Posłał Frankowi jeszcze jeden uśmiech, podkreślił go zmrużeniem oczu i odsłonił zaciśniętą w dłoni obejmującej ramię dziewczyny zapalniczkę.
- Dzięki.
Sięgnął do kieszeni wolną ręką, czekając aż chłopak zniknie mu z oczu, a on będzie mógł skorzystać z podarunku.
Rozwarła oczęta gdy tylko poczuła, iż jest w MĘSKIM (och ach) uścisku, tak opiekuńczym i ochjojojoj! Otumaniona raz jeszcze w tak krótkim czasie, przytaknęła pytającemu, nie zważając iż jej plecy pewnie wymagały choćby przemycia wódą albo względnie wodą utlenioną.
Mariolka, która opierała się o samochód, była aż tak bardzo znudzona, że znalazła w swoim plecaczku tajemniczego skręta i zapalniczkę. Oh! W końcu jakieś szczęście od tego losu! Oczywiście, żeby nie było to jej były chłopak go jej ofiarował, zanim ojciec go przegonił. Widocznie zapomniała o nim całkowicie, teraz skoro go odnalazła, nie mogła nie skorzystać z tej chwili, kiedy to wszyscy ją olewają. Wzięła skręta do ust i podpaliła, po czym schowała zapalniczkę do plecaka i zarzuciła go na ramię. Relaksując się, obserwowała tutaj obecnych, aż do jej uszły dotarło słowo "LWY". (zdążyła samotnie wypalić) O tak! W końcu coś fajnego! Dziewczynka szybko weszła do terenówki, przynajmniej tak jej się wydawało i usiadła z boku, po czym zauważyła śrubkę i zaczęła głośno się śmiać.
Franek nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo wszystkie jego plany spełzają na panewce. Nadzieja, że Darek, zajęty swą utęsknioną szlugą albo kilkoma, zostawi go sam na sam w jaskini z Eweliną i jej wszelkimi pociągającymi przymiotami... Ech, równie dobrze mógłby powierzyć Sylwii porcelanową filiżankę i przykazać jej, żeby tylko jej nie rozbijała. I weź tu bądź człowieku miły, a zaraz zrobią wszystko, żebyś tego żałował.
- Wycieczkę pieprzysz - oznajmił z czymś pomiędzy przekąsem a rezygnacją.
A, chrzanić to wszystko. Odwrócił się na pięcie, nawet nie zerkając na Ewelinę, która wydała mu się w tym momencie cierpieć na upośledzenie w stopniu nie tak bardzo lekkim.
Nie zastanawiając się długo, bezceremonialnie przysiadł się do zupełnie wcześniej ignorowanej (nie licząc incydentu z resztkami sernika na jej aparacie) Gniewki. A co tam, hipster też dziewczyna.
- Cze - przywitał się, szczerząc zęby w szarmanckim uśmiechu. - Palisz?
Wyciągnął w jej stronę otwartą, niemal pełną paczkę Marlboro. W jego plecaku zaś spoczywała druga zapalniczka (gdyby nie to, nigdy nie dałby Dariuszowi tej pierwszej).
Zdezorientowana Sandra wyłapywała strzępki rozmów, coraz mniej z tego rozumiejąc.
- Zostajecie tu? - rzuciła, nie kryjąc niepokoju. - Ale wiecie, że jeśli nosorożec wam coś zrobi, to ubezpieczenie nie zadziała? Ono obowiązuje tylko wtedy, kiedy nie oddala się od wyznaczonej trasy!
- Jasne, rozumiemy! - odpowiedział Sandrze, starając się przekrzyczeć ryk samochodowego silnika i możliwie jak najszybciej urwać dyskusję.
Nie zamierzał poświęcać tej sprawie więcej uwagi, lecz zamieszanie musiało wybrzmieć do ostatniej nutki; w grocie znajdowało się jeszcze kilka osób, a zza otwartych na oścież okien terenówki ciągle spoglądała na nich rozwrzeszczana dzieciarnia i kilka dorosłych. Dariuszowi nigdzie się nie spieszyło. Przed jego oczami malowała się za to perspektywa, o której marzył odkąd tylko wyruszyli z bazy noclegowej. Mógł na jej ziszczenie jeszcze trochę poczekać. A nosorożce nie miały teraz zbyt wielkiego znaczenia.
Westchnął głęboko, uśmiechnął się półgębkiem i zwrócił cichutko w stronę skrępowanej dziewczyny w próbie wyrwania jej z tak-jakby-szoku:
- Dariusz, Darek, jak wolisz... A ty, hm?
Lekko przygarbiony i zmarszczony w skupieniu, wpatrywał się w piegowaty policzek Eweliny bardzo uważnie. Zdawał sobie sprawę ze stanu, w jakim szkarłatnooka się znajdowała i starał się - na tyle, na ile starczało mu wyczucia - nie pogarszać go. Z resztą... póki samochód z ekipą turystów stał u wylotu z groty nie mógł zbyt wiele zdziałać. Domyślał się, że ilość znajdujących się tu osób mogła działać na osóbkę taką, jak Ewelina, przytłaczająco.
Czy przytłaczająco... hm, nawet niekoniecznie. Mogli wręcz tworzyć atmosferę jako takiego bezpieczeństwa; chyba lepszy głupi gwar niż głucha samotność, sam na sam z obcym samcem, nosz na pierwszy rzut w takim oszołomieniu mogłoby się to skończyć nie po Darka myśli. A tak, z ulgą pożegna w sumie obcych jej ludzi i... i co?
-E,Ewelina...-niech skraca jak chce. Bolało i szczypało, acz ciepło jego ciała uspokajało jej skołatane wszystko, w oczekiwaniu na ciszę i pustkę.
-Miło poznać-uśmiechnęła się doń słabo.
Nanana.Mora chyba znów zasnęła po tym soku który stał się w słońcu winem. Kiedy ocknęła się spojrzała nieprzytomnie i upadła z samochodu na ziemię i wstała dosyć zabawnie do niego wchodząc. No nie i znów mnie wszystko ominęło rzekła siadając przy Darku.
Krysia otrzymawszy orzechowego batona podziękowała pięknie, uśmiechając się przy tym uroczo i chwilę męczyła się z otwarciem. W końcu wpadła na pomysł, że lepiej byłoby gdzieś odłożyć przesiąkniętą papierową torebkę, która zaraz i tak się rozleci oraz zrobić coś z kapeluszem. Ni chcąc sobie ufifrać swojej workowej torebki, przeprosiła na moment i wyszła spod sklepienia skalnego, chcąc przeznaczyć rozmokłe ciasteczka dla potencjalnych dzikich konsumentów. Wyszła, po chwili znów była cała mokra i tak jakoś przepadła. Nikt się pewno o nią nie martwił, bo parę nowych osób włączyło się do rozmowy i zrobiło się bardzo ciekawie.
A Krysię dopadło oberwanie chmury, toteż schowała się gdzieś w czymś, co przypominało małą jaskinię. Rozmoknięte ciacha i tak już gdzieś po drodze przepadły, więc zauważając ten fakt, postanowiła poczekać aż przestanie tak lać i wrócić do wycieczki. Wśród swoich rozmyślań ze zdziwieniem stwierdziła, że chyba mimo tego batona, którego wszamała po drodze, jest głodna, bo strasznie jej coś burczy w brzuchu.
To nie jej burczało.
Nie wiedziała, że umie tak szybko biegać. I wchodzić na drzewa. Kotek jednak nie wydawał się być bardzo zainteresowany, bo tylko wyjrzał z jaskini, po czym schował nos z powrotem do środka.
Trzęsąca się ze strachu blondynka przez chwilę nie mogła odzyskać kontroli nad swoim ciałem, ale gdy w końcu udało jej się oderwać ręce od gałęzi, czym prędzej zeskoczyła i rzuciła się biegiem w stronę, jak mniemała, terenówki.
Na szczęście nie padało.

Musiała wyglądać ciekawie, z rozwalonym warkoczem, oczyma jak filiżanki i umorusaną sukienką pędząc w stronę samochodu. Wpadła niczym wicher, rozkojarzona rozglądając się wokoło. Jej wzrok napotkał Franka, następnie białowłosą dziewczynę, która nie mogła się w oczy nie rzucać i przy okazji owego ciemnowłosego, co koło niej stał. Hm, koło niej to niezbyt dostatecznie powiedziane.
Chyba go kiedyś spotkała. Niestety bądź stety, zapatrzona tak w niego, nie zauważyła innej istotnej, wielkiej jak byk sprawy. Nosorożec. Nogi przywarły jej do ziemi i tylko marzyła, żeby się znaleźć po drugiej stronie, to znaczy w aucie, nawet utopiona w serniku. Przełknęła tylko ślinę, nie ważąc się zrobić żadnego ruchu.
Wyciągnęła właśnie gumę do żucia i jak nie trudno sie domyślić zaczęła ją żuć, kiedy tylko Franek do niej podszedł i usiadł sobie bez pytania obok. Uchyliła lekko okulary i znad nich spojrzała na chłopaka, lekko pochyliła głowę więc wielkie rondo kapelusza, który miała na głowie rzucało cień na jej oczy. Przeczesała palcami białe włosy,
- Cze - odparła lekko ironicznym tonem a na jej buzi widniało jak zwykle permanentne niezadowolenie. Popatrzyła na papierosy, które jej podsunął.
- Na pewno nie takie, mam swoje - powiedziała po czym wyciągnęła swoje dwie paczki, jedna to była black devile a druga pink elephant różowe. Wyciągnęła czarnego black devila i wsadziła sobie do ust.
- Ale ognia to poproszę - dodała za chwilę.
Podczas gdy Gniewka okazywała swą wybredność, chłopak wywrócił oczami, zupełnie nie dbając o to, czy ta zdoła ten fakt zarejestrować. Ona też nie zdawała się przywiązywać wielkiej wagi do tego, co myśli o niej tymczasowy towarzysz tak niecnej czynności, jaką jest palenie.
Jakkolwiek dziewczyna (do której przysiadł się, przypomnę, wyłącznie w obliczu totalnego poczucia rezygnacji) nie zauraczała go swym wiecznym naburmuszeniem, tak Franek, nawet pomimo tego drobnego faktu, pozostawał dżentelmenem. Wyciągnął więc ku niej włączoną zapalniczkę, jeszcze zanim sam podpalił swoją szlugę.
Dokładnie w tym samym momencie powędrował spojrzeniem ku grocie, podświadomie ciekaw, jak tam sobie radzą Ewelina i Darek. Zamiast na nich, jego wzrok padł na... Krysię. I nosorożca. Obok niej.
Zapatrzony w tę równie urodziwą co przestraszoną osóbkę, nie zdołał spostrzec, że ogień jego zapalniczki niekoniecznie podpala akurat do, to czego był przeznaczony. Ściślej mówiąc, za sprawa Franka ogniem zajął się gniewkowy kapelusz (a jeszcze bardziej konkretnie - jego rondo).
Bez wahania zdjął owe nakrycie głowy, odsłaniając jasne kudły hipsterki, po czym wstał i rzucił nim prosto w nosorożca.
Gdy płonący kapelusz wylądował na jego rogu, zwierzę ryknęło i bezzwłocznie pognało przed siebie, wściekle machając łbem. Przemknąwszy tuż obok Krysi (a przy tym lekko ją potrącając), ruszyło w kierunku przeciwnym do niej i samochodu.
A Franek zapomniał o Gniewce i, pozostawiwszy zapalniczkę i paczkę Marlboro na siedzeniu, czym prędzej wypadł z samochodu. Zaraz dopadł do Krysi. Stanął tuż przed tym ósmym cudem świata (niewątpliwie należy za taki uznać jedyną normalną przedstawicielkę płci pięknej wśród całej tej stukniętej bandy), nachylił nad nią głowę i odruchowo złapał ją za przedramiona.
- Nic ci nie jest? - zaniepokoił się.
Krysia skupiona wyłącznie na wielkiej tuszy zwierzęcia, starała się możliwie jak najciszej wycofać i obejść stworzenie wielkim łukiem. Gdy była już gotowa oderwać nogę od ziemi, a przynajmniej tak jej się zdawało, ujrzała oto niesamowite zjawisko, lecącą płonącą obręcz, która wylądowała na jego głowie. Zdążyła tylko otworzyć usta, powziąć myśl o odskoczeniu na bok i niewiadomo kiedy się przewrócić, kiedy rozwścieczony kolos przemknął tuż obok niej.
Przez dłużą chwilę była w szoku, starając się objąć rozumem wydarzenia ostatnich chwil i jak tylko brunet o zielonych oczach stanął nad nią, podniosła na niego jedynie swoje okrągłe z przerażenia i dezorientacji oczęta, z powodu zapartego tchu nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa.
Minęło trochę czasu, zanim zdołała przemówić.
No chyba… żyję…- odparła, uśmiechając się niemrawo. Uczepiła się jego ramion, podnosząc całą swoją zakurzoną osobę z ziemi. Na szczęście zbytnio się nie potłukła. Spojrzała jeszcze w stronę, w którą odbiegł rożec, po czym zwróciła się do Franka.
To było dziwne…Co on tu robił?- powiedziała lekko drżącym głosem, marszcząc nieznacznie brwi. Obejrzała się z każdej strony, mając wątpliwości co do tego, czy jej twarz wygląda czyściej, po czym bez większych efektów poczęła otrzepywać się z piachu i ziemi i czego bądź.
Choodźmy, mam dość osobistych spotkań z dziką fauną.- poprosiła zrezygnowawszy po chwili z wykonywanej czynności, obejmując obiema dłońmi ramię zielonookiego.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7