Król Lew PBF

Pełna wersja: Dolina Spokoju - nad rzeką
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Początek pory suchej. Lwy i inne okoliczne zwierzęta chętnie zbierają się nad rzeką przepływającą przed Dolinę Spokoju, by tam, pogrążeni w rozmowach, korzystać z ostatnich promieni popołudniowego słońca. Między stadami panuje względny pokój, choć kto wie, na jak długo?


---------------------
Przed wejściem na półfabułę wyślij >zapis<.
Śnieżnobiała lwica postanowiła opuścić tereny swego stada, co wcale nie zdarzało się jej tak rzadko. Ona, dumna władczyni Złotej Gwiazdy, kochała te ziemie ponad życie, ale bywały takie dni, że czuła potrzebę udania się gdzieś indziej. A nuż spotka kogoś ciekawego?
Na sztywnych łapach, wpatrzona twardo w ziemię przed sobą szła młoda, chuda lwica. Gdy mijała władczynie stada, w którym teoretycznie była, odchyliła uszy, ale na nią nie spojrzała. Doszła do rzeki i zamykając oczy wypiła kilka łyków wody.
Vendetta nie musiała długo czekać, aż ktoś do niej dołączy. Postawiła uszy i zwróciła łeb w stronę nowo przybyłej, którą okazała się jedna z lwiczek z jej stada. Znała ją i pamiętała jej imię, jak każdego ze Złotych, ale niewiele więcej była w stanie powiedzieć na jej temat. Nie rozumiała tylko, czemu tamta ucieka wzrokiem. Od kiedy to wypada tak się zachowywać wobec przywódczyni?
- Danette - przywitała ją stadnym powitaniem, siląc się na uśmiech. - Coś się stało?
Lwiczka zamarła. Powoli otworzyła oczy i skierowała je prosto na Vendette. Musiało to wyglądać albo zabawnie, albo niepokojąco, gdyż oczy te były wielkie jak spodki, mieszało się w nich zdziwienie, przestrach i dziwna nieobecność, która nigdy jej nie opuszczała, a teraz wydawała się być spotęgowana. Na domiar złego nie domknęła pyszczka i to właśnie mogło zabawnie wyglądać. Patrzyła tak długą chwilę, a gdy już się napatrzyła, zmarszczyła brwi, zacisnęła usta i spuściła głowę. Pokręciła nią powoli, jakby chciała powiedzieć "nie".
Lwica uniosła brwi w wyrazie zdziwienia. Już zdążyła zapomnieć, że po Karati można by się spodziewać tego typu reakcji.
- To nie - odburknęła już mniej przyjemnym tonem.
Może nie powinna wiele wymagać od takiego podrostka, ale sama przecież była ledwo dorosła i jakoś nie miała takich problemów. Nie należała też do najcierpliwszych.
Usiadła, uważnie obserwując lwiczkę. Z nagła zerwał się wiatr.
Lwiczka siedziała w tej samej pozycji, chwiejąc się pod naporem wiatru. Kruche to to było i wyglądało, jakby się miało zaraz rozlecieć. Ale jakoś się nie rozleciało. Wyraz jej twarzy zmiękł, choć nie wiem, czy biała to zauważyła, gdyż Karati odwróciła głowę, jakby chciała spojrzeć za siebie. Dlatego też Vandetta zapewne nie zobaczyła w jej oczach czegoś, co mogło być zapowiedzią łez.
- Zimno mi - stwierdziła cicho. Jakby na potwierdzenie tych słów zatrzęsła się.
Jasnowłosa uniosła wzrok ku niebu. Zbierały się na nim chmury, ale nie były one zbyt gęste. Może nie będzie padać.
- Prawda, trochę wieje - odparła z pewnym rozbawieniem.
Nie czerpała jednak przyjemności z przyglądania się cudzej krzywdzie. Ven mogła momentami być drażliwa, ale nigdy podła.
- Może coś na to zaradzimy - stwierdziła po krótkim namyśle.
Po tych słowach podniosła się z miejsca i, nie zważając na to, że wiatr zwiewał jej włosy na oczy i do pyska, podeszła do Karati, przyjaźnie objęła ją łapą i zarazem osłoniła przed najsilniejszymi podmuchami.
Gdy biała obejmowała młodszą lwicę, mogła poczuć, że ta jest spięta. Na tyle spęta, że mogłoby to zostać uznane za stawianie oporu. Z czasem jednak Karati rozluźniła się. Zrobiła kilka głębokich wdechów, by opanować dreszcze. Gdy to jej się udało, na jej twarz wróciła zaciętość. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zanim wydobył się z nich jakiś dźwięk, rysy jej złagodniały i z powrotem pyszczek zamknęła.
Pogoda stopniowo się uspakajała. Wiatr zelżał, chmur też jawiło się jakby mniej. Na białe lico spłynął łagodny uśmiech.
Nie trwało to jednak długo, gdyż wtem biała spięła mięśnie, podniosła łeb i powoli odsunęła się od lwiczki. Spojrzenia miała wbite w zbliżający się ku nim ciemny kształt.

Istotnie, oczom obu samic ukazał się widok czarnej czy szarej (z tej odległości trudno było ocenić) sylwetki, z każdą chwilą zbliżający się ku nim. 

Powrócił chłód, zwabiony niepokojem Złotej.
Lwiczka skuliła się w tym samym momencie, w którym biała spięła. Przez jej grzbiet przebiegł dreszcz. Gdy Vendetta oddalała się, Karati przyskoczyła do niej i położyła łapę na jej łapie. Spojrzała jej głęboko w oczy. Tym razem trwało to krótką chwilę. Potem się wycofała. Szła za starszą od siebie lwicą, z łapami tak ugiętymi, że dotykała brzuchem podłoża. Co jakiś czas przechodził ją dreszcz.
Na horyzoncie pojawiła się kolejna lwia sylwetka, ukryta wśród traw. Jak tylko zobaczyła lwice i lwiątko, uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, zaczynając gnać w ich stronę najszybciej jak ją było stać. Nie zauważyła zbliżającego się przybysza.
- Atakują! Złe lwy atakują! - krzyknęła na cały głos, przerażona, jakby rzeczywiście coś się działo, jednym susem doskoczyła do białej lwicy chowając się za nią: - Gonili mnie, było ich mnóstwo... Widziałam jak mordowali inne lwy... - mówiła przejęta, przywierając całym ciałem do ziemi.
Postanowił przejść się gdzieś dalej, poza tereny stada, które znał niczym własne, chude łapska. Widząc w oddali rzekę, postanowił zbadać bliżej tereny, a nie tylko latać wokół wzrokiem. Stawiał kroki stanowczo, jak przystało na porządnego lwa. Słysząc jak ktoś się drze wniebogłosy, zwolnił nieco kroku i w końcu stanął na niewielkim wzgórzu. Ślepiom jego ukazały się trzy lwice, a jedna z nich wyglądała na przestraszoną. Na razie nie miał zamiaru nic robić, chciał tylko się przyglądać co się dalej stanie.
Złapała spojrzenie młodej, ale trwało to tak krótko, że trudno było cokolwiek z niego wyczytać. Na domiar złego, znów coś odwróciło jej uwagę od tego dziwnego kształtu - tym razem była to nieznana jej, prawdopodobnie niewiele od niej młodsza lwiczka.
Biała napięła mięśnie i rozejrzała się gorączkowo.
- Co, gdzie?! - Przejęła się, szukając wzrokiem wroga.
I w końcu znalazła, dojrzała go. To ten kształt. Ten... Ten lew. Nie szary ani czarny, jak jej się z początku wydawało, ale brązowy, za to z grzywą o barwie smoły. Nie namyślając się długo, wydała z siebie potężny ryk, a wraz z nią ryknęło niespodziewanie zasnute chmurami niebo, kalecząc uszy zebranych potężnym grzmotem.
- Ty, tam na górze! - zakrzyknęła ostro. - Nie wstyd ci?!
No nareszcie jakaś akcja. Uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi na ryk białej lwicy, po czym zszedł z górki, a nagle ciemniejące niebo mogło tylko dodać uroku w tej chwili. Zatrzymał się paręnaście metrów od grupki, badając je wzrokiem.
- Cóż za piękne powitanie obcego. - Spojrzał żywym wzrokiem na białą lwicę - Ładnie to tak, straszyć tak młode stworzenia nieuzasadnionym rykiem? - Przeniósł wzrok na dwie lwice - Jeszcze się nabawią jakichś lęków - Energicznym ruchem sunął łapą z wyciągniętymi pazurami po ziemi, na tyle mocno by zostały w niej niewielkie wgłębienia. - A tego raczej nie chcemy, nieprawdaż? -
Stron: 1 2 3 4