Król Lew PBF

Pełna wersja: SAFARI
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
Wyruszamy na SAFARI!
Jako że jesteśmy ludźmi, nasze imiona również muszą brzmieć ludzko.
Jesteśmy wycieczką z Polski i właśnie wyruszyliśmy na wyprawę po sawannie południowej Afryki kilkoma terenówkami, prowadzonymi przez kilku wybitnych kierowców (jeśli ktoś chce, by jego postać została kierowcą terenówki, niech mnie ładnie poprosi na pw/sb/w offie).
Piszemy krótkie posty, ale za to mają się one pojawiać jak najczęściej!
Dla przykładu: półfabularny bal sylwestrowy

I to wszystko. Miłej wycieczki!

---

Gorąc dokuczał wszystkim dookoła, jak to zwykle bywa podczas pory suchej.
Sandra, wyglądająca na 20-parę (lub co najwyżej 30) lat szatynka, z radością w oczach prowadziła ciężką brudną terenówkę. Jej długa, zwiewna sukienka w kolorowe kwiaty kontrastowała z wyglądem auta i z pewnością nie pomagała jej w jego prowadzeniu. Jednak zdawało się, że jej to w ogóle nie przeszkadza, podobnie jak długie, powiewające na wietrze włosy, które nieudolnie podtrzymywała opaska z - a jakże - fioletowym kwiatkiem. Uśmiechała się szeroko aż do momentu, w którym gwałtownie zatrzymała samochód, a na jej oblicze wpadł wyraz niebotycznego zdziwienia.
- Patrzcie, tam jest jakieś zwierzę! - zawołała nagle, po czym...
Otworzyła drzwi i wypadła z samochodu. Sięgnęła po dyndającą na szyi wielką lustrzankę i z przymrużonymi oczami poczęła wypatrywać ruchów wśród zarośli.
Damian jadąc terenówką z Sandrą, jego przyjaciółką zauważył zwierzę w zaroślach. Ciemny blondyn wyszedł z samochodu bardzo powoli, i próbował zauważyć zwierzynę. Niestety nic nie było widać... a jednak! Z zarośli wyskoczyła ...
Sylwia była drobną blondyneczką, której włosy były niesamowicie wręcz jasne. Jej oczy były koloru soczystej, zielonej trawy, wpadającej w odcień limonkowy. Ktoś bardzo się postarał, aby jej lekka, przewiewna sukienka oraz opaska we włosach były idealnie dopasowane do barwy oczu... Dziewczynka wyglądała na bardzo młodą. Miała jakieś... Osiem lat? Może dziewięć.
Sylwia wypadła z terenówki z czymś czarnym i niewielkim w ręku. Podbiegła radośnie do Sandry, po czym z wielkim entuzjazmem zaczęła wpatrywać się w krzaki.
-Sandra, Sandra! A możemy coś upolowaaać? - szepnęła błagalnie, jednocześnie machając radośnie jedną ręką. Trzymała w niej... Pistolet.
Wtem krzaki poruszyły się raz jeszcze, po czym wyszedł z nich...
Serwal.
Zwierzę stanęło na baczność, jakby zdezorientowane dziwną gromadką.
Z ust Sylwii wydobyło się westchnienie pełne uwielbienia. Dziewczynka była zafascynowana niezwykłym zwierzęciem.
-Patrz, jaki słodki! - szarpnęła lekko sukienką Sandry, by zwrócić na siebie jej uwagę - Myślisz, że możemy go zatrzymaaaać?
Dziewczynka niemal od razu zapomniała o broni, którą trzymała. Niezwykły kot zupełnie ją zafascynował.
- Sylwia, dziecko, litości, co ty wyprawiasz! - Wytrzeszczyła oczy na swą (powiedzmy) siostrzenicę. - Skąd to masz? Zostaw to!
Sandra nie została całkowicie opanowana przez wakacyjną beztroskę, bo oto ten mały wulkan energii okazał się zdecydowanie bardziej ogarnięty przez tę specyficzną emocję. A ktoś przecież musiał go pilnować!
Zręcznym ruchem ręki wyrwała pistolet z dziecięcej dłoni, a jako że jej kiecka pozbawiona była kieszeni, to, chcąc nie chcąc, musiała sama go trzymać.
- Och! - zawołała, powędrowawszy za wzrokiem młodej. - Nie, ale stój spokojnie, bo się spłoszy... Ależ on ma cudne cętki!
Brązowowłosa bez namysłu wcisnęła broń w wiszący na jej szyi pokrowiec na aparat, a sam aparat pochwyciła w obie dłonie i zaczęła robić z niego użytek, cykając zwierzęciu serię zdjęć (oczywiście, bez flesza!).
- Patrz, Damian, jaki fajny kot! - zawołała do niego, nawet na niego nie patrząc.
A serwal, o dziwo, jeszcze nie uciekł.
Agniesia siedziała sobie na tylnym siedzeniu terenówki zaciskając ramiona na piersi i jakaś taka naburmuszona się wydawała. Jak przystało na totalny rebel, nie odzywała się cały czas ukradkiem tylko zerkała na wskazanego przez Sylwię serwala, który pochłonął całkowicie uwagę jej i Sandry. Tymczasem po drugiej stronie wozu ni stąd ni zowąd wyskoczył bawół wielki jak traktor z mordą jak telewizor i rogami no... sami wiecie. Temu to dopiero zaczęła cykać zdjęcia i walić fleszem po oczach. Na pohybel!
Mariolka była dość wysoką szczupłą blondynką o pięknych pistacjowych oczach. Włosy miała spięte w kok, bowiem było dość gorąco, w prawej ręce trzymała swój ukochany aparat, który dostała od ojca na urodziny. Ubrana była w krótkie jeansowe shorty, niebieskie tenisówki i jaskrawy żółty sweterek z nieudolnie obciętymi rękawami. Nie było jej w tym gorąco, bowiem pod spodem nie miała nic poza stanikiem a sweterek był dość przewiewny - stary jak świat i wyprawny w perwollu, więc wyglądał jak nowy. Przysłuchiwała się rozmową, które się tutaj toczyły robiąc zdjęcia serwalowi.
- No, piękne ujęcia, będę miała co wrzucać na fotobloga. - powiedziała żartobliwie, przeglądając zrobione przed chwilą zdjęcia, po czym skierowała obiektyw na siebie - selfie zawsze spoko! Kiedy zauważyła bawoła, była wniebowzięta! Znajomi będą zazdrościć takich ujęć!
Bawołowi nie podobało się to, że tuż przed jego mordą pojawiały się jakieś dziwne błyski. Zdezorientowany, kopnął kopytem w ziemię, otrząsnął łbem i wydobył z siebie ogłuszający ryk, z miejsca zwracając na siebie uwagę obecnych.
Odgłos, jaki wydała z siebie ta przerośnięta krowa, wystraszył serwala, który ponownie skrył się między krzakami.


Gdy kotek uciekł, Sandra od razu odwróciła się w stronę bawoła. Szeroko otwarła usta, po czym jak najprędzej pochwyciła aparat, by ująć go w jak najlepszym ujęciu.
- Agniesiu, odejdź od krówki, stoisz w kadrze! - zwróciła się do dziewczynki, trochę zaniepokojona, że ta znajduje się tak blisko twardych i ostrych rogów dzikiego zwierzęcia.
- Dziewczynki! Co wy robicie? - Ozwała się nagle dobrze wszystkim znana pani Grażynka, która tym razem może i nie prowadziła bazarku, a robiła to co każdy turysta powinien robić, czyli cykała fotki (nie ustępując w tym wszystkim ani na krok japońskim turystom), ale wiedziała jedno! Flesza się nie używa. Na oko młoda babka, przed trzydziestką. Odziedziczyła stoisko na bazarku po babuni. Delikatna, włosy ciemny blond związane w dwa bawarskie warkocze, fioletowe oczka i różowe rumieńce na twarzy. Ubrana w piaskowe spodenki i pasującą koszulę godną największego poszukiwacza przygód (no, przypomnijcie sobie słynnego pana smagającego batem i uciekającego przed kulą!), no i przede wszystkim miała kapelusz i ciemne okularki chroniące przed słońcem.
- Przecież to jest bardzo niebezpieczne! Olaboga, on się zaraz tu rzuci, albo co!
- Niech się pani wyluzuje. - oznajmiła nic tym nie przejęta siedemnastolatka, bowiem tak czy siak... jak bawół ma zabijać to na pewno rzuci się na tamtych a ona na spokojnie schowa się w krzakach i wyjdzie z tego w całości. Chociaż... mogą ją tam zeżreć jakieś robale. Oh robale! Jak ona ich nie cierpi, jeszcze zechcą rzucić na jej piękny żółciutki sweterek i co wtedy będzie? Kiedy skończyła robić zdjęcia bawołowi, wsiadła do wozu i czekała na resztę. Chciała jechać dalej i zobaczyć lwy! Lwy są spoko!
Pani Ania była niską staruszką o siwych włosach sterczących na wszystkie strony. Miała może około sześdziesięciu lat, ale poruszała się bardzo żwawo, zapewne szybciej niż jej ukochana Syrenka. Jako jednak, że uwielbiała swój samochód odziedziczony po ojcu, nie odważyła się go sprzedać (co prawda próbowała, jednak nikt nie chciał go kupić, ale pomińmy ten fakt). Znana była przede wszystkim ze swojej gadatliwości, w mieście znał ją każdy sklepikarz. Największą sympatią darzyła panią Grażynkę z bazarku. Zdaniem staruszki nie była, jak to się mówi "krejzi dziewuchą". Wydawała się spokojniejsza niż jej sąsiadka Marysia, której nienawidziła. A oto nagle słyszy głos Grażynki, a zaraz potem tej nieznośnej Marychy. Podążyła śladem tych odgłosów, a gdy wrreszcie dotarła na miejsce zawołała:
- A co tu się do diabła wyrabia!?
Gniewka to taki śmieszny człowiek trochę. Też młoda kobieta o białych włosach i niebieskich oczach, delikatna buzia, znudzone spojrzenie i okulary Gomułki. Żeby było śmieszniej ma na sobie coś jakby delikatne ponczo, ciemny kapelusz z dużym rondem, ciemne, krótkie spodenki wciągnięte na tyłek i i boliwijskie trampki na stopach! Lustrzanka w jej rękach spoczywała czekając na coś niezwykle ciekawego, a nie jakieś mainstreamowe bawoły. Pff.
Bawół najwyraźniej stwierdził, że ma dość tej szalonej bandy, toteż fuknął jeszcze kilka razy i odmaszerował w swoją stronę.

Zawiedziona Sandra opuściła aparat i zmarszczyła brwi, by następnie wzruszyć barkami.
- Jedziemy dalej - oznajmiła, po czym przeniosła wzrok na Grażynkę. - Właśnie, nie przejmuj się pani. Wszystko pod kontrolą!
Zasalutowała z uśmiechem. Następnie podniosła Sylwię, by ulokować ją z powrotem w terenówce.
- Siedź spokojnie. Zaraz znajdziemy inne kotki - obiecała.
Sama zasiadła za kółkiem. Chciała włożyć aparat do pokrowca, ale tam znajdował się pistolet, więc wpierw wyjęła spluwę, wcisnęła ją do torebki i dopiero wtedy jej cudna lustrzanka marki Nikon znalazła się na miejscu.
Samochód ruszył, a kierująca patrzyła z zachwytem wszędzie dookoła, tylko nie przed siebie.
Mieczysława ciemna blondynka niebieskie oczy średniego wzrostu siedziała z tyłu auta. Zachwyciła się zwierzakiem wyskakującym z zarośli serwal. Podziwiała gromadkę jakby była podniecona kotem. Podeszła także zobaczyć go . Nagle ni zowąd wyskoczył ten dziwny bawół wraz z grupką podziwiała go i wycofała się do wozu śmiejąc głośno.- I z czego się boicie z 1 Bawoła? zaśmiała się cicho. -Gdyby było stado o to byśmy mieli przygodę -odrzekła szczerząc zęby. Kiedy wsiedli do auta i pojechali pojawił się im mały gepard z mamą przechodząc wlaśnie na ich drodzea zimny wiatr powitał ich spocone twarze. -O widzicie tam na wprost gepard- - odrzekła .
Krysia natomiast nie cykała żadnych fotek, a jedynie chłonęła ten niecodzienny widok swoimi wielkimi, wydawałoby się niemal złotymi oczyma, uczepiona barierki terenówki i wychylona jak najbardziej na zewnątrz. Młoda, wyglądająca na około 20stkę, długowłosa blondynka, aktualnie uczesana we francuski warkocz, potrafiła zamierać z zachwytu na parę sekund, by zaraz wydobyć z siebie westchnienie lub okrzyk zachwytu. Mrugając oczętami niby to aparatem, chciała zatrzymać obraz afrykańskich zwierząt i widoków jak najdłużej w sobie, kodując go w pamięci. Nie wysiadając z pojazdu, nawet nie zauważyła, kiedy ponownie ruszyli. Poprawiła białawo-kremowy kapelusz na głowie i obejrzała się wokoło, rejestrując posiadaczy lustrzanek.
Bożydar to dzieciak na oko pięcioletni (może nawet nieco mniej). Któż wziął takie dziecko ze sobą na taką wyprawę?! No, ale kto bogatemu zabroni, nie? Otóż był wnuczkiem pani pani Ani, chłopczyk cherubinek. Jasne blond, proste włoski i niebieskie oczęta i ta rumiana buzia! A jakże uroczo wyglądał w adidaskach, niebieskich spodenkach, białej koszuli i w czapeczce z daszkiem i śmigiełkiem! Zapewne to właśnie taki wygląd sprawił, że ktoś kiedyś pokarał go imieniem Bożydar.
Niemniej dostrzegł bawołka i zawołał donośnie.
- Och, babciu! Patrz, krówka! KRÓWKA! Chcę krówkę! Babcia, a u nas to nie ma takich krówek! - I z wielkim żalem patrzył jak czarna krówka odchodzi. - O, idzie sobie. Krówka, pa pa! A teraz gdzie jedziemy, no gdzie? Będzie fajnie? Babcia, daj pić.
Zauważył, że ma piasek w buciku, więc ściągnął bucik i wysypał piasek prosto na nogi Sandry.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7