Król Lew PBF

Pełna wersja: Rzeka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nadal wolał sie przytulać do Felki, ale nie potrafił gdy nagle jego "prywatność" została zakłócona.
Lekko napiął mięśnie. Był już sporym podrostkiem. W sumie to jesli tylko byłaby jakakolwiek możliwość, z największą przyjemnością pomógłby swej opiekunce w odstraszeniu nieproszonych gości. Aktualnie jednak myślał raczej o "niebieskim migdałach".
Znowu go wzieło na rozmyślania. Żeby znowu zainteresował się sytuacją , musiał ktoś go przynajmniej trącić. Taki to już niego depresyjny lew, pełen przeróżnych myśli.
Lwica zawahała się, nie mogąc się zdecydować, jakąż to odpowiedzią powinna uraczyć samca.
- Nie no, spoko, jeśli nie masz zamiaru nas atakować ani nic, to możesz tu zostać - uznała wreszcie, wzruszając przy tym brakami. - Przynajmniej dopóki cię widzę i widzę, że nie robisz niczego podejrzanego.
Przybrała łagodniejszą minę i przyjaźnie nadstawiła uszu. Maru nie wyglądał groźnie, nie sprawiał wrażenia, jakby miał być szpiegiem Zachodnich ani nic w tym rodzaju - najpewniej naprawdę tylko tędy przechodził, nie ma więc sensu go stąd wypraszać. Inna sprawa, że Felka beżowa niewiele była w stanie "widzieć", bo jej czerwone ślepie nie bez powodu prezentowało się tak... Inaczej. Odnosiła też wrażenie, że z wiekiem wzrok mocno jej się pogarsza, acz póki co nikomu o tym nie mówiła.
- Ja jestem Felija, ale mówią do mnie Fel. I należę do Lwiej Ziemi, tak samo jak Cavum i Haineko. - Tu wskazała pyskiem dwójkę swoich podopiecznych, lwa-młodzika i gepardziątko. - A ten tutaj to Falaris, właśnie mieliśmy iść poszukać króla, bo Falaris chce dołączyć do stada - wyjaśniła, pozwalając sobie przedstawić również czarnogrzywego. - A jak ci się nudzi, to możesz nam potowarzyszyć - zaoferowała wspaniałomyślnie.
Spojrzał z uśmiechem na małe futrzaste kuleczki obok lwicy. Uśmiechnął się szeroko i pomachał im łapą.
- Hej maluchy!
Spojrzał z nieco poważniejszą miną na ich opiekunkę i zamyślił się na moment. Zmrużył oczy tak jakby chciał się czemuś bliżej przyjrzeć, chociaż ciężko było stwierdzić co konkretnie. Wesoło zamachał ogonem i odpowiedział dość pogodnym głosem.
- W sumie, czemu by nie? Może sam bym dołączył? Zawsze chciałem być w jakimś stadzie, ale nigdy nie miałem okazji. Od razu mnie przeganiali.
Podrapał się z tyłu głowy jakby lekko zakłopotany.
-Cóż, w takim razie prowadź... Fel.
Powoli podszedł bliżej grupki, ale nie za blisko, by lwica nie uznała tego za jakieś zagrożenie.
Wiele dni bił się z własnymi myślami, a jego mantrą stało się stwierdzenie „nie jestem taki jak ty”. Ku swemu zaskoczeniu, nie potrafił pozbyć się ostatnich słów Vei, które nawiedzały go nawet przed snem. Przyczyna tego mogła być tuż pod jego nosem, ale on i tak nie przyzna się, że w jakiś tam swoisty sposób jest między nimi wiele podobieństw.
Chcąc ugasić pragnienie skierował swe kroki nad rzekę i jak miało się okazać zaoszczędził innym poszukiwań, bowiem los chciał, że natrafił na to zgromadzenie. W przeciwieństwie do Fel miał bystry wzrok i już po chwili spostrzegł nieznane sobie lwy w otoczeniu Feliji i jej paczki – owa dedukcja nie była wielkim osiągnięciem, zważywszy, że w stadzie było bardzo niewiele lwów. Szybko przemierzył dzielący ich dystans i gdy był na tyle blisko, żeby być słyszanym, odezwał się.
- Sądząc po towarzystwie, twój patrol musiał być naprawdę dobry – zagadnął. Tak, czuł się pewnie, w końcu był u siebie. Co więcej, gdy już dostrzegł to zbiegowisko, to wydało mu się, że sytuacja jest raczej luźna. Bardzo dobrze się złożyło, że nie spotkał Fel na osobności, wtedy musieliby pogadać, on czułby się nieswojo, a tak przynajmniej coś się dzieje i Mako nie zawraca sobie łba błahostkami.
- Cavum – przywitał się z podopiecznemu Felki i skinął mu łbem. Na tyle, na ile znał Cavuma, wiedział, że ten woli trzymać się na uboczu, więc tym razem postanowił to uszanować.
Rzucił badawczym spojrzeniem na Falarisa i Maru, licząc, że w jakiś cudowny sposób dowie się czegoś o całej sytuacji. Ale tak się nie stało. Cóż, chyba trzeba wrócić do wypróbowanej formy.
- Więc... Będzie ktoś tak uprzejmy i powie mi co się tu dzieje?
Lwica pozwoliła sobie na uniesienie brwi. Ona nie nazwałaby Cavuma maluchem, on już był podrostkiem, ale postanowiła powstrzymać się od komentarza. Zamiast tego zdecydowała się podjąć ten ciekawszy temat:
- Stąd na pewno nikt cię nie będzie przeganiać - zapewniła go z uśmiechem. - Mamy ładne tereny, jak widzisz, wspaniałych członków stada, jak widzisz, zwierzyny też pod dostatkiem... - wyliczała, acz w pewnym momencie urwała i zmrużyła oczy, próbując skupić wzrok na pewnym odległym, brązowo-czarnym punkcie.
Uściślając, Felka najpierw poczuła znajomy zapach, potem usłyszała kroki, a dopiero później udało jej się rozpoznać lwią sylwetkę, podobną do wielu innych lwich sylwetek na sawannie, ale dla niej niezrozumiale wyjątkową niczym Róża dla Małego Księcia.
Na dźwięk jego słów wstała i dumnie uniosła łeb.
- No ba! - postawiła uszy i wyszczerzyła zęby po swojemu. - Znalazłam dwa lwy, które chcą do nas dołączyć, fajnie, co? A na pewno Falaris, Maru jeszcze się zastanawia.
Tu na chwilę odwróciła wzrok na tę dwójkę. Teraz tknęła ją myśl, że, właśnie!, LWY, a czemu nigdy lwice? Dlaczego zwykle natrafiała na samców, a nie na samice? Ym, a jeśli to lwy natrafiały na nią...? Nieważne!
Swoją drogą, sposób, w jaki Mako przywitał Cavuma, wydał się Felce dużo bardziej odpowiedni niż ten, w jaki zrobił to Maru.
Lwioziemka znów wgapiła się w zielone ślepia króla - ilekroć je widziała, niełatwo było jej przestać się im przyglądać, tylko że teraz dała sobie spokój z udawaniem, że wcale tak nie jest. W dodatku spostrzegła się, że ich kolor jest niemal identyczny jak barwa oczu Haineko. Dziwne, że wcześniej nie zwróciła uwagi na to podobieństwo. Może dlatego, że gepardziątko najczęściej patrzyło się na nią z ufnością i nadzieją, a Mako... Mako chyba sam nie wiedział, co czuł.
Cavuma z zastanowienia wyrwał dopiero Mako, bo samą swą obecnością wprawiał Szarego w zakłopotanie.
Kiwnął mu łbem, ciężko przełykając ślinę, i licząc w głębi ducha na to że nie będzie wymagał od niego rozmowności.
Po chwili jednak uspokoiło go to że Mako skupił się na Feliji.
I wtedy to doszło do niego jak jeszcze przed chwilą odezwał się do niego Maru. Spojrzał na niego powoli, lekko podnosząc jedną powiekę, a mina którą przybrał wyrażała wyraźnie jedno słowo, w dosyć charakterystycznej tonacji pełnej zdziwienia i lekkiego oburzenia " Serio?"
No ale cóż. Nie było co się wdawać w dyskusję. A już na pewno nie przy królu.

Wstał, jakby zmęczony samym tym faktem, i zbliżył się lekko do władcy. Uznał ze skoro nie musi się odzywać, to może posłuchać. A akurat Zielonooki król był aktualnie największym autorytetem dla Cavuma. Czerwonooki miał wielki szacunek dla niego, za to ze dowodzi stadem. Poza tym miał cichą nadzieję na trenowanie walki przy Mako. Nie ośmielał się o to jednakże prosić.
Może kiedyś.
Wsłuchiwał się już w wyliczankę lwicy gdy nagle przerwała jakby została rażona piorunem. Odwrócił się i dostrzegł lwią postać zmierzającą w ich kierunku. Wsłuchiwał się dokładnie w rozmowę dwójki znajomych. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na kolejnego samca, króla ichniego stada, ale Maru o tym nie wiedział... jeszcze.
- Witaj. Właściwie z tym zastanawianiem się to Fel trochę przesadziła. Z miłą chęcią bym dołączył... jeśli tylko wasz przywódca nie będzie miał nic przeciwko. Ale chyba będzie dobrze, skoro u was już jest kilku samców.
Spojrzał na Mako i lekko przechylił łeb na bok.
Młody zupełnie nie zauważał bacznego – o ile można tak powiedzieć – wzroku Feliji. Zamiast skupić się na różnookiej, wodził spojrzeniem między dwoma samcami. Mimo że nie czuł zagrożenia z ich strony, to czuł lekki dystans. Mako cenił sobie swoją prywatność i nie chciał by niepowołane osobniki wiedziały o jego panowaniu na Lwiej i wedle jego wiedzy sztuka ta udawała mu się już od paru lat.
Od ostatniego spotkania z Cavumem minęło więcej czasu niż mu się mogło wydawać. Teraz czerwonooki był już całkiem spory i lada moment wkroczy w wiek, gdy spoczną na nim obowiązki wojownika, a co ważniejsze wyrwie się spod opieki Felki.
- Chcesz dołączyć do Lwich? Dobrze, myślę, że władca oceni twoją kandydaturę pozytywnie – tu rzucił Fel ukradkowe spojrzenie. Trzeba przyznać, że Mako lubił to uczucie, gdy inni nie wiedzieli z kim mają do czynienia, miał wtedy swoistą przewagę. Nie czynił tego by zyskać przewagę, była to natomiast zwykła przezorność – lub jak powiedzieli by niektórzy strach. Już miał wrócić do Maru, gdy dotarło doń, że Fel w jakiś dziwny sposób się na niego patrzy. Tak, na pewno na niego. Zamrugał i jak gdyby nic wrócił do swego rozmówcy, choć niektórzy by zauważyli, że jego ogon zadrżał z lekka.
- Nazywam się Mako, jak nietrudno się domyślić również należę do Lwiej. Jeżeli mamy być razem w stadzie chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć, sam rozumiesz, prawda?
Zastanowiło go dziwne zachowanie samca. Ale potem przyszło mu do głowy, że może on i Fel są w sobie zakochani, z wzajemnością, bez wzajemności, zresztą nieważne. Niemniej go pytanie skierowane do samego Maru. Tym razem przyszła mu do głowy myśl, że to może jakiś test? Akurat nie dla niego, tylko drugiego kandydata na członka stada. Niemniej skoro on też się tu znalazł i wyraził zainteresowanie to też zostanie przeprowadzony na nim owy test, chociaż samiec nie miał pojęcia na czym miałby on polegać. W każdym razie zdecydował się odpowiedzieć na pytanie stadowicza.
- Zwą mnie Maru. Praktycznie przez całe życie byłem samotnikiem, włóczącym się bez celu. Moje dawne stado zginęło gdy byłem jeszcze małym oseskiem. Potem wyrastałem przez jakiś czas z moim przyrodnim bratem. Właściwie to nie byliśmy spokrewnieni. Niestety gdy obaj podrośliśmy objęliśmy inne kierunki i nasze drogi rozeszły się właściwie na zawsze. A waszemu stadu mógłbym się przydać. Umiem walczyć i polować. Może nie jestem aż tak dobry jak lwice, ale na brak pożywienia też nie narzekam.
Dumnie wypiął pierś (właściwie to klatkę piersiową osłoniętą gęstą grzywą) i spojrzał na samca takim dość poważnym spojrzeniem.
Felka uniosła brwi i otworzyła pysk, ale w porę zdążyła go zamknąć. A więc to tak! Mako znowu bawi się w te swoje gierki, że niby to on nie jest władcą, nieee, no skądże, czy on wygląda na króla? Na pewno nie! Niespokojnie zerknęła na Falarisa; czy on przypadkiem nie wiedział, jak miał na imię albo chociaż jak wyglądał, czy beżowa mu tego nie wspominała? Nie pamiętała; może tak, a może i nie...
W ogóle nie przyszło jej do głowy, że ktoś może nie wiedzieć, kim jest ten zielonooki samiec, dla niej to było równie oczywiste jak to, że słońce wschodzi, trochę powisi na tym niebie i zachodzi, a w nocy... W nocy go nie ma. Ktoś z Księżyca mógłby stwierdzić, że słońce w nocy śpi, ale Lwioziemka była daleka od takiego niepotrzebnego uosabiania ciał niebieskich.
Mako też raz jest, a raz go nie ma.
I w dzień nie doceniasz, że słońce cię ogrzewa, dopóki nie nadejdzie nieprzyjemny chłód nocy. I nagle pragniesz światła, światła, którego nie dotkniesz, ale jest przynajmniej pociechą dla oczu...
Felija nie zauważyła, że nie tylko ona wgapiała się w Mako, choć zapewne z zupełnie innych powodów niż jej podopieczny.
Wysłuchała opowieści Maru, a przynajmniej udawała, że słucha. Miała w tym wprawę. I tak większość jego słów wleciała jednym uchem, a wyleciała drugim, ale końcówkę udało jej się wyłapać. Że on poluje. Ale nie tak dobrze jak lwice. Różnooka nadludzkim (nadlwim?) wysiłkiem powstrzymała się od wydania z siebie głupawego chichotu. Zamiast tego odezwała się całkiem poważnym tonem:
- To musisz się starać, bo wiesz, ja i moja naj kumpela Inn jesteśmy MISTRZAMI polowania - oznajmiła z przekonaniem, wreszcie oderwawszy wzrok od brązowego.
Zakochani? Też coś! Młody wysłuchał odpowiedzi Maru, kiwając łbem co jakiś czas. W przeciwieństwie do większości przypadków Maru trafił na Lwią Ziemię będąc już w pełni wyrośniętym i wyglądało na to, że przynajmniej część jego słów – te które król mógł zweryfikować na podstawie obserwacji – była prawdziwa. Widać było, że głodem nie przymierał...
- Rozumiem, że szukasz miejsca gdzie mógłbyś osiąść, a te tereny są dogodne – tu zamilkł na moment, wodząc wzrokiem po okolicy. - Ale jako Lwi będziesz częścią stada, a co za tym idzie, będziesz miał również swoje obowiązki. Oczywiście, nikt ci nie zabroni powędrować sobie gdzieś dalej, ale tu będziesz miał swój dom.
Już wtedy miał go przyjąć, ale Fel wbiła się w rozmowę. Chciał z pełną stanowczością potwierdzić słowa lwicy, ale jakoś nie mógł, zamiast tego zachichotał pod nosem.
- Taaak, jeżeli nie będziesz choć w połowie tak dobry w polowaniu jak rzeczony duet, to nie ma opcji dołączenia do nas. - Na pysk lwa wstąpił uśmiech, szczery i zarazem pierwszy od dość długiego czasu. Najpewniej było to spowodowane faktem, że tym razem nie czuł presji bycia władcą. Oczywiście, Vei nie pochwalałaby zaprzyjaźniania się z nowym jako formę zdobywania szacunku, ale on mógł, wszak nie był tą rudą zołzą.
- A teraz na poważnie. – rzekł mierząc Maru pewnym, a zarazem spokojnym spojrzeniem – Przykro mi, że utraciłeś stado, przykro mi również, że straciłeś kontakt z bratem. Teraz, gdy już poznałem twą historię chyba wypada mi uściślić jaką funkcję pełnię w stadzie, prawda? Mako, król, albo raczej regent Lwiej Ziemi, do usług. Istotnie, w stadzie przyda się dodatkowa para łap, zwłaszcza taka, która potrafi o siebie zadbać. Jeżeli rozumiesz czym jest przynależność do stada to z radością powitamy cię w naszym gronie, Maru.
Puścił mimo uszu uwagę lwicy n temat jego zdolności o polowaniu. To oczywiste, że lwice są w tym lepsze. Nie mają grzywy, która jest łatwo zauważalna i bardzo utrudnia skradanie się. Wpatrywał się tylko wzrokiem w ciemno-grzywego samca. Cały czas zachował taką oficjalną i w pełni poważną minę. Załamało to dopiero ujawnienie jaką funkcję pełni. Myślał, że to jakiś test i w sumie niewiele się pomylił. Ale dzięki temu wytłumaczyło się zachowanie Feliji. Zaszokowanemu lwu opadła szczęka i trwał tak przez moment po zakończeniu monologu króla. Gdy już jego zmysły doszły do siebie od razu zamknął gębę, przez chwilę wpatrywał się zmieszany w niego, by w końcu oznajmić:
- Proszę mi wybaczyć Wasza Wysokość, nie miałem pojęcia z kim mam zaszczyt rozmawiać.
Nisko pokłonił się lwu i trwając tak kontynuował.
- Przysięgam na swój honor, że będę strzec tych ziem, a także członków Twego stada do ostatniej kropli krwi, a zwłaszcza Ciebie, Wasza Wysokość!
Słuchała tej rozmowy całkiem spokojnie, raz po raz zerkając to na jednego, to na drugiego samca, w zależności od tego, który akurat zabierał głos. Zapewne odczuwałaby nieznośną nudę, gdyby nie niespodziewana reakcja Maru na wieść o tym, z kim on ma do czynienia. Wytrzeszczyła nań swe kolorowe ślepia. No nieźle!
- No, trochę ciężko byłoby ci wiedzieć... Pseudojasnowidztwo to raczej u tych księżycowych - mruknęła pod nosem. - Serio, ale cię zaszczyt kopnął, o jaa! - powiedziała już głośniej.
Wstała. Irytowało ją, że całe to towarzystwo było takie... Sztywne. Zero fantazji, finezji, czegokolwiek. Wepchnęła się między lwy, a właściwie jak gdyby nigdy nic przeszła pomiędzy nimi, po drodze zaczepnie pacnąwszy czarnogrzywego ogonem w przednią łapę. Podczas wykonywania tego arcytrudnego manewru, z jej pyska nie schodził szeroki uśmiech, okraszony pełnym przeróżnych emocji spojrzeniem. Następnie zatrzymała się i wykonała odwrót o sto osiemdziesiąt stopni, by znów być przodem do obu samców.
- Maru, Lwa Ziemia to jedna wielka rodzina, chwytasz to? Nie musisz się przed nikim płaszczyć... No chyba że lubisz, to możesz przed Vei. To królowa. Ona pochwala takie rzeczy. Mako nie. Zapamiętaj - oznajmiła, z biegiem słów coraz bardziej poważniejąc.
Uśmiechnął się do siebie słysząc słowa Fel o królowej. Spojrzał na lwicę takim trochę cwaniackim wzrokiem, zachichotał i odpowiedział:
- Dziękuję, będę o tym pamiętać.
Spoważniał nieco kontynuując wypowiedź.
- Wyobrażam sobie, że wasze stado to jedna wielka rodzina, ale jednak wypada okazywać szacunek władcy. Bez niego całe stado by się rozsypało.
Spojrzał na Mako i próbował z jego miny zgadnąć co mu w tej chwili w duszy gra.
Felija jako osoba dająca życiowe wytyczne. Tak, to jest plan. Powinna zostać stadnym doradcą od spraw wszelakich, a z pewnością Lwioziemcy wzbiją się na wyżyny.
Zaraz potem zrobiła smutną minę i utkwiła w Mako wzrok tych swoich wielkich różnobarwnych ocząt. Któż mógłby się oprzeć temu przejmującemu wejrzeniu?
- Czy ja nie okazuję ci szacunku? - spytała, sprawiając wrażenie zatrwożonej faktem, że coś takiego mogłoby nastąpić.