Król Lew PBF

Pełna wersja: BAL SYLWESTROWY - piwnica
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5
Barbossa jak prawdziwy kapitan wszedł do piwnicy z założonymi rękoma za plecami. Stawiał nogi wolno i niedbale przed siebie rozglądając się z usmiechem po piwnicy.
- Złoto... to takie fajne i swiecące... - Spojrzał na hienobodobną i dodał
- No i RUM! Oczywiścię radzę się zastanowić nad odpowiedzią... Bowiem piraci gdy nie mają złota i Rumu... to gwałcą... - Uśmiechnął się zawadiacko po czym zaczął chodzić po piwnicy rozglądając się po kontach jakby oglądał wystawę obrazów.
Jakie złoto? Ona na prawdę uważała, że on uwierzy, że ta ona nie wie o jakie złoto mu chodzi?
Przecież to najczęstsze kłamstwo jakie słyszy pirat podczas rabunku. Nagle wszyscy nie wiedzą nic o złocie, nagle wszyscy nie mają przy sobie ani jednej złotej monety wydającej piękniejszy dźwięk od śpiewu syreny.
- A takie złoto jak ten kolczyk co masz w uchu. Mam Ci je odciąć byś mogła się mu z bliska przyjrzeć? - Rzekł posyłając krótkie spojrzenie Barbarossie patrząc co ten robi. Przeszukiwał pomieszczenie, więc on postanowił popilnować dziewczyn.
- No i chyba nie mówiłem byś wstała czyż nie? - Spojrzał nieufnie na to co robiła Kinga.
- Więc dawać wszelkie kosztowności, wszystko! Te świecące małe pudełeczka także - powiedział mając na myśli telefony. - Bo inaczej rozbierzemy was do naga i sami sobie weźmiemy - dodał po czym jego uśmiech się poszerzył i zarechotał się.
- I weźmiemy sobie coś jeszcze - Rzekł po krótkiej fali szkaradnego śmiechu.
Skąd on sie urwał. Złoto? Rabunki? Na prawdę? Aż nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Oboje byli dziwni.
-Nie mówiłeś i co z tego?- No będzie się teraz tego czepiał?
-A bierz sobie- Wzruszyłam ramiami o odczepiłam kolczyk. Idąc na tę imprezę nie zamierzałam niczego kupować i nie brałam nic cennego. Po co? tu zawsze opłacone jest większość.
Wyciągnęłam telefon, nie powalał, jakiś model z klapką ale takie lubiłam najbardziej.
-Nie mam nic więcej- Odrzekłam mu trzymając w dłoni ów telefon i kolczyk. zębów złotych nie miałam na pewno.
-W ogóle kto wy?- Zapytałam się troche zaskoczona tym wszystkim.
Oddać wszystko co cenne? Ona nie odda nikomu swoich piór! Bo tylko to miała przy sobie nie licząc odzienia i tych nieszczęsnych drzazg. Piekły rany niemiłosiernie. Irytację podnosił fakt grabieży a ona tak kocha te swoje kolorowe pióra. Gdy jeden z nich wlazł do środka rozglądając się nieostrożnie, kopnęła go z całej siły szponem by poleciał na kapitana. To że leżała nie oznacza, że była bezbronna, tylko ręce miała skrepowane.
- Prędzej wydrapię wam oczy niż oddam moje pióra. - Wrzasnęła. Oj odcisnęło na niej piętno zbyt długie przebywanie w ciemnicy pod kluczem.
Barbossa wylądował na swoim kompanie. Szybko się pozbierał wyciągając swoją szablę, która błyskała w nikłym świetle... Spojrzał na napastnika z daleka, nie zbliżał się jeszcze czekając na zdanie Kapitana, nadal uważał że to jego akcja i nie będzie się wywyższał.
- Zapisałaś się na liście kostuchy... a ja jestem pośrednikiem! Drżyj i błagaj o litość ! - wrzasnął w stronę ptaszyska. Barbossa lubował się w politycznej drodze do sukcesu... ale zabijanie było przyjemniejsze.
Barbossa odepchnięty przez Walentynę wpadł na Kapitana i Kingę, co spowodowało, że ta ostania wylądowała na piracie, była na górze i mogła podziwiać jego piękne bursztynowe oczy.
A dzięki swojemu wyostrzonemu węchowi wyczuć o wiele dokładniej jak bardzo śmierdzi mu z ust, głownie spirytusem.
Kolczyk wypadł jej z ręki i potoczył się gdzieś w kąt pomieszczenia. Telefon nadal trzymała. Nie można nie przyznać, że miała teraz nad nim dość sporą przewagę.
UWAGA POST +18

Och a miał takie złe przeczucia, że jego kompan aż za bardzo się rozluźnił i choć obserwował go i dziewczęta to chyba, aż za bardzo się skupił na rozmyślaniu czy po sprzedaniu tego telefonu starczy im chociaż na jedną butelkę porządnego rumu. Tak, to zapewne to uśpiło jego czujność i chwilę po tym jak ptaszysko kopnęło on już leżał na ziemi, a na nim ta dziewczyna.
Uśmiechnął się i roześmiał cicho.
- No, no, no. Znamy się zaledwie chwilkę i już tak bardzo na mnie lecisz? - Nie mógł się powstrzymać od nie zażartowania sobie z tego położenia. I choć teoretycznie był w naprawdę paskudnym położeniu strategicznym, po butelce rumu i wina, to był przecież Szalonym Damazym i o ile pamiętał został mu jeden załadowany pistolet. Sięgnął więc szybko po niego i przyłożył jego zimną stal do dość... intymnego miejsca.
- Ale słodziutka bez gwałtowniejszych ruchów, chyba nie chcesz mieć kolejnej dziurki? Albo tak rozoranej niczym pi** burdelmamy na Tortudze? - Dodał przesłodkim głosem.
No świetnie... Ptaszynka kopnęła kolesia. To było ciekawe, niestety nie zdążyłam się ani uchylić ani nic. poleciałam na tego brodacza. Podniosłam się trochę i skrzywiłam czując smród z jego paszczy. Konia by to zabiło. Nim zorientowałam się do końca co i jak ten przykładał mi ten dziwny pistolet w pewne miejsce. Przez spodnie na szczęście chłodu stali nie czułam. Ta sytuacja była dziwna. Skrzywiłam się lekko i poruszyłam, łańcuch od kajdan mi zastukał. Uniosłam brew spoglądając na niego
-No.. spoko nic nie robię dziadek- Nawet dla mnie to wszystko było... dziwne i czułam się bardziej niż wystraszona, to skołowana i zdezorientowana tym wszystkim. Jeszcze przed chwila siedziałam w piwnicy a teraz leże na jakimś lumpie spod sklepu...
Ups nie tak to miało do końca wyglądać. Ale gotowa była bronić swych piór bardziej niźli cnoty.
A ten chłystek jeszcze na nią wrzeszczał. Sytuacja trochę patowa bo raczej nie podejdzie z tą szablą do wierzgającego ptaka. A i ona za bardzo się nie ruszy mając związane dłonie i zero możliwości latania w tym ciasnym pomieszczeniu.
- No chyba kpisz! Zaraz cię sama wyślę do tej kostuchy o korektę w życiorysie.
Ptaszyna w klatce a taka przemadrzała. Raz że drażniło to pirata a dwa że równie bardzo rozmawiało.
- nie oszukujmy się, Twoja sytuacja jest marna... A ja jestem przekupny, spróbuj mnie przekonać że masz coś lepszego dla mnie niż te kolorowe piórka. - uśmiechał się zawadiacko, machajac, szabelką... Długą stalową twardą szablą...
- Pilnuj tego ptaszka Barbossa i jak dalej będzie tak machać tymi kurzymi nóżkami to rąbnij porządnie, mniej będzie trzeba kupować strawy dla reszty załogi, a te moczymordy nawet się nie połapią co jedzą! - Warknął spoglądając ukradkiem na towarzysza który to prowadził pojedynek słowny z ptaszyną.
- Ten złoty pas może być coś wart! - Rzucił jeszcze i już powrócił do swojej dziewczyny.
- No dobra, koniec leżenia podnosimy się - powiedział po czym dodał szybko: - Chyba, że aż tak cię ciągnie to całuj a nie się zastanawiasz. - Posłał jej buziaka po czym roześmiał się złośliwie.
Koniec jednak z żartami i naciskając pistoletem w krocze zmuszał psowatą do tego by z niego zeszła całkowicie i wpierw wstając na jedno kolano wstał szybko na nogi pokazując cały czas pistoletem, żeby sobie spokojnie stanęła przy ścianie obok której to jeszcze nie tak dawno leżała.
-Nie jesteś w moim typie dziadek- Powiedziałam, nie miałam ochoty go całować. Przydałoby mu się trochę higieny.. Wróć, przydałby mu się normalna kąpiel.Nie musiał mnie pospieszać. Nie miałam ochoty leżeć na nim. Wstałam i machnęłam ogonem. Kątem oka ujrzałam tego lwa.. a ten znów tylko się gapi co za typ. Przewróciłam oczyma i stanęłam pod ścianą.
-no i?- Rzuciłam znowu do niego. Nie obłowili sie tutaj.. powinni byli statek łapać a nie tanie imprezki.
Skrzywił wargi niezadowolony.
- Zobacz jak to jest Barbossa, nie ma złotych monet to nie ma i kobiet - rzekł chowając pistolet na swoje miejsce i łapiąc za swoją szablę schylił się jeszcze po marny łup i rzucił go do Duszka by schowała to co mu się udało zdobyć do worka na łupy.
- Może będzie na flaszkę rumu - powiedział i lustrując tutaj obecnych schował miecz do czarnej pochwy i jak gdyby nigdy nic złapał za swój kapelusz i pociągając go lekko w dół skłonił się teatralnie na pożegnanie.
- Na mnie już pora milady, dziękuję za współpracę i miłe towarzystwo - Powiedział zaraz po tym i lekko klepnął towarzysza w bark na znak, że on już wychodzi, więc jeśli będzie chciał tutaj zostać nieco dłużej to zostanie niestety sam. A to nie było chyba zbyt dobre wyjście.
- Wygląda na to, że pecha mam i nie obłowimy się tutaj moi drodzy kamraci, więc ja idę poszukać jakiejś spiżarni i beczek bym mógł chociaż się upić w sztok by czkawka mnie zamęczyła na śmierć. - Rzek wychodząc i stając za drzwiami położył dłoń na ramieniu wielkiego kotowatego z wielką pałą.
- Są twoje - Zarechotał krótko i ruszył dalej mając nadzieję, że chociaż teraz wiary będą mu sprzyjały.
Płyń, Stary, płyń, niech wiatry Ci sprzyjają,
Od sztormów złych niech chroni dobry Bóg
Nocą, prócz gwiazd, niech szlak Twój oświetlają
Życzenia, byś powrócił do nas znów!
z/t
Barbossa uśmiechnął się do przyjaciela, a gdy ten już zniknął spojrzał ponownie na ptaszynę po czym odparł.
- Jestem dżentelmenem moja droga... Kto wie czy jeszcze się nie spotkamy, miej to na uwadze... - To powiedziawszy przeciął zgrabnym ruchem więzy jakimi była splątana dama...
- A teraz żegnam się moje panie. -Ukłonił się nisko i jak wirtuoz schował szabelkę do pochwy. Szybki zwrot na pięcie i zniknął im z oczu.

z.t
Nie zdążyła zareagować, przecież mówił, że jest dżentelmenem a tu już jej szabla machnął. Ale chwila, przeciął ten nadpęknięty łańcuch z kajdan. Miała znów wolne ręce, teraz z gustownymi, metalowymi bransoletami. Pozostałością jaka pozostała po kajdanach.
- Oby nasze drogi się jeszcze skrzyżowały - Choć jej pomógł to nadal uważała, że sprawa niedokończonej potyczki słownej nie może być niedokończona.
Rozmasowała obolałe nadgarstki i uśmiechnęła się cwanie widząc Mariana stojącego z pałą. (Bez skojarzeń zboczuszki).
- Proszę, proszę nasz mały kolega chyba wrócił po powtórkę. Aż tak ci się to podobało pysiaczku?
Teraz miał przeciwko sobie dwie kobiety niczym nie skrępowane.
Stron: 1 2 3 4 5