UWAGA! BARDZO PODKREŚLAM, IŻ WSZYSTKO, CO JEST TU OPISANE JEST PRAWDĄ Z KRWI I KOŚCI NAWET DLA WAS NIEPEWNE FRAGMENTY. PROSZĘ TO USZANOWAĆ!
Tak... Chyba mnie pogwizdało, ze założyłam podobny temat, ale co mi tam? W rzeczywistości na imię mam jak mam, a brzmi ono Julia. Nie do końca je lubię, ale ochrzcili mnie, za późno na zmianę. 9 października skończę 13 lat, a i tak będę najmłodszą użytkowniczką na forum (za co?). Jestem straszny mól książkowy - a pomyśleć, że jeszcze w trzeciej klasie nienawidziłam czytać. teraz robie to jak mam okazję, czyli na podwórku, w domu, pod kołdrą, a nawet czekając na wolne WC. Przeczytałam tyle, ze we łbie się nie mieści. W szkole byłam trzy razy z rzędu najwięcej czytającą dziewczyną (taki konkurs). Co do rysowania - nie przepadam. Nigdy nie umiałam należycie kolorować i chyba tak mi pozostanie. Co innego szkicowanie - to robię w każdej wolnej chwili. Jeśli uważacie, że czytanie było moją obsesją to uprzedzam, to nic w porównaniu z powyższym zajęciem. W domu mam z metr (jakby wszystkie kartki z narysowanymi lwami ułożyć w stosik) mojej sztuki. Rysować zaczęłam dokładnie 07.10.2011r. Wtedy to na you tube'ie zobaczyłam filmik, taką historię z różnych artów o Kopie. To było moim mechanizmem, który nagle ruszony zaczął pracować na całego. Zrobiłam wtedy trzy prace - na każdej był Kopa i Vitanii. Dostałam obsesji na punkcie KL. Świat stał się kolorowy, a ja byłam jego tęczą (ach ta moja wyobraźnia). Od zawsze byłam inną dziewczynką; całe życie spędziłąm w towarzystwie chłopaków, dziewczyny omijałam szerokim łukiem. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Może dlatego, że przeciwna płeć nie bawiła się lalkami i nie rozpaczała za rozdartym ubraniem. Bycie chłopczycą po prostu podobało mi się. Wiecznie latałam z rozwianymi włosami i nie bałam się ubrudzić. Uwielbiałam się bić - taak to pozostało mi do dzisiaj. Mój charakter jest w tych czasach rzadko spotykany. Jak wiecie świat zmienił się i gdybym była taka, jaka jestem w środku zostałabym zmieszana z ziemią. Wiedziałam o tym od najmłodszych lat, dlatego na zewnątrz byłam twarda jak skała. Rzadko płaczę, a kiedy trzeba umiem dać się we znaki. Kiedy starszy, lub jakaś grupka czepia się słabszego za każdym razem reaguję. Zwykle bywa tak, że mocno obrywam, ale nie poddaję się. Pamiętam jak jeszcze na ten Śmigus-dygus starszaki się do nas dobrali (15-18 lat). Każdy miał 5-litrówkę z zimną wodą, zostać wiec oblanym mile nie było. Wtedy złapali mojego kumpla Artura i przyłożyli mu głowę do betonu. Nas nie dopuszczali, chcieli się zemścić za to, że tamten nie robił tego, co chcieli. Jak dla mnie było za dużo. Rzuciłam się na nich jak wściekłe zwierze (tak, mam w sobie taki dziki instynkt, ale o tym później). Wystarczyło, że dwaj mnie przytrzymali, a nie mogłam się ruszyć. Ruszyłam inną taktykę. Zaczęłam pokazywać (dosłownie) zęby i udawać, że biorę się do gryzienia. Odskakiwali jak poparzeni, dzięki czemu udało mi się w miarę Artura odratować. I nie, ja tego nie wymyśliłam, chociaż przyznam, wyobraźnie mam bójną. Albo debile z podwórka - akurat, los chciał, bym trafiła na samych czubów. U mnie jest taka zgraja składająca się z szóstki chłopaków. Wszystkie to kozaki jakich mało. Straszni z nich pozerzy i tyle. Z nimi biję się najczęściej. Nie boję się, że szóstka leci na mnie samą. Po prostu lecę po całości.
Ostatnio moja ulubiona osiedlowa konta Midnight urodziła trzy maluchy. Na nieszczęście jedno umarło, gdyż matka nie wiedziała jak je karmić. Nie ma nawet roku. Codziennie więc przychodziłam i karmiłam ją i (strzykawką) kotki. Przeżyły i mają się dobrze. Lubię też jeździć do tutejszego schroniska i pomagać jako wolontariuszka. nie jest to dla mnie wysiłek, a czuję się spełniona.
Jeśli chodzi o przyjaźnie to znam kilka porządnych osób, ale no cóż... mieszkam na tyle daleko od miasta iż nie mogę się z nimi za często spotykać. A że rodzice są zbyt nadopiekuńczy zrobiłam to tylko raz w życiu.
Nie chce mi się więcej pisać, może jutro jeszcze coś dodam? Tak czy inaczej trochę tu tego jest, więc jak ktoś chce to może sobie o mnie poczytać.
|