Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Saber Gość |
28-11-2012, 20:15
Strach, strach, strach. Tylko to teraz czuła. Nie potrafiła chyba myśleć przez niego już racjonalnie. Płynęła z prądem zdarzeń, a ta ruda lwica, która jest faktycznie Saber, siedziała gdzieś przerażona wewnątrz tego słabego ciała i od czasu do czasu szepnęła coś, co faktycznie było trochę... mądre.
Jednak teraz nic nie mówiła. Bała się, mimo dobrej kryjówki. Wiedziała, że nie może uciec. Ciekawe, czy nawet jakby się zdecydowała, miałaby taką możliwość... Na tę myśl zamarła w miejscu, poprzestając wymijać szare drzewa. Zacisnęła powieki a po jej polikach spłynęły strużki łez. Jeżeli jej się nie uda... zostanie tutaj na zawsze. Jej ciało zginie, a dusza nigdy nie zazna spokoju. Bała się jak jeszcze nigdy. Mogła usiąść teraz i płakać. Czy to by jej pomogło? Legła na ziemi, kryjąc załzawiony pysk w łapach i szlochając cicho, głośno przy tym oddychając. Musiała się wziąć w garść... Jej umyśl wypełnił krzyk. Głośny, przeraźliwy krzyk, przez który jej serce zabiło mocniej, a ona sama poderwała się. To ona... Ona sama gdzieś tam w środku krzyczy. Ze strachu? A może z próby motywacji ciała? Uniosła się na drżących łapach i zadarła pysk w górę. Niebo było tutaj ciemne. Nie istniał w tym miejscu ni dzień, ni noc. Niebo stanowiło jedynie obraz pustki. Drzewa były tylko suchymi trupami, a ziemia... Ona wręcz krzyczała z rozpaczy. Ruda niemalże widziała rysujące się nań pyski i twarze. Próbowała sobie wmówić, iż to jej wyobraźnia, ale teraz... już sama nie wiedziała. A może Mbotu też jej się przywidział...? Oxena też? I ten lew? Stuliła uszy. Oszalała. Bez wątpienia oszalała. A jednak coś jej podpowiadało, że powinna tego bawoła zabić. Nie byłą pewna co teraz jest prawdą, a co nie. Ale jeżeli to WSZYSTKO jest prawdą... musi zrobić, co obiecała. Westchnęła i wróciła do przemierzania ogrodów. Zdawały się był wielkie... ogromne wręcz. Nieskończone i puste. Pustka. To miejsce było pustką, do tego nawiedzoną. Przygryzła wargę i zaczęła rozglądać się za jakimś większym drzewem. Z niego mogłaby dostrzec najbliższą okolicę. Jeżeli byłaby tutaj jakaś polana... Na niej mogą być bawoły. Bawoły! O czym ona myśli! Nawet jeżeli tu jakieś są, to są workiem kości, podobnie jak wielki pan słoń trąbalski. Zaklęła pod nosem i rozejrzała się. Nie tylko ona tutaj weszła. Weszły pewnie także inne stworzenia. Jeśli tak... -Halo! Jest tu ktoś?! Żywy?! Proszę! Pomóżcie! Gdzie są bawoły!? Gdzie moja rodzina?! - wykrzykiwała kolejno, zapętlając słowa, przemierzając dalsze tereny. Cóż... Poda się za bawoła. Może są tu jakieś inne, może to je zwabi... |
|||
|
Mbotu Gość |
28-11-2012, 22:42
Pomysł może i nie był najgłupszy, jednak... od kiedy lew mówi w bawolim języku tak jak rodzony kopytny? Zwierzęta potrafiły się porozumiewać między sobą. Jednak nie znaczyło to, że były dobre w podszywaniu się pod inny gatunek. Zwłaszcza tak odmienny.
- Ja jestem. Z gałęzi za Saber rozległo się głośne pohukiwanie sowy. Śnieżnobiała, odcinała się na tle okolicznych przygnębiających szarości; złote oczy w okrągłej twarzy nie mówiły zupełnie nic o ich posiadaczu. Mały, ostry dziób skierował się w stronę rudej lwicy, gdy nieruchome oczy lustrowały jej sylwetkę. - Ja jestem. Ja widzę. Ja wiem. Ptak zatrzepotał skrzydłami. |
|||
|
Saber Gość |
28-11-2012, 23:22
Szkoda jedynie, iż Saber tego nie wiedziała. Prawdę mówiąc... Praktycznie w ogóle nie widziała bawoła. O słuchaniu go, nie wspominając. Żyła na uboczu społeczeństwa, żywiąc się w większej części czymś, czego żaden mięsożerca by nie ruszył. Ale... tak to jest, gdy od małego ma się pod dostatkiem same owoce. Nawet nie do końca umiała polować.
Ściągnęła uszy, karcąc samą siebie. Wtem dotarły do niej słowa. Odruchowo odwróciła spojrzenie. Ptak. Ptakiem to było na pewno, jednak... Saber pierwszy raz w życiu widziała takie stworzenie. -Ptaku... - powiedziała, rozglądając się najpierw, a następnie postępując krok do przodu. -Mam na imię Saber. Czy byłbyś tak miły mi pomóc? Użyć dla mnie swych skrzydeł i rozejrzeć się po tym miejscu, w poszukiwaniu bawołu? - zaczęła, pełnym nadziei wzrokiem, spoglądając w żółte ślepia. |
|||
|
Mbotu Gość |
29-11-2012, 21:47
Sowa pokręciła głową, ale nie w sposób, który u wszystkich innych oznaczał zaprzeczenie; przyglądała się rudej lwicy. Złote ślepia przesuwały się powoli po sylwetce Saber, taksując ją oceniającym spojrzeniem, od którego zależało wiele.
- Mbotu. Głodny, wściekły, proszący słoń. Zgodziłaś się mu pomóc. To nie było pytanie. Ptaszysko dawało lwicy do zrozumienia, że wie o niej dużo, jeżeli nie wszystko. Zgodnie zresztą z tym, co powiedziało jej na wstępie. - Bawół... Nakarmisz słonia mięsem? Głupie, bardzo głupie. Ale tak, pomogę ci znaleźć bawoła. Podążaj za mną, a bacz, by wzroku od moich piór nie odrywać, bo czeka cię zguba. Są tu stworzenia, które żywią się nawet spojrzeniem... Dziób zaszczękał, gdy sowa wydała dźwięk przypominający chrobot, i ruszyła przed siebie bezgłośnie. Powietrze, zwykle poruszające lotki innych ptaków, ją zdawało się opływać i omijać; szelest piór nie przerwał ciężkiej ciszy tego miejsca. //wolisz kostki czy rozstrzygnięcie fabularne? oba rozwiązania mają swoje wady i zalety.// |
|||
|
Saber Gość |
30-11-2012, 14:02
Im dłużej patrzyła na ptaka i słuchała jego słów, niepewność względem niego wzrastała. Skąd wiedział, co obiecała zrobić? I skoro wiedział... Czemu nie odgadnął także tego, dlaczego chce bawoła...
Skrzywiła się lekko, zastanawiając się, jakich użyć słów. Nim jednak jakiekolwiek wypowiedziała, ptak wzbił się w powietrze. Podążaj za mną, a bacz, by wzroku od moich piór nie odrywać. Spięła się i ruszyła biegiem za białym ptakiem, wymijając drzewa, starając się nie odrywać od jego piór wzroku... //fabularnie |
|||
|
Mbotu Gość |
30-11-2012, 15:58
A nie było to proste zadanie. Wokół Saber kłębiła się ciemność, a w niej kryły się ręce, palce i gałęzie, wszystkie haczykowate, kiwające na nią, gotowe odwrócić uwagę rudej od bieli sowich piór; zaczepiały czasem o opuszki jej łap, chwytały za ogon, i niewiele brakowało, by lwica odruchowo obejrzała się, by sprawdzić, co się za nią kryje. Jednak wytrzymała, zaciskając kły. Rozorała sobie wargę, jednak jeśli przestroga sowy była prawdą... To było warto.
Bo wytrzymała, nie odwróciła wzroku. Uszy jednak wyłapywały szepty i śmiechy, z których nie mogła zrozumieć ani słowa, lecz czuła, że nie są to przyjemne rozmowy. Słuchać nikt jej nie zabronił; czuła więc, że w mroku rzeczywiście coś się kryje. Lecz dopóki pilnuje swojego przewodnika i mu ufa - będzie bezpieczna. Ptak przysiadł w końcu na nisko zawieszonej gałęzi. Znajdowali się teraz na skraju dużego jaru, wciąż w głębi lasu, który z wyraźnej wcześniej czerni przeszedł w jednolitą szarość; ciężko przychodziło odróżnienie gałęzi od pnia, a pnia od zwartej mgły tuż za nim. Nad zmysłami królowały teraz przeczucia. Sowa skrzeknięciem zwróciła uwagę Saber na znajdujące się nieco przed nimi zagłębienie, a właściwie na ciemną sylwetkę, która miotała się wewnątrz, próbując się wydostać na górę. To był młody bawół. Żywy. - Masz, o co prosiłaś, samico grzywiastych kotów. On jest tu uwięziony - tak jak wy. On potrzebuje pomocy - tak jak wy. Jego śmierć może uwolnić Mbotu, a uwięzienie Mbotu da mu życie. Załopotała skrzydłami głośno, tym razem zwracając na siebie uwagę kopytnego. On zaś zdziwił się, a potem zaryczał błagalnie, wlepiając obłędne spojrzenie w ptaka i lwa. - Dokonaj wyboru. I zrób to prędko, nim zapadnie zmrok. |
|||
|
Saber Gość |
30-11-2012, 16:25
To miejsce... Ono nie było dobre. Było złe. Ruda, mimo starań, przysłuchiwała się szeptom i krzykom, choć wiedziała, iż nie powinna. Nie powinna bratać się z tym miejscem w żaden sposób. Musiałą skupić się na sowie, co było trudne. Musiała patrzeć na drogę tylko... nawet trudno to opisać. Widziała drogę. Jednak rozmazaną, bo jej wzrok skierowany był cały czas na ptaka. Nie wiedziała i wolała nie wiedzieć, co się stanie, gdy go od niego oderwie.
Gdy w końcu się zatrzymali, odetchnęła z ulgą, zerkając w dół, na uwięzione zwierze, a następnie na sowę. -Dałam słowo i zamierzam go dotrzymać. - mruknęła, po słowach białego, po czym spojrzała ponownie na bawoła. Był przerażony, podobnie jak i lwica. Ona skróci jego cierpienia. Jej, jednak wciąż będą się dłużyć. Ściągnęła uszy i zaczęła zsuwać się na dół, by w połowie odbić się od ciemnej, pochyłej ścianki i wylądować na bawole, tylnymi łapami przytrzymując się na jego grzbiecie, przednie zaś miała zarzucone na jego szyję, gdzie wbijała pazury w jego gardło. A dokładnie miejsce zaraz pod brodą. Tam skóra była najdelikatniejsza. Nie wiedząc jednak czy to samo da radę, próbowała także wbić kły w niego ciało, mając nadzieję, że rwąc je, natrafi w końcu na tchawicę, ale chociaż tętnicę. |
|||
|
Mbotu Gość |
30-11-2012, 23:11
Ciężko wbić się w tchawicę, będąc na plecach potężnego bawoła. Nawet niezwykła zręczność Saber nie wystarczała, by kły lwicy mogły dosięgnąć gardła kopytnego, ukrytego pod zwałem tłuszczu i w zwisającej skórze. Była więc skazana na pazury - te, wbite mocno w zbitą sierść na grzbiecie samca, okazały się nagle nie bronią, a hakami przytrzymującymi ją w miejscu. Gdy rogacz zaczął wierzgać, ważniejsze od szybkiego zabicia go było niespadnięcie pod szerokie kopyta...
Nie dała jednak rady, nie utrzymała się na jego grzbiecie. W końcu obserwował ją i choć miał nadzieję, że to pomoc, skok na plecy nie zdziwił go. Zrzucił ją, rogiem ściągając większość lwicy ze swojego grzbietu, a reszta lwicy nie miała już wielkiego wyboru; dziw jednak: przystanął nad nią, przytrzymując jej ogon kopytem, gotowy zerwać pędzelek przy jej próbie ucieczki, i sapnął powoli, ze smutkiem. - Dlaczego chcesz mnie zabić? Pomóż mi stąd wyjść, to razem uciekniemy z lasu! |
|||
|
Saber Gość |
03-12-2012, 17:43
-Dałam komuś słowo. - warknęła tylko, patrząc cały czas na swój ogon, przygnieciony do ziemi kopytem bawoła. Lubiła ten ogon... Nie mogła go stracić, nooo!
Szczerze teraz żałowała, że nie ma tutaj Oxeny, albo tego lwa. Wyglądali na silnych. Ona mięśniami nie grzeszyła. -Tego lasu nie opuścisz ot tak... znaczy... nie wygląda na taki. - sapnęła. Podnosząc wzrok. -Będę próbowała cię zabić, aż do momentu gdy padniesz ty, lub ja. Albo... Mogę cię jedynie zranić. Rana się zagoi. Przeżyjesz. Pomogę ci stąd wyjść. - mruknęła, odwracając wzrok. |
|||
|
Mbotu Gość |
03-12-2012, 20:54
Ostatnie słowa Saber zainteresowały młodego samca. To, co mówiła wcześniej, było tak bardzo... okrutne. Racjonalne. Odarte z odruchów uczuć. Ale ostatnie wyjście dało mu nadzieję, której rozpaczliwie potrzebował.
- Jak bardzo? Spytał rzeczowo. Był gotów zgodzić się nawet na oberwanie rogu i rozoranie uda, byleby ujść stąd z życiem i wrócić do stada. Samotny bawół nie jest w pełni bawołem, jest tylko zagubionym kawałkiem mięsa, chodzącym posiłkiem... I nawet, jeśli da radę Saber, kto wie, z czym przyjdzie mu się zmierzyć później. Odstąpił do tyłu, schodząc zarazem z jej pędzelka. Chciał jej ufać, a młodość nie dała mu jeszcze powodu, by nauczył się cynizmu - i to mogło być jego zgubą. |
|||
|
Saber Gość |
03-12-2012, 21:05
Gdy bawół wycofał nogę, samica z ulgą pociągnęła bliżej do siebie ogon. Och końcówko! Bądź tutaj na tym miejscu już na zawsze... Takaś jest ładna.
Odrywając spojrzenie, od swego ogona, spojrzała na kopytnego, przygryzając wargę. Nie wiedziała, czy jeżeli ten dowie się, czego od niego potrzebuje... spłoszy się lub też wpadnie w szał. -Ja... Potrzebuję trochę skóry. - mruknęła, odwracając wzrok, zastanawiając się. Nawet jeśli bawół się zgodzi... Wolałaby by tak bardzo nie bolało go zdzieranie z niego. Lepiej chyba by spał. Mocno. Sowa może zna jakieś zioła usypiające. Chociaż... Cholera. W tym miejscu cokolwiek rośnie, oprócz martwych pni i dyń? A w łeb rogatemu nie pierdolnie. Bałaby się. -Jeżeli się zgodzisz... Obiecuję się tobą zaopiekować, do twego powrotu do zdrowia. Wtedy pomogę ci także odnaleźć inne bawoły. |
|||
|
Mbotu Gość |
04-12-2012, 10:53
- Tylko tyle?
Bawół parsknął z ulgą. Nie spodziewał się, co tak naprawdę zamierza Saber - że chce go oskórować żywcem, wyrwać nie kawałek wielkości ogona czy ucha, a zdjąć cały płat z żeber i brzucha, czego nie będzie miał prawa przeżyć. Bo przecież powiedziała, że trochę go zrani, a nie w okrutny sposób zabije. Wkrótce jednak jego pomyłka miała się wyjaśnić. - Skąd? I po co ci, tak w ogóle? Potrząsnął rogatym łbem zaraz po drugim pytaniu, jak gdyby mu przecząc. Nieważne, miejmy to już za sobą, pora do domu. |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
11-12-2012, 22:49
//Saber zrezygnowała z kontynuowania wątku. temat zamykam.
|
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości