♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#1
28-04-2018, 22:20

Szedłem dosyć sztywno, wyprostowany, tak żeby stawiać raczej krótkie kroki. Marszczyłem się, ponieważ wymagało to trochę wysiłku, ale jakoś szło, całkiem nieźle, a mrużyłem oczy, bo po wyjściu z ciemnej jaskini uderzyło mnie światło. Cokolwiek nałożył na moją ranę Vincent, zadziałało, to znaczy ból stał się zupełnie znośny, nadal pierońsko denerwujący, ale nie mącił mi już w głowie. Może w ogóle nie miałem gorączki? Może chciało mi się tylko jeść i pić? Nie znałem się na tym, ale po zabiegu medyka, spokojnym śnie, małym posiłku i zaspokojeniu pragnienia wróciłem do siebie. Z całą resztą, niezdolnością do polowania, walki czy długiej wędrówki, miałem uporać się właśnie teraz.
Spojrzałem na Hakiego. Jak wyszliśmy z jaskini, to okrążyliśmy tylko taki skalny nawis, a kawałek dalej było miejsce, gdzie nie rosły żadne drzewa i bardzo przyjemnie grzało słońce. Odwróciłem się wtedy koślawo, stanąłem naprzeciwko niego, ale blisko skalnej ściany, żeby nie zagradzać drogi, bo szedłem przodem, ale nie byłem pewien, czy on nie będzie chciał odejść gdzieś dalej, czy nie chciał zaprowadzić mnie w jakieś konkretne miejsce, w końcu to były jego ziemie i znał je najlepiej, więc tylko podniosłem na niego pytający wzrok i starałem się wybadać, z ruchu, z miny, co postanawia. Mocne światło oświetliło mi pysk i oczy gorącym plackiem i odniosłem wrażenie, że znalazłem się w jakiejś innej przestrzeni, że z cesarzem to będzie inaczej niż ze wszystkimi do tej pory.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Haki
Cesarz
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:485 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 84
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 9

#2
29-04-2018, 20:29
Prawa autorskie: Askari

Haki lubił spacerować, nawet bardzo. Z natury często zdarzało mu się popadać w zamyślenie, tak więc fakt, że jego kompan nieco niedomaga na zdrowiu z początku jakoś umknął jego uwadze. Pomimo, że nie pokonali zbyt dużego dystansu to cesarzowi i tak było trochę głupio, że nie rozwiązali tego w jaskini. Kiedy Gyda, zatrzymał się tuż przed nim, cesarz również przystanął i uśmiechając się spojrzał prosto w jego ślepia.
-Mam nadzieję, że Vincent dobrze Cię poskładał, to nasz jedyny medyk w stadzie i wyruszając na jakąś akcję wolałbym mieć świadomość, że w razie czego zajmie się mną profesjonalista - rzekł żartobliwym tonem. Oczywiście cesarz nigdy nie wątpił w umiejętności Vincnenta, w końcu to dzięki jego fachowej pomocy udało się wyleczyć łapę Vari. Zielonooki będzie mu za to wdzięczny do końca życia.
Haki ukradkiem zerknął, na postawę Gydy i ponownie zrobiło mu się głupio.
-Może poszukamy jakiegoś miejsca, żeby sobie usiąść? Kilkanaście kroków dalej jest całkiem miła jaskinia, gdzie będziemy mogli sobie klapnąć. No chyba, że jesteś z tych co wolą rozmawiać na stojąco?- cesarz dalej nie schodził z miłego tonu.
-Jeśli chcesz to możesz prowadzić, bez problemu powinieneś wypatrzyć tamto miejsce- dodał na zachętę.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#3
01-05-2018, 20:55

Zmarszczyłem się przelotnie, bo pierwsze słowa Hakiego zapowiadały jakąś groźbę, rany, już myślałem, że praca Vincenta zostanie jakoś surowo oceniona i to na moim przykładzie, ale cesarz na szczęście wypowiedział to w tonie żartu, więc bardzo mi ulżyło. Wypuściłem westchnięcie ulgi, odpowiedziałem z niepewnym uśmiechem, patrząc gdzieś w dół, bo spojrzenie Hakiego mnie deprymowało:
- Nie, na pewno... Już nie pierwszy raz mnie składał... tak się... tak się okazuje... - Podniosłem na niego wzrok raptownie. Oczywiście musiałem wyglądać na przestraszonego, bo starałem się sprawiać dobre wrażenie, uważnie słuchać i odpowiadać składnie, ale nic nie mogłem poradzić na to, że zanim docierał do mnie sens słów cesarza, to dopóki nie zaczerpnął oddechu, zakładałem jakoś nieświadomie, że to będzie coś, nie wiem, zagrażającego mojemu życiu. Brzmi to absurdalnie, bo Haki właśnie proponował coś, czego bardzo potrzebowałem, ale do końca trzymałem się go wielkimi oczyma z lekko rozwartym pyskiem, co jak nic świadczyło na korzyść mojej inteligencji... Na gratulacje sobie nie miałem jednak czasu.
Haki był chyba jednak doświadczony w sprawach podobnych rozmów, w końcu musiał przyjąć do swojego stada już niejednego, więc prowadził moją niepewność jak matka mnie kiedyś prowadzała, to znaczy uważając na każdy mój krok za mnie. Speszyłem się, lecz ze szczerym uśmiechem zawstydzenia, kiedy zapytał, czy jestem z tych, co lubią rozmawiać na stojąco, bo to tylko potwierdzało jego doświadczenie, a mnie dodało pewności siebie. Mogłem odpowiedzieć cokolwiek. Zerknąłem na niego nieśmiało spode łba, fuknąłem cicho, krótko i powiedziałem w tonie takim, jak kiedy ma się do siebie dystans, na przykład do stanu swojego ciała, które nie do końca odpowiada stanowi umysłu:
- Z reguły jest mi wszystko jedno, ale teraz raczej usiądę.

Poszedłem za jego radą dalej. Zaproponował, żebym prowadził, więc szedłem przodem, ale też trochę obok, żebym nie musiał odwracać się za siebie cały czas. Przyszło mi na myśl, że pewnie będzie mnie pytać o Vincenta, więc postarałem się go ubiec i sam wyszedłem z inicjatywą, chociaż przedtem musiałem przełknąć gulę zdenerwowania, która mi zaległa w gardle, i pokonać brak śliny na języku.
- Z Vincentem to było tak... - Suchość podniebienia była pierońska, kompletnie się mnie moje ciało nie słuchało, chciało spieprzać od tej rozmowy na drugi koniec świata. - To było już dawno temu, jak byłem takim szczylem. - Zatrzymałem się na czas potrzebny do zrobienia jednego kroku, zawieszając w powietrzu łapę na niedużej wysokości. - Uciekłem z domu. W te góry. - Uniosłem brwi, zarzuciłem głową. - Chciałem pokazać takiej lwiczce z naszego stada jakieś fajne miejsce, tak żeby jej... zaimponować, jak to... jak to dzieciak. - Fuknąłem przez nos cicho, z rozbawienia, zagryzłem język między zębami, kiedy podniosłem wzrok na Hakiego, żeby wybadać jego reakcję. - Skończyło się tak, że zaatakował nas lampart, zostawił mi... pamiątkę. - Zarzuciłem głową i zerknąłem gdzieś za siebie, gdzie nie kręciłem ogonem zdenerwowanych spiralek. - Znalazła mnie lwica ze stada, zaniosła do Vincenta. Był jeszcze wtedy samotnikiem. Opatrzył mnie, odprowadził do domu. - Zwolniłem kroku, wkraczając na polankę przed wejściem do jaskini, w którą wlewało się mocne, przyjemnie gorące światło. Zatrzymałem się. - Mało mi rozumu przybyło od tamtego czasu, najwidoczniej. - Fuknąłem niby w pobłażaniu, ale tak naprawdę bardzo chciałem, żeby Haki jak najszybciej temu, co powiedziałem, zaprzeczył, albo żeby tego w ogóle nie usłyszał, bo cholera mnie brała na myśl o tym, że to mnie ruszało, że się z sobą samym zgadzałem. Mogłem się lekko uśmiechać bardzo miło, patrząc gdzieś wszędzie, tylko nie na cesarza, ale w sercu mnie ściskało. Żeby trochę to zmniejszyć, w końcu na niego popatrzyłem. Nawet pomogło, nawet.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Haki
Cesarz
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:485 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 84
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 9

#4
06-05-2018, 00:26
Prawa autorskie: Askari

Haki szybko doszedł do wniosku, że Gyda może być nieco zestresowany całą tą rozmową, przez co sam również poczuł się trochę nieswojo. Zdążył już przywyknąć, że jego obecność może wzbudzać w innych różne emocje, jednak chyba po raz pierwszy w życiu był w sytuacji, że to on kogoś stresuje. W sumie to troszkę rozumiał swojego rozmówcę, gdyż jeszcze nie tak dawno temu sam zachowywał się podobnie. Dopiero kiedy poznał Vari udało mu się trochę zmężnieć. W sumie Ua ciągle była samotna. A gdyby tak…nie, szukaniem potencjalnych kandydatów zajmiemy się później.
-Czyli można rzec, że Vincent jest takim Twoim duchem stróżem, co nie?- cesarz znów zdobył się na żartobliwy ton, licząc, że w ten sposób uda mu się nieco ośmielić Gydę. 
-W takim razie prowadź mój przyjacielu- odparł wesoło, gdy Gyda powiedział mu, że wolałby sobie usiąść. I całe szczęście. Haki  już się tego dnia nachodził i trochę się bał, że gdyby samiec zdecydował się stać, to jego łapy w końcu odmówiłby mu posłuszeństwa. Jak na razie szczęście mu sprzyjało. I pełen nadziei na możliwość rychłego odpoczynku, ruszył za Gydą.  
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza, którą cesarz zamierzał przerwać, by dopytać Gyde o jego znajomość z Vincentem, jednak rozmówca  zdążył go ubiec.
-Nie wiedziałem, że potrafisz czytać w myślach- rzucił wesoło, po czym wysłuchał opowieści Gydy, jednocześnie uważnie obserwując wszystkie jego ruchy.
Na pysku cesarza wymalował się szeroki uśmiech gdy brązowogrzywy opowiadał o swojej ucieczce z domu. Zielonooki z chęcią powspominał by sobie jeden ze swoich wypadów, jednak nigdy takiego nie przeżył. Zawsze był grzeczną kluchą podczas gdy reszta jego rodzeństwa rozrabiała w najlepsze i przeżywała najróżniejsze przygody. Cóż, przynajmniej Gyda miał udane dzieciństwo.
Zielonooki domyślał się, że brakujący kawałek ogona jest wspomniana pamiątką, jednak wiedział, ze w złym guście byłoby się o to pytać.
-Najważniejsze, że ostatecznie udało Ci się wyjść z tego cało- zarzucił chyba jednym z najbardziej oklepanych tekstów pod słońcem. W sumie to ostatnimi czasy dość często mu się to zdarzało.
-Nigdy nie jest za późno na naukę- rzekł wesoło, spoglądając w ślepia swojego rozmówcy- i nie oceniaj siebie aż tak surowo, na dobrą sprawę już drugi raz wymknąłeś się z objęć śmierci. Gdyby z Twoim rozumem było rzeczywiście tak źle jak sądzisz, to raczej nie byłoby Cię już wśród żywych- przemówił, po czym zerknął przed siebie.
-To już blisko, zaraz odbijemy w prawo i wejście będzie przed nami -poinformował Gydę, gdy zbliżali się już do wspomnianej wcześniej jaskini.
-A teraz rozsiądź się wygodnie i odpocznij trochę- rzekł gdy znajdowali się w środku- ostatnimi czasy trochę przeszedłeś i nie chciałbym, żebyś niepotrzebnie  się wysilał- dodał a w jego głosie dało się słyszeć pobrzmiewającą troskę.
-Zgaduję, że chciałbyś się czegoś dowiedzieć o miejscu w którym się znalazłeś, prawda?. W takim razie pytaj śmiało o co tylko zechcesz- rzekł, posyłając samcowi przyjacielski uśmiech, po czym sam usadowił się naprzeciwko niego.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#5
06-05-2018, 19:12

Doszedłem do jaskini za jego wskazówkami i tak jak polecił, rozsiadłem się wygodnie. Dobra, szlag by mnie, bo wygodne to nie było i stęknąłem jak kaleka, ale chyba dość cicho i za zaciśniętymi zębami, tak że nie sprawiłem wrażenia potrzebującego natychmiastowej pomocy, zrzygałbym się, jakbym taką od cesarza otrzymał. Że Vincent mnie składał - okej, jemu wolno, chociaż już zacząłem planowanie, jak tu się wyrwać na poszukiwanie ziół, które na mnie musiał zużyć. Niezrekompensowana pomoc jest jak niedojedzone mięso zostawione w pobliżu legowiska.
Spojrzałem na Hakiego, myśląc o tym, że za gościnę, której mi udzielili, nigdy się nie wypłacę.
Cholera by mnie. By ich. By pecha i tamtego bawoła.
Ale może miało z tego wyniknąć coś dobrego? Nie miałem pojęcia, ciążyły mi niedawne straty, rozstania, wiedziałem o tym i byłem w tym ciotą, ale tym bardziej jakoś to chciałem przejść, mieć to już za sobą. Przez pysk przelazł mi zawstydzony grymas, kiedy Haki polecił pytać. Tak, chciałem się dowiedzieć o miejscu, w którym się znalazłem, chciałem się dowiedzieć mnóstwa rzeczy, bo wszystko się bardziej skomplikowało, odkąd wyrosłem z gówniarza, który myślał, że nie grozi mu nic gorszego od guźca Mwuaji.
Siedziałem już, ale przeszedłem do leżenia, robiąc przednimi łapami drobne kroczki, aż w końcu dotknąłem piersią nagrzanej słońcem skały. Na tyle byłem ostrożny, że gdybym przez cały ten czas milczał, to Haki pewnie by w końcu nie wytrzymał i trzepnął mnie w łeb, więc zacząłem:
- Kiedy byłem tutaj ostatni raz, to były ziemie niczyje. Pochodzę z Lwiej Ziemi, ale odszedłem jeszcze zanim wyrosła mi grzywa. - Obnażyłem lewy kieł, krzywiąc się w grymasie niewygody. Westchnąłem, przechylając się nieco na bok, ale w końcu było mi już w sam raz i wielce mnie taki stan rzeczy uradował. Mogłem spojrzeć na cesarza swobodnie. - Od razu mnie znaleźli, twoi strażnicy, Vincent i Athastan - przyznałem. - Średnio wtedy kojarzyłem, ale jestem pewien, że nie włóczyłem się po lesie nie wiadomo jak długo. Ostatnią porę suchą spędziłem daleko stąd, mieliśmy małe stado z kumplami, ale jak jeden odpadł, to zaraz się wszystko posypało... Chciałem wrócić. Wypytać, co u rodziny. - Wypchnąłem policzek językiem, zapatrzyłem się gdzieś na mały kamyczek obok łapy. No jednak mnie brało, jednak to nie było tak, jak chciałem, już mi jednak brakowało bluzgów w swoją stronę i siły na wymyślanie nowych. Uśmiechnąłem się, wydychając bezsilnie haust powietrza, który zatrzymałem na dłużej w gardle. - Teraz nawet nie jestem pewien, czy nadal są na Lwiej Ziemi. - Szturchnąłem kamyczek brzegiem łapy, popatrzyłem z powrotem na Hakiego z nową werwą i uśmiechem, ale prędko dodałem, bo zdałem sobie sprawę, że część z tego, co powiedziałem, mogła zostać źle zrozumiana: - Nie planowałem z powrotem się do nich przyłączać, myślę, że to nie byłoby takie proste, a i cholera mnie tam zawsze brała, a teraz to w zasadzie zastanawiałem się czy... nie wiem, co wy teraz tutaj... - Nabrałem w pysk powietrza, ale po tym, jak powoli rozwarłem paszczę, to nic nie powiedziałem, tylko sapnąłem, zmarszczyłem się, a potem z beznadziejną miną i stulonymi uszami zapytałem: - Może po prostu posłucham, co tu się wydarzyło?


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości