Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Thanatos Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły (4 lata) Liczba postów:71 Dołączył:Lip 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 60 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
07-07-2017, 15:18
Prawa autorskie: Disney, PrinceVoldy
Thanatos spoglądając na zgromadzonych był zaskoczony reakcją trzeciej nowej osoby, która przybyła pewne za jego synem. Oczy zmrużył na sprzeciw lwiątka wtedy powiedział do niej:
- Dlaczego tak sądzisz młoda damo? - spytał się siedząc na zasadzie. Nie lubił sprzeciwów on nie był tu żeby słuchać coś takiego. Nie wiedział czemu tak zaczynał sądzić przecież nie płynie w nim zbytnio królewska krew z rodu Morgotha to był tylko przybrany dziadek, który zginął tragiczną śmiercią. Nie mowa teraz o dziadku byłym królu lwiej ziemi, a żeby uratować ich stado. Oczy skierował je nadal na Nzuri, która co raz piękniejsza się robi przy nim. Wcześniej usłyszał słowa nowego jednakże kiwnął na powitanie jego ale chyba nie był na tyle rozmowny, żeby chciał kontynuować dalszą konwersację po tym jak zniknął bardzo szybko co go zdziwiło ale cóż bywa. Lew musiał wyjść z tego względu, żeby w końcu załatwić pewne sprawy. z.t / przepraszam że odchodzę z tematu ale nie ma żadnych odpowiedzi/
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-07-2017, 17:12 przez Thanatos.)
|
|||
|
Karati Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Podrostek Liczba postów:102 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 25 Zręczność: 30 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 20 |
13-07-2017, 22:15
Prawa autorskie: Autor: Salvathi, tło Disney, kropki ja
Pod dźwiękiem głosu dorosłego samca Karati skuliła się. Gdy ten sobie poszedł, ona usiadła. Minę miała bardzo smutną, ale niezbyt było to widać, gdyż patrzyła na swoje łapy.
- Przepraszam... Proszę, wybacz mi... - powiedziała drżącym głosem (najprawdopodobniej w stronę Daviena, chociaż kto ją tam wie), po czym skoczyła w gęstwinę leśną. Z.t. |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
15-07-2017, 15:08
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Davien cały czas nie rozumiał Karati ale nic nie powiedział, bo nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. Widząc jak wszyscy odchodzą, nie miał zamiaru tutaj siedzieć sam. Napił się wody a następnie, ruszył za ojcem nie wiedząc gdzie.
//zt |
|||
|
Sadie Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 76 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 40 |
24-10-2017, 15:01
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray
Każdy kolejny krok przyprawiał ją o niesłychany ból rozprzestrzeniający się po jej ciele jak gdyby ktoś co chwila raził je prądem, rechocząc przy tym wesoło jakoby zabawa z tą wyzutą z sił samicą była cudną igraszką, spełnieniem czyjejś chorej fantazji. Umysł Sadie stał się jednym wielkim kłębowiskiem niechcianych refleksji związanych z minionymi dniami i wydarzeniami, które silnie odcisnęły się na jej grzbiecie. Beżowa odnosiła momentami wrażenie, że na jej barkach ciąży wyimaginowany ciężar zmartwień, które rozżarzonymi kamieniami dotykały jej duszy, by przypominać o sobie na każdym cholernym kroku, który stawiała. Czuła się... zagubiona w tym wszystkim. Miała w głowie jak potworny mętlik, którego nie umiała uprzątnąć i posegregować spraw do odpowiednich szufladek. Nagle ktoś zaczął te wszystkie szafki umysłu bezprawnie otwierać i wyciągać z nich wszystko, rozrzucając myśli naokoło, albo dla psikusa wsadzając je do innych szafek. Przystanęła na moment, kiedy uszu jej dobiegł charakterystyczny szum wodospadu. Zastrzygła czekoladowym uchem i rozejrzała się. Opuściła tereny Srebrnych już dobry czas temu. Ale chyba na razie nie chciała tam wracać. Myślała, że samotność podczas ostatniej tułaczki stała się jej największym wrogiem. Ale dopiero teraz zaczynała rozumieć jak niebywale cenna się stała dla niej. Ciche westchnienie wydobyło się z jej trzewi, gdy powiodła turkusowymi ślepiami po opustoszałej okolicy. Ciężka masa ruszyła z wolna w kierunku wodospadu, przy którym legła, składając pysk na swoich przednich łapach. Czy w ogóle odzyska zaufanie swoich dzieciaków i stada, które z tak lubą pogardą ostatnio na nią patrzyło? Przymknęła oczy, próbując zapomnieć, zasłuchana w kojący szum wodospadu.
Be still and know that I'm with you
Be still and know I am. |
|||
|
Saix Konto zawieszone Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 55 Zręczność: 77 Spostrzegawczość: 78 Doświadczenie: 55 |
24-10-2017, 16:05
Prawa autorskie: Dirke
Zdecydowanie wiele było ścieżek, którymi mógł kroczyć lew. Każdy z kolejnych dni mógł nieść ze sobą nowe, nieodkryte drogi... a jednak Saix po raz wtóry zdecydował wrócić się właśnie w te okolice. Nie potrafił - znów nie potrafił powiedzieć, co go tutaj przywiodło. Przecież to właśnie te ziemie były świadkiem największych tragedii w jego życiu. Zaledwie dzień czy dwa drogi stąd - zapewne wciąż gdzieś tam znajdowała się grota, której powietrze przesycone było smutkiem i bólem. Czarny lew przymknął oczy, zerkając przed siebie. Nosił w sercu niejeden ciężar. Być może łatwiej by mu było, gdyby został ze stadem, z którym przecież opuścił te ziemie. W to stado wliczały się przecież jego dzieci. Ale one go już nie potrzebowały. Przez cały ten czas spoglądał jak dorastały, jak się rozwijały... ale już dłużej nie mógł. Za bardzo przypominały mu utraconą partnerkę. Między innymi dlatego postanowił, że czas się rozstać. Tylko skoro to był jeden z powodów, czemu powrócił tutaj, gdzie to wszystko się wydarzyło?
Po prostu rzuca ci się na mózg, durniu. Westchnął ponownie. Znał te ziemie. Oczywiście że znał. I wiedział, że wiele ryzykuje, przechodząc właśnie tędy, ale cóż, właśnie tym szlakiem było mu najkrócej. Lwia Ziemia miała jednak swoich właścicieli, którzy na pewno będą jej bronić, jeśli wykryją jego obecność... Czarny szedł jednak przed siebie, węsząc i, ze dziwieniem odkrył, że jego nos podpowiadał mu, iż na tutejszych terenach zapach lwów jest wywietrzały. Dziwne. Zdecydowanie dziwne rzeczy musiały się dziać, gdy go nie było. Skierował się więc pewnym krokiem ku znajdującemu się nieopodal wodospadowi - długa wędrówka potrafi wzniecić ogromne pragnienie. O tym, że nie będzie tu sam, również doniósł mu jego nos, i to jeszcze zanim wyszedł z gęstwiny. Nie mógł się jednak teraz cofnąć, śmiało więc wkroczył na niewielką plażę, wzrokiem odnajdując leżącą nieopodal sylwetkę. Postanowił jednak zupełnie ją zignorować. |
|||
|
Sadie Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 76 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 40 |
25-10-2017, 09:38
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray
Sadie chyba też już się rzucało na mózg po tych wszystkich wydarzeniach minionych dni. Czuła jak powoli otacza się grubą niewidzialną skorupą, która zamyka ją przed światem. Chociaż prawdopodobnie sama beżowa chciała się przed tym światem jak najszczelniej zamknąć, wyizolować z tego padołu rozpaczy, jaki zastała po powrocie na lwie ziemie. Już nawet coraz częściej zaczynała zadawać sobie pytania po co tak właściwie wracała? Przynajmniej miała odwagę by wrócić. To było to jedynie pokrzepienie w całej frustracji i rozpaczy jakie ją tutaj spotkały. Miała odwagę by wrócić i zmierzyć się z tym, co wpędzało ją w takie poczucie winy. Zastrzygła uchem, kiedy cichy szelest gęstwin zaniepokoił swym obcym brzmieniem. Podniosła od razu łeb i zwróciła go w kierunku, z którego dobiegały szelesty jak również obca woń nieznanego osobnika. Spięła lekko mięśnie jakby była gotowa do ewentualnego ataku, ale zauważywszy, że samiec ignoruje jej obecność i wybiera nieco oddalone od niej miejsce, jej ciało nieco się uspokoiło. Uciekała od innych po to by zaznać trochę spokoju, jednak najwidoczniej spokój nie bardzo chciał się na to zgodzić. Najpewniej czuł się wykorzystany przez Sadie, że tak wiele od niego wymaga. Turkusowe ślepia przez chwilę wpatrywały się w sylwetkę czarnego samca. Zaczepić...?
Oby ci jakiejś krzywdy nie zrobił. Cholera wie, co tacy jak on potrafią... Co właściwie znaczyło to tacy jak on? Zwykły przedstawiciel jej gatunku. Tyle, że o smolisto-czarnym umaszczeniu. Ciche westchnienie wydobyło się z jej trzewi, gdy umoczyła w zamyśleniu łapę w chłodnej wodzie, a ogon strzelił lekko w podłoże. Podniosła się po chwili by usiąść. Owinęła ogon wokół tylnych łap i powiodła wzrokiem po okolicy, zmuszając w końcu te turkusowe ślepia, w których ktoś dawno temu zamknął głębię wszystkich oceanów, aby spoczęły na samcu na nowo. - Niech Księżyc oświetla twą drogę, nieznajomy... - wyrwało jej się spomiędzy warg, które przyozdobił lekki uśmiech, który zaraz potem zniknął niczym liść porwany przez powiew jesiennego wiatru. Nie wstydzić się tego, kim się jest. Chociaż czasem mogło to Księżycowych wiele kosztować. Wielu spoglądało na nich z wyraźną dezaprobatą i wręcz pogardą, gdy opowiadali o swojej wierze. Ale czy tak do końca ufała w słuszność Księżyca? W najcięższych chwilach życia nawet najwytrwalsi w wierze mają chwile zwątpienia.
Be still and know that I'm with you
Be still and know I am. |
|||
|
Gunter Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018 STATYSTYKI
Życie: 94
Siła: 76 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 30 |
30-08-2018, 14:28
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz
Od pewnego czasu zaczynały kiełkować mu w głowie podejrzenia, że być może idzie w złym kierunku. Owszem, po drodze widział w oddali kilka skał, ale żadna nie wydawała się być złota. W tej chwili kierował się cichym szumem, który niewątpliwie wskazywał na obecność wodospadu. To był dobry znak. Jak przez mgłę przypominał sobie, że słyszał coś o wodospadzie na terenie stada księżyca. Może to ten sam. W końcu ile wodospadów może zmieścić się w takiej małej krainie? Po długim przedzieraniu się przez gęsto rosnące drzewa jego oczom ukazała się nareszcie kaskada wody. Przystanął zdezorientowany i zaczął rozglądać się wokół. Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził. A może wyznawcy srebrzystego globu prowadzili nocny tryb życia, a za dnia kimali sobie smacznie pod jakimś krzakiem? W takim wypadku wolał zachowywać się cicho, by zbudzeni ze snu, rozzłoszczeni fanatycy nie złożyli go w ofierze swojemu bogu.
|
|||
|
Hirizi Samotnik Gatunek:Oryks szablorogi Płeć:Samica Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Zaklinacz Liczba postów:31 Dołączył:Lut 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 40 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 20 |
30-08-2018, 16:14
Prawa autorskie: ja
Po niedługim spacerze wzdłuż rzeki dotarła tutaj, do pięknego wodospadu. Hirizi wahała się bardzo przed pójściem dalej gdy zobaczyła samotnego lwa. Mógł być zwiadowcą i mieć za sobą całe stado, ale strony nie wyczuła tu nikogo innego poza nim. Z drugiej strony spadająca woda potrafiła skutecznie zagłuszyć dźwięki i zapachy.
Zdecydowała się podejść, zachowując jednak bezpieczny dystans. Mimo wszystko była dużą antylopą, zbyt dużą, by rzucić się na nią bezrefleksyjnie. A poza tym gdy się tak zastanawiała drapieżnik już pewnie dawno zdążył ją zauważyć. - Witaj lwie - Powiedziała niepewnie. Fire, water, earth and air, this ancient wisdom that we share
Look to the moon, seek the find, here is the power of woman kind Come walk the paths that the old ones walk, come dance the dances they taught us Come sing the songs that the old ones sang, for the magic now has caught us [REF] |
|||
|
Horus Płomień Gatunek:Orłosęp Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:79 Dołączył:Sie 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 50 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 60 Doświadczenie: 15 |
30-08-2018, 22:28
Prawa autorskie: DetectiveScheper
Przyczepiony do grzywy Guntera przejechał się na nim z kilka dobrych kilometrów, podziwiając piękno afrykańskich ziem. Kiedy razem z nim wkroczyli na teren wodospadu ptaszysko rozejrzało się uważnie - dostrzegając tym samym po chwili oryksa.
Wychylił się nieco zza łba znachora, ponieważ Hirizi z początku go chyba nie dostrzegła. -A witamy, witamy.- Odparł, unosząc jedno ze skrzydeł w geście powitania. Hier kommt die Sonne.
THEME | GASP | THE LAMMERGEIER
|
|||
|
Gunter Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018 STATYSTYKI
Życie: 94
Siła: 76 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 30 |
31-08-2018, 16:01
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz
A jednak teren nie był opustoszały. Nie przypominał sobie, by słyszał kiedyś o zwierzętach kopytnych modlących się do księżyca.
- Witaj… szanowna pani. – rzekł równie nieśmiało, nie potrafiąc sprecyzować do jakiego gatunku należy nieznajoma. – Czy to są ziemie stada księżyca? – zapytał, będąc niemal pewnym, że odpowiedź będzie negatywna. - Ostrożnie z tymi pazurami. – rzucił do Horusa, który poruszając się, wbił szpony mocniej w kark lwa. - Dobre wychowanie wymaga, bym skłonił się witając się z damą, ale jak sama pani widzi mam zbyt wiele na głowie. – rzucił żartem tak suchym, że w pobliskich zaroślach aż rozbrzmiały świerszcze, a między nimi przetoczył się suchy krzak. Patrząc w stronę rozmówczyni zauważył jednak coś ciekawego. Zapominając na chwilę o siedzącym mu na karku sępie zrobił zamyślony kilka kroków przed siebie, zatrzymując się przy iglastym drzewie o czerwonych owocach. - Cóż za piękny okaz! – okazał swój zachwyt nad tworem natury. Wyszukał wzrokiem lekko nadłamaną gałąź i stając na dwóch łapach oparł się na niej całym ciężarem. Konar oderwał się z trzaskiem, a znachor gwałtownie spadł na przednie łapy. – To drzewo zwane jest cisem. – objaśnił obecnym. – Śmiertelnie trujące diabelstwo. Dla mnie jednak może być użyteczne. – pozostawała jeszcze kwestia przetransportowania gałęzi do jaskini, tak by nie używać do tego pyska. Pewnie zajmie to sporo czasu, ale ta niezwykła roślina była warta odrobiny zachodu. +1x cis |
|||
|
Hirizi Samotnik Gatunek:Oryks szablorogi Płeć:Samica Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Zaklinacz Liczba postów:31 Dołączył:Lut 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 40 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 20 |
31-08-2018, 21:38
Prawa autorskie: ja
- Dzień dobry - Skłoniła się lekko sępowi, który wyłonił się zza grzywy lwa. Chłodna kalkulacja roślinożercy - jeden lew i jeden drapieżny ptak to chyba i tak za dużo żeby porywać się na sporej wielkości oryksa. Poza tym wydali się jej mili.
- Niedaleko na północ są tereny należące do jakiegoś stada, ale tutaj nie wyczułam nikogo - Odpowiedziała na pytanie kotowatego. Nie znała nazw i ilości stad tu przebywających, ale niedawno znalazła się na ziemiach mocno oznaczonych zapachami. Umilkła słuchając i obserwując lwa gdy ten nagle zaczął zbierać owoce z drzewa objaśniając jego właściwości. - Zna się pan na tym? - Wypaliła w końcu entuzjastycznie. W końcu! Co za niespodziewany zbieg okoliczności, wiec jednak podkowie wspierają ja w jej podróży. - Szukam kogoś, kto mógłby zaznajomić mnie ze sztukami medycznymi - Wyjaśniła. Gdy entuzjazm minął, zaczęła czuć sie trochę niezręcznie - Mogę zaoferować swoje umiejętności w kontaktach z duchami. - Dodała, nie chcąc wyjść na wyzyskiwacza. Fire, water, earth and air, this ancient wisdom that we share
Look to the moon, seek the find, here is the power of woman kind Come walk the paths that the old ones walk, come dance the dances they taught us Come sing the songs that the old ones sang, for the magic now has caught us [REF] |
|||
|
Horus Płomień Gatunek:Orłosęp Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:79 Dołączył:Sie 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 50 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 60 Doświadczenie: 15 |
01-09-2018, 21:38
Prawa autorskie: DetectiveScheper
Horus zaśmiał się cicho, gardłowo, co brzmiało trochę jak przerywany skrzek, na ten suchy żarcik Guntera.
Spojrzał na niego i zacisnął delikatnie jedne z szponów, ot tak, dla zabawy, ale nie na tyle, by zrobić znachorowi kuku. Chwilę później tego pożałował, ponieważ Gunter stanął na dwóch łapach - a Horus, o mało co nie wyrżnął się na ziemię. Na szczęście szybka reakcja w postaci rozchyleniu skrzydeł uratowała go przed twardy lądowaniem. -Uh! Mogłeś mnie chociaż ostrzec, Panie Gunter, że będziesz sięgał po... to coś. Ten, no, cis, tak? Dobrze mówię?- Przekręcił nieco łeb, spoglądając na drzewo, z którego przed chwilą znachor ściągnął małe czerwone owocki. Potem - wzleciał sobie na którąś z gałęzi cisu, przysiadając tuż nad swoimi swoimi rozmówcami. Potem spojrzał na Hirizi i zmrużył nieco ślepia. -Duchami?- Powtórzył za nią i odetchnął entuzjastycznie. -Ile ja dzisiaj ciekawych osobistości spotykam, no, no!- Popatrzył na Oryksa z ciekawością. -Przez to całe zamieszanie zapomniałem się przedstawić. Jestem Horus.- Przytaknął jej łbem, przykładając jedno ze skrzydeł do swojej piersi, w ten sposób uprzejmie się jej prezentując. Hier kommt die Sonne.
THEME | GASP | THE LAMMERGEIER
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-09-2018, 21:39 przez Horus.)
|
|||
|
Warsir Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Maluch Tytuł fabularny:Uczeń znachora Liczba postów:32 Dołączył:Wrz 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 23 Zręczność: 27 Spostrzegawczość: 25 Doświadczenie: 5 |
02-09-2018, 09:44
Prawa autorskie: Zuma
Gunter podejrzanie długo nie wracał. Nie żeby Warsir się o niego martwił czy coś, ale czarnogrzywy był aktualnie jedynym źródłem pożywienia malucha, więc lepiej było go mieć w miarę pod ręką. Dlatego postanowił poszukać mentora. Droga była długa i męcząca, lecz Warsir miał doskonałą motywację w postaci „zatrutej” łapy. Tak się składa, że podczas wędrówki wlazł w jakieś pokrzywy i, uczulony już na zwracanie uwagi na podejrzane zioła, stwierdził, że jak parzy to na pewno są niebezpieczne. Przekonany o swojej niedługiej i nieuchronnej śmierci podwoił tempo poszukiwań. Co prawda objawy zatrucia szybko przeminęły, a malec wcale na konającego nie wyglądał, ale nigdy nic nie wiadomo. Tak więc znalazł znachora szybciej, niż możnaby go o to podejrzewać. Akurat, by usłyszeć o cisie. Wychynął zza krzaków by ujrzeć, jak samiec zrywa gałąź. Po krótkim namyśle zdecydował, że ten jeden raz postawi swoje życie ponad obowiązkami dobrego ucznia. Wstrzymując oddech podszedł do mentora.
- Dzień dobry, panie Gunter... Em... Znalazłem jakieś parzące zioła. Są trujące? - powiedział szybko i zamilkł ze spuszczonymi uszami. Zastanawiał się, czy bardziej oberwie za swoją przygodę czy bezceremonialne wejście. |
|||
|
Gunter Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018 STATYSTYKI
Życie: 94
Siła: 76 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 30 |
03-09-2018, 00:34
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz
- Wybacz mi przyjacielu. Przez to znalezisko całkiem o tobie zapomniałem. – przeprosił wzbijającego się w powietrze sępa.
Przypuszczenia okazały się słuszne. Zabłądzili. Cóż, mogło być gorzej. Przynajmniej nie wylądowali w samym środku terenów stada rozwścieczonych likaonów. - Tak się składa, że jestem z wykształcenia i zamiłowania uzdrowicielem. – odrzekł, przyglądając się nieznajomej i oceniając możliwości zostania medykiem przez zwierzę kopytne. To mogłoby być ciekawe doświadczenie. Znachor zerknął na leżącą u jego stóp gałąź. Później na rogi Hirizi. A potem jeszcze raz na gałąź. Wtedy jego pysk przyozdobił szeroki uśmiech. Tak był zadowolony ze swojego pomysłu, że aż nie rzucił złośliwego komentarza o rozmowach z duchami, które uważał za wytwory wyobraźni przesadzających z lulkiem szamanów. – Wspaniale! Z największą chęcią zaznajomię panią z podstawami medycyny. Najpierw jednak, musiałbym zobaczyć jak radzi sobie pani z ziołami, które są niezbędne w zawodzie medyka. Jako roślinożerca posiada pani zapewne wiedzę o ziołach przydatnych do spożycia. Uzdrowiciel musi jednak czasem używać także roślin trujących i samemu szukać ich oraz zbierać. – przesunął się lekko w bok, umożliwiając kopytnej dostęp do cisu – Chciałbym zobaczyć, jak poradzi sobie pani z tym zadaniem. – posłał jej zachęcające spojrzenie. Wtedy zauważył pojawienie się ucznia. W tej samej chwili przypomniał sobie, że jakiś czas temu zostawił go samego w jaskini, mówiąc że wychodzi na chwilę po miętkę. Zaraz… kiedy to było? Za nic nie mógł sobie przypomnieć. - Mój drogi chłopcze, jak dobrze cię widzieć! – powitał radośnie Warsira i spojrzał na przyniesioną przez niego roślinę – Widzę, że ciągnie cię do trujących ziółek. W takim razie akurat zdążyłeś na lekcję. – wskazał łbem na drzewo i szamankę. – Spróbuj zerwać gałąź cisu. Nie wolno użyć ci do tego pyska, ponieważ jest silnie trujący. Przypilnuję, żebyś nie zrobił sobie krzywdy. A co do twoich ziół, niestety muszę cię zmartwić. Pokrzywa jest nieprzyjemna, ale zdecydowanie nietrująca. Wręcz przeciwnie, wyciąg działa znakomicie na futro. Nie stosowałem jej nigdy doustnie, ale być może pani… jako żywiąca się roślinami mogłaby nam coś opowiedzieć. – spojrzał znów na Hirizi, ciekaw jak potoczy się ta niecodzienna lekcja. |
|||
|
Warsir Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Maluch Tytuł fabularny:Uczeń znachora Liczba postów:32 Dołączył:Wrz 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 23 Zręczność: 27 Spostrzegawczość: 25 Doświadczenie: 5 |
04-09-2018, 16:02
Prawa autorskie: Zuma
Maluch odetchnął z ulgą. Czyli jednak jeszcze trochę pożyje. Zerknął na drzewo i skinął Gunterowi łbem. Nie powinno być z tym problemu. Wystarczy zastosować tą samą metodę, co przy akacji. Warsir szybko powędrował w kierunku drzewa, potem skoczył i już w następnej chwili wisiał gdzieś wysoko uczepiony pnia. Teraz wystarczyło tylko znaleźć młodą, cieńką jeszcze gałąź i nacisnąć na nią łapą, by się złamała. Potem można już zejść z drzewa i podziwiać swoje dzieło. Łatwizna.
- Po co nam cis? - zapytał z czysto naukowych pobudek. Jakoś nie przyszło mu do głowy, by kogoś nim truć. A tak swoją drogą to sam chyba nie wpadłby na to, że takie smakowicie wyglądające owocki mogą być niebezpieczne. Dobrze, że miał mentora, który mógł go takich rzeczy nauczyć. +1 cis
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04-09-2018, 16:03 przez Ua.)
|
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości