Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
20-05-2014, 22:04
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
- Młodsza chyba, ale nie wiem, ja nie wiem - wybuchnął śmiechem i przewalił wszystkie cztery łapy na jedną stronę.
Zwinął się w kłębek i zaczął chichrać pod nosem z tylko jemu znanych powodów. Gdy już uspokoił się na tyle, by móc poskładać głoski w słowa, wyciągnął schowany do tej pory między łapami nochal i odrzucił łeb do tyłu. Roziskrzone, do połowy zmrużone ślepka o wielkich źrenicach spoczęły na rdzawej mordce. - Prawie na mnie spadła, co ty gadasz, spadła na mnie prawie - wydukał, parsknął i gdyby nie pomysł, który wpadł mu do głowy, nie dałby rady powstrzymać się przed kolejnym napadem. - Kahawian... - zaczął więc z udawaną powagą, przewalając się na brzuch. Rozstawił szeroko łapy, ale nie wstał. Zaburczał, schylił łeb i chwilę kołysał nim niekontrolowanie, z półprzymkniętymi oczami, zapatrzony niewidzącym wzrokiem w kołyszący się niby tafla wody horyzont. - Ja nie wiem, co ci tam po głowie chodzi, ale ja wiem, co mi po głowie chodzi. I mówię ci, że nie mam nic przeciwko - pociągnął nosem, znieruchomiał na chwilę. Po cóż kończyć jakąkolwiek myśl, skoro można zacząć nową, dużo bardziej interesującą... - Pieprzyłbym ją co wieczór, naprawdę. Już dłużej nie wytrzymam, może ciebie posłucha? Pogadasz z Manią, co? Powiesz jej, że ją kocham? |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
20-05-2014, 22:24
Prawa autorskie: MadKakerlaken
On tymczasem z największym trudem starał się zmusić swoje cztery nierozgarnięte kończyny do jakiejś współpracy. Jeeednaaa...
Druuuugaaaa... A trzecia i czwarta miały w nosie i postanowiły sobie uciąć drzemkę. Także rozkraczony w siadzie Dwugrzywy z roziskrzonymi ślepiami rozglądał się dookoła. Zawsze mu się wydawało, że świat ma nieco mniej kolorów. Huh. No cóż. Całe życie w błędzie. Parsknął śmiechem. - To się dowiedz... Po co? A tego nie wiedział. Ot genialna myśl. Jego okolony grzywą łeb odwrócił się w stronę Deriego. Co on znowu... Cichy chichot wyrwał się z gardła rdzawego. - Ja z nikim rozmawiać nie będę... to twój problem... Jego mózgownica znalazła sobie ciekawszy obiekt, na którym się skupiła. Ogniste ślepia właśnie bacznie obserwowały, jak między rozczapierzonymi łapami kumpla wyrasta kwiatek. Ale jaki on ładny! Purpurowy ze złotym środkiem. - Ty, patrz jaki ładny... Musiał przecież go jakoś nakierować, pokazać! Z trudem odkleił łapę od ziemi i jej ciężar złożył na głowie Deriona. No musiał mu jakoś pokazać, no! Tyle że zachwiana równowaga robi swoje. Także po chwili dwaj amatorzy grzybków zaznali bliskiego kontaktu z ziemią. Deri z nosem wrytym z ziemię, gdzie miał się znajdować wyimaginowany kwiatek, a Kahu z łapą pogiętą gdzieś pod siebie. Hm. Kto by pomyślał, że jest aż tak elastyczny... Przyduszony nieco, zdołał tylko wybąkać: - Widzisz... go...? |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
20-05-2014, 22:56
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
- Gdzie? - wykrzyknął od razu, raptownie spoglądając pomiędzy swoje łapy.
Nie, nic ładnego tam nie widział, ale zanim zdążył chociażby się skrzywić, jego nos z impetem uderzył o ziemię. Aaaał...? Powoli rozwarł ślepia, spróbował wyciągnąć wbite w glebę kły, ale czyjś bardzo ciężki łeb znajdował się na jego łbie, skutecznie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wymagające więc nadludzkiej siły (w tym stanie) przekręcenie głowy nie obyło się bez stęknięcia, lecz w końcu umożliwiło Derionowi wybełkotanie kilku słów odpowiedzi: - Chyba go zjadłem, Kahawian, chyba go właśnie zjadłem... I śmiejąc się histerycznie, nie ruszając przedniej części tułowia, za to prostując tylne łapy i unosząc w ten sposób zad, kręcąc ogonem w próbie utrzymania równowagi, czarnogrzywy spróbował wstać. A skoro nie wyszło, a nogi splątały się w nierozwiązywalny węzeł, zaniechał kolejnej próby i pomiędzy kolejnymi parsknięciami, oznajmił: - Chyba mi nos przecieka, tak, przecieka. Podciągnął łapę pod nochal i pomacał go delikatnie. Zezując na zakrwawione futro pociągnął nosem dla upewnienia. - Krwią przecieka... Zjadłem go. Tego co tam zobaczyłeś. Nie chciałem, to ty mnie na niego nadziałeś! Mlasnął, delektując się posmakiem pozostawionym na podniebieniu przez pożartą przed chwilą halucynację. I ciamkał dalej, czekając, aż zalegające na nim cielsko pozwoli mu się ruszyć. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
20-05-2014, 23:27
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Z rdzawego pyska wydobyło się kilka bliżej niezidentyfikowanych słów. Może to i lepiej? W każdym razie, chwilę mu zajęło, nim rozpoznał co i jak, i starał się odciążyć przygniecionego Deriona. Jego wzrok przepłynął w miejsce, gdzie miał być kwiatek. Tyle że...
- Hehe, zeżarłeś go! Widząc czerwoną ciecz zarówno na ziemi jak i na pysku Deriona, przekrzywił nieco łeb. Ciekawe co się stało. - To co ty zrobiłeś że przecieka... zapchaj to jakoś i nie będzie przeciekał... Po długiej chwili starania, w końcu się udało. Zwalił się na bok i oddychał ciężko. Tyle go kosztowało to wysiłku! Wymruczał tylko cicho. -Smacznego. Jego ślepia stawały się coraz węższe. Teraz zbierało mu się powoli na sen... |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
20-05-2014, 23:54
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Stęknął i równocześnie ze wstającym Kahawianem, przekręcał się na plecy. Z każdą kończyną skierowaną w inną stronę i zgiętą pod innym kątem, próbował zorientować się, dlaczego jego własne członki go nie słuchają i próbują... tak próbują! coś na nim... wymusić. A cokolwiek to było, było bardzo frapujące i w przeciwieństwie do stającego się coraz bardziej sennym Dwugrzywego, ożywiało mózgowie Deriona, nakazywało rozwiązać problem. Więc z mordką wyrażającą głębokie zamyślenie, szafirowooki gapił się na tę nieubrudzoną krwią łapę, jakby zaraz miał wdać się w nią w zajmującą dysputę.
- Wiesz, co ja myślę? - zaczął, nie spuszczając rozgorączkowanego spojrzenia z łapy. - Że te cholerne nicponie wszystko już dawno temu uknuły. Wiesz, tak dawno, że my nawet nie wiemy kiedy, jak z tym drzewem, które ma mnóstwo sęków i te sęki są coraz mniejsze i mniejsze i to wszystko się zlewa na końcu, no że nie możesz się dowiedzieć. Ja nie wiem, co to jest. Wyrzuciwszy z siebie fragment zalegającego na dnie świadomości bezsensu, przerzucił wzrok na Kahawiana. Odrzucenie myśli o nicponiach nie było proste, toteż lew postanowił ulżyć sobie dopowiedzeniem jeszcze kilku zdań, z każdym kolejnym pogodniejąc: - Wiem, że mnie nie rozumiesz, ale one naprawdę tak myślą. Na zasadzie ja tu jestem, a ciebie nie ma, nie wiesz, kiedy się zaczyna. Nie chciałbym, żeby mnie spotkały, ale chyba wiem, co bym wtedy zrobił, chyba bym wyszedł na głupka. Widzisz to? Widzisz? Bierzesz dwie łupiny z kokosa i drążysz tak, jakbyś kopał norę, jak pieprzona mangusta. Później to samo drzewo, co przedtem, liczysz sęki, ale pod koniec przyjmujesz coś na wiarę, bo i tak nie będziesz pewien, no tak plus minus, no bo skąd masz wiedzieć, ile tego ma tam naprawdę być. Mieszasz. Dwa liście miłorzębu. Trzesz. Ale umyj łapy przedtem, to najważniejsze, kurde, pić mi się chce. Jęk, który rzekomo miał pomóc Derionowi przekręcić się na brzuch i wstać okazał się być zawodnym. Koniec końców lwisko wylądowało, tak, udało mu się, wylądowało na brzuchu, znowu na szeroko rozstawionych łapach i nawet uniosło łeb, zaczęło nim bujać nieco mocniej niż poprzednim razem i pędzić wzrokiem po umykających na kształt antylop fantasmagoriach. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
23-05-2014, 20:46
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Szczerze mówiąc, to Dwugrzywy nie miał siły odpowiadać Derionowi na jego wynurzenia. Po prostu już nie mógł. Jego boki unosiły się coraz wolnej, a jego umysł znalazł się w trybie czuwania. Słyszał co się dookoła dzieje. Ale nie miał zamiaru odpowiadać...
Z jego gardła co jakiś czas tylko wydobywały się pomruki, jak gdyby potwierdzał wszystko to co czarnogrzywy mówił. Raz tylko się poruszył. Gdy jakiś nieznośny robal zaczął mu buczeć nad uchem, jego ogon drgnął lekko. No Derionie... czas na zwierzenia! |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-05-2014, 21:38
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Przy akompaniamencie gardłowego burczenia, Derion dźwignął się na równe łapy, stając w rozkroku niby zaspokajająca pragnienie żyrafa. W próbie zlokalizowania rzeki zatoczył nietrzeźwym wzrokiem po ziemi wokół, finalnie mrużąc ślepia na widok falującej, zielonkawej, jaskrawej tafli czegoś, co mogło być wodą. Ruszył niepewnie, oblizując mordkę kilkakrotnie, dziwiąc się złożoności otaczającego go świata. I w kilku potknięciach znalazł się przy brzegu, schylił, wsadził przednie łapy pod wodę po łokcie, lecz uniknął kąpieli. Po drodze w dwóch koślawych próbach strząsnął z siebie nadmiar wody, a gdy nareszcie znalazł się z powrotem przy Kahawianie, zwalił się na jego bok i zsunął po nim, ostatecznie lądując za plecami Dwugrzywego, wsparty o nie prawym barkiem. Jęknął błogo i ułożył łeb na ziemi. Zza półprzymkniętych powiek łapał biegające po gałęziach nicponie i malujące je ostro różowawe światła niewiadomego pochodzenia.
- A gdyby tak, Kahawian, w ogóle to wszystko nie było ważne? - podjął przerwany monolog, wsłuchując się w rzężenie zasypiającego kumpla. I ponownie, zaczynając od stosunkowo spokojnego tonu, sukcesywnie ekscytował się własnymi słowami coraz bardziej, już po chwili nawijając bez opamiętania i z tylko w takim stanie możliwą pasją: - No bo popatrz. Gdyby przejmować się tym, że mangusta staje na dwóch tylnych łapach, to musielibyśmy podążyć za stadem i spróbować je złapać. Gazele, no wiesz. Wiesz, że mi chodzi o gazele, nie? Gdybym mówił o gnu, to w ogóle by nie miało sensu, słuchaj, ale to są gazele, mają takie czarne paski na bokach i kurewsko ostre rogi, raz mnie jeden trafił. Trafił mnie! - wytrzeszczył ślepia, lecz zaraz potem je zacisnął, zwinął się w kłębek i oddał w nieznające litości łapy napadu śmiechu. Nawet starając się zatrzymać za zębami coraz to silniejsze jego salwy, musiał być dla próbującego zasnąć Kahawiana piekielnym utrapieniem, przylegając przecież do jego pleców i fundując im przez cały ten czas niezamawiany masaż. A wtedy, właśnie wtedy, kiedy chichotał histerycznie i zdawałoby się, że bawił w najlepsze, przez jego myśli przebiegały najbardziej trwożne ze wszystkich trwożnych myśli, które ostatnimi czasy nawiedzały go coraz częściej. Może śmiech był lekarstwem, może miał działanie zbawcze i degradował problemy do rangi drobnostek. I ostatecznie wykpił je, wystawił na pośmiewisko. A Derion tylko przytaknął. - No powiedz, gdyby się tym przyjmować? - wykrztusił w końcu, ocierając mokre oczy łapą. - Musiałbym zniknąć, nie wiem, zdechnąć, żeby nie myśleć o tym, że powinienem jej powiedzieć. Bo jej nie powiem, to by było straszne, jakbyś kopał norę, wiesz, jak tamta mangusta. No ale to nawet mangusta by się wstydziła - parsknął, z powodzeniem zatrzymując śmiech za zębami. - Mangusta by się wstydziła pieprzyć własną córkę, na pewno by się wstydziła. A tym razem już nie mógł przestać, tym razem nawet przekręcił się na brzuch i wsadził łeb pod pierś, zakrył głowę łapami i kaszlał ze śmiechu. W przerwach między kolejnymi jego taktami próbował wziąć głęboki wdech, lecz za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem. Trudno powiedzieć, ile to wszystko trwało. W końcu jednak obolałe ze śmiechu lwisko padło ze zmęczenia i zasnęło błogim, grzybowym snem. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
23-05-2014, 21:58
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Czy to było w ogóle ważne... On chciał ciszy i spokoju... a tak musiał czuwać...
Rude uszy mimowolnie podążały za granatowookim. Co on znów wykombinował. Plusk. Woda. Wlazł do rzeki? Jeszcze się do niej wwali. I jednak się nie wwalił. Całe szczęście. Paplanie o gazelach i mangustach... po co to komu. Tylko jedna informacja przykuła uśpiony umysł. Że co on zrobił? Gdyby nie spał i gdyby nie połknęli tych grzybków, pewnie skończyłoby się na normalnej rozmowie. A tak... no cóż, chyba to nie była jedna z rzeczy, którą chciałby wiedzieć. Raczej nikt nie chciał mieć na ten temat jakiegokolwiek pojęcia. Zmusił się do cichego warknięcia, gdy Derion zafundował mu konkretną dawkę kuksańców. No co to kurde miało być... Udało mu się zasnąć nieco wcześniej niż kumplowi. Może wreszcie odpocznie... Sny miał dziwne. Sylwetki zniekształconych zwierząt w jaskrawych kolorach. Skąd to się brało? I o ile spało się nieźle... o tyle pobudka nie była przyjemna. Kahawian! Rdzawy wybudził się momentalnie. Jego źrenice nadal były rozszerzone- nadal nie wrócił do normalności. Jednak według jego mniemania, wszystko już było w porządku. Na miękkich łapach stał i szukał, skąd nadchodził tak dobrze znany mu głos. Machozi. Po chwili usłyszał ją ponownie. Była po drugiej stronie rzeki! Potrzebowała go! Coś się musiało stać! - Już biegnę Machozi! Zapomniał że nie jest sam. Zapomniał, że ona już nie żyje. Teraz musiał jej pomóc. Potykając się raz po raz biegiem ruszył w stronę wody. Musiał się tylko przez nią przeprawić... |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-05-2014, 22:32
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Rozkleił powieki. Czegoś obok nie było, bo było zimniej. Ale było przyjemnie. Sennie. Świat zszarzał. Stracił kolorową suknię, którą przywdział minionego dnia. Dryfował monochromatycznie, w błękitach. Miejsce nicponi zajęły trzy wikłacze przyglądające się Derionowi bacznie z wysokości opiewanej w fatamorganach gałęzi. Lew przekręcił się na plecy, westchnął, wyciągnął w górę łapy i ziewnął. Otworzył szerzej ślepia, uśmiechnął się do ptaków i przewalił z powrotem na bok, spodziewając się ujrzeć przed sobą grzbiet Kahawiana. Zamiast tego przed jego oczyma wymalował się spokojny, niezmącony niczyją obecnością pejzaż.
Niechętnie uniósł obolały łeb i całkiem trzeźwo rozejrzał się wokół. Bo w przeciwieństwie do Dwugrzywego, jemu pięć grzybków starczyło na chwilę. Przyzwyczajony organizm szybciej pozbywał się toksyn, sprawniej wracał do normy. I chociaż mocno przytępiony rozespaniem, to jednak zwalczając lekkie nudności i nieprzyjemny posmak w mordzie Derion był w stanie nie tylko rozumieć otaczającą go rzeczywistość, ale poruszać w niej całkiem sprawnie. Więc szybko zwrócił pysk w stronę okrzyku, który wprawnie i boleśnie rozerwał zapadłą w okolicy ciszę. Wytrzeszczył ślepia i już chciał otworzyć pysk, by odkrzyknąć coś w odpowiedzi, kiedy zorientował się w zaistniałej sytuacji. Połowicznie. Na tyle, na ile pozwalało mu ogólne otępienie i zdrętwienie łap. Podniósł się szybko, zatoczył nieplanowany łuk, ale w końcu wyprzedził co chwila potykającego się o własne łapy Kahawiana, zatrzymał przed nim w najbardziej niewprawnych półobrocie, jaki kiedykolwiek wykonał i lekko uniósł na tylnych łapach, przednimi przyjmując na siebie impet uderzenia. I na chociażby kilka sekund dezorientacji zatrzymał Dwugrzywego. Dotknął ogonem wody. Poczuł, jak ziemia pod jego stopami mięknie. Jeden krok w tył i wylądują po uszy w płynącej szybkim nurtem rzece. - Ej, ej, ej, Kahu, patrz na mnie, hej - starał się przykuć do siebie uwagę rdzawego. - Chodź, nie tędy, tutaj nie przejdziemy, patrz - z mocno zmarszczonym czołem starał się złapać rozedrgane spojrzenie, ciągle opierając się przednimi łapami o barki Kahawiana i w ten sposób utrzymując go przed sobą. Nie miał czasu na zastanawianie się. Nie teraz, kiedy to wielkie cielsko runie przed siebie i utopi ich obu. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
23-05-2014, 23:07
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Z mocno walącym sercem wypatrywał znanego, orzechowego ciała. Gdzie ona na grzywę pierwszego lwa jest? Przecież słyszał, musi być niedaleko!
- Taato! Z pyska Dwugrzywego uleciał jęk rozpaczy. Fedha. On też... jest z Machozi. Są w niebezpieczeństwie... Do momentu gdy przed ślepiami przemknęła mu jasna sylwetka. Ok, mieli pogadać. Ale czy nie ma odpowiedniejszych momentów? Roziskrzone gniewem ślepia legły na pysku Deriona. Jego głos znacznie się obniżył, bardziej przypominał złowróżbny warkot. Czego zielonooki chciał... - Wiem Shayan, że mieliśmy pogadać. Ale błagam, nie teraz. Z łaski swojej, zejdź mi z drogi. Machozi i mały są w niebezpieczeństwie. Nie miał zamiaru się z nim patyczkować. Nie czekając na cokolwiek, machnął łapą i zepchnął łapy Deriona ze swoich barków. Może Kahu był zamroczony. Ale to nie znaczy, że nie potrafił skorzystać z własnej siły. Całe szczęście dla granatowookiego, że zwaliło go na bok, a nie do tyłu. Dwugrzywy po chwili poszukiwań, znalazł odpowiednie miejsce. Kilka skał przecinających nurt rzeki. Do roboty. Wśród szumu rzeki wybijały się piski pazurów po skałach. Kilka razy mało co nie spadł, jednak jakimś cudem udało mi się przejść. A teraz biegiem. Pobiegł w stronę, z której nadbiegały odgłosy walki. |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-05-2014, 23:31
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
I zdziwił się. I bardzo nie w porę. Bo każda próba zrozumienia tego, co Kahawian mówił musiała zakończyć się sromotną porażką, tymczasem Derion dał mu się omotać i wsłuchiwał się w jego słowa z rosnącym wyrazem zdziwienia na mordzie. Aż nie wylądował na ziemi. Dopiero wówczas zrozumiał swój błąd. Ale było już za późno. Za późno o ilość susów wziętych przez Dwugrzywego...
Niepewnie, w pośpiechu wyciągając przed siebie roztrzęsione łapy, poszedł jego śladem. Zerkał to w dół, na kamienie, to przed siebie, w dramatycznej próbie nie stracenia z oczu uciekiniera. W końcu znalazł się na drugim brzegu, po drodze poślizgując się kilkakrotnie, lądując raz po raz nie w tym miejscu, w którym powinien, zbierając kilka porządniejszych zadrapań. Zlokalizował spowitą w ciemności gęstniejącego mroku sylwetkę i ruszył jej śladem w ostatniej chwili, zanim ta zniknęła za zaroślami. W krótkiej chwili, kiedy doganiał Kahawiana starał się opracować plan działania, lecz w momencie uświadomienia sobie, że wyciągnięcie Dwugrzywego z tego stanu nie jest w jego mocy, zwątpił w słuszność jakichkolwiek pomysłów. Nikt go z tego nie wyciągnie dopóki toksyny będą krążyły w jego żyłach, a i po tym, jak za kilka godzin ich stężenie będzie na tyle małe, by można było mówić o wytrzeźwieniu, należało liczyć się z efektami ubocznymi. A w przypadku Kahawiana, zważywszy na rodzaj złudzeń, zbierało się na mocną depresję... Dogonił go i zwalił z nóg, naskakując nań z prawej strony. - Shayan chce pogadać. TERAZ! - krzyknął do jego ucha i stęknął, próbując ułożyć się tak, by unieruchomić rdzawego, a przy okazji nie oberwać którąś z czterech wierzgających kończyn. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
23-05-2014, 23:49
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Wszystko szło zgodnie z planem, odgłosy walczących lwów stawały się wyraźniejsze z każdym krokiem. Jeszcze chwilę i będzie na miejscu...
Ale oczywiście nic nie może pójść po jego myśli. Zielonooki ściął go i przygniótł. Z jego gardła wydobył się przytłumiony wściekłością ryk, gdy ten desperacko starał się zrzucić z siebie starego kumpla. - Czy ty nie wiesz, gdzie jest granica twoich dziecinnych żartów?! Nie słyszysz debilu, że tam walczą?! Wstrząsnął łbem, gdy ten wrzasnął mu do ucha. No żesz... - Mówiłem ci, NIE TERAZ, WYPUUUŚĆ MNIEE! Wiercił się i wierzgał ile tylko sił w łapach ( a grzybki jednak spowodowały, że większość ciosów była niecelna, bądź zbyt słaba, by unieszkodliwić agresora.) Z jego piersi wydobyło się zrozpaczone wycie, które ciężko byłoby przypisać jakiemukolwiek żyjącemu zwierzęciu. Słyszał, że głos lwicy słabnie, musiał dostać się tam jak najszybciej dostać. W jego ślepiach błysnęły łzy. Przecież to zupełnie nie ten stary Kahawian. - Puść mnie Shayan, muszę do nich iść, puść mnie proszę! Oni ich tam zaraz zabiją... puść...pogadamy później, obiecuję...puść! Szarpnął jeszcze raz, słabo. Tylko ślepia wyrażały tą potężną prośbę. Puść. |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
24-05-2014, 00:06
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
W wirze szamotaniny Derion z powodzeniem realizował powzięty plan: nie dać, za nic, nie dać się wciągnąć w tę grę, nie wchodzić w narzucaną mu przez Kahawiana rolę i nie dziwić się jej. Mimo słabnących z każdym szarpnięciem sił byłby w stanie utrzymać Dwugrzywego pod sobą póki ten nie padłby z wycieńczenia. (Pewnie samemu padłby równocześnie z nim.) I nie słuchał. Nie słuchał wyzwisk i dramatycznego krzyku, który nastąpił zaraz po nim, robił wszystko, żeby nie dać się zrzucić... Dopóki jego uszu nie przestrzelił najbardziej dramatyczny jęk, jaki kiedykolwiek usłyszał. Znieruchomiał. Wytrzeszczył ślepia. Położył uszy po sobie. Z półotwartym pyskiem wytrzymywał słabnące ciosy, słuchał. Popatrzył w dół na wykrzywiony rozpaczą pysk opanowanego, mądrego, nie tracącego gruntu pod łapami Kahawiana. To nie był on. Nie ten, którego Derion znał.
- Dobrze, Kah, dobrze... Pójdziemy tam. Spokojnie - prosił, ostrożnie i bardzo powoli schodząc z Dwugrzywego. Przeskakiwał spojrzeniem z jednego w drugie rubinowe oko, starając się dojrzeć w nich cień tego lwa, którego spokój wespół z doświadczeniem jeszcze przed kilkoma godzinami przeprowadzał go przez emocjonalny mętlik. Ale go tam nie było. Puścił. |
|||
|
Kahawian Dwugrzywy | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 17 |
24-05-2014, 00:40
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Czemu on go ie słuchał?! Czy on był po JEGO stronie, że tak go powstrzymywał? Może tak jest? W jego umyśle trwała gonitwa myśli, które raz po raz przecinały się, tworząc jeden wielki zamęt. Ocknął się dopiero, gdy wyczuł zmianę. Wypuścił go. Przez chwilę jeszcze wzrokiem taksował brązowogrzywego samca, badając czy ten nie planuje jakiegoś innego zagrania. Szarpnął się z ziemi i rzucił się w stronę samotnie stojącego drzewa. Ale tam już była cisza.
Po kilkudziesięciu susach zaczął zwalniać, a jego wzrok wyrażał coraz większy strach i niepokój. Wszystko było powalane krwią... widać, że walczyła tu większa grupa lwów. Z drgającym sercem szukał jakiegokolwiek śladu ukochanej i synka. Jego kroki stały się powolne... widać było, jak potężne mięśnie drgają pod skórą. By gotowy na wszystko. Prawie. Wryło go w ziemię, gdy zza kępy wyższej trawy dostrzegł jasnobrązową łapę. Przełknął ślinę i podszedł. Jedyne co z siebie wydobył, to coś pomiędzy jękiem bólu, a gniewnym warknięciem. Leżała tu... martwa. Przyszedł za późno. -Za późno... Ogniste (teraz porządnie rozmyte) spojrzenie przesuwało się po ciele niebieskookiej, badając każdy centymetr jej ciała. I ciężko było znaleźć fragmenty, które nie były pokryte krwią. Kawałek za nią leżała inna lwica. Nie znał jej dobrze... wiedział jedynie, że była to jedna z tych, które niedawno dołączyły do stada i którą Machozi się opiekowała. Przymknął ślepia, starając się zatrzeć ten widok. Jednak nawet za osłoną powiek, miał ją przed oczami. Przysiadł na łapach... nie był już w stanie stać. Jego łeb zwieszony był nisko, niemal nosem dotykał policzka partnerki. Czuł jej zapach... Z otępienia wyrwało go jeszcze coś. - Gdzie jest mój syn... gdzie jest Fedha?! Jeżeli samic myślał, że nie może bardziej cierpieć, to się grubo mylił. Odszedł od orzechowego ciała krążąc i raz po raz nawołując malca. A Derion-Shayan... zupełnie jakby nie istniał. Nie było go tu. Jego wezwania pozostawały bez odezwu. I jego również dostrzegł. Leżał sam... okaleczony równie mocno jak matka. Jego rudawe futerko powodowało, że zdawał się być w całości skąpany we krwi. Spod nie do końca przymkniętych powiek błyskały martwe, niebieskie ślepka. Nie wydobył z siebie najmniejszego dźwięku. Po prostu padł na ziemię tak jak stał. Jego wzrok utkwiony był w jednym miejscu... pyszczku jego syna. Wyciągnął drżącą łapę i najdelikatniej jak tylko mógł przygarnął ciałko do siebie. Ślepia Dwugrzywego zacisnęły się, a on sam walczył z rykiem rodzącym mu się w piersi. Tylko jego drgające barki zdradzały znajdującemu się za nim "zielonookiemu" co właśnie się działo. |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
24-05-2014, 01:09
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Coś powstrzymywało go przed puszczeniem się za Kahawianem w paniczny pościg. W tym, co zobaczył było zbyt dużo przerażającej spójności i dokładności, a rozpoczęty spektakl od początku zmierzał do jakiegoś finału. A on na to pozwolił. Miał inne wyjście? Może to było najlepsze, co mógł zrobić? A może powinien powstrzymać Kahawiana? Zorientować się, że przewidywana puenta halucynacji będzie tragiczna?
Potruchtał za Dwugrzywym niepewnie, zwieszając nisko łeb. Wodził wzrokiem po teatralnej scenie, jaką stało się teraz otoczenie samotnego drzewa, zatrzymał się w odległości może trzydziestu metrów, nie mniej. Patrzył. Słuchał. Próbował z cieni rzucanych przez trawy ukształtować wszystkich biorących udział w dramacie aktorów, szukał odcisków ich łap i sylwetek w dalekim mroku. Na próżno. Kahawian stał na scenie sam. I nie padało na niego żadne światło i nie było widowni. Tylko jeden nieproszony podglądacz. Zrobił niepewny krok, wycofał się. Zrobił niepewny krok, wycofał się. Za trzecim razem ruszył. To powinien chyba zrobić. Przynajmniej otrząsnąć się, nie wchodzić na scenę, ale zdjąć z niej kogoś, kto nie powinien się tam znajdować. Zaczął od położenia na rdzawym barku swojej łapy. Schylił głowę. Było coraz łatwiej. Powoli opuszczały go emocje, już prawie odcinał się od tego, czego był świadkiem. - Chodź, Kahawian, nic tu po nas - rozkazał cicho, ale bez wahania. Jeszcze trochę i już pociągnie w swoją stronę jedynie naćpanego kumpla, a nie trupę towarzyszących mu halucynacji. - Chodź. Bardziej stanowcze. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości