Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Dart Gość |
28-10-2012, 20:12
Był trochę zagubiony, lekko nieszczęśliwy, ale w gruncie rzeczy zdrowy na ciele, umyśle i przede wszystkim był w domu. Może nie do końca dom to była okolica przez jaką się przedzierał - wpierw musiał znowu sforsować rzekę i przedrzeć się przez busz - ale była krainą w której się urodził. Odpowiedź na jakże proste pytanie, co on tutaj robi, nie jest łatwa. Koty mają to do siebie że chodzą własnymi drogami, nawet te duże.
We łbie wciąż miał mętlik. Był zły na siebie że przez własną rozpustę naraził się na dość nieprzyjemne wrażenia, że tak podle został uświadomiony co się kręci i przy okazji zraniony przez dziewkę którą miał zamiar po prostu wykorzystać, a która tak naprawdę była dla niego niczym rodzina, ba, nawet ta opętana wiedźma która już dawno powinna gryźć piach uprzedziła, żeby nie brał własnej siostrzenicy. Ale to już tak w telegraficznym skrócie. Bury murderca kręcił się w okolicy wulkanu aż wreszcie natrafił na zejście do wąwozu. Z racji tego że jeszcze nigdy tu nie był postanowił zbadać co też kryje się w tym odludnym miejscu i przy okazji uciec od koszmarnej rzeczywistości i dylematów moralnych. Dart, kutfa, przecież sam mówiłeś że nie masz sumienia. Czerwonogrzywy po kilku minutach wędrówki dołem kanionu stwierdził, że jednak zatrzyma się i usiądzie skupiając swoje myśli gdzieś hen daleko. Tak też uczynił, bo co miał do wyboru? Iść cały czas przed siebie na złamanie karku. Nie, on grzecznie podziękuje. Od tego szlajania się łapy zaczęły go boleć. Zapewne dopiero naprawdę zaczną gdy wróci na tereny Świtu. Ale na szczęście teraz ma czas dla siebie. Wskoczył na niższą półkę, z niej zaś na wyższą i tak jeszcze wyżej, aż znalazł się mniej więcej w jednej czwartej wysokości wąwozu skąd miał doskonały widok na kilkudziesięcio metrowy odcinek drogi między ścianami. Ułożył się wygodnie w blasku popołudniowego słońca. |
|||
|
Reese Gość |
28-10-2012, 20:29
Tak, każdy kolejny krok był niczym cios dla lwa. Każde, choćby muśnięcie powietrza kojarzyło mu się z cierpieniem. Znajome zapachy, przypominające mu dom. Dom, który już nie istniał. Masywne łapy wolno i majestatycznie szły po kamiennym podłożu. Giętkie ciało wyginało się co rusz. Szmaragdowe oczy, jakby na niczym nie skupione, patrzyły gdzieś w dal, marząc, by znowu ją ujrzeć. Czarne futro połyskiwało nieco w słońcu, mieniąc się różnymi odcieniami. Biała grzywa tylko dopełniała tego zjawiska; wydawała się falować przy najmniejszym ruchu, niczym wzburzone morze. Pysk pozostawał obojętny, melancholijny. Samiec kroczył tak, szukając możliwie cichego miejsca. Czuł, ze musi trochę pocierpieć w samotności, a nie dalej męczyć się ze swoimi problemami. Tyle czasu minęło, od tamtego dnia. Tyle czasu minęło, od jej śmierci. A on dalej o tym rozmyśla, na nowo rozdrapując stare blizny. Wtem do jego nozdrzy dotarł nowy zapach, jakby traw i specyficznych roślin. Przystanął na chwilę, i zamknął ślepia, próbując namierzyć od kogo, albo od czego on bije. Po chwili czuwania rozchylił powieki, już wiedząc, co było przyczyną skojarzenia. Przed sobą ujrzał młodego lwa, o czarnej jak dżet sierści i bordowej grzywie. Z oczu jego bił jednocześnie niepokój i wściekłość na samego siebie. Wydawał się nieposkromiony, a zarazem spokojny. Jedno było pewne, nie znał tego lwa. Mimo to odezwał się do nieznajomego kojącym uszy barytonem, jako ukazanie szacunku.
- Anudora. – rzekł głosem pełnym powagi i spokoju. Jedyne co, to zdradzały go ślepia; smutek, jaki musiał dzierżyć i ciężar, jaki nosił na swoich barkach… To było zbyt ciężkie, jak na jego jedynego. |
|||
|
Dart Gość |
28-10-2012, 20:43
Jakby na zaklęcie wszystkie te emocje ustąpiły miejsca temu, czego białogrzywy nie mógł się absolutnie spodziewać. Była to wściekłość, prawdziwa furia. Szmaragdowe ślipia natychmiast zlustrowały delikwenta posługującego się już zakazanym powitaniem. Jak na zaklęcie, tak, bo w istocie to było zaklęcie - przywołujące w umyśle Darta całą wojnę, nienawiść jaką darzył rodzinę Xana, jego zawszonych braci i siostry oraz ich parszywe szczenięta. Pysk lwa wykrzywił się w dziwnym grymasie. Na jego pysku natychmiast zaczął się malować obłęd wraz z niebywałym rozbawieniem. Śmiał się w pysk złośliwemu losowi. A trwało to tylko chwilę. Natychmiast zeskoczył z półki dwoma szybkimi susami i wylądował kilka metrów od szarego. Jego ciałem wstrząsnęły spazmatyczne drgawki. Po raz pierwszy w życiu doznał tak silnego wstrząsu wywołanego, po prostu, wkurwieniem.
- Słuchaj, psie. Pluję ci w twarz, jestem krwią z krwi największego bluźnierstwa jakiekolwiek zaszczyciło swym majestatem tą plugawą ziemię, jestem mordercą twoich braci i sióstr, największych zdrajców, zawszona ich mać! Jeżeli ci jeszcze życie miłe, wypłoszu, zabierz stąd swoją zacną dupę i idź siać płonący debilizm gdzie indziej! Warknął, krzyknął... W zasadzie wszystko jedno. Tak czy siak było go słychać w całym wąwozie, a echo jego ostatnich słów odbijało się jeszcze długo. Szkarłatnogrzywy przyjął już na wstępie postawę bojową wyciągając pazury i jeżąc grzbiet. Nie, nie, nie! Nie ma wybaczenia dla przeklętych, nie ma litości dla zdrajców. Dla rodziny która wepchnęła nóż między żebra, ani też dla niedobitków spiskujących za plecami eks Złej, obecnie Świtu. Cokolwiek może zagrozić naszej rodzinie powinno zostać zrównane z ziemią. Raz. Na. Zawsze. |
|||
|
Reese Gość |
29-10-2012, 18:07
Wybuch gniewu u purpuro grzywego lwa było czymś nowym dla Reese’a. W końcu dawno na tych terenach nie bywał i nawet nie wie jaka masakra rozegrała się tu jakiś czas temu. Patrzył więc ze stoickim spokojem na samca, po czym odezwał się swoim kojącym barytonem, mając na celu uspokojenie pobratymca.
- Przepraszam, jeżeli tym słowem cię uraziłem. – powiedział, podniósłszy wpierw łapę, by poklepać Darta po barku. Szmaragdowe ślepia niemal zionęły spokojem, Czarny miał tylko nadzieję, ze to jeszcze bardziej nie zirytuje nowo poznanego znajomego. – Na tych ziemiach byłem dobre parę lat temu, jeszcze za młodu. Stado Płonących nie było dla mnie rodziną, ani kimś bliższym. Najzwyczajniej w świecie pobyłem chwilę na ich terenach, podjadając resztki padliny, próbując przeżyć. A to, ze odezwałem się ich, najwyraźniej starym przywitaniem jest tylko i wyłącznie moim błędem. – powoli, nie spiesząc się tłumaczył wszystko druhowi. W końcu było to tylko nieporozumienie, ze strony nieznajomego, a jednocześnie wpadka lwa. - Nie wiedziałem, jak się przywitać, nie będąc branym za przybłędę. To dlatego użyłem słowa „Anudora”, jakie kiedyś podsłuchałem u Płonących. – uśmiechnął się lekko, a jego pysk rozświetliła radość, po zakończeniu konfliktu. Odetchnął tylko świeżym powietrzem, jednocześnie zapamiętując zapach samca. - Jeszcze raz bardzo cię przepraszam, o ile uraziłem cię, bądź Twoją dumę. – zakończył krótką i treściwą przemowę, wyjaśniając wszystko, co było do wyjaśnienia. To powinno mu starczyć.. |
|||
|
Dart Gość |
29-10-2012, 18:22
Lew wykonał zgrabny unik i w rezultacie uniknął kontaktu fizycznego z nieznajomym. Furia wygasła, jednakże pysk samca pozostał niewzruszony. Z pogardą obserwował białogrzywego. Dart nawet nie miał podstaw aby nie rzucić mu się do gardła, ale to chyba nie było w jego stylu. W tej całej walce zatracił już część siebie, nie miał zamiaru rezygnować z następnej.
- W jaki sposób może mnie urazić ktoś już na wpół martwy? - zaczął z kpiną w głosie - Twoi ''przyjaciele'' gryzą piach od kilku lat. Nie żyją. Wszyscy. Wojownicy, matki, dzieci, przywódcy. Wróciłeś żeby podzielić ich los czy twoja impertynencja bierze się sama z siebie, tak bez powodu? Zmrużył podstępnie szmaragdowe ślipia. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać kimże jest ten płonący pacan i z jakiej racji zawędrował do ich krainy. Bury nie lubił obcych, a już szczególnie nie trawił niedobitków, cuchnących uciekinierów i zdrajców. Machnął ogonem w powietrzu niczym batem. Powoli analizował całą sytuację. A co jeśli to sprawka płonącej wiedźmy? Najpierw zacznie mącić w głowach tym, którzy w jakikolwiek, nawet najmniejszy związani są z poległym stadem, a później przywiedzie swoich... wyznawców? wprost pod nos Świtu. Jeżeli my nie zareagujemy dostatecznie szybko okaże się że płonąca jednak jest w stanie powstać, i co wtedy? Dart już na wstępie obiecał lwom idącym za Montaną śmierć z łap jego braci i sióstr, ale czy nie zrobił tego zbyt pochopnie? Kto wie czy Kami albo Arto będą chcieli się angażować w wybijanie niepokornych dzieci. A jeśli nie, to czy on sam będzie w stanie zorganizować grupę zdolną wyeliminować wrogów którzy już teraz zaczynają panoszyć się po krainie czterech stad? Nadchodzi czas aby działać, Dart, nie spierdol tego. |
|||
|
Reese Gość |
29-10-2012, 18:32
- Proszę, zrozum, – rzekł cicho Białogrzywy w stronę Darta. – że nie mam z Płonącymi nic wspólnego. Oni nawet nie wiedzieli, że ktoś zajmuję się ich resztkami. Żadnemu z nich nigdy nie udało się mnie choćby przyuważyć. Byłem dla nich niczym nieistniejący duch. – zaśmiał się z samego siebie, wspominając dawne czasy. – Nie miałem jak uciec przed wojną, skoro ona rozegrała się prawie rok po moim odejściu. Po prostu nie miałem po co dłużej tam siedzieć, toteż chodziłem tu i tam. Nie jestem, jak to mnie określiłeś, Wypłoszem. Ani niedobitkiem. Ja jestem po prostu sobą. Słowa, choć zdawało się to absurdalne, wypowiedziane były z pewną mądrością w głosie. Reese nie bał się walczyć; zacznijmy od tego, ze stronił od przemocy, a tym bardziej walk. A to, co mówił z takim przekonaniem było całkowitą prawdą. Nigdy nie był u Płonących jako lwiątko, czy adept, nigdy nie miał z nimi nic wspólnego i nie miał najmniejszego pojęcia o bitwie. Może kiedyś nadrobi te zaległości? Ale to kiedy indziej. Teraz czekał na odpowiedź zielonookiego.
|
|||
|
Dart Gość |
29-10-2012, 20:03
Westchnął i pokręcił przecząco łbem. Oh, jaki ten świat jest g u p i.
- Myśl sobie co chcesz, mów sobie co chcesz, żyj jak chcesz, ale pamiętaj że nie masz życia na własność. - mruknął posępnie cały czas lustrując go spojrzeniem z każdą chwilą mniej złowrogim, poirytowanym. Doszedł już do momentu gdy stwierdził, że nie warto. Uśmiechnął się cynicznie jeszcze raz kręcąc burym łbem. - Nie zrobiłem ci nic złego, więc z tej racji wyświadcz mi tą przysługę i powiedz Montanie, o ile ta uraczy cię swoją obecnością, że z chęcią bym ją brał gdyby nie była taka... zimna i niestała. Zaśmiał się ochryple. Wiedział doskonale że ten go nie zrozumie albo zrozumie dopiero wtedy, gdy płonąca wiedźma się ukaże, ale bawił go jego drętwy humor. Jeszcze raz wyszczerzył kły w wyzywającym uśmieszku i ruszył przez wąwóz, byle dalej od wszelkich znaków istnienia płonących. To nie był czas na odpoczynek, ale musi wracać do swoich... Ale czy na pewno? W zasadzie nie znał nikogo jeszcze ze Świtu prócz czarnej lwicy, Padmy, szarego lwa o różnych tęczówkach, Kami i Orvy, a o tej ostatniej to wolał w ogóle nie myśleć. Wredna zdzira która zapewne pęta się po skale i płacze jaki to Dart jest wredny, zuy i w ogóle. [zt] |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości