Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Orvara Gość |
04-09-2013, 23:40
Orvara, bardzo z siebie - jak zawsze - zadowolona, nie miała oczywiście najmniejszego pojęcia, że właśnie przyszła do miejsca również zaatakowanego przez nieznaną chorobę. Było to co prawda kilka tygodni temu... ale kto to wie, jak długo wirus potrafi przetrzymać między zasiedleniem żywicieli?
- Jest tu kto? Zachrypnęła głośno, nie przejmując się kondycją swojego głosu. Odkąd doświadczyła złamania krtani lata temu, jeszcze w wieku nastoletnim, w zasadzie nigdy nie mówiła czysto i zawsze sprawiało jej to ból. Przywykła jednak - cóż miała zrobić. Węszyła w powietrzu, chcąc złapać woń członków stada lub świeżych trucheł. Są tu czy nie? Czy jednak tylko Ragnar i Kahawian postanowili umrzeć? |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
08-09-2013, 20:40
Fioletowooka lwica wybrała sobie wyjątkowo trafne miejsce pobytu. Jakiś czas temu odwiedziła chorych Świtezian, a teraz, na terenie swojego stada, wpadła na źródło wyniszczającej zarazy. Nie znalazła zwłok Ragnara i Kahawiana, lecz jej wzrok spoczął na wyschniętej kupce wymiocin. Dlaczego wcześniej nie wyczuła ich zapachu? Duszący katar skutecznie zablokował dojście smrodu do komórek zmysłowych w nozdrzach Orvary.
Nie wiedziała, czy to jej własny spożyty ostatnio posiłek podchodzi jej do gardła, czy też to zwykły napad duszności w obliczu tej sytuacji sprawił, że na moment miała zablokowane gardło. Drgawki przebiegły przez jej jasne ciało, zmuszając ją tym samym to oddania ziemi tego, co zalegało w jej ciele. Krwawa plama spoczywała na piasku przed Orvarą. |
|||
|
Orvara Gość |
09-09-2013, 02:11
Orvara splunęła do końca tym, co jej między zębami utknęło, i wyczyściła kły jęzorem. Popatrzyła z powątpiewaniem na plwocinę. To naprawdę moje? Chwilowo, wciąż na fali uniesienia po wyobrażonym sobie zwycięstwie nad Ragnarem, uznała, że powtarzają się problemy z krtanią. Po tamtym spotkaniu z upiorem, z którego oczywiście wyszła z podniesionym łbem, zdarzały się dużo częściej. Cieniste macki musiały uszkodzić jej gardło jeszcze bardziej, niż do tej pory.
Odchrząknąwszy, by flegma nie zalegała, lwica ruszyła przed siebie. W zasadzie nigdy nie poznała tego terenu - czas był na to, by obejrzeć te wszystkie słonie i poszukać śladów innych zwierząt. Po cholerę im to w terenach stadnych? Tylko miejsce zajmuje, a większy obszar do patrolowania jest. Przy takich siłach, jakimi dysponowali obecnie, cóż... |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
10-09-2013, 13:14
Orvara mogła iść jeszcze długo bez żadnych problemów, póki nie zaczęła odczuwać trudności z chodzeniem. Każdy jej mięsień drgał mimowolnie z powodu wysokiej gorączki, która zapanowała nad ciałem fioletowookiej lwicy. Jak to możliwe, że nie zauważyła tak mocnej zmiany swojej temperatury? Skupiała się zapewne na krwawych plwocinach, które niedawno uwolniła ze swojego gardła. Morderczyni szło się coraz ciężej; katar co chwilę znaczył jej drogę na ziemi, a załzawione, przekrwione oczy coraz trudniej wypatrywały przedmioty na horyzoncie.
//Mogłabyś w następnym poście wyprzedzić czas o parę dni? Wtedy będzie się dało to szybko załatwić. Dziwne by było, gdyby w ciągu paru chwil nagle stała się umierająca. |
|||
|
Orvara Gość |
11-09-2013, 20:08
Od tamtej pory minęły dwa, może trzy dni. Orvara zrozumiała, że zaraziła się czymś od Ragnara, na razie jednak choroba nie zaatakowała jej tak wściekle, jak tamtych samców - poświęciła więc ten czas na odpoczynek, głównie w postaci snu. Wciąż uważała, że nic jej nie będzie, jeśli tylko nie będzie forsować organizmu. Na noc kryła się do jednej ze słoniowych czaszek, tej mniejszej, by nieduża jama była w stanie ogrzać się od ciepła jej ciała; dzień spędzała na słońcu, jeśli wychodziło, lub drzemiąc pod osłoną kości, gdy padało.
Przez cały ten czas nic jednak nie zjadła. Co więcej, nie odczuwała głodu - i dopiero to ją zaniepokoiło. Owszem, bywały takie tygodnie, że nie jadła nic, ale wtedy żołądek miała wypełniony porządną zdobyczą i po prostu leniwie ją trawiła. A teraz? Nie pamiętała ostatniego posiłku... A mimo tego nie miała potrzeby polować. |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
20-09-2013, 15:29
Niepokój okazał się być właściwy w jej sytuacji - organizm Orvary słabnął z godziny na godzinę z powodu jej stanu zdrowia, a niedostarczenie mu substancji energetycznych tylko pogarszało sytuację. W ciągu ostatnich dni nastąpiło znaczne osłabienie; oczy były jeszcze bardziej przekrwione niż wcześniej, katar zablokował nos niemal całkowicie, a krwawe strupy w drogach oddechowych uprzykrzały lwicy oddech. Fioletowooka zbyt lekkomyślnie potraktowała swoją chorobę. Gdyby powędrowała do groty i przyłączyła się do leżących tam samców, może dałaby radę dotrwać do przybycia Morana, który ofiarował swoją pomoc. Chyba nie przewidywała rozegrania się scenariusza, który nie kończył się happy endem. Pewnego dnia po prostu ugięły się pod nią łapy. Nie miała siły, by się dźwignąć, a krwisto zabarwiona wydzielina z pyska i nozdrzy brudziły jej umęczone chorobą oblicze.
Wkrótce Orvara była wolna od bólu i zabójczej choroby. kuniec amen |
|||
|
Saber Gość |
17-11-2013, 20:59
Szła powoli, dręczona przeróżnymi myślami. Nie ruszyła do ciała brata, nie zasługiwała na to. Oprócz krwi, przecież nic ich nie łączyło. Nie łączyło ją nic z nikim. Była zwykłą, marną samotniczką, skrzywdzoną przez siebie samą. Popełniła w życiu wiele błędów. Była słaba i głupia...
Sunęła przez szary krajobraz cmentarzyska, wstrząsana od czasu do czasu nieznanym bólem, który stopniowo przybierał na częstotliwości. W końcu padła na ziemię pokrytą kostnym pyłek, zagryzając kły, próbując zrozumieć, co się z nią dzieje. Czy to bogowie postanowili zrobić jej łaskę i zabrać ją z tego świata? Może chwyciła ją przedziwna, nieznana jej choroba? A może...? Zadrżała, a jej źrenice rozszerzyły się. Była pewna, że jest bezpłodna. Była tego święcie przekonana. Jednak teraz do niej dotarło, że jednak była jak najbardziej płodna, jednak ciąża była... ułomna. Nie miała mleka, a jej brzuch niewiele się powiększył, niemal wcale. Przez kolejne chwilę męczyła z piekielnym bólem, by na końcu ujrzeć małe kocię. Było szare, w ciemniejsze pręgi, niczym jego ojciec. Poczuła ukłucie nienawiści. Powinna ją zabić. Położyła szczęki na jej małej główce, mogąc w każdej chwili ją zmiażdżyć. A jednak nie potrafiła... To była jej córka, jej malutkie dzieciątko. Jej rodzina. Odsunęła się i wzięła głęboki oddech. Mała płakała i piszczała, była głodna. Ruda przysunęła ją do swego brzucha, ale to było na nic. Nie posiadała mleka. Nie mogła wykarmić swojego kocięcia. Zamarła, a po jej policzkach popłynęły łzy, spadając na poszerzającą się kałużę krwi. Krew... Serce podeszło jej do gardła. Czy to... Czy to miał być jej koniec? -Boję... Boję się śmierci. - wyszlochała, przytulając do siebie córkę. |
|||
|
Deyne Nyota Łagodna | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 69 |
17-11-2013, 21:17
Dey właśnie wracała z polowania- w szczękach trzymała ciało młodej antylopy. Była z siebie zadowolona, ponieważ warunki były zupełnie nie sprzyjające tego typu akcjom. Teraz miała zamiar wracać do Jaskini Medyka, przecież obiecała, że zrobi to jak najszybciej...
Szczupła sylwetka jasnej lawirowała między kościami, szukając jak najwygodniejszej drogi do przeniesienia zwierzyny. Po chwili jednak zatrzymała się i ze zmarszczonym czołem postawiła uszy. Ktoś tu był. Złożyła truchło na ziemi i podążając za dźwiękami skierowała się do jego źródła. A gdy już to się udało, to wryło ją w ziemię. Z osłupieniem w ślepiach wpatrywała się w młodą lwicę oraz leżące przy niej kocię. Jakim cudem ona urodziła TUTAJ? Jej wzrok napotkał rozszerzającą się plamę krwi. Deyne jeszcze pamiętała swój poród... i była pewna, że aż tyle jej nie było. |
|||
|
Saber Łagodna | Gość |
17-11-2013, 21:24
Czuła że słabnie. Czuła jak opuszczają ją siły, jak powoli spada gdzieś w bezdenną otchłań śmierci, by dołączyć do swej rodziny na niebiańskich łąkach. Jak tam było? Czy to miejsce w ogóle istniało?
Jej świszczący oddech zatrzymał się, kiedy uszy wyłapały kroki. Podniosła głowę, wbijając spojrzenie niebieskich oczu w jasną lwicę. Pociągnęła nosem. Pachniała tamtym szarym lwem i... mlekiem. -Ja... - wydukała, siląc się, by podnieść się na łapy, chwycić miauczące kocię w pysk i chwiejnym krokiem podejść nieco bliżej Nyoty. -Błagam... Błagam, nie pozwól jej umrzeć. - wysapała, kładąc szarą kulkę przed łapami lwicy, samej spuszczając mętny wzrok. Krew... Wszędzie było jej pełno. Tylko nie w jej ciele. |
|||
|
Deyne Nyota Łagodna | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 69 |
17-11-2013, 21:34
W pierwszym odruchu chciała się cofnąć przed rudą. Jednak sparaliżowane ciało nie pozwoliła na to. Powoli przenosiła spojrzenie z matki na jej lwiątko. Widziała zamroczenie i znużenie w jej niebieskich oczach. Przez chwilę biła się z myślami, a jej serce waliło szaleńczym pędem. Dopiero potem się cicho odezwała.
- Widzę, że nie ma innego wyjścia... dobrze, zajmę się nią. Ale jest pewna kwestia, którą musisz rozstrzygnąć sama. Jej imię... |
|||
|
Saber Łagodna | Gość |
17-11-2013, 21:43
Wdzięczność jaką czuła w tej chwili była nie do opisania. Wdzięczność i radość. Jedyne pozytywne uczucia, które zrodził się w jej sercu od wielu, wielu miesięcy.
-Lathistle. - rzuciła, bez dłuższego namysłu, opadając do siadu, ze zwieszoną głową. Tutaj miała wydać ostatnie tchnienie. Tutaj miał dołączyć do krainy umarłych. Zaś jej córka... Lathistle miała żyć jako jedna ze świtu. -Zabierz też to... - dodała, ściągając łapą woreczek z opalami. Jej już nie będą potrzebne. |
|||
|
Deyne Nyota Łagodna | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 69 |
17-11-2013, 21:53
Skinęła krótko łbem, przyglądając się, jak się okazało, małej lwiczce. Gdzieś w głębi jej umysłu krążyło pytanie dotyczące reakcji innych, po jej powrocie. Teraz jednak nie było czasu na zastanawianie się.
- A więc zajmę się... Lathistle. Wypowiedziała to zdanie zarówno dla upewnienie siebie, jak i lwicy. A dwa, musiała zapamiętać imię samiczki. Nie wiedziała zupełnie na co jej ten woreczek. Ale skoro o to ją prosi... - Dziękujemy. Widząc coraz większe osłabienie rudej, schyliła się, wzięła szarą i woreczek i położyła je uważnie na grzbiecie tak, że mogły być tam w miarę bezpieczne. W końcu, udawało jej się to z Frigg, to czemu i nie z tą małą? Zanim odeszła, rzuciła niebieskookiej krótki, ciepły uśmiech. Nie musi się o nic bać. Po drodze chwyciła jeszcze kopytną. Trudne to będzie... ale nie niemożliwe do wykonania. z.t |
|||
|
Akira Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samiec Wiek:Podrostek. Liczba postów:207 Dołączył:Lip 2013 STATYSTYKI
Życie: 50
Siła: 30 Zręczność: 35 Spostrzegawczość: 25 Doświadczenie: 14 |
08-02-2014, 14:11
Tytuł pozafabularny: MISTRZ MELODYJ
Zaraz po przypadkowym spotkaniu z Feliją malec miał udać się do Eliany. Pomimo faktu, że rozmowa wyglądała dobrze, młodzieniec dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo go to wszystko poruszyło. Coraz bardziej męczył go marsz, a łeb powoli opadał na dół. Młodzieniec tracił czujność, siłę, wolę do czegokolwiek. Nawet sam nie wiedział z jakiego powodu. Wydawało mu się, że dobrze przyjął odejście Mai, że pogodził się z bólem związanym ze wspomnieniami, o których zawsze przypominały mu blizny na brzuchu. Ze stratą całej rodziny, z wiadomością, że i jego matka opuściła go z własnej woli. Przecież powiedziała, że bardzo żałuje.
Ale jak dalej wierzyć komukolwiek na słowa? Potrzebował teraz samotności. Dotarł z Lwiej Ziemi aż na Cmentarzysko, tracąc poczucie czasu i nawet nie wiedząc, jak długo czasu spędził na marszu. W pewnym momencie po prostu upadł, tracąc przytomność. |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
08-02-2014, 15:01
Gdy umysł młodego zaczął powracać do stanu jako tako trzeźwego, mógł stwierdzić iż ciemność, która ogarnęła jego jaźń nie przyniosła kojącego oczyszczenia. Nieprzyjemny ucisk skroni przez nadmiar ogółu nie chciał odstąpić, niczym pasożyt, zamiast krwi, wsiąkając weń dobre samopoczucie i energię. Kolejne co mogło zdziwić musztardowego to fakt iż jego głowa spoczywała na czymś miękkim, futrzastym, rytmicznie, niespiesznie, na przemian się unoszącym i opadającym.
Brązowa głowa z ozdobą w postaci pięknej grzywy zwróciła się ku niebieskookiemu, mierząc owego błyskiem swych zielonych ślepi. Uśmiechnął się krzywo, unosząc jedną brew. -Tak trupem leżeć na cmentarzu, czy to roztropne? Hah, choć na pewno na miejscu-odezwał się, w lekko złośliwym tonie, głos... głos poniekąd znajomy. Czyż to nie ten, który nawiedził książulka i jego lwioziemską przyjaciółkę podczas spaceru po dnie kanionu? Sępy krążyły nad ich głowami, lecz ciemniejszy z ich dwójki zdawał się nimi nie przejmować, a nawet z radością przyjmował ich obecność, jak i za poprzednim razem-łatwo cię było wziąć za darmowy obiad-wyszczerzył się wrednie, po czym pacnął go końcówką ogona. Chyba miał zatkany nos, co dało się usłyszeć gdy mówił. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości