Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
24-10-2016, 16:39
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Nie spodziewałem się tego. Wcale, a wcale. Bo skąd miałem wiedzieć, że gdzieś pośród tych gorących terenów leży las przykryty białym puchem? Teraz już wiedziałem. Ale mimo iż zobaczyłem to na własne oczy, wciąż niedowierzałem. Znałem śnieg, ten zimny biały puch. Był ulotny, nietrwały. Kiedy przychodziło ciepło, zmieniał się w wodę i tyle go widziałeś. Nie lubiłem śniegu. Zimny, nieprzyjazny i utrudnia lot. Potrafiłem jednak dostrzec jego piękno, gdy promienie słońca odbijały się od powierzchni białego puchu, rozszczepiając się w wielobarwne wiązki. Las, śnieżny las był piękny, przynajmniej dla mnie. Przerwałem swój lot i ostrożnie przysiadłem na jednej z gałęzi licznych drzew. Westchnąłem głęboko, kiedy wiatr strącił nieco śniegu z wyższego konara prosto na mnie. Natychmiast zabrałem się do czyszczenia swoich czarnych piór. Nie czułem się zagrożony, mimo że usadowiłem się niezwykle nisko. Okolica była cicha, martwa. Na obecną chwilę jestem sam.
|
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
24-10-2016, 17:45
W ciszy okolicy było więcej śmierci, niż Kuro mógłby przypuszczać. Tę ciemną stronę Śnieżnego Lasu, tę pleśń mechacącą jej duszę, znać mógł jednak tylko ten, kto poczuł w swoim sercu jej chłód, kto poczuł go w najczarniejszej godzinie swojego życia. Ale być może leśnym zwyczajem wcale nie było zdawać się zbłąkanym wędrowcom najbardziej upiornym miejscem na Ziemi, a tylko nieśmiało wbijające szerokie łapy w złogi śniegu, płowe lwiątko znało las od tej najbardziej paskudnej strony. Nawet ono samo zaczęło poddawać tę myśl pod wątpliwość. Nawet ono, które kilka miesięcy wcześniej zabarwiło biel śnieżnej ściółki wstęgami swojej krwi, zaczęło zastanawiać się, czy jego obawy przed pójściem za zapachem chłodnego powietrza, były tak do końca słuszne.
Teraz Śnieżny Las bardziej był podobny do złotych połaci leśnych, obrastających wschodnie krańce Lwiej Ziemi, niż do miejsca z wielokrotnie powracającego nocą koszmaru. Różnił go od tamtego tylko kolor, ale nie przyjazny duch, który sycił jego wietrzny oddech i wyziew ściółki spod śnieżnej skorupy. I mimo ciszy niosącej się echem pomiędzy pniami drzew, dźwięki, które docierały do pary postawionych na sztorc, brązowych uszu - a to postukiwanie czyjegoś dzioba o korę, a to trzeszczenie drewna lub skrzypienie śniegu - były wyraźne i jasne, jasne jak powietrze, połączone z nimi synestezyjną więzią. Śnieżny Las nie rozróżniał dźwięków od zapachów i obrazów. Śnieżny Las był wrażeniem, tym razem niezwykle pięknym. Zauroczony nim płowy lewek szedł przed siebie z zajęczą energią; cyzelowanym krokiem. Głowę trzymał przy tym wysoko, ale i energicznie co jakiś czas rezygnował z obserwacji okolicy na rzecz zerknięcia pod nogi i sprawdzenia, czy śnieg pod jego opuszkami nadal jest biały i tak samo jak do tej pory uprzejmy, to znaczy, czy przypadkiem mu się nie przydarzyło stracić w jego zimnej paszczy łap. Jego nerwowość dyktował odruch, nie było w niej paniki, ale instynkt, który lewek w sobie podniecał w trakcie całej długiej drogi z Lwiej Ziemi na północ. Tym razem zamierzał i w istocie był ostrożny. Niósł go sprężysty krok kogoś, kto gotów jest odwrócić się w każdej chwili za siebie, by nie uderzyć na oślep, ale wycofać się z walki, mając przeciwnika na celowniku ostrego jak brzytwa spojrzenia. Szczęśliwy los chciał, by rocznego włóczęgi jeszcze podobna sytuacja nie spotkała, by jego porośnięta puchem pączkującej grzywy szyja nie zniknęła jeszcze ani razu w uniesionych wysoko, najeżonych barkach, a uszy nie przylgnęły do czaszki w wyrazie najdzikszego z popłochów. Ten nieco słabszy, popłoch drapieżcy, nie omieszkał jednak pochwycić młodego serca i przyprawić je o szybsze bicie. Zając. Biały jak śnieg - zając. Nieświadomy zagrożenia kicak poruszał nerwowo noskiem zdecydowanie za daleko, by puścić się za nim w pogoń. Nic nie stało jednak na przeszkodzie - poza śnieżną skorupą, gotową zapadać się z chrzęstem pod zbyt ciężkim krokiem - by spróbować tę odległość zmniejszyć. Płowy lewek przywarł bliżej ziemi. Wyciągnął pierwszą łapę ze śniegu i spróbował postawić ją na jego powierzchni tak, by nie zapadła się pod zlodowaciałą czapę. Za nią kolejną, a później trzecią i czwartą, aż upodobnił się do rozpłaszczonej żaby, którą ktoś wyciągnął z wody i postawił na suchym lądzie. Przeszedł w tej pozycji kilka ostrożnych kroków, zbliżył się nieznacznie do zająca, a kiedy ten zorientował się, że jest przedmiotem czyichś wygłodniałych marzeń i zerwał się do panicznego biegu, puścił się za nim w dziką, od pierwszego susa skazaną na niepowodzenie pogoń. Chociaż impet pierwszych kilku odbić i wznieconą przy ich okazji burzę śnieżną poboczny obserwator mógł uznać za imponujące, lewek szybko zrezygnował i ostatnie metry pokonał bez energii, ot wytracił po prostu prędkość. Kiedy się zatrzymał, po zającu nie było na horyzoncie śladu. Zasłoniły go drzewa, albo wchłonęła go cisza, której nawet wgryzając się całym ciałem w śnieg, lewek nie zdołał zagłuszyć.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
24-10-2016, 19:32
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Nagły hałas przerwał niezmąconą do tej pory ciszę. Oderwałem się od bezsilnej próby doczyszczenia moich piór z śnieżnych drobin. Kiedy znów wziosę się wysoko i tak stopnieją, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Skupiłem się na tym czymś co zakłóciło spokój białego boru. Coś, a raczej ktoś znajdował się niedaleko. Pod moim obecnym drzewem przebiegł biały zając. Długie uszy przytulone do grzbietu, przez nieustanny pęd. Biedne stworzenie. Uciekało przed czymś z trwogą i łopoczącym serduszkiem, podbijając do góry śnieg, wystrzeliwujący spod jego skocznych łap. Obserwowałem białego uszatka, dopóki nie zniknął w swojej norce u podnóża jednego z wielkich drzew. Zaintrygowany skierowałem wzrok w stronę, z której nadbiegł zajęczak. Cóż tam było? Kto go przestraszył? Dwa razy nie musiałem się namyślać. Wystarczył jeden łopot skrzydeł, a już szybowałem wśród ośnieżonych gałęzi. Pragnąłem zbadać, poznać to co nieznane. Nieznanym zaś okazało się lwiątko. Płowe, piwnookie młode ogromnego kota. Co robił młodzik w takim miejscu sam, bez matki czy ojca? Pomachałem energicznie skrzydłami i przysiadłem na skałce, której to czubek wystawał ponad śniegową pokrywę.
- Witaj. Co robisz sam w takim lesie młodzieńcze? Czyż nie powinieneś być teraz z rodziną? Zapytałem, głównie z czystej uprzejmości. Kto wie może ów młody samiec zgubił swoją drogę powrotną do domu i teraz błąkał się bez celu? |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
24-10-2016, 20:56
Czarny, połyskujący na niebiesko kształt wyglądał jak cień czegoś, co dopiero miało się zjawić, a to, czego zwiastunem miał być, wzbudziło w młodym lwie wielki niepokój i momentalnie przygniotło go samą myślą o sobie do ziemi. Kruk. Wobec jego widma sam Kuro zszedł na drugi plan, pozostał figlarnym cieniem swojego ciemnego pana, którego niespodziewanego pojawienia się nad sobą przypłaszczony do ziemi lew spodziewał się, łyskając wielkimi oczyma w górę i łapiąc przez otwarty pyszczek zimny haust zebranego znad śniegu powietrza, w najwyższym stopniu. Dopiero fakt, że dziwogon wylądował, że usiadł na skałce, a nie rozlał się na niej niebieskim atramentem cienia, jak zrobiłby to kruczy kształt, gdyby ptak atakował z powietrza, nakazał mu poddać swoją ocenę sytuacji ponownym oględzinom. Na namysł wystarczył ułamek sekundy, jedno trzeźwe spojrzenie. Ptak jak się patrzy. Z krwi i kości. W dodatku uprzejmy.
Lewek spuścił spojrzenie ze szpiczastego czubka skałki i wlepiwszy je w śnieg u jej podnóża, powoli wyprostował wszystkie cztery łapy, wstając. Będąc już niemal całkowicie wyprostowanym, lekko tylko przykurczonym przez zawstydzenie własną reakcją, pociągnął nosem, który przetarł bokiem wyrwanej spod śnieżnego puchu łapy. Bardzo szybko. Odruchowo. Bo było mu za siebie głupio. I nie odsuwając jej jeszcze przez chwilę sprzed warg, odparł markotnie: - Głównie błądzę, chociaż mógłbym powiedzieć, że szukam przyjaciółki. - Postawił łapę na ziemi. Wspinając się wzrokiem po skałce, ciągnął: - Ale jeśli mnie posłuchała, a chyba przekonałem ją, kiedy się rozstawaliśmy, że ten las jest niebezpieczny, to nigdy jej tutaj nie było. - Popatrzył na siedzącego w prążku światła ptaka i uśmiechnął się przepraszająco. - Więc błądzę.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
24-10-2016, 22:26
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Chyba przeztraszyłem tego uroczego młodzieniaszka. Nie było to moim zamiarem, nie wyśmiałem też, ani w żaden sposób nie skomentowałem jego zachowania. Postanowiłem udwać wręcz, że nic się nie stało i ot lwiątko przywitało mnie całkiem miło. Uśmiechnąłem się przyjaźnie i wyuczonym gestem, z jednym skrzydłem przy piersi, ukłoniłem się podrostkowi.
- Miło cię poznać i błądzący chłopcze. Ja jestem Kuro. W zamyśleniu potarłem spód swojego dzioba, gdyż brak u mnie podbródka. Młodzik szuka przyjaciółki w tym, jak to ujął, niebezpiecznym miejscu. Rozejrzałem się w poszukiwaniu obecnie nieistniejących zagrożeń. Mnie to miejsce nie wydawało się groźne. Puste, ciche i nieco upiorne? Owszem. Ale napewno nie nazwałbym go niebezpiecznym. Cóż piwnooki malec miał zapewne swoje powody by bać się lasu. Może matka postraszyła go opowieściami o strasznych potworach, siedzących pod śniegiem. Uśmiechnąłem się ciepło do malca z bezradnym wyrazem dzioba. Chociaż chciałbym mu pomóc nie wiedziałem jak. Nie widziałem w okolicy żadnego innego lwiątka, przyjaciółki tego tu obecnego nie było więc w pobliżu. - Muszę cię zasmucić. Jestem w tym zimnym miejscu już nieco czasu, a ty jesteś pierwszym lwem, którego spotykam. Może twoja... Mhm... Przyjaciółka nie lubi zimna? Przy ostatnim zdaniu spojrzałem się na niego wymownie. Naprawdę ryzykowałby zgubienie, tylko po to żeby zobaczyć się z przyjaciółką? Dlaczego nie mógł poprosić matki lub ojca o towarzystwo? - Jeśli chcesz mogę wzlecieć ponad drzewa i powiedzieć ci gdzie jest wyjście z lasu. Musisz mi tylko powiedzieć dokąd zmierzasz. No chyba, że chcesz dalej bładzić? |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
24-10-2016, 23:06
Nienaganne maniery ptaka zauważalnie rozluźniły podenerwowanego niespodziewanym spotkaniem młodego lwa. Widok łyskających w żywej, przyjaznej gestykulacji piórek spowodował nawet wstąpienie na nakrapiany młodzieńczymi cętkami pyszczek nieśmiałego uśmiechu - preludium do kurtuazyjnego uchylenia głowy, którym odpowiedział lewek na przedstawienie się Kuro od razu, kiedy miał ku temu okazję.
- Mam na imię Gyda - powiedział zabarwionym przez pogodę ducha tonem. Otworzył oczy i podniósł głowę do poprzedniej pozycji, przestąpił nawet z łapy na łapę, chcąc od razu coś dodać, widok zamyślonego Kuro skutecznie go jednak od tego zamiaru odwiódł. Książę postanowił poczekać, aż czarnopióry dojdzie ze swoim zastanowieniem do konsensusu. Gdy po niedługim czasie to zrobił, Gyda aż uniósł brwi i nie domknąwszy pyszczka, wyciągnął szyję i zadarł głowę w odruchowej próbie przybliżenia się do rozmówcy i wysłuchania go z pełnym przejęcia zaangażowaniem. Z góry, z perspektywy siedzącego na skałce Kuro, kiedy zaczął bezwiednie wiercić zadkiem na boki, gnąc grzbiet w kształt litery S, ponieważ tylko tak potrafiło sobie jego ciało poradzić z zimnem, wyglądać musiał jak ucieleśnienie niewinnej naiwności. - To nic nie szkodzi, tak naprawdę nie spodziewałem się jej tutaj znaleźć - odpowiedział, jednocześnie wstrzymując ruch całego ciała. - Myślę, że Taal może nie lubić zimna, chyba żaden lew nie lubi go aż tyle. A teraz... - Rozszerzył boki większym haustem powietrza, który uleciał z jego płuc, zawijając wypowiadane słowa w ciepłą chmurkę pary: - Teraz szedłem w górę rzeki, ponieważ kiedy ostatnio się widzieliśmy, ona miała właśnie taką drogą pójść, na północ. Pomyślałem, że od tego zacznę poszukiwania. Nie muszę jej znaleźć dzisiaj, widzieliśmy się tak dawno temu, że nie spodziewam się, żeby to było łatwe... - Spuściwszy na moment wzrok z Kuro, zmarszczył brwi, ale nie w niezadowoleniu czy gniewie, tylko jakiejś przekornej satysfakcji, jaką dało mu wypowiedzenie na głos tego wszystkiego, o czym do tej pory milczał. W końcu tylko on jeden wiedział o swojej nieobecności na Lwiej Ziemi i tylko on bał się tej podróży jak cholera. Chwilę milczał, po czym zerknął w górę, na ptaka, odwrócił się bokiem do skałki i wskazał wyciągniętą łapą w stronę, z której nadchodziły z głębi lasu jego własne ślady, mówiąc: - Znaczyłem po drodze drzewa pazurami, gdyby śnieg zasypał ślady, po których mógłbym wrócić z powrotem do rzeki. - Zadarł głowę, by móc spojrzeć na Kuro. Zgiąwszy dotychczas wyciągniętą przed siebie łapę blisko piersi, dodał: - Już raz tutaj byłem, wtedy zabłądziłem. Teraz tylko sobie błądzę, mam nadzieję, że nieskutecznie. - Fuknął radośnie, pokazując Kuro dwa rzędy nierównych zębów w quasi-psotnym wyrazie.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
24-10-2016, 23:36
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Sprytny malec! Nie dość, że pomysłowy, to jeszcze uczy się na błędach. Raz się widocznie tu zgubił i nie zamierzał powtarzać tego ponownie. Byłem jednak ciekaw dlaczego lwiątko musiało przebyć jakąś niezwykle długą drogę, aby zobaczyć się z przyjaciółką.
- Więc drogi Gydo! Twoja Taal zapewne z niecierpliwością ciebie oczekuje! Przyjaciele czasem trudno znoszą długą rozłąkę, zwłaszca kiedy tęsknią za kimś kto bliski jest ich sercu. Przeskoczyłem z jednej nóżki na drugą usadawiając się wygodniej na tym kawałku skały. Gyda może nie był już małym oseskiem, jednam martwiłem się że może nie poradzić sobie sam. Postanowiłem zatem powiedzieć mi co nieco o terenach, które poznałem. - Mój drogi powiem ci co wiem o pobliskich terenach. Może to ułatwi ci poszukiwanka. Otóż w kierunku skąd wschodzi słońce mieszka sobie stado. Lwie stado, które nazywa się Mglistym Brzaskiem. Poznałem tam uroczą lwiczkę ale nazywała się Hiro, a nie Taal. Jeśli chciałbyś się tam udać musiałbyś przejść przez pustynię, gdzie piasek jest parzący niczym słoneczny żar. Na północ, czyli w stronę przeciwną od wielkiej wody znajdują się jakieś góry. Tam nie wiem czy ktoś mieszka lecz skoro mówisz, że twoja przyjacióła ruszyła wzdłuż rzeki to mogła zajść aż tam. Płowy młodzik wyglądał tak niewinnie, że hańbą byłoby nie pomóc mu w potrzebie. Ja zaś swojego honoru nie splamiłem jeszcze błędem, czy niecnym występkiem. No dobrze! Czasem przytrafia mi sie udawać inne zwierzęta. Nie czynię tego jednak w złej wierze! Odpowiedziałem uśmiechem na uśmiech. Potakująco kiwałem głową na słowa samczyka. Nie chciałem wyjść na chamskiego pyszałka, który całkowicie zignorowałby Gybę, ups przepraszę Gydę, tylkonprzez wzgląd na młody wiek. - Całkiem sprytnie sobie to zaplanowałeś. Jesteś naprawdę bystrym młodzieńcem. Ale czy możesz zaspokoić moją ciekawość i powiedzieć. Czy ta Taal jest naprawdę tak ważna, że wyruszyłeś sam bez mamy lub taty w podróż aby ją znaleźć? Sam powiedziałeś, iż las nie zawsze jest bezpieczny. Ciekawiły mnie konkretne motywy młodzika. Czyżby naprawdę aż tak mocno zależało mu na odnalezieniu przyjaciółki, że nie chciał zmarnować ani chwili. A może to była jedynie wymówka aby uwolnić się spod maminej opieki? |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
25-10-2016, 00:38
- Słucham? - odparł odruchowo lewek na pierwsze słowa Kuro. Pomogło mu to też przywołać siebie samego do porządku, bo zaraz po posłaniu dziwogonowi psotnego uśmiechu, jego uwagę przykuł spadający z jakiejś gałęzi śnieg. Później ze słuchaniem ptaka Gyda nie miał już problemu. Bo i to, co Kuro powiedział, zupełnie go zaskoczyło, zaskoczyło tak bardzo, że aż nie wiedział, gdzie się podziać, któremu ze swoich palców się przyglądać lub którego drzewa liczyć gałęzie, kiedy już zdobył się po wzięciu uspokajającego wdechu na podniesienie głowy i spojrzenie w odmęt poprzecinanego wstęgami światła lasu.
No bo jego rozłąka z Taal była zdecydowanie za długa. Tak długa, że spotkanie miało nawet w oczach samego wędrowniczka sens naprawdę nikły, jeśli nie żaden. W gruncie rzeczy Gyda nie był w stanie stwierdzić - przytłoczony myślą o tym, że Taal tak naprawdę już o nim zapomniała - czy bardziej wyruszył na jakieś poszukiwanie, czy po prostu opuścił Lwią Ziemię, bo tak go swędziały łapy. Perspektywa spotkania Taal była w tym wszystkim bardziej jakimś usprawiedliwieniem, którego Lwioziemiec potrzebował dla siebie samego, ale usprawiedliwieniem, nie pretekstem, który w tej sytuacji nie poruszałby wrażliwych strun zwątpienia. Dopóki wizja spotkania czarnej lwiczki była niepoważną myślą z tyłu głowy, wszystko było w porządku. Ale Kuro przejął się sprawą tak bardzo, że i Gyda musiał przyznać przed sobą samym, że marzy mu się spotkanie Taal naprawdę mocno, ale nie wierzy w jej odnalezienie wcale. Więc wielką ulgę przyniosła mu zmiana tematu i to pełne gracji przestąpienie z nóżki na nóżkę, które wyrwały go z ponurego zamyślenia i wprawiły trybiki jego głowy w pracę w zdecydowanie żywszym tempie. Gyda spojrzał na Kuro z nową energią w rozjarzonych ciekawością oczach i kiedy ptaszek skończył mówić, odpowiedź miał już ułożoną w głowie. Ponieważ jednak ostatnia z poruszonych przez Kuro kwestii do najłatwiejszych do ugryzienia nie należała, zanim zabrał głos, umknął spojrzeniem na chwilę na bok, żeby bezmyślnie zawiesiwszy wzrok na tropie zająca, przemyśleć swoje pierwsze słowa. - Za bardzo się bałem - zaczął niespiesznie, z wielkim namysłem nad każdą sylabą - wrócić tutaj, żeby w końcu tego nie zrobić. - Spojrzał na Kuro badawczo. Nie wiedział, czy to, co powiedział, było dla niego zrozumiałe, dla niego miało sens. - Nie planowałem tego. Nie chciałem odchodzić od rzeki, myślałem, żeby zajść jak najdalej się da, przed zachodem słońca znaleźć jakąś norę albo - pociągnął nosem, podrapał go pazurkiem wyjętej ze śniegu łapy - albo jamę, spędzić tam noc i rano pójść kawałek dalej. - Położył łapę na ziemi. - Ciekawi mnie, co jest dalej. A to, że mógłbym znaleźć gdzieś tutaj Taal, to jak tylko o tym pomyślałem, to nie mogłem przestać... Więc chyba. Taal jest. Dla mnie. Ważna. Kiedy, jeszcze tam... będąc przy rzece... poczułem, jak robi się coraz zimniej, pomyślałem sobie, że nie chcę nie sprawdzić, czy nie ma jej tutaj w lesie, tylko dlatego, że ja się go boję, ona mogłaby się go nie bać. Westchnął głęboko. Odwrócił głowę i spojrzał gdzieś w bok. Wziął głęboki wdech i dodał, narastając w głosie gniewem: - Wiem tylko tyle, że jej rodzina mieszka na bagnach, więc na pewno nie pójdę na wschód, pustynia nie pasuje... Do tego teraz myślę, że to wszystko bez sensu, nie mam pojęcia o tym, gdzie mieszkają inne stada, w ogóle o tym nie pomyślałem, kiedy zaczynałem, a nie chciałbym dać się zaskoczyć nikomu... Nie wiem, czy znowu jestem głupi - warknął z nieukrywaną na siebie złością, ale skończył odpowiedź załamując głos raczej bezradnie - czy tym razem jednak nie, w końcu chciałbym tylko wiedzieć chociaż trochę tyle, ile ty. O innych stadach. O górach. Zmarszczył nos niemocno, niezadowolony.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25-10-2016, 00:43 przez Gyda.)
|
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
25-10-2016, 19:26
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
A więc Gyda miał najwyraźniej złe wspomnienia związane z tym miejscem. Na tyle nieprzyjemne, żeby unikać lasu przez dłuższy okres czasu. Nie chciałem być wścibski, zatem postanowiłem porzucić ten temat. Na co miałbym budzić w młodziku przykre wspominki? Lwiątko wyciągnęło, jak mi się zdawało, swoją lekcję życia i nie potrzeba było dorzucać moich trzech ziarenek. W młodzieńcu narastał niezrozumiały, dla mnie, gniew oraz niezadowolenie. Czyżby trapiła go własna, ograniczona znajomość geografi tutejszych krain? Cóż, był młody i wiele przecież mógł jeszcze odkryć, poznać. Na głowę lewka spadło trochę śniegu, który został zrzucony przez buszujące w gałęziach zwierzęta. Może gryzonie, a może moi pierzaści pobratymcy? Nie obchodziło mnie to w tej chwili. Delikatnym ruchem skrzydła strzepnąłem biały puch z głowy kota.
- Mój młody przyjacielu, wiele jeszcze życia przed tobą. Jestem pewien, że nie jesteś głupi. Najwyżej niedoświadczony, a w tym nie ma ujmy, jeśli ma się niewiele lat. Ja mam ułatwione zadanie w poznaniu świata. Widzę wszystko z góry, łatwiej dostrzegam rzeczy. Podróżuje od... No cóż powiedzmy poprostu, że mam na plecach kilka wiosen, a i tak zdarza mi się popełniać błędy. Ty pewnie z czasem dowiesz się wiele o świecie. Przemawiałem spokojnie ciepłym, niemalże ojcowskim tonem. Frustracja samczyka była jak najbardziej zrozumiała. Młodzi bardzo szybko chcą dorosnąć i błyskawicznie wszystko wiedzieć. Z czasem musieli przełknąć gorzką prawdę, że wiedza przyjdzie z wiekiem. Z słów Gydy zainteresowało mnie jednak coś znacznie bardziej. Chyba swoimi dociekaniami wzbudziłem w nim wątpliwości, co do celu wyprawy. Nie chciałem podburzać jego pewności siebie. Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu, aż się mi piórka między oczami nastroszyły od tego grymasu. Postanowiłem udzielić młodemu lwu lekcji, którą nauczyło mnie życie. Bo to była ważna lekcja, jeśli chodzi o relacje między osobami. Zetknąłem skrzydła czubkami i zacząłem przemawiać stanowczo i poważnie ale nie wrogo lub karcąco. - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Jesteś młody, zatem udzielę ci rady. Może źle to odebrałem ale wydało mi się iż obiecałeś tej Taal ponowne spotkanie. A teraz miewasz wątpliwości, prawda? Otóż dobrze ci radzę... Nigdy nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewien. Zwłaszca kobietom. Niektóre z nich mogą sobie wziąć twoją obietnicę za bardzo do serca i będą okropnie cierpieć lub znienawidzą cię, jeśli jej nie dotrzymasz. Zamilkłem na chwilę w oczekiwaniu, aż młody przetrawi moje słowa. Czy odpowiednio przekazałem zamierzoną lekcję? W moim zamiarze było pokazanie, że obietnic nie rzuca się na wiatr. Zwłaszca jeśli obiecuje się coś przyjacielowi lub przyjaciółce. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
25-10-2016, 22:29
Naburmuszenie Gydy przysypał śnieg. Nie było to jednak na tyle poważne naburmuszenie, by śnieg wprawił lwa w jakiś jeszcze podlejszy nastrój, ba, Gyda okazał się swojemu chwilowemu niezadowoleniu na tyle niechętny, że bardzo chętnie i szybko się od niego uwolnił. Zdziwiony więc jedynie, lecz nie rozgniewany, sięgnął łapą do swojej głowy, chcąc zrzucić z niej śnieżną czapkę, w którą został ubrany przez przebiegającego nad nim po plątaninie gałęzi - zauważył, zerkając w górę - gryzonia o długim tułowiu i krótkich łapkach. Zanim jednak dotknął swoich uszu, już kładł je na boki, a wędrującą do nich łapę opuszczał z powrotem na ziemię, nie chcąc utrudniać skrzydłu dziwogona pracy. Dotknąwszy opuszkami zimnego śniegu, obdarzył Kuro uprzejmym uśmiechem podziękowania, a kiedy ptak zabrał głos, dokończył jego dzieła - schylił się i mocno otrzepał. Następnie posadził zadek na ziemi w bardzo flegmatycznym ruchu, oblizując przy tym leniwie wargi i wibrysy, na których zawisło kilka różnokształtnych płatków śniegu. (Skupienie go spowalniało. Zawsze.) Wstęp Kuro zapowiedział wykład, więc i usposobił młodego lwa do uważnego słuchania. A Gyda umiał słuchać. Nie był tym, któremu mówiono najwięcej, którego traktowano by w stadzie najpoważniej, ale paradoksalnie być może to właśnie sprawiło, że młody książę łasy był na każde słowo mądrości i słuchał go z wielką zawziętością. Mentor, jakim okazał się Kuro, ponadto posługiwał się pięknym słowem, piękniejszym zdecydowanie nawet od tego, które wychodziło z książęcego pyszczka, przyzwyczajonego przecież do zdań zgrabnych i okrągłych. W Gydzie znalazł więc duch tego lasu naprawdę pilnego ucznia. Pomyśleć tylko, co by młody lew stracił, gdyby jednak strach przed lasem zwyciężył...
Zmiana tonu wzmogła jego czujność. Chociaż początkowo jego uwaga była w stu procentach skoncentrowana na ptaku, ostatnich kilka słów z pierwszej części wypowiedzi Kuro Gyda wysłuchał, patrząc gdzieś obok skałki, być może analizując domniemaną trajektorię biegu białego zająca, którego ślady ginęły w głębi lasu. Dlatego zaostrzenie się ptasiego tonu momentalnie przywołało go do porządku. Lewek aż potrząsnął głową. Chciał posłuchać uważnie. Jak Kuro polecił. A na to, że szybko się dekoncentrował, nic nie mógł poradzić. Tym razem mu się jednak udało i to do samego końca, i to aż tak bardzo, że musiał zastanowić się nad odpowiedzią dużo głębiej, dużo dłużej. W tym czasie, w przerwie, między słowem Pióra a słowem Pazura, lwi pyszczek uniósł się na wysokość ptasiego, ale spojrzał gdzieś na bok, żeby ułatwić sobie zapatrzenie się w przestrzeń własnych myśli. Jak rzadko, wirowały one tylko wokół jednego zagadnienia, tego poruszonego przez Kuro, a nie obijały się przyokazyjnie o nieistotne zastanowienia nad tym, kim mógł być nadrzewny gryzoń, albo dokąd pobiegł zając, na przykład. Precyzja, z jaką dopierały się do wnętrza owocu, który zaoferował im dziwogon, zaskoczyłaby nawet samą Vasanti Vei, która może nie spisała syna na straty, ale na pewno nie uznała go za tego najbardziej pojętnego, za tego rokującego najbardziej, o czym sam Gyda wiedział ostatnimi czasy niestety zbyt dobrze. W tym momencie nie przeszło mu jednak, całe szczęście, przez myśl, by ocenić się oczami matki i pozwalał sobie na naprawdę wnikliwą analizę, przy której końcu stwierdził: - Czy ty obiecałeś kiedyś komuś coś takiego, czego potem nie zrobiłeś? Odwrócił łepek z powrotem w stronę ptaka, utkwił w jego pierzastym kształcie płochliwie zaciekawionym spojrzeniem. Uchylił się przy tym nieco, schował głowę w ramionach, nie będąc do końca pewnym, czy zadanie takiego pytania jest aby na pewno bezpieczne, aby na pewno na miejscu.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
26-10-2016, 18:31
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Dłuższa chwila ciszy nie zaskoczyła mnie. Wszak to co powiedziałem mogłobyć dla młodszego umysłu nieco skomplikowane i zapewne wymagało od lwiątka dłuższego namysłu. Aż w końcu ten tutaj podrostek zadał pytanie. Proste, nie złożone, a jednak... Uniosłem jedną brew do góry w pytającym wyrazie. Zerknąłem gdzieś na bok by po chwili milczenia odpowiedzieć jednym krótkim słowem.
- Tak. Westchnąłem głeboko i skierowałem moje rubinowe oczy na Gydę. Owszem popełniłem błędy w moich latach dziecięcych ale kto tego nie zrobił? - Gdy byłem młodszy i niedoświadczony obiecywałem coś czego nie mogłem dotrzymać. Przeceniałem własne możliwości, myśląc że potrafię wszystko. Czas pokazał jak bardzo się pomyliłem. Zraniłem bliskie mi osoby w większym lub mniejszym stopniu i wiele czasu zajęło mi odbudowanie zawalonych mostów, które paliłem każdą złamaną przysięgą. Jak widzisz mądrość często zdobywa się przez przykre doświadczenia. Przez moje ciało przeszedł dreszcz spowodowany zimnem i nastroszył moje pióra. Niedługo powinienem się stad ulatniać. Nie jestem ptakiem z zimnych lądów i źle znoszę niskie temperatury ale przecież niegrzecznie byłoby przerwać dyskusję z powodu własnej, drobnej niedogodności. - Lecz co ja ci będę tutaj snuł życiowe opowieści. Wszak jestem jedynie ptakiem, a jak mi jedna z dam twojego gatunku ostatnio wspomniała, tacy jak ja nie znają się niby na życiu. Wierutne kłamstwo oczywiście ale... Matka zapewne wyjaśni ci życiowe zagwozdki jeśli tylko ją o to spytasz.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26-10-2016, 18:32 przez Kuro.)
|
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
28-10-2016, 20:07
- Ta dama z mojego gatunku musiała dbać tylko o czystość swoich opuszek - odparł Gyda z przekonaniem. Zaraz jednak wezbrał w sercu oburzeniem i wypalił gorączkowo: - I nie widzieć tego, że maciupeńki kawałek dalej za jej nosem - aż się uniósł, wystrzeliwując wyrwaną ze śniegu łapą do swojego nosa i dotykając jego czubka wysuniętym pazurkiem - jest jeszcze widok przed oczami, cały świat poza nią!
Ponieważ w stwierdzenie tego włożył wiele energii, potrzebował chwili na uspokojenie się, kilku sekund na rezygnację z emocji. Kuro już nie był przypadkiem przelatującym nieopodal ptakiem wszystko-jedno-jakiego-gatunku, zyskał już osobowość i charakter, więc tym bardziej młodemu lwu nie mieściło się w głowie, że ktoś mógł sprowadzić jego osobę do roli kamienia bądź trawy. Na życiu to się Kuro akurat znał bardziej niż on, Gyda, lwioziemski książę próbujący wyrwać się spod matczynego klosza. Uspokoiwszy się, lewek rozszerzył boki bezsilnym westchnięciem, po czym spojrzał na dziwogona maślanymi oczyma i zaproponował: - Czy możemy przejść w jakieś cieplejsze miejsce? Albo chociaż ruszyć się trochę? Zimno mi. - W pupę. Położył uszy na boki. - Ale jeśli rozmowa z tobą, tak że ja siedzę na zimnym śniegu, jest jakąś mądrością, którą przydałoby się, żebym zdobył, to wytrzymam. Tylko jeszcze nie wiem, jaka to mądrość. Byłoby chyba łatwiej, gdybym wiedział.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
28-10-2016, 20:42
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
- Bardzo mi miło, że tak mówisz. Faktycznie tamta osobniczka wydawała się dość... ograniczona.
Szczerze pochlebiał mi fakt, iż młode lwiątko z taką wrewą wypowiedziało się, poniekąd w mojej obronie. Gyda nie był zamkniętym i ograniczonym malcem z wbitymi do głowy wartościami jakie cenili jego rodzice. To dobrze. Młodzi sami powinni poznawać świat, a matka i ojciec jedynie winni wspierać ich na obranej przez nich drodze lub kierować na poprawne tory w razie zagubienia. Na wspomnienie zimna przeszedł mnie kolejny, nieprzyjemny dreszcz. Nie chciałem aby młody marznął na tym śniegu. Zarówno on, jak i ja nie byliśmy rdzennymi mieszkańcami tego lasu. Wiecznie śnieżne tereny nie pasowały nam zupełnie. - W marznięciu nie ma żadnej mądrości. Zimno to tylko doświadczenie, z natury złe, dla jednych bardziej, dla innych mniej. Z takiej perspektywy docieramy do stwierdzenia, że zło jest czasami rzeczą konieczną ale z reguły możliwą do uniknięcia. Dość filozofowania! Ruszmy się jak mówiłeś zanim zamarzną mi wszystkie pióra. Możemy ruszyć na północ. Wyjdziemy z lasu i przy odrobinie szczęścia dotrzemy do rzeki. Poderwałem się z miejsca i po kilku machnięciach skrzydłami kołowałem nad głową chłopca, gotów do drogi. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
28-10-2016, 21:06
A kiedy Kuro mówił, to chociaż Gyda słuchał go niesamowicie uważnie, to nie sprawiał takiego wrażenia wcale; wpatrywał się tępo nic nie widzącym spojrzeniem gdzieś przed siebie i wypuszczał z płuc rozedrgany z powodu dreszczy na całym ciele, długi obłoczek ciepłego oddechu. Och, to zimno... Może gdyby zamieszkał w Śnieżnym Lesie, zgęstniałaby mu sierść nie tylko na karku. Zostałby taką Kami na przykład, o, kudłatym potworem, kto wie.
Ponieważ lewek, mimo pozoru zamyślenia, jednak słuchał dziwogona z uwagą, od razu kiedy ten skończył, wstał, zadarł głowę, szukając czarnego kształtu ponad sobą, i powiedział z uśmiechem na pyszczku: - Ktoś taki, komu nie przeszkadza ani zimno, ani gorąco, musi mieć chyba jednak przewagę nad kimś, kto nie może wytrzymać mrozu... Naprawdę myślisz, że unikanie złych doświadczeń jest mądre? - O! Jest! Kuro nad głową. Znalazłszy go, lewek na moment bezmyślnie poweselał, zaraz jednak zmiął czoło zmarszczkami głębokiego namysłu i zapytał z powagą: - Jak rozpoznać, gdzie jest północ? Wielkim sukcesem młodego lwa było to, że nie zapomniał, żeby przed siebie iść. Zamyślenie nie przytłoczyło go aż nadto. Kuro ciągle mógł, wirując nad głową Gydy, obserwować, jak młodzik podąża po wyimaginowanej średnicy, jaką widział w kręgach, które zataczał przed nim niebieski cień ptaka o dwóch długich piórach na ogonie.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Kuro Samotnik Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 20 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 10 |
28-10-2016, 21:33
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158
Ruszyłem w stronę północną, starając się przystosować do tempa młodzieńca. Ja jednak latałem, a on chodził po ziemi, nie było to więc łatwe. Ach czyżbyśmy się rozminęli w toku rozumowania? Najwyraźniej tak, zatem trzeba było naprostować moją wypowiedź.
- Chodziło mi raczej mój młody przyjacielu o unikanie czynienia zła z naszej strony. Złe i nieprzyjemne doświadczenia czasem niosą wartościową lekcję ale sam powiedz, czy nie przyjemniej byłoby uczyć się bez odnoszenia ran na dumie i ciele? Masz nieco racji taki ktoś ma przewagę... Jednak nikt nie jest idealny we wszystkim. Osoba, która z pozoru wydaje się nietykalna i niezniszczalna zazwyczaj ma jakąś słabość, nawet jeśli trudno ją znaleźć. Omijałem zręcznie drzewa podczas naszej wędrówki, wykonując przy tym beczki, pętle i ostre zakręty. Miło rozprostować i poćwiczyć skrzydła. Drugie pytanie Gydy zbiło mnie z pantałyku. Na tyle, że zacząłem się głębiej nad nim zastanawiać. Po tylu latach podróżowania instynktownie odnajdywałem kierunki, czy drogę nawet jeśli nie podróżowałem nią wcześniej. W zasadzie za młodu również prowadził mnie jedynie instynkt, tak jak migrujące stada innych ptaków. Znałem jednak kilka sposobów na rozróżnianie kierunków świata. - Mhm ciężko mi to wytłumaczyć. My ptaki instynktownie odnajdujemy potrzebną nam drogę. Tak już mamy. Słyszałem o pewnych sposobach, w jakich inne stworzenia znajdują północ. Na niebie nocą świeci szczególna gwiazda, Gwiazda Polarna. To ona wskazuje drogę na północ. Zaś w gęstych lasach mech zawsze porasta drzewa od północnej strony. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 15 gości