♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#16
28-10-2016, 22:13

Myśl Kuro łysnęła w świetle kolejnych słów ptaka nowym odcieniem i ten odcień zdecydowanie przypadł Gydzie do gustu. Idąc tak przez nieprzebytą przedtem przez nikogo, płaską, roziskrzoną słońcem taflę śniegu, lewek przyglądał się jej z każdej strony i dogłębnie ją analizował. Prążki światła, w które co kilka kroków wchodził, rozlewały pod nim błękitną kałużę rozmytego cienia. Ten ptasi, drżący przez cały czas gdzieś przed nim, zataczający koła i kręcący ósemki, był dobrym punktem dla wzroku do zawieszenia, kiedy myśli młodego lwa łasiły się do nowych sensów odkrywanych w słowach nowego przyjaciela. Gyda już prawie zapomniał, że ślady po ranach nie są tylko ozdobą, już prawie zapomniał o drugiej części lekcji swojego ojca sprzed wielu miesięcy, kiedy ten mówił, że chociaż niektóre z blizn nosi się z dumą, to części z nich wstydzi się do końca życia. Być może więc unikanie sporów, które prowadziłyby do odnoszenia ran na dumie i ciele - jak określił je Kuro - byłoby wyrazem sprytu? Inteligencji? Mądrości? Być może ojciec miał rację, kiedy dawał tamtą lekcję synowi, a być może był to tylko jego punkt widzenia. Gyda zaczynał dostrzegać, nieświadomie jeszcze, ale być może już zauważalnie, że świat nie jest wizją ani jego matki, ani ojca, ale jego własną projekcją na rzeczy. I brodząc tak w śniegu, rozgrzewając w marszu i ciało, i umysł, czuł się z nowymi interpretacjami na temat rzeczywistości, wysnutymi z pomocą dziwogona, fantastycznie. Dał temu wyraz w raźnym zadarciu łebka i szerokim uśmiechu do samego siebie. Ten jednak znikł tak szybko, jak się pojawi, bo nie wiedzieć czemu poruszona przez Kuro sprawa Gwiazdy Polarnej zdała się nagle Gydzie płochą jak tamten biały zając. Postawiwszy uszy na sztorc, lewek od razu, z nutą paniki w głosie, jakby obawiał się, że ptak bez ceregieli zmieni nagle temat i o gwieździe zapomni, zapytał:
- Jak ona wygląda? Polarna Gwiazda? Jak ją znaleźć? Umiałbym powiedzieć, gdzie jest północ, za dnia, jeśli byłbym u siebie. Tam wiem, gdzie wschodzi słońce i gdzie zachodzi, więc wiem też, gdzie jest północ i południe. Ale jak tylko jestem dalej od domu i nie mogę zobaczyć miejsc, gdzie chowa się słońce, to wszystko przestaje być takie łatwe. W nocy też jest to proste tylko wtedy, kiedy jest się u siebie, bo pamiętam, że wschód jest za lasem, a zachód za Wielką Wodą. - Potknął się, ale i w ostatniej chwili wyratował przed wbiciem się pyszczkiem w śnieg. Zmarszczywszy nos, otrzepał się, nadgonił kilka straconych kroków i ciągnął, będąc już pod motylim kształtem Kuro: - Teraz to mi się zupełnie nie przydaje, pamiętam tylko miejsca, które mijałem, żeby wiedzieć, jak wrócić do domu. Rano może zorientowałbym się, gdzie jest wschód, ale też nie zawsze, bo gdybym był ciągle tutaj w lesie, to też nie widziałbym dokładnie, gdzie to słońce wschodzi. O tym mchu nie wiedziałem.
I jeszcze, głupiutki, nie wiedziałeś, że kierunków nie określa się względem naziemnych elementów, jak las czy Wielka Woda, ale że się je tylko sytuuje - gdzieś, na wschodzie czy zachodzie. I poza tym, jeszcze bardziej głupiutki, nie zorientowałeś się, że Kuro zna się na tym jak mało kto i jego Polarna Gwiazda lub mech należą do zupełnie innego porządku niż twoje słońce za lasem.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#17
28-10-2016, 22:42
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Czułem zimne powietrze przemykające pod moimi skrzydłami. Czułem jak okruchy śniegu wzbijają się gdy przeleciałem zbyt blisko jakiejś gałęzi. To były cudowne uczucia. Właśnie takie, nie duże lecz drobne odczucia sprawiały, że czułem się naprawdę żywy. Zerknąłem na Gydę podczas wykonywania efektownego wirażu. Jak wygląda Gwiazda Polarna? Jakże ciężko mi było to opisać. Bo jak opisać gwiazdę, z pozoru identyczną co inne, ale zarazem tak odmienną.
- Cóż Gwiazda Polarna, inaczej Polaris to najjaśniejsza gwiazda α Ursae Minoris, czyli Małej Niedźwiedzicy. Żeby ją znaleźć wystarczy znaleźć ten gwiazdozbiór... Jeżeli zastanie nas zmrok to cię nauczę, chcesz?
Młody jak widać znał tylko własną okolicę i na jej podstawie określał kierunki świata. Matka powinna go nauczyć rozróżniać strony świata jak najszybciej. Wtedy mniejsze byłoby prawdopodobieństwo, że dziecko się zgubi. Bo inaczej będzie bez celu wędrował po śnieżnych ostępach, gdzie światło odbijało się od bieli boleśnie rażąc w oczy.
- Pamiętaj, że jak jest rano to należy się tak ustawić by mieć Słońce po prawej stronie. Wtedy ustawiasz się pyszczkiem w stronę z grubsza północną.
Po chwili drzewa zaczęły się przerzedzać, a śnieg powoli niknąć. Udało nam się dotrzeć do wyjścia z Śnieżnego Lasu. Staliśmy teraz u podnóża ogromnej góry, której czubek niknął chen wysoko poza zasięgiem wzroku z tej wysokości.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#18
29-10-2016, 12:02

I Gyda czuł się naprawdę żywy, kiedy iskierki zimna przeczesywał jego sierść. W ich nieprzyjemnych ukłuciach znajdował motywację do prędkiego marszu, a za nim szły już same pozytywy; oto w kilka minut znaleźli się na skraju lasu i mogli cieszyć się umiarkowanym ciepłem, no! Powiedzmy - chłodem, ale już nie mrozem.
Lewek zatrzymał się. Zadarł głowę i spojrzał ku wielkiej górze, której większa część kryła się przed wścibskimi oczyma w chmurnej mgławicy. Słońce usiadło na jego mordce ciepłym plackiem, zmusiło go do zmrużenia oczu, ale nie przekonało, by przestał przyglądać się drapieżnym turniom Kilimandżaro. Sam ich widok mroził krew w żyłach, sprawiał, że kałuża gorącego światła na czole i nosie była tym bardziej gorąca.
Uznał za niepotrzebne mówić, że kiedyś tam był.
- Do zmroku jeszcze dużo czasu, naprawdę mógłbyś mi ją pokazać? - zapytał. Oderwał wzrok od góry, odwrócił się do niej plecami i zlokalizował czerwonookiego przyjaciela. Mieniący się na niebiesko czarny ptak na tle bezchmurnego nieba, jarzącego się najjaśniejszym z błękitów, był jak wyrwany z innej rzeczywistości. Szarości otulające mglistym objęciem górę zdawały się należeć do innego porządku, porządku koszmaru. - Słyszysz to? - Gyda zastrzygł jednym uchem. - Rzeka.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#19
29-10-2016, 14:32
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Byłem niezmiernie oczarowany monumentalnością tej góry. Na tyle, że przez chwilę odciąłem się od rzeczywistości. Kilimandżaro, góra, wulkan o którym opowiadał mi kuzyn przekraczała wszelkie wyobrażenie, jakie o niej miałem. Wszystko w niej było inne. Nie przypominała niczym znanych mi Himalajów i zamarzniętego bloku skalnego, zwanego Mount Everest. Ale ta inność była piękna. Potrząsnąłen głową, by przywrócić się do świata żywych. Tak, ja też usłyszałem teraz szum kotłującej się wody, spienionej własnym pędem w wyżłobionym korycie.
- Tak. Słyszę ją i ja. Ruszajmy w jej stronę. Skoro woda tam nie zamarza powinno być w miarę ciepło przy brzegu.
Powolnym, niemal ospałym tempem zmierzyłem w kierunku dźwięku. Nie minęła chwila, a dotarliśmy do naszego celu. Wylądowałem przy brzegu i przypatrzyłem się w wodzie własnemu odbiciu. Nie jest źle. Pióra czyste, ładnie ułożone. Ale chyba nieco zbyt dużo podróżuję. Powinienem przysiąść gdzieś, na parę dni i odpocząć zanim ruszę dalej. Nie chciałem by Gyda myślał iż o nim zapomniałem, zatem odpowiedziałem na jego pytanie.
- Oczywiście, że mógłbym ci pokazać. Lubię dzielić się wiedzą, zatem jak masz jakieś pytanie, jakiekolwiek, pytaj. Odpowiem z ochotą.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#20
29-10-2016, 20:06

Lewek wypadł z zarośli, kiedy Kuro siedział już przy brzegu, przeglądając w tafli wody swoje zacne, iryzujące na niebiesko czarne piórka. Krystalicznie czyste bystrze nie było Słoneczną Rzeką, ale jakąś mniejszą jej odnogą, dlatego w pierwszej chwili zaniepokojony widokiem agresywnie spienionego, górskiego potoku Gyda wyciągnął szyję i postawił czujnie uszy, jakby spodziewał się znaleźć gdzieś w dolince, w której znalazł się z ptakiem, kogoś, kto spowodował taki stan rzeczy - jakiegoś leśnego ducha lub kudłatego potwora potrafiącego przenosić rzeki własnymi oglonionymi łapami. Zwolnił kroku, z truchtu przeszedł w marsz. Odwrócił się w stronę ptaka, słysząc jego głos.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć coś o roślinach? - zapytał po przykucnięciu nad brzegiem wody. Poprawił pod sobą łapki, lecz jeszcze zanim wyciągnął szyję, żeby dosięgnąć językiem wody, zerknął w górę na czyścipiórka i uściślił: - Jako lew mam niezbyt wielkie doświadczenie, jeśli idzie o rośliny, sam wiesz... - Położył po sobie uszy i zmarszczył nos, uśmiechając się przepraszająco. -  Co prawda niektóre lwy znają się na tym, na przykład Vincent, znachor, którego kiedyś poznałem. Ale ja niewiele o nich wiem, w zasadzie nic. Poza tym, że potrafią leczyć lub powodować chorobę. Myślę, że w samotnej podróży wiedza na ten temat może być bardzo przydatna, ale samemu ciężko ją zdobyć. - Fuknął jednym taktem psotnego śmiechu. Musnął wodę jednym liźnięciem miękkiego, delikatnego języka. Dodał: - Można zbyt wiele stracić.
Przymknął oczy, rozkoszując się piciem.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#21
29-10-2016, 20:39
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Mi także chciało się pić, jednak szybki nurt płynącego strumienia nie pozwalał napić się prosto z rzeki. Spieniona woda mogłaby porwać lekkiego i drobnego mnie, bez szansy na wydostanie się z pułapki. Na moje szczęście chlapiąca dookoła odnoga rzeki utworzyła z swoich odprysków niewielkie kałuże na brzegu. Przystąpiłem do najbliższej i zamoczyłem dziób ostrożnie, nie chcąc nałykać się błota z dna. Otarłem resztki wody skrzydłem.
- Rośliny jak to rośliny. Niektóre mają jakieś zastosowanie dla wszystkich, a inne służą tylko jako pokarm dla roślinożerców. Te lecznicze nazywane są ziołami. Nie wiem czy mogę ci o nich powiedzieć zbyt wiele, bo sam nie wiem za dużo. To raczej nie leżało w kręgu moich zainteresowań, aczkolwiek podróżując poznałem to i owo. Na przykład wiem, że rumianek nadaje się świetnie do odkażania, a właściwie przygotowany pomaga na ból brzucha. To takie białe kwiatki o nieco wydłużonych, okrągłych białych płatkach, z żółtymi wypukłymi środkami. Mają przyjemny i delikatny zapach. Moją ulubioną rośliną jest lawenda. To kwiat o silnym i pięknym zapachu. Wyglądają jak małe fioletowe nasionka z płatkami, przyczepione do patyczkowatej łodyżki. Z tego co wiem działa uspokajająco ale ja cenię ją głównie za zapach.
Przerwałem by zaczerpnąć kolejny łyczek wody z kałuży. Medykiem, ani znachorem nie byłem. Jednak czasami podczas poważniejszych zranień otrzymywałem od takowych pomoc. Uszczknąłem więc nieco ich wiedzy, której szczerze mówiąc strzegli zazdrośnie przed niewtajemniczonymi. Może bali się konkurencji w swym zawodzie? Jednym rubinowym okiem zerkałem na młodzieńca z ciekawością.
- Zapewne jeśli zapytasz stadnego medyka, to powie ci on więcej. Bo zakładam, że jako lew żyjesz w stadzie. Przynajmniej słyszałem, iż lwy mają w naturze tworzenie większych grup. Ale ile osób, tyle przypadków, może więc jesteś wyjątkiem od tej stadnej regułki?
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#22
30-10-2016, 00:41

Po zaspokojeniu pragnienia Gyda ułożył się na boku i z tej pozycji zaczął uważnie słuchać Kuro. Mógł tę okazję wykorzystać na czyszczenie futra, zwłaszcza tego na piersi - mokrego, posklejanego przez jeszcze nie roztopione grudki lodu, oraz łap. Mało w nim było jednak czyściocha, mało w jego wrodzonych funkcjach życiowych tych, które odpowiadałyby za instynktowne utrzymywanie higieny. Z jego brody, jak teraz, mogła kapać woda, a on, ponieważ pochłonęło go coś bardzo, bardzo mocno, mógł jej na to pozwalać. Przetarł pyszczek wierzchem łapy dopiero po pociągnięciu nosem, kiedy chwila ciszy po stronie ptaka zachęciła go do stwierdzenia:
- Chyba Vincent używał na mnie rumianku, tak mi się wydaje, te kwiatki miały właśnie białe płatki i żółte środki. - Spojrzał w dół na łapę, którą przed momentem wytarł wargi. Położywszy ją z powrotem na ziemi, uniósł wzrok na ptaka, którego zlokalizował dopiero po chwili, pijącego wodę, i dodał: - Ale mogło mi się coś pomieszać, to było dawno temu. Za to tę lawendę sprawdzę, jak tylko ją znajdę. Powącham. Może się uspokoję, ha! - wzruszył barkami, rozbawiony tym stwierdzeniem.
Kuro wtedy spojrzał na niego rubinowym okiem, a Gyda poczuł, że to rubinowe spojrzenie go karci, przenika go, coś sprawdza. Od razu się uspokoił. Pociągnął nosem, który po kilku minutach łykania cieplejszego powietrza nasiąknął katarem, wbił spojrzenie w swoje palce, nie wiedząc, gdzie się podziać z tą ptasią wnikliwością patrzenia na siebie. Kuro na szczęście wyratował go z opresji, ponownie zabierając głos. I chociaż to, co powiedział, niespecjalnie przypadło Gydzie do gustu, bo w końcu będąc poza domem dom był ostatnim, o czym młody uciekinier chciał rozmawiać, to przynajmniej sprecyzował obszar swoich ptasich podejrzeń.
Lewek miał kilka wyjść z pułapki, w którą go zagnało rubinowe oko. Początkowo myślał, że nie ma żadnego i po części dał po sobie to poznać, kiedy zadarł głowę, kołysząc nią na boki w nieudanej parodii głębokiego namysłu. Coś jednak musiał dostrzec na bezchmurnym niebie, gdy tak mu się udawanie przyjrzał, co sprawiło, że wynalazł sposób na podejrzliwość Kuro i kiedy spojrzał w jego czerwone oczy ponownie, we własnych błyszczał nową psotą.
- Nie jestem wyjątkiem - powiedział po prędkim wstaniu, włażąc do wody. Mówił cicho, jego myśli chłonęło już co innego niż namysł nad koniecznością uprzejmego podtrzymywania rozmowy, więc i ton, i dobór słów zupełnie się w tym momencie dla niego nie liczyły. Dno było kamieniste, śliskie i niepewne, a entuzjazm w sercu wielki, więc reszta, przynajmniej na krótką chwilę, kiedy Gyda badał ciałem siłę prądu wody, schodziła na drugi plan. - Chodź - polecił, kiedy ustalił, że da radę iść w górę strumienia nie wkładając w tę czynność nadludzkiego wysiłku. Spojrzał za siebie na Kuro. - Teraz ja cię czegoś nauczę. Po tej lekcji będziesz wiedział, jakim jestem przypadkiem.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-10-2016, 00:47 przez Gyda.)
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#23
30-10-2016, 09:33
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Chyba poirytowałem nieco tego młodego pana kierując rozmowę na niechciane tory. Nie chciałem tego ale cóż stało się. Często tak jest w zawieraniu nowych relacji. Wtedy dopiero poznajemy siebie nawzajem błądząc na ślepo, po zawiłych szlakach charakteru i myśli drugiej osoby. Nigdy nie wiadomo gdzie się zawędruje, ani jaki nasza wędrówka przyniesie skutek. Gyda wszedł do wody, a mi pozostało jedynie skomentować jego poczynania zaniepokojonym grymasem. Wszak strumieniom, zwłaszcza chyżym górskim strugom, ufać nie wolno. Ich prąd jest zmienny jak kolor skóry kameleona. Westchnąłem mając nadzieję, że płowemu kociakowi nie stanie się krzywda. Poderwałem się z ziemi prosto w czyste, bezchmurne niebo, po którym słońce powoli odbywało swoją wędrówkę. Tak jak młodzieniec wcześniej zauważył do zmroku było jeszcze daleko, jednak po wysokości złotej kuli na nieboskłonie zorientowałem się, iż południe minęło już dawno.
- Pokaż mi zatem. Wszak warto rozpatrywać różne przypadki.
Zatoczyłem koło nad głową chłopca i dostrzegłem, jak jedno z moich atramentowych piór powoli spada ku strumieniowi. No tak pierzenie... Musiało nadejść wcześniej lub później.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#24
30-10-2016, 09:48

Atramentowe pióro zawirowało w powietrzu i spłynęło w dół falistym lotem. Gyda sprowadził je wzrokiem do wody, po czym odwrócił za nim głowę, próbując je złapać zębami, ale prąd na powierzchni strumienia był dla niego zby prędki i lew ugryzł wodę. Ładne było to pióro. I popłynęło. Ale nie tak ładne, jak te dwa długie, których cień przemknął po tafli wody przed Gydą, więc młodzik nie pożałował jego straty przez Kuro aż tak bardzo. Chociaż o pierzeniu się nie miał bladego pojęcia i strata pióra wydała mu się czymś strasznym. Nawet takiego nie najpiękniejszego.
- Musisz tylko odgadnąć, co robię - powiedział, a następnie ruszył przed siebie. Woda oplatała jego krępe ciało, pieniąc się w furii, zła, że ktoś waży się przeciwstawiać jej prądowi. - Zgaduj!
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#25
30-10-2016, 10:43
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Czyli zabawa, tak? Zgadnij, rozpoznaj, zrozum. Jak przyjemnie, jak wesoło. Zawisłem w powietrzu szybko machając skrzydłami, by utrzymać się w jednym miejscu. Nauczyłem się tej sztuczki niegdyś od mniejszych ptaków, jednak im łatwiej było ów manewr wykonać. Głównie ze względu na mniejsze skrzydła.
- Spróbuje ale nigdy nie byłem zbyt dobry w takie zgadywanki. Zwykle nadinterpretuje prosty przekaz.
Skupiłem się na ruchach Gydy, na tym jak przeciwstawiał się naturalnemu przepływowi rzeczki. Przypatrywałem się jego pyszczkowi, starając się dostrzec głębie młodego lwa. Z twarzy można przecież wyczytać najwięcej.
- Mhm... Może chcesz w przenośni "iść po prąd". Nie płynąć z stadną rzeką przekonań i znaleźć własną ścieżkę, która poprowadzi cię przez życie, nie zważając na pędzący nurt rodziny ciągnącej w jednym kierunku. Zapewne masz na myśli coś o wiele prostszego ale... Jestem poetą, taka już moja praca, iż doszukuję się głębi w najprostszych rzeczach i czynach.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#26
30-10-2016, 11:17

Skadim zaśmiał się cicho, ale tak szczerze, jak nie śmiał się nigdy. NIGDY. W jego zmrużone oczy uderzyło ponadto słońce, więc na ich dnie roztańczyły się iskierki łez.
- Tak, zdecydowanie to nadinterpretowałeś! - Zatrzymał się na kilka sekund, żeby przetrzeć oczy i wygasić resztkę śmiechu, która potrząsała nim całym. Kiedy ruszył, raźniej jakoś, bardziej dziarsko, przed siebie, z zachwytem w oczach spojrzał na próbującego wytrzymać jego powolne tępo, męczącego się z lotem w miejscu Kuro i stwierdził: - Nie spotkałem jeszcze żadnego poety i nie wiem, czy inni są do ciebie podobni, ale to bardzo ładne, co robisz. Nie pomyślałem nigdy o tym, żeby szukać głębi w najprostszych rzeczach - dodał ciszej po spuszczeniu głowy. Wziął głęboki wdech i otrząsnąwszy się z refleksyjnego tonu, wrócił do tematu: - No! To dużo prostsze, niż myślisz. Nauczyłem się tego od jakiejś małpy, która najprawdopodobniej ostatnim, co chciała zrobić, to mnie tego nauczyć. - Wypuścił z pyszczka jeden takt pobłażliwego śmiechu. - Szedłem dzisiaj rano wzdłuż rzeki. Większej od tej, innej. Wzdłuż brzegu wyczułem nowy zapach, właśnie tej małpy. Postanowiłem za nim pójść, pomyślałem sobie, że o! to mnie może zaprowadzić do jej zapasów, może do jakichś ciekawych rzeczy, więc poszedłem. Ale w pewnym momencie zapach się nagle urwał. Nie wiem, czy wiesz o tym, skoro jesteś ptakiem, ale to zawsze bardzo zaskakujące, kiedy zapach się nagle urywa, zwłaszcza małpy, kiedy nie ma w pobliżu żadnych drzew... Nawet z drzewami jest prościej, bo zapach wędruje wtedy po pniu i wiadomo, co się stało. A tak w dolinie? Przy rzece? - Wykrzywił wargi w podkówkę, wybałuszył oczy.
Skorzystał z okazji, że przechodził obok fragmentu brzegu, który wchodził w potok bardzo łagodnie. Ponieważ nie było potrzeby, żeby marznąć dalej, skierował swoje kroki w jego stronę z zamiarem wyjścia z wody. Potok zaczął bulgotać wokół jego łap agresywnie, zły, że nie udało mu się go wywrócić i ukarać tym sposobem za tę niewyobrażalną butę!
W czasie, w którym najpierw otrzepywał się, a potem odwracał za siebie, by spojrzeć na miejsce, w którym wszedł do wody, Kuro mógł myśleć nad odpowiedzią. Gyda nie potrzebował jednak jej usłyszeć, nie wymagał już od poety wpadnięcia na tak proste rozwiązanie, jakie on miał na myśli. Dlatego jak tylko strząsnął z siebie zimne krople wody i jego sierść stanęła na sztorc, upodabniając go do wielkiej szyszki, zapatrzony w jakiś punkt kilkadziesiąt metrów w dół łagodnego zbocza, po którym się piął, wyjaśnił sennym głosem:
- Mój zapach zniknął. Zabrała go woda.
Mrugnął. Uśmiechnął się. Popatrzył na Kuro.
- Więc jeśli powiedziałem, że nie jestem wyjątkiem i żyję w stadzie, teraz już powinieneś wiedzieć, jakim jestem przypadkiem.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#27
30-10-2016, 12:01
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Moja wypowiedź barwna i przerysowana wyolbrzymionym znaczenie rozbawiła Gydę. I dobrze. Moja sztuka, nawet tak spontaniczna, powinna przynosić radość i śmiech. Opowiastka piwnookiego chłopca była ciekawa. Byłem tylko ptakiem i dla mnie zapachy nie miały aż tak dużego znaczenia. Rozpoznawałem drapieżców, ładnie pachnące kwiaty, a podświadomie nawet trujące rośliny, które rozważanie omijałem, wiedziony instynktowną myślą. Młody lew opuszczał już rzekę, zatem i ja przysiadłem na brzegu, nie chcąc niepotrzebnie przemęczać skrzydeł. "Mój zapach zniknął. Zabrała go woda." Odnajdywałem w tych dwóch, krótkich zdaniach więcej znaczeń niż przypadkowy słuchacz mógłby nadać. Rozważałem je pod kątem filozowicznym, psychologicznym i egzystencjalnym, a jednocześnie mieszałem wszystko próbując znaleźć coś pomiędzy.
- Nie dam ci zapewne odpowiedzi, jaką masz na myśli. Ale sądze, że chcesz zniknąć... jak twój zapach.
Przez chwilę mierzyłem płowego chłopca od nosa, aż po czubek ogona. Nie zdziwiłbym się gdyby faktycznie chciał opuścić rodzinny dom. Czy jednak dla niego nadszedł już ten czas? Parsknąłem i skierowałem swój wzrok w kierunku rzeki. Otrzepałem pióra z wody, którą ochlapała mnie pędząca struga. Do głowy usilnie wpadała mi melodia, znana od dawna, a słowa same cisnęły się do dzioba. Nie widziałem większych powodów, by się wstrzymywać, zaintonowałem zatem piosenkę.
Gdy wchodzisz w rzeki nurt drugi raz,
wiedz, że to rzeka jest już nie ta,
bo woda ciągle płynie, wciąż się zmienia.
A gdyby jej prąd chciał ponieść nas
tam, gdzie bezkresna mgła
i odsłonić znany tylko nam z marzenia
ten za łukiem rzeki świat.
Ten za łukiem rzeki inny świat!

Przyzywa mnie
ten za łukiem rzeki świat,
daleki brzeg,
tam gdzie krzyki mew.
Lecz któż to wie,
co przyniesie jutro mi
ten za łukiem rzeki świat?
Co lśni.
Marzeń mych świat.

Przeczuwam go za pasmem gór
i tam gdzie wodospadów huk,
lecz ciągle słyszę ten rozsądku sygnał.
Rodzinny krąg, co trwały dom
wznieść dla mnie będzie mógł,
nie troszcząc się, że dziś go z serca wygnał.
Ten za łukiem rzeki świat,
ten za łukiem rzeki świat!

Przyzywa mnie
ten za łukiem rzeki świat,
daleki brzeg,
tam gdzie krzyki mew.
Lecz któż to wie,
co przyniesie jutro mi
ten za łukiem rzeki świat?
Ten za łukiem rzeki świat!

Czy mam wybrać prosty los
jak uparty bębna ton?
Mam porzucić wolę swą.
Czy sen najcudowniejszy zgasł?

Czy wciąż mi dajesz,
panie mych marzeń,
ten za łukiem rzeki świat?
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#28
31-10-2016, 00:07

- Dałeś mi idealną odpowiedź - zapewnił rubinowe oko Gyda z uśmiechem, którego nie stracił, odkąd przyozdobił weń swój pyszczek chwilę temu.
A później, w wybrzmiewającej między nim a Kuro ciszy, nieco się speszył i zakłopotał. Pogłębił mimiczne zmarszczki w policzkach zupełnie innym rodzajem uśmiechu. Zabłysł w spuszczonym na ziemię spojrzeniu wstydem. Chociaż obaj, i dziwogon, i on, dalecy byli od nazwania rzeczy po imieniu, powiedzieli dość, by wiedzieć o sobie całkiem sporo, by Kuro wiedział o Gydzie tyle, ile ten nie chciał komukolwiek powiedzieć, a na pewno nie teraz, nie tutaj, przedstawiwszy się nowym imieniem... Poeta! Czarny ptak nie powiedział jeszcze jednego, co robił jako bard, nie powiedział, że ma w zwyczaju nie tylko doszukiwać się głębi w prostych rzeczach, czynach i słowach, ale i odwrotnie - prostym słowom nadawać tę głębię ponownie, utraconą.
Poeta!
Może Gyda nim był, skoro odpowiedź Kuro uwierała go w trzewiach tym sensem, który nie został wypowiedziany na głos. Jakby własnych myśli, tak rzadko wypowiadanych na głos, było mu jeszcze mało...
Ruszył z miejsca, w górę zbocza, w tym samym momencie, kiedy z ptasiego dziobka wydobyły się pierwsze nuty piosenki. A ponieważ mówiły one o wejściu do wody, w której stronę się zbliżył, a ponadto Gyda nie spodziewał się dosłyszeć w słowach ptaka żadnej melodii, zatrzymały młodego lwa w jednej chwili. Lew zmarszczył brwi, zaskoczony tym, że kolejne słowa ulatujące z ciemnego dziobka łączą się ze sobą nie tylko logiką wypowiedzi, ale i logiką harmonii. Odwrócił łepek za siebie. Przytulił policzek do barku i wlepił jednocześnie zachwycone, jak i zdezorientowane spojrzenie w czarne piórka stroszące się na piersi Kuro w rytm zaczerpnięć przez śpiewaka tchu. Chwilę przypatrywał się jego delikatnej, ruchliwej sylwetce, oblewając się wstydem, którego Kuro nie miał w sobie ani okruszyny. Gyda miał go w sercu za siebie i za niego. I wątlał pod nim, karlał, przepełniany w tym samym czasie prawdziwym zafascynowaniem pięknymi słowami i tym, że biegną one jedno za drugim w rytm pieczołowicie tkanej przez głos ptaka melodii. Koniec końców nie wytrzymał. Odwrócił głowę w kierunku, w którym zamierzał jeszcze przed chwilą iść i bryknął, porywając się na jeden, dwa, trzy skoki przed siebie. Jego pyszczek płonął na siłę skrywanym uśmiechem. Łapy swędziały chęcią ruchu, a może nawet i tańca. Słowa ptaka zlały się z szumem potoku, na którego drugi brzeg Gyda zdecydował się przejść, razem z kolejnymi wersami piosenki pokonując jego nurt fortelem - przejściem po niezanurzonych kamieniach. A tam, kiedy już się znalazł, cicho zanucił do wtóru Kuro refren, ponieważ zapamiętał jego melodię. Ponieważ ta wygodnie rozsiadła się w jego sercu, ciepła i miła.
Nucił piosenkę cichutko, idąc w górę zbocza, jeszcze chwilę po tym, jak ptak ją zakończył.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Kuro
Samotnik
*

Gatunek:Dicrurus paradiseus Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:100 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 10

#29
31-10-2016, 14:10
Prawa autorskie: Gyda/Moni 158

Zakończyłem krótki utwór i z radością poderwałem się w górę, zostawiając za sobą kolejne pióro. Moja wena, moja muza! Natchnienie powoli wracało! Ach! Jak dobrze, że wyruszyłem w kolejną podróż. Gdybym został zapewne powoli i smętnie śpiewałbym te same pieśni, aż do całkowitego wypalenia. A tu? Nowe otoczenie, nowe istoty, nowe historie! To wszystko przywracało mi natchnienie, nadzieję na stworzenie kolejnych dzieł! Szybowałem za młodym lwem, dziwiąc się jak to los splótł nasze ścieżki, w tej chwili prowadzące w tym samym kierunku, w nieznane.
- Muszę tobie podziękować młody przyjacielu! Dzięki twojej osóbce doznałem natchnienia, jakiego brakowało mi dawno. Myślę, że tylko czekało na odpowiedni czynnik, aby się przebudzić. No i okazałeś się nim ty. A teraz wyruszać cza...!
Zamilkłem w pół słowa kiedy do mojej głowy przybyła myśl. Kolejne słowa przychodziły i niby kawałki układanki ustawiały się na swoim miejscu, a te nie pasujące odchodziły w zapomnienie. Zacząłem nucić pod nosem piosenkę, która wyrosłaa w mojej głowie z pojedyńczego nasionka natchnienia. Nie była pełna, ani kompletna ale pozwolić takiej szansie popaść w zapomnienie, to jak najgorsza zbrodnia.

To jasne, że już wyruszać czas,
Gdy świat dał wyraźnie ci znak.
Nad głową mieć słońce, lub pełno gwiazd,
By zrozumieć, że życie ma smak.


- Tak, to będzie dobry utwór.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

#30
31-10-2016, 22:46

*

Nastał wieczór. Skadim leżał na półce skalnej na brzuchu, odpoczywając w najlepsze po całym dniu intensywnego wysiłku. Brodę podpierał na skrzyżowanych przed sobą przednich łapach, tylne jak zostawił rozciągnięte za sobą, tak trzymał je nadal, bezsilne wobec zmęczenia, które masowało wszystkie jego mięśnie.
Wycieńczenie odbijało się na pyszczku młodego wędrowca błogim wyrazem; miało ciepłe dłonie, rozgrzewało i ciało, syte po udanym polowaniu na tłustego wielkoszczura, oraz uradowane pokonaną odległością serce. Podniecał je ponadto nieustannie, w rytmicznych pulsacjach mrugnięć, widok, który roztaczał się ze skalnej półki - na Śnieżny Las, przecinającą go krętą wstęgą Słoneczną Rzekę, a nawet Wąwóz. I maleńki na horyzoncie punkt - Lwią Skałę. Ostatnie promienie słońca spłynęły z jej czuba kilka minut wcześniej. Od tego momentu niebo stopniowo ciemniało. Na gwiazdy trzeba było jeszcze chwilę poczekać.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości