Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Fiołek Konto zawieszone Gatunek:Puchacz plamisty Płeć:Samiec Wiek:Średni Liczba postów:20 Dołączył:Lis 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 30 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 50 |
19-11-2016, 16:30
Prawa autorskie: Moje
Imię: Fiołek
Płeć: samiec Wiek: dorosły Gatunek: puchacz plamisty Historia: „Czym też może się zajmować sowa? Jakie życie prowadzić? Smakować w różnych gatunkach myszy czy tylko czyścić piórka?” - zacząłby pytać samego siebie przypadkowy lew, gdyby udało mu się za dnia wypatrzyć w gałęziach nastroszony kłębek czegoś, co nie jest korą drzewa... o! Oto sowa! „Tym się zajmuje, przecież widzę: udawaniem drzewa, spaniem, polowaniem, rozmnażaniem.” Fiołek nie obraziłby się za podobną odpowiedź. Nigdy w ciągu całego swojego życia nie aspirował do bycia pozbawionym pragnień cielesnych kamieniem, ba, jego młodość w gruncie rzeczy sprzedała swoją duszę diabłu rządz. Puszczony samopas charakter przybierał kształt Fiołkowych wygód, a granicząca z arogancją pewność siebie, inteligencja wykorzystywana do ironicznego popisu i dominujący charakter dokładały do aroganckiego ognia, który płonął za młodu w sowiej piersi. Gdyby jednak myślenie przypadkowego lwa było słuszne, znaczyłoby to, że arogancja, o której mowa, realizowałaby się tylko w kłótniach o zdobycz i naznaczałby ją mimo wszystko pewien prymitywny charakter na zasadzie: to moja mysz, oddaj mi mysz, nie myśl, że możesz zjeść moją mysz. Sęk w tym, że sowie życie jest tak samo (nie obrażając żadnej ze stron) złożone jak życie lwie, jeśli tylko znajdzie się takie miejsce, taki czas, takie sowy. To na przykład, że ptaki te nie są zwierzętami stadnymi znaczy tylko tyle, że nie śpią w jednej jamie. Intensywnie zasowiona ojczyzna Fiołka nie była wcale wyjątkiem od tej reguły, to znaczy wspólne spanie w jamie kategoryzowała jako perwersję lub, od biedy, jako fanaberię młodzieży, która przyniosła skądś na to nową nazwę - biwakowanie. Organizowała się sama z siebie w imię naturalnego porządku, po bożemu. Każda sowa mogła chcieć posiadać swój rewir zwany domem, bronić go, cieszyć się nim, częściej pospołu z małżonkiem lub małżonką, któremu przysięgała wierność na kamień, rzadziej samotnie, ciągle jednak swój. Mogła również uczestniczyć spotkaniach towarzyskich, które odbywały się na najwyższych drzewach i to nie tylko o północy, moje przypadkowe lwy, bowiem zdarzają się i sowy, które prowadzą dzienny tryb życia. Nie potrzebują one wtedy takich dużych oczu, więc widzicie - Fiołek do takich nie należy, ale i przeciągnięcie interesującej dysputy do późnych godzin porannych nigdy nie przysporzyło mu wielkich problemów zdrowotnych, jedynie niewyspanie. Zwłaszcza, że uczestniczył w takich przedpołudniowych, a nawet i popołudniowych spotkaniach towarzyskich dosyć często ze względu na wieloletnią znajomość z bardzo otyłym puszczykiem, który pracował na dzienną zmianę jako ochroniarz u pewnej szlarogłówki południowej, ekscentrycznej damy twierdzącej, że jej teren jest za dnia obkradany ze zwierzyny przez nieprzychylnych sobie sąsiadów. Dostawał za to jedną żabę tygodniowo. Fiołek nie dostawał nic, ale był zadowolony, że jego przyjaciel się nie nudzi. Jeśli obraz ojczyzny Fiołka, który nakreśliłam (krzywdząco pobieżnie) przed oczami przypadkowego lwa, jest chociaż trochę przekonywujący, na pewno przypadkowy lew zaczął się zastanawiać nad tym, co skłoniło Fiołka do opuszczenia swoich rodzimych stron i przylotu do krainy z sów praktycznie wyzbytej, przede wszystkim - obcej. Otóż poruszona wcześniej kwestia charakteru oliwkowego puszczyka ma w tej historii niebagatelne znaczenie, posłuchaj lwie. Fiołek był arogancką sową. Bardzo mądrą, osłuchaną w historiach z dalekich stron, ciekawą świata sową, ale przy tym też taką, która potrafiła swoją wiedzę wykorzystać do zgnębienia rozmówcy, chociażby samym spojrzeniem. Może potrzebował się w ten sposób dowartościowywać, ponieważ rodzice go nie kochali, może inna wydumana psychologia znalazłaby w jego przypadku zastosowanie, bądź co bądź był jaki był, ale się zmienił. Nie zmienił się z dnia na dzień, ugłaskało go słowami, że jest super, że nie musi nikomu niczego udowadniać, tak zwane życie. Precyzyjniej - małżonka. Wcale nie do rany przyłóż i głęboko rozumiejąca małżonka, tylko śliczna, większa od Fiołka (puszczykowym zwyczajem), brązowa Kamau. Kamau opiekowała się swoją matką w podeszłym wieku. To bardzo Fiołkowi zaimponowało. Ich małżeństwo trwało pięć lat. Kamau temperowała szorstkości w charakterze Fiołka, pomagając mu dochodzić stopniowo z sobą samym do porozumienia, podczas gdy Fiołek zapewniał Kamau poczucie bezpieczeństwa i pełną troski bliskość, których Kamau potrzebowała. Ich osobowości dostroiły się do siebie tak doskonale, że nikt nie wyobrażał sobie istnienia jednego bez drugiego. Ale malutka narośl, która pojawiła się pod skrzydłem Kamau, miała odmienne zdanie na ten temat. Miał wokół siebie przyjaciół, nie przestał uczestniczyć w patrolach i nie dał się zbałamucić myśli o tym, że zajęcie się czymś nowym (może malarstwem skalnym albo szkoleniem podlotków?) pozwoli mu odzyskać „pełnię szczęścia”. Wiedział, że przez najbliższe księżyce będzie mu bardzo ciężko i że już nigdy nie odzyska tego, co stracił. Był pewien, że jego życie wewnętrzne potrzebuje reorganizacji, ale na tę przyjdzie pora po żałobie. Potrafił nie tylko zdać sobie z tego wszystkiego sprawę, ale i uczynić swoje przypusczenia realnymi, realizując je punkt po punkcie. Był zbyt inteligentny, by dać się wywieść w polę swoim uczuciom, poza tym tego jednego, co otrzymał od Kamau - swojej dorosłości, nie stracił razem z nią. Spędził jeszcze wiele miesięcy w swojej ojczyźnie, zajmując się różnymi rzeczami. Żałoba była ciężką chorobą, która pozostawiła mu kilka pamiątek na całe życie, ale koniec końców z niej wyszedł, po prostu. Przyjaciele i znajomi ponownie odwzajemniali jego uśmiech, a nie zmartwienie. Jego piórka znowu zaczęły błyszczeć, a myśli nabierać straconego rozpędu, ponadto Fiołek zaczął wchodzić w nowy okres w swoim życiu - wiek średni. Nie można było jednak przypadkowym lwom nie wspomnieć o Kamau, opowiadając o przylocie oliwkowego puszczyka do Lwiej Krainy, ponieważ gdyby jego małżonka ciągle żyła, Fiołek przyleciałby tutaj razem z nią... a i przypadkowe lwy myślałyby, że ptaki nie kochają, tylko się rozmnażają. Ozdoby i ich pochodzenie: piękne nogi Regulamin przeczytany?: no Hasło wysłane?: no Akcept. |
|||
|
Alaba Konto zawieszone Gatunek:krokuta Płeć:Samica Wiek:2 lata Liczba postów:38 Dołączył:Lis 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 51 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 58 Doświadczenie: 5 |
28-11-2016, 12:13
Prawa autorskie: Ja
Imię: Alalba
Płeć: Samica Wiek: ok. 2 lata Gatunek: Krokuta Historia (minimum 5 zdań złożonych): Alaba przyszła na świat na skrawku nieurodzajnych ziem, w malej grupie hien. Większość starszych była surowa, chciwa i przepełniona nienawiścią do innych zwierząt. Być może starsi mieli coś wspólnego z hienami wypędzonymi z Lwiej Ziemi po śmierci Skazy, a być może była to zwyczajna międzygatunkowa nienawiść; Alaba nigdy się o tym nie dowiedziała. Jako mały, pogodny szczeniak nigdy nie rozumiała dlaczego ma kogoś nienawidzić za jego gatunek czy wygląd. Podczas migracji na przyjaźniejsze tereny beztroska mała hiena nieświadomie oddzieliła się od stada gnając za jakimś małym śmiesznym stworzonkiem i zapominając o całym świecie. Gdy zorientowała się, że została całkiem sama było już za późno na odnalezienie bliskich. Alaba była jeszcze podrostkiem, ale wiedziała już jak o siebie zadbać. Żałoba szybko minęła, w pewnym sensie Alaba czuła też ulgę, że wyrwała się z tamtego ponurego miejsca. Ozdoby i ich pochodzenie: Brak Regulamin przeczytany?: Tak Hasło wysłane?: już dawno :P Za tak urocze pędzelki na uszach leci instant akcept.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-11-2016, 12:13 przez Alaba.)
|
|||
|
Raziel Konto zawieszone Gatunek:Lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5,5 Liczba postów:2 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 80 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 65 |
02-12-2016, 20:45
Prawa autorskie: Rizuuki
Imię: Raziel.
Płeć: Samiec. Wiek: 5 lat i pół roku. Gatunek: Lew berberyjski. Historia (minimum 5 zdań złożonych): Raziel urodził się na ziemiach Szkarłatnego Świtu jako syn Bjorna oraz lwicy Matumaini. Związek ich był burzliwy, a ojciec postanowił odebrać lwicy nowonarodzone lwiątka. Te przeżyły jedynie, dzięki dobrotliwości Kami oraz jej córce Shirze, która wykarmiła głodne maluchy. W niewiedzy o swojej przeszłości, rosły, by stać się potężnymi samcami. Gdy zarówno on, jak i Kaiser osiągneli odpowiednie rozmiary opuścili oni ziemie stada i udali się na samotną wędrówkę. Raziel nigdy nie przepadał za towarzystwem brata. Lubił się wywyższać i dominować, lecz rozumem nie grzeszył. Przez to często wpadali w liczne tarapaty. Niemalże z ulgą usłyszał o pomyśle brata dotyczącego powrotu na tereny stada. W końcu wreszcie mógł pozbyć się tej wadzącej mu kuli u nogi. Sam także myślał o powrocie, lecz nie poinformował o tym brata. Odczekał dobrą chwilę, by samemu udać się w kierunku dawnej krainy Czterech Stad. Jednakże, nie skierował swoich kroków w stronę dawnych ziemi Szkarłatnego Świtu, a na Wolne Tereny. Nie zamierzał pchać się ponownie w to samo miejsce. Do ojca, który go nie szanował i nie kochał oraz do stada, gdzie nigdy nie pasował. Sam znajdzie należne mu miejsce i to bez siedzącego mu na karku Kaisera. Ozdoby i ich pochodzenie: Brak. Regulamin przeczytany?: Tak. Hasło wysłane?: Tak, jeszcze z konta Matumaini, Aresa czy któregoś z innych. //Avatar dodam później, ale zapis już złożę, bo później nie będę mieć czasu 1. Wyślij hasło jeszcze raz. Przez te lata regulamin trochę się zmienił, więc warto się z nim zapoznać. 2. Zamiast avatara możesz też zamieścić opis wyglądu w podpisie. 3. Pamiętaj też o statystykach. 1. Hasło wysłane. 2. Avatar jest. 3. Staty są. Ok, akcept.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-12-2016, 16:27 przez Raziel.)
|
|||
|
Firkraag Konto zawieszone Gatunek:Jeleń szlachetny Płeć:Samiec Wiek:6 lat Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:181 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 60 Doświadczenie: 105 |
05-12-2016, 10:44
Prawa autorskie: Askari, Talvedu'ul
Imię: Firkraag
Płeć: Samiec Wiek: 6 lat Gatunek: Jeleń szlachetny Historia (minimum 5 zdań złożonych): Firkraag był synem przywódcy i łani licówki, od narodzin wiązano w nim nadzieję, że będzie godnym następcą. Jego matka zginęła kwartał później z rąk drapieżników. Ojciec znalazł kolejną partnerkę, wkrótce czarny jelonek miał mieć młodszego brata przyrodniego. Stado jeleni miało swojego medyka, pawiana, z którym to Firkraag spędzał dużo czasu pobierając nauki na temat medycyny naturalnej. W wieku czterech lat przyszło mu zmierzyć się z młodszym bratem o kierowanie stadem. Przegrał i nie mógł przełknąć tej porażki. Jeszcze tej nocy udał się pod drzewo swojego mentora, chciał by ten poszedł z nim w miejsce rzekomo znalezionego rannego osobnika. Pawian zabrał swoją skórzaną torbę z medykamentami idąc przed czarnym bykiem. Gdy byli dość daleko by ktokolwiek ze stada mógł to zobaczyć lub usłyszeć Firkraag wykorzystał moment by przyszpilić małpę swoim porożem do drzewa. Patrzył jak uchodzi z niej życie, nie odwracając ani na moment wzroku. Nie było w nich agresji tylko bił z nich niesamowity chłód. Mając pewność, że znachor zginął, zabrał jego sakwę a zwłoki ukrył w gęstym kolczastym krzewie. Do stada wrócił gdy minęła jedna pełnia. Z udawanym żalem wszczepił w nich historyjkę, że medyk zginął podczas ich wyprawy. Nikt nie miał powodu by mu nie wierzyć. Wkrótce przystąpił do swojej dalszej części planu. Podstępem otruł swojego brata przywódcę, licząc, że tym razem to on będzie dowodził. Jakież było jego zdziwienie gdy wybrano na to miejsce całkiem innego byka, którego uważano za rozsądnego i silnego. Krew w nim zawrzała lecz nie dał po sobie tego poznać zakładając maskę obojętności. Odizolował się bardziej od stada, przebywając większość swojego czasu w jaskini. Tam też przeprowadzał eksperymenty na mniejszych zwierzętach. Testując swoje trucizny na ich organizmach. Do pozyskiwania ofiar wykorzystywał ich naiwność, który to roślinożerca podejrzewałby drugiego, że będzie chciał go wykorzystać do tak makabrycznych celów. Tym bardziej, że cały las wiedział, że jest on dodatkowo znachorem. Firkraag wiedział, że długo nie utrzyma swojej mrocznej tajemnicy. Wyruszył pod pretekstem zbioru medykamentów. W rzeczywistości pozbierał smaczne owoce, za którymi przepadały jelenie. Nazbierał ich wystarczająco by potem wymoczyć w silnej truciźnie. Duża ilość owoców zamaskowała zapach czyhającej w nich śmierci. Całą zawartość wysypał na polanie przed stadem, tłumacząc, że przyniósł im witaminy. Każdy zjadł ich przynajmniej parę. Nie trzeba było również czekać długo na efekt, śmierć tej nocy zebrała ogromne żniwo. Firkraag opuścił rodzinny las uważając że, skoro on nie mógł zostać liderem to nikt nim nie będzie. Ozdoby i ich pochodzenie: Sakwa ze skóry na medykamenty. Regulamin przeczytany?: Tak. Hasło wysłane?: Tak. Akcept. |
|||
|
Loki Duch Gatunek:Likaon Pstry Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:27 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 53 Zręczność: 53 Spostrzegawczość: 54 |
07-12-2016, 03:25
Prawa autorskie: Salvathi, tło Disney
Tytuł pozafabularny: Najcieplejsza Dama
Imię: Loki
Płeć: Samiec Wiek: 5 lat Gatunek: Lycaon pictus Historia (minimum 5 zdań złożonych): "Jestem tutaj... Jestem tutaj! Dlaczego mnie nie szukasz? Zgubiłeś się? Pomogę ci znaleźć drogę! Chodź do mnie! Chodź do mnie... Nie uciekaj! Berek? Gonię cię! Złapie cię...! M-A-M C-I-Ę!"
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zabłądzić w absolutnej ciemności? Błądziłeś na oślep i jedyne czego pragnąłeś to wydostać się z tej bezdennej otchłani, wołałeś o pomoc... ale nikt nie przyszedł. I wtedy, nagle...! Słyszysz głos, woła cię, obiecuje pomoc. Kto to woła? Dziecko, samica, samiec? Dla każdego ten głos brzmi inaczej, lecz pewne jest, że ktokolwiek za nim podąży... nigdy już nie wraca. Loki urodził się w zwykłym stadzie dzikich afrykańskich psów na sawannie. Przeciętne życie, przeciętnego członka watahy. Z pozoru owszem ale nie do końca. Całe życie samca, od jego zachowania, po jego postawę, to wierutne kłamstwo. Loki zawsze nieco odstawał od reszty. Dziwne zielone oczy, samiczy głos. On jednak nie wydawał się tym przejmować. Udzielał się w życiu stada, miał przyjaciół i kochającą rodzinę. Oczywiście ze względu na swoją inność miał też paru prześladowców ale oni... zginęli. Jedyny, który przeżył opowiedział niewiarygodną i niesłyszaną wcześniej historię. Powiedział, że on i jego towarzysze włóczyli się, jak to młodzi, po sawannie, kiedy zapadał już zmrok. Pamiętał głos, głos który ich wzywał. Naiwni i omotani podążyli za nim i to doprowadziło ich do zguby. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyli nieszczęśnicy były zielone oczy ogromnej bestii, która sprowadziła na nich zagładę w postaci hordy wygłodniałych szakali. Ocalały jednogłośnie został okrzyknięty wariatem, a śmierć paru młodszych likaonów, nieszczęśliwym wypadkiem. W końcu, kto uwierzy młodzikowi, który ledwie co osiągnął dojrzałość w opowieść o hordzie szakali! Takie coś najzwyczajniej w świecie nie mogło się stać. Loki jako jedyny wydawał się wierzyć w tę opowieść. Po całym zajściu podszedł do swojego byłego oprawcy, by z nim porozmawiać, być może dodać otuchy. Lecz to co powiedział tylko bardziej wzbudziło w drugim samcu lęk. "Może nie powinieneś się więcej naśmiewać z cudzych zielonych oczu? Mijały lata, a zielonooki likaon coraz bardziej pogrążał się w swoim oszustwie. Kłamał, zmyślał, manipulował innymi, by zdobyć to czego chciał. To czego jednak najbardziej pragnął, nieograniczoną wręcz satysfakcję czerpał z widoku, jak inni pogrążają się w bólu i agonii przez jego mniejsze i większe oszustwa. Lecz czasami uchodzili świadkowie, a im więcej się ich robiło tym bardziej wiarygodna stawały się historię na temat jego prawdziwego charakteru. W wieku 5 lat Loki opuścił stado, a raczej to stado opuściło jego. Przez przykry wypadek z watahy 30 likaonów nie przeżył nikt poza nim. A zielonooki odchodził od trupów swojej byłej rodziny z uśmiechem na pysku. Rozpocznie budowanie sieci kłamstw, swojego manipulacyjnego imperium gdzie indziej. I tym razem nie popełni tych samych błędów... Żaden świadek nie może się wymknąć, żadna prawda o nim nie ujrzy światła dziennego. "Chodź do mnie! Chodź do mnie! Chcesz zagrać w grę?" Ozdoby i ich pochodzenie: Brak Regulamin przeczytany?: Yup Hasło wysłane?: Yup Akcept. |
|||
|
Chonge Konto zawieszone Gatunek:Hiena cętkowana Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:34 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 96
Siła: 70 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 5 |
08-12-2016, 19:28
Prawa autorskie: SirOutlaw - base, Disney - kolory, Ghalib - rozmiar
Imię: Chonge.
Płeć: Samica. Wiek: Trzy lata. Gatunek: Hiena cętkowana. Historia (minimum 5 zdań złożonych): Przodkowie Chonge należeli do tego samego stada hien, co Shenzi, Banzai i Ed, ale to było dawno. W ciągu lat, które upłynęły od tamtych czasów, stado hien opuściło Cmentarzysko Słoni. Jedynie rodzice Chonge zostali, a to dlatego, że byli bardzo przywiązani do swojego domu, mimo trudnych warunków, jakie tam panowały. Dlatego właśnie brązowooka hiena przyszła tam na świat. Chonge od zawsze była inna od swojego rodzeństwa. Nie miała nic przeciwko lwom, a na dodatek była z natury samotniczką, mimo, że hiena to zwierzę stadne. Jej bracia i siostry często jej dokuczali, aż w końcu samica miała dość i odeszła. Wędrowała przez rok, nieraz wdając się w walki z innymi hienami, lwami, szakalami i innymi zwierzętami. W końcu przybyła tutaj i postanowiła zostać, bez względu na wszystko. Ozdoby i ich pochodzenie: Brak. Regulamin przeczytany?: Tak. Hasło wysłane?: Tak, z innego konta. Akcept. |
|||
|
Zevran Konto zawieszone Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 67 Zręczność: 81 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 30 |
24-12-2016, 14:46
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek
Imię: Zevran, dla przyjaciół Zev.
Płeć: Samiec Wiek: Rok Gatunek: Lew Historia (minimum 5 zdań złożonych): Urodził się na jałowej części sawann, stosunkowo daleko od opływających w luksusy krainy czterech stad. Życie jakie wiódł było dość przeciętne. Matka Zevrana była jedną ze starszych lwic w małym samiczym stadku, która uległa pokusie namiętnej nocy z przybyszem o czarnej jak noc sierści. Oprócz niego na świat przyszła jeszcze dwójka jego sióstr i to one były głównie źródłem rozrywki dla Zevrana, pomijając inne lwice, które były dla niego takimi ciotkami. Nie za bardzo przejmował się faktem, że nie miał ojca przy sobie - w stadku nie było żadnego samca, prócz starszego od niego kuzyna, któremu ledwo grzywa okrywała kark. Z czasem jednak zaczęło mu przeszkadzać, zaczął myśleć o sobie w szerszym zakresie, był bardziej świadomy i też bardziej świadomie podchodził do kwestii swojego pochodzenia. Wypytywał matkę, która była dla niego niczym bogini - wiedziała o wszystkim, umiała prowadzić stadko, zawsze wiedziała gdzie pójść by trafić na zwierzynę - po prostu jakby była bogiem lwów. Udało się ją w końcu przydusić, żeby wyjawiła dość niechętnie opowiedzianą prawdę - o strzępkach wspomnień ciemnego lwa bez grzywy, który dość szybko się zawinął, odchodząc w dalszą podróż. Powiedziała tylko to co sama wiedziała, że ten lew jest stamtąd, gdzie pośród pustkowi wyrasta skała podobna do lwa. Przestrzegała jednak, że Zevran jest tylko gówniarzem, za młodym by cokolwiek wskórać. Ale jemu to nie dawało spokoju. Minęło kilka bezsennych nocy, w których wyobrażał sobie swojego ojca - jaki on był, dlaczego zostawił matkę, skoro jest dobrą lwicą, czy Zevran jest chociaż trochę do niego podobny i wiele innych pytań miał do tej osoby. Uciekł kolejną z któryś nocy, w której nie mógł się wyspać, wspominając tylko rodzeństwu o tym, że idzie szukać. One już wiedziały kogo. I tak młody Zevran, w wieku jedenastu miesięcy opuścił rodzinny dom, wyruszając na poszukiwania swoich odpowiedzi. Ozdoby i ich pochodzenie: Brak. Regulamin przeczytany?: Tak. Hasło wysłane?: Tak. No plz, od czasu Fuvu nic się w regulaminie nie zmieniło :I Akcept. |
|||
|
Karati Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Podrostek Liczba postów:102 Dołączył:Gru 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 25 Zręczność: 30 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 20 |
31-12-2016, 21:32
Prawa autorskie: Autor: Salvathi, tło Disney, kropki ja
Imię: Karati Kuona Hisia
Płeć: samica Wiek: 5 księżyców Gatunek: lew Historia (minimum 5 zdań złożonych): Urodziła się w stadzie, które nie miało nic wspólnego ze stadami krainy czterech stad. Każdy potrafi w jakimś stopniu - mniejszym lub większym - wyczuć emocje innych osób. U Karati zdolność ta okazała się bardzo rozwinięta. Stado uznało to za dar od Duchów i okrzyknęło ją Widzącą. Ale nie miała prostego życia. Wciąż prześladowały ją cierpienia innych. Stała się przez to doroślejsza niż wskazywała jej liczba księżycy. Pewnego ranka obudziła się bardzo wcześnie. Coś jej mówiło, że musi uciekać. Zerwała się do biegu i dobrze zrobiła - ledwo zdążyła oddalić się na bezpieczną odległość, przybyło obce stado i rozpoczęła się bitwa. Biegła i biegła, nękana cierpieniami jej bliskich, aż w końcu znalazła się w krainie czterech stad... Ozdoby i ich pochodzenie: tatuaże - trzy czarne kropki na każdym z policzków. Zrobiła je szamanka stada w którym się urodziła. Regulamin przeczytany?: tak Hasło wysłane?: tak, z innego konta Postacie nie mogą wykazywać żadnych nadnaturalnych zdolności. Czy Ty masz na myśli zwykłą rozwinięta empatię czy jakąś telepatię? Nie miałam na myśli żadnego czytania w myślach. Bardziej coś w stylu empatii. Akcept.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-01-2017, 16:06 przez Karati.)
|
|||
|
Liessa Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:14 miesięcy Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:20 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 33 Zręczność: 40 Spostrzegawczość: 47 Doświadczenie: 5 |
03-01-2017, 03:25
Prawa autorskie: jo // Disney tło
Imię: Liessa
Płeć: ona Wiek: 14 miesięcy Gatunek: lew tudzież lwica Historia (minimum 5 zdań złożonych): od zawsze była inna. Mniejsza od rówieśniczek, brzydka, dziwna. Przydługawy ogon z kędzierzawą końcówką, aż za dobrze rozwinięta błona odblaskowa w jej niebieskich ślepiach--stąd białe źrenice, i nieprzeciętny wzrok w każdych warunkach. Od małego była raczej na uboczu, odrzucana i wyśmiewana przez pozostałe lwiątka, jak to z dziecięcą okrutnością bywa. I jak to bywa w życiu, jest też sierotą, ojciec nigdy nie był przy niej i matce, a jej obrończyni zginęła podczas polowania. Liessa jako 3 miesięczne młode przeżyła tylko dzięki miłości i determinacji ciotek, te jednak nie mogły zapewnić jej wsparcia którym obdarzyć ją mogła jedynie rodzona matka. Liessa była wiecznie sama, a za przyjaciela miała jedynie kilka głazów w grocie zmarłej matki, do których mówiła jak do żywych istot. Pewnego dnia obudził ją podmuch wiatru, i u wejścia do groty zobaczyła ogromnego ptaka wpatrującego się w nią. Nim zdążyła się do niego zbliżyć ten odleciał, ale poza grotą lwiątko natknęło się na tego samego ptaka, znieruchomiałego na ziemi. Był ranny, więc Liessa nie zastanawiała się długo i zaczęła wylizywać rany orła, nie zdając sobie sprawy, że ptak był już martwy. Oddaliła się na chwilę po kawałek mięsa które przyniesiono jej dzień wcześniej, ptak jednak stanął przed nią nim mogła do niego wrócić, i położył przed nią małe pióro. Od tamtej pory byli nierozłączni, ale Liessa nie rozumiała dlaczego inni ignorują jej pierzastego przyjaciela, tak ogromnego i majestatycznego. Mimo to towarzystwo orła dodało jej nieco pewności siebie, ale nadal była szybko gaszona przez rówieśników. Mimo iż nie potrafiła porozumieć się z ptakiem, była pewne że ten rozumie jej słowa bez problemu, po prostu on nic nie mówił. Pióro, które jej dał wydawało się być dla niego ważne, dlatego Liessa wplątała je w kędzierzawą końcówkę ogona, by mieć je zawsze przy sobie. Orzeł pokazywał Liessie różniste ciekawe rzeczy, nawet takie które na początku ją przerażały - chociaż widziała je już wcześniej, dopiero wtedy zdała sobie sprawę że rozmyte, półprzezroczyste i lekko świecące obłoczki miały kształty zwierząt, nawet lwów i antylop. Przestawała je widzieć kiedy mrużyła oczy, a kiedy próbowała ich dotknąć, te odsuwały się lub umykały niczym gazele. Młoda nie zdawała sobie sprawy z tego że ma do czynienia z duchami, a im dłużej zwracała na nie uwagę, tym wyraźniej je widziała. Liessa całkiem niedawno odkryła, że niektóre z tych istot nie chcą za nią podążać, a niektóre wręcz przeciwnie, gnały za nią kiedy bawiła się znalezionymi kośćmi, albo pędziły za nimi kiedy wrzucała je do rzeki. Liessa została wypędzona ze stada przez kuzynów i kuzynki dla żartu, ale ona, zaszczuta, potraktowała to poważnie. Uciekła, wmawiając sobie że tak będzie lepiej, że to jej własna decyzja i że to dla jej własnego dobra, ale raczej w to nie wierzy. Tak dotarła tutaj, i postanowiła zatrzymać się w okolicy, bo przecież nie można uciekać cały czas, a jest już wycieńczona i głodna. Ozdoby i ich pochodzenie: piórko zbłąkanego orła filipińskiego wplątane w końcówkę ogona (niewidoczne) Regulamin przeczytany?: i wypalony w sercu Hasło wysłane?: num z bjurna czy kogoś tam Akcept.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-01-2017, 18:50 przez Liessa.)
|
|||
|
Zalika Konto zawieszone Gatunek:Lampart Płeć:Samica Wiek:5 lat Liczba postów:24 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 62 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 5 |
03-01-2017, 21:33
Prawa autorskie: tigon
Imię: Zalika
Płeć: samica Wiek: 5 lat Gatunek: lampart Historia (minimum 5 zdań złożonych): Jej historia rozpoczęła się na wysuniętych poza Krainę bagnistych terenach. Tam przyszła na świat jako jedno z trójki młodych. Od pierwszych chwili życia była zupełnie inna niż jej rodzeństwo. Wykazywała się niezwykłą dominacją i chęcią władania wszystkim i wszystkimi. Nie była jednak przesiąknięta złem. Nie od małego... Pierwsze pół roku minęło jej i reszcie jej rodziny bardzo rajsko, wręcz błogo. Nic nie naruszało ich terenów, każde polowania się udawały, a młode się uczyły. Niestety jednego z feralnych dni podczas pogoni za impalami kocięta nie mogły dogonić matki ścigającej potencjalną ofiarę. Wybrały złą drogę i... brat Zaliki - Zaharyf padł ofiarą krokodyla. Siostry nie były w stanie mu pomóc, były za małe i bezradne. Gad pochłonął ich jedynego brata bardzo szybko, a z resztą jego ciała znikł w odmętach mętnej wody. Matka Zaliki i Zaelli znalazła ocalałe córki i od razu domyśliła się co stało się z jej jedynym synem. Nie chciała narażać pozostałej części miotu jaki pozostał przy życiu, więc podjęła bardzo ryzykowną decyzję i wraz z młodymi lamparcicami udała się na południe w kierunku odległych sawann i urodzajnych ziem. Udało się dotarły na cel i tam przeżyły kolejne beztroskie pół roku. Wtedy sprawy ponownie się skomplikowały. Okolicznemu stadu lwów nie odpowiadała obecność rywali walczących o zwierzynę. Pewnej nocy podczas, gdy matka udała się na łowy bestie ruszyły jej tropem i goniły bardzo długo. Ostatecznie wyszła z tego z poważnymi ranami, ale żyła. Zalika wiedząc iż to sprawka lwów bardzo się rozgniewała i niemal nie popełniła błędu. Chciała udać się do tych krwiopijców i zamordować ich, co nie należało do rzeczy wykonalnych w jej wieku. Jednolatka była nadal zbyt wątła i mała. Z dnia na dzień z mentorka było coraz to gorzej i gorzej. Jej potomstwo nie chciało pozostawić rodzicielki samej sobie, toteż nie opuszczały jej nawet na chwilę, co odbiło się na ich wyglądzie. Schudły i osłabły. Głód i chęć przeżycia zmusiły je do pierwszego samodzielnego polowania, które oczywiście się im udało. Jednak gdy wróciły z gazelą zastały w kryjówce całe lwie stado. Siostry natychmiast udały się na pobliskie drzewo i z wysokości obserwowały egzekucję jaką lwy przeprowadzały na ich nauczycielce. Były bezradne, nic nie mogły, nie były w stanie jej bronić. Zmarła na ich oczach. W sercach młodych kocic zrodziła się niezwykła nienawiść do gatunku jaki pozbawił je najważniejszej w życiu postaci. We dwójkę nie wiodło się im najlepiej, ale w jakiś sposób wiązały koniec z końcem, przechodząc kolejne ciężkie susze i napady lwiego stada. Działając w ukryciu i stale uciekając przed wrogiem dożyły trzech długich lat. Ich ścieżki coraz rzadziej się splatały i same widywały się około dwóch razy na miesiąc. Usamodzielniły się i postanowiły założyć własną rodzinę. A przynajmniej obie próbowały tak mocno jak tylko mogły. Zaella zdobyła partnera i w porównaniu do żyjącej w samotności Zaliki doczekała się własnych kociąt. Nie pozwalała zbliżyć się do nich nawet na krok nikomu. Nawet ich własnej ciotce, której zależało na poznaniu siostrzeńców. Pewnego deszczowego dnia Zalika zakradła się do malców i wreszcie poznała całą piątkę maluszków. Były tak podobne do swojej babci i zmarłego wuja... Radość lamparcicy nie trwała jednak za długo. Zjawiły się lwy, znowu... Zaskoczona ich obecnością kocica nie widząc co robić chwyciła w pysk jedno z młodych i ukryła go na drzewie. Chciała wrócić po resztę, jednak jedna z lwic była szybsza i dopadła się do młodych. Tego wytrzymać żadna samica by nie potrafiła. Toteż cętkowana zaatakowała lwią królową, by obronić siostrzeńców. Podczas pojedynku inne lwy rzuciły się na młode lamparty. Zrozpaczona ciotka znalazła się w potrzasku. Odniosła wiele ciętych ran na całym ciele, jednak wykorzystała moment nieuwagi lwa i zabrała mu z pod nosa kolejnego malca. Wspięła się z nim na drzewo ledwo unikając pazurów oponentów. Udało jej sie uratować dwójkę dzieci siostry, ale nie miała pojęcia, iż ta właśnie wraca do domu. Lwy odeszły, a Zalika zniosła młode na ziemię. Wtedy zjawiła się Zaella. Nie zastanawiając się wcale, widząc ciała martwych dzieci i cała brudną od krwi siostrę nie czekała długo i od razu wzięła ją jako zazdrosną zabójczynię. Zaatakowała siostrę i w ten oto sposób ich więź się przerwała. Większa z sióstr odeszła z terenu drugiej poddając się w walce. Nie zdołała się nawet wytłumaczyć. Rozgniewana samica ruszyła w stronę rzeki. Tam kryjówkę i dom miały małe lwiątka. Cętkowana wpełzła doń i wybiła cały miot, rozszarpując ciała lwiątek na strzępy. Zalika zmieniła się w jednego z największych potworów. Niedługo po tym incydencie wyruszyła w podróż na odległe południe, by zostawić za sobą smutek, żal i łzy. Po dwóch trudnych latach męczącej, żmudnej wędrówki dotarła do Krainy Trzech Stad i postanowiła zostać tu na dłużej. Nie wiedziała tylko, że tereny te w większości należą do lwów i to one sprawują rządy nad tymi ziemiami. Ozdoby i ich pochodzenie: Kilka niewidocznych, małych, zarośniętych sierścią blizn na karku i barkach. Regulamin przeczytany?: Tak Hasło wysłane?: Z innego konta Akcept. |
|||
|
Wendigo Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 63 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 9 |
14-01-2017, 18:41
Prawa autorskie: Av: Askari
Imię: Wendigo
Płeć: Samiec Wiek: 6 lat Gatunek: Lew Historia (minimum 5 zdań złożonych): Historia Wendigo nie jest czymś, czym można się pochwalić. Jego rodzina należała do dawnej Złej Ziemi, matki nigdy nie poznał a jego ojciec był dla niego wszystkim. Pewnego dnia stało się coś, czego nikt nie przewidział. Część stada się zbuntowała, stała się krwawa rzeź którą przeżyło niewielu, w tym Wendigo i jego ojciec. Postanowili uciec i żyć daleko od ich nowych wrogów, których kiedyś uważali za braci. Żyli w oddali od innych lwów w ukryciu, jednak na dłuższą metę to nie zadziałało. Jak Wendigo miał 9 miesięcy, pozostali członkowie ich dawnego stada ich odnaleźli i postanowili zaatakować. Ojciec zauważył ich w oddali, schował Wendigo do dołka i przykrył go liśćmi. Ostatnie słowa które Wendigo usłyszał, to że ma nigdy nie ufać innym lwom, a szczególnie stadom. Mały Wendigo siedział w dołku i czekał, ale w końcu głód wygrał i ostrożnie wychylił głowę z kryjówki. Gdy się upewnił że nikogo nie ma, wyszedł i zaczął szukać ostatniego członka rodziny, po drodze polując na małe zwierzęta. Życie i jego długa wędrówka nauczyły go dobrze się skradać i dbać o siebie, jednak historia pozostawiła ślad w jego psychice. Stał się podejrzliwy, cichy i niebyt lubi obecność wielu lwów. Czasem lubi także rzucić jakąś sarkastyczną odpowiedzią na niezbyt przemyślane pytanie. Ozdoby i ich pochodzenie: Blizna po lewej stronie pyska, pamiątka po niezbyt udanym polowaniu. Regulamin przeczytany?:Tak. Hasło wysłane?:Tak. W historii naszego forum Zła Ziemia upadła wiele lat temu, miej to na uwadze. Acz może chodzić o jakąś inną Złą Ziemię. ;P I wpisz poprawnego autora avatara. Ten rysunek narysowała Grincha: http://www.deviantart.com/art/Disney-Vil...r-45921452 Kiedyś miałem na innym forum postać należącą do Złej Ziemi, to dlatego. A autor awatara już zmieniony. Nadal nie widzę u Ciebie wpisanego poprawnego autora avatara. Chodzi o pole Prawa autorskie. Już powinno być dobrze. Coś musiałem źle kliknąć i i się nie zapisało. Ok, akcept.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-01-2017, 22:36 przez Wendigo.
Powód edycji: Poprawki
)
|
|||
|
Tene Samotnik Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 77 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 22 |
17-01-2017, 16:41
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik
Imię: Tene
Płeć: lwica Wiek: 4 lata Gatunek: Lew Afrykański Historia: Dzieciństwo upłynęło jej w gronie rodzeństwa z którym często rywalizowała o uwagę rodziców jak i pozycje. W wieku kilku miesięcy straciła matkę, która po prostu nie wróciła z polowania, od tego momentu dla Teny i jej braci oraz sióstr najważniejszy stał się ojciec. Zajął się nimi jak najlepiej potrafił, próbował zrekompensować im brak matki. Rodzeństwo dorosło w gronie stada, w którym żyła cała rodzina i pod opieką ojca, do którego bardzo się przywiązało. Tene udało się znaleźć partnera, od którego odeszła w chwili narodzin ich martwego lwiątka, o co obwiniła samca, wtedy też zamknęła się w sobie, a swojego byłego zniechęciła skutecznie do siebie. Po jakimś czasie pogodziła się z bolesną stratą. Pewnego dnia, podczas samotnego polowania, lwica usłyszała ryk ojca jak i obcego lwa, kierowana dźwiękiem dotarła na miejsce w którym jej ojciec toczył walkę z innym, obcym dla niej lwem. Z początku tylko obserwowała, kibicując w duchu ojcu, ale kiedy on zaczął przegrywać wtrąciła się, atakując obcego lwa. Niestety na próżno, bo choć udało jej się uratować ojca, zmarł po kilku dniach z powodu obrażeń. Po pamiętnej walce, Tene pozostały blizny, jak i ból po stracie najważniejszej w jej życiu osoby. Rozpacz lwicy po woli przerodziła się w nienawiść do mordercy. Skupiła się na jego odnalezieniu, znikała przez to coraz częściej ze stada, zaczęła mieć na tym punkcie obsesje i stała się bardziej nerwowa niż przedtem. Znalazła go po pół roku, okazało się że jest przywódcą stada. Obserwowała go, czekając na odpowiedni moment, ledwo powstrzymała się od ataku, rozsądek podpowiedział jej że nie da sama mu rady. Wróciła do domu, chcąc zasiać w sercach rodzeństwa nienawiść do ów lwa, jaką czuła ona sama. Namówiła ich niedługo potem by wyruszyć pomścić ojca. Któreś nocy odłączyli się od stada, Tene zaprowadziła ich do zabójcy. Razem napadli go, zabijając bezlitośnie, długo się nad nim pastwili nim skonał. Rodzeństwo Tene jednak nie zamierzało na tym poprzestać, mimo sprzeciwu siostry, nie posłuchało jej. Po kilku atakach z zasadzki i morderstwie kilku lwic, bez udziału Tene, doszło do tego że zamierzali zabić też lwiątka. Tene, kierowana wyrzutami sumienia, złością i własnymi poglądami próbowała wybić im ten pomysł z głowy, ale na próżno, bo jeden z braci skutecznie buntował resztę, namawiając ich do złego. Zezłoszczona rzuciła się na niego, prosto do gardła. Skąpa, rosnąca dopiero grzywa brata nie uchroniła go od kłów siostry. Tene zaskoczyła wszystkich, w tym siebie, uciekła przerażona zaraz po tym wydarzeniu, mając w pamięci martwe spojrzenie brata. Nie zamierzała już tam nigdy wrócić, zapomnieć o przeszłości i zacząć nowe życie, wyruszyła więc w podróż, która doprowadziła ją aż tutaj. Ozdoby i ich pochodzenie: brak Regulamin przeczytany?: Tak Hasło wysłane?: Tak Akcept. |
|||
|
Chamsin Konto zawieszone Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:4,5 Liczba postów:12 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie:
Siła: 68 Zręczność: 62 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 5 |
23-01-2017, 00:53
Prawa autorskie: Autor: Ja
Imię:Chamsin
Płeć:Samiec Wiek:4,5 Gatunek: Lew afrykański Historia
Chamsin tak naprawdę nie znał swoich rodziców, jego ojciec zmarł długo przed jego narodzinami a matka krótko po nich przez rany odniesione w walkach o terytorium. Wychowaniem Chamsina prawie całkowicie zajmował się jego dziadek Habdugan przywódca stada.
Stado Chamsina było nietypowe ponieważ liczyło wiele dorosłych samców (nie zrozumcie źle, nie było tam samych samców XD) i ogólnie było naprawdę duże. Z czasów szczenięcych nie pamięta wiele poza tym że jego stado cały czas było w ruchu albo walczyło z innymi stadami, więc większość dzieciństwa pamięta z perspektywy noszonego w pysku dziadka tobołka, niż małoletniej sielanki. Mijała jego druga wiosna kiedy sytuacja na terytorium jego stada można było uznać za stosunkowo stabilną wtedy też całe stado osiedliło się niedaleko rzeki która przepływała przez znaczna część Afryki a która przy ujściu była nazywana Słoneczną Rzeką. To wtedy poznał swego Dziadka nie tylko jako małomównego wodza patrzącego w przyszłość, ale również jako cierpliwego, opiekuńczego, rodzica i nauczyciela, ponieważ to właśnie od niego Chamsin nauczył się najważniejszych rzeczy w życiu. Takich jak walczyć, kiedy, a kiedy nie, i że najcenniejszą rzeczą jaką można posiadać jest właśnie stado i chodź czasem jest trudno zachować spokój i odpuścić, to jest to warte zachodu bo to utrzymuje stado razem. Kiedy Chamsin miał trzy lata był już w stanie dobrze polować w grupie a czasem nawet sam, i dobrze określał swoje położenie co przydawało mu się w kolejnych miesiącach, ponieważ razem z innymi młodzianami w stadzie pod dowództwem jednej z lwic miał za zadanie patrolowanie terenów stada które swoją drogą do małych nie należały, ale jak niektórzy mogą wiedzieć im większa zdobycz tym więksi się na nią porwą. Zaczęło się to gdzieś w pierwszych miesiącach czwartego roku jego życia, tereny stada zaczęły być nawiedzane przez pojedyncze lwy czasem dwu trzy osobowe grupy lecz co ciekawe żadne z tych lwów nie robiło nic co mogło by sprowokować walkę. Kiedy chciało się do nich podejść lub odezwać, uciekały, ale nie w panice i popłochu lecz spokojnie z oczami które śledziły każdy twój ruch . Chamsin zgłaszał to swemu dziadkowi a on słusznie wzmacniał patrole lecz na to co nastąpiło nikt nie był przygotowany. W pewną ciemną noc na teren stada weszła prawdziwa lwia armia, która co najmniej trzykrotnie przekraczała liczbę dorosłych osobników w stadzie Chamsina. Zaatakowali od dwóch stron od wschodu i północnego zachodu. Walka była trudna lecz wyszkolone lwy i lwice ze stada, zgrabnie odpierały wroga. Niestety pod osłoną nocy trzecia grupa napastników obeszła centrum walki by bezpośredni zaatakować leżę którego bronił Chamsin wraz z resztą młodzików. Walka była cokolwiek nierówna, ale po takiej bitwie można było się tego spodziewać. Odział Chamsina został rozbity, ostatni rozkaz jaki usłyszało od swojej dowódczyni to -Wiać! Do cholery! (prawdziwy bust morale) On sam znalazł się w pozycji dość patowej. Oddzielony od reszty grupy przyparty do urwiska rzeki i otoczony przez wrogów miał w głowie dwa pomysły: zachować się jak tchórz i skoczyć do rzeki mając nadzieje na to że nie utonie albo nie nadzieje się na gałęzie lub walczyć i zginąć przynajmniej z honorem. Takowej decyzji podjąć nie zdążył gdyż wrzask jego dziadka przebijającego się przez tłum napastników, rozwiał jego wątpliwości: Chamsin! Skacz! Masz żyć! Chamsin uśmiechnął się. Wybacz ale tego rozkazu nie... Nie dokończył, ponieważ jeden z wrogich lwów miał przeciwne zdanie i okazał się bardzo pomocny przy wykonaniu polecenia wuja. Skoczył na Chamsina spychając go do rzeki. Chamsin ledwie zdołał wypłynąć na powierzchnię lecz nie był wstanie oprzeć się rwącemu nurtowi rzeki. Młody lew niesiony nurtem ledwie utrzymywał się nad wodą próbując cały czas dopłynąć do najbliższego brzegu, lecz bez skutecznie. Utrzymując się nad powierzchnią wody bezradnie obserwował jak urwisko z którego dobiegały jeszcze ciche już odgłosy walki oddalało się coraz bardziej i bardziej. Lecz to nie był koniec jego kłopotów, nagle nurt zaczął raptownie przyśpieszać i zanim Chamsin się obejrzał był już w powietrzu spadając z wodospadem wprost do zbiornika, w którym spotykały się aż trzy sezonowe wodospady. Po dłuższej chwili mielenia wody udało mu się znów wypłynąć na powierzchnie, lecz był wykończony, i nie był w stanie utrzymać się zbyt długo na powierzchni, ale szczęście go nie opuszczało, nie daleko od niego z nurtem płynął pień zwalonego drzewa, Chamsinowi ostatkami sił udało się go chwycić, płynął więc w ten sposób by zaoszczędzić siły do wypłynięcia na brzeg. Ozdoby:------
Regulamin przeczytany?: Przeczytany!
Hasło wysłane?: Tak
Akcept
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24-01-2017, 22:35 przez Chamsin.)
|
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości