Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Wendigo Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 63 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 9 |
18-01-2017, 21:22
Prawa autorskie: Av: Askari
Wendigo wstał po chwili i podszedł do rzeki. Wziął parę łyków i postanowił zostawić hienę. Powoli zaczął się oddalać swoim spokojnym chodem, w oddali zauważył innego lwa kierującego się w stronę rzeki lwa. Nie wyczuwając wrogich intencji obcego lwa, skierował się tam gdzie go nogi zaniosą.
zt |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
26-01-2017, 00:57
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Gdyby lwica wypowiadała wszystkie swoje myśli na głos, to w najłagodniejszym przypadku dostałaby solidnie po łbie za brak kultury. W najbardziej tragicznym zaś, ktoś o słabej woli mógłby ją solidnie sprać lub poranić za tak niecenzuralne odzywki. Na szczęście, dla siebie, lwica myśli pozostawiała niewypowiedziane w głębi umysłu, no i nikogo jak się by mogło zdawać w pobliżu nie było. Em była zmęczona, długą wędrówką, a także spotkaniem z upierdliwą Księżycową lwiczką. Przez tą młodą wciąz porządnie swędział ją grzbiet. Tak mamrocząc pod nosem brązowa znachorka dotarła do brzegu rzeki. Widząc pieniącą się wodę zastygła w bezruchu sparaliżowana sprzecznymi uczuciami, strachem i wielką potrzebą pragnienia.
|
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
05-02-2017, 01:01
Prawa autorskie: Własne
Krocząc wzdłuż rzeki, kontynuując tułanie się po wielkiej, nieznanej mu dżungli, natrafił właśnie na Emę. Z początku zwolnił kroku, aż w końcu całkowicie przestał przebierać łapami, przyglądając się jej z uwagą z odległości co najmniej kilku metrów. Widząc jej dziwne zachowanie, znachor odłożył swoją liściastą torbę na ziemię i zapytał, unosząc nieco łeb ku górze, tak samo jak i uszy.
-Hej? Wszystko w porządku?- Jego głos był spokojny i opanowany, a wyraz pyska łagodny.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
07-02-2017, 05:03
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Może i znachor nie miał złych zamiarów, a i głos jego wydawał się spokojny to niestety trafił akurat na Em. Kiedy tylko dobiegł do niej samczy głos, strach przed rzeką, czy ogólnie wodą, nie miał teraz żadnego znaczenia, gdyż pojawił się o wiele potężniejszy, strach przed samcami. Brązowa lwica przylgnęła do ziemi, niby szykując się do skoku i wydawała z siebie ostrzegawcze pomruki.
- Nawet się nie waż do mnie podejść! Tylko tyle usłyszał Vincent zanim kawowogrzywa znachorka odeszła na bezpieczną odległość, najpierw podnosząc woreczek z pręgowanej skóry, który wypuściła z pyska, by wyrzucić z siebie to jakże piękne ostrzeżenie. Dystans między dwoma lwami był... no dość spory. Zapewne czarny samotnik musiałby teraz nieźle się nakrzyczeć, aby zostać usłyszanym przez zielonooką medyczkę. Ta zaś, wciąż co chwila zerkając na nieznajomego w nerwowym odruchu, zabrała się za zbieranie ziół, po które się tu wybrała. Zbliżyła się do zielonego krzaka, a krzew ów był cały obrośnięty czerwonymi, kulistymi owocami. W pierwszym porywie, spowodowanym chęcią jak najszybszego ulotnienia się stąd, Em zamierzała po prostu odgryźć sporą gałąź cisu, bo tak właśnie się ów zioło nazywało, i zabrać ją ze sobą. Na szczęście w porę przypomniała sobie o tym jak bardzo trująca jest to roślina. Zamiast więc chwytać ją szczęką po prostu chwyciła niezdarnie gałąź miedzy dwie łapy i wykręcała ją nieporęcznie pod wszystkimi kątami, póki ta nie oderwała się od krzaka z cichym trzaskiem. Wtedy to znachorka powyginała gałąź tak, by połamać ją na mniejsze części i razem z owocami wtoczyć do otworzonego wcześniej woreczka. Po tej całej operacji lwica w błyskawicznym podskoku odwróciła się z powrotem do czerwonookiego, znów jeżąc każdy włos na swoim ciele. + 2x
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-02-2017, 02:15 przez Ema.)
|
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
07-02-2017, 20:42
Prawa autorskie: Własne
Z początku, uśmiechając się do niej łagodnie, zaczął powoli iść w jej stronę, jednak gdy ta nagle wydarła się w jego stronę, Vincent położył uszy po sobie, a jego delikatny uśmiech zaczął powoli znikać z jego pyska. Ściągnął delikatnie brwi, zastanawiając się, o co może chodzić lwicy. Może była uprzedzona do takich jak on? Może kogoś jej przypomina lub może jest po prostu lękliwa z natury i swój strach okazuje agresją...? W głowie znachora zaczęły pojawiać się przeróżne myśli na temat zachowania brązowej lwicy... Czuł też, że na spokojną rozmowę nie ma za bardzo co liczyć, skoro ta była rozdrażniona i jakaś podenerwowana. Przysiadł sobie, czekając aż odejdzie na jakąś odległość, komfortową dla niej. Wtedy też dostrzegł jak podchodzi do jakiegoś krzewu, a wcześniej kładzie na ziemi jakąś torbę. Machnął zainteresowany ogonem i zapytał donośnie.
-Czy mnie oczy nie mylą, czy to cis, nieznajoma?- I znów się uśmiechnął, przyglądając się z jaką delikatnością zabiera się za zerwanie gałązki. Nie robiła tego w taki sposób, jaki zrobiłyby to lwy nie znające się na tej trującej roślinie... Czyżby też mają jakąś wiedzę na ich temat? W sumie... Również nosiła ze sobą jakąś torbę, tak jak on.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
18-02-2017, 02:07
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Przyglądała się znachorowi podejrzliwie wciąż jeżąc się i warcząc. Vincent nie był niczemu winny, poza tym że był samcem, w dodatku czarnym. Jedyną rzeczą odróżniającą go od paru bliskich znanych Em osobników odróżniało go biała gwiazdka i białe ubarwienie pyska. A i te oczy... czerwone przerażające oczy. Przy takim wyglądzie i pierwszym, niespodziewanym podejściu lew ów nie miał niestety żadnej szansy na rozmowę z zielonooką. Uprzedzona, przerażona i podejrzliwa przez doświadczenia w swoim życiu, grzywiasta nie potrafiłaby mu teraz w najmniejszym stopniu zaufać. Ba! Nie ufała w nawet najmniejszym stopniu członkom jej domniemanej "rodziny", a co dopiero komuś całkiem obcemu. Ignorując więc całkiem pytanie z strony Vincenta medyczka przesunęła się bliżej kolejnych potrzebnych jej roślin. Mianowicie znienawidzona przez brązową rzeka, praktycznie tak jak każe większe źródło wody, zapewniała ziołom tutaj rosnącym doskonałe warunki. Podenerwowana samica szybkim ruchem łap zaczęła zgarniać liście mięty, rosnącej nieopodal cisu, do torby, a to poskutkowało ich dość mocnym pomięciem. Nieważne, najwyżej ususzy tę partię. Następnie, wpierw upewniwszy się czy czarny demon stoi dalej w miejscu lub chociaż nie zmniejsza swojej odległości od niej zabrała się za wykopywanie korzenia kolejnej wykorzystywanej w medycynie, a raczej trucicielstwie rośliny. Po paru ciężkich minutach, wszak lwie łapy nie były stworzone do kopania, udało jej się wydobyć spod miękkiej ziemi korzeń Lulka Czarnego. Zgarnęła też parę innych części tej rośliny, przydadzą się. Miała w zamiarze zebrać jeszcze parę owoców Kigeli ale nie było już na to czasu, ani nie chciała dłużej przebywać w towarzystwie nieznajomego. I tak siedziała tu zbyt wiele czasu. Włożywszy wszystkie rzeczy do, nabrzmiałej już teraz, torby lwica zamarła. Podczas chowania ziół i trucizn do torby spuściła czerwonookiego na chwilę, dosłownie sekundę. Jednak to wystarczyłoby mu na zbliżenie się, prawda? Em bała się podnieść głowę, spojrzeć w jego stronę, zapewne tylko po to żeby dostrzec iż jego już tam nie ma i przekonać się, że stoi tuż za nią.
+ 2x
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18-02-2017, 02:15 przez Ema.)
|
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
19-02-2017, 17:29
Prawa autorskie: Własne
Bardzo nie spodobał mu się fakt, że lwica go ewidentnie zignorowała. Od razu wykreślił sobie szkic jej osobowości w myślach. A skoro ona go olała - on zrobi to samo, łamiąc jej "prośbę". Ruszył w stronę cisu, sam chcąc go trochę zerwać dla siebie.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
22-02-2017, 22:47
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Przez dłuższą chwilę, cisza. Em nie słyszała lecz gdy samiec, lekko podirytowany ruszył w kierunku trującego krzewu, brązowa lwica z przerażeniem odskoczyła do tyłu. Teraz stała zdębiała nie wiedząc, czy warczeć, a może atakować? Czego ten czarnuch chciał, że nagle zaczął podchodzić? Zapewne czegoś od niej ale czego, znachorka już nie potrafiłą wymyślić. Albo raczej nachodził ją okropne i przerażające myśli. Zielonooka lwica potrzebowała paru chwil aby otrząsnąć się z tego otępienia. Potrząsnęła gwałtownie głową i ryknęła w stronę starszego samca. Nie zaatakowła jednak, a miast tego... złapała w pysk swój worek z ziołami, odskoczyła szybko do tyłu, odwracając się przy tym i ruszyła jak z kopyta przed siebie, nie czekajac na reakcję czerwonoookiego. A biegła, jakgdyby nie było tam tylko jednego lwa, lecz całe stada demonów siedziały jej na ogonie. Po przerażonej i podenerwowanej medyczce z Królestwa Mgły i Popiołu pozostał tylko kurz i ślady po pazurach, w miejsu z którego Em wybiła się do sprintu na złamanie karku.
//z.t |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
24-02-2017, 23:26
Prawa autorskie: Własne
Vincent jedynie spojrzał za brązową lwicą dosyć obojętnie. Skoro chciała uciekać - niech biegnie, może czegoś się bała? A nawet jeśli - Znachor nie był w stanie określić, czym była owa rzecz, której Ema tak bardzo się przestraszyła i zaczęła uciekać jak najszybciej się da. Ale nie przejmując się tym - zerwał trochę cisu dla siebie, potem to samo zrobił z liśćmi mięty i czarnym lulkiem. Owe rośliny również były mu potrzebne. Po tym - ruszył w dalszą podróż.
[ZT] +2x Cis +2x Liście Mięty +2x Czarny Lulek
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-03-2017, 20:32 przez Vincent.)
|
|||
|
Imbali Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:63 Dołączył:Kwi 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 25 |
15-04-2017, 22:36
Prawa autorskie: avatar: ja, sygnatura: Teatr Muzyczny Capitol
Piękne, doprawdy piękne miejsce. Odpowiednie na postój. Choć w sumie Imbali'emu było wszystko jedno, czy akurat stoi czy idzie. Czy można więc mówić tu o postoju? Tak to już bywa, gdy nie ma się określonego celu. Jest się wtedy tak cudownie wolnym.
Spory lew skierował się w stronę rzeki. Całe jego ciało podrygiwało w rytm nuconej w myślach piosenki. Pochylił głowę, zamaczając przy tym połowę swojej grzywy, i nieśpiesznie napił się wody, a potem jak stał, tak przewrócił się na grzbiet. Westchnął głęboko. Jak to dobrze, że odeszli od tych sztywniaków ze stada.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-04-2017, 23:09 przez Imbali.)
|
|||
|
Sarina Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata Liczba postów:88 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 60 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 20 |
16-04-2017, 06:48
Prawa autorskie: RoseQuartzBases (Avatar), Nine-NeckFur (Sygnatura) | Moja obróbka (all)
Od kiedy już tak wędrowała wzdłuż rzeki? Nie potrafiła tego powiedzieć? Parę dni? Tygodni? Czas tak sobie leciał, że nawet nie zwracała na to uwagi. Dni po prostu zlewały się w tej monotonii. Z pewnością wiedziała jedno. Była już w tej podróży od dość dawna. Była to wędrówka, która miała nadzieję zabierze ją z powrotem do domu. Z perspektywy czasu żałowała w ogóle, że go opuściła. Zwłaszcza bez żadnego słowa! Z pewnością będzie się musiała komuś z tego tłumaczyć jak wróci. O ile wróci. Z początku jak zaczęła iść wzdłuż rzeki kilka tygodni temu to nie wiedziała nawet czy to ta właściwa. Rzeka Życia. Jeśli pamięć ją nie myliła to powinna była ją zabrać z powrotem do lwiej krainy. Nadzieja w niej została odnowiona gdy zaledwie parę dni temu dostrzegła w oddali wzgórza z jaskiniami. Rozpoznawała je i wiedziała dzięki temu, że idzie we właściwym kierunku. Wciąż jednak czekała ją dalsza podróż nim osiągnie ziemie swojego stada. Tak oto trafiła w to miejsce. Szła wzdłuż brzegu w odległości kilkunastu metrów od rzeki. Co jakiś czas kątem oka mogła zauważyć jakieś zwierzę po drugiej stronie rzeki korzystające z chwili czasu, by napić się wody. Niekiedy też po jej stronie brzegu, lecz zazwyczaj ją po prostu ignorowano. W końcu i ona musiała się na moment zatrzymać, by się napić. Taka długa wędrówka wprawiała niejedną osobę w pragnienie. Może nawet i głód! Na szczęście Sarina jadła niedawno, więc powinno jej to wystarczyć przez pewien czas. Podeszła do rzeki, schyliła się, zamoczyła pysk mniej więcej do połowy i wypiła tyle wody na ile czuła, że potrzebuje w tym momencie. Wyciągnęła następnie pysk i oblizała się, by jej z niego nie kapało. Ruszyła następnie dalej. Stop! Zatrzymał ją dość niecodzienny widok. Dla niej z pewnością! W pewnej odległości z przodu przy rzece stał lew. Również korzystał z tej chwili, by się napoić. Chyba nie był sam... To był kierunek w którym musiała iść jeszcze przynajmniej przez kilka dni, może krócej, więc wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała Sarina czego ma się spodziewać. Wierzcie lub nie, ale od dawna nie miała ona kontaktu z żadnym innym lwem. Pewnie, widziała lwy z oddali, lecz była z natury nieufna. Nie mając pewności czego się spodziewać poza lwią krainą po prostu starała się unikać innych przedstawicieli swojego gatunku. Tak czy siak po paru minutach znajdowała się już we względnie bliskiej odległości. W międzyczasie przyszło jej do głowy, że przecież musi zapytać o drogę. Miała prawie stuprocentową pewność, że idzie we właściwą stronę i co to za rzeka, ale przecież nikt nie jest nieomylny, prawda? Musiała mieć pewność, a to wymagało, by zagadać do kogoś kompletnie obcego. Niepewnie więc podeszła bliżej lwa. Oczywiście starała się nie pokazywać po sobie tej niepewności.
-Przepraszam...- wpierw postanowiła zwrócić jego uwagę. Mimo wszystko manier nie straciła przez ten rok. Zakładając, że lew odwrócił się w jej stronę to kontynuowała dalej. -Cześć... znaczy witam... czy mógłbyś mi pomóc? Wiesz może co to za okolica?- zadała w końcu swojego pytanie i jedyne co mogła dalej zrobić to tylko czekać na reakcję nieznajomego. Miała nadzieję, że jakoś źle się to dla niej nie skończy. Niestety nigdy nie było wiadomo.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-04-2017, 06:49 przez Sarina.)
|
|||
|
Imbali Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:63 Dołączył:Kwi 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 25 |
16-04-2017, 08:45
Prawa autorskie: avatar: ja, sygnatura: Teatr Muzyczny Capitol
Spod półprzymkniętych powiek obserwował falujące na wietrze liście. Woda cudownie obmywała jego grzbiet. Czegóż chcieć więcej? Aż tu nagle do jego chwili błogości wdarł się głos. I to z pewnością nie był Banjo! Odwrócił łeb na tyle, by móc się właścicielowi głosu przyjrzeć. Lwica. I to do tego całkiem ładna lwica. Może trochę młoda, ale co tam. Uśmiech nie musiał pojawiać się na jego twarzy, bo był tam juź wcześniej. Teraz jedynie się poszerzył.
- Cześć Przewrócił się na bok, by zaraz potem podnieść się do pozycji stojącej. Otrzepał się (co i tak niewiele dało) i podszedł dziarsko do lwicy. - Ta okolica? To rzeka, a wokół rzeki zielsko. A co? Szukasz czegoś czy może się zgubiłaś? |
|||
|
Sarina Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata Liczba postów:88 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 60 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 20 |
16-04-2017, 09:56
Prawa autorskie: RoseQuartzBases (Avatar), Nine-NeckFur (Sygnatura) | Moja obróbka (all)
Przez moment zdawało jej się, że nieznajomy wyglądał jakby zobaczył ducha. Wyglądało na to, że był tu zupełnie sam, lecz może właśnie czekał teraz na kogoś. Nigdy nie wiadomo, a ona nie zamierzała o to pytać. Przynajmniej nie teraz. Zdziwienie malowało się na jej pysku na widok przewalającego się na bok lwa.
-Wybacz, jeśli cię przestraszyłam.- stwierdziła, ponieważ szczerze mówiąc tak to właśnie wyglądało. Na szczęście samiec podniósł się z ziemi i otrzepał w mgnieniu oka. Przyglądała mu się cały czas. Z natury nie była ufna wobec obcych, więc po prostu starała się zachowywać czujność w każdej możliwej chwili. Odpowiedź lwa nie była do końca tym czego oczekiwała. Pytanie skierowane do niej dało dużo do myślenia. Szuka tu czegoś? Tak, chyba tak. Nie zamierzała jednak wdawać się z nim w szczegóły, których nie musiał znać. -Powiedzmy, że szukam. Słyszałeś może o miejscu zwanym Lwią Skałą? Albo może orientujesz się co to są za ziemie?- zwróciła się ponownie do lwa. W międzyczasie dużo też myślała o dalszej wędrówce. Jako jeszcze niespełna roczne lwiątko często wymykała się poza tereny stada, więc trochę już tu okolicy poznała. Oczywiście zawsze tym rozwścieczała Ayumi, która martwiła się zawsze, gdy Sarina tak znikała. Brązowookiej przyszło bowiem teraz coś do głowy. Jeśli rzeczywiście była to Rzeka Życia to wystarczyłoby, że skierowałaby się stąd w stronę wschodzącego słońca i powinna w końcu trafić dokąd zmierzała. Problem jednak byłby, gdyby pomyliła rzeki i ta była niewłaściwa. Po prostu nie wiedziała i to ją trochę przerażało. Musiała chyba zasięgnąć wiedzy od napotykanych zwierząt, by zorientować się gdzie to się znajduje, bo już sama nie była tego do końca pewna.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-04-2017, 10:01 przez Sarina.)
|
|||
|
Imbali Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:63 Dołączył:Kwi 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 25 |
16-04-2017, 10:17
Prawa autorskie: avatar: ja, sygnatura: Teatr Muzyczny Capitol
Samiec spojrzał na lwicę z ukosa.
- Przestraszyłaś? Zaśmiał się krótko. Dobre sobie. Skąd ona w ogóle była, że tak dziwnie gadała? No tak... Lwia Ziemia... pewnie to jakieś stado. I do tego, sądząc po sposobie wypowiadania się najprawdopodobniej jego członkini, bardzo sztywne stado. - Wiem tylko, że te ziemie są znakomitym miejscem na odpoczynek Znów się zaśmiał. Podszedł jeszcze kroczek bliżej lwicy i przysiadł na ziemi. Obdarzył ją życzliwym spojrzeniem. - Myślę, że moglibyśmy ci pomóc. Nie żartował. Nie ważne, czy ją znał, czy nie. Każdy zasługuje na pomoc. |
|||
|
Sarina Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata Liczba postów:88 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 60 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 20 |
16-04-2017, 11:31
Prawa autorskie: RoseQuartzBases (Avatar), Nine-NeckFur (Sygnatura) | Moja obróbka (all)
Czy wciąć w ogóle należała do stada? Miała taką nadzieję, że może przyjmą ją z powrotem, ale z drugiej strony miała swoje obawy. Zawsze w końcu może być zupełnie inaczej niż się tego spodziewała. Słysząc jego śmiech uspokoiła się trochę. Sprawiał wrażenie raczej kogoś z kim można normalnie pogadać. Uśmiechnęła się więc lekko z ulgi.
-Z pewnością wyglądałeś jakbyś zobaczył ducha. Nie martw się, nie jestem duchem.- odparła w jego kierunku już tak trochę luźniej. Rzeczywiście czasami potrafiła na niezłą sztywniarę wychodzić, ale to tylko dlatego, że wpierw musiała się poznać na kimś. To znaczy przekonać się z kim ma konkretnie do czynienia. Uwaga lwa odnośnie tych terenów zainteresowała Sarinę. Brzmiało to jak coś co można było powiedzieć o ziemiach, których szukała. Może więc jednak była na dobrym tropie. Kolejne zdanie samca zainteresowało ją jeszcze bardziej. Sugerowało ono, że faktycznie nie był tu sam lub czekał na przybycie kogoś mu znanego. -"My"? Czekasz tu na kogoś?- spytała się rozglądając wokół. Na razie nikogo w pobliżu nie widziała, ale mogła mieć jedynie nadzieję, że kimkolwiek była osoba na którą czekał lew była choć w połowie tak przyjacielska. Pozory rzecz jasna mogą mylić, ale miała dobre przeczucie. Z drugiej strony mały alarm w jej głowie wciąż ostrzegał by jednak uważać.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-04-2017, 11:33 przez Sarina.)
|
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości