♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#16
05-02-2017, 17:40
Prawa autorskie: Własne

-Chyba...?-
Powtórzył od razu za czarnogrzywym lwem, przyglądając mu się pytająco. Gdy zbliżył się do nich jeszcze o parę kroków wyczuł jakąś taką... Dosyć ciężką atmosferę. Czyżby przerwał im w ważnej rozmowie? Najwyraźniej...
-Uhm... Przepraszam, jeśli wam przeszkodziłem.-
Powiedział od razu, jak tylko poczuł na sobie ich ślepia. Przysiadł nieopodal nich, kładąc liściastą torbę na trawie, między swoimi łapami.
-Nie miałem tego na celu.-
Dodał jeszcze, zanim Wendigo zwrócił uwagę na miejsce, w którym właśnie się cała trójka znajdywała. Vincent uśmiechnął się skromnie.
-Tak... Przyznam Ci rację, nieznajomy.-
Posłał mu ciepłe spojrzenie, podczas gdy jego ogon przeciął mgłę zaraz za jego plecami.Westchnął cichutko i wtem do jego uszu dotarło pytanie szarej lwicy. Znachor przeniósł na nią swój wzrok i uśmiechnął się ponownie.
-Zioła i inne przydatne mi rzeczy. Jestem Znachorem, zwą mnie Vincent.-
Przedstawił się przy okazji
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

#17
05-02-2017, 20:06
Prawa autorskie: Av: Askari

Obserwował lwa jak się zbliżał. Próbował wyczuć czy obcy miał jakieś złe zamiary, ale spokojne zachowanie lwa nie wzbudzało nic podejrzanego. Gdy usłyszał jego kolejne słowa, machnął lekko ogonem.
- Nie przeszkodziłeś w niczym, tak się po prostu ganialiśmy, w ciut głośnego berka. - Odpowiedział żartobliwie, lekko się uśmiechając jednym kącikiem ust. Słysząc pytanie Tene, spojrzał dokładniej na torbę. Dla niego wyglądała na zwykłą torbę z jakimiś roślinami w środku, nie znał się, więc nie wiedział do czego mogą one służyć. "Zioła i inne przydatne mi rzeczy." Więc chyba był medykiem, tak Wendigo się przynajmniej zdawało.
- Jestem Wendigo, najzwyklejszy w świecie lew który szuka czegoś co można nazwać domem. - Rzekł, przenosząc wzrok na Vincenta. Zastanawiał się co go tutaj jeszcze spotka zanim łapy go poniosą gdzieś indziej.
Tene
Samotnik
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 22

#18
06-02-2017, 11:45
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik

Obijała ziemie ogonem, wpatrując się na zbliżającego lwa spode łba. Nie wyglądał na takiego co by coś kombinował, ale nigdy nie wiadomo. Wyprostowała się nieco, nadal siedząc na ziemi i rozciągając przy tym zbyt spięte mięśnie. Wciąż nie spuszczała wzroku z przybysza, Wendigo też miała na oku, ale z racji tego że już chwilę ze sobą przebywali i po tych wszystkich przeżyciach, była mniej podejrzliwa wobec niego. Przemilczała przeprosiny Vincenta, jedynie bardziej stukając ogonem o ziemie i łypiąc na niego przez chwilę bardziej złowrogim wzrokiem, nie chciała okazywać teraz swojego gniewu, mimo że ten rozpierał ją od środka. Szybko zmieniła minę na bardziej neutralną, starała się przynajmniej.
Na odpowiedź Wendigo lekko przewróciła oczami, ale uznając jego wersje, lepsza taka niż żadna, a ona i tak nic bardziej sensownego by nie wymyśliła.
- Dokładnie, to tak dla rozluźnienia atmosfery... - dodała z lekka ironicznie.
"Ciekawe co to są, te inne przydatne rzeczy?" przeszło jej przez myśl po odpowiedzi znachora. Miał coś do ukrycia, tak przynajmniej sądziła. I był znachorem. Tene poczuła żal na wieść o tym, w jej dawnym stadzie nie było znachorów, ani medyków, nie ważne jak ich nazywano i ile kroć o nich wspominano, ale po prostu nie było nikogo kto by leczył, nikt więc nie pomógł jej ojcu gdy umierał. Zacisnęła kły, na moment, powstrzymując się przed ich odsłonięciem.
- Tylko słabi potrzebują medyków - przegadała gniewnie pod nosem, zaciskając zęby, ale na tyle że dało się to usłyszeć: - Ja na ten przykład, nie potrzebowałam nikogo i co? Żyję - podniosła się z ziemi, po to by lepiej było widać jej blizny. Doskonale pamiętała jak bardzo dokuczał jej ból, gdy się goiły. W czasie, kiedy była ranna, pewnie nie pogardziłaby pomocą znachora, a teraz szydziła z niego, ukrywając swój ból po śmierci ojca.
- To taki niewdzięczny zawód ratować słabeuszy - dodała jeszcze kpiąco, siadając momentalnie na ziemi, przez co wzbiła kurz w powietrze, omiotła podłoże ogonem, odwracając na chwile głowę w bok, warknęła przy tym. Oba lwy miały cel w życiu, a Tene żyła tylko po to by żyć i wmawiała sobie że tak jest dobrze. Będąc samemu nikogo się nie zrani, a to ostatnio przychodziło jej z łatwością. Tylko że od zawsze żyła wśród lwów i ta potrzeba bycia przynależnością do grupy, nie zniknęła od tak, ciężko było jej przywyknąć do samotnego trybu życia, pomimo że samotne polowania nie stanowiły dla niej problemu.
- Bez urazy - dodała niedbale, nawet nie patrząc na rozmówce, choć wciąż była czujna i zaraz potem ponownie wróciła do niego wzrokiem. Obaj się przedstawili, jednak Tene nie miała takiego zamiaru. Choć normalnie nie zależałoby jej by to ukryć, imię jak imię, ale Wendigo wiedział o jej niechlubnym zabójstwie, przez jej własną głupotę, a jeśli teraz poznałby i imię, to łatwo było by je "splamić krwią" brata, którego zabiła, już wystarczy że pewnie zapamięta jej wygląd.
- Skoro znasz się na tym zielsku, są rośliny powodujące halucynacje? - zapytała, zastanawiając się jaka będzie odpowiedź, jeśli Vincent ma coś wspólnego z tym co działo się tutaj, to na pewno nie przyzna się, chociaż... Wtedy mógłby pozbyć się podejrzeń, tylko skąd mógł wiedzieć że coś widzieli? W ogóle nie wyglądał na takiego, za jakiego podejrzewała go Tene, co dawało pewne wątpliwości, ale mógł doskonale udawać, choć lwica wiedziała że to nie takie łatwe, jeśli udaje, popełni w końcu jakiś błąd, na co tylko wyczekiwała, nie potrzebnie.
[Obrazek: 9mZeEiZ.png]

Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#19
06-02-2017, 17:22
Prawa autorskie: Własne

Najpierw przedstawił mu się Wendigo, którego opis samego siebie wprowadził Vincenta w małe zamyślenie. Westchnął po chwili cicho na jego słowa i posłał mu mały uśmiech.
-Nie myśl tak, Wendigo... W każdym jest coś wyjątkowego. Nie wiem, co wyróżnia Ciebie... Nie znam Cię na tyle, abym mógł Ci o tym powiedzieć. Przepraszam.-
Odparł cicho, by po zapytać się go o kolejną rzecz, z resztą o której czarnogrzywy sam wspomniał.
-Skąd pochodzisz? Gdzie był twój dom?-
Zapytał spokojnie, patrząc mu prosto w oczy, chcąc jakby znaleźć odpowiedź w jego spojrzeniu, które w tym momencie było chyba nieco podenerwowane i zestresowane. Tak samo było chyba i z Tene. Z taką jednak różnicą że ona była jeszcze czymś wyraźnie rozgniewana... A przynajmniej tak myślał znachor, gdy na nią spoglądał. Nie musiał z resztą długo się zastanawiać, bo odpowiedź przyszła sama. Już rozumiał... Głupio było mu się jej teraz nawet przyjrzeć. Blizn miała mnóstwo... Popatrzył jej w oczy ze współczuciem, wzdychając cicho.
-Przykro mi, nieznajoma... Przykro mi, że nikt Ci nie pomógł, kiedy tej pomocy potrzebowałaś... Czujesz w sercu ogromną niesprawiedliwość? Mam takie przeczucie...-
Zapytał nieco niepewnie, nie chcąc nadepnąć na jakiś czulszy punkt lwicy. Westchnął.
-Jest to zrozumiałe... Jednak powiem Ci, że pomocy czasem potrzebuje każdy... Przyjęcie jej nie jest słabością.- Uśmiechnął się do niej ciepło.
-Może i zawód niewdzięczny... Ale mi radość sprawia właśnie pomaganie innym.-
Przytaknął jej twierdząco, spoglądając na nią wciąż z lekko uniesionymi kącikami pyska. Jego nastawienie się do nieznajomych mu lwów nie zmienił się. Wciąż był spokojny i opanowany.
-Co do roślin... Tak. Są takie. Skąd takie pytanie...?-
Posłał lwicy dosyć zdziwione spojrzenie. Po co jej wiedza o takich roślinach...?
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

#20
06-02-2017, 21:14
Prawa autorskie: Av: Askari

Gdy usłyszał słowa Vincenta opuścił nieco łeb patrząc się w ziemię, widział że jest nikim. Jego wzrok znów stał się pusty, wyglądał jakby był zagubiony.
"Skąd pochodzisz? Gdzie był twój dom?" Gdy to usłyszał, podniósł wzrok na Vincenta z lekkim zdziwieniem. Zawahał się przez chwilę, zastanawiając się czy odpowiedzieć czy nie. Ciekaw był dlaczego obcego lwa interesowała jego przeszłość.
- Nikt mnie o to nie pytał. - Zrobił krótką przerwę, po czym dodał:
- Dawno temu żyłem w terenach daleko stąd w niewielkim stadzie, byli dla mnie jak rodzina. Jednak pewnego dnia coś się stało, i stado się rozpadło. Mi i ojcu udało się uciec, lecz po pewnym czasie on też zaginął. I w ten sposób pojawiłem się tutaj. - Gdy wspomniał o stadzie, można było zauważyć w jego oczach lekki błysk. Nie chciał się rozgadywać, miał wrażenie że nikt go nie chce słuchać. Słysząc słowa Tene, zaczął się zastanawiać dlaczego jest tak podejrzliwa. Może to był obcy lew, ale nie sprawiał wrażenia złego. A nawet jakby coś knuł, to mieli przewagę liczebną. Uważne przysłuchiwał się ich rozmowie, po chwili dochodząc do wniosku że Vincent jest niegroźny, ot taki przyjazny lew znający się na ziołach. Nadal jednak nie wiedział o co chodzi lwicy, dlaczego jest tak nastawiona.
"Powodujące halucynacje?" pomyślał. To raczej mało prawdopodobne że to on coś rozpylił, wtedy by to do teraz trwało. Spojrzał na lwicę, a potem na Vincenta. Niepokoiło go zachowanie Tene, napiął się lekko w razie jakby coś się zaczęło dziać.
Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#21
06-02-2017, 21:49
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Mimo, że minęło już trochę czasu odkąd w ogóle postawił w pobliżu okolicę, to jednak dalej jak był głupi i przestraszony, tak wciąż nie mógł przezwyciężyć własnego strachu. Zgubił się. Gdyby miał jakąś mapę to pomyślałby, że całkiem nieźle się rozminął ze skałą przypominającą lwa, ale cóż, na całe szczęście o tym nie wiedział. Nawet lepiej, nie martwił się tyle. A nawet szczęście się do niego uśmiechnęło, bo nawet zapolował skutecznie na jakiegoś większego ptaka, podjadł padliny i generalnie nie chodził już o suchym pysku, tak, że aż z głodu to mu sił brakowało na stawianie kolejnych kroków.
Żałował cholernie, że nie ma go w domu. W miejscu gdzie miał jedzenie, schronienie i do kogo się odezwać. Szurając łapami miał wrażenie, że same zaczynają do niego mówić. Tak dawno z nikim nie rozmawiał.
No, pomijając tamtą parę naprawdę upierdliwych sępów czekających aż skona. I nie daj bóg, ale skonałby od samej ich paplaniny.
Och, akwen wodny! Zevran się ucieszył, bo wyglądał na tyle porządnie, że przez chwilę nie zastanawiał się, czy są gdzieś jakieś krokodyle. No ale gdzież tam, zbiornik był za mały.
Na jego nieszczęście na tyle mały, że zaraz zauważył będące po drugiej stronie lwy, kiedy akurat mały, biedny Zevran próbował zaczerpnąć parę łyków wody.
Tene
Samotnik
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 22

#22
07-02-2017, 00:31
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik

Tene z coraz dłuższym słuchaniem na Vincenta i obserwowaniem go nieustanie, miała coraz większe wątpliwości. Tego nie da się udawać, gesty i słowa były zbyt prawdziwe, a może to kolejne złudzenie? On nie mógłby być, chyba, odpowiedzialny za tutejsze halucynacje, czy tam duchy, jak kto woli. Lwica uważała to za omamy i nie zamierzała zmienić zdania.
"W każdym jest coś wyjątkowego? Co za kpina! Co było wyjątkowego w lwie który zabił mi ojca?!" pomyślała, atakując momentalnie ziemie wysuniętymi do granic możliwości pazurami, nieźle ją rozorała, prawie jak grzbiet mordercy. Wspomnienia były zbyt bolesne, zbyt świeże, by mogła się opanować, uderzyła nerwowo ogonem o podłoże, chowając pazury i odwracając na chwilę głowę w inną stronę. Dlatego że poczuła ciepło pod powiekami, zwiastujące łzy, zatrzymała je szybko, wściekła że znów niemal się rozkleiła, nie wystarczyło że wybuchła? Przeklęła w myślach, odwracając po woli łeb w kierunku rozmówców. Dalej siedziała na pozór spokojnie. O dziwo zaciekawiła ją nawet opowieść Wendigo, nie chciała się przyznać, ale była ciekawa ile bólu doświadczył w życiu. To było pocieszające że nie tylko jej życie było usłane cierpieniem. Potrafiła nieco inaczej spojrzeć teraz na brązowego lwa, też stracił wszystkich, nie ważne w jaki sposób i choć Tene mu w tym momencie współczuła, bo wiedziała jak to jest, nie okazywała tego na zewnątrz, uważając to za oznakę słabości.
Nie przypuszczała nawet przez sekundę że taka będzie reakcja znachora, na jej docinki. Czuła się dosłownie tak jakby zajrzał jej do głowy, to też minę miała lekko zszokowaną. Czy to tak bardzo po niej widać?
"Skąd ty to wiesz?" zadawały się mówić jej oczy, wpatrujące się na Vincenta. Nie mogła jednak dłużej trwać w zadumie.
- Życie zawsze jest niesprawiedliwe... - prawie już zgodziła się ze znachorem: - Co to w ogóle za wnioskowanie? - zezłościła się nagle, uznała to za robienie z niej ofiary, którą nie zamierzała być. Owszem, teraz przesadzała, ale czy to pierwszy raz?
- Blizny są pamiątką po walce, którą wygrałam, są oznaką siły! - ostatnie zdanie było oczywiście kłamstwem, wypowiedzianym jeszcze bardziej gniewnie.
- Silniejszy poradzi sobie sam, mi nikt pomagać nie musi! - zmierzyła Vincenta wzrokiem, łagodniejąc nieco po chwili. Spuściła głowę, wzdychając. Pamiętała jak długo miała nadzieje, ona i rodzeństwo na przeżycie ich ojca. Przypuszczała że znachor mógłby mu pomóc, choćby uśmierzając ból, i co? Tego by już słabością nie nazwała, ba, pewnie by nawet zniżyła się do tego by go o to błagać, bo najważniejsze było wtedy by ojciec żył.
- Może i masz racje... - odpuściła po chwili, nieco już zmęczona, ciągłą postawą silnej i nerwami, które ciężko było jej uporządkować.
- Tak myślałam... - odpowiedziała niejednoznacznie, nie mając zamiaru mówić mu dlaczego spytała. To i tak teraz nie miało znaczenia, rośliny najwyraźniej przestały działać, więc pewnie się uodpornili, ona i Wendigo. Jeśli to by była sprawka szarego lwa to na pewno nie byłby one takie słabe, albo te zioła które przyniósł tu ze sobą, zablokowały ich działanie, nie znała się na tym, mogła sobie tylko przypuszczać. Celowo nie zapytała o wygląd roślin, co jeśli się myli? To proste, albo by znalazła kolejną teorie, albo nie mogłaby wykluczyć istnienia duchów, a także tego co widziała na własne oczy, słyszała i czuła, i co było niewątpliwie zjawą, Tene nawet zdawała sobie sprawę kogo. Uparcie brnąc w to że to tylko halucynacje.
- Pomógłbyś każdemu panie dobry? Bez wyjątków? - zapytała z lekką ironią, omiatając od tak wzrokiem okolice, chciała się upewnić czy aby na pewno nie ma już żadnych omamów.
Przestraszyła się lekko, aż drgnęła na widok młodzika, orientując się moment później, że to nie żaden duch, tylko zwyczajny młody lew. Zacisnęła kły odsłaniając je tym razem, zdenerwowana tym że ją wystraszył i to jeszcze zwykłe kocie, za jakie go miała. Warknęła w jego stronę, zwracając niewątpliwie uwagę pozostałych lwów, o ile jeszcze go nie zauważyli. Tene, przyglądając mu się dłużej, miała małe deja vu, chyba już kiedyś się spotkali.
[Obrazek: 9mZeEiZ.png]

Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#23
07-02-2017, 21:25
Prawa autorskie: Własne

Brnąc dalej w rozmowę równocześnie i z Wendigo i Tene, postanowił wpierw odpowiedzieć samcowi, którego reakcja znów przykuła uwagę znachora.
-Nie smuć się, Wendigo... Nie znając Cię, nie znam twoich wad ani zalet... Stąd brak mojej opinii.-
Wyjaśnił mu ze spokojem, wciąż się delikatnie uśmiechając. Machnął leniwie ogonem, słuchając jego kolejnego wypowiedzi. Jego uśmiech znów zniknął.
-Uh... Współczuję, Wendigo... Jednak jeśli tęsknisz za domem, nie myślałeś nad tym, aby poszukać swojej dalszej rodziny...? Nie można się tak łatwo poddawać. Chociaż widzę po Tobie... A raczej po was obu, że przeszliście sporo i możecie być zmęczeni...-
I w tym momencie spojrzał również na Tene.
-Nieznajoma... Blizny może i są oznaką siły i wygranych bitew... Jednak nie dają Ci one szczęścia, a przypominają Ci one o bardzo nie przyjemnych chwilach... Nie mylę się?-
Zrobił pauzę, patrząc jej prosto w oczy.
-Życie jest wobec nas bardzo niesprawiedliwe, to prawda... Jednak...-
Zerknął gdzieś przed siebie, myśląc, jakimi słowami może im przekazać to, co ma na myśli.
-Jednak nie możemy pamiętać tylko o krzywdach, które nam zadano, nieznajomi. Myślenie przez cały czas o tym, co nas boli, wpędza w jeszcze większą apatię i gniew...-
Odparł, dostrzegając w międzyczasie nowego przybysza. Uśmiechnął się ponownie, jeszcze raz zerkając po Tene i Wendigo.
-Bardzo dużo zależy od naszego nastawienia.-
Skwitował jeszcze na koniec odnośnie podejścia do życia. I samiec i samica, których spotkał, byli zbyt przejęci tym, co działo się w przeszłości. Według znachora nie powinno stać się w miejscu i ciągle oglądać za siebie... Życie ma się tylko jedno i każdy według Vincenta powinien je choć trochę szanować. Nie znaczy to jednak, że nie potrafił zrozumieć problemów innych. Potrafił, jak najbardziej... Lecz zawsze starał się szukać czegoś, co mogłoby pomóc lub zmienić zaistniałą sytuację. Potem padło kolejne pytanie.
-Panie dobry...?-
Zaśmiał się, powtarzając słowa Tene. Pokręcił łbem.
-Staram się, ale nie zawsze potrafię... Czasem spotyka się takie przypadłości, na które nie potrafię zaradzić... Raz zapytano mnie, czy potrafiłbym uleczyć ślepotę...-
Vincent skrzywił się lekko.
-Kiedy odparłem, że na to nie ma leku, zostałem potraktowany w taki sposób, jakby była to moja wina. Lecz czy to mnie zraziło do bycia medykiem? Nie. Wciąż zajmuje się tym samym, aby nieść pomoc tym, którym pomóc potrafię.-
Skwitował na koniec, wzdychając cicho. Następnie znów zerknął w stronę nieznajomego.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

#24
07-02-2017, 23:49
Prawa autorskie: Av: Askari

Znów odpłynął myślami w swój świat, dokładniej analizując wcześniejsze słowa Vincenta. Z perspektywy znachora może i jego życie było inne i nie za ciekawe, lecz sam tak nie uważał, według siebie miał wiele nauczek z przeszłości, dzięki niektórym nadal żył. Po wypowiedzi lwa chciał odpowiedzieć że szukał już długi czas kogokolwiek, jednak wolał w tej chwili milczeć. Nadal słuchając komentarzy lwicy, próbował rozgryźć jak Vincent zachowuje spokój, nawet po tak zgryźliwych komentarzach. Usłyszał z daleka kroki, lecz je zignorował, nie uznając ich za coś wartego uwagi. Gdy nagle lwica zaczęła gniewnie mówić o bliznach, lekko drgnął i ukrył lewą stronę pyska udając że patrzy się gdzieś w dal, mimo że miejsce było nadal okryte mgłą. Po chwili usłyszał że ton lwicy nieco złagodniał, ku jego zdziwieniu.
"Dużo zależy od naszego nastawienia." otóż to, nastawienie grało rolę w wielu, o ile nie wszystkim. Gdy nastąpiła chwila ciszy, postanowił się odezwać.
- To się zdarzyło tak dawno temu, że już się nie tęskni. Wspomnienia i związane z tym uczucia powoli zanikają, zmieniając umysł w coś pozbawionego smutku czy innych podstawowych emocji. - Wypowiadał te słowa jakby mówił o pogodzie, jednak głęboko w środku wiedział że tak nie jest. Te powoli zwiększające się wybuchy agresji czy bieganie było swym rodzajem wyrzucenia z siebie tego wszystkiego po zbyt długim trzymaniu tego w sobie. Postanowił podejść do wody by się napić, wstał więc i poszedł wolnym krokiem. Gdy już się miał schylić ku wodzie, zauważył niewielkiego lwa, zapewne był jeszcze młody. Skierował pysk ku wodzie, po czym napił się i usłyszał warknięcie. Postanowił więc szybko wrócić i zobaczyć co jest grane, być może o coś się pokłócili gdy go nie było. Przyspieszył kroku, zastając tam lwicę z odsłoniętymi kłami w stronę młodego. Usiadł naprzeciwko dwojga lwów w ciszy.
Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#25
08-02-2017, 21:52
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Biedak się skulił, podciągnął pod sobą ogon, a nawet wcześniej zrobił ze dwa kroki w tył. Trawa była na tyle wysoka, że spokojnie opatulała trzęsącą się jak galaretka kupę ciemnego niczym noc futra. Pójść sobie? A jak pójdą za nim?
Pomarańczowe ślepaka obserwowały chwilowo poruszające się zgromadzenie, ale najbardziej wpatrzone były w lwicę tak wrogo nastawioną, że kogoś mu przypominała. Kogo, nie mógł sobie przypomnieć, za dużo się działo w ostatnim czasie by ot tak wszystkie szczegóły miał pamiętać. Jedno było pewne - sobą rozgniewał kolejną osobę, co go poniekąd smuciło. Bo przecież on był sam, biedaczek, zagrożenie było z niego marne, w dodatku takie chude i nieporadne. Był młody, ale też przez to tak beznadziejny.
Tyle, że jak nie będzie z nikim rozmawiać, to nigdy nie dowie się, gdzie leży skała wyglądająca jak pysk lwa, a szanse na znalezienie ojca malały z dnia na dzień. A po za tym przecież czuł się taki sam.
Wszystko to sprowadziło się do tego, że Zevran był tam gdzie był, chowając się wśród traw spomiędzy których błyskały bursztynowe oczy.
Tene
Samotnik
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 22

#26
09-02-2017, 12:49
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik

Vincent miał racje, Tene była zmęczona już tym wszystkim, zwłaszcza że wydarzyło się to stosunkowo nie dawno. I chyba tylko dlatego nic mu nie odpowiedziała. Choć ją to drażniło, a jej ogon miotał się wciąż nerwowo po ziemi. Kolejne słowa spowodowały u niej kolejną porcje złości. Nie miała zamiaru się z nim zgodzić, przyznać mu racje, poczułaby się że ma nad nią przewagę. Potraktowała więc to tak jakby próbował jej coś wmówić. Zmrużyła gniewnie oczy i choć chciała uciec teraz od spojrzenia szarego nie zrobiła tego.
- Mylisz się! - wysyczała przez ściśnięte w złości kły: - Blizny przypominają mi o tej cudownej chwili zanurzenia kłów w jego gardle - to miało być kłamstwo, chciała pokazać coś w rodzaju satysfakcji z pokonania przeciwnika, z poprzedniego kłamstwa. Tene nie pokonała zabójcy ojca, nie wtedy, nie w samotnej walce, nawet podczas zemsty wraz z rodzeństwem, nie miała okazji zadać decydującego ciosu mordercy. Zorientowała się, zaraz po wypowiedzeniu tych słów, że tak na prawdę mówi o zabójstwie brata, nieświadomie nawiązała do niego. Przerażenie odmalowało się na jej pysku, i nim się otrząsnęła, poczuła samotną łzę, spływającą jej po policzku. Odwróciła się momentalnie od Vincenta, mamrocząc nieporadnie: - Coś mi... - urwała, by odchrząknąć i zmienić ton na normalny: - Coś wpadło mi do oka... Jakiś wredny pyłek - zabrała się za udawanie przecierania oka. I tak odwróconej tyłem, nie widzieli co robi. Słysząc jak Vincent dalej mówi o tych krzywdach, które według niego przeszli... Tak, to prawda, los ich nie oszczędzał. Tene starała się ignorować to co mówił znachor. Nie chciała tego słuchać, mimo jego intencji raniło ją to zamiast pomóc. Sama próbowała sobie wmówić że jest silna, że zniesie wszystko, zaprzeczyć temu że ma ze sobą problem, że nie może sobie poradzić. Chciała zapomnieć o przeszłości, a ona sama do niej wracała. Dziwnym byłoby tego nie przeżywać, to wydarzyło się nie dawno, jeszcze nie dawno czuła posmak krwi brata w pysku. Nie wspominała już śmierci własnego lwiątka, choć i to było bolesne i już wtedy straciła kawałek duszy. Ale nie tak bardzo, nie tak bardzo niszczyło ją od środka jak tamte wydarzenia, szarpiące sumienie lwicy we wszystkie możliwe strony. Wbiła pazury w ziemie, drapiąc ją w złości z mocnym naciskiem na podłoże. Zaprzestała dopiero, zaskoczona wypowiedzą Wendigo i jego obojętnym tonem, na dodatek mówił o całkowitym zniknięciu emocji.
"Co za kompletna bzdura! Nic nie zależy od nastawienia... Emocje wcale nie znikają! Nie macie pojęcia o czym mówicie! Obaj! Nigdy pewnie nie zabiliście własnego brata!" krzyczała w myślach, sierść aż zjeżyła jej się na grzbiecie. A już czuła jakąś nić porozumienia z Wendigo, uderzyła tylko w nią złość. Jednak, nawet trochę go nie rozumie. Odwróciła się momentalnie do znachora, zaprzestając siedzenia do nich tyłem.
- Nikt nie będzie mnie pouczał! - warknęła, podnosząc się gwałtownie z ziemi, chciała już sobie iść, ale powstrzymała się, nie zamierzała okazać słabości. Siadła z powrotem, sztywno. Ponownie starając się uspokoić, nie byłoby mądrym rzucać się na dorosłego lwa. Mimo że w tej chwili była na tyle rozjuszona że siłą woli musiała pozostać na miejscu, a mięśnie wyraźnie drżały jej w napięciu, jakby miała za chwilę skoczyć. Nie zauważyła nawet że Wendigo się od nich na chwilę oddalił. Czekają na odpowiedź na zadane pytanie, nie sądziła że stwierdzenie które miało za zadanie obrazić znachora, rozbawi go, sama tylko uderzyła ogonem o ziemie. W tamtym momencie już zauważyła młodzika, kiedy to upewniała się że nie ma halucynacji. Emocje po woli opadły, choć Tene wciąż nie spuszczała wzroku z Zevrana, jednocześnie słuchając na Vincenta. Przynajmniej przestała po chwili warczeć na młodego, po czym zignorowała już zupełnie nowo-przybyłego. Niesamowite, ale było coś z czym się zgadzała z Vincentem.
- Serio? Ci to musieli być naiwni! To żałosne! Jak stracisz jakiś zmysł to jasne i oczywiste że tego nie odzyskasz. Głupcy - kpiła, tym razem z nieznajomych o których wspomniał Vincent. Już chciała zadać kolejne pytanie, to właściwe, do jakiego zmierzała. Nie wierzyła by był w stanie pomóc... No właśnie, komu? O to starała się spytać, ale było to dla niej trudne, bo naruszało znów jej wspomnienia, z jednej strony mogłaby to w końcu wyrzucić z siebie. Nie bezpośrednio.
- Gdybyś był w stanie, uratowałbyś kogoś kto zabił ci najważniejszą dla ciebie osobę? Ocaliłbyś życie lwu, który zniszczył twoje? - spytała po dłużej chwili wahania, całkiem poważnie, tym razem samemu patrząc w oczy Vincenta, bez gniewu, była zbyt roztrzęsiona mówiąc o tym z własnej woli, cudem powstrzymała łzy. Najważniejsza osoba, dla Tene był nią zmarły ojciec.
[Obrazek: 9mZeEiZ.png]

Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#27
09-02-2017, 17:22
Prawa autorskie: Własne

Z początku ponownie skupił swoją uwagę na Wendigo, na którego słowa przytaknął z żalem. Czasem lepiej jest wyprzeć złe wspomnienia samemu, a czasem jest to nieuniknione i dzieje się samo, w niektórych przypadkach powodując nawet małą amnezję odnośnie nieprzyjemnych i stresujących wydarzeń... Te myśli jednak postanowił zatrzymać dla siebie, nie chcąc go nimi urazić. Poza tym, nie chciał go rozzłościć tak samo jak lwicę, która swoje emocje ukazywała za pomocą gniewu. Gdy Tene zaczęła mówić, z czasem się podłamując, Vincent automatycznie uniósł łapę, chcąc ją objąć w pocieszającym uścisku, jednak powstrzymał się, widząc, jak bardzo nastroszona i jak bardzo zdenerwowana była. Przemilczał wszystkie jej słowa, aby odpowiedzieć jej na wszystko dopiero wtedy, kiedy skończy. Nie chciał się wtrącać. Co jeśli rozjuszyłby ją jeszcze bardziej? Znachor wiedział, że wylanie z siebie negatywnych emocji może pomóc, tak więc siedział cicho do momentu, w którym nie usłyszał... Dosyć ciężkiego pytania od lwicy. Wyraz jego pyska jakby zrzedł, a brwi zniżyły się. Patrząc prosto w oczy lwicy, westchnął ciężko.
-Zadałaś bardzo trudne pytanie, nieznajoma...-
Odpowiedział, zamyślony.
-Jeśli mam być szczery...-
Uniósł łeb.
-Nie wiem...-
Pokręcił głową, spoglądając gdzieś przed siebie na chwilę.
-Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nikt mi nigdy nie zaszedł tak bardzo za skórę...-
Wytłumaczył, znów przenosząc swoje czerwone ślepia na Tene.
-Ciężko jest mi Ci odpowiedzieć, nieznajoma...-
Przyznał cicho, kładąc po sobie uszy. Westchnął po raz kolejny i spojrzał w stronę nowo przybyłego lwa, któremu posłał mu delikatny i ciepły uśmiech.
-Hej! zgubiłeś się?-
Zapytał po chwili ciszy.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09-02-2017, 17:22 przez Vincent.)
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

#28
10-02-2017, 01:12
Prawa autorskie: Av: Askari

Siedział niedaleko lwów z łbem skierowanym w ich stronę, powoli przestawał się skupiać na słowach dochodzących do jego uszu. Trzepnął lekko uchem, rozglądając się po okolicy by stwierdzić że nic się dotychczas nie zmieniło. Znów zobaczył czarnego małego lwa, tym razem chował się w trawie i spośród trawy i czarnego futra można było dostrzec złotawe oczy. Nie wiedział co tu robił tak młody lew, w dodatku wyglądało na to że był sam. Coś tknęło Wendigo, przypomniał sobie gdy sam był mały i się ukrywał przed innymi w obawie że coś mu zrobią. "Może potrzebuje pomocy?" pomyślał, chciał podejść do młodego i mu pomóc, lecz przeszło przez myśl że może go jeszcze bardziej przestraszyć gdyby podszedł bliżej. Tak się patrzył w stronę ukrytego lwa, gdy nagle Tene znowu coś syknęła, wyraźnie zdenerwowana. Odwrócił łeb w jej stronę, słysząc coś o kłach, widział że się od nich odwróciła. Znudziła go już trochę ta konwersacja między Vincentem a ciągle denerwującą się lwicą. Wstał, machnął ogonem i zaczął się powoli oddalać, mając nadzieję że nie przestraszy nieznanego czarnego lwa. Stawiał kroki powoli, bez widocznego pośpiechu. Gdy usłyszał pytanie lwicy które wyraźnie nie było skierowane do niego, zatrzymał się i chwilowo nie panując nad sobą, powiedział:
- Nie. - Powiedział to z wyraźną złością w głosie, długo warcząc pod koniec, ukazując kły w stronę ziemi. Gdy tak stał, przypomniał sobie że jednak nie opuści tego miejsca dopóki nie uzyska odpowiedzi na pytanie dla którego tu przyszedł. Przestał warczeć, po czym odwrócił się w stronę Vincenta, siląc się na jak najnormalniejszy wygląd.
- Vincencie. Czy potrafisz rozmawiać ze zmarłymi? - Powiedział z ledwo wyczuwalną nutą nadziei w głosie. Spodziewał się drażliwego komentarza ze strony lwicy, jednak nie tym się teraz przejmował.
Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#29
12-02-2017, 15:27
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Nie ruszał się z grubsza bardziej niż ewentualne przystępowanie z łapy na łapę, żeby jednak nie zapuścić tutaj korzeni. Słuchał i obserwował. Co prawda nie wiele rozumiał, kiedy w zasadzie "wparował" w środek rozmowy. Coś o jakiś bliznach, zmarłych, ratowaniu... za dużo wątków. Sam ze smutkiem stwierdził, że on sam nie miał nawet nic godnego do opowiedzenia. Problem jeszcze stanowił fakt, że nie miał komu opowiadać. I tutaj jeszcze raz bardzo zabolał go fakt samotności. W tak młodym wieku może było to bardziej odczuwalne niż sobie sam swój problem w głowie wyobrażał.
Jego obserwację przerwało spojrzenie jednego z lwów. Och, jeszcze się odezwał.
Zevran nie odpowiedział nic, tuląc do głowy uszy. Spomiędzy traw dalej widać było jedynie tylko odbicie jego pomarańczowych oczu.
Tene
Samotnik
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 22

#30
13-02-2017, 12:40
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik

Wydawało się że się uspokoiła, tak na prawdę zależało jej na odpowiedzi, przez co przyglądała się znachorowi, nie odrywając z niego wzroku i skupiając przez te chwilę tylko na nim całą swoją uwagę. Nic dziwnego że przestraszyło ją nagłe wtrącenie Wendigo. Odwróciła łeb na chwilę w jego stronę w chwilowym zdziwieniu, taką odpowiedź niewątpliwie sama by udzieliła bez zastanowienia, gdyby ktoś zadał jej takie pytanie, możliwe że też w nerwach tak jak teraz on. Dlatego zrozumiała w pełni jego reakcje, przy czym znachora ciężko było już zrozumieć. Powróciła do Vincenta swym wzrokiem. Niecierpliwiła się trochę, posłyszawszy zwykłe "nie wiem" zmarszczyła lekko pysk, już chcąc warknąć w podirytowaniu, ale zorientowała się że to nie koniec jego wypowiedzi. I rzeczywiście wyglądał na takiego, który nic podobnego nie przeżył.
- Więc wyobraź to sobie!... Albo powiedz jak myślisz, co byś zrobił? - odpowiedziała nerwowo, szybko rzucając słowami, chciała konkretnej odpowiedzi, wręcz jej żądała. Uderzyła ogonem o ziemie, nawet się nie dziwiąc że Vincent próbował nawiązać kontakt z Zevranem, a już zapomniała o jego obecności. W niezadowoleniu zostawiła zadrapanie na podłożu, przejeżdżając po nim dosyć wolno wysuniętymi pazurami. To nawet o drobinę ją odprężyło. Na kilka krótkich chwil, bo znów został poruszony drażliwy temat. Przewróciła oczami na pytanie Wendigo, przemilczała je, ale nie na długo, wręcz nie mogła się powstrzymać by mu nie przegadać. Choć tym razem miała pewne zahamowania, ale nieco za słabe by w ostateczności powstrzymały jej nie miły ton i słowa.
- Serio? - spojrzała na niego z niedowierzaniem: - Wierzysz w tą bajeczkę? - zapytała kpiąco, tym razem patrząc na niego z politowaniem, choć akurat teraz już nie tak jak wcześniej pewna swego, miała wątpliwości co do istnienia duchów... A wcale nie chciała ich mieć i nie okazywała tego po sobie, a zwłaszcza tego że te zjawy przyprawiają ją o dreszcze. Zbyt uparta, choćby widziała całą chordę duchów, wciąż trwałaby przy tym że one nie istnieją, nawet jeśli byłoby to wierutne kłamstwo z jej strony. Zatrzymała swój wzrok na pomarańczowych ślepiach, przypominając sobie że Vincent zadał pytanie młodzikowi, a on milczał jak zaklęty i na dodatek próbował się ukryć, miał zamiar ich śledzić i podsłuchiwać? Nie doczekanie.
- Długo będziesz tam siedział i milczał?! - warknęła nagle w jego stronę, zmiatając ogonem gwałtownie ziemie.
[Obrazek: 9mZeEiZ.png]



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 7 gości