Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
23-03-2017, 22:26
Istotnie, Tib kichał jak opętany, lecz co w tym dziwnego, skoro był tak strasznie zakatarzony i kręciło go w nosie?
A teraz jeszcze zaczęły mu łzawić oczy, to na pewno od tego ciągłego kichania! |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
24-03-2017, 00:21
Co prawda w czasie długiej podróży z najbardziej wysuniętego na północ skrawka Królestwa Gyda zdążył oswoić się ze swoimi nowymi przyjaciółmi, co więcej, nawet prawdziwie polubić ich towarzystwo, nie potrafił jednak opanować strachu, jaki wywołało w nim zintensywnienie mnóstwa obcych zapachów w promieniu kilkuset metrów od wejścia do Termitiery. Ponadto rada Tiba tylko wzmogła lęk, jaki narastał w jego sercu, odkąd tylko ujrzał na horyzoncie fantastyczną cytadelę o mnóstwie pnących się pod niebo, poskręcanych wież i dowiedział się, że to w jej kierunku zmierzają. Chociaż nie zwolnił kroku i posłusznie pokonywał każdy zakręt w labiryncie splątanych do niemożliwości korytarzy, czuł się tak, jakby opuszczał własne ciało, jakby oddzielał się od niego myślą i wzlatywał gdzieś ponad własny grzbiet, nieważki i wolny od wszelkiego czucia, bo tam, blisko serca, głowy i obolałych podróżą łap, drżał tylko paniką, niczym więcej, wielkim strachem przed obcością postaci, pośród których zbiorowiska nagle we troje się znaleźli.
Zabrakło mu śliny na języku, mógłby żreć piach i pogryzać go chrustem. Wszystkie oczy, ruch różnokształtnych pysków, barwy słów wydobywających się spomiędzy jasnych i ciemnych warg, kolory futer, blizn, zapachy ziół, krwi, ropy, twardość skorupiastej ziemi, ich wszystkich wzajemna siebie znajomość, jego, przysłoniętego ciałem Tiba, obcość. Cóż miał powiedzieć? Nic nie powiedział. Nic nie zrobił. Nawet nie wiedział, w jakiej pozycji stoi, czy się garbi i jak bardzo, czy uszy może jeszcze bardziej skierować do tyłu czy już nie. Nawet dotychczasowa pewność zawartej między nim a Tibem i Baq sztamy jakby się ulotniła razem z wybrzmieniem propozycji hieny. Teraz mogło się już zdarzyć wszystko. Odgradzający go od najważniejszej persony całego tego zbiorowiska, medyczki, Tib mógł w każdej chwili zostawić go tutaj na pastwę tej czarnej, długouchej kreatury, patrzącej na kogoś, z kim rozmawiała, niepokojąco ognistym w odcieniu okiem...
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Makari Konto zawieszone Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 105 |
24-03-2017, 00:29
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0
// Em kocham twoje słownictwo. Płaczę jak czytam twoje posty ;-; //
Katar istotnie był najgorszym z możliwych symptomów nie ważne jakiej choroby. Przeziębienie, grypa czy angina nie ważne jedno gorsze od drugiego. Ema dość wyraźnie zaznaczyła, że zajmie się chorym bratem Ciernia więc Makari nie chciał się wtryniać. Gdy tylko w grocie pojawił się Tib, którego z resztą tutaj pokierował na jego pysku pojawił się ogromny uśmiech, który bardzo szybko został stłumiony kolejką "Das Apsik" w wykonaniu starszego samca. Makari śmiało mógł przyznać, że był to niebywały reczital, a chory Tib niewątpliwie zrobiłby karierę w chórze acapella. - Jak obiecałem zajmę się wami, ale musielibyśmy przejść do mojej groty, czy nie ma z tym problemu? - zapytał jak zwykle gentlemeńskim tonem. Te słowa skierował zarówno i do Tiba jak i do Gydy, który był tutaj w centrum uwagi. - Cóż za okropny katar, nowy nabytek? Nie miałeś go wcześniej - rzucił półżartem. |
|||
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
28-03-2017, 21:55
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Kiedy tylko echo potężnej kanonady kichnięć ostatecznie ucichło a w Tibie wzebrała nadzieja, że czeka go chociaż krótka chwila ulgi, lecz już po chwili, stary lew poczuł nieprzyjemne pieczenie w okolicy gałek ocznych a po policzkach pociekły mu ciepłe łby.
-Verfluchte Scheiße!- rzucił nieco już zdenerwowany takim obrotem sprawy, po czym wbił zmarnowane spojrzenie w brązowego medyka. -Kein pro...-Das Apsik!-...blem- odparł wycierając zakatarzony nos w lewą łapę. Na wpół żartobliwe podejście medyka nie zwrócił uwagi, jedynie potwierdził jego słowa szybkim skinieniem łba. -Wątpię, by szef posiadał jakieś cudowne, właściwości- Das Apsik!- lecznicze, a nie chciałbym go zarazić, tym choróbskiem- powiedział, gdy kolejna "porcja" przeźroczystego śluzu, lądowała na jego łapie. Następnie jego wzrok zatrzymał się na Gydzie. - Dobra młody, idziemy za Makarim- powiedział uśmiechając się, jednak już po chwili jego łeb znów skierowany był w stronę ziemi. Das Apsik! -Scheiße...- |
|||
|
Baqiea Samotnik Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 90
Siła: 45 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 52 Doświadczenie: 74 |
28-03-2017, 23:36
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew
-To ja poszukam Myra, może dzięki temu uda mi się go ostrzec że Tib nie dość że dziadek to jeszcze zarazka-
Powiedziała hiena żartobliwie i dość pospiesznie opuściła pomieszczenie. Jednak znacznie za wiele lwów ostatnio spotkała i zaczynało się w niej gromadzić uczucie paniki. Bała się ich mimo że byli z stada. Nie umiała ich zrozumieć a to sprawiało że panikowała. z/t |
|||
|
Chikja Poszukujący Gatunek:Hydra vulgaris Płeć:Samica Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Szaman Liczba postów:766 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 83 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 10 |
29-03-2017, 12:44
Prawa autorskie: Vegava/ Koseki-L/Lioden
Tytuł pozafabularny: VIP
Kurefa więcej was matka nie miała pchlarze? No i wspaniale, jeszcze jakiś zasmarkany grubas wtoczył się do groty. Weź z łaski swojej te bakterie z dala ode mnie, nie chcę być w klubie ropy i smarków.
Wzdychnęła, bo oczywiście wszystkie te parszywe myśli zachowywała dla siebie, i nawet brewka jej nie drgnęła, by w jakikolwiek sposób mogłaby się zdradzić z tym jadem przed zgromadzonym towarzystwem. - Ależ oczywiście. Matka uczyła mnie że ranny lew, to nieprzydatny lew, nikt nie lubi czuć się nieprzydatny. Biedny nie może teraz patrolować terenów stada i obrasta w sadło jak tuczny prosiak.- Parsknęła cichutko, nie wcale nie mówiła tego w kontekście Tiba. Oczywiście że nie martwiła się o Kaisera jak ta troskliwa siostrzyczka, altruistyczna miłość rodzeństwa, fuj! Uczucie to było jej obce jak światło kompletnemu ślepcowi. Oh Giza faktycznie była nieprzyjemnie szorstka, huhu, do tego chyba dało się od niej wyczuć egocentryzm, tak? To to? Panienka wyraźnie uważała się za lepszą ze względu na pełnioną przez siebie funkcję, ułamek sekundy i ekspresja Chikji zmieniła się na rozbawioną. Potrząsnęła głową i popatrzyła w górę, w niebyt bo nie zawiesiła na niczym wzroku. - Profity? A czego byś chciała? Stadny medyk nie pracuje dla stada już jak każdy inny członek? Dla wspólnego dobra ogółu? Mhm.. - Początek wypowiedzi skierowała do niej, ale już dalszą cześć raczej do siebie, jakby gdybała o tym. Przepchnęła łapą jakiś malutki kamyczek, a może to muszelka, albo orzeszek? Zerknęła na Gydę. Cuchniesz strachem mały.. a ja uwielbiam ten smród. - Ale myślę, że mogę porozmawiać z Kami, dobre słówko o medyku, awanse? Jakieś przywileje? Hm może nawet nauka.. w końcu wasza Pani jest medykiem od ładnych paru lat.- Podeszła ciut bliżej Gizy, ciut naruszając swoim jestestwem jej prywatną strefę komfortu. Uśmiech pełen cukru no.3 .
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29-03-2017, 20:08 przez Chikja.)
|
|||
|
Satau Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Liczba postów:589 Dołączył:Wrz 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 60 Doświadczenie: 29 |
29-03-2017, 18:33
Prawa autorskie: DeadFishEye-0 (Bjorn)
Jakoś za wiele sobie z paplania brązowej nie robiła, nie miała ochoty na sprzeczki i kłótnie, zresztą te i tak nic dobrego póki co nie wnosiły, a jedynie pogarszały sytuacje. Westchnęła głęboko widząc przybywające tłumy, w dodatku zakatarzonego wśród nich Tiba. Ani jej się śniło załapać wirusa, więc natychmiast obeszła Ciernia i stanęła po jej drugiej stronie, byleby nie mieć kontaktu z chorym lwem. Posłała jedynie przybyłym powitalne spojrzenie i gest głowy, na młode lwiątko uwagi zbytniej nie zwróciła, gdyż jego obecność uciekła jej wzrokowi. Na dodatek nie miała za wiele do powiedzenia, gdyż Chikja była szybsza i nie zwlekała za długo z głównym celem ich przybycia w to miejsce, a Satau nie wtrącała się jej w zdanie z grzeczności, zresztą ciemna i tak mówiła najistotniejsze fakty i dobrze je ujmowała, toteż piaskowa nie miał żadnych zastrzeżeń i niczego do dodania od siebie.
- Aż tak bardzo się za mną stęskniłaś? Nie mam czasu na zabawę, jesteśmy tu w sprawach, które powinnaś wykonywać, a skoro jesteś "stadnym medykiem" pomocy udzielasz za darmo każdemu bez wyjątku.. - skomentowała zachowanie Gizy marszcząc brwi w niezrozumieniu. Widząc jak panna Cierń idzie w kierunku grzywiastej zamknęła przez chwilę oczy. Dobrze znała tą wścibską damulkę, więc spodziewała się zupełnie wszystkiego. Była już nawet gotowa do ewentualnej ingerencji i doprowadzenia brązowej do parteru. Mimo to stała w swoim miejscu i jedynie obserwowała przebieg wydarzeń, wsłuchując się w każde słowo jakie padło w komnacie. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
29-03-2017, 19:57
- Scheiße... - mruknął pod nosem, jakby wypróbowywał sobie po cichu smak Tibowego przekleństwa. Po jego pysku zaczął błądzić szelmowski uśmiech, bo smak miało ono bardzo przyjemny, taki w sam raz do powtarzania przy okazji potknięcia się, kichnięcia czy zaliczenia gleby podczas popisowego polowania.
Ruszył za Tibem i prowadzącym ich Makarim. Po drodze nie omieszkał stulić uszu, kiedy spojrzenie płomiennego oka Ciernia spoczęło na jego grzbiecie. Chociaż się nie odwrócił, bo i samice zajęte były swoją sprzeczką i uznał, że szukanie z nimi kontaktu wzrokowego byłoby tylko niepotrzebnym zwracaniem na siebie uwagi, zrozumiał, że jego nowa na ziemiach Królestwa osoba nie umknęła uwadze długouchej, co więcej, że długoucha dokładnie zbadała sobie go wzrokiem, od czubka nosa po zad, nawet jeśli nie poruszyła swoim ślepiem. To było takie zbadanie, jakiego nie chce się przeżywać. Pewnie zobaczyła wszystko, nic jej nie umknęło. Rozebrany w ten sposób do naga, zniknął w ciemności korytarza w kilku spłoszonych susach. zt /edit. ekkk doczytałam teraz, że Makari jeszcze nie wyszedł, ale Tib zarządził odwrót i tak mi się to w głowie ułożyło, że oni już idą, jakby co to sry, nikogo krokami nie chcę kierować i jeśli coś, to zmienię posta
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29-03-2017, 20:01 przez Gyda.)
|
|||
|
Makari Konto zawieszone Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 105 |
30-03-2017, 19:30
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0
Samiec wychodząc jednym uchem słuchał tego jakiej reprymendy udzielano Emie.
- Coś się znajdzie, a mną się nie przejmuj przyjacielu. Moim zadaniem jest dbać o wasze samopoczucie- rzucił skręcając w stronę wyjścia. Kątem ucha usłyszał propozycję ciernia i przypomniał sobie wtedy o swoim uczniu, którego dość dawno nie widział, a który powinien obserwować praktykę. Przynajmniej w teorii. Po chwili znaleźli się już przy wyjściu gdzie brązowy skierował się w stronę swojej groty. z.t |
|||
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
31-03-2017, 01:06
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Tib nie specjalnie mógł się skupić na sytacji wokół siebie, gdyż walka z przeziębieniem absorbowała całą jego uwagę. No prawie całą, bo przeczulony na punkcie swojej „lekkiej” nadwagi lew, wyłapał z wypowiedzi czarnej zaledwie kilka słów, a mianowicie: „obrasta w sadło”.
Phi..., przeież to same mięśnie- uspokił się w myślach. Gdyby nie złe samopoczuie, stary lew najpewniej chwyciłby, nieświadomie zarzucony przez Cierń, haczyk. Sama kłótnia lwic nie specjalnie go obchodziła, jednak to co udało mu się usłyszeć, starannie zapisał w swoim łbie. Później zajmie się analizą. Ostatnie, czemu poświęcił uwagę przed opuszczeniem jaskini, było spojrzenie, jakim obdarzyła Gydę czarna. Nie podobał mu się sposób w jaki patrzyła na dużo słabsze od niej lwiątko. Śmieszne ma te uszy- rozbłysło w jego łbie niewiadomo skąd, lecz dużo śmieszniej wygądała by bez wszystkich kończyn... w rzece...pełniej krokodyli. Stary uśmiechnął się, na wspomnienie o tym, co kiedyś Herr Doktor zrobił z pewnym gepardem. Cóż, od tego czasu wiadomo było, że pozbawione nóg, centkowane nie są już takie szybkie, a w ucieczce przed krokodylami idzie im jeszcze gorzej. W sumie to było złe, lecz przywołując w pamięci tamte obrazy, stary nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Z wyrazem satysfakcji na pysku, skierował się w stronę wyjścia. -Auf Wiedersehen!- Das Apsik! z/t |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
01-04-2017, 01:50
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Wszyscy wpadali tutaj jak chcieli! A przecież miała to być kryjówka ukryta, trudno dostępna dla wielkoludów. Tym czasem Tib wcisnął tutaj jakoś swoje tłuste dupsko, co Em potrafiła jedynie skomentować głuchym warknięciem. Na szczęście grupa samców, w tym mały bachorek, wyniosła się równie szybko, jak się pojawiła. A na dodatek tej radości, cholerny wrzód na dupie o imieniu Makari wyniósł się razem z nimi! Sytuacja wręcz idealna, gdyż teraz brązowa lwica została tylko w otoczeniu dwóch samic, jednej nie do końca znanej... a drugiej nie zbyt lubianej. Zbliżenie się Ciernia nie spotkało się z absolutnie żadną reakcją. Jeżeli Em odczuwała jakikolwiek dyskomfort to skrzętnie go ukrywała. Oczywiście brak oznaki nie równał się z brakiem strachu przed obcą. Po prostu zarówno gabaryty lwicy, jak i fakt że była samicą, sprawiały że znachorka nie obawiała się córy Kami w takim stopniu co któregokolwiek z samców. Plus te spiczaste uszy i bielutka końcówka ogona nadawały demonicznej lwicy przyciągającego uroku, któremu zielonooka bardzo nie chciałaby się opierać, gdyby tylko mogła wiedzieć, że lwica jest godna zaufania, że ona może jej zaufać. Cóż nie mogła i pewnie nigdy nie będzie w stanie. Odwzajemniła uśmiech, aczkolwiek nieco kwaśno, bo Satau zechciała się wreszcie odezwać, więc grzywiasta przerzuciła swój wzrok na piaskową.
- O taaaaak... Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą. Nasze wspólne sekretne schadzki i spotkania były moją wymarzoną fantazją, niespełnionym marzeniem. Mówiła to głosem prześmiewczo rozmarzonym, przeciągając pewne wyrazy nadając kpiąco zdaniu pewien sugestywny podtekst. "Pokręciła nosem", uśmiechając się z litością, a może to wciąż była kpina? - Za darmo to w życiu możesz jedynie dostać kopa w tyłek i orzecha... W sumie nie... Na tego orzecha też trzeba się narobić. Wysunęła pazurki jednej łapy i zaczęła nimi stukać o kamienne podłoże komnaty. W sumie niczego od jasnej lwicy nie potrzebowała. Zaproponowane przez jednooką przywileje też w sumie gówno ją obchodziły. Im mniej jest znana w stadzie tym lepiej. Bycie medykiem było jej pasją ale też i pracą. Bardzo odpowiedzialną pracą trzeba dodać, gdyż na nią zapewne zrzucono by odpowiedzialność, jeśli pacjent nie przeżyłby jednak swojej choroby. Dlatego też nigdy nie ryzykowała robiąc coś za darmo. - Mhm... Profity mnie w zasadzie nic nie obchodzą. Wszystko co chcę mam i potrafię to zdobyć sama. Ale pracy, tym bardziej mojej pracy nie wykonuje się z dobrej woli, nawet w stadzie. Będziesz mi winna złotko przysługę i umowa stoi. |
|||
|
Chikja Poszukujący Gatunek:Hydra vulgaris Płeć:Samica Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Szaman Liczba postów:766 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 83 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 10 |
05-04-2017, 21:18
Prawa autorskie: Vegava/ Koseki-L/Lioden
Tytuł pozafabularny: VIP
Panowie poszli to i jest czym oddychać. Zwłaszcza znikniecie grubasa przywitała z ulgą, zwłaszcza po tym jak Satau użyła jej cudownego jestestwa w roli ściany przed zarazkami. Tylko zmarszczyła nos, czarne długie uszy przyklapnęły. Ni kurde co to ma być? Co ja jestem, bariera jakaś?
Otrząsnęła się. Trzeba zająć się samicami, zebrać informacje.. może poflirtować z nimi? Machnęła żwawo ogonkiem powracając do lepszego humoru jakby ręka odjął na tą myśl. - Tak, tak.. auf wiadro-zeń. - Mruknęła pod nosem za Tibem, bo to pożegnanie zapewne. Co tam że przekręciła je, pewnie i tak nie usłyszał? Kiwała głową w rytm słów Satau, ale jak Ema jej odpowiedziała to parsknęła. Komedia. Jak one się kochają <3 są cudowne! - Za darmo.. ja bym uważała, bo życie kapryśna sucz. - I kopa czasem dać nie chce, jakoś na przekór pogrywa, zawsze wiatrem w oczy kole. Dlatego trzeba odwrócić się podnieść ogon i pokazać tamto oczko. Najlepiej z uśmieszkiem na licu. Patrzałki czarnej, a właściwie jedno chłonęły obraz medyczki, jakby ich właścicielka bezwstydnie chciała pożreć ją w ten sposób i nagle popatrzyła szczerze zdziwiona na czeladniczkę. Że co? No chyba z bawoła spadłaś mała. - Przysługę? Ja? Ah okej~ Zgodziła się natychmiast, jakby problemu to jej nie robiło. W sumie nie robiło bo łamanie obietnic to jej specjalność. Uśmiechnęła się przesympatycznie, puszczając oczko (tym bursztynowym żeby nie było kripnie.) i klapnęła dupskiem na ziemi. |
|||
|
Satau Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Liczba postów:589 Dołączył:Wrz 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 60 Doświadczenie: 29 |
06-04-2017, 18:15
Prawa autorskie: DeadFishEye-0 (Bjorn)
Cóż jak można by nazwać uczucie jakie omiotło jej ciało? Hmmm... nikt chyba nie wie, bo mieszało się ze wściekłością, irytacją i zażenowaniem zachowania Gizy. Panienka widocznie nie wiedziała co mówi, głupie żarciki i riposty powinna zachować dla siebie, gdy stanie nad lustrem wody i ujrzy w nim swoje odbicie. Uprzykrzanie życia innym nie wychodziło jej wcale, ponieważ Satau zdołała już przywyknąć do żałosnych i nieprzemyślanych zachować ciemnej lwicy. I ta jej pewność siebie przy każdym słowie!
- Haha... skoro wszyscy się już pośmiali to może już czas ruszyć do Kaisera? Biedaczek jeszcze się nam wykrwawi! - odparła oschle właściwie w kierunku medyczki. Do Cierniowej damy puściła jedynie znak, który kazał zachować ostrożność. W końcu nigdy nic nie wiadomo co uderzy tej idiotce do łba. Nie dość, że to krnąbłe to i nierozsądne... |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
06-04-2017, 18:41
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Jeśli tak Satau stawia sprawę. Lwica wzruszyła jedynie barkami i odwróciła się bokiem do swoich gości, zajmując się teraz ziołami.
- Zatem możesz biec za panem medykiem i kichającym spaślakiem. Jeśli się pośpieszysz to zdążysz go złapać. Skoro złotookiej tak się śpieszyło, a i nie zamierzała współpracować z grzywiastą zatem, ta nawet nie próbowała jej przekonywać. Wyciągnęła jedynie nieco ususzonej mięty, aby zabezpieczyć ją przed niekorzystnym wpływem pory deszczowej. Z drugiej półeczki brązowa zabrała króliczą skórkę i rozłożyła ją pod łapami. Następnie zaczęła kruszyć przeschnięte zioło, by ostatecznie zawinąć suszek w "woreczek" z ów zajęczej skóry i tak przetworzoną miętę odstawić na półkę. Em była nieco zawiedziona postawą i ogólnym zachowaniem Ciernia. Medyczka nie udała czarnej w najmniejszym stopniu, tak jak każdemu, jednak spiczastoucha zaintrygowała ją i zielonooka z chęcią chciałaby poznać jednooką bliżej. Problemem była znajomość Chikji z Satau, która niweczyła te plany. Może też dlatego Em zignorowała propozycje przysługi od mniejszej samicy? Albo po prostu to nie o Ciernia jej chodziło. |
|||
|
Chikja Poszukujący Gatunek:Hydra vulgaris Płeć:Samica Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Szaman Liczba postów:766 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 83 Spostrzegawczość: 80 Doświadczenie: 10 |
08-04-2017, 13:56
Prawa autorskie: Vegava/ Koseki-L/Lioden
Tytuł pozafabularny: VIP
Bystre spojrzenie oczka Chikji zdradzało niewiele, ale na bardzo przejętą w tamtej chwili nie wyglądała. Złapała akurat wzrok Satau i posłała jej uśmiech, w razie czego umie się obronić. W razie czego, bo nie podzielała w myśli obaw jasnej, może była zbyt pewna siebie? Moze, ale to też taka gra. Zwierzęta czuja strach, a strach sprawia, że nie wiedzą czego się spodziewać po takim wystraszonym zwierzątku i błędne koło. Chikja, spec od zachowań.
Kiwnęła leciutko łbem za plecami brązowej dając Sat znak, żeby obserwowała. Podniosła pupcie i podeszła do medyczki wyciągając z grzywy suszoną gałązkę Melisy (sztuk 1) kładąc go koło króliczej apteczki. - Dostałam kiedyś od pewnego goryla. Mi się nie przyda, ale mówił że to na rany dobre? - Prezencik. Prawie jak bukiecik kwiatków, tyle tylko, że przydatny. - To ja. Lecę. A wy się nie pozabijajcie laseczki. - Żwawo zawróciła w kierunku wyjścia ku skale skazy. Bo faktycznie ociągają się jak diabli! ZT |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości