♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Tohuvabohu
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata (Młody dorosły) Liczba postów:75 Dołączył:Mar 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 63
Doświadczenie: 13

#76
08-08-2017, 16:36
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari)

//Skrócę to wszystko, bo jakbym miał wziąć pod uwagę te wszystkie posty to by mi się nie chciało pisać xd

Stał tu przez dłuższą chwilę, zastanawiając się czy mi się przywidział gepard czy nie. Zignorował wszelkie bodźce z zewnątrz i zatrzymał wzrok w miejscu którym zniknął mu szary kurdupel. W końcu drapnął mocno ziemię łapą, po czym zauważył że inni także zniknęli. Nic z tego nie rozumiał. Skierował kroki swe w kierunku jaskini. Po drodze minął bez słowa brązową lwicę i czarnego, młodego lwa. Wlazł do środka, po czym zatrzymał się koło wyjścia, siadając. Zasłyszane słowa wlatywały jednym uchem i wylatywały drugim, zdawały się nie mieć sensu, równie dobrze mógł być tu nieobecny.
Tyrvelse
NAJSEKSOWNIEJSZY | SAMOTNIK

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:365 Dołączył:Kwi 2014

STATYSTYKI Życie: 90 :I
Siła: 78
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 23

#77
11-08-2017, 01:24
Prawa autorskie: Salvathi

Poczuł ptasie skubnięcie uchem, co świadczyło, że jego czarnopióry towarzysz chyba wreszcie postanowił się znów uaktywnić. Nie dziwiło go, że Kuro zasnął na jego grzbiecie, był przecież wcześniej wymęczony, ale jego obudzenie się teraz i kojąca obecność było ogromną otuchą dla lwa. Pozwoliło mu mocniej trzymać nerwy na wodzy. Przypomnieć sobie, że choć jego rodzina zostawiła go w cholerę, nie został sam.
- Dbanie o rodzinę jest rzeczą chwalebną. Nie rozumiem tylko, czemu jestem tego świadkiem. Co to ma na celu. - odezwał się, nadal tonem zupełnie neutralnym, choć teraz nie było to już tak wymuszone.
Lecz rozluźnił się, ledwo zauważalnie, gdy czarny wypowiedział te słowa, których tak pragnął. Zapewnienie, że to nie będzie kolejne stado wieszczące wiarę w siłę rodziny i jedności. Aż go skręciło w trzewiach na tę myśl.
- Mamy wspólną sprawę - skinął łbem, potwierdzając - i tej sprawy się trzymajmy. Interesów. Zbyt dużo się nasłuchałem w życiu bzdur o rodzinie, która jest największą wartością, jest nierozerwalna, i dba o każdego. - Teraz to on prychnął. - Na lojalność trzeba sobie zapracować. Kredyt zaufania jest tylko kredytem. A wspólne interesy i dbanie o własną skórę łączą najmocniej.
Ktoś, kto byłby w stanie zestawić ze sobą młodego Tyra, tak pełnego ideałów i chwalebnych przekonań, mógłby się załamać, widząc jego dorosłą wersję, pozbawioną złudzeń i do bólu pragmatyczną.
A czarny swym zachowaniem z jednej strony zaskarbił sobie jego szacunek i może nawet podziw, lecz z drugiej jego gesty mierzwiły go i drażniły jego samczą dumę. To instynktowne pragnienie dominacji i walki o nią, choć całe szczęście Tyr potrafił je odsunąć na bok, i uznać czyjąś pozycję za wyższą. 
- I dobrze - mruknął, i tylko tak odpowiedział na ostatnią uwagę Tsavo. Który zinterpretował słowa brązowogrzywego nieco inaczej, niżby chciał, lecz nie chciał strzępić języka na prostowanie takich głupot. Potrząsnął lekko łbem.
- Lecz może w takim razie zajmijmy się tą sprawą, która nas łączy?

O jak ja kocham to miejsce!
Tu jest tyle policji i czuję się bezpiecznie
Kochanie, czemu szepczesz?
Możemy być spokojni
Opuśćmy ręce
Opuśćmy ręce

Ale najważniejsze, to że kiedy zamkniesz oczy
że kiedy zamkniesz oczy
nic nie zaskoczy cię
.


Zuri
Płomień
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:159 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 95
Siła: 67
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 5

#78
11-08-2017, 12:30
Prawa autorskie: Ghalib/Xylax <3

Była młoda, a młodość swoimi prawami się rządziła. Starsi mogli napominać ja, dawać dobre rady, ale to czy pokornie z nich skorzysta było już inna sprawą. Przecież MAM JUŻ 2 LATA! I dobrze wszystko wiem! A tak przynajmniej się wydawało smarkatej lwicy.
Polowanie?! Ożywiła się prostując, tatinek ja chyba zignorował. No a tak chciała mu zaimponować, mu i mmm temu tam ślicznemu. Parsknęła odrzucając łeb na komentarz braciszka.
- Nie mów mi jak żyć Kiburi~ Nie mówiła tego na sto pro serio, raczej z leciutkim przekąsem.
Podniosła się i ruszyła z bratem do wyjścia. Jak tak patrzyła na tę bandę.. to kurcze, tyle gęb do wykarmienia że urobią łapy po same łokcie! Cztery samce i całe stado kluch, polowanie rzecz samic, ale w tym wypadku wsparcie samców będzie niezbędne. A skoro tak, to może zapolują na cos większego?
Do uszu wpadła jej jeszcze wypowiedz Tyra i aż zmarszczyła brwi ku górze, tak mało pochlebnie się odnosił do więzi krwi. Czyżby spotkało go coś przykrego ze strony rodziny? 
- Jedni dużo gadają inni wolą coś robić. - Wzruszyła barkami i machnęła ogonem. - Sprawa sprawą, moja rodzina moja rodziną. Nie dbam o nią na popis przed tobą, ani przed nikim z zgromadzonych tutaj. - No może wykluczając Ghaliba, to daddy issues. Z resztą miała ciekawszy pomysł na zaimponowanie samcowi, ale tak, wpierw polowanie potem mizgi.
- No to chodźmy braciszku. Siostrunia pokaże Ci jak sie poluje.- Oblizała się i podjęła trop Cioteczki.

ZT(?)
Psyche
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:3 Dołączył:Lip 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 65
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70

#79
16-08-2017, 16:59
Prawa autorskie: Disney, PrinceVoldy

Cóż by tu wiele mówić, lwica w milczeniu przeszła obok rudej i położyła się obok młodych. Przez całą tę rozmowę była nieobecna, milcząca zamyślona. Zareagowała jedynie na polecenie, czy raczej bezdyskusyjny rozkaz ze strony Vei. Trzeba też tu dodać, iż gdyby ktokolwiek inny wydał jej jakieś polecenie nie zareagowałaby, nawet jeśli wypłynąłby on z pyska przerażającego, poparzonego tsavo. Tylko Vei jej rozkazywała i tylko Vei Psyche słuchała, nie żeby miała ku temu jakiś wybór. Leżąc tak obok młodych trąciła nosem w grzbiet każdego po kolei, chcąc zwrócić ich uwagę. Jeżeli faktycznie są głodne będą dalej wiedziały same co zrobić.
Vasanti Vei
Zgryźliwa | Iskra
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:2,979 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 88
Spostrzegawczość: 82

#80
16-08-2017, 19:34
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart (Kami), tło Disney / OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Główny Administrator / Prowadzący Radia / Mistrz Kalamburów / Najpiękniejsze miano

Spojrzenie Santi spoczywało głównie na rozmawiających lwach, ale momentami kierowało się też na Psyche. Choć ta dotychczas wzorowo wypełniała swoje obowiązki, to nie można było jej pozostawiać bez nadzoru. Kto wie, co by jej mogło wpaść do łba?
Zainteresowanie rudej przykuł beżowy samiec, który najwyraźniej należał do "tych odważnych", a przynajmniej na takiego pozował. Mordy. Ciekawe. I jeszcze ten ptak na głowie.
Nadstawiła uszu, chłonąc informacje, która nagle spływały do niej w znacznie większej ilości niż wtedy, gdy potrzebowałaby ich dużo bardziej niż teraz. Może należało wtedy wysyłać szpiegów na wolne tereny? Gdyby jeszcze tylko miała kogo...
Ale to tylko pieśń przeszłości, tak jak i cała Lwia Ziemia, jak i cała Vei. Pozostała tylko niewinna Santi. I, o dziwo, zupełnie jej to nie przeszkadzało. Paradoksalnie, czuła się wreszcie wolna i niezależna; tylko za dziećmi było jej tęskno.
Upadła królowa ułożyła się na ziemi, nieopodal karmicielki i młodych. Jak gdyby nigdy nic myła sobie łeb po kociemu, zupełnie nie sprawiając wrażenia, jakby miała zamiar się wtrącać. Nie wyglądała nawet na przesadnie zasłuchaną w rozmowie, choć i też się z tym nie kryła; wciąż niekiedy spoglądała na któregoś z tej dwójki.
Kanziru
Iskra
*

Gatunek:Leweł Płeć:Samiec Wiek:Podrostek Liczba postów:19 Dołączył:Sie 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 25
Zręczność: 25
Spostrzegawczość: 25

#81
19-08-2017, 08:24
Prawa autorskie: blukillerdonkey

Trzymając w pyszczku ucho siostry spojrzał na druga z opiekunek, ta chyba miała amciu. Dlatego też zostawił ucho siostry, wcześniej po niej się gramoląc potruptał do niej. Miauknął coś, i jak to on zamiast iść normalnie, próbował się wdrapać na karmicielkę, po kilku próbach w końcu znalazł cel podróży i przyssał się do niej. O tak jedzonko, no to mają go z głowy na chwilkę, delikatnie wbijając pazurki zajadał w najlepsze.
[Obrazek: 05418eb7576c.png]
Ghalib
Zmora | Płomień
*

Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 90
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 66
Doświadczenie: 26

#82
19-08-2017, 13:43
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku

Ghalib uśmiechnął się chłodno obserwując cały czas młodego Tyrvelse. Westchnął wciąż słuchając pewnego rodzaju pretensji ze strony młodego, ale odpowiedzi na jego podejrzenia były wyjątkowo proste.
- Jesteś tego świadkiem bo jesteś na moim terenie. - Odparł wzruszając jedynie ramionami. W końcu po co miałby kazać wyjść swojej rodzinie z najbezpieczniejszego miejsca w tym momencie? Nie uważał, że będą rozmawiać o czymś, czego jego najbliżsi nie mogliby usłyszeć. Kiedy jego syn i córka postanowili wykonać jego polecenie i udać się wraz z ciotką na polowanie, Ghalib odprowadził ich wzrokiem. Potem słuchał dalszych słów młodego rudogrzywego. Rzecz oczywista, że zgadzał się z młodym w kilku kwestiach, ale też nie zamierzał wdawać się w długie dysputy na ten temat. 
- Najwyraźniej wypaczone lwy w tej krainie nie potrafią po prostu zadbać o własne rodziny, ale mnie nie mieszaj z tym poglądem. Jak sam widzisz, moje dzieci są mi posłuszne ale nie dlatego, że muszą, tylko dlatego, że chcą. - odpowiedział mu jedynie. Inaczej nie miałoby to najmniejszego sensu. Miał też nadzieję, że temat rodziny, tak chętnie negowanej przez Tyrvelse się wyczerpie. Zresztą czekała ich rozmowa o tym co się wydarzyło i jaki jest plan.
- Cały czas się tym zajmujemy - odpowiedział młodemu. - Widzisz, nie jest kwestią to czy nas wszystkich wyłapią za pastwienie się nad członkami ich stada, ale jest nią to by te stadne wymoczki zrozumiały, że tereny poza ich terytorium to nie jest ich podwórko. Rozumiesz? Możesz sobie być potężnym samotnikiem i atakować pojedyncze stadne sztuki gdy wyścibią nos spoza swoich przytulnych norek, ale prędzej czy później możesz spodziewać się zemsty. 
Podniósł się na wszystkie cztery łapy.
- Nie oszukujmy się, nie jesteśmy tutaj teraz dlatego, że mamy potulne charaktery. Na naszych łapach jest krew przypadkowych lwów i możesz mi wierzyć, wszędzie poza tą przytulną krainą tak właśnie jest. Lwy nie rozmawiają o pogodzie tylko robią pożytek ze swoich kłów. Jednak tutaj takie samotne wyczyny mogą okazać się samobójstwem, a przecież nie chodzi o to, żeby dać się zabić. Chodzi o to by być silnym osobnikiem, jeśli nie najsilniejszym. Widząc was w boju zrozumiałem, że macie w sobie tę iskrę.
Ruszył z miejsca i obszedł jaskinie przechodząc obok każdego z zebranych. 
- W tej jaskini nie ma słabych, są tylko silni. - Zatrzymał się przy Tyrvelse. - Chcesz być silny, prawda? Chcesz móc robić co chcesz nie musząc się obawiać o własne życie. Tak, czy nie?
Potem ruszył w stronę Tohuvabohu.
- A ty? Po tym co się stało, nie boisz się brudzić we krwi?
Następnie wrócił na swoje poprzednie miejsce, ale stamtąd wskoczył na swoją ulubioną półkę skalną. 
- Jestem Ghalib, syn Bato i Chaayi, lew znad rzeki Tsavo, założyciel Cieniowiska, lwem przed którego czarną skórą drżą słabi. Jestem wojownikiem i zabójcą i żaden stadny lew nie stanie mi na tej drodze życia. Jestem Zmorą.
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
[Obrazek: zalubinypasek_by_owlyblue-dbkpf1p.png]
Nigdy nie chciałem żyć jak wy
Jak wyjeżdżałem wyły psy
Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr
No blichtr 





Tyrvelse
NAJSEKSOWNIEJSZY | SAMOTNIK

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:365 Dołączył:Kwi 2014

STATYSTYKI Życie: 90 :I
Siła: 78
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 23

#83
21-08-2017, 01:53
Prawa autorskie: Salvathi

Zerknął na czarnofutrą lwicę, gdy ta dość niespodziewanie zabrała głos. No... Niespodziewanie, bo sądził, że to z jej ojcem głównie gadał. Jak widać, córuchna nie pozwalała się sprowadzić do roli jedynie karmicielki. Co raczej go zadowalało. Nie lubił, gdy samice pozwalały sobie uwłaszczać. A zwłaszcza, gdy same uważały się za niewiele warte. Nie odpowiedział jej jednak, tylko spojrzał na nią, a w jego błękitnych oczach kryło się coś na znak uznania.
Nie przejął się zbytnio westchnięciem poparzeńca, wysłuchał jego słów cierpliwie, choć może nie do końca miał na to ochotę. A być może postawa czarnego w głębi nawet go cieszyła, jednak na głos nigdy by tego nie przyznał. Już chyba nigdy słowa uznania dotyczące jakiejkolwiek rodziny nie przejdą mu przez gardło. Za bardzo je sobie nimi zniszczył, na marne. Ograniczył się zatem tylko do skinięcia łbem, by czarny wiedział, że Tyr przyjmuje to do wiadomości. 
I słuchał dalej, teraz już śmielej przyznając samcowi rację, co odbijało się w tym, że jego postawa rozluźniła się, gdzieś zniknęła jego skrywana złość. 
Siła. Nigdy nie pragnął jej obsesyjnie, lecz uważał za coś, co należało mu się od urodzenia. Był zdrowym samcem, dobrze wytrenowanym, jego ojcem był zdolny wojownik, który bez lęku brał udział w stadnych potyczkach. Zabiegał o siłę, dla niej spędzał godziny na treningach, i wiedział, że ją posiadał. Może to naiwne, lecz zapewnienie czarnego, że nie jest tu jedyny, ucieszyło go. Zresztą, sam przekonał się o sile brązowogrzywego i tego, który teraz przemawiał. 
- Oczywiście - prychnął cicho - Nie po to jestem samotnikiem, by ktokolwiek mówił mi, co mogę robić, a czego nie. A tym bardziej, by stada groziły mi chorymi konsekwencjami za nauczkę, że na tereny wolne ich prawa nie sięgają.
Na jego pysku pojawił się lekki uśmieszek, gdy czarny jakże teatralnie postanowił się wreszcie przedstawić. Mimo wszystko, to imponowało. Cieniowisko... Czy nie słyszał tego słowa jeszcze na zachodzie? Banda ciemnych lwów, których trzeba się wystrzegać. Lecz Cieniowisko się ostatecznie rozpadło, czyż nie? Jednak jeżeli ta grupa była ich spadkobiercami... Mogło mu się to spodobać.
Wyraźnie skinął łbem Zmorze, składając mu specyficzny ukłon. 
Jeszcze przez chwilę wahał się, czy warto wspomnieć o jego własnych korzeniach, lecz niestety, był do tego zmuszony.
- Tyrvelse, syn Freya i Maoni. - Mimo wszystko, musiał głębiej odetchnąć, nim dalsza część wydobyła się z jego gardła - Pochodzę z zachodu, więc wiem, że co najmniej jeden lew, który został zabity w tamtej grocie, także nosił na sobie woń ziem zachodu. O ile nic się nie zmieniło ostatnimi czasy, to może być pewnym problemem.
Mglisty Brzask. Jedna wielka rodzina. Która zapewne z chęcią dokopie każdemu, kto zechciał podnieść łapę na "swojego". Poruszył uchem, nagle podirytowany. Butny szczeniak, ledwo wyszedł za granicę ziem, i już próbował cwaniaczyć.

O jak ja kocham to miejsce!
Tu jest tyle policji i czuję się bezpiecznie
Kochanie, czemu szepczesz?
Możemy być spokojni
Opuśćmy ręce
Opuśćmy ręce

Ale najważniejsze, to że kiedy zamkniesz oczy
że kiedy zamkniesz oczy
nic nie zaskoczy cię
.


Vasanti Vei
Zgryźliwa | Iskra
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:2,979 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 88
Spostrzegawczość: 82

#84
29-08-2017, 16:42
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart (Kami), tło Disney / OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Główny Administrator / Prowadzący Radia / Mistrz Kalamburów / Najpiękniejsze miano

Ruda wciąż wsłuchiwała się w rozmowę, która to z minuty na minutę stawała się coraz ciekawsza. Morderstwa członków jakiegoś stada... Ciekawe. Lwiej Ziemi ostatnio nikogo nie ubyło... Nie licząc jej potomstwa, ale czy to możliwe? Oni nie mówią o dzieciach... Księżyc na pewno nie, skoro czarny zdaje się mieć taki dobry kontakt z kapłanką. Pozostają Królewscy, chyba że istnieją jeszcze jakieś inne, mniejsze ugrupowania.
Postawiła uszy. Syn Frey i Maoni... Frey, Maoni. Czy ona nie kojarzyła tych imion? Czy nie kojarzyła ich z... Oho, sam się przyznał. I widać to na zachodnich, to jest, królewskich, polują Ghalib z Tyrem. Albo oni na nich.
Zmrużyła ślepia. Ten ryk na Lwiej Skale... Jak można było dostać się na Lwią Skałę, nie idąc od południa ani nie przeprawiając się przez wąwóz? Tylko od zachodu lub północy. O lwach z północy niegdyś słyszała, jednak była zupełnie nieświadoma, że oto stoi przed nią jeden z nich, dawny dumny przywódca we własnej osobie, teraz z zażenowaniem wspominający poczynania swoich godnych pożałowania poddanych. Zupełnie jak ona.
Jednak ci legendarni mieszkańcy północy, jeśli rzeczywiście istnieli, nigdy nie próbowali przejąć jej ziem. Byłoby dziwnym, gdyby teraz, gdy nie było nic o nich słychać, nagle zebrali armię gotową podbić Lwią Ziemię. Vasanti coraz bardziej przekonywała się do myśli, że to zachód jest problemem trawiącym zarówno ją, jak i tych tutaj.
Najwyższy czas zawiązać sojusz.
Vei niespiesznie podniosła się z miejsca. Zawiesiła wzrok na samcach i uczyniła ku nim kilka kroków, przywodząc na pysk szczery uśmiech.
- Widzę, że nie tylko mnie jest nie po drodze z Królestwem - stwierdziła z zadowoleniem, by następnie utkwić spojrzenie w bliznowatym. - Jakie plany, Ghalibie? Chcesz szlajać się po wolnych ziemiach w poszukiwaniu szukających przygód nie-samotników, czy może pozbędziemy się problemu u źródła, uderzając w to stado, które nie respektuje praw sawanny...?
Ghalib
Zmora | Płomień
*

Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 90
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 66
Doświadczenie: 26

#85
04-09-2017, 23:26
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku

Nie zamierzał dawać sobą wrażenia, że nie słucha swoich rozmówców toteż zarówno ruda lwia jak i młodzieniec mogli raz po raz zostać uraczeni nienachalnym ale pewnym siebie spojrzeniem. Z uwagą i znanym sobie skupieniem obserwował ich. Kiedy mówił brązowogrzywy młodzieniec Ghalib przeniósł spojrzenie na niego. Zainteresowała go informacja o tym, że pochodził z Zachodu, czyli stada, które już dawno temu zalazło Poparzeńcowi za skórę. Machnął kitą raz, ale wystarczająco by wyrazić zaintrygowanie. 
- Więc byłeś niegdyś członkiem tamtejszego stada? - Wtrącił zaraz po tym jak Tyrvelse skończył mówić. Choć dobrze pamiętał, że sam był młokosem gdy Kahawian przegonił go ze swoich ziem, ale Ghalib nie miał w zwyczaju nie podnosić rzuconego wyzwania. Tam skąd pochodził prawo do przebywania na terytorium zdobywało się przelewając krew i tym zwyczajom zamierzał pozostawać wierny. 
Przeniósł spojrzenie na Vasanti Vei kiedy ta zaczęła mówić. Nie było dla niego istotne to jak stado obecnie się nazywało, ale szybko pojął, że w tej grocie nie ma nikogo, kto sprzyjałby tamtejszemu stadu. Posłał samicy krzywy uśmiech i westchnięcie. 
- Póki co zamierzam odzyskać siły. Odniosłem parę ran i wypadałoby je zaleczyć - powiedział. - Ale gdybym chciał uderzyć na stado to musiałbym mieć ku temu odpowiednią siłę. Sam więc tego nie uczynię.
Tu znów posłał spojrzenie młodzieńcowi, acz tym razem znacznie bardziej znaczące. Podszedł do niego i zatrzymał się niemal przed jego nosem, gdyby chciał klapnąłby szczęką i złapałby jego czerwony nos. Ale nie zdradzał agresji a wręcz lodowatą beznamiętność.
- Zależy czy ktoś zechciałby poczuć smak prawdziwej wojaczki. Ktoś kto chciałby dołączyć i byłby wierny tak jak ja bym był, bo łączyłyby nas wspólne i niezbyt chlubne tajemnice. 
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
[Obrazek: zalubinypasek_by_owlyblue-dbkpf1p.png]
Nigdy nie chciałem żyć jak wy
Jak wyjeżdżałem wyły psy
Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr
No blichtr 





Tyrvelse
NAJSEKSOWNIEJSZY | SAMOTNIK

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:365 Dołączył:Kwi 2014

STATYSTYKI Życie: 90 :I
Siła: 78
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 23

#86
05-09-2017, 21:23
Prawa autorskie: Salvathi

Odpowiedział skinieniem łba na pytanie czarnego samca, choć nie był to ochoczy ruch.
- Moi rodzice byli ze Szkarłatnego Świtu, ja zaś byłem członkiem stada z Zachodnich Ziem, czyli bezpośredniej kontynuacji Świtu. Dopóki większość stada, w tym sam przywódca i jego rodzina, nie postanowili pójść sobie w cholerę, zostawiając marną resztkę zdaną na własne siły.
Nie powstrzymał się od pełnego odrazy oraz pogardy tonu, wymawiając te słowa tak, jakby próbował się pozbyć czegoś niesmacznego z pyska. I być może na tym by poprzestał, gdyby nie ruda, która nagle postanowiła się podnieść i wreszcie zabrać głos. Poruszył uszami i spojrzał na nią ze zdezorientowaniem.
- Królestwem? - Powtórzył w ślad za nią. - Gdy odszedł Kahawian, Myr został mianowany przywódcą i postanowił stworzyć nowe stado złożone z medyka oraz jednej lwicy, plus zebranych na szybko przypadkowych przechodniów. Wtedy nazwali się Mglistym Brzaskiem, czyżby Myrowi miano przywódcy nie starczało? Stado to za mało, potrzebował swego królestwa?
Skrzywił się wyraźnie, mówiąc tonem ironicznym i z ogromną niechęcią. Dlaczego jakoś go to nie dziwiło? Czarny lubował się w dumnych słowach, Makari zaś jeszcze bardziej. Miast skupić się na tym, co ważne, szafować wielkimi słowami, podnosząc sztucznie swą wartość. Dobre sobie.
Przeniósł swe spojrzenie z rudej na Ghaliba, w sam raz, nim skąpogrzywy ruszył się w jego kierunku. Machinalnie przesunął uszy w tył, ze zmarszczonym nosem zauważając, że Tsavo bezpardonowo narusza jego przestrzeń osobistą - lecz błękitnymi oczami mierzył go śmiało, nie ruszając się ani o milimetr w tył. Zimne oczy samców spotkały się.
Wojaczka.
Dreszcz rozkoszy przeszedł mu po karku, choć wiedział, że nie był on całkowicie jego reakcją - to ten skryty głęboko w jego wnętrzu, pomimo bycia w znienawidzonej jaskini, ochoczo zareagował na samo słowo zapowiadające rozlew krwi i walki. Wciągnął głęboko w płuca powietrze, jakby już doszukując się w nim woni krwi i śmierci. Bezwolnie uśmiechnął się, unosząc niedbale kąciki ust.
To nie on tak kochał sam fizyczny aspekt walki - piekące rany, adrenalinę krążącą w żyłach, pazury oraz kły rozrywające przeciwnika, smak juchy. On lubował się w błyskawicznym myśleniu, do jakiego zmuszała go bitwa, opracowywaniu strategii na podstawie wciąż zmieniającej się sytuacji, próby przechytrzenia przeciwnika.
Obudziła się w nim natura wojownika, która ledwie rozchyliła powieki, gdy spędzał całe dnie na treningach zachodu.
Dopiero krew ofiar wzbudziła ten zew.
Wszystko w nim - jego drugie ja, duch ojca, młodość spędzona na treningach - wołało o więcej.
- Już widziałem cię w bitwie, Ghalibie. - Skinąłby łbem, lecz pysk czarnego był zbyt blisko. - Walka u twego boku to zaszczyt, zaś walka przeciwko aroganckim stadom to chluba dla samotnika. O tajemnice zaś - jego kły błysnęły w groźnym uśmiechu - nie musisz się martwić. Działając przeciwko sobie zgubimy się nawzajem, działając razem, ugramy wiele.
Kątem oka zerknął na rudą samicę. Cóż ona na to? Podjudza ich do wyprawy, lecz czy sama nie ma w tej chwili lwiątek na swej głowie?

O jak ja kocham to miejsce!
Tu jest tyle policji i czuję się bezpiecznie
Kochanie, czemu szepczesz?
Możemy być spokojni
Opuśćmy ręce
Opuśćmy ręce

Ale najważniejsze, to że kiedy zamkniesz oczy
że kiedy zamkniesz oczy
nic nie zaskoczy cię
.


Vasanti Vei
Zgryźliwa | Iskra
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:2,979 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 88
Spostrzegawczość: 82

#87
08-09-2017, 20:55
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart (Kami), tło Disney / OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Główny Administrator / Prowadzący Radia / Mistrz Kalamburów / Najpiękniejsze miano

- Poznałam Kahawiana - przyznała, zawiesiwszy wzrok na brązowogrzywym. - O Myrze niewiele mi wiadomo, ale tak, ponoć zwą się Królestwem... Królestwem Popiołu i Mgły? - Wygrzebała z pamięci tę niewiele obchodzącą ją nazwę.
Jako że nie miała już nic więcej do dodania, ruda zerknęła na swoją torbę, od której wyraźnie było czuć mieszankę przeróżnych ciekawych roślinek. Z tonu Ghaliba nie szło wywnioskować, czy jego sugestia była skierowana bezpośrednio do niej, czy zwyczajnie rzucona w eter, ale Vei nie podejrzewała, żeby miał innego medyka na stanie. Zapach ziół dochodził wyłącznie z jej torby.
Z grubsza oceniła stan lwa; na pierwszy rzut oka nie wyglądało to źle.
- Mogę pomóc - uznała i od razu skierowała kroki ku torbie.
Otworzyła ją za pomocą pyska i od razu mina nieco jej zrzedła. Nie pozostało tego wiele, a pora sucha była w pełni swojej świetności... Trzeba będzie udać się do tej małpy, jak mu tam... Mniejsza. Znajdzie go. Najważniejsze, że zostało jej jeszcze trochę mięty... Choć to też już końcówka. Niedobrze.
Wyjęła z torby jedną porcję rośliny - tyle musi wystarczyć - i połówkę kokosa, która od lat robiła jej za miskę. Wypadałoby przemyć czymś ranę, ale szczęśliwie wody był tu dostatek, toteż Vei pochwyciła kokosa w zęby i niespiesznie ruszyła ku "jeziorku". Zaczynała czuć się tu jak u siebie. Nabrawszy wody i zamoczywszy łapy, żeby obmyć je z większości oblepiającego je brudu, wróciła do środka i postawiła miskę obok mięty. 
Zawiesiła wzrok na samcach, których rozmowy cały czas nasłuchiwała. Teraz nabrała pewności, że Tyr był rodziną tego, który uczestniczył w napaściach na Lwią Ziemię... Ale jakie to miało teraz znaczenie? Każdy tylko szuka własnej drogi do osiągnięcia spełnienia, nieważne, czy przyjdzie ci żyć na ziemiach opromienionych słońcem, czy może w tym ciemnym miejscu. Pory roku się zmieniają, stada upadają, ale czy do czegokolwiek to prowadzi? Może lwioziemskie legendy mają rację, może rzeczywiście wszyscy są złączeni w jednym Kręgu Życia... Z tym że tak jak nie ma on końca, tak i Santi coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że pozbawiony jest też jakiegokolwiek celu. Cudze losy się splatają, jedne więzi zanikają, tworzą się nowe... Zapewne równie nietrwałe. W tej chwili czekała momentu, w którym mogłaby z największą delikatnością opatrzyć ghalibowe rany, ale kto wie, czy wraz z nadejściem pory deszczowej tymi samymi łapami nie zada mu kolejnych, jeszcze dotkliwszych?
Ghalib
Zmora | Płomień
*

Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 90
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 66
Doświadczenie: 26

#88
20-09-2017, 01:35
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku

Wsłuchiwał się ale już nie komentował ani pochodzenia Tyrvelse ani też nie zamierzał wnikać w niuanse i delikatności, które wynikały z tego jak się stado nazywało w co się przeobraziło i w ogóle. Niespecjalnie go to interesowało poza tym, że Królestwo najwyraźniej było spadkobiercami tego co pozostawił Kahawian. I nawet nie to miało już znaczenie w świetle nie tak dawnych, krwawych wydarzeń. Spotkał nie tak dawno Myra, choć nie przedstawił mu się on to nie trzeba było być wielkim mózgowcem by powiązać to imię z lwem, którego spotkał na terenach niedawnego Cieniowiska. 
Skoro już stał tak vis avie Tyrvelse i mierzył go wzrokiem, słuchał co młodszy samiec mówił a jego słowa sprawiały, że czarnemu Poparzeńcowi rosło serce a czego jedynym sygnałem na zewnątrz uśmiech świadczący o pewności siebie. 
- Niech więc to - ogarnął pyskiem przestrzeń wokół siebie - będzie naszym punktem. Tu mieszkam, ale to będzie dobre miejsce organizacyjne dla grupy. 
Podniósł się z miejsca by powoli skierować się w stronę rudej. 
- Chcesz pomóc tylko mi czy deklarujesz pomoc medyczną gościom tej pieczary? - Odezwał się. - Chętnie skorzystam z twoich usług medycznych.  
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
[Obrazek: zalubinypasek_by_owlyblue-dbkpf1p.png]
Nigdy nie chciałem żyć jak wy
Jak wyjeżdżałem wyły psy
Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr
No blichtr 





Vasanti Vei
Zgryźliwa | Iskra
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:2,979 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 88
Spostrzegawczość: 82

#89
26-09-2017, 02:26
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart (Kami), tło Disney / OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Główny Administrator / Prowadzący Radia / Mistrz Kalamburów / Najpiękniejsze miano

Rozmowa samców wreszcie zdawała się dobiegać końca. Nie to, żeby była ona nieciekawa, ale ruda zdążyła przyszykować się mentalnie do rozpoczęcia leczenia i chciała już mieć to z głowy.
Wtem padło w jej stronę całkiem rozsądne pytanie.
- Pomagam każdemu, kto jest wrogiem mojego wroga - uznała, zawiesiwszy bystry wzrok na Ghalibie. - Ale na ten moment to ty tu wyglądasz najgorzej.
A nawet nie tylko na ten moment, pomyślała kąśliwie, jednak nie zdecydowała się podzielić tym jakże błyskotliwym spostrzeżeniem. Zresztą, mimo że szpeciło go tyle blizn i innych ubytków, to ten wciąż pozostawał całkiem rosłym samcem. Gdyby nie ta grzywa, jak u jakiego młodzika...
Stop. Leczenie.
Santi ruszyła ku niemu i obeszła go dookoła, by przyjrzeć się każdej z jego ran. Prezentowały się paskudnie, ale w gruncie rzeczy wydawały się być nieszkodliwe. A na pewno takie się staną, gdy już zostaną poddane dezynfekcji.
- Zacznę od tych większych - stwierdziła, spoglądając na jedną z nich, znajdującą się na lewem boku samca.
Druga była podobna, tyle że znajdowała się po drugiej stronie.
Wzięła łyka wody, żeby zwilżyć język, po czym skierowała się ku wspomnianej ranie. Zaczęła ją dokładnie czyścić językiem, momentami się przy tym krzywiąc. To zajęcie nie należało do najprzyjemniejszych, ale, niestety, było ono konieczne. Następnie w ten sam sposób wyczyściła drugą, po czym udała się po przygotowaną wcześniej miętę i zaczęła wcierać ją kolejno w obie rany, tym razem posługując się łapą, bo tak było precyzyjniej.
- Może trochę piec - mruknęła ostrzegawczo.
Gdy zakończyła całą operację, raz jeszcze zaczęła przyglądać się czarnogrzywemu w poszukiwaniu kolejnych urazów. Na swoje nieszczęście, nie musiała szukać daleko - jedno rozcięcie było na grzbiecie nosa, a inne na wardze... Niby powinny same się zagoić, ale można było im w tym dopomóc.
Niemal bezgłośnie westchnęła i z ewidentną niechęcią przybliżyła pysk do jego pyska. Wilgotny język napotkał pierwszą z ranek.
Nie czuła się z tym najlepiej. Gdyby Ragnar żył, zapewne w ogóle by się tego nie podjęła. Ale gdyby on żył, to wszystko byłoby inne... Gdyby jej dzieci...
Skończyła i odsunęła się, gwałtowniej niż to było konieczne. Wlepiła w swego pacjenta spojrzenie, w którym za maską chłodu majaczyła dziwna bezradność.
- Resztę sam sobie obliż - burknęła, z jakiegoś powodu nagle rozeźlona.
Dawno nie przyglądała się lwiemu obliczu z tak bliskiej odległości. Mimo że szary nie stąpał po ziemskim padole od przeszło roku, a lizanie tego tutaj miało cel wyłącznie medyczny, to lwica i tak czuła się, jakby właśnie dopuściła się zdrady. Dopóki trwała na Lwiej Ziemi jako królowa i matka, zaprzątała myśli milionem mniej lub bardziej istotnych spraw, lecz teraz, gdy jej uwaga ograniczała się do doglądania trzech lwiątek, w czym i tak pomagała jej Psyche, cienie przeszłości brutalnie przebijały się do jej świadomości. Już skłonna była skonstatować, że teraz, pozbawiona dawnych obciążających obowiązków, będzie w stanie cieszyć się prawdziwym szczęściem i wolnością, aż tu raptowny napad tęsknoty uświadomił jej, że wciąż będzie jej czegoś brakować. Bo ileż można żyć bez bratniej duszy przy boku, prowadząc tylko te rozmowy, które są absolutnie konieczne, bo do nikogo poza paroma rozkosznymi kulkami nie odczuwa się krzty sympatii? Czy nie stanie się zaraz starą wariatką, zaszytą samotnie wśród wysokich traw sawann czy gęstej roślinności dżungli...?
Tyrvelse
NAJSEKSOWNIEJSZY | SAMOTNIK

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:365 Dołączył:Kwi 2014

STATYSTYKI Życie: 90 :I
Siła: 78
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 23

#90
30-09-2017, 00:10
Prawa autorskie: Salvathi

Wbił jeszcze mocniej swe ślepia w rudą lwicę, gdy przyznała, że znała Kahawiana. Czy był on aż tak szeroko znaną personą na tych ziemiach...? Nie. Znali go głównie Zachodni i ci, którzy albo próbowali zadrzeć ze stadem, albo się dogadać. Lecz rzadko kiedy byli to przypadkowi samotnicy. Zmrużył oczy, wpatrując się w Santi. Samica powoli zaczynała go intrygować - nie wygląda na młódkę, wiedziała więcej niż on sam, nie będąc znaną innym. Wszystko wskazywało na to, że była starą wygą pośród tutejszych lwów. Czemu więc z początku wydawał się być kimś zupełnie przypadkowym, nowym na ziemiach czterech stad? Obserwował ją, jak podeszła do swojej torby i wyjęła typowo medyczne przyrządy. Aż sapnął cicho. Czyli do tego znachor. To mogłoby wyjaśniać jej poinformowanie, pacjenci lubią plotkować i żalić się podczas leczenia. A taki znachor chodzi wszędzie tam, gdzie go potrzeba. Ale znowu... Są oni zazwyczaj znani, wieści o nich się roznoszą. 
Dlaczego Santi znała innych, lecz nikt nie znał jej?
Oderwał się na chwilę od rudzielca, by skinąć łbem czarnemu na znak zgody, a następnie odsunął się, robiąc miejsce dla leczenia. Obserwował je beznamiętnie, lecz uważnie. We łbie ciągle trawił skąpe informacje, jakie na swój temat świadomie bądź nie udzielała ruda. I jeszcze ten zapach, który z jakiegoś powodu wydawał mu się być znajomy, choć przecież go nie znał. Czegoś mu tu brakowało, czegoś bardzo istotnego, co wydawało mu się kluczem do rozwiązania jego zagadki. Lecz przede wszystkim, czemu aż tak go to frapowało? Nigdy nie miał silnych przeczuć, polegał głównie na swym rozumie - lecz teraz rozum wiedział, że nie ma wystarczającej ilości danych, zaś głos w jego wnętrzu żądał odpowiedzi. I wyjątkowo nie był to ten głos o imieniu Cahian. Coś innego kazało mu mieć się na baczności, było wyczulonego na punkcie rudej. Zmarszczył lekko nos, strapiony. 
Tymi właśnie przemyśleniami umilał sobie oczekiwanie, aż Ghalib zostanie należycie potraktowany medycznie. Chyba dopiero po tym będą mogli przejść do dalszej części rozmowy, a Velse był ciekaw, co może im jeszcze zaproponować Poparzeniec.

O jak ja kocham to miejsce!
Tu jest tyle policji i czuję się bezpiecznie
Kochanie, czemu szepczesz?
Możemy być spokojni
Opuśćmy ręce
Opuśćmy ręce

Ale najważniejsze, to że kiedy zamkniesz oczy
że kiedy zamkniesz oczy
nic nie zaskoczy cię
.




Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości