Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
04-10-2017, 01:08
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Tib był zbyt zajęty, by dostrzec delikatną zmianę jaka zaszła w wyrazie Tene, gdy ten napomknął o bezmyślnej agresji. Następne słowa lwicy, wywołały na pysku starego delikatny uśmieszek, który zniknął zaraz po tym jak jego rozmówczyni wspomniała o duchach. Kiedyś lew z miejsca by jej przytaknął, jednak po tym co spotkało go po śmierci Kamy... Tib, zdążył od tego czasu wymyślić sobie kilkaset teorii, które w jakimś stopniu tłumaczyły tamto zjawisko, ba niektóre były na tyle spójne i logiczne, że stary w nie uwierzył. Jednak wystarczyło, by którejś nocy, ponownie ujrzał we śnie oczy tamtej zjawy, przypomniał sobie jej spojrzenie. W takich sytuacjach nawet najlepsze argumenty traciły swoją moc. To że w kwestii duchów Tib stał się nieco bardziej postępowy, nie zmieniało jednak faktu, że dalej lubił śmieszkować sobie z księżycowych i ich wiary i prawdopodobnie próbowałby w tym momencie wprawić w ruch karuzelę śmiechu, ale zapytanie Tene szybko skierowało jego myśli w nieco innym kierunku.
-Na razie nic...- odparł uśmiechając się przy tym tajemniczo -...i szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie będą mieli bowiem są oni naszym planem awaryjnym...a właściwie waszym- dodał, po czym wydał z siebie ciężkie westchnienie. Jego spojrzenie utkwiło przez moment na Arvo. Stary dostrzegł zmianę jaka zaszła w jego wyrazie po słowach Tene. Podsyciło to jego wcześniejsze przypuszczenia, że z tym duetem może być coś nie tak. Jednak takie rozmyślania nie miały w tej chwili najmniejszego sensu, tak więc Tib powrócił do przedstawiania towarzyszom swojego planu. - Przeznaczenie potrafi być naprawdę wrednym skur...- uciął, bo nagle przypomniał sobie, że dzieciak w wieku Arvo chłonie wszystko niczym gąbka, zwłaszcza przekleństwa. -...draniem, więc jeżeli pojawi się jakieś zagrożenie, macie razem z Arvo udać się do księżycowych i poprosić tam o azyl. Nie wiedzą że jesteście z Królestwa a poza tym kumplowali się z Lwioziemcami, także istnieje duża szansa że pomogą wam się ukryć- jeszcze kilka dni temu stary sam strzeliłby sobie w pysk za takie słowa, jednak w obecnej sytuacji nie widział żadnej alternatywy. -Was mich betrifft, to potrafię sobie poradzić i w razie czego będę w stanie was odszukać- skałamał, miło się przy tym uśmiechając. Wiedział jaka kara go czeka jeżeli wpadnie w łapy królewskich. Miał też świadomość, że swoje najlepsze lata ma już za sobą i w wypadku konfrontacji z całą grupą nie powinien oczekiwać sukcesu. Ale zawsze może zyskać dla reszty trochę czasu. -To jak, alles klar, czy może chielibyście dodać coś od siebie?- zapytał, zerkając zarówno na Tene jak i na Arvo. Pomimo dość młodego wieku, dzieciak udowodnił już Tibowi, że potrafi całkiem nieźle główkować, a skoro są zespołem, to warto poznać opinie wszystkich. |
|||
|
Tene Samotnik Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 77 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 22 |
04-10-2017, 12:49
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik
Przed tym nim się zorientowała że nie powinna była tego mówić o duchach, zauważyła że Tib przestał się uśmiechać, czyżby w nie wierzył? Ta myśl była jednak ułamkiem chwili, nie miała sposobności by do niej wrócić, zagubiła się wśród innych myśli, kiedy niepokoiła jej reakcja Arvo. W przelotnym spojrzeniu na syna, natrafiła na jego zdziwione oczy, natomiast w jej ślepiach przez tę krótką chwilę widniał ten niepokój, zupełne niezdecydowanie, bo te słowa nijak były zaplanowane, nijak ostrożne. By potem przejść do czegoś w rodzaju przepraszającego spojrzenia, co podkreśliły nieznacznie opadłe uszy, które z boku mogły wyglądać jakby była po prostu zmęczona. Szybko wróciła wzrokiem do Tiba, już nie wyrażającym z poprzednich emocji zbyt wiele, kontem oka jeszcze patrząc na przybranego syna, do momentu aż ten nie odwrócił głowy. Miała sobie za złe ten jeden błąd, przecież mógł kosztować jej o wiele więcej, nie powinna była ani przez chwilę tracić czujności. Prawda tylko czekała na to by znaleźć ujście, przez które mogłaby się wydostać.
Nie słuchała już z taką uwagą na Tiba, a przez to musiała powrócić w myślach do tego co mówił. "Co? "Waszym?"... A ty to próbujesz się już wymigać od przebywania wśród tej zgrai czczącej księżyc?" przebrnęło jej przez głowę, jej mina też nie wyrażała niczego co miałoby wspólnego z zadowoleniem na tę wieść, ale słuchała dalej. Na szczęście to miał być plan awaryjny, nie zamierzała go wykorzystać prędzej niż w ostateczności. Nie uważała też że to zły pomysł, każde schronienie, nawet takie, jest dobre, w ostateczności. Zastanawiało ją czemu Tib nie chciał skorzystać z tej możliwości? Niezbyt długo ją to zastanawiało, bo nagle niczym echo odbiły się w jej głowie pewne usłyszane słowa: "...poza tym kumplowali się z lwioziemcami... kumplowali się z lwioziemcami... z lwioziemcami". Powstrzymała nerwowe drgnięcie ciała. Przewróciła oczami, po to by nie dostrzegł jej zaszokowania, wzrok wbiła w swoje łapy, udając zamyślenie, tak na prawdę ogarnęła ją frustracja, kły miała zaciśnięte z pod schowanych warg, a ogon uderzył mocno o ziemie by jakoś rozładować napięcie. - A wiesz może co się stało z lwioziemcami? Z tego co wiem, prawdopodobnie uciekli albo... - "jeszcze lepiej" tego oczywiście nie wypowiedziała na głos: - ...Myr puścił ich wolno - mówiła, przypominając sobie ostatnie zebranie stada i tym razem pamiętając o obecności Arvo: - Skoro się przyjaźnili to... Gdzie najlepiej byłoby uciec lwioziemcom, jak nie do swoich sojuszników? Możliwe że tam są, a jeśli tam są, Królestwo może ich znaleźć, a tym samym nas, mogą przecież nagle zmienić zdanie skoro ich puścili, choćby uznać że jednak to zagrożenie i trzeba je wyeliminować. Jeślibyśmy tam uciekli, bylibyśmy także narażeni, może jeszcze oskarżeni o pomoc dla lwioziemców? Kto wie czy jeśli tam są, nie szykują się na atak wraz z tymi wyznawcami, mogliby im wmówić że Królestwo obraziło ten ich księżyc - nie zamierzała ryzykować, oczywiście mogli zastać samych "pasjonatów" księżyca, ale istniała możliwość by natrafić na lwioziemców, a wtedy Arvo mógłby dowiedzieć się prawdy. To ją niepokoiło, co skrzętnie ukrywała za obawą przed atakami Królestwa. - A co z tobą? Na pewno sobie poradzisz, sam jeden? - jakoś mu nie dowierzała, nie zabrzmiało to jak troska, wypowiedziane w obojętnym tonie i wcale nią nie było, po prostu dziwiła się że woli działać na własną łapę, było to też podejrzliwe. Może pod przykrywką pomagania im, zechce ich wydać? Tak, rozważała też taką możliwość. - Nie lepiej będzie trzymać się razem? I tak nas mało - skomentowała: - Ale jak chcesz, mi najbardziej zależy na bezpieczeństwie syna i moim - ostatnio rzadko jej się zdarzało być szczerym do bólu, jak w tej właśnie chwili. Nie mogła pozbyć się rozdrażnienia, na myśl że prawda mogłaby wyjść na jaw, a jeśli Arvo znał stado Srebrnego Księżyca? W końcu i taka możliwość istniała. Jej ogon poruszał się raz po raz, przy czym usilnie się starała by to nie były zbyt gwałtowne ruchy, ale nie do końca jej się to udawało, przybrała neutralny wyraz pyska, nie chcąc zdradzać dręczących ją emocji. Obawa o stracie syna znów zaistniała. - Co nie znaczy że zostawilibyśmy cię w potrzebie, w końcu teraz jesteśmy w tym razem, możemy polegać wyłącznie na sobie nawzajem - dodała po chwili, zerkając na Arvo czy się z nią zgadza. |
|||
|
Arvo Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Zaklinacz Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:134 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 62 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 21 |
08-10-2017, 15:26
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | lineart - TheSiubhan, kolory - Salvathi
Przeznaczenie. Nie skierował wzroku z powrotem na Tiba ani Tene, puścił mimo uszu przekleństwo starca, który w ostatniej chwili się powstrzymał. Przeznaczenie, ha. Nigdy nie wiadomo, jak nami pokieruje Los, sam Arvo wiedział to doskonale mimo młodego wieku. Nauczył się już, by nie być niczego pewnym, niczego nie przyjmować za oczywiste. W milczeniu trawił słowa starego, i musiał mu przyznać, że jak zwykle jego plan był zwyczajnie dobry. Tylko jedna rzecz sprawiła, że zmarszczył nieco brwi, lecz nim ją wyraził głośno, Tene zabrała głos. Zresztą już po chwili okazało się, że brązowa miała podobne wątpliwości. I poruszyła wątek Lwioziemców, który oczywiście mocno interesował złotosierstnego.
- Właśnie, dlaczego ty nie miałbyś również schronić się na ziemiach Księżyca? - zapytał Tiba, wreszcie podnosząc na niego wzrok. - A jeżeli dla Królestwa i tak już jesteśmy zdrajcami, tym lepszym pomysłem byłoby odszukać Lwioziemców. Na pewno nie darzą Królewskich miłością, a lepiej, by wrogowie tego stada trzymali się razem. W ten sposób bylibyśmy wszyscy bezpieczniejsi. Królewskim o wiele łatwiej byłoby się pozbywać małych grupek niż jednej, dużej, która byłaby skłonna bronić się razem. - Zamilkł na moment. - A jeżeli Srebrny Księżyc przyjaźnił się z Lwią Ziemią - o czym przecież doskonale wiedział, znał pakt łączący ich stada. Czyż do groty jego matki nie przybyła niegdyś drobna medyczka Księżycowych? - to Srebrni też z pewnością nie będą przyjaźnie nastawieni do Królestwa, które podbiło ich sojuszników. Powoli wychodziło na to, że Królestwo nie miało żadnych swoich stronników. Tym lepiej dla ich trójki. Właściwie Arvo nie zależało jakoś mocno na spotkaniu z członkami swojego byłego stada, tylko jedna dwójka go interesowała. Kasill i Logan. Logan powinna znajdować się pośród nich, Kasill, o ile jeszcze żył, też powinien tam trafić. Jeżeli dzięki temu miałby szansę na ponownie spotkanie swojego rodzeństwa, mógłby zajść nawet w szeregi najbardziej zwariowanego stada - a przecież Srebrny Księżyc nawet mu się takim nie wydawał. I tylko na tym mu zależało. Gdyby nie oni, z ogromną chęcią poszedłby tam, gdzie łapy go poniosą - byle dalej od Królestwa, by prędzej padli z wysiłku, niż go odnaleźli. |
|||
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
10-10-2017, 23:41
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Tib wysłuchał swoich towarzyszy co jakiś czas pozwalając sobie na głośniejsze westchnienie. Zauważył, że pomimo usilnych prób ukrycia swoich emocji, Tene nie uśmiechała się na myśl o spotkaniu z Lwioziemcami. Jej reakcja spowodowała, że stary miał już pewną teorię odnośnie pochodzenia Arvo, jednak snucie dalszych przypuszczeń zamierzał odłożyć na później. Teraz Tib musiał jakoś wybronić swojego planu, by jednocześnie nie stracić na wiarygodności w oczach swoich "podopiecznych". Nie zamierzał podzielić się z nimi swoimi podejrzeniami co do księżycowych. Postanowił dyskretnie przemilczeć ten temat. W końcu nie miał zamiaru ich okłamywać.
-Lwioziemcy najprawdopodobniej uciekli, i tak zdaję sobie sprawę, że zapewne schronili się u swoich kumpli aber...- przerzucil spojrzenie na Arvo-...nie zamierzam wciągać was w wojnę, dlatego udanie się na ziemie klutystów będzie naszym planem awaryjnym- objaśnił. Co sie zaś tyczy Królestwa-... tibowe ślepia spoczęły na sylwetce Tene-...to podejrzewam, że jego upadek jest tylko kwestią czasu. W młodości Tib był przygotowywany do walki zarówno pod względem praktycznym jak i teoretycznym. Znał podstawowe schematy myślenia, jakimi kierowała się większość osobników w danych sytuacjach, uczono go jak przewidywać ruchy przeciwnika, dostać się do jego głowy. Dlatego stary nie potrzebował dużo czasu na rozpracowanie Myra. Prosty wojak, nic specjalnego. Na polu bitwy tacy jak on byli postrachem dla swoich wrogów, istnymi maszynami do zabijania, za to na stanowiskach decyzjnych przekleństwem swoich pobratymców. Proste schematy myślenia które sprawdzały się podczas chaotycznej nawalanki były bezużyteczne przy prowadzeniu polityki. Stary wiedział o tym niemal od początku, jednak chciał wierzyć, że jest inaczej a przynajmniej tak było do niedawna. -Byłem w Królestwie nieco dłużej od was, ba nawet pełniłem w nim dość ważną funkcję, więc orientuję się w sytuacji. Za sprawą kiepskiej polityki zagranicznej Myra, Królestwo narobiło sobie wrogów w całej krainie, und jetzt gdy przechodzi mały kryzys, uderzenie ze strony przeciwnika jest wielce prawdopodobne- stary spędził w ich szeregach niemal rok a teraz z taką łatwością przychodziło mu wróżenie im zguby. W sumie dlczego miałby ich żałować? Wszystkich na których mu zależało już stracił: Nataka, Kama, Shiriki... Cała reszta była dla niego teraz niczym więcej jak workami z mięsem, obiektami które być może trzeba będzie wyeliminować. Jednak nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. -Dołączenie do wrogów Myra byłoby dobrym posunięciem, ale tylko wtedy jeżeli nie będzie przed nami innego wyboru. Na tym świecie nie ma gorszej rzeczy niż wojna- Teraz nadszedł czas by wyjaśnić im jeszcze jedną kwestię. Tib wiedział, że z całej trójki to on najbardziej naraził się królowi, a poza tym brązowogrzywy miał już swoje lata. Dlatego też nie miał za złe Tene, że ta jest z nim szczera, w sumie to nawet mu to odpowiadało. -Hör mir zu, meine lieblings- zaczął łagodnie- podejrzewam, że to moja zdrada najbardziej zdenerwowała Myra, a swoją drogą z kondycją u mnie coraz gorzej- dodał, szczerząc ząbki w delikatnym uśmiechu- dlatego jeżeli każę wam uciekać, to macie o mnie zapomnieć i w podskokach zwiewać do księżycowych. Cała ucieczka pójdzie na nic, jeśli wszyscy damy się zabić- rzekł, po czym wyrawał ze zdobyczy kawałek mięsa i starannie go przeżuł. Staremu nie uśmiechało się zostanie męczennikiem, jednak zdawał sobie sprawę że czasem ktoś musi się poświęcić, by reszta mogła przeżyć. Czysta kalkulacja, nic więcej. -Poza tym, źle znoszę kultystów i tym podobne głupoty- rzucił półżartem, by poprawić sobie humor po czym przeleciał wzrokiem po obliczach swoich towarzyszy. |
|||
|
Tene Samotnik Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 77 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 22 |
12-10-2017, 11:31
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik
Mogła łatwo się domyśleć że Arvo będzie ciągnął do Lwioziemców, wiedząc że stamtąd pochodzi i pamiętając jego reakcje na stadnym spotkaniu, kiedy to była mowa o przejęciu Lwiej Skały. To oczywiste że czuł się tam dobrze i miał tam rodzinę, może i znajomych. Kolejny powód do frustracji i do nerwów, które rosły wraz ze słowami syna, a ona wiedziała że już i tak nie do końca to w sobie tłumi. Ryzyko że mogła go stracić istniało zawsze, a teraz przypuszczała że prawdopodobnie się zwiększyło.
Zacisnęła kły, dosyć mocno, oczywiście chowając je za wargami, z całej siły opanowując niektóre odruchy i tak ogon położyła płasko na ziemie, jedynie końcówka unosiła się i opadała, nerwowo stukając o podłoże, ale znacznie ciszej niż miotałaby całym ogonem, uszy już chciały przylec do czaszki w gniewie, trzymała je jednak prosto, sztywno, w rezultacie cała się spięła. To naiwne liczyć na szczęście, oczywiście mogłaby na nie liczyć, mogłoby im dopisać podobnie jak pech. Mogłaby liczyć na to że nie będą musieli posunąć się do ostateczności - ucieczki na ziemie wyznawców księżyca, przecież i taka istniała możliwość - że tego unikną. Zaczęło jednak chodzić o coś więcej, Arvo na pewno bardzo by chciał zobaczyć swoje stado, mogła się założyć, może i chciał wrócić, i co wtedy? Kłamstwo wyszłoby na jaw, ktoś kto znałby jego prawdziwą matkę, ba, ona tam mogła nawet być i mogła wiedzieć od tego szarego lwiątka co się stało z jej synem. Mogła też go szukać. Te obawy wcale nie były jej obce, wcale o nich nie zapomniała. Lwica zaklęła w myślach, sama poruszyła temat lwioziemców, to jej wina, trzeba było wymyślić coś innego, wybrnąć z tego inaczej, na co zdradzała swoje podejrzenia? Po co? Na własną niekorzyść. Choć nie do końca, jej celem nie było przekonać do swoich racji Arvo, a Tiba. Nic z tego jednak nie wyszło. Tylko straciła panowanie nad sytuacją. Szybko pojęła że nie sposób już tego odratować, plan awaryjny miał pozostać taki sam, mogła jedynie zrobić wszystko by nie doszło do jego wykorzystania, to ją choć trochę uspokoiło. Będzie trudno, ale to możliwe by bez przerwy się pilnować i uciekać przed ewentualnym atakiem, zresztą mieli znaleźć najpierw kryjówkę w Dolinie Spokoju. Musiała się zgodzić, plan był wystarczająco dobry, a kolejne argumenty Tiba nie do przebycia, inaczej zdradziłaby swoją niechęć do spotkania lwioziemców, a może zrobiła to już dawno? Nacisk na zamianę tego planu jedynie wzbudzi kolejne podejrzenia, może i u syna, a tego nie chciała. Mogła podsunąć inny pomysł "na w razie czego", ale na ile ona znała ziemie? Nie na tyle by wiedzieć o innych stadach i grupach. A i to byłoby podejrzliwe. To już paranoja, kto powiedział że musi go posłuchać? I gdzie znajduje się to cało skupisko świrusów? Właśnie, Tene nie znała drogi do wyznawców księżyca i nie zamierzała podpowiadać Tibowi że pominął tą kwestie. Arvo być może wie jak się tam dostać. Istniała bardzo mała szansa by tego nie wiedział, jak i to że to jej mogło jej pomóc w momencie kryzysu. Co z tego że nie będzie znała drogi, skoro Arvo by ją znał, równie dobrze mógłby ich tam poprowadzić. Tyle tylko iż mogłaby to przemilczeć, uciec w obojętnie jakim kierunku z synem, w sytuacji zagrożenia nie ma zbyt dużo czasu do namysłu... Taki sposób rozumowania, pozwolił jej się nieco bardziej uspokoić, nie była głupia, jakby wszystkie inne wyjścia zawiodły, musiałaby wykorzystać plan awaryjny i tak, ale czy nie byłoby wtedy za późno? Gdyby groziła im śmierć, to plan Tiba byłby jedynym kołem ratunkowym tak na prawdę, a to oznacza że wróciliśmy do punktu wyjścia. - Nie ty jeden - odezwała się po ostatnich słowach Tiba, przerzucając oczami, z całkiem nerwowym tonem: - Myślisz że ja mam ochotę tam przebywać?! To o to właśnie chodzi, jest cudownie miło otaczać się świrami! - oczywiście to była ironia: - Oby to całe Królestwo zdechło!... - warknęła, jeżąc całą sierść na grzbiecie i wyciągając pazury, znowu ponosiły ją nerwy, miała dosyć tej ciągłej ostrożności, obaw i najchętniej by wybiła wszystkich, od których Arvo mógłby się dowiedzieć prawdy. Fuknęła, nie starając się już nawet ukryć podenerwowania. - Ale nie myśl że jestem wrażliwa, mogę tam pójść nawet i teraz, w przeciwieństwie do ciebie! Co, boisz się że rzucą na ciebie urok?! A może wypiorą mózg i zaczniesz czcić księżyc?! - nie spuszczała z tonu, przecinając raz po raz powietrze ogonem, stała już na łapach, kły delikatnie były odsłonięte przez lekko uniesioną górą wargę, a pazury zadawały się wbijać w ziemie. Nie to by najchętniej z siebie wyrzuciła, ale jej gniew musiał znaleźć gdzieś ujście, już lepiej było wybuchnąć i w połowie to kontrolować, tak, wyżyć się na byle czym, niż w ogóle stracić panowanie nad sobą. Tego by nie zrobiła nigdy w życiu, ale gdzieś tam podświadomie zaczęła mieć ochotę przyznać się do wszystkiego, kłamstwo ciążyło, powodowało liczne nieprzyjemne uczucia i obawy, jednak gdyby się zdradziła, wszystko by runęło, cała ta więź jaką udało jej się dotychczas podbudować z Arvo. Patrząc w kierunku syna, powoli złagodniała, przecież nic się nie dzieje, przynajmniej teraz. Usiadła w końcu na ziemi, odwracając głowę w kierunku ściany. Myślała że wyjdzie z siebie, bo teraz jeszcze zebrało jej się na płacz, za cel postawiła sobie bycie silną, musi to zdusić w sobie. - Tak to jest, chcesz się ustatkować, a wychodzi na to że musisz uciekać z własnego domu, choć ja bym już tego Królestwa, od siedmiu boleści, domem nie nazwała... - powiedziała już o wiele łagodniej, acz nadal w złości, wiedząc że to nie o to tu chodziło, choć i to wywoływało w niej wściekłość, na prawdę liczyła na stabilne, typowo lwie życie i dobrą przyszłość, nie tylko dla siebie, ale także i syna. Królestwo miało im to zapewnić. - Wybacz - wydobyła z siebie od niechcenia, miała w tym cel że przepraszała: - To dobry plan... - przyznała, już zupełnie obojętnym tonem, nadal patrząc w ścianę: - Już jakoś to przeboleje, jak będzie trzeba i nic innego nam już nie pomoże - nie miałaby akurat z tym w ogóle trudności, bo o wyznawców tu wcale nie chodziło, oczywiście kpiła z ich wiary, uważała za absurdalną. - I nie oczekujesz niczego w zamian? A wręcz chcesz się poświęcić? - tutaj już spojrzała na Tiba, nie dając w to wiary: - Na prawdę nie zależy ci na własnym życiu? - dziwiła się. I znowu to były jedynie podejrzenia, nigdy nie wierzyła w pomoc, bez oczekiwania czegoś w zamian, a już w ogóle poświęcania życia dla kogoś kogo się prawie nie zna. - Co tobą kieruje? - zadała kolejne pytanie, teraz wyglądała na wyjątkowo spokojną, jakby cała złość ulotniła się chwilę temu, ale mogły to być tylko pozory. |
|||
|
Arvo Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Zaklinacz Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:134 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 62 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 21 |
20-10-2017, 22:36
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | lineart - TheSiubhan, kolory - Salvathi
Wojnę.
Młodziak zacisnął wargi i skrzywił je na sam dźwięk tego słowa, które niemal raniło jego uszy. Wojnę? Dlaczego ktokolwiek miały ją prowadzić? Czy Królewscy mogą być aż tak zaślepieni, aż tak żądni rozlewu krwi? Przecież już napadli Lwią Ziemię. Nie potrafili się tym nasycić, czy też jeżeli już tego dokonali, nic więcej ich nie powstrzyma? Podniósł raptownie łeb, gdy Tib powiedział o upadku Królestwa. W jego ślepiach błysnęła nadzieja i pragnienie potwierdzenia, bo ta myśl wydawała mu się zbyt dobra, by była prawdziwa. A nawet je dostał, gdy stary zaczął tłumaczyć swoje wnioski. Polityka zagraniczna. Młody nie miał pojęcia, że coś takiego naprawdę istnieje, czy było tu aż tyle stad, by móc poważnie się w coś takiego bawić? On w gruncie rzeczy znał dobrze tylko dwa, a trzecie głównie z opowieści. Zamrugał oczami, spoglądając tępo na Tiba, gdy sens jego słów powoli układał się w głowie młodziaka. A nawet gdy wreszcie do niego to dotarło, przez chwilę tylko patrzył na starszego lwa, w niedowierzaniu, jakby próbując mu zaprzeczyć. W końcu jednak zmrużył ślepia, i skoczył żywo w kierunku brązowogrzywego. - Więc ty masz zamiar dać się zabić? - powiedział ostro, podnosząc głos, czego z pewnością Tib jeszcze nigdy u niego nie usłyszał. - Uważasz, że tak będzie dla nas lepiej? - niemal warknął z wyrzutem. Zmarszczył nos, wpatrując się w Tiba z nagłą, niespodziewaną złością. Skąd starzec miał wiedzieć, że Arvo już raz stracił tak ukochaną osobę? I to tą najważniejszą ze wszystkich. Dała się zabić dla jego bezpieczeństwa - ha, faktycznie, bardzo mądre. I bez matki równie dobrze mógł go zabić każdy napotkany przechodzień. Skąd starzec miał wiedzieć, że młody lew dalej wspomina z bólem tamtą wieść, dalej tęskni, choć ukrył te uczucia już całkiem głęboko? Nie potrafił się ich pozbyć, a myśl o tym, że kolejna osoba byłaby skłonna dać się pozbawić własnego życia za jego, była nie do zniesienia. Sierść zjeżyła się na jego karku, nastroszyły się nawet te szare zaczątki grzywy, napiął mięśnie i patrzył spode łba na Tiba, mimo, że brązowogrzywy był od niego wyraźnie wyższy. Zazwyczaj całkiem spokojny, niemal bierny samczyk teraz wyglądał całkiem wrogo, wyjątkowo nie kryjąc swoich emocji. I już szukał w pysku kolejnych słów, odważając je z namysłem, gdy nagle odezwała się Tene, jeszcze bardziej zdenerwowana niż on sam. Drgnął cały, odwracając się gwałtownie ku niej, przyglądając się jej z niedowierzaniem. I ustąpił jej pola. Rozluźnił się, jego sierść oklapła, odwrócił pysk, nie chcąc przypatrywać się jak jego matka znów poddaje się atakowi złości. O wiele wygodniej było to ignorować, udawać, że się nie widzi, niż próbować reagować. To mijało, zawsze mijało. Wystarczyło przetrwać tę chwilę, udać, że nic się nie wydarzyło, a później kontynuować. I tak było też tym razem - po chwilowym wybuchu, brązowa uspokoiła się. Ale on też zdążył się uspokoić, i wcale nie chciał spoglądać ponownie na Tiba, ani na Tene. Zacisnął zęby, wpatrując się uparcie w pokrytą mchem skalną ścianę. Chciałby już po prostu ruszyć dalej. |
|||
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
22-10-2017, 02:01
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Tib spodziewał się, że Tene kiepsko zniesie jego słowa, jednak gdzieś w głębi duszy miał szczerą nadzieję, że obędzie się bez robienia mu zbędnych wyrzutów. Stary pamiętał jeszcze jak jego była partnerka robiła mu awantury o byle pierdoły. Oczywiście zazwyczaj chodziło o jakieś błahostki a nie ucieczkę przed dobrze zorganizowanym stadem, jednak schemat działania był taki sam. Stary na chwilę odleciał myślami do krainy wiecznego szczęścia, gdzie każdy ma tyle jedzenia ile tylko zapragnie a na skąpanej w blasku słońca sawannie rozkładają się zwęglone trupy wszystkich jego wrogów. A gdyby tak zabrać się za realizację swoich marzeń? Z pożywieniem może być ciężko, ale może warto spróbować stworzyć sobie chociaż namiastkę raju? Mein Gott, tylko skąd ja wezmę ogień...
Na ziemię sprowadziło go dobrze znane słowo: "wybacz". -Kein problem- machnął niedbale łapą- po prostu zapomnijmy o tym drobnym incydencie. Gdybym chociaż pamiętał co do mnie mówiła...- na jego pysku pojawił się lekki uśmieszek, który zniknął w momencie, gdy do rozmowy włączył się Arvo. Tib dostrzegł w oczach młodzika coś, po czym mógł wywnioskować, że stał się dla niego kimś więcej. Westchnął ciężko i położył swoją masywną łapę na braku młodzika. -Posłuchaj mnie synu...- stary wbił wzrok w oblicze młodzika, próbują przy tym pochwycić jego spojrzenie-...nie mam zamiaru dać się nikomu zabić, nie uśmiecha mi się zostanie pokarmem dla ścierwojadów, aber...- jego spojrzenie uciekło w stronę Tene-...mnie już tutaj nic nie trzyma- kończąc zdanie, cofnął swoją łapę po czym, ogarnął wzrokiem swoich kompanów i pozwolił sobie na ciężkie westchnienie. -Ty jesteś jeszcze młody i masz przed sobą całe życie...-rzekł spoglądając na Arvo-... ty natomiast musisz zatroszczyć się o swojego syna, nieważne, czy jest on twoim rodzonym dzieckiem, czy po prostu go przygarnęłaś- Tib miał pewne podejrzenia, i liczył, że dalsze reakcje lwicy ostatecznie pozbawią go wszelkich wątpliwości. Oczywiści na obecną chwilę taka informacja niewiele by zmieniła, jednak stary z natury lubił być dobrze poinformowany. Czuł się wtedy spełniony. -Ja natomiast nie mam już na tym świecie nikogo, jestem tutaj sam jak palec, tak więc odnosząc się do Twojego pytania- jego wzrok ponownie spoczął na Tene- kieruje mną czysta kalkulacja, nic więcej- rzekł po czym pochylił łeb by wgryźć się w upolowaną za w czasu zwierzynę. Scheiße- zaklął pod nosem, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma już za bardzo w co się wgryzać. -To jak możemy ruszać, czy chcielibyście jeszcze trochę odpocząć?- |
|||
|
Tene Samotnik Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 77 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 22 |
24-10-2017, 22:13
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik
Nie rozumiała reakcji syna, albo nie chciała rozumieć, czemu aż tak zależało mu na Tibie? Jej nie zależało, powód był prosty, ledwie go znała i nie zamierzała się przywiązywać. Wspólne interesy, owszem, choć bardziej adekwatnie - wspólna walka o przetrwanie, to według lwicy ich łączyło. Może bardziej by to przeanalizowała, gdyby nie te wszystkie emocje prowadzące do wybuchu. To dzięki Arvo się uspokoiła, bo nie chciała robić scen przy młodziku, niepotrzebnie go stresować.
Dziwiło ją że Tib tak łatwo przyjął przeprosiny, byle jakie przeprosiny, rzucone słowo, tak dla zasady, a potem jeszcze ten uśmieszek lwa. Nie dało się nie domyśleć. - Nie słuchałeś co do ciebie mówiłam? - bardziej stwierdziła niż spytała: - I dobrze - albo to, albo puścił jej słowa mimo uszu, uznając że chwilowo jej odbiło, ta myśl jednak nieco ją zirytowała, ale to nie ważne, starała się skupić na tym co trzeba. Miała chwilę, gdy Tib zajął się rozmową z Arvo, patrzyła na nich zamyślona. - Masz jakieś wątpliwości? - spojrzała na Tiba podejrzliwie, co do pokrewieństwa jej i syna, właściwie nie musieli już tego ukrywać, ale lwica uparcie chciała trwać w tym kłamstwie, ba, sama sobie je czasami wmawiała, tak było łatwiej - zignorować myśli że go porwała, oszukała i przyjąć że są rodziną od zawsze. Tak było łatwiej, raz i dobrze zapomnieć o przeszłości. Szkoda tylko że to nie możliwe, chyba że miałoby się amnezje, a Tene było daleko do takiego stanu, wspomnienia trwały nienaruszone, doprowadzając ją do frustracji od czasu do czasu. Powróciła myślami do Arvo, nie okazując na zewnątrz poczucia winy, nie chciała by widział ją taką, agresywną i niemal rzucającą się do... Gardła. Tene ukuło coś w środku, szybko odgarnęła to wspomnienie, ale ono nie chciało odejść. Okropnie się nasiliło, tak że lwica zaczęła widzieć nieistniejące plamy krwi, te same, które zauważyła, gdy ciało jej brata opadło na ziemie, z pod jej kłów, już martwe. Zamknęła od razu oczy, nie dając po sobie poznać że coś jest nie tak, przez kilka sekund ich nie otwierała, czekając aż to minie, nim wpadnie albo w panikę, albo w szał, albo gorzej, zwariuje. "Durne omamy... Jeszcze brakowało bym zaczęła tak myśleć" pomyślała. Na szczęście gdy otworzyła oczy, wszystko wróciło do normy, tylko niepokój pozostał. - Ruszajmy, szkoda czasu - odpowiedziała zdecydowanie za szybko Tibowi, podejrzanie szybko dopadając do wyjścia, jej krok wydawał się przez chwilę niespokojny, jakby chciała uciec. Drgnęła nerwowo na ciele już w wejściu, po tym wszystko przeszło. Obejrzała się za siebie, z neutralną miną: - Idziecie? - głos też został wyprany z emocji. Jedynym, aczkolwiek słabym powodem że coś jest nie tak, były wysunięte pazury, czego ona nie zauważyła, pewna że udało jej się poskromić, oby na jak dłużej, własne emocje. |
|||
|
Arvo Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Zaklinacz Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:134 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 62 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 21 |
29-10-2017, 16:16
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | lineart - TheSiubhan, kolory - Salvathi
Choć nie mógł nie poczuć dużej łapy spoczywającej na jego barku, nie odwrócił się do Tiba. Jeżeli jakakolwiek emocja odbijała się na jego pysku, było nią tylko naburmuszenie, lecz młodzik starał się zachować kamienną minę. Wbijał swe spojrzenie w ziemię, słuchając słów brązowogrzywego, choć wcale nie miał na to ochoty. Bo się mylił, był zwyczajnie w błędzie. Nawet nie chodziło o to, że każde jego słowo było niewłaściwie, jego założenia były z gruntu niewłaściwe. Serce złotosierstnego stanęło na moment, gdy starzec zasugerował, że Arvo nie jest rodzonym synem Tene. Dopiero uświadomienie sobie, że nie muszą już tak kurczowo trzymać się tej wersji wydarzeń go uspokoiło, choć wiedział także, że nierozsądnym byłoby odstępowanie od tego teraz. Cóż by to zmieniło? Tylko wydałoby się, że nie wszystko co mówili, było prawdą.
Zacisnął ze złością zęby. Jak ktokolwiek mógł uważać, że jest sam na świecie? To już było dla niego zwyczajną ignorancją, kurczliwym trzymaniem się swojej, wypaczonej wizji rzeczywistości. To wszystko było inaczej, wszystko. Lecz któż chciałby go słuchać, przecież jest tylko dzieckiem. Bez słowa, nawet bez żadnego przytaknięcia, odwrócił się i patrząc prosto przed siebie, udał się do wyjścia z groty. Już nie czekał dłużej, nie zatrzymywał się, lecz szedł dalej. Przecież Tib oraz Tene i tak go nie zostawią. /zt |
|||
|
Tene Samotnik Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 77 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 22 |
01-11-2017, 00:55
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik
Nagle zauważyła że brakuje Arvo, wystarczyło że chciała spojrzeć w stronę syna, nie było go w środku, więc może na zewnątrz? Tene i tam niczego nie dostrzegła, po prostu zdążył już odejść, a ona to przeoczyła. Wyskoczyła w trymiga z jaskini, wpadając w panikę, tak, nawet przez myśl jej nie przeszło by w tej chwili nad sobą panować, musiała jak najszybciej go znaleźć. O Tibie zapomniała już dawno, rozglądała się nerwowo, przebiegła kawałek, płosząc przy tym okoliczną zwierzynę. Po kilku minutach spróbowała złapać właściwy trop.
zt |
|||
|
Tib Samotnik Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 73
Siła: 91 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 14 |
01-11-2017, 01:19
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus
Tiba stosunkowo trudno było wyprowadzić z równowagi, głównie dlatego, że miał w głębokim poważaniu to co inni o nim mówią. W życiu nasłuchał się już tylu wyzwisk i gróźb pod swoim adresem, że wszelkie próby wyprowadzenia go z równowagi przyjmował z wyrazem politowania na pysku. Dlatego też mało co przejął się uwagami Tene. Dopiero wraz z jej zapytaniem na pysku starego zagościł lekki uśmeszek.
-Nie mam żadnych- odparł wesoło. Lwica potrafiła całkiem nieźle kłamać, ale niestety kiepsko panowała nad swoimi emocjami, szkoda. Ciekawe tylko skąd go wytrzasnęła? Oczywiście Tib zamierzał trzymać się wersji, że Arvo jest biologicznm synem Tene. Starego nieco zaniepokoiła reakcja młodzika. Może nie powinien tak tego ująć? Z drugiej strony, tego właśnie został za młodu nauczony. Liczyły się tylko cele, wykonanie swojego zadania, nic więcej. Teraz misją starego było zapewnienie bezpieczeństwa Tene i Arvo, a potem zemsta. Tib spojrzał jeszcze raz na młodzika, by rzec mu kilka słów, jednak ten zdąrzył już opuścić jaskinię. -Racja, czas ruszać- skinął łbem w kierunku Tene i dźwignął swoje cielsko z ziemi i ziewnął przeciągle, po czym ujrzał jak spanikowana lwica wypada jaskini. -Mein Gott, gorzej niż małe dzieci- pokręcił z dezaprobatą łbem i ruszył w ślad za swoimi kompanami. z/t |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości