Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
29-12-2012, 17:28
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Następny dzień samotnej wędrówki minął spokojnie, bez przygód. Po spotkaniu z parą partów Kudadisi stanowczo przyspieszył, jakby obie z samic dosłownie deptały mu po ogonie, lecz nie wiedział do końca, dlaczego tak rwał się do przodu. Może dlatego, że słońce tak wyraźnie wskazywało mu dzisiaj drogę, tak, iż musiał bez przerwy iść z pochylonym łbem, by nie doskwierał mu gorąc? Nie, to na pewno nie był powód. Po prostu nie wiedział, dlaczego, ale czuł, że powinien iść szybciej. Stanowczo bardziej bliskie prawdy było to, że czuł, jak słońce wdziera mu się pod skórę, między sierść, zabierając wszystko z orzeźwienia, które przyniosła krótka chwila kąpieli nad rzeką.
Teraz szedł jej brzegiem ze spuszczonym łbem, często zatrzymując się nad szumiącą wodą, lecz nie po to, żeby się ochłodzić, a po to, żeby się napić. Upał wypalał w nim wszystkie myśli, automatycznymi, niezależnymi od znużonej woli ruchami posuwał się do przodu, krok za krokiem. Przynajmniej nad samą wodą było odrobinę chłodniej - cieszył się, że droga akurat prowadziła teraz brzegiem szumiącej rzeki. Dbając o to, by zawsze zostawało mu na wąsiskach chociaż kilka kropel wody, parł naprzód, co kilkadziesiąt kroków zlizując z nich następną łezkę orzeźwiającego napoju. A potem znowu zatrzymywał się, by zanurzyć język w chłodnej rzece, przekupując solidnym łykiem zmęczone ciało, by poszło tych następnych kilka kroków dalej. Chociaż tego ani nie czuł, ani również specjalnie nie widział, powoli zaczynał się dla niego okres, w którym rosnąć będzie najszybciej. Bezustanna wędrówka, pełna krótkich, lecz intensywnych polowań i wspinaczek sprawiła, że nabrał siły, pomimo tego, że był stanowczo chudszy od swoich rówieśników. Zdawał się jednak tego nie zauważać, choć powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że z każdym dniem męczył się coraz szybciej i coraz częściej musiał się zatrzymywać. Jakby słońce nie chciało, żeby dotarł do celu tej wędrówki tak szybko... Na domiar złego, nie był to jego jedyny problem. Chociaż dbał o swoje futro - zgodnie z własnym dekalogiem, którego nie do końca rozumiał - co chwilę gdzieś na jego rozgrzanym upałem ciele mógł poczuć nieprzyjemne ukłucie, które pozostawiało po sobie równie irytujący świąd. Kiedy w końcu zaczęło go swędzieć za prawym uchem, nie wytrzymał. Nie upewniając się nawet, czy pamięta kierunek, czy nie, zatrzymał się. Nie myśląc zbyt długo, zanurzył łeb w wodzie, ubzdurawszy sobie, że to mu pomoże. Szybko jednak życie zweryfikowało jego pomysły. I z rozmachem postawiło na nich ogromny, ziejący czerwienią krzyżyk. Lewek wyskoczył z wody, jak oparzony, prychając i łapiąc oddech. Otrzepał łeb, nieomal wypluwając płuca. Piekł go nos, a gardło nie chciało przepuścić nawet odrobiny powietrza - zbyt późno pomyślał o tym, że oddychanie pod wodą było nieco utrudnione. Łzy z piekących ślepi zlewały się w jedno ze spływającą mu po głowie wodą. Kiedy odzyskał dech, wciąż prychając, usiadł szybko i skręcił się, jak sprężyna, tak, by był w stanie zadnią łapą podrapać się za swędzącym uchem. Z ulgą wywalił ociekający wodą i śliną jęzor, czując, jak pazury przynoszą mu ulgę. Sprawdziły się o wiele lepiej, od rzeki, to pewne! A ona tylko szumiała usypiająco. Czemu tylko miał wrażenie, że ten chlupot w niczym nie przypominał dźwięków płynącej wody, a raczej nieco przytłumiony chichot? Kiedy już doszedł do siebie, prychnął gniewnie w stronę niebieskiej wstęgi i fuknął nosem. Co to, to nie. Ble. Po raz pierwszy w życiu całkowicie niedbale wyznaczył nowy kierunek, rozgniewany nieprzyjemnym zdarzeniem. Poszedł szybkim krokiem przed siebie, w stronę jego nowego "naprzód". Słońce wciąż wisiało mu nad głową, rażąc go jęzorami gorąca - mimo to jednak lwiątku nie brakowało energii. Dlatego też, kiedy tylko dostrzegł w oddali lwy, zamiast przystanąć, przyspieszył bardziej, mając nadzieję wyminąć je jakoś i wrócić na trasę. Ale, kiedy przemykał pośród traw, kątem oka zauważył coś, co sprawiło, że znów zamarł w bezruchu. Jeden z tamtych lwów był... szary. I to najprawdopodobniej była zresztą samica! Młode serce zadudniło w nim, kiedy podniósł się na tylne łapy, by łebek wynurzył się spod zielonej tafli morza traw, po czym, po chwili zwątpienia, nabrał powietrza w płuca. Minąć miała jednak chwila, nim ekscytacja wzięła nad nim górę. Miał od razu pobiec w jej stronę, całkowicie rozpromieniony, jednakże zdrowy rozsądek nakazał mu trzymać się w bezpiecznej odległości: nawet, jeśli obraz Khayaal, który nosił w myślach zgadzał się z wyglądem tej lwicy, nawet w najmniejszych szczegółach! Nie wiedząc czemu o tym wszystkim pamiętał i zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego nagle tak przybyło mu sił, nadziei i radości, zadarł łeb. - Khayaal! - Wrzasnął przeciągle, ile miał tylko sił. |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 00:36
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
- Tu jestem!
Automatyczna reakcja szamanki zadziwiła nawet ją samą. Może to pradziadzio Kuolema nastąpił babci na ogon, żeby przywołała wnuczka? A może tak po prostu pokręcony umysł lwicy kazał jej rozedrzeć pysk? Skoro tak głośno ją wołano, to i przyczyna musiała być pilna, a nie widziała powodu, by kazać komukolwiek czekać. Nie była tym typem lwa. Niemniej ta lwica była kawowa. Ka-wo-wa. I to nic, że nikt nie wiedział, jak właściwie wygląda kawa, zwłaszcza zmieszana z mlekiem - któryś z Przodków tak właśnie określił jej sierść i od tamtej pory była to dla Khayaal świętość. Każdy ma takie przykazania, na jakie zasłużył. Ciało wyprostowało się i naprężyło, od węszącego, rozdętego teraz nosa po czubek ogona, sterczącego w poziomie jak sztywny. Poderwał ją ten okrzyk, bo jakżeby inaczej. I skoro dwie lwice, którymi chciała się zajmować do tej pory, nie odpowiadały na jej powitanie - a zdawało się być tak proste? - najwyraźniej nie było jej przeznaczeniem zająć się nimi właśnie dziś. Najnowsze zadanie samo przyszło, znalazło ją i zawołało. Wytężyła wzrok, przeszukując busz w kierunku, z którego usłyszała krzyk. Mając w pamięci zniknięcie Brave'a, pamiętała także, by patrzeć nisko nad ziemią. Może wrócił? To by nawet do niego pasowało, taki nagły wybuch...
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 01:43
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Głos Khayaal sprawił, że sierść na karku w momencie stanęła mu dęba, uszy podniosły się natychmiast, a jego skupiony pyszczek przeciął uśmiech. Chociaż niewiele w życiu jeszcze widział, słyszał i rozumiał, poczuł, jak nagle robi się mu o wiele, wiele lżej - jakby ktoś zdjął z jego barków łapę, pozwalając mu oddychać. Dusząca, jak pył w wietrzny dzień świadomość pomknęła razem z nim samym w dół. Kudadisi sapał głośno, lecz silne, wprawione łapy niemalże automatycznie odnajdywały w trawie swoją drogę. Jedna po drugiej orała ziemię pazurami, nic sobie nie robiąc z podartych, zmęczonych podróżą poduszek - lwiątko mknęło w stronę Khayaal. W stronę słońca.
Wreszcie malec wyłonił się z zielonej toni, zatrzymując się w miejscu kilkanaście kroków od lwicy. Łapy dzieciaka, ciężkie niczym ołów, a drętwe, jak drzewo przeorały następny kawał ziemi, wzbijając w powietrze chmurę pyłu. To nie był Brave. Wyglądał najzwyczajniej w świecie - o ile można było tak powiedzieć o na wpół przemoczonym i odrapanym samczyku, którego pierwszy raz widziało się na oczy. On sam, dysząc ciężko, a gapiąc się w Khayaal, jak śledził spojrzeniem myszy, na które polował, pozwolił łapom ugiąć się pod jego ciężarem. Usiadł ciężko, bezradnie otaczając zmęczone ciało ogonem. Nie był w stanie w żaden sposób zapanować nad tym, co się z nim działo - teraz, kiedy już miał pewność, że tak, to była właśnie ona, zupełnie nie wiedział, co zrobić. Ekscytacja, niemalże euforia skwapliwie ustąpiła miejsca zażenowaniu - miał odnaleźć Khayaal, ale nikt nie powiedział mu, co ma zrobić dalej. Na szczęście, niezdecydowane zażenowanie z powrotem odstąpiło miejsce wyrywającej się i szamoczącej ekscytacji - a kiedy ta doszła do głosu, zmęczony pyszczek malca wybuchnął radosnym uśmiechem, którym nawet jego ślepia, na wpół przymknięte z wycieńczenia były posłuszne. Z podziwem wpatrywały się w wielką, dumną lwicę - obiekt jego poszukiwań. Doskonale wiedział, jak będzie wyglądać - skądś miał w głowie jej obraz, jakby jej wspomnienie, lecz skąd? Nie był w stanie sobie przypomnieć. Mimo to, teraz, widząc ją na własne oczy, nie zaćmione żadną senną marą, mógł tylko odetchnąć z ulgą. Khayaal. Musisz odnaleźć Khayaal. Wygląda podobnie, jak ja. Ona się tobą zajmie. Powiedz, że nazywasz się Kudadisi. Khayaal zrozumie. A teraz... - uciekaj, mój mały. Zawsze będę przy tobie. Uciekaj! W stronę słońca, szybko! Głos, który rozbrzmiał mu w głowie był czymś, czego nie pamiętał wcześniej. Brzmiał... podobnie do Khayaal. Ale był czystszy, nieco wyższy, jakby bliższy. Tylko co to wszystko mogło znaczyć? Poczuł na swoim pyszczku swędzenie, jakby ktoś położył mu na nim łapę, lecz trwało to jedynie ułamek sekundy, po którym nastała pustka. Plątały się po niej jedynie pajęczyny jego poplątanych myśli. Potrząsnął łbem, odtrącając od siebie te wszystkie głosy, przerywając je, jak nici. Zanim zapomni, zerknął na nią z uśmiechem i okropnym, rozlewającym mu się po pyszczku zmęczeniem. - Jestem Kudadisi - przedstawił się, wciąż nie mogąc złapać oddechu. - Szukałem cię. I po tych słowach po prostu utkwił spojrzenie w jej ślepiach, wciąż dysząc ciężko. Być może pamiętała skądś te brązowe oczy, wpatrujące się w nią z nadzieją, oczekiwaniem, podekscytowaniem i wycieńczeniem. Być może pamiętała. Być może pamięta. Taka nadzieja przyświecała poleceniu, które wydała malcowi. Ale czy ona faktycznie była tak duża, jak słońce, w stronę którego kazała mu iść? |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 12:23
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
Khayaal z lekkim zdumieniem patrzyła, jak z krzaków z pędem wylatuje płowe, poszarpane futerko, jak koziołkuje na łeb na szyję w jej stronę, jak wreszcie klapie na tyłku i jest z siebie tak straszliwie dumne, że zapewne nie docierało do niego nic więcej. Kudadisi.
Choć pamięć kawowej lwicy czasem działała gorzej, niż powinna, i tak też było teraz - szamanka doskonale wiedziała, czego się od niej teraz oczekuje. Co Przodkowie wymyślili w związku z tym lwiątkiem. A nade wszystko, jako jedna z niewielu dorosłych, rozumiała powagę sprawy, z którą przyleciał do niej mały. Ile mógł mieć, pół roku? Mniej? Docierając aż tutaj, ryzykował własne zdrowie - nadszarpując je najwidoczniej - i życie, szczęśliwie jeszcze w jednym kawałku. Pytanie o to, gdzie ma rodziców, byłoby idiotyczne. Gdyby nawet miał i im uciekł, nie słyszałaby tej nadziei przemieszanej ze straszliwym zmęczeniem, gdy po raz pierwszy wykrzyknął jej imię. - Znalazłeś mnie. Khayaal uśmiechnęła się więc tak ciepło, jak tylko potrafiła, i pochyliła się nad malcem, by chwycić go w zęby. Tak po prostu, za skórę na karku, jak matki kocięta. Niespecjalnie mógł się jej teraz wyrwać - i miała nadzieję, że nie będzie próbował. - Idę cię wykąpać. Kiedy będziesz tuż nad powierzchnią wody, wstrzymaj oddech i zaciśnij oczy, bo będę ci myć głowę. Trochę niewyraźnie, ale jednak sprawnie, przekazała mu proste polecenie, kierując się razem z dyndającym jej z pyska lwiątkiem nad brzeg Rzeki Życia. Najpiękniejsza, najczystsza ze wszystkich rzek tych terenów, miała szansę znów zrobić coś dobrego. Dlatego Khayaal pewnym ruchem, choć dbając o to, by młody się nie przestraszył, zanurzyła ciałko Kudadisiego w wodzie; dała mu czas, by wykonał zalecenia, nim wsadziła pysk głębiej, mocząc także jego łebek. Ta część akurat trwała bardzo krótko, nie chciała bowiem ryzykować, że młody spróbuje, jak to jest oddychać pod wodą. Nie wiedziała jeszcze, że ma takie sprawdzanie za sobą. Sam korpus spędził jednak w wodzie więcej czasu, lekko przesuwany przez Khayaal tak, by woda obmywała go pod różnym kątem. Dawał i ochłodę, i zmywał największą, zewnętrzną warstwę kurzu z sierści lwiątka. Wyciągnęła go jednak wreszcie i przeniosła, wciąż w pysku, na lekko ocienioną trawę. Bała się, że taka kąpiel go przeziębi, ale z drugiej strony było naprawdę gorąco. Nie chciała też go ugotować w ukropie. Wciąż nie oczekując jakiejkolwiek aktywności ze strony Kudadisiego, położyła się obok niego, otaczając go przednimi łapami, i zaczęła starannie wylizywać sierść samczyka, poczynając od łebka i szyi. I nie zamierzała ominąć najmniejszego fragmentu skundlonej, zapchlonej sierści, żeby po raz pierwszy od Przodkowie wiedzą jak dawna mógł się czuć czysty.
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 14:37
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Malec, którego otoczyła czułością - której miękki, chwilowo niezdobyty mur łap był pewnie postacią - zdawał się być nieco naburmuszony.
Miał już na dziś serdecznie dość wody, a rozlewający się po całym ciele chłód napawał go bardziej złością, niż ulgą. Lwiątko było śmiertelnie obrażone na rzekę, która - dla zabawy, na pewno - tak po prostu próbowała go udusić, zamiast pomóc ugasić palące swędzenie. Kiedy czuł na sobie jednak dotyk Khayaal, wszystko zdawało się być nieco inne - plusk był nieco cichszy, a pod wodą... jakoś dało się wytrzymać, choć potwornie szumiało mu w uszach. Mimo to, żywiąc do wody świeży, głęboki uraz, naburmuszył się nieco, otrzepując uszy łapami. Miał wrażenie, że wypływały z nich strumienie wody nie mniejsze od tamtej rzeki. Wszystkie dźwięki docierały do niego nieco przytłumione, zniekształcone i znacznie cichsze - od tego dziwnego uczucia szybko rozbolał go łeb. Mimo to, każde liźnięcie, które czuł na swoim futrze szybko przywracało mu utracony spokój. Pamiętał to uczucie - a raczej, wydawało mu się, że skądś je zna. Nie należało do specjalnie przyjemnych. Miał krótką i raczej twardą sierść, a każde pociągnięcie języka sprawiało, że czuł, jak każdy jeden włosek wbija mu się w skórę - tak mu się przynajmniej wydawało. Mimo to, nawet coś tak mało przyjemnego... uspokajało. Wraz z oddechem, uleciało z niego całe napięcie - rozluźnił się i uspokoił, pozwalając samicy się sobą zająć. Od momentu, w którym poczuł na swoim karku jej kły, a jego łapy straciły pod sobą grunt, nie myślał już zupełnie o niczym. Położył się wygodnie na ziemi i nie oponował, nawet, jeśli wiedział, że taka kąpiel nie była tak przyjemna, jak to uczucie, kiedy podniosła go w zębach. Z czasem jednak poczuł na sobie coś więcej, niż jej ciepły, szorstki język, szorujący go, jak szczotka. Dotknęło go coś jeszcze, lecz nie wiedział, co to było. Pod wpływem tego nagłego impulsu podniósł się ciężko do siadu, zadzierając łeb, by spojrzeć na Khayaal. Kiedy to zrobił, wszystko ucichło - a on zdał sobie sprawę z tego, że przypomniał sobie o czymś. O czymś istotnym, co nie mogło czekać. Gdzieś miał teraz stan swojego futra - odpowiedź była dla niego ważniejsza od czystości. - Kim jesteś? Szukał jej, odkąd pamiętał. Odkąd dla niego zaczął się czas i świadomość jego upływu. Nawet, jeśli wiedział, że płynął, jak woda w tamtej rzece, nieubłaganie, raz szybciej, raz wolniej, nikt nie powiedział mu, dlaczego miał jej szukać. Dlaczego miał ją odnaleźć. Ani po co, tak w zasadzie, miał to zrobić. To wszystko sprawiło, że przekrzywił łebek nieco podejrzliwie, oczekując od niej odpowiedzi. |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 17:38
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
Zawieszony nisko, bardzo blisko małego, łeb owionął go ciepłym oddechem spomiędzy nozdrzy, zlustrował od początku do końca spojrzeniem granatowych ślepi, zwrócił uwagę strzygnięciem ucha, gdy lwicy zdało się, że z tyłu jest godny jej uwagi dźwięk. Zaraz skupiła się na Kudadisim, gdy wyjaśniło się, że to tylko fałszywy alarm.
- Jestem Khayaal. Jestem szamanką, rozmawiam ze zmarłymi. Jestem powiernicą Przodków. Jestem córką Kuolemy i matką kilkorga dzieci. Zwą mnie mistrzem stada, jestem Strażnikiem Niebios. Jestem przybyszem z dalekich ziem. Jestem medykiem. Jestem opiekunem żyjących. Odpowiadając niespiesznie, przyglądała się lwiątku, by wyłapać reakcje młodego na kolejne wersje kawowej lwicy. Jedna istota, a tyle przyszło jej pełnić ról... Tyle tylko, że wcale nie była pewna, czy któraś z nich jest tą, na jakiej zależało samczykowi. Kudadisi. Pamięć szamanki metodycznie przeglądała wspomnienia, zacząwszy od najświeższych i przesuwając się coraz bardziej w stronę dalekiej przeszłości. Czy napotkała kiedyś lwa o tym imieniu? Czy to miał być dla niej znak? Czy Kuolema wreszcie, towarzyszący jej stróż, wiedział, co to oznacza? Pomarańczowe pasy zafalowały, kiedy Khayaal zmarszczyła nos i warknęła cicho, bardzo nisko i gardłowo, wzywając ojca. Dawno już się nie objawiał, a miał się przecież córką opiekować. I pojawił się na wezwanie, choć niechętnie - przejrzysty, potężnej budowy lew o wyliniałem grzywie, pozbawiony jednego z uszu. Dla Kudadisiego mógł być tak rzeczywisty, lecz inny, jak i zupełnie nierealny, nieistniejący; każdy z lwów, niezależnie od wieku, reagował inaczej. Z przewagą jednak w stronę niedostrzegania ducha zmarłego. - Przypomnisz sobie. Mruknął, przyglądając się małemu w łapach córki. Prawnuk, no no... Ale Kuolema miał ostatnio co najmniej niedobry humor, więc i złośliwości przybrały na sile. Nie będzie jej tego ułatwiał.
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
30-12-2012, 19:19
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Spojrzał na nią pytająco, kiedy dostrzegł, że jej oczy uciekły spojrzeniem gdzieś w bok, zdejmując z niego ten ciężar bystrych, granatowych ślepi. Śledząc jej ruch, podążył wzrokiem w tym samym kierunku, nie dostrzegając jednak niczego interesującego. Khayaal jednak zdawała się wpatrywać w jakiś z góry nieokreślony punkt... a potem spojrzała na niego jeszcze raz, spotykając jego zdziwione, zdezorientowane ślepka.
Kudadisi nie zrozumiał większości słów, które do niego skierowała. Pokiwał łbem z krótkim "okej", nie dając żadnych oznak zrozumienia odpowiedzi samicy. To było dla niego zbyt trudne. Nie był w stanie sięgnąć rozumem po odpowiedzi, których poszukiwał, nawet wiedząc, że były dosłownie na wyciągnięcie łapy. Zrozumienie tych informacji było poza jego zasięgiem - tak samo, jak poza zasięgiem jego zrozumienia był warkot, który wydała z siebie lwica. Zdążył zapomnieć, jaki to dźwięk, jednakże zapamiętał strach, który ze sobą niósł. Skulił się z cichym piskiem na ziemi, jakby swoim pytaniem wyprowadził Khayaal z równowagi. Ale... co on takiego zrobił? Dlaczego lwica na niego warknęła? Przecież on tylko... tylko chciał wiedzieć, po co w ogóle jej szukał, to - to wszystko! Czy to naprawdę tak - tak dużo? Przepraszam! Zwinął się w maleńki kłębek, błyskający przestraszonymi ślepkami. Wyglądało na to, że reakcji malca na samo pojawienie się ducha wcale nie było. A może to Kuolema po prostu nie chciał mu się objawić? Fakt, faktem - Kudadisi wyczuł jedynie coś ulotnego, zwiewnego. Poczuł się tak, jakby był obserwowany i zachował się, jak lustro. Jak wcześniej Khayaal, tak i on zastrzygł uchem, badając najbliższą okolicę. Jak i ona, on też nie zauważył niczego, co warte by było jego uwagi. Ale momentalnie skulił się z powrotem, autentycznie się bojąc. - Przepraszam - pisnął, ponownie zwijając się w maleńki, bezbronny kłębek mokrego futra. |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
31-12-2012, 00:46
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
Gratulacje, wielka "opiekunko żyjących". Właśnie o to ci chodziło, nieprawdaż? O przerażenie małego lwiątka, które nie wie, co się dzieje, i szuka u Ciebie pomocy. Khayaal przeklęła. W myślach.
- To nie ty, kochanie, nie przejmuj się. Wołałam ojca. Głos, którym się odezwała, był niepodobny do wcześniejszego warknięcia - łagodny, ciepły, delikatny. Bardzo starała się, by wyparł wspomnienie poprzedniego dźwięku, jaki wydała jej gardziel; co więcej, po chwili zawahania przytuliła go do siebie, przyciągając tuż do siebie, pod mruczące teraz uspokajająco gardło. To był gest zaufania. Przystawiony tak blisko, nawet mały lewek mógłby uszkodzić jej krtań, a nawet rozciąć tętnicę. Kuolema podszedł bliżej, przemieszczając z przyzwyczajenia łapy, choć właściwie unosił się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Niebo i ziemia prześwitywały przez jego ciało, przez co nie było właściwie wiadomo, jakiej barwy była jego sierść za życia; Khayaal pamiętała to jednak, a Kudadisiemu nie robiło różnicy - więc po co się przejmować. - Pamiętasz, co było trzy lata temu, prawda? Mruknął, nie spuszczając wzroku z malca pomiędzy łapami córki. Ona nie musiała nawet kiwać łbem, by Kuolema wiedział, że pamięta. Ciężko zapomnieć o własnych dzieciach. Kudadisi miałby być więc jej krewnym; na pewno nie synem, jednak już wnukiem jak najbardziej. Ale dlaczego tu przybył? Czy któreś z jej dzieci już nie żyje lub potrzebuje pomocy? Kawowa lwica skupiła się ponownie na samczyku, który - jak miała nadzieję - przestał się już bać aż tak. - Daleko szedłeś, prawda? Pytanie właściwie było ot tak, dla przecięcia ciszy; poruszyła jego łapką, by zobaczyć stan opuszków, i właściwie już wiedziała. Ale może dowie się czegoś od Kudadisiego, co potwierdzi lub obali jej przypuszczenia. A potem doczyści mu sierść, nakarmi małego i zaprowadzi do groty, by mógł się wyspać. Zdecydowanie tego potrzebował.
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
31-12-2012, 01:51
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Lwiątku wystarczyło krótkie wytłumaczenie - w chwili, gdy Khayaal zakończyła swoją wypowiedź i nabrała w płuca następny oddech, ten był już całkowicie spokojny. Czuł się jednak nieco głupio - jego własne przewrażliwienie sprawiło, że gdzieś w nim zapłonął ogienek, którym jego myśli zajęły się w momencie. Palące uczucie wstydu zawładnęło skulonym wciąż na ziemi lwiątkiem. Jakiż on był głupi, karmił się złymi myślami. Wtedy jednak mur miękkich łap zacieśnił się dookoła niego, a on sam został z każdej strony otoczony przez ciepły dotyk samicy i jej miękkie, pachnące spokojem futro. Przytulająca go szamanka mogła z łatwością wyczuć, jak malutki, kościsty kłębek, w jakim próbował schronić się przed warczeniem, zamienił się w mięciutką, spokojną poduszeczkę.
Chociaż to uczucie objawiło się mu po raz pierwszy chyba w czasie całej wędrówki, rozpoznał je natychmiast - i wcale nie wolniej pozwolił sobie się mu oddać. To było poczucie bezpieczeństwa - jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że to, co jego rozumek zaakceptował już dawno, nareszcie umościło sobie posłanie w sercu. To już był koniec życia w wiecznym napięciu, życia pełnego stresu, przygód - niekoniecznie tych dobrych - i niepewności. Zakończył je w czułych i ciepłych objęciach Khayaal - lwicy, której szukał. I którą zresztą znalazł. Czuł się tak bezpiecznie, słysząc jej mruczenie, było mu tak dobrze, że pyszczek uśmiechał się sam, a uszy również samodzielnie kładły się po sobie z radości. Nie dało się mu wyraźniej powiedzieć, że nic mu już nie grozi, jak właśnie tym czułym objęciem. Kudadisi dokładnie tego potrzebował, a kiedy to wreszcie otrzymał, całym sobą prosił o to, żeby się to nie skończyło. Całym swoim wychudzonym, zmęczonym ciałkiem. Nie wiedział zupełnie, jak uważnie był obserwowany przez swojego pradziadka. Nic nie czuł. Kuolema widocznie nie chciał zburzyć mu tej chwili - prawdopodobnie przeczuwał, że malec potrzebował teraz niczego więcej, jak Khayaal. Pewnie zresztą wiedział już o nim więcej, niż on sam... Po lepkim wspomnieniu strachu nie został w nim żaden ślad. Dlatego też, kiedy lwica nieco podniosła łeb, by zadać mu swoje pytanie, spotkała się z jego lekkim, szczęśliwym uśmiechem, okraszonym koniuszkiem języka, którym zwilżył sobie przesuszone gorącem wargi. Nie oponował, kiedy ogromna, silna łapa lwicy dotknęła jego, malutkiej, pozwalając jej ją obejrzeć. Nie wiedział, co mogło ją tam tak zainteresować, żeby patrzeć się na niego w taki sposób... To była tylko jego łapa. Poza tym, ona miała taką samą, tylko nieco inny kolor... Ale co za różnica? Łapa to łapa. Naburmuszył nieco brwi ze zdziwienia, jednakże uśmiech nie opuścił jego pyszczka nawet na ułamek sekundy. Nie, kiedy wciąż był przez nią tak obejmowany. Po raz pierwszy go ktoś przytulił: a tak przynajmniej sądziła jego pamięć, która również oddała się błogiej chwili, pracując wyjątkowo opornie, kiedy przyszło poszukać odpowiedzi na pytanie samicy. Lewek zmarszczył nos, zastanawiając się intensywnie. Niestety, wiele to nie dało - pamiętał niewiele. Początek jego wędrówki został już pochłonięty przez cień zapomnienia. Nie był w stanie określić, gdzie zaczynała się jego pamięć - poza tym, był na to po prostu zbyt zmęczony. Zrezygnował więc szybko, spoglądając na Khayaal poważnie. - Odkąd - tu na moment przerwał i zająknął się. Głos załamał się malcowi, kiedy kontynuował cichutko. - Odkąd pamiętam. - Odpowiedział zgodnie z prawdą, co zresztą potwierdzały jego zaprawione i silne, lecz zmęczone i obszarpane licznymi zadrapaniami łapy. |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
02-01-2013, 20:50
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
Khayaal pokiwała łbem, dając Kudadisiemu wyraźny sygnał, że akceptuje jego odpowiedź. Odkąd pamięta... Przy założeniu, że jej wnuk (?) miał pół roku, musiał być w drodze co najmniej od miesiąca, a maksymalnie od trzech; wcześniej nie miałby najmniejszych szans przy samotnej wędrówce. Chyba, że ktoś mu towarzyszył, lecz nie dotarł aż do ziem Strażników.
Było to kwestią także zaprzątającą umysł szamanki, jednak nie w takim stopniu, jak upewnienie się co do relacji łączących ją z tulącym się lwiątkiem. Stresowanie go pytaniami nie miało przynieść pożądanych odpowiedzi, co najwyżej strach i poczucie winy, że nie potrafi powiedzieć jej tego, o co pyta. Tyle już zauważyła po tym skrzywieniu na małym pyszczku. Wróciła więc do mycia Kudadisiego, przerwanego wcześniej na żebrach malca. Pozostały jej jeszcze, prócz grzbietu i brzucha, całe łapy i nawet ogon. W końcu też należało go wyciumkać do czystości, czyż nie? Rytmiczne, niespiesznie szurnięcia szorstkiego języka, którego haczyki masowały podniszczoną skórę i okrywające ją futro, przynosiły ukojenie. Wkrótce oddech samczyka powinien zwolnić, dopasować się do tempa, w jakim wykonywała kolejne liźnięcia; jeśli wręcz zacznie przysypiać, uspokojony i ogrzany jej oddechem, będzie to efekt, jakiego oczekiwała. Chciała go możliwie rozluźnić, by na następne pytanie odpowiedział ot, po prostu, jak najbardziej szczerze - bez zgadywania, co niby chciałaby usłyszeć, bez dopasowywania odpowiedzi do jego wyobrażeń o tym, co powiedzieć powinien. I dlatego się nie spieszyła. Kiedy się w końcu odezwała, Kudadisi był nie tylko czysty i wymiziany, ale już wysychał, a sierść robiła się bardziej puszysta - jak zawsze po dobrym myciu. Khayaal patrzyła, jak młody błądzi wzrokiem po otoczeniu, nie skupiając go na niczym szczególnym. - Opowiesz mi, co pamiętasz? Zagadnęła, rzucając pytanie ot, w przestrzeń. Niechże będzie to i o ostatnim dniu jego wędrówki - zawsze da jej jakieś pojęcie na temat drogi, którą przebył. Bo jeśli dotarł tu po to, by przyprowadzić do swego stada pomoc, będzie musiała sama odtworzyć jego trasę.
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Kudadisi Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 37 Spostrzegawczość: 38 Doświadczenie: 10 |
02-01-2013, 21:39
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek
Pytanie Khayaal miało jednak utonąć w delikatnym, usypiającym szumie rzeki. Znajdowali się na jej brzegu - być może ten wszędobylski, kojący plusk wody podziałał na malca lepiej od jej opieki i otulił go objęciem snu. Nie byłoby to dziwne, zważywszy na stan, w którym się znajdował. Był grzeczny ponad wszelką miarę - o ile pozostałe lwiątka raczej nie lubiły kąpieli, on się nie wyrywał. Po kilku skrzywieniach nawet się do tego przyzwyczaił, z zaufaniem pozwalając Khayaal się sobą zająć. Oczywiście, nie był tego świadom, lecz czuł całym sobą, że z nią był bezpieczny. Każde następne liźnięcie, każdy jej ciepły oddech, który mógł na sobie poczuć utwierdzał go jedynie w przekonaniu, że odnalazł to, czego szukał, nawet, jeśli z początku była to jedynie chwiejna nadzieja.
Mimo to, puchate uszy uważnie nasłuchiwały, pomimo przymykających się ślepek malca. Zadrgały posłusznie, kiedy miękki, spokojny głos Khayaal zadał mu pytanie. Poruszył się wtedy w jej objęciach. Opierając się o silne łapy Mistrzyni, dźwignął przytłoczone zmęczeniem ciałko, przesadził lekkim susem kojący mur jej objęcia, a potem usiadł naprzeciw niej, przypatrując się jej walczącymi ze snem oczkami. Nie wymięknę! Powtarzał sobie. Zmęczenie rozlewało się po jego mięśniach obezwładniającą trucizną, ale oparł się mu - z łatwością, jak dziesiątki razy wcześniej. Nie wymięknę, powiedziały Khayaal jego brązowe, styrane i błagające o sen ślepia. Od razu przeszedł do rzeczy. Było coś w jej głosie, co popychało go do przodu, do niej - skłaniało do bycia z nią szczerym. Nikt nie nauczył go nigdy kłamać, lecz nauczył się, że nie wszystko warto mówić. Była pierwszą lwicą na jego drodze, której tak zaufał. Miał w sobie nadzieję, miał w sobie radość i beztroskę, kiedy tak na nią patrzył. Nosił w sobie głęboką prośbę, by zajęła się nim, zaopiekowała się, nawet, jeśli nie potrafił - a może nie chciał - otoczyć jej ciepłym płaszczem słów. Uwierzył, że znalazł to, czego szukał. Chociaż usta same gięły mu się do lekkiego uśmiechu, pytanie, które mu zadała skutecznie ściągało krańce warg z powrotem w dół. Przypominając sobie wszystko, co tylko zapamiętał, zaczął mówić, choć niejeden zdziwiłby się, jak można historię dotychczasowego życia zająć w marnych kilku zdaniach. - Pamiętam... że musiałem iść. Że musiałem iść w stronę słońca, kiedy... zachodziło? - Z nadzieją spojrzał na Khayaal. Nie dostrzegłszy po niej większej reakcji, położył nieco po sobie uszy. - Emm... Kiedy się chowało... - Zadarł łebek, osłaniając go w porę własną łapą, po czym skinął łbem, bezbłędnie wskazując nim miejsce, w którym słońce schowa się za horyzontem w swoim wiecznym wyścigu z księżycem. - O, w tamtą stronę. Przyszedłem... stamtąd. - Tutaj, zapewne ku jej zdziwieniu, obrócił pyszczek od niej, żeby zawiesić spojrzenie na swoim zadku. Pociągnął je aż do końca ogona. Wtedy odwrócił się z powrotem do niej. Gdyby był mniej zmęczony, pewnie pomyślałby o przepraszającym uśmiechu, ale teraz przerastało to jego siły. - Musiałem iść znaleźć Khayaal... Umiałem polować, umiałem iść w dobrą stronę, śpięłem w nocy, w dzień szłem dalej... I tak długo, bardzo długo... ale nie pamiętam, dlaczego... Nie wiem. - I tutaj lwiątko z poczuciem winy zwiesiło nisko łebek, a uszy przylgnęły mu do głowy raz jeszcze, kiedy ogonek żałośnie owijał mu się wokół łap. Był mądrym lewkiem - nauczył się rozpoznawać rzeczy i nazywać je tak, jak się nazywały, chociaż nawet były mu obce. W większości wypadków. W końcu całe swoje życie szedł sam, naprzód. Nigdy nie był w stanie jednak zrozumieć, co się z nim działo, kiedy w ślepiach robiło mu się tak dziwnie mokro i ciężko mu się oddychało. Szamanka mogła jednak z łatwością dostrzec te braki - i być może nawet zrozumieć, jak rozpaczliwie potrzebował ciepła, choć nie znał tej potrzeby. - Więcej nie pamiętam... |
|||
|
Khayaal Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:5 lat i 9 miesięcy Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:1,030 Dołączył:Sie 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 68 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 10 |
02-01-2013, 21:53
Prawa autorskie: av: malaika4
Tytuł pozafabularny: VIP
- Nie martw się. To mi wystarczy.
Khayaal uśmiechnęła się do młodego, mówiąc szczerze - spodziewała się bowiem, że uzyska odpowiedź w rodzaju "zacząłem spod takiego drzewa", a zamiast tego otrzymała precyzyjną informację dotyczącą kierunku, z którego wyruszył. Potrząsnęła tylko łbem, kiedy chlasnął ją po uszach błąd w pysku lewka. Ot, małe zboczenie, by dbać o precyzję wyrażania się - każdy ma jakieś. - Jesteś samczykiem, Kudadisi. Mówisz "szedłem", nie "szłem". Zapamiętasz? Dźwignęła się na łapy, by podejść ten mały kroczek do lewka i nachylić nad nim łeb. Nie, nie łeb; po chwili zastanowienia podsunęła się trochę, by miał jej kark nieopodal. - Zabiorę cię teraz stąd. Pójdziemy najpierw do spiżarni, gdzie dostaniesz jedzenie, a później zaniosę cię do domu i będziesz mógł spać za dnia - ile tylko chcesz. Będę cię pilnować. Zastrzygła uchem, zachęcając go, by wdrapał się jej na kark i przytrzymał szyi, wykorzystując babkę jak wierzchowca. To nie było daleko, a on nie ważył wiele, więc lwicy nie zrobi to większej różnicy - tymczasem dla jego łapek nawet taki odpoczynek będzie cenny. Ruszyła kołyszącym krokiem, czując, jak pazurki Kudadisiego wczepiają się w jej sierść. z/t
Postać specjalna: Khayaal posiada zdolność pośredniczenia między światami żywych i umarłych. W miejscach mistycznych, związanych silnie z daną postacią, przy Ołtarzu Staroone, nad Jeziorem Duchów potrafi przyzwać daną duszę i dać jej głos. W jej obecności duchy stają się silniejsze i bardziej stabilne - nie są zagrożeniem fizycznym, ale stają się lepiej widoczne i słyszalne.
|
|||
|
Ares Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Rok i miesiąc. Liczba postów:210 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 45 Zręczność: 35 Spostrzegawczość: 40 Doświadczenie: 5 |
26-01-2013, 15:19
Prawa autorskie: Madkakerlaken
Poranne promienie słońca przyjemnie ogrzewały grzbiet Aresa, gdy ten tym razem samodzielnie podążał z bratem nad rzekę. Uszy były ustawione na sztorc, oczy pełne dziecinnej ciekawości błyszczały. Od czasu, do czasu dołączał do nich ogon, który podrygiwał wesoło. Sama pełnia szczęścia.
Droga nie była długa, w końcu na noc zatrzymali się nieopodal rzeki, w jaskiniach. Dzięki temu, że wczoraj przebyli dłuższą część teraz mogli spokojnie dojść o świcie nad rzekę Strażników Niebios. Ares zatrzymał się, chłonąc wzrokiem te tereny, pełne żywego odcienia zielonego trawy, jakieś dziwne rośliny, które Makali nazwał kwiatami i tym podobne. Wtedy do czujnych uszu Świtowców doszedł plusk. Wpierw pojedynczy, cichy. Przystanęli, nasłuchując. Plusk się powtórzył. Brązowy obejrzał się na Makalego, by potem podbiec do brzegu rzeki i wychylić łeb z zainteresowaniem śledząc taflę wody. Wyraźnie zauważył w jednym miejscu powiększające się okręgi na jej powierzchni. Pochylił się bardziej, chcąc zbadać dziwne wzory na wodzie, gdy nagle tuż przed nim coś wyskoczyło- coś dużego i szarego. Nieprzygotowany zupełnie na coś takiego, odskoczył i przy okazji potknął się o własny ogon i przewrócił na plecy. |
|||
|
Makali Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły. Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:179 Dołączył:Lis 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 52 Zręczność: 67 Spostrzegawczość: 51 |
29-01-2013, 21:59
Prawa autorskie: ---
Hiena szybkim ruchem łapy przytrzymała tamtego, pozwalając na uniknięcie kolizji z ziemią. Gdy Ares znów stanął na łapy, burek prostym gestem dał znać, żeby zachować ciszę. Legł nad brzegiem, przypatrując się wodnej głębi, gdzieniegdzie tylko odkrywanej przez pojedyncze promienie światła, prześwitujące przez korony rosnących tutaj drzew.
-Spójrz, wszystkie budzą się, by szukać jedzenia. Te wielkie, jak ta, która cię zaskoczyła, szukają tych malutkich, płynących w grupkach. Jak z szakalem, który atakuje jakiegoś roślinożercę. Nieświadomy, że za nim czai się lew. -szeptał, łapą kolejno wskazując rozmyte kształty przemieszczające się pod powierzchnią wody. Makali uważnie śledził jedną z pokaźniejszych ryb, która coraz częściej uderzała w znajdującą się przed ich nosami ławicę. Nagle bez ostrzeżenia skoczył w przód, lądując w wodzie aż po pierś, jednocześnie zanurzając łeb. Zaraz potem, ślizgając się, wypełzł na brzeg, w pysku triumfalnie niosąc złapaną rybę. Rozluźnił szczęki, opuszczając upolowanego łowcę przed łapkami młodszego brata, otrzepując się, nie omieszkując ochlapać wszystkiego naokoło. -W rybie nie ma kości, tylko coś podobnego, ale jednak innego... Jak się pomylisz to może być bolesne, trzeba ją jeść ostrożnie, powoli i wyrzucić z siebie te... żebra? Nie potrafię tego nazwać. Spróbuj, tylko powoli! -zachęcił malca, kładąc się obok, pacnięciem ogona upewniając się, czy łuskowate stworzenie aby na pewno wyzionęło ducha. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości