Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Sheloth Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:186 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 78 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 39 |
17-07-2012, 13:42
Prawa autorskie: (c) nukotek
Tytuł pozafabularny: VIP
Samiec szedł powoli, z łbem niemalże przy ziemi. Bujnie rozrośnięta grzywa dosłownie szorowała frontalną częścią po podłożu. Lew był zmęczony i głodny, nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie wściekły. Nie dość, że Keira gdzieś zwiała i już od dawna nie widział nawet śladów jej bytności, o niej samej nawet nie wspominając, to jeszcze mijał kolejny dzień, a on nadal nie rozmawiał z Feliją. Sprawa robiła się powoli nieważna i jeśli takie rzeczy mogą ulegać przedawnieniu to tej niewiele do niego brakowało... ale jednak. Zasady są zasadami. Co z tego, że sam zgubił swoją małą siostrzyczkę, to nie znaczy, że Felce wolno ją puszczać samopas. Muszą to ustalić, bo co jeśli jednak się znajdzie?
Owszem, beżowy nadal miał nadzieję, że młoda jeszcze wróci. I, cóż poradzić, obwiniał się. Straszliwie. Nawet pomimo kompletnego braku energii zauważył zmianę krajobrazu. Zwiastować mogła tylko jedno - konkretniej, wodę. Kot podniósł łeb na właściwą mu zwykle wysokość i rozejrzał się wokół. I rzeczywiście. Jest rzeka, nie da się zaprzeczyć. Ruszył w jej kierunku, nawet z lekka się ożywiając. Bo gdzie rzeka, tam nie tylko woda, ale też zwykle i ryby. Przyspieszył kroku. Dawno tu nie był. O ile w ogóle. Mimo nastroju, oczy aż mu się zaświeciły na widok wodospadów spływających po frontach jaskiń, oczek wodnych w skałach i wartko płynącej rzeki. Nie zajęło mu zbyt wiele czasu dostrzeżenie odpowiedniego miejsca - nie minęła nawet chwila, a samiec już wskoczył do wody w miejscu, gdzie koryto strumienia rozszerzało się, tworząc przyjemną przestrzeń zarówno do zwykłej chłodnej kąpieli, jak i zdobycia dla siebie obiadu. Nie było to jeziorko ze stojącą wodą, nurt zmuszał samca do ciągłej pracy łapami, jednak była to praca na tyle spokojna i nie wymagająca energii, że Sheloth pozostawał w kompletnym niemal bezruchu i nie męczyło go to ani trochę. Z lekkim uśmiechem dał nura pod wodę, otwierając ślepia i z dziwnym jak na niego zachwytem obserwując dno, światło przeświecające łagodnie pod powierzchnię i... ryby. A więc jednak się nie pomylił. Pozwolił sobie na szeroki uśmiech przed powrotem ponad taflę wody. Odetchnął głęboko, potrząsając przy tym łbem, by pozbyć się z oczu mokrej grzywy. Nie dało to wiele, więc odpuścił i zanurkował ponownie, tym razem płynąc spokojnie, powoli, by nie spłoszyć przepływających ryb. Najwyraźniej niewiele zwierząt pojawiało się tu by na nie zapolować, bo zdawały się wyjątkowo spokojne nawet, gdy lew zbliżył się na naprawdę niewielką odległość. Bez problemu zagarnął pazurami dwie na raz, chwytając każdą w jedną łapę i płynąc w stronę powierzchni. Z pewnym trudem pozbył się ich z łap, rzucając je na brzeg, po czym sam wydostał się kawałek dalej. Dobił je szybko i nie czekając długo, zabrał się za swój długo wyczekiwany posiłek. Oczywiście nie liczył nawet że dwie średnie ryby dadzą mu energię na długi czas, ale póki nie znajdzie nic lepszego, nie ma co wybrzydzać. Po posiłku, uznawszy przy tym, że zdecydowanie wolałby jakieś porządne mięso niż coś takiego, ponownie zanurzył się w wodzie, chcąc zmyć z siebie wszelkie ślady - nie tylko samych ryb, ale też wielu dni tułania się po tych cholernych ziemiach. Napił się też trochę, po czym z wrodzonym brakiem jakiejkolwiek gracji wylazł znów na brzeg, otrzepał się z wody, pokrywając nią przy tym całą okolicę... i zasnął. Nie było to szczególnie trudne przy uspokajającym szumie niewielkich wodospadów, które chyba postanowiły jeszcze mu sprawę ułatwić, bo zdawało się, że szumią jakby w ustalonym, monotonnym rytmie. |
|||
|
Mako Poczciwy | Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 84 |
17-07-2012, 18:56
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Co czynił Młody przez ostatnie tygodnie? Wędrował. Wędrował daleko poza granicami Lwiej Ziemi, mówiąc najogólniej przebywał na terenach Wolnych. Przebywanie tam odprężało go w znaczący sposób. Jednakowoż jego wycieczka nie ograniczała się tylko do przechadzek w świetle księżyca i odpoczynku, którego bardzo potrzebował, Mako podróżował po swej świadomości. Często łapał się na tym, że wyłączał się całkowicie, kreując w myślach obrazy swych przyjaciół. Obecnych, jak i przeszłych, z którymi stracił kontakt. Prawdą było, że do tej pory w jego życiu przewinęło się wielu, ale on nie powie, że nie warto kogoś pamiętać. „Lofciam Cię, wiesz?” przemknęły w jego głowie słowa Dixie.
Wielka szkoda, że tak zniknęła bez słowa, ale teraz już nie wróci. Taa, naprawdę mi Jej brakuje. Reszta pewnie nawet nie pamięta o istnieniu lwicy. „Ale ja nie nazywam się Echo...” - były to słowa Fel, jego najlepszej przyjaciółki, z którą przeżył wiele nieraz nadstawiając karku. Przeważnie to Ona dla niego, a wszystko przez te jego głupie pomysły. Głupie? Teraz pewnie postąpiłby tak samo. Więc albo te pomysły były dobre, albo wciąż był głupi. Kierowanie się rozumem jest dobre, ale chyba nie zawsze najlepsze. Całe szczęście, że Ona została. Szkoda tylko, że ostatnio nie było kiedy porozmawiać... Mako nie mógł tego zwalić na obowiązki, których przez ostatni czas nie wykonywał, ale potrzebował czasu by się zregenerować i poukładać sobie to i owo. Uśmiechnął się, o tak, jak będzie z nią rozmawiał z pewnością wygarnie Jej to, że dała jego kandydaturę. Oczywiście, nie miał na myśli niczego złego, ale przecież może sobie pożartować z przyjaciółki, zwłaszcza teraz gdy wróciły mu dawne siły i humor. „Cichaj mi tu...” - tak, to były słowa Rozy, które padły podczas ich ostatniego spotkania. Mako stanął jak wryty. Czemu w ogóle o tym myślał? Westchnął cicho i ruszył w dalszą drogę, a przed jego oczyma ukazał się kolejny obraz przeszłości. Przypominał sobie jak Roz odchodziła ze Stada, jak rozmawiała z Kopą i odeszła bez słowa. Całe szczęście, że były władca zostawił Lwicy furtkę, mianowicie zgodził się na Jej ewentualny powrót gdyby ta tylko zechciała, ale czy Ona tego pragnęła? Tego nie wiedział. Zawsze zastanawiało go dlaczego nie wróciła, nie skontaktowała się z nim, lub kimkolwiek z Lwiej Ziemi albo i poza nią. Może bała się osądzenia jako zdrajcy? Tak, to dość prawdopodobne, ale teraz, kiedy istnieje ta nowa, odrodzona Lwia Ziemia mało kto pamięta o tej sytuacji. Jedynymi powiernikami tej tajemnicy był Mako i Hewa, no może jeszcze Fel, ale ta ostatnia najpewniej już o tym zapomniała. Jakim głupcem byłem gdy tak uciekłem po spotkaniu z Roz. Co mnie wtedy podkusiło?! Mogłem z nią spędzić o wiele więcej czasu. Teraz przynajmniej jestem pewien, że potrafi zadbać o siebie bez niczyjej pomocy, a już na pewno bez mojej... Jednak coś podpowiadało Młodemu, że warto by było ją znowu spotkać, może go nie znienawidziła tak do końca. Może... No i była jeszcze Hewa, którą też znał od małego. Zawsze mógł liczyć na Jej ciepły uśmiech, dobre słowo i nieocenioną pomoc. Doskonale pamiętał, jak ta dała mu nieco melisy na uspokojenie, po tym jak wylądował w lochach Płonących, jak ta przekazywała mu wiedzę dotyczącą stada. Pokierował wzrok na wielką górę majaczącą gdzieś w oddali. Oblizał kły i wstał z ziemi, zostawiając za sobą resztki jakiegoś zwierza, który został dopadnięty przez czarnogrzywego. Mako miał tylko nadzieję, że fakt, iż objął tak istotne stanowisko nie wpłynie na jego relacje z kimkolwiek, a zwłaszcza z przyjaciółmi. Póki co nie ma się o co martwić, wpierw musi na kogoś natrafić. Przyśpieszył kroku; jakim wspaniałą rzeczą był ostry obraz, który nie rozmywał się co chwila. Nareszcie dotarł – wodopój – jedyne czego jeszcze pragnął to zaspokoić pragnienie. Tak się zdarzyło, że zawędrował w teren niedaleko Mrocznych Grot. Stanął w miejscu, gdzie woda była dość płytka i gdzie brzeg nie był w ogóle wysoki. Popatrzył na wodę zastanawiając się, czy może nikt nań nie czyha. Już miał wziąć kilka łyków, gdy nagle spostrzegł swoje odbicie na tafli wody. Nie było w nim oczywiście nic niezwykłego. Po prostu, to co tam zobaczył zdziwiło go. Wcześniej wszystko robił w pośpiechu, ale obecnie miał czas, żeby zastanowić się nad tym co widzi. A cóż zobaczył? Zaobserwował lwa o bujnej czarnej grzywie, o której kiedyś mógł jedynie pomarzyć, delikatnej bródce i małym uśmiechu, który ponownie zagościł na jego pysku. Nie, Mako nie popadał w samozachwyt, tylko ilekroć zaspokajał pragnienie nie zwracał uwagi na siebie. Teraz było mu się wręcz ciężko poznać. Obracał łeb w prawo i w lewo, a odbicie robiło dokładnie to samo. To był on, taki sam jak kiedyś, może tylko bardziej zarośnięty. Gdy już zaspokoił pragnienie ruszył w dalszą drogę, jednakże nie oddalił się zbyt daleko. Dlaczego? Ponieważ zlustrował śpiącego lwa. Normalnie nie zawracałby sobie nim głowy, ale już wystarczająco długo z nikim nie rozmawiał. Może Mako poczuł się samotny, a może po prostu chciał sprawdzić, czy z tamtym jest wszystko w porządku. Z każdym kolejnym krokiem wzrastała w nim pewność, że zna tego śpiocha. W sumie był nań nieco zły, w końcu ten perfidnie go olał podczas ostatniego spotkania, ale samotność wzięła nad nim górę. Zbliżył się nieśpiesznym krokiem do Shelotha. - Hej, obudź się. - powiedział i począł go tyrpać łapą. Déjà arrivé? Tak, ponieważ taka sytuacja już miała miejsce. Swego czasu Młody obudził Shelotha w jego własnej jamie i pokierował do niego dokładnie takie same słowa. Najprawdopodobniej spał sobie przed nim Shel, ale czy mógł mieć pewność? Raczej nie, przynajmniej dopóki jego rozmówca tego nie potwierdzi. - Ale sobie miejsce znalazłeś na drzemkę. Jeszcze Cię coś zeżre... I co wtedy będzie? |
|||
|
Sheloth Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:186 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 78 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 39 |
17-07-2012, 22:21
Prawa autorskie: (c) nukotek
Tytuł pozafabularny: VIP
Futro nawet nie zdążyło mu jeszcze dobrze wyschnąć, a już ma ruszać tyłek i z kimś rozmawiać? Niedoczekanie. W pierwszym odruchu lew machnął łapą i przewalił się z głuchym mruknięciem na drugi bok. Wilgotne ciemne kłaki nadal zakrywały mu ślepia, grzywa bardziej niż z włosia wyglądała na zrobioną z mokrych wodorostów o niecodziennym ubarwieniu.
Stopniowo jednak powracała poczytalność beżowego. Nieznacznie poruszył łbem, usiłując odsłonić sobie widok na otoczenie. Interesowało go jednak nie ono, a konkretna postać - innego samca, który stał nad nim i coś do niego gadał. Podrygiwanie łbem jednak na nic się nie zdało, mokra zasłonka nadal szczelnie odgradzała jego błękitne ślepia od reszty świata. W myślach przeklinając na czym świat stoi, podniósł z ociąganiem łapę, zgarnął krzywym gestem grzywkę na jeden bok i podniósł wzrok, mrużąc oczy przed światłem. Tę mordę znał kiedyś wcale niezgorzej, trudno więc, by do teraz uleciała mu kompletnie z pamięci. Co prawda było w jego głosie sporo wahania, z czego sporej części nawet nie próbował zatuszować, jednak przeważyło w nim przekonanie, że na pewno się nie myli. - ...Mako? Sheloth z niewielkim, wręcz niepewnym uśmiechem podniósł się na cztery łapy, lekko się przy tym przeciągając. Obrócił łeb w bok jak zaciekawione kocię - tego nawyku najwyraźniej nie umiał się wyzbyć - przyglądając się zmianom, jakie zaszły w dawno niewidzianym towarzyszu. Zmiany jak zmiany, takie u niego, jak i u Shelotha właściwie. Grzywa urosła, on sam też urósł... Dorośli. Na to wyglądało. Lew nie był do końca pewien, kiedy do tego doszło. Zamrugał, odpędzając myśli o dziwnych, nowych dylematach które w ostatnich miesiącach nawidzały jego nienawykły, wcale nie taki dojrzały umysł. Partnerstwo, odpowiedzialność, rodzina... Kiedyś tego nie było. A przynajmniej nie dawało o sobie znać tak ostentacyjnie. Kiedyś była przyjaźń, parę znajomych pysków w stadzie, dziecinne porachunki między rówieśnikami i... i tyle. Żadnych zagubionych sióstr, żadnej urażonej dumy, porachunków między stadami, ataków hien ani nic. To przyszło potem. Najwyraźniej nie tylko nowy król Lwiej miał o czym rozmyślać... |
|||
|
Mako Poczciwy | Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 84 |
17-07-2012, 23:46
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Z początku jego poczynania nie odnosiły sukcesu. Sheloth najwyraźniej był zaspany i nie miał najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Sądząc po mokrych kudłach Wojownik wziął sobie kąpiel, ale taką w przyśpieszonym tempie. Jak kto lubi. Wolno, acz skutecznie udawało mu się zabrać lwa z krainy Morfeusza. Kiedy jego rozmówca wypowiedział jego imię i usiadł Mako tylko uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie. Tak, teraz i on miał pewność, że jego rozmówca jest tym za kogo go bierze.
- Sam nie jestem tego do końca pewien. Znaczy, wiem, że to ja, ale czuję się jak ktoś zupełnie inny. - odpowiedział, choć sam do końca nie wiedział co mówi. Klapnął na zadzie i rzucił jeszcze raz spojrzeniem po otoczeniu – Wiele rzeczy się zmienia, ale my chyba zostajemy tacy sami. Zamilkł na chwilę, odchrząknął zdawkowo i zadał jedno z nurtujących go pytań. - Swoją drogą, gdzie się podziewałeś tyle czasu? Wiesz ile się wydarzyło od skończenia wyprawy? - niby zwykłe pytania, ale Mako już teraz chciał wybadać, czy Shel ma ochotę na rozmowę, czy znów lepiej będzie jak pójdzie w cholerę i zostawi go w spokoju. Chciał się również dowiedzieć na ile może sobie pozwolić, wszak w jego głowie już teraz rodziła się myśl, żeby zapytać się go jak to jest między nim, a Felką, a raczej jak do tego doszło, bo coś Młody nie był w temacie. Jakoś wątpił, żeby ta dwójka spiknęła się na wyprawie i już. Pomimo dobrego wzroku chyba nadal był ślepy. Prawdą było, że jeszcze niedawno wiele rzeczy wyglądało zupełnie inaczej, każdy był wolnym strzelcem, panem własnego losu. A teraz? Dla Mako to się już zmieniło, choć sam usilnie próbował sobie wmówić, że jest inaczej. Oczywiście, czarnogrzywy podjął decyzję, żeby się nie zmieniać, ale ile z tego faktycznie wyjdzie? |
|||
|
Sheloth Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:186 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 78 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 39 |
18-07-2012, 15:16
Prawa autorskie: (c) nukotek
Tytuł pozafabularny: VIP
Pokiwał łbem, uśmiechając się ponuro. Dobrze wiedział, co czarnogrzywy ma na myśli. Kiedy wracał do wydarzeń z przed, bagatela, kilku miesięcy, potrafił dostrzec w tych wspomnieniach siebie. Takiego, jakim się zapamiętał. Jakim się czuł. Sęk w tym, że choć nadal doskonale pamiętał, nie potrafił znów poczuć się dawnym sobą. Choć bardzo chciał.
- Tacy sami, mówisz...? Życzyłbym sobie, żeby tak było. Zagapił się na wartko płynącą rzekę, która nic a nic sobie nie robiła z ich rozważań. Chciał chyba wrócić do swoich smutnych wniosków, pogadać sobie z kimś kto najwyraźniej też nie ma się w tym względzie najlepiej, ale przerwało mu pytanie Mako. Spuścił łeb, gapiąc się na własne łapy. - Szczerze? Nie mam pojęcia, co się działo w stadzie. Za to u mnie... Cholera, nie wiem nawet, czy powinienem o tym opowiadać. - otoczył łapy pętlą z wilgotnego ogona, ciemna kitka poruszała się w nerwowym, szybkim rytmie. - Cóż, dłuższy czas temu Arto nasłał na mnie swojego przydupasa-debila, było mu chyba Stigma... Idiota jakich mało, jeśli mam być szczery. Zamierzałem go sobie odpuścić, dać mu do zrozumienia, że plany Arto obchodzą mnie tyle, co nic. A potem... - zamilkł na chwilę. Widać było, że dobiera odpowiednie słowa. - Potem mnie sprowokował. Zagroził Feliji. Nie chciałem, żeby do tego doszło, chciałem po prostu mu się odpłacić, wysłać go z paroma ranami do Arto... Ale zginął. Z moich łap. Długa cisza. Pomimo wielu dni rozmyślań, pomimo dalszych wydarzeń, do których nawet nie dotarł w opowieści, chyba nadal nie wiedział sam, co o tym myśleć. Z głośnym westchnieniem zaczął mówić dalej. - Pech chciał, że mniej więcej wtedy przyplątała się tu moja siostra. Maluch jeszcze. Nie wiem, czy Ci kiedyś mówiłem, ale moi rodzice działali nie jak rodzina, a jak cholerna masowa produkcja dzieci. Dzieci, którymi nikt się nie opiekował, chyba, że starsze rodzeństwo było już dość duże, by próbować. Siostry ją tu wysłały, wiedziały, że zwiałem gdzieś w te okolice. Widziała całe zajście ze Stigmą. Felija miała jej pilnować, kiedy ja... kiedy zaniosłem ciało do Arto. Zostawiła ją samą sobie i polazła gdzieś bez słowa. Pokręcił łbem. Chyba za dużo gadał, ale skoro tamten spytał, to odpowiedź mu się należała. Nie bez znaczenia było też to, że to nie był pierwszy lepszy lew, a właśnie Mako, którego znał od dzieciaka. - Mała przyplątała się za mną na obce tereny. A chyba nie muszę tłumaczyć, co mogło ją tam spotkać... Mimo tego, gdy mnie znalazła nie mogłem się już wycofać, odniosłem tego trupa tam, gdzie jego miejsce. Usłyszałem tam, że plan był taki, bym ja go zranił, a po jego powrocie Arto miał go dobić. Czy jakoś tak... - Westchnął cicho. Chyba naprawdę za dużo gadał. - Zabrałem ze sobą małą i wróciłem na tereny Lwiej. Tylko w pewnym momencie... zwiała mi. Polazła gdzieś. Któryś dzień już jej szukam... Zresztą Feliji także. Nie widziałem jej od... No wiesz od kiedy. Od kiedy zabiłeś idiotę, a ona puściła wolno Twoją siostrę, mając wszystko gdzieś? Nie podniósł wzroku, choć opowiadanie już się skończyło. Nie wiedział, co Mako teraz sobie o nim pomyśli. Kretyn-zapaleniec, co z niego za Lwi skoro zabija, co z niego za dorosły skoro gubi dzieciaki... Porażka. Jedna wielka porażka. |
|||
|
Mako Poczciwy | Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 84 |
18-07-2012, 18:21
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
- Wygląda jednak na to, że czasy się zmieniają i my również. - w obecnym świecie pozostanie sobą i nie danie się zwariować jest nie lada sztuką. Zielonooki już od wczesnego dzieciństwa cenił sobie spokój i brak obowiązków, jednak wraz z dorastaniem przyjmował ich coraz to więcej na swe barki. Z początku został strażnikiem, potem stał się dowódcą wojowników, a gdy wszystkie stada upadły nie chciał już pozostawać na to obojętny. Uczestniczył w wyprawie, a gdy Lwia znów istniała sam zgłosił się na posłańca, a potem poszło już z górki... Zebranie stada i obranie go jako przywódcy. Rzucony na głęboką wodę, ale czy tak naprawdę tego pragnął? Chciał pomóc, zawsze chciał, a jeżeli jego wybór miał nieść ze sobą cokolwiek dobrego dla stada, czy przyjaciół, to był gotów się poświęcić.
Gdy jego rozmówca wbijał wzrok w łapy, Mako uświadomił sobie, że zapamiętał go inaczej, jako tego szczęściarza, którego zechciała Felka, jako tego, który był zawsze o krok przed nim. Najlepszy przyjaciel Fel, Majordom, stojący wyżej w hierarchii stadnej. Gdzieś tam głęboko w środku zazdrościł mu, choć nigdy tego nie pokazał. Teraz wyglądał niczym cień samego siebie sprzed tych kilku miesięcy. Faktycznie, w jego życiu musiało zajść wiele rzeczy i to najpewniej nie najlepszych. Na pierwszy rzut oka było widać, że Sheloth też nie miał do kogo otworzyć paszczy przez ostatni czas. I kolejny raz pada to imię – Arto. Mako już miał tą przyjemność poznać tą personę, ale na pewno nie w takim stopniu jak Sheloth i Felija. Czemu tak uwziął się na tą dwójkę? Tego niestety Młody nie wiedział, ale czuł, że nie powinien tak szczegółowo wypytywać Lwiego. Ostatnie słowa pierwszej części wypowiedzi brzmiały w jego uszach. Wyraźnie osłupiał na tą wieść, siedział chwilę w milczeniu, zastanawiając się przy tym, co odpowiedzieć. - Wierzę, że nie zrobiłeś tego specjalnie. - pozbawienie życia jest nadszarpnięciem norm morlanych, ale wszystko zależy od kontekstu naszych dziełań. Czy robimy coś z konieczności, dla siebie, czy tylko dla innych dla zabawy. - Możliwe, że później wróciłby. Gdyby coś zrobił komuś z Twoich bliskich obwiniałbyś się za to, że wtedy nic nie zrobiłeś. Pewnie dalej Cię to męczy, ale pamiętaj o jednym, nieważne co mówią inni, Ty nie jesteś mordercą. Morderca nie przejąłby się ciałem, tylko pozwoliłby mu gnić. - tu zrobił krótką przerwę i pokiwał głową jakby na potwierdzenie swych słów – Nie miałem pojęcia. Przykro mi z tego powodu. Hewa, Piaskowa lwica, kojarzysz może? W każdym razie kiedyś przygarnęła lwiątko. Opiekowała się nim, traktowała jak swoje, a ja byłem gdzieś na drugim planie pomagając Jej. Pewnego razu Pchełka też gdzieś polazł. Hewa szukała go, ja zresztą też, ale nasze poszukiwania spełzły na niczym. Domyślasz się zapewne jak się wtedy czułem. Mimo że zaginięcie malca nie wynikało z mojej winy miałem wielkie wyrzuty sumienia. I one zostają, tyle że idzie nauczyć się z nimi żyć. Nie ma innego wyjścia... Rozumiem, najpewniej znajdziesz ją na Lwiej. Nie wiadomo dlaczego, ale Mako postanowił pokazać Shelotowi, że nie tylko on jest nieudacznikiem życiowym, chyba po prostu chciał mu poprawić humor, bo w obecnej chwili nie miał ochoty użalać się na sobą. - Ty przynajmniej masz dziewczynę, a ja nawet nie potrafię utrzymać przyjaźni. Wiele czasu zajęło mi odnalezienie pewnej lwicy, a gdy już ją znalazłem to uciekłem jak zwykły tchórz. Czemu? Sam chciałbym to wiedzieć. |
|||
|
Sheloth Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:186 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 78 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 39 |
18-07-2012, 23:33
Prawa autorskie: (c) nukotek
Tytuł pozafabularny: VIP
Wysłuchał tego wszystkiego z niedowierzaniem. Gdy mówił o minionych wydarzeniach, był przekonany, że samiec uzna go za niegodnego nazywania się Lwioziemcem, za mordercę, kryminalistę równego zdrajcom... A ten nie dość, że go zrozumiał i nie osądzał, to jeszcze sam zaczął mu się wygadywać. Sheloth z ledwością powstrzymał się przed wymownym opadem szczęki. Przywołał się jednak do porządku.
- Wyrzuty sumienia...? Wiesz, to póki co jest coś więcej. Mam po prostu przed oczami jej uśmiech. Takiego ufnego, przyjaznego dziecka. Przytuliła się do mnie gdy tylko poznała, że to ja, wiesz? Nawet nie wiedząc, czy jej nie zaatakuję ani nie odepchnę. Łaziła za mną wszędzie, bo czuła się przy mnie bezpiecznie... A kiedy spuściłem ją z oka na krótką chwilę, zniknęła. I nawet nie wiem, gdzie wylądowała. Ale jeśli w ogóle gdzieś jest, to pewnie cholernie się boi... Pokręcił łbem i zamilkł. Nie po to tu siedzieli, żeby on się roztkliwiał nad utraconą siostrzyczką, a po to, by zrzucić ciężar z karku w rozmowie. Poważnej, o problemach... ale rozmowie - nie jego głupim monologu. Słysząc ostatnią wypowiedź ciemniejszego lwa, spojrzał na niego tak, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Przysiadł na własnym ogonie, który poruszył się, wpadając w serię niekontrolowanych lekkich drgawek. - Mam dziewczynę, ta... Walczyłem o to kto wie, jak długo. A teraz nie widziałem jej od momentu, kiedy kompletnie olała mnie i moją prośbę, bo nie spodobało jej się, że bez żadnych wątpliwości uwierzyłem, że Keira to moja siostra... Cholera ją wie, zazdrosna była, czy co. Chociaż nie, to głupie. Ale fakty są takie, że ona łazi nie wiadomo gdzie, a ja zamartwiam się dzieciakiem, którym nawet nie raczyła się przez chwilę zająć. Ładne mi partnerstwo, hm? Uśmiechnął się ponuro. - A co do Twojej tajemniczej znajomej... cóż, znalazłeś ją, prawda? Wiesz, że wszystko z nią dobrze, że jest gdzieś tutaj, że możesz w razie potrzeby znów ją znaleźć... Spróbować wyjaśnić, wyprostować całą sprawę... A jeśli nie ma wyjaśnienia, to zwyczajnie przeprosić. Jeśli tylko chcesz. Ty przynajmniej wiesz, gdzie możesz ją znaleźć. Ja nie dość, że nie wiem gdzie mógłbym szukać Fel, to nawet nie mam pojęcia, czy ona chce bym ją znalazł... |
|||
|
Mako Poczciwy | Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 84 |
19-07-2012, 12:59
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Mako nie wiedział jak to jest mieć pod opieką młodsze rodzeństwo. Miał tylko starszego brata, który pomagał mu w trudnych chwilach. Młody mógł jedynie spróbować wyobrazić sobie, jak czuł się jego brat, gdy musiał go niańczyć. Wszystko się jednak zmieniło gdy przybył na Lwią – był odseparowany od rodziny, zdany tylko na siebie i na swoje umiejętności, których nie posiadał zbyt wiele (o ile w ogóle), ale przeżył. Jakoś. Najpewniej zawdzięczał to przyjaciołom, a może najzwyklejszej chęci przeżycia. Nie wiadomo.
- Byłeś, jesteś i będziesz dla niej zawsze tym dobrym, starszym bratem. - nie miał zamiaru go dołować, ale jakoś wątpił, że Keira się odnajdzie. Mało to wokół drapieżników i wszelkiego innego paskudztwa czyhającego na cudze życie? - Nie ustajesz w poszukiwaniach, właśnie to się liczy. Co miał mu więcej powiedzieć? „Są nikłe szanse na Jej odnalezienie”, „Raczej już nie żyje”. A może miał iść w przeciwną stronę? „Wszystko będzie dobrze, z pewnością się odnajdzie”. Oczywiście, mógł tak powiedzieć, ale wtedy jego słowa byłyby puste, nie znaczyłyby kompletnie nic. - Musisz wierzyć, że się odnajdzie... Zamilkł na dłuższą chwilę, zastanawiając się przy tym, co odpowiedzieć. Ocenianie poczynań Feliji za Jej plecami nie będzie fair, natomiast usprawiedliwienie Jej działań też może okazać się złą opcją. Fel była jego przyjaciółką, ale mimo wszystko starał się pozostać obiektywny. Bardzo łatwo ocenia się innych, najczęściej krzywdząc ich przy tym. - Nie wiem... Nie mam bladego pojęcia dlaczego tak postąpiła, ale nie mam zamiaru Jej o to pytać. To nie moja sprawa, jednakże to chyba powinno być Twoje zadanie. Zamiast tak myśleć w samotności, lepiej będzie jak się z nią rozmówisz, może wówczas uzyskasz odpowiedzi na nurtujące Cię pytania. Los miewa poczucie humoru. Sheloth szukał Fel, która najpewniej powinna przebywać na Lwiej Ziemi, a tak naprawdę znajdowała się na Terenach Wolnych. Mako szukałby Roz, która prawie na bank winna znajdować się tu, z dala od granic Lwiej, a ta w rzeczywistości była sobie na Lwiej Ziemi. Lwioziemca szukaj na Terenach Wolnych, a Samotnika na Lwiej... Paradoks? Mako również nie miał pewności, czy Roz chce go widzieć, nie wiedział również gdzie ta może przebywać. W wielu rzeczach Shel nie miał racji, ale w jednym musiał się zgodzić – najlepiej będzie jeśli ją znajdzie i przeprosi. Chyba może odsłonić rąbka tajemnicy, przecież Lwi raczej nie będzie Jej kojarzył aż tak dobrze. - O, nie jest aż tak tajemnicza... Roza. - ostatni wyraz padł prawie szeptem, wiejący wiatr mógł zagłuszyć wypowiedz. Na razie chyba daruje sobie napominać fakt, że była Lwioziemką, że zdradziła stado. Zobaczymy, czy Shel w ogóle skojarzy o kim mowa. - Taa, odnalezienie Jej zajęło mi miesiąc i to raczej Ona znalazła mnie, ale to już inna historia. Gdzie jest? Pewnie gdzieś tu, może nawet nas słucha... Masz rację, najwięcej zdziałam jeżeli chociaż znów z nią porozmawiam. |
|||
|
Jarema Gość |
24-07-2012, 19:16
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Wodopój przy jaskiniach. Właśnie do tego miejsca Jarema przytargał Amare, klnąc, na czym świat stoi. Widać, że Cathir jest jeszcze zbyt młody, by żyć na własną łapę, skoro nie potrafi za nikogo wziąć odpowiedzialności. A niech go lawina zmiecie... Ups, w tych częściach świata raczej lawin nie było. To niech to będzie piaskowa burza czy coś... Nieważne.
Zauważył dwójkę lwów, dokładniej samców. Byli pochłonięci rozmową, nie wyglądali na kogoś, kto mógłby go zaatakować. Z szacunkiem skinął do nich łbem i zsunął lwicę ze swojego grzbietu tuż przy brzegu sadzawki. - W końcu się nam udało - bąknął pochylając się nad wodą - A tego Cathira niech cholera weźmie. Najwyżej zdechnie z pragnienia, co mu po nim... - dodał cicho i zaczął mącić gładką taflę wodopoju szorstkim językiem. |
|||
|
Amare Gość |
25-07-2012, 20:22
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Była wyczerpana, choć nie uczyniła ani jednego kroku, podróżując na grzbiecie Jaremy. Zapadła w półsen - umysł rejestrował ciągły ruch, niewygodę i zmiany w terenie ale tak naprawdę była nieprzytomna, nie zdawała sobie z tego sprawy. Była niesamowicie wdzięczna samcowi, że zsunął ją z grzbietu blisko wody i wyciągnąwszy łeb, zaczęła powoli pić. Gdyby nie to, że brakło jej sił - rzuciłaby się na wodę jak wygłodniała hiena na padlinę. A potem bolałby ją żołądek - więc dobrze, że wolno piła. Kiedy świadomość zaczęła powoli wracać, odzyskiwała też czucie. Pierw w drżących łapach, potem w kręcącym się łbie. Nie miała nawet siły ogonem machnąć! Zmobilizowała się jednak do wysiłku i wstała. Co prawda, zaraz potem usiadła ale udało jej się zachować pion. Czekoladowe ślepia rozbłysły, kiedy rozejrzała się. Faktycznie, nie było z nimi Cathira. Zaniepokoiła się a potem przypomniała sobie słowa błękitnookiego. Nie chciał iść z nimi. Zastrzygła uszami, obserwując pijącego lwa. Choć udzielił jej twardej nauki o życiu, to przejął się jej stanem i dopilnował, by nie padła w drodze na Kilimandżaro. I przejmował się losem nieznajomego!
Podał łapę. To wspomnienie utkwiło mocno w pamięci Amare, jako symbol - że mimo wszystko, wystarczy tylko ten jeden gest z twojej strony. Przysunęła się do Jaremy i lekko otarła się łbem o jego łapę. Nie była z tych namolnych przytulaków, poza tym była nieco skrępowana. - Dziękuję, ja... - urwała, nie bardzo wiedząc co właściwie chce powiedzieć. Potarła łapą o łapę i ponownie otworzyła pysk, by jakoś wyrazić uczucia. Była mu winna życie. Nic dziwnego, że była zakłopotana, bo otarła się o śmierć. I tak dość szybko się pozbierała. - Zapamiętam to. - zakończyła niezgrabnie, mając jednak nadzieję że młodzik zrozumie o co jej chodzi. Bo samo w sobie, brzmiało jak dziwna groźba, chociaż nia nie było. Po złożeniu tych niezręcznych podziękowań, rozejrzała się - mimowolnie zaciekawiona. Groty! A więc miała rację. Zauważywszy dwa lwy, nieco się przestraszyła, ale byli zajęci swoimi sprawami. |
|||
|
Jarema Gość |
26-07-2012, 15:44
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Uśmiech zagościł na pysku Jaremy. Miło mu się zrobiło, że ktoś go docenił.
- Nie mogłem pozwolić ci umrzeć - rzekł na swoje usprawiedliwienie - Masz całe życie przed sobą, a to jest mój moralny obowiązek, by szanować życie i by go nie marnować. Spojrzał ukradkiem na dwójkę lwów. Chyba nadal nie zwracali na nich uwagi. Tymczasem czas płynął. - Przepraszam, Amare, ale muszę cię opuścić. Mam pewną pilną sprawę do załatwienia... Jak już odpoczniesz, znajdziesz schronienie w pobliskich skałach. Przechodziliśmy obok, jest tam wiele grot. Powinienem wrócić za jakiś czas, będę się tutaj kręcił. Gdyby coś ci się działo, wzywaj mnie. Na mnie już pora. Trzymaj się! Na pożegnanie tknął ją nosem w policzek i jeszcze raz posłał jej przyjazny uśmiech. Chwilę później zniknął. zt //Wybacz mi tak brutalne przerywanie wątku, ale wyjeżdżam za dwa dni. Jutro nie dam rady raczej odpisać (pakowanie i te sprawy), a nie chciałam cię "blokować". |
|||
|
Sheloth Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:186 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 78 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 39 |
02-08-2012, 23:30
Prawa autorskie: (c) nukotek
Tytuł pozafabularny: VIP
Sheloth długo gapił się na własne łapy, nie podnosząc nawet wzroku. W miarę jak wywód brązowego postępował, on stawał się coraz bardziej nieobecny. Powinien coś odpowiedzieć, jakoś zareagować. A on tylko siedział i wpatrywał się uparcie w swoje kończyny, jakby miało z tego wyniknąć coś pozytywnego. Nawet nie chodziło o same łapy. Nie widział nawet rzadkiej siateczki blizn, które stopniowo pokrywały palce i poduszki. Chodziło po prostu o to, by się w coś zagapić, uniknąć kontaktu wzrokowego z czymkolwiek i kimkolwiek. Pomyśleć. Znowu. Niby chciał skończyć z samotnością, znaleźć kogoś przed kim otworzy serce, duszę i wszystkie te inne pierdoły, a jak przyszło co do czego... Cóż. Bywa i tak.
Oprzytomniał dopiero, gdy usłyszał przybyłych na ten teren nowych. Podniósł łeb i rzucił Mako smutne spojrzenie. - Wybacz, chyba już na mnie pora... Postaram się wkrótce znów Cię znaleźć, dokończymy rozmowę. Wyraźnie jak na dłoni widać było, że lew nie ma ochoty na powiększenie grona rozmówców, choćby i o jedną tylko osobę. Skinął czarnogrzywemu na odchodnym i odszedł niespiesznie, zatopiony we własnych myślach. z/t |
|||
|
Mako Poczciwy | Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 85 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 84 |
03-08-2012, 14:21
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Mako przymrużył oczy. Choć bardzo chciał rozgryźć Shelotha jakoś nie potrafił. Z jednej strony zaczęli bardzo bogatą rozmowę - chyba jak jeszcze nigdy – a z drugiej została ona tak szybko ukrócona. Lwi zdawał się być jakiś nieobecny, zamyślony, zupełnie jakby wszystko przestało go nagle obchodzić. Co mogło być przyczyną takiego stanu? Młody mógł jedynie zgadywać. Najpewniejszą osobą, która miałaby informacje na ten temat byłaby Felka, ale przecież Shel już kupę czasu z nią nie rozmawiał. Może podczas wędrówki poznał kogoś? Niee.
Pokręcił tylko przecząco łbem, starając się przy tym wrócić do rzeczywistości. W stronę przybyłych skinął łbem, ale jakoś nie paliło mu się, żeby się zaznajamiać, lepiej będzie jak wróci do pielęgnacji starych znajomości. - A, w porządku. Do zobaczenia. - rzucił jeszcze za odchodzącym już lwem, następnie przeniósł spojrzenie na górę, która znajdowała się na horyzoncie. Można ją tak odwiedzić, ale chyba jeszcze wypada wrócić na Lwią. Tak, to dobry pomysł. Zaczerpnął jeszcze kilka łyków wody, a następnie ruszył w drogę do domu. [z.t] |
|||
|
Jerycho Gość |
04-02-2013, 14:54
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio
Rudy lew przysunął się powoli do wodopoju, niuchając w powietrzu w poszukiwaniu śladów towarzystwa. Zdaje się, że pora największych upałów odstraszyła co większe zwierzęta z tego miejsca, a mniejsze futrzaki umknęły wyczuwając zbliżającego się drapieżnika. Sam Jerycho również z chęcią by przywaletował w jakiejś ciemnej jaskini, ale głód i pragnienie uparcie go dręczyły. Chociaż to jedno mógł od łapy ugasić, z posiłkiem może być więcej problemów...
Z przyjemnością nachłeptał się chłodnej wody i uwalił na bok tuż przy brzegu. Nie zapominając o czujności, skontrolował wszystkie rany na swym ciele, które zadano mu w pojedynku. Wszytko ładnie, synku, po szramach, cierpliwie wylizywanych z wszelkich brudów, zostały już tylko blizny. Po ranie na duszy została równie cierpliwie pielęgnowana nienawiść. W końcu wstał i przeciągnął się z cichym pomrukiem. Widział w rzece ryby, ale musiałby osuszyć cały wodopój by napełnić brzuch takimi płotkami. Nie... Lepiej zasadzić się na większe zwierze. Od tak dawna nie jadł świeżego, ciepłego jeszcze mięsa... Bezwiednie oblizał szeroki pysk i odszedł nieco od rzeki, skrywając zwalistą sylwetkę za jednym z głazów. Miejsce było idealne- przed sobą wodopój, za sobą skalna ściana. Czekał cicho i cierpliwie. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości