Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Mambur Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:20 lat Liczba postów:24 Dołączył:Mar 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 |
26-05-2013, 13:45
Prawa autorskie: Disney
Lazł bezwstydnie po "terenach Stada Srebrnego Księżyca" jakby były jego własnością, którą są tak samo jak i innych rodowitych mieszkańców puszczy a nie lwów. Myślał nad tym jak tamci zareagują na jakże wielką rankę karakalki.
Kroczył więc tak stąpając ciężko i dumnie pogrążony w zadumie przez las, kiedy nagle jego nozdrza zaatakowała woń lwa. Postanowił iść jak najciszej się da by nie zdradzić swej obecności przedwcześnie. Chciał najpierw zobaczyć z kim ma do czynienia. Chociaż w sumie walić ciche chodzenie w końcu jest u siebie. Podszedł do wielkiego Babobabu, przy którym zobaczył... No właśnie co? Nigdy nie widział takiego stworzenia. Ni to lew ni to tygrys takie ni cię w dupę ni cię w oko, ale mniejsza z tym. Nie miał zamiaru zaprzątać sobie głowy czymś takim, więc po prostu podszedł do wielkiego drzewa i opierając się o korę usiadł niemalże obok tego czegoś. |
|||
|
Alve Konto zawieszone Gatunek:tigon Płeć:Samiec Wiek:dorosła Liczba postów:127 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
26-05-2013, 14:21
Prawa autorskie: ja/xchima
Nie dane było jej cieszyć się długo relaksem, gdyż do jej uszu poczęły dochodzić ciche kroki, przeradzające się stopniowo w głośniejsze stąpnięcia.
Myślała, że to ktoś ze stada, jednak niemałe było jej zdziwienie, gdy otworzyła leniwie ślepia. Jej źrenice momentalnie rozszerzyły się, a z gardła mimowolnie wydobył się ostrzegawczy, złowrogi pomruk. Oczywiście, że miała zamiar odegrania się na gorylu, za to jak potraktował jej nową koleżankę ze stada, zwłaszcza że ta, nie miała przy tym olbrzymie szans, jednak nie spodziewała się tego akurat teraz. Zupełnie jak w perfekcyjnie opracowanym mechanizmie, jej uszy przyległy do głowy, sierść na karku zjeżyła się, a pazury mimowolnie wysunęły się. -Uhh, to Ty.-stwierdziła z goryczą, wbijając wściekłe spojrzenie w naczelnego.-Ty jesteś tą ciemną masą, która woli dręczyć słabszych od siebie miast stanąć do walki z równym sobie.-dodała po chwili z pogardą, nie kryjąc niesmaku, który malował się na jej pysku. Ani na chwilę nie spuszczała wzroku z goryla, zwiększając swoją czujność do granic możliwości. |
|||
|
Mambur Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:20 lat Liczba postów:24 Dołączył:Mar 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 |
26-05-2013, 14:34
Prawa autorskie: Disney
Oho czyżby natrafił na kolejną srebrną? W dodatku chyba chce się bić.Bardzo zabawne. Goryl wstał więc i stanął naprzeciw tego dziwnego stworzenia, którego nazwy nie znał, a na jego pysku rozlał się perfidny uśmiech.
- Och, czyli doniosła wiadomość. Bardzo dobrze,a teraz pozwól, ze powiem ci coś, zanim zrobisz kolejną głupotę. Akurat ona była najbliżej, a potrzebny był mi posłaniec, który "zachecił by" tą waszą białą władczynię, jak jej tam I...Ines chyba. Mniejsza z tym w każdym razie to nie było nic osobistego, tylko ekhem środek wzmocnienia pertraktacji, a równie dobrze mogłaś to być ty, więc lepiej uspokój się zanim zrobisz sobie krzywdę. Zakończył patrząc prosto w ślepia samicy. Stanął odrobinę mocniej na łapach. dwieście dziesięć kilogramów przeciwko stu sześćdziesięciu, stu siedemdziesięciu. W każdym razie ewentualne starcie będzie raczej krótkie. |
|||
|
Alve Konto zawieszone Gatunek:tigon Płeć:Samiec Wiek:dorosła Liczba postów:127 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
26-05-2013, 15:09
Prawa autorskie: ja/xchima
Zmarszczyła pysk słysząc wytłumaczenie goryla. Pobudki, dla których zranił Serret jeszcze bardziej wzmagały w niej gniew.
-Wzmocnienie?-spytała powtarzając jego słowa z politowaniem.-A gęby i łapsk nie masz? Trzeba się było pofatygować, a nie manifestować swoją wielce potężną siłę na bezbronnym stworzeniu. Wstydu nie masz?-spytała z pogardą, wykrzywiając pysk w nieprzyjemnym grymasie. -Słyszałam, że małpy to niby takie strasznie inteligentne, a tymczasem widzę tępego osiłka, niepotrafiącego załatwić swoich spraw samodzielnie.-dodała po chwili, oddalając się kilka kroków od Mambura i przysiadając naprzeciw niego. Gdy goryl stwierdził, że ona również mogła paść jego ofiarą, Alve uśmiechnęła się nieprzyjemnie. -Niedoczekanie.-odparła, a uśmiech nie schodził jej z pyska. Mambur najwyraźniej bardzo nie doceniał tigonki i zapominał, że zebry czy antylopy, na które polowała nierzadko mogły się pochwalić większą masą niż naczelny. Może i był silny, ale nie brał pod uwagę jej zręczności i szybkości, będącej atutem dzikich kotów. Lekceważył jej kły, które w przeciwieństwie do jego były przystosowane do mięsa, nie zieleniny oraz pazury, mogące w mig poharatać jego masywne łapska. Zbytnia pewność siebie mogła naprawdę zgubić goryla, bo szanse na wygraną w razie starcia były bardzo wyrównane... |
|||
|
Mambur Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:20 lat Liczba postów:24 Dołączył:Mar 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 |
26-05-2013, 16:22
Prawa autorskie: Disney
Waleczność i odwaga cenił sobie te cechy, które właśnie znalazł u samicy. Jego ironiczny uśmiech powiększył się. Ta sytuacja była na prawdę przekomiczna. - Pozwól wiec kocico, że coś ci wyjaśnię, a może wtedy zobaczysz. Najpierw próbowałem pertraktować, jednak wasza jaśnie wielce super hiper dobra władczyni odpowiedziała mi groźbami, więc zrobiłem to co zrobiłem, by przekonała się, że nie rzucam słów na wiatr i podeszła poważniej do negocjacji. Tak na prawdę uwierz mi, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż uganianie się za waszym durnym stadkiem. Przemyśl sobie teraz dokładnie co powiedziałem i zastanów się czy mój czyn był tak haniebny jak go opisujesz. Przerwał na moment, jakby zbierał myśli.
- W każdym razie skoro ci to powiedziałem to idź do swoich i przekaż im, chociaż Ty nie jesteś lwem prawda? Nagle jego ton zmienił się na niemalże zatroskany, a na pysku malowała się powaga. -Uwierz, że oni nigdy nie zaakceptują cię jako członka stada, zawsze będziesz tej drugiej gorszej kategorii tak jak te wszystkie serwale, karakale i inne poza lwami. Zakończył, po czym ponownie usiadł i oparł się o baobab. - A teraz daj mi odpocząć. |
|||
|
Alve Konto zawieszone Gatunek:tigon Płeć:Samiec Wiek:dorosła Liczba postów:127 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
26-05-2013, 18:59
Prawa autorskie: ja/xchima
Z uwagą słuchała słów goryla, jednak nie do końca przekonywało ją to, co mówił.
-Coś mi się nie wydaje, żebyś to Ty był tą pokojową stroną, skłonną do kompromisów, a Srebrni napastnikami.-stwierdziła, gdy skończył. Zauważyła przy okazji, że powiedziała o Księżycowych "oni", a nie "my" i przyłapując samą siebie na tym, speszyła się w myślach, bo jak widać wciąż nie przyjęła wiadomości, że od teraz przynależy do stada. -Dlatego ciekawa jestem, na czym polegało to Twoje pertraktowanie, bo coś mi intuicja podpowiada, że nie chciałeś ugody, a raczej postawiłeś im ultimatum, nie dopuszczając myśli, że mogłoby być inaczej niż Ty sam byś chciał.-stwierdziła, krzywiąc się delikatnie. Tłumaczenie Mambura w tym przypadku było bardzo mało wiarygodne i wciąż nie usprawiedliwiało przemocy wobec Serret. W gruncie rzeczy, to Alve nie miała pojęcia, jak to całe zajście naprawdę wyglądało, ale nie chciało jej się wierzyć, że to Ines i Księżycowi wyszli z ofensywą wobec goryla. Już miała dać sobie spokój i odejść, żeby rzeczywiście udać się na skałę, jednak ostatnie słowa małpy spowodowały, że tigonka stanęła nieruchomo, stojąc przez chwilę w milczeniu. W końcu odwróciła się i na powrót zbliżyła do naczelnego z nieodgadnionym wyrazem pyska. -Niby skąd możesz to wiedzieć?-spytała z przejęciem i chociaż starała się to ukryć, to widać było, że nie wiedzieć czemu dotknęły ją te słowa. Toteż siedziała teraz naprzeciw goryla, któremu jeszcze kilka chwil wcześniej miała ochotę poharatać dupsko i wpatrywała się weń wyczekująco. |
|||
|
Mambur Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:20 lat Liczba postów:24 Dołączył:Mar 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 |
26-05-2013, 20:54
Prawa autorskie: Disney
Ciągle nie ma spokoju, jednak dostrzegł małą iskierkę nadziei, która zapłonęła pięknym blaskiem, a tą iskierką była kocica, więc postanowił jej wszytko wyjaśnić. Obrócił się więc do niej z dobrotliwym uśmiechem u niego bardzo rzadko spotykanym. - Tak postawiłem im ultimatum, jednak nie odciąłem się od dalszych negocjacji. Mogła coś ze mną uzgodnić, gdyby chwilkę pomyślała i nie unosiła się swą dumą. Oni od początku zachowywali się jak władcy i patrzyli na mnie z góry. Moich słów nie brali na poważnie, krótko mówiąc po prostu postrzegali i postrzegają jako robaka, który śmie się do nich odezwać. Parsknął. - Ines wspaniałomyślnie pozwoliła mi przebywać na terenach, które nie należą do niej, w każdym razie nikt poza jej stadem tego nie respektuje. Po prostu znieważyła mnie, więc odpowiedziałem groźbą, której i tak jeszcze nie spełniłem, ponieważ tylko zadrasnąłem tą karakalkę, jak już mówiłem, żeby nabrała do mnie i moich słów szacunku. Przerwał na chwilę. - A wracając do Ciebie.Oni mogą mówić, że jesteś pełnoprawnym członkiem ich stada, o szacunku do Ciebie, ba... Nawet o przyjaźni, ale nie łudź się. Zawsze będą patrzeć na Ciebie jak na gorszą, na tą obcą, inną. Oni nie pojmują czegoś takiego jak pokora, czy empatia, którą emanują tylko do swoich, a innych traktują jak robactwo.
A przyjmują was do stada, by zachować pozory swej "polityki", a tak na prawdę mają was gdzieś. Znów przerwał i spojrzał w oczy kocicy. - Ale nie wierz w to, że jesteś od nich gorsza, ani równa im. Jesteś lepsza. Widzę w Tobie piękne cechy: Odwaga, waleczność, wstawiennictwo za słabszymi, a nade wszystko mądrość. Bo w końcu mogłaś się na mnie rzucić na początku, ale wolałaś mnie wysłuchać i poznać moją wersję, a nie podążać za tym zwartym kręgiem "rasy panów". Zaufaj staremu gorylowi, bo wie co mówi. Zakończył i jeszcze raz obdarzył Alve dobrotliwym uśmiechem, po czym oparł się całymi plecami o baobab i wziął głęboki relaksacyjny wdech. |
|||
|
Alve Konto zawieszone Gatunek:tigon Płeć:Samiec Wiek:dorosła Liczba postów:127 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
26-05-2013, 22:22
Prawa autorskie: ja/xchima
To, jak Mambur mówił o tej całej sytuacji zupełnie zmieniało postać rzeczy, a już na pewno złagodziło nieco jego obraz w oczach tigonki.
Nie chciała być stronnicza w tym wszystkim, toteż nie przechodziła od razu na jego stronę. Zdawało się jej raczej, że w całym zajściu obie strony konfliktu miały swoją winę. -Rozumiem.-powiedziała, gdy skończył, spoglądając na niego ze skupieniem.-Ale czego właściwie chcesz? Jakie są Twoje oczekiwania i na jaki kompromis mógłbyś pójść?-spytała z przejęciem. -Jesteś rodowitym mieszkańcem tej ziemi i nikt nie ma prawa Cię stąd wyganiać, a nie możesz też mieć tych terenów na wyłączność. Jestem pewna, że Ty i Księżycowi możecie żyć na tych terenach w zgodzie i nie wchodzić sobie zbytnio w drogę, tylko daj im jeszcze jedną szansę. Nie wiem, jak wyglądała Twoja poprzednia rozmowa z nimi, z tego co powiedziałeś, to niezbyt przyjemnie, ale to na pewno nie było zamierzone. To bardzo świeże stado i dlatego stara się zająć jakieś stabilne stanowisko na ziemiach, ale na pewno nie ma na celu konfliktów z kimkolwiek. przynajmniej tak myślę. Dam głowę, że to było jakieś nieporozumienie i można to załatwić tak, żeby obie strony były zadowolone-sama przyłożę do tego łapę.-zadeklarowała z determinacją spoglądając na goryla. Kolejnych jego słów, dotyczących niej samej wysłuchała w milczeniu, kładąc nieco po sobie uszy, zupełnie jakby czymś zawiniła. To co mówił idealnie pokrywało się z jej własnym spojrzeniem na świat i mimo poprzednich, pokrzepiających słów Nkirumy pozwoliła, aby ten światopogląd wrócił na swoje stałe miejsce, wyryte gdzieś w zakamarkach jej umysłu. Gdy usłyszała od Mambura potok miłych słów, spojrzała na niego ze zdziwieniem, uśmiechnęła się słabo jednak nie odpowiedziała nic nieco onieśmielona. Może i jest taka, jak ją opisał, ale póki co, to większość tych, z którymi miała styczność była zbyt ograniczona aby to dostrzec. Po chwili wyrwała się z zamyślenia, spoglądając żywo na człekokształtnego. -Określ swoje stanowisko wobec sprawy, a pójdę tam w Twoim imieniu i ustalimy coś bardziej dogodnego. Póki co, to poniekąd wywołałeś wojnę tym drobnym "atakiem", a to Ci nie wróży najlepiej-ich jest znacznie więcej i teraz przy najbliższym spotkaniu nie będą już strzępić języka...-powiedziała po chwili namysłu. -Nie przyłożę łapy do wygnania Cię czy walki z Tobą, ale jeśli nie zdecydujesz się na rozpatrzenie sprawy jeszcze raz, to będziesz mieć na głowie bandę niekoniecznie przyjaznych kotów..-dopowiedziała, wbijając uważne spojrzenie w Mambura.-Jedno słowo, a pójdę tam do nich i postaram się wszystko załatwić. Decyzja należy do Ciebie.-powiedziała z iskierką nadziei w turkusowych ślepiach. |
|||
|
Mambur Konto zawieszone Płeć:Samiec Wiek:20 lat Liczba postów:24 Dołączył:Mar 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 |
26-05-2013, 22:41
Prawa autorskie: Disney
Ponownie odwrócił się do swej rozmówczyni. - Hm moje oczekiwania... Przede wszystkim chcę ich neutralności na terenach poza Złotą Skałą, a zwłaszcza przy wodospadzie. Niech sobie mieszkają, ale bez panoszenia się i brania czegoś w posiadanie. No i chciałbym, by odstąpili mi ten baobab, jako miejsce na dom. Przerwał na chwilę. - Wiesz pójdę z Tobą, ponieważ chciałbym jeszcze porozmawiać z waszą władzą sam na sam. To powiedziawszy podniósł się i spojrzał na Alve. Uśmiechnął się do niej w wyrazie wdzięczności. - I dzięki. Zakończył, i zrobił kilka kroków czekając, aż tigonka do niego dołączy.
[z.t] Napisz pierwsza na Złotej skale ja wejdę po tobie ok? |
|||
|
Alve Konto zawieszone Gatunek:tigon Płeć:Samiec Wiek:dorosła Liczba postów:127 Dołączył:Kwi 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 10 |
26-05-2013, 22:53
Prawa autorskie: ja/xchima
Wysłuchała go w nadzwyczajnym skupieniu kiwając łbem na znak zrozumienia. Wyglądało na to, że coś jeszcze może z tego być, toteż na pysk Alve również wstąpił szeroki uśmiech.
Skinęła łbem na podziękowania goryla uśmiechając się promiennie i ruszyła przed siebie, odtwarzając w głowie drogę powrotną, tym razem nie zboczy ze szlaku. -Chodźmy zatem!-rzuciła z entuzjazmem i zniknęła w krzakach licząc na to iż Mambur podąży za nią. ztx2 |
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
07-07-2013, 12:17
W takie dni, jak ten miała swoje tempo, którego trzymała się zawsze. Adagio z pominięciem moderato agresywnie przechodziło w molto vivace - lwica w ostrych promieniach wschodzącego słońca biegła przez nieznane sobie równiny. Sierść od dawna mokła jej od oleistego zapachu potu, ciężki oddech towarzyszył każdemu odbiciu łap od ziemi. Ciężki, lecz miarowy - jak zawsze. Mimo rytmu, który sobie nadała, nie przekraczał bariery spokoju.
Była samotną lwicą - istotą skazaną na wiecznie nierówną walkę o przetrwanie. Nie zamierzała jednak zwinąć się w kłębek i umrzeć, o, nie. Pracowała dwakroć ciężej, niż w swoim stadzie, każdego dnia dokładając sobie następny ciężar, który miała nosić. Byle utrzymać się w formie, byle ciało nie zawiodło jej wtedy, kiedy trzeba polegać na kłach, pazurach i mięśniach. Poranny trening samicy trwał już długo - i w końcu musiała zwolnić, czując, jak zmęczenie przekracza granice, które sobie wyznaczyła. Mimo wyraźnego bólu, równym truchtem doczłapała się do baobabu, który już od jakiegoś czasu górował w oczach nad okolicą. Zwaliła się ciężko na ziemię w jego cieniu, teraz już naprawdę ciężko dysząc. Przymknęła ślepia, skupiając się teraz już tylko na tym, by zregenerować nadwątlone siły i wyrównać oddech. Pomimo tego, że już od jakiegoś czasu nie wędrowała po nieznanych sobie ziemiach sama, nawyki pozostały niezmienne. Niecierpliwie lwica czekała na pojawienie się lwiątka, które znalazła w trakcie swojej podróży - malca o imieniu Akira. Nie była bezwzględna - nie uśmiechało jej się pozwolić mu po prostu sczeznąć. Była lwicą, więc los nawet przypadkowo napotkanych lwiątek nie był jej do końca obojętny. |
|||
|
Akira Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samiec Wiek:Podrostek. Liczba postów:207 Dołączył:Lip 2013 STATYSTYKI
Życie: 50
Siła: 30 Zręczność: 35 Spostrzegawczość: 25 Doświadczenie: 14 |
07-07-2013, 18:52
Tytuł pozafabularny: MISTRZ MELODYJ
Z jakiego w ogóle powodu musiał tak daleko biec? Od początku nie widział sensu w tej całej szopce. Nie widział sensu, by dalej trwać przy lwicy i dlaczego nie mógł po prostu oddalić się i poszukać Arto, Morana, Akaliego... albo nawet jego brata, który przecież nie wyruszył z ich rodziną. Z pewnością byłoby to najłatwiejsze rozwiązanie. Chciał odnaleźć kogoś, kogo już znał i komu ufał.
Nienawidził tego uczucia. Uczucia, które już od jakiegoś czasu tliło się w jego malutkiej piersi. Tęsknota. Nigdy wcześniej nie przyszło mu zaznać innych negatywnych emocji, wykluczając te bardziej przyziemne, jak poirytowanie czy złość. Wróciłby, gdyby nie fakt, że nie miał pojęcia kto znowu próbowałby zrobić mu krzywdę. Od początku podejrzewał, że z Shaid'em jest coś nie tak. Mimo to nawet jego o to nie podejrzewał. Tak, starał się znaleźć Arto... nie wyszło mu. Dopiero później zdał sobie sprawę z tego, że być może i on był w środku tego planu. Przecież tak często przebywał z fossą... Potrząsnął łebkiem, wyrzucając z siebie wszystkie te niepotrzebne myśli. Jeszcze ją zgubi: to chyba ostatnia rzecz, jaka mu była potrzebna. Co prawda biegu zaniechał już jakiś czas temu, ale wciąż podążał śladem samicy, coraz lepiej opanowując sztukę tropienia. Owszem, samica była mu potrzebna. Nie ufał jej, ale to właśnie ona zaoferowała mu pierwszy od długiego czasu posiłek, który nie był żukiem albo myszą. Miła odmiana. Ponad to fascynowała go. Nigdy wcześniej nie miał szansy dłużej pobyć z tym "innym" lwem. Ailla nie miała grzywy, bo była mała: tak jak oni; Makali z kolei nie był lwem. Z głowy już dawno wyrzucił ich opiekunkę, która pierwotnie była jego przybraną matką. Bardziej trafnym określeniem byłby "kontener na mleko", ale pomińmy ten temat. Fascynowało go jej spojrzenie, jej brak grzywy, sposób, w jaki go traktowała. Doskonale wiedziała, że bez niej malec nie pożyłby długo. A on wiedział, że ona wiedziała. Nie starał się nadążać za nią w jej rytmie: wyznaczał sobie swój własny, dzięki któremu trzymał się na tyle blisko, żeby przeżyć, a na tyle daleko, żeby utrzymać jakiś dystans. W końcu jej nie znał. Była mu potrzebna. Dlatego przyspieszył teraz nieco, mimo wszystko mając wrażenie, że zaraz ją zgubi. Przebiegł nieco dłuższy kawałek, po czym zatrzymał się, żeby zastanowić się czy dalej idzie w dobrym kierunku. Stanął, rozejrzał się, zastrzygł uszami. Spójrz w górę. Spojrzał. Podniósł się na tylnych łapkach i obrócił główkę, rozglądając za ewentualnymi drapieżnikami. Wcześniej zbliżał się do każdego, teraz "każdy" był względnie niebezpieczny. Chował się i rozglądał: z pewnością nie z powodu tchórzostwa. Zawsze przecież był dzielny. Zdrowy rozsądek, tak słaby u lwiątka, podpowiadał mu zdecydowanie zbyt wiele. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że nie czuje więcej tropu Mai, czmychnął przed siebie zastanawiając się, jakie miejsce lub kierunek mogła obrać. Ponownie uniósł wysoko łebek rozglądając za jakimiś bardziej kontrastującymi miejscami: w końcu udało mu się dostrzec wyróżniający się na tle równiny Baobab, w którego kierunku się udał. Był spokojny. Świadomość podpowiadała mu, że tam jest. I była. |
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
07-07-2013, 20:35
Akira mógł się z łatwością domyślić, jak przywita go Maya.
- Co tak długo? - Mruknęła, nawet nie kryjąc swojego niezadowolenia z jego postępów, a raczej ich braku. Zdążyła już prawie całkowicie zapanować nad oddechem, którego rytm zgubiła podczas katorżniczego treningu, a to oznaczało, że biegł zbyt powoli. Zaczynała już nawet powoli myśleć, że gówniarz robi to zupełnie specjalnie: byłaby gotowa przysiąc, że wcześniej przynajmniej próbował dotrzymywać jej tempa. Nie była głupia, wiedziała, że to przekraczało możliwości niejednej dorosłej lwicy, a co dopiero małego, bezbronnego lwiątka, ale nie zmieniało to faktu, że na sawannie przetrwać mogli tylko najsilniejsi. A siła, w przeciwieństwie do sępów, nie spadała z nieba. Nie była matką, ale znała niebezpieczeństwa czyhające na lwiątka jego pokroju i, póki starczało jej cierpliwości, chciała go przed nimi chronić. Starała się pokazywać malcowi, gdzie jego miejsce: nie odstępowała mu posiłku, dopóki sama nie skończyła jeść, ale z drugiej strony, nie pozwalała mu również głodować. Wyznawała zasady dziwne, lecz twarde i jasne, od dawna już zapomniane w tych ziemiach i nawet się z tym nie kryła. Potrafiła zarówno uderzyć lewka, kiedy nie wywiązywał się z jej poleceń, jak i oblizać mu pysk po tym, jak ufajdał się posiłkiem. Teraz jednak spojrzenie samicy jasno pokazywało, że bliżej jej było tego pierwszego. |
|||
|
Akira Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samiec Wiek:Podrostek. Liczba postów:207 Dołączył:Lip 2013 STATYSTYKI
Życie: 50
Siła: 30 Zręczność: 35 Spostrzegawczość: 25 Doświadczenie: 14 |
07-07-2013, 20:58
Tytuł pozafabularny: MISTRZ MELODYJ
-Nigdy nie mogę nadążyć...- naburmuszył się, po czym usiadł. Kurz, który dostał mu się do nozdrzy tuż po rozpoczęciu biegu, właśnie zapragnął wydostać się na zewnątrz. Akira kichnął w zabawny sposób, po czym przetarł nosek łapą i zamrugał parokrotnie. Błękitne ślepia wlepił w samicę.
-Jesteś silniejsza i masz dłuższe łapy. Zawsze będę z tyłu.- burknął wlepiając pokornie spojrzenie w ziemię. Uczył się, ale kombinował jak się da, żeby jakoś złagodzić skutki przebywania z lwicą. Wcześniej dostawał wszystko pod nos: teraz nawet o jedzenie musiał się starać. Nie narzekał z tego powodu. Wiedział, że i tak powinien być wdzięczny: w końcu tylko dzięki niej przeżył. Nawet jeśli zacząłby pokazywać jakieś obiekcje, zaraz dostałby po łbie. Różnica w trybie życia przy Arto i przy Mayi była diametralna. Mimo to wiedział, że nie jest to jej złośliwość ani intencje. Posadził tyłek na ziemi spoglądając z delikatnym zaciekawieniem na zieloonoką, po czym uciekł spojrzeniem gdzieś na bok. Błękitne ślepia niemal zaraz dostrzegły żuka schowanego w trawie. Kiedyś najzwyczajniej w świecie rozdeptałby go i pokroił pazurkiem na części. Teraz w nawyk przyszło mu ich zjadanie. -Gdzie idziemy?- zapytał unosząc z ciekawością uszka. Wcześniej brakowało mu tego spojrzenia, które było definicją lwiątka. Teraz pojawiało się coraz częściej. Owszem, wciąż był dziwny... mimo wszystko coraz bardziej upodabniał się do swojego rodzeństwa. To chyba dobrze, prawda? |
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
07-07-2013, 22:15
Lwica, która nie do końca jeszcze odpoczęła po swoim katorżniczym treningu podniosła się z ziemi i stanęła nad malcem, przyglądając mu się z góry chłodnym spojrzeniem.
Dla wielu lwic jej metody wychowawcze mogły okazywać się brutalne i podłe, jednak Maya znała życie na tyle, że nie pozwoliłaby swojemu dziecku zaznać żadnego luksusu. Nie była tak okrutna, żeby wychować lwa tylko po to, żeby później umarł z głodu, lub usieczony pazurami. Każdy posiłek, każdy następny dzień przychodził jej zawsze ciężką pracą i chciała tego podejścia nauczyć osieroconego malca - jego nienawiści pod jej adresem, nawet, jeśli by była, nie brałaby nawet pod uwagę. Zażalenia pod ten sam adres również odsyłała z pustymi rękami. Nie zależało jej na jego miłości, a na tym, by poradził sobie jakoś w życiu, które dopiero się przed nim otwierało. Prawda była taka, że ostre uwagi pod jego adresem uczyły go posłuszeństwa, długie biegi - wytrwałości i szybkości, pojedyncze razy - znajomości swojego miejsca i czasu, samotne gonitwy za nią ostrzyły mu węch, ale też zdolność samodzielnego myślenia. Z drugiej strony, jej towarzystwo i dotyk uczył go, że nie jest sam i miał w niej oparcie. Twarde, surowe, ale wierne oparcie. Tego chciała go nauczyć - poznawania i przekraczania granic, które przytępiały mu umysł, ciało i zmysły. Jeżeli spodziewał się zachowań jego względem odmiennych od tych, które znał z dzieciństwa, to się nie przeliczył. Zamiast głaskania po głowie, któremu wtórował miły, szczery uśmiech otrzymał surowe spojrzenie i niemiły grymas - nawet, jeśli w swoich słowach miał rację, umiejętność wytłumaczenia swojej słabości była ostatnią, której potrzebował. Może i kombinowanie nieraz przynosiło mu upragniony skutek - jako nagroda za ruszenie łbem - lecz teraz nie pomogło mu zbyt wiele. - To żadna wymówka! - Strzeliła go łapą przez te podniesione uszy, starając się zadać mu tylko tyle bólu, ile wystarczało, żeby pewne nawyki weszły mu w krew. Przygniotła lewka łapą do ziemi, a wysunięte pazury ukąsiły skórę na jego boku, kiedy nachyliła się nad nim. Warcząc groźnie. - Myślisz, że sępy będą słuchały skamlenia takiego chuchra, jak ty? - Nacisnęła łapą jeszcze mocniej. - Masz być przy mnie cały czas, albo sama je na ciebie naprowadzę, zrozumiano? - Gruchnęła jeszcze pod adresem lwiątka, po czym uwolniła go spod ciężaru swojej łapy, choć dla jego własnego dobra lepiej by było, gdyby pozostał na ziemi. Następnych kilka chwil upłynęło w ciszy, aż w końcu surowa lwica raz jeszcze utkwiła spojrzenie w maluchu obok niej. Prawie uśmiechnęła się, widząc jego brązowe, małe i wątłe ciałko. Nie, nie pozwoli mu wyrosnąć na bezradnego samotnika, przynajmniej dopóki to od niej zależało. - Idziemy porozmawiać ze stadem. - Wyjaśniła mu spokojnym, miękkim głosem, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie zapomniała o pytaniu, które jej zadał. - Nie jesteś już bezbronnym szczurem, przynajmniej nie całkiem. Teraz będziesz rósł najszybciej, a ja nie mam pięciu par oczu, żeby ciągle mieć ciebie na oku, Akira. Znalazłam stado, w którym powinno ci być dobrze. Jak tylko odpoczniesz trochę, ruszymy dalej. Truchtem. Powinniśmy być na miejscu przed zachodem słońca. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości