♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Inés
Jasnowłosa | Kapłanka
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:1,076 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 85
Spostrzegawczość: 83
Doświadczenie: 15

30-06-2013, 11:57
Prawa autorskie: CherryColaax (Soma) | OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Profil roku / Misterium

Skinęła łbem w zamyśleniu. Charakter Anubisa odbiegał od tego, jakim powinien charakteryzować się kapłan, jednak czyż nie po to powstała funkcja Młodszego Kapłana, by mógł mieć okazję nauczenia się bycia godnym łącznikiem z Księżycem?
- Niniejszym, z łaski świętego Księżyca mianuję cię Młodszym Kapłanem naszego stada. Otrzymujesz tym samym przynależny wszystkim kapłanom totem Ibisa, królewskiego ptaka, symbol mądrości, roztropności i męstwa. Noś go z dumą i nie skalaj dobrego imienia Kapłanów, bo od teraz jesteś jednym z nich.
Cała ta przemowa została wygłoszona z odpowiednią powagą, choć tuż po jej zakończeniu na oblicze Ines wstąpił zagadkowy uśmiech. Położyła łapę na lwim barku, wpatrując się prosto w jego czerwone ślepia. Czuła, jak wypełnia ją radość Vendetty z powodu awansu... Przyjaciela? Przyjaciela kochanka? Och, w każdym razie, za życia pałała do niego sympatią.
Łapa wróciła na swoje miejsce.
- Moja matka cię pozdrawia i życzy powodzenia - oznajmiła biała bez krzty nieszczerości.
Jej uwadze nie umknął fakt, iż brązowy zdążył się już przywitać z kimś, kogo chwilę wcześniej wolała zignorować, gdyż miała ważniejsze sprawy na głowie. Teraz jednak i ona uznała, że warto powitać przybysza.
- Witaj. Miło mi cię gościć na swych ziemiach - ozwała się, jak zwykle niezbyt głośno, a blady uśmiech zamajaczył na jej licu.
Think of me, think of me waking
Silent and resigned 



[Obrazek: e61c479cd03d.png] 

Imagine me trying too hard
To put you from my mind



***  |  Głos
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

30-06-2013, 16:06
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Mimo szumu spadającej wody, Młody czuł, że to miejsce działa nań w kojący sposób. Na szczęście udało mu się wyschnąć. Głupio by się czuł spotykając kogoś będąc mokrym, skoro nie padało... To trochę tak jak otwierać komuś drzwi będąc w piżamie: będzie ktoś znajomy – wzruszysz ramionami, a w przeciwnym razie zastanawiasz się co począć. O ile przy Anubisie nastąpiłoby owo niewzruszenie, o tyle przy Ines – władczyni stada! - czułyby się z deka zażenowany.
Odkiwnąwszy Anubisowi łbem, począł zbierać się z ziemi. Ruszył z wolna w stronę dorosłych, nie przysłuchując się za bardzo ich rozmowie, będąc samemu pogrążonych w pewnych rozmyślaniach.
- Kantara, Ruve, Anudora, Danette. - Mako zaczął witać się różnymi słowami, nieumyślnie zatrzymując wzrok na Anibisie w czasie wypowiadania przywitania Płonących. Jego sposób wymowy był dość wolny, ale nie brzmiał w nim smutek. - Tyle różnych powitań. Wszyscy dążyli do zamanifestowania swej odmienności i dokąd ich to doprowadziło? Wszyscy odeszli, no, prawie.
Ktoś mógłby uznać go za wariata i może by się nie pomylił. Mako dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę, że jego myśli poczęły się wylewać do otoczenia, że jego myśli nabrały werbalnego wydźwięku i co gorsza, że inni je słyszą. Zaśmiał się pod nosem, choć każdy mógł dostrzec, że zabieg ten był raczej wymuszony.
- Przeszłość. – powiedział już bardziej optymistycznym tonem – Gdy o tym wszystkim myślę, czuję się jak jakiś zabytek. - wytłumaczył się pokrótce, obdarzając rozmówców delikatnym uśmiechem – Ale słowa słowami, a najważniejsze jest to, że dobrze Was widzieć. Nie, nie, to mnie miło, że tu jestem. - odparł szczerze – To prawda, Wasz klimat jest inny i znacznie łatwiej jest go odczuć właśnie tu.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Berith
Gość

 
30-06-2013, 19:34
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Lwica powoli przedzierała się przez zarośla, próbując nieco utorować sobie drogę między nimi. W końcu, gdy udało jej się przez nie przedostać, kichnęła donośnie, zupełnie jakby jakiś uciążliwy pyłek podrażnił jej nozdrza.
Spoglądnęła nieobecnie na zebranych tu, mrużąc przekrwione ślepia, po czym nie odzywając się do nikogo przeszła kilka kroków z łomotem kładąc się na ziemi.
Oresta
Konto zawieszone

Gatunek:lwica Płeć:Samica Wiek:18 miesięcy Liczba postów:125 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 63

01-07-2013, 12:49
Prawa autorskie: av Chotara :D, podpis: FKpl (me)

O ile zejście obywało się w jakimś porządku, to potem ich szyk się nieco złamał. Wyglądali jak grupa przyjaciół idąca na wspólny spacer lub ewentualnie jak nieco dziwna rodzinka. Oresta uspokoiła się już całkiem, kiedy odeszli od Złotej Skały. To był jej pierwszy pobyt na górze od czasu, kiedy zginęli jej rodzice i nie był wcale taki najgorszy - udało się jej nie uciec z krzykiem i nie obudzili Skalnych Słoni.
- Ja tu już byłam, więc to mogłoby być nie fair, proszę pana. - odmówiła z uśmiechem Anubisowi. Ciężko stwierdzić, czy była za duża na taką zabawę, ale na pewno potrafiła już docenić beztroskie chwile spędzone z bliskimi jej osobami. Oresta żałowała, że tak mało czasu dane było jej spędzić z rodziną, więc tym bardziej teraz cieszyła się z ich wspólnego wyjścia nad wodospad.
Oresta podeszła do przodu. Miała wrażenie, że coś się poruszyło - nie od strony wodospadu, tylko z prawej. Oresta zerknęła zza siebie. Anubis i Ines o czymś rozmawiali, a Serret kierowała się prosto o wodospadu. Oresta odeszła kawałek, pilnując, by nie oddalać się za bardzo od reszty. Nic, pustka.
Kiedy w końcu dotarła na miejsce, ze zdziwieniem zauważyła, że nie są sami. Był tu pewien samiec z czarną grzywą i szara lwica. Ten szary to taki modny ostatnio? Arham, tamten, którego spotkali na górze i teraz ona... - Dzień dobry. - przywitała się uprzejmie. Póki co nie wyglądało, by nieznajomi mieli złe zamiary. Oresta podeszła do brzegu, stając kilka kroków od Serret. Pochyliła się, przez moment patrząc w oczy tamtej drugiej, po czym przebiła lustro wody swoją łapą. Plum. Oresta uśmiechnęła się lekko. Temperatura znośna. Kolejne trzy łapy wylądowały w wodzie. Jak przyjemnie... Z pewnego rodzaju przyzwyczajenia, by nie stać tyłem do nieznanych jej osób, zwłaszcza większych od niej, odwróciła się, by móc bez problemu widzieć wszystkich.
....
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

01-07-2013, 15:00
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Tyle osób, tyle osób... Heh. Normalnie Sami byłaby co najmniej onieśmielona, ale jest przecież ze swoimi! A propozycja Anubisa była dość kusząca.
-Dobrze! Ale wiesz co, Anubisie... Tu są drzewa!
Na razie jeszcze nie dotarli do samego wodospadu, a mnóstwo drzew zasłaniało widok. Faktycznie, wielkie uszy Samiyi wykrywały szum wody, ale... Przecież równie dobrze można wypatrzeć wodospad z wielgaśnego drzewa! A w ogóle, to jak wygląda ten wodospad? Hm. Trzeba sprawdzić!
I tak to Sami, ignorując resztę towarzystwa (oprócz cioci i Anubisa), zaczęła rozglądać się nad naprawdę porządnym drzewem. Choć to trochę bez sensu, można było dojść po korycie strumienia czy tam rzeczki. Ale co tam!
O, jest! Idealne drzewo!
Samiya podbiegła do niego i szybko wskoczyła na najbliższą gałąź. Potem na następną i następną... A wokół kruche gałązki, po poruszeniu przez serwalkę spadały. Raczej nie dało się nie zauważyć grasującej Sami. Jednak cętkowana miała to za nic.
Wreszcie jest na drzewie! Sami już zapomniała, jakie to wspaniałe uczucie. Była w swoim żywiole. Przecież ona wręcz żyła kiedyś na takim drzewie!
Serwalka wspinała się prędko, jednocześnie kierując się szumem. Po coś się ma te uszy! Ha!
Aż wreszcie zauważyła. Miliony litrów wody spadało, czyniąc straszny hałas. A jak to wyglądało! Cudnie! Sami zaparło dech w piersiach. Stała pewnie na gałęzi kilka minut, gapiąc się na ten cud natury. Nagle zachciało jej się zajść jeszcze wyżej, by ujrzeć jeszcze więcej pięknego widoku. Już - już stawiała łapy na następnej gałęzi, a tu nagle - trach!
kruche drewienko spadło, wirując. Łapki Samiyi straciły nagle podporę i pociągnęły cętkowaną w dół.
Serwalka spadała chwilę, lecz szybko złapała następną gałąź. Uf! Sami roześmiała się swoim dziecięcym głosikiem. Haha! Żadne głupie drzewo nie pokona serwala!
Hej, ale inni mogą się zmartwić, przecież ta gałąź była całkiem duża i pewnie spadła na sam dół...
-Nic mi nie jest! - krzyknęła profilaktycznie Sami.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Serret
Mistyk
*

Gatunek:Karakal Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:3/4 Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:618 Dołączył:Wrz 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

02-07-2013, 03:07
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Ja cię, co za festiwal nicnierobienia. Aż się jej rana zdążyła zupełnie zagoić, tak długo Serret tylko siedziała i zbijała bąki. Z apatii nie wyrwał jej ani głos Ines, ani nowo mianowanego kapłana, ani nawet Oresty. Jej uwagę zwrócił dopiero odgłos kichania, do którego ta ostatnia powiedziała 'dzień dobry'.
- Cześć, nieznane mi dziecię tego świata - mruknęła z przyjaznym uśmiechem, podnosząc się przy tym z miejsca.
Rozejrzała się, szukając źródła tych jakże tajemniczych dźwięków. Ciężkie to to nie było, bo ten łomot był słyszalny chyba na kilometr. Karakalka podeszła bliżej, marszcząc przy tym biały nos.
Zatrzymała się tuż przed nią i od razu nachyliła ku niej łeb.
- Ojej, co pani jest?! - zawołała niemal od razu, cofając się z przestrachem. - Może po medyka pójść? Ojej, ojej... - zaczęła lekko panikować, niepewnie zerkając na boki.
Odbiegła, by znaleźć się bliżej reszty Srebrnych.
- Tam jest chora lwica - poinformowała ich, starając się powstrzymać przejęcie.
Zanim zdążyła bardziej skupić się na losie obcej, musiała zająć się czymś innym, dla niej o wiele ważniejszym.
Drzewo.
Sami.
Spada konar.
- Saaamiiii! - krzyknęła, zadzierając łeb, teraz już zupełnie rozdygotana.
Nie zastanawiając się ani chwili, poczęła wbiegać na drzewo, na które wpinała się jej podopieczna. Żadnej z nich natura nie poskąpiła zdolności wspinaczkowych, toteż fioletowooka wierzyła, że prędko uda się jej dotrzeć tam, skąd dochodził właśnie usłyszany głos serwalki.
[Obrazek: chibi_serret_by_altairsky-d9vtdmc.png]
Berith
Gość

 
02-07-2013, 14:17
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

-Hmm?-mruknęła, odwracając łeb w stronę karakalki, która z niewiadomych jej powodów zdążyła wyciągnąć z jej zachowania pochopne wnioski.
-To chyba jakaś alergia.-odparła pociągając delikatnie nosem.-Te pyłki uhhh, są chyba wszędzie!-dodała, spoglądając gniewnie, na rosnącą w pobliżu roślinę, jakby to rzeczywiście ona była przyczyną jej kataru.
Widząc przejęcie na pysku samicy Berith chciała ją w jakiś sposób uspokoić, zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, ta odbiegła informując o czymś swoich kompanów, których lwica właściwie wcześniej nie zauważyła, gdyż przekrwione ślepia znacznie ograniczały jej zdolność widzenia.
Fadi
Gość

 
02-07-2013, 23:09
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Sielanka, każdy gada o czymś innym, tłok i pełno odgłosów wydawanych przez wszystkich tu obecnych. Aż tu nagle, jeśli ktoś był na tyle uważny, to mógł usłyszeć nowy- stukot małych, krótkich łapek o podłoże. Był jednak on na tyle cichy, a osóbka na tyle mała, że raczej nikt nie powinien zwrócić na nią uwagi. Wyglądało to jakby trawa sama z siebie się uginała. Wtedy z gęstwiny traw, wypadła mała, beżowa kuleczka, która znieruchomiała widząc taką dużą ilość nieznanych jej osobników. Jej wielkie w stosunku do reszty ciała uszka, poruszyły się, po czym skamieniały, jak reszta jej chudej sylwetki. Czy to jakieś duże ptaki? Jeśli tak były ogromne! A ona nie lubiła ptaków, nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Zapiszczała głośno, a mógł to być nieznany dla lwów głos, bo nie brzmiał, jak nic co dotąd mogły słyszeć. W końcu Fadi była liskiem pustynnym, a pewnie żaden z osobników nawet nie wiedział, że takie zwierzątko istnieje. Jej orzechowe oczy poruszały się od jednego, do drugiego, aż w końcu zatrzymały się na jedynej, niewielkiej osóbce. Nie była ona taka duża, jak tamte, a wzbudziła w jakiś sposób jej zaufanie. Miała nawet takie fioletowe oczka, jak jej mama! Tylko czemu ona ucieka? Ojej, może te ptaki są groźne i ona też powinno? Pisnęła głośno i zaczęła biec za Serret, wymuszając na swoich brudnych łapkach, jak najwięcej energii. Jednak ta zaczęła się wspinać na drzewo, a fenki nie potrafią się wspinać. Beżowa (a przynajmniej kiedyś taka była) samiczka przysiadła pod drzewem i zawyła głośno, wkładając w to wycie cały żal, smutek i strach, jaki krył się w niej. A potem piszczała. Tylko piszczała.
Anubis
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:8 lat i 3 miesiące (Wiek średni) Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:568 Dołączył:Paź 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 90
Zręczność: 71
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 20

02-07-2013, 23:33
Prawa autorskie: Avatar by MadKakerlaken

Z pyska czerwonookiego wydobył się gromki śmiech słysząc sposób w jaki lwica się do niego odezwała.
- Proszę cię Oresta mów mi Anubis, bądź jakkolwiek tylko nie pan. Nie jestem twym panem byś musiała się tak do mnie zwracać. A skoro oboje należymy do Srebrnych i jeśli już musisz się zwracać grzecznościowo to teraz będę ci bardziej wujkiem niż zupełnie obcym lwem. Choć nadal uważam, że zwracanie się po imieniu mi bardziej pasuje.- On naprawdę uważał Orestę na tyle dorosłą by nie traktować jej jak dziecka i nie zwracać się do niej w ten sposób. Dlatego wolał też by ona zwracała się do niego jako ta dorosła osoba którą traktuje na równi ze sobą. Na wieść o tym, że była już nad wodospadem i nie chce popsuć nikomu przyjemności z odnalezieniem drogi uśmiechnął się lekko i przytaknął łbem, że rozumie. Wtedy to przeprowadzał rozmowę z Ines, przy okazji przyglądając się poczynaniom serwalki. Uważnie obserwował jej każdy skok, każdą kolejną gałąź, na której to opierała swój ciężar. Gotów rzucić się w jej kierunku w każdej sekundzie. Trochę teraz odczuwał się odpowiedzialny za życie tej małej, która tym pomysłem, jak i małym pokazem umiejętności jak i pomysłowością bardzo pozytywnie zaskoczyła. W chwili kiedy to gałąź się połamała, pognała w dół obijając się po drodze o inne gałęzie i upadła z trzaskiem na ziemię to Anubis już poderwał się do góry i gotów biec przyglądał się jak Sami podciąga się. Wypuścił przez nozdrza głośno powietrze, po tym jak na moment stracił możliwość oddychania, a serce zabiło z kilka razy szybciej. Po jeszcze krótkim patrzeniu się na Sami i jej ciocię wchodzącą na to drzewo, wrócił do swojej rozmowy.
- Ibis- Powtórzył cicho nazwę swojego totemu, który od razu przypadł mu do gustu. W dodatku miał z nim wiele wspólnego jeśli chodzi o to zwierze.
- Będę godnie nas reprezentował- Odpowiedział Ines przez moment się zastanawiając co znaczyły kolejne słowa. Na pysk brązowego wkradł się tajemniczy uśmieszek, a on podniósł wzrok w górę patrząc się na niebo.
- Również pozdrów i zapytaj się czy sama tego nie może mi powiedzieć. Nie będzie pierwszym duchem którego widziałem w swoim życiu więc nie boję się ich, a miło będzie znów ją zobaczyć i powspominać stare dzieje.- Powiedział zamykając na moment ślepia, by otworzyć je słysząc zbliżającego się ku nim przyjaciela.
- Deme- Odpowiedział dopiero po chwili. Zamyślił się na moment kiedy to Mako wypowiedział jego dawne stadne przywitanie. Cieszył się, że ktoś jeszcze oprócz niego je pamięta. A on jako ostatnie dziecię Płonącej Ziemi, znający całą historię swego stada nie mógł dopuścić by wszelka pamięć po nim została zatarta. Wymazana niczym rysunek na plaży przez przypływ. Zbyt wiele krwi przelano na tamtych ziemiach, by nie pozostawić trwałego piętna na tej suchej, popękanej glebie. Choćby miał i swojej nieco upuścić by mieć czym namalować jej dzieje.
- Prawie przyjacielu, prawie. I są jeszcze większe zabytki, pozostałości po dawnych stadach, a Ciebie nie nazwałbym jeszcze tym zabytkiem, raczej doświadczonym osobnikiem, a dobrze kiedy władca jest doświadczony i zna historię nie tylko swych ziem, lecz i otaczających je terenów. Wtedy tym bardziej będzie w stanie zrozumieć jej mieszkańców.- Odpowiedział i choć starał się nieco uśmiechnąć nie był w stanie. Wspomnienia zawsze były bolesne i zawsze kiedy do nich wracał to pojawiał się smutek.
Z tego stanu wyrwał do jednak głośny pisk. Uszy same skierowały się w stronę źródła tego dźwięku, a za nimi powędrował wzrok czerwonych ślepi spoglądając na małe śmieszne zwierzątko.
- Taak to miejsce jest wyjątkowe.- Odpowiedział unosząc kąciki czarnych warg, bardziej uśmiechając się do siebie niż do tutaj zebranych. Zwłaszcza w spotykaniu nowych, nietypowych stworzeń.- Dodał w myślach przyglądając się to nieznajomej to Ines i Mako.
Inés
Jasnowłosa | Kapłanka
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:1,076 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 85
Spostrzegawczość: 83
Doświadczenie: 15

03-07-2013, 02:19
Prawa autorskie: CherryColaax (Soma) | OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Profil roku / Misterium

Powieki kapłanki opadły na dłuższą chwilę, zaś oddech starała się utrzymywać w jak najbardziej miarowym rytmie. Tylko spokojnie. Słowa mieszały się z kaszlem, wrzaskami, piskami... Czego tu nie było! Co za rozgardiasz! Dobrze, że nie zachowują się tak przy Złotej Skale, bo dopiero Ines poczułaby się niekomfortowo. Tutaj mogą.
Tylko że ona już ledwo wytrzymywała przy tym różnogatunkowym tłumie. Tak, w większości stanowił on jej dziwaczne, acz ukochane stado... Mimo to, po wszystkich przeżyciach ostatnich dni, uznała, że czas na odpoczynek, a tutaj na pewno go nie znajdzie.
- Dziękuję - ozwała się do Anubisa, otwarłszy mieniące się błękitem ślepia. - Wybacz, ale matka... Ona żyje we mnie. Pomaga mi. Myślę, że kiedyś...
Raptem urwała, zostając tak z otwartym pyskiem i wzrokiem, dla odmiany, wbitym w pustą przestrzeń przed sobą.
- Szary lew z białą... Grzywą? Niepełną... Czarne paski na pysku... Patrzy na ciebie, patrzy i się uśmiecha...
Zmarszczyła brwi, ponownie zwracając wzrok na czerwonookiego.
- Nie znam go - stwierdziła już trzeźwiejszym tonem, uśmiechając się całkiem sympatycznie.
Wstała, omiatając okolicę uważnym spojrzeniem. Rzecz jasna, nie każdego udało się jej zauważyć - choćby kilkumiesięcznego fenka ukrytego wśród traw - ale za to wydawało się jej, że słyszy o wiele więcej stworzeń, niż normalnie przebywa w dżunglach.
Podeszła do jeziorka, by stamtąd zaczerpnąć trochę wody. Uniosła łeb, a krople ściekając z jej sierści uroczo mieniły się w słońcu. Wracając tam, skąd przyszła, po drodze raz jeszcze przyjrzała się jakże nietypowemu towarzystwu.
- Anubisie, tamta lwica jest nam obca. Wydaje mi się, że nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia. Istotnie wygląda na chorą - stwierdziła, wcześniej jeszcze poddawszy analizie słowa tej karakalki z ADHD.
Odetchnęła, starając się przypomnieć sobie, czy aby przypadkiem o niczym nie zapomniała. Wszystko wskazywało na to, że poradzą sobie bez niej - Anubisowi właściwie zostawiła wolną łapę co do jego dalszych poczynań, lwica wydawała się być raczej nieszkodliwą, ale też wolała się do niej zanadto nie zbliżać. Nie wspominając o tym, że zaraz będzie zajęta czymś innym.
Odwróciła łeb w stronę czarnogrzywego. W końcu.
- Królu Lwio... Panie Ma... Mój miły gościu, zapraszam na obiecany spacer po okolicy - oznajmiła, uśmiechając się zachęcająco, a przynajmniej taki był jej zamiar.
Był jedynym Lwoziemcem, w dodatku otoczony przez tak różne zwierzęta, musiał więc czuć się nieswojo. Ona, jako gospodarz, czuła się w obowiązku, by pomóc mu poznać Srebrnych bez poczucia przytłoczenia.
- Do zobaczenia! - rzuciła, po czym skinęła łbem ku obecnym, choć większość zapewne i tak nie dostrzegła tego gestu.
Następnie raz jeszcze zerknęła na zielonookiego, a później wreszcie udała się w stronę Spalonego Stepu.

Z/t
Think of me, think of me waking
Silent and resigned 



[Obrazek: e61c479cd03d.png] 

Imagine me trying too hard
To put you from my mind



***  |  Głos
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

03-07-2013, 20:06
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Starał się oglądać i słuchać wszystko co się działo, ale niektóre rzeczy z pewnością uciekły jego uwadze.
- Nie aż tak doświadczony, zamierzam zobaczyć o wiele więcej.
Przez ten czas, który Młody zdołał spędzić na Terenach Czterech Stad, zdołał poznać strukturę, w jakiej odbywało się tutaj życie. Z czasem pojął, że wszystko znajduje się w jako takiej równowadze i że nawet najdrobniejsze elementy mogą nań wpłynąć.
Słysząc słowa Ines, gromko śmiał się w sobie. Czyżby zwrócenie się do niego bezpośrednio było aż tak trudne? Spoko, spoko, Mako, bo ty sam masz ten dylemat. Gdzieś w przelocie odwzajemnił Jej uśmiech. Ines odeszła, a Mako postanowił jeszcze zwrócić się do Anubisa.
- Jakoś Cię później złapię. Pogadałbym teraz, ale nie będę kazał czekać Waszej Kapłance.
Jako że nie był u siebie postanowił opuścić to miejsce z jak najmniejszą interakcją z obecnymi. Po chwili już go nie było.
[z.t]
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

04-07-2013, 13:04
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Sami, zmartwiona, fuknęła. Przecież krzyknęła, że nic jej nie jest! A tu już Anubis się zrywa, ciocia się wspina... Ale heca! No właśnie, a ciocia Serret już tu jest. Sami, jako że była nieco wyżej, zeskoczyła lekko na jej grzbiet.
-Ciociuu, nic mi nie jest no!- serwalka uspokoiła fioletowooką.
Samiya wtuliła łepek w mięciutkie futerko cioci. Jak przyjemnie!
Chwila chwila, a co tam tak piszczy! Coś piszczy... U stóp tego drzewa. Piszczy, wyje, po co? A w ogóle to kto to??
Samiya wytężyła wzrok. Beżowe, małe... Hm. To chyba jakiś ssak, co nie? A jakie śmieszne uszka! Serwalka postanowiła zwrócić na to "coś" uwagę cioci. Najpierw dotknęła łapką ucha Serret.
-Ciociu, tam coś jest! Albo ktoś!
Następnie pokazała łapką kierunek. Ciekawe, kto to! I czy jest fajny...
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Oresta
Konto zawieszone

Gatunek:lwica Płeć:Samica Wiek:18 miesięcy Liczba postów:125 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 63

04-07-2013, 22:49
Prawa autorskie: av Chotara :D, podpis: FKpl (me)

Oresta rozejrzała się dookoła. Ines udała się gdzieś z jednym gościem, ta druga jest chora... a przynajmniej tak krzyczała Serret, zanim poleciała ratować Sami. Brązowa przez moment zastanawiała się, czy tam nie polecieć za nimi, ale Sami krzyknęła, że nic jej nie jest. Brązowa weszła trochę głębiej, ostrożnie, sprawdzając, czy przypadkiem nie ma tu żadnych uskoków. Woda sięgała jej teraz prawie do brzucha. Oresta przeszła się kawałek, by w ten cudowny sposób pozbyć się większości brudu i wyszła na brzeg. Woda kapała jej z łap, miejscami zamieniając ziemię w błoto. Oresta podeszła do Anubisa, ze zdziwieniem zauważając nową... osobę. Jaka... słodka. Oresta uśmiechnęła się mimowolnie. Te duże orzechowe oczy i piszczenie... Miła odmiana po Mamburze, stwierdziła. Kiedy przypomniała sobie o tej małpie, rozejrzała się, wypatrując dużej, ciemnej sylwetki. Wyglądało jednak, że nie licząc kichającej osobniczki, jasnej piszczącej oraz oczywiście nich, byli tutaj sami. Oczywiście nie patrząc też na ptaki, owady i różnego rodzaju inne zwierzęta zwykle mieszkające na tym obszarze. Słowem: istna sielanka.
....
Serret
Mistyk
*

Gatunek:Karakal Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:3/4 Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:618 Dołączył:Wrz 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

04-07-2013, 23:59
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Kiedy karakalka poczuła na swoim grzbiecie miękki ciężar podopiecznej, uśmiechnęła się półgębkiem. Wyraźnie się uspokoiła, choć ciężko oszacować, na jak długo.
- Ale trochęś mnie wystraszyła! - stwierdziła z lekkim wyrzutem, odwracając łeb ku niej.
Nie zdążyła dodać nic więcej, bo oto zielonooka słusznie zauważyła, że na dole znajduje się coś ciekawego. Nie, nie, to jest jeszcze ciekawsze niż tak po prostu ciekawe, bo to jest KTOŚ! I też zdecydowanie nie byle kto, bo Sami nie zainteresowałaby się byle stworzeniem.
- Hej, faktycznie! To na co czekamy? - zawołała wesoło i prędko udała się w drogę powrotną, zręcznie zbiegając po chropowatym pniu.
Znalazłszy się na dole, powoli nachyliła się ku tej jasnofutrej istotce, nie chcąc przypadkiem jej spłoszyć. Wyglądała zupełnie inaczej niż wszystko inne, z czym Serret miała do czynienia dotychczas. Trzeba się koniecznie dowiedzieć, cóż to to takiego!
- Witaj, malutka - zwróciła się do niej przyjaznym tonem. - Co się stało? Gdzie mama?
Znając jej szczęście do natrafiania na sieroty, rodzicielka tej tutaj najpewniej od dawna nie żyła bądź hulała sobie w najlepsze gdzieś daleko stąd. Acz wypadało zapytać - nie można od razu zakładać, że wszystkie napotkane kocięta czy, w tym przypadku, szczenięta, to takie ofiary losu. Jasne, że byłoby to dużo łatwiejsze, ale nie można tak upraszczać, bo skutki ewentualnej pomyłki mogłyby być fatalne.
Czarnoucha straciła już zainteresowanie lwicą, którą uznała za chorą. Tak się zaabsorbowała tym, że coś się może stać jej podopiecznej, a później zwróciła uwagę na orzechowooką, że już nie była w stanie myśleć o niczym innym.
[Obrazek: chibi_serret_by_altairsky-d9vtdmc.png]
Fadi
Gość

 
05-07-2013, 20:28
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Na całe szczęście nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. Jej orzechowe oczka wpatrzone były w liście drzew, gdzie jeszcze przed chwilą widniał ogon karakalki, lecz duże, beżowe uszy czujnie nasłuchiwały każdego odgłosu, a młoda była przygotowana na ewentualną ucieczkę. Jak zawsze. Nie musiała jednak tego zrobić, bo fioletowooka, zwinnie zeskoczyła i wylądowała koło niej. Fadi to zaimponowało, ale i tak się cofnęła, bo nie znała przecież ani charakteru, ani zamiarów tej samicy.
-Mojej mamy tu nie ma. Nigdzie jej nie ma. A ty... Ty masz takie oczy, jak ona. Znasz ją? Kim jesteś?-potok słów wydostał się z pyszczka fenka, zanim zdołała go powstrzymać. Zastrzygła uszkami i przysiadła, owijając długi, puszysty ogon wokół przednich łapek. Dawało jej to ciepło i poczucie bezpieczeństwa, dzięki czemu jej początkowe drżenie, spowodowane obecnością nieznanych osobników zmalało.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości