Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
10-03-2014, 00:09
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Przymrużyła tylko na chwilę oczy, nie spuszczając jednak wzroku z pyska lwa, dając mu pełne pozwolenie w postaci braku innej reakcji na dopieszczanie piaskowej sierści, a raczej jej właścicielki.
Tak szczęśliwa nie czuła się nigdy. Nigdy. A myślała, że już bardziej nie można. Wszystko zaczyna się na zewnątrz.- powiedziała po chwili milczenia, przerywanej jedynie lwimi oddechami – Najpierw trzeba coś poczuć…, usłyszeć… lub zobaczyć… Kolejno łapą, delikatnie przechodziła do narządów wymienianych zmysłów, demonstrując je na Derionowym łebku. Mówiła powoli, spokojnie i ciszej niż zazwyczaj. Posłała mu uroczy uśmiech i kontynuowała: Czasem trzeba naprawdę się postarać, żeby znaleźć w tym czymś choćby odrobinę szczęścia. Od ciebie zależy, czy będziesz mieć na tyle wyobraźni i siły, by to zrobić. Znów urwała, ale tylko na chwileczkę, wpatrując się uważnie w szafirowookiego, lecz życzliwy uśmiech wciąż gościł na jej mordce. Ale czasem, jest to po prostu szczęście w czystej postaci. Tutaj nie trzeba się zastanawiać. Masz ochotę się uśmiechnąć, skoczyć wysoko w górę, zaśmiać się głośno, zrobić coś, czego być nie zrobił w innych okolicznościach, pobiegać, zaśpiewać,… przytulić kogoś… W miarę mówienia ton głosu Mani stawał się żywszy, a słowa bardziej nasycone i wypełnione emocjami. Na końcu jednak zwolniła, a po ostatnich wypowiedzianych wyrazach zaśmiała się krótko, zamykając oczy. Westchnęła. Szczęście jest wszędzie, Derionie. Ale to prawdziwe nie leży w czymś, a w kimś. Bo możesz być głodny, zmęczony, ranny, …ale jak dzielisz to wszystko z inną istotą, to staje się lżejsze. A jak jesteś samotny… Nie dokończyła, leżąc z wciąż zamkniętymi oczyma, a uśmiech posmutniał w swym wyrazie. Manuela nie czuła się samotna. A już na pewno nie teraz. Ale to, co sprawiało, że ściskało się u niej ze współczucia serce, to był smutek wszelakiej natury u innych. A jedną z jego przyczyn była właśnie samotność. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
10-03-2014, 01:59
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
W oczekiwaniu na jej odpowiedź zdołał się wyciszyć i doprowadzić umysł do tego przyjemnego stanu, w którym nie odczuwa się płynącego czasu, gdzie presja (czymkolwiek spowodowana) nie ma racji bytu. Dźwięk jej pierwszych słów był czymś podobnym do stanowczego, acz pełnego wyczucia ugryzienia, jakim matka obdarza lwiątko, gdy to traci koncentrację podczas treningu. Tutaj, patrz tutaj, uważaj - dał się nakierować. I słuchał, słuchał uważnie, zabierał jej słowa, kradł je, przywłaszczał sobie. Zmrużył oczy, niepewny co zamierza zrobić zbliżając łapkę do jego głowy, lecz szybko orientując się w sytuacji z uśmiechem śledził jej ruchy. Zadziałało tak, jak miało zadziałać - zrozumiał, przyswoił.
Przerwę, która nastąpiła po jej kolejnych słowach przyjął bez zająknięcia. Nie chciał przerywać, chciał pozwolić jej wypowiedzi toczyć się zgodnie z zamierzeniem. Nie mącić, nie poruszać, słuchać, patrzeć, rozumieć. Wewnątrz niego kiełkowały myśli, których wcześniej nie dopuszczał do wzrostu, którym zabierał potrzebne wodę i światło, zabijał w zarodku, a które teraz bez przeszkód i swobodnie pączkowały. Roziskrzonymi zachwytem oczyma obserwował jak namiętność przekrzykuje się z entuzjazmem pomiędzy słowami Manueli. Nigdy nie widział takiej pasji i takiej woli życia. Bez oporu poddająca się im lwica stawała się w jego oczach tak silna, jak mocne były słowa wydobywające się z jej pyszczka. Poddał się tokowi jej rozumowania, dał się przeprowadzić przez każdy meander jej wypowiedzi, odnosił wrażenie, że wspina się razem z nią ku prawdzie, której nigdy nie odkrył... by koniec końców, dokładnie tak samo, jak nad Jeziorem Duchów, zerknąć w taflę wody i przerazić się odbiciem, które tam dostrzegł. Derionie, to ty, prawda? Oczywiście, że to ty, skarbie... Widzisz te rysy pokrywające Twoją skórę, widzisz te ropiejące rany, zniekształcony łeb osadzony na szpetnym, zrogowaciałym ciele? Widzisz przecież, a tym, kim się widzisz, tym własnie jesteś, hm? Z trudem przełknął ślinę przez zaciśnięte gardło. Miał wrażenie, że coś schwyciło go za kark i nie chce puścić, wędruje po jego ciele, obnaża go. Jego wnętrze było ruiną. - Wcale nie chcę o tym myśleć, odrzucam to ciągle, staram się zagłuszyć - zaczął, kuląc się na tyle, na ile pozwalała mu obrana pozycja, zamykając ślepia i starając się dotknąć pyskiem jakiegokolwiek fragmentu ciała lwicy. Chciał mówić, ale nim podjął wątek chwilę walczył z mocno zaciśniętą szczęką i walącym sercem. W końcu lekko otworzył oczy. - Maniu, ja nie jestem dobrym lwem, naprawdę, nie czuję, nie słyszę, nie widzę... i boję się tego, że teraz jest mi dobrze, nie wiem, co zrobić, nie chcę tego - urwał, zgrzytając zębami, starając się jakoś zachować siebie w jednym kawałku. Zbliżył łapę do pyszczka Mani i delikatnie pogładził jej bokiem naznaczony znamieniem policzek. Uśmiechnął się. - Obawiam się, że nie dałabyś rady wysłuchać tego, co mógłbym ci powiedzieć. Nie chcę ci tego robić. Chcesz mnie zabrać w miejsce, w którym nigdy nie byłem - stwierdził szeptem, marszcząc nos. Zakotwiczony w żółtych oczkach potrafił najcięższe słowa wypowiadać o wiele spokojniej niż gdyby błądził gdzieś po spowitych przez ciemność nocy kamieniach ścian wąwozu. - Jak mam się nie bać? Boję się jak cholera, wolę tam nie wchodzić. Boję się, że cię źle zrozumiem, że przez to będzie jeszcze gorzej. Sam się zgubię, źle odczytam twoje intencje... jestem tego tak bardzo pewien - zrobił krótką pauzę i nieśmiało (bo tak jakby gdybaniem przyznając, że pewne prawdopodobieństwo zaistnienia tego wszystkiego istniało) podjął ostatnią myśl: - Poza tym musiałbym wiedzieć, czego ty potrzebujesz. Rozluźnił mięśnie, wypuścił zaległe w płucach powietrze. Podciągnął dotychczas zajętą futerkiem Mani łapę do siebie. Nie czuł się godny w ogóle zerkać na lwicę, nie mówiąc już o dotykaniu jej. Tak, jakby całe jej jestestwo zapisane było innym szyfrem niż wszystko, co dotychczas spotkał. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
12-03-2014, 01:54
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Nie spodziewała się takiej reakcji. Zupełnie nie.
Zastygła w bezruchu z uniesioną głową, wpatrując się w Deriona szeroko otwartymi oczyma, starającymi się wyłapać każdą zmianę w jego mimice i każdy element ruchu jego ciała. Serce również jej mocniej zabiło, a uśmiech miarowo tracił na swym rozmiarze. W czarnogrzywym zaszła jakaś gwałtowna zmiana, której Mania nie rozumiała. Słuchała jego słów, starając się pojąć ich sens i intencje. Powracając do swojej wypowiedzi, szukała jakiegoś błędu, przyczyny tego wszystkiego, czegoś, co być może wywołało nieporozumienie, co zostało omylnie zinterpretowane. Zawiesiła oczy w jego źrenicach, chcąc odczytać z nich burzliwe emocje, strach, obawy i to wszystko, czego w swoim życiu doświadczyła w tak niewielkich ilościach. A trudno jest zrozumieć to, czego się nie odczuło. Można współczuć jak najgoręcej ale jeśli stoi się po tej drugiej stronie, nigdy się do końca nie wie, jak to jest. Tak i Manuela wśród swoich najszczerszych chęci gubiła się w wyznaniach szafirowookiego, kiwając co jakiś czas nieznacznie głową w geście zaprzeczającym. Lekkie przerażenie malowało się w jej oczach, jednak nie pozwoliła mu na sparaliżowanie całego swojego bytu. Nie mogła się teraz poddać temu, co ją przytłaczało. Nie mogła ugiąć łap w geście bezradności i zlęknionym głosem wyszeptać: i co teraz…? Nie mogła. I nie chciała. Powracając do tego wszystkiego, co stanowiło najważniejsze wartości w jej życiu, na których opierała się w każdym przebłysku zwątpienia, rozproszyła chaotyczne myśli, stając znów na stałym gruncie. Milczała, zbierając w sobie nowe słowa. Przekaz, który miał rozjaśnić sytuację. Dla kogoś, kto widzi jasność wszędzie, nie było to wielkim wyzwaniem. A jednak teraz lwicy brakowało odpowiednich słów. Teraz, gdy to ona wywołała zmącenie przezroczystej tafli. Gdy to jej słowa sypnęły piaskiem w oczy. A może i w serce. Odsunął się od niej. Trwała w bezruchu, jak gdyby powietrze zgęstniało od natłoku sprzecznych myśli i uczuć. Każdy czasem się boi.- powiedziała po chwili, wysnuwając owe stwierdzenie z głębi swojego serca. Z odległych czasów, których wspomnienia zostały już dawno zakryte nowszymi, szczęśliwszymi dziejami.- Ale trwając w bojaźni i zamykając się przed tym wszystkim, co cię otacza, stajesz się więźniem siebie samego.- Uważne spojrzenie ku beżowo-kremowej mordce. Jedno mrugnięcie. Chciała wytłumaczyć. Strach czyni wszystko większym i bardziej skomplikowanym, niż jest w rzeczywistości. Gdy już uda ci się od niego uwolnić, czujesz wolność, ulgę i wzbierają w tobie pozytywne emocje. Jednak po jakimś czasie zaczyna dominować zgubne uczucie, że to wszystko jest obce, przerażające i tak odmienne od wnętrza twojej klatki, że… postanawiasz zrobić najprostszą, niewymagającą wysiłku rzecz i wrócić do niej.- Urwała, choć mając jeszcze otwarty pyszczek chciała dopowiedzieć kolejną myśl, zrodzoną przez poprzednią, w nieogarnionym ciągu wniosków i zagadnień. Ale w obawie przed wywołaniem kolejnej zamieci, spowodowanej natłokiem mądrych myśli domagających się przetrawienia, ostatecznie wypuściła nagromadzone powietrze przez nos i umilkła, ocierając się delikatnie łebkiem o gęstą grzywę. Powoli. Od początku. Noc jest długa... -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
12-03-2014, 04:00
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
- Przepraszam - wysyczał ledwie słyszalnie przez zaciśnięte zęby, przysuwając łapy jeszcze bliżej siebie w próbie zniknięcia ze świata, uniknięcia wszechogarniającego go strachu. - Przepraszam cię - powtórzył i mimo usilniej próby kontynuowania wydobył z siebie jedynie stłumiony zgrzytem zębisk jęk; cicho - warczał na siebie, wrzeszczał w myślach - przestań, uspokój się, przestań i przestań.
Zdecydowanie dla kogoś takiego jak Mania zrozumienie zachowania Deriona musiało graniczyć z cudem. Bijąca pulsacyjnie pod czaszką szafirowookiego myśl o tym działała paraliżująco, stawiała go - w jego mniemaniu - w przestrzeni bez ograniczeń; nieskończonej, beznadziejnej, wiecznej. Bo któż inny, przecież tylko on miał dostęp do swojego wnętrza, zawsze tak było. Samotność i Wieczna Wędrówka były cichymi, znoszącymi wszystko przyjaciółkami - bez oceny, bez sądu. Nie było w tym ani odrobiny chęci zmiany, bierna akceptacja stanu rzeczy, dokarmianie gnieżdżącego się w duszy robactwa i próba życia z tym. Być może trwało to zbyt długo, być może - i to było ciemnością, do której Derion nie mógł przyzwyczaić wzroku - nie było już niczego poza defektem, a jego usunięcie siłą rzeczy implikowało śmierć. Choroba większa od organizmu... ...albo tylko i wyłącznie wyolbrzymienie? Lwisko wsłuchało się w płynące spokojnym nurtem słowa Mani, powtórzyło je kilkakrotnie w myślach, zerknęło na nie z ukosa. Wewnętrzna mgła zaczęła powoli opadać, sylwetki wyłaniać się zza niej nieśmiało. Lecz póki co dostrzeżenie horyzontu wydawało się być niemożliwym. Poczuł suchość w pysku. I w przeciwieństwie do Mani obawiał się świtu, świtu znienacka, choć noc ledwie zapadła. - Jaaa... - jęknął z namiastką przekonania, by kontynuować powoli, mocno zastanawiając się nad słowami: - zapętlam się. Jest tak... tak, jak mówisz. Chwila ciszy. - Wszystko poza samotnością jest przerażające. Trzeba... było... musiałem do niej przywyknąć - postarał się nieśmiało wyjść spoza zasłon metafor, skonkretyzować jakkolwiek to wszystko. Nadmiar emocji chwilowo przyprawił go o spokój. - Więc trochę... tak jakby... jeszcze jak sobie wyobrażam, że ty... Po prostu nie chcę sobie robić nadziei - kluczyło po głowie to, czego Derion nie potrafił wypowiedzieć na głos. - Jesteś ucieleśnieniem radości, szczęścia, dobroci, miłości i nie wierzę, bym został przez ciebie tym wszystkim obdarowany po prostu i bez zapłaty i na dłużej niż jedną noc. Pragnienie tego z mojej strony jest niedorzeczne, jest tak koszmarnie absurdalne, twoja dobroć jest dla wszystkich, nie mnie jednego, a mimo wszystko myślę o tym, nie mogę przestać. Chciałbym pójść za tobą gdziekolwiek pójdziesz, tak chciałbym, ale jesteś... poza tą... klatką. I... nie umiem wyjść nie wiedząc, czy to ma sens. Szukam gwarancji. Próbuję wyczuć, czy nie zostawisz mnie, kiedy z niej wyjdę. Jestem strasznie żałosny. Jestem tchórzem. Zrezygnował z wypowiedzenia tego, chwytając się nadziei na samodzielne pokonanie tego wszystkiego. Myśl, że rezygnacja z takiej otwartości równa się kłamstwu zniszczył nim zdążyła zakorzenić się; nie chodziło o utajenie czegokolwiek przed Manią, ale o zbudowanie siebie w jej oczach. Był już bardzo, bardzo nisko, lecz ciągle łudził się, że nie dotyka samego dna i jest w stanie racjonalnie spojrzeć na swoje położenie. Oczywiście, że Derionowa codzienność nie była tak drastyczna i nie polegała na ciągłej walce ze sobą. Była siedzeniem w ciepluteńkiej, dobrze znanej klateczce i tylko myśl o wyjściu z niej prowokowała do paniki. - Wszystko tak strasznie wyolbrzymiłem. Czuł się bardzo, bardzo podle. Nie jak Derion-kochanek-jedna-noc-i-po-sprawie, do którego przywykł. Lecz mimo to postanowił w końcu popatrzeć na Manię, tym razem nieco mętnymi oczyma, stępionymi przez wypowiedziane słowa i ciszę, która rozrosła się w jego głowie. Myślenie o sobie tłumiło uczucie, zmniejszało je, skalowało, a w dalszym rozrachunku niszczyło zupełnie... Jednak, ku olbrzymiej uldze i nieśmiałej radości lwiska, do czegoś podobnego nie doszło, ba! zerknięcie na zamyślony pyszczek Mani spowodowało powolne, bardzo łagodne narastanie na moment brutalnie przygaszonego uczucia. - Wybacz, nie chciałem wszystkiego zepsuć, tak bardzo przepraszam. Jest tak jak mówisz, ale nie mam prawa cię tym obarczać i nie dopuszczę do tego, żebyś się o mnie martwiła, żebyś była z mojego powodu smutna, nigdy. Przemógł się i ostrożnie uniósł trzęsącą się łapę. Na moment znieruchomiał, by kontynuować ruch po chwili zastanowienia. - Nigdy - powiedział z naciskiem, kładąc ją na boku Manueli delikatnie. Łapsko drżało mocno. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
14-03-2014, 21:53
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Słuchała kluczącego po słowach lwa, z zamkniętymi oczyma i łebkiem ułożonym nieruchomo w okolicach jego karku. Niestety nie umiała czytać w myślach. Ale Derion nie był pierwszym samotnym stworzeniem, które napotkała na swej drodze.
Może i nie rozumiała do końca jego obaw, odczuwanego strachu i mieszanki uczuć z tym związanych, ale wiedziała, że każdemu samotnikowi ciężko jest wyjść samemu z jego klatki. Wyjść i na dodatek zacząć dostrzegać to, czego do tej pory nie widział. Wyjść i mieć odwagę by stawić czoła przerażeniu. I nauczyć się żyć w tym wolnym, dla niego zupełnie nowym świecie. Uniosła łebek i spojrzała na niego, uśmiechając się łagodnie. Z jej wnętrza emanował spokój i poczucie pełnej stabilności i równowagi. Chaotyczne myśli uporządkowały się. Znów doskonale wiedziała, kim jest. Była sobą. Manuela nigdy nie zostawiała nieszczęśliwych stworzeń, które pojawiały się w jej życiu samych sobie. Nie opuszczała ich, dopóki nie osiągnęła pożądanego efektu. Czasem wystarczyło zwykłe pocieszenie, czasem wytłumaczenie czegoś, rozmowa. Ale u niektórych sytuacja wymagała poświęcenia większej ilości czasu. I lwica bez niczego, pragnąc w zamian jedynie wesołych, szczerych uśmiechów, ten czas od siebie dawała. Było to dla niej naturalne i wpisane w życiorys począwszy od urodzenia aż do śmierci. Chociaż przyszłość zawsze jest zagadką. Tak więc ostatnie słowa Deriona nie miały w tej chwili żadnego wpływu na postawę żółtookiej. Można rzec, iż było już za późno, jeszcze zanim tutaj przybyli. Mania zawsze automatycznie wczuwała się w nastroje innych. Przeżywała radosne chwile, cieszyła się ich szczęściem. Ale z tymi mniej pozytywnymi odczuciami było trudniej. Nie znaczyło to jednak, że jej emocje pozostawały zdystansowane. Potrafiła tą samą mocą uczuć odbić uczucia drugiej strony, tyle, że po swojemu. Uczuła drżenie samotnej łapy. I w nim było zawarte wszystko. W pełnym miłości geście objęła mlecznymi łapkami czarną grzywę, na tyle, na ile pozwalała jej pozycja szafirowookiego. I mocno go do siebie przytuliła. Nie odwracaj się od tego, co otwiera się przed tobą za jednym szczęśliwym spojrzeniem. Nie odwracaj się od tego, co piękne, choć nowe i w twoich oczach wątpliwe w swoim istnieniu. Nie odwracaj się ode mnie I pozwól mi się o ciebie martwić. Niczego nie zepsułeś-powiedziała cicho do Derionowego ucha, trwając w wypełnionym wszelkimi zapewnieniami uścisku. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
14-03-2014, 23:00
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to wszystko przerasta, dlaczego miłość zaciemnia jego pole widzenia i wykrzywia rzeczywistość. Pewien był tylko tego, że Manuela chwyciła go w ostatnim momencie, chwilę przed tym, zanim wziął śmiertelny haust wszechogarniającej go paniki. Dlatego tym łatwiej przylgnął do niej i sercem, i ciałem, wziął ofiarowywany mu podarunek, nie wzbraniał się. A jego oczy zaszkliły się, nie miał już nad niczym kontroli, oddał to, co było jego własnością przez całe życie: oddał siebie. Bolało, chociaż niemej deklaracji - odwzajemnionego objęcia - nie wypowiedział na głos. Zaufał, chociaż wydawało mu się to krokiem niemożliwym do podjęcia. I nie miał już nadziei, po prostu wiedział; pewność nie przekreślała obaw, ale dodawała siły, wzmacniała o błogie przeczucie, że jakoś to będzie.
W odpowiedzi na słowa Mani jego pierś mocniej zafalowała. Nie chciał uspokajać oddechu. Otworzył lekko pysk i zamarł na moment w bezruchu, rozkoszując się zalewającym go szczęściem. - Dziękuję - brzmiała cicha odpowiedź. Delikatnie, nie przesuwając się ani odrobinę względem Mani, nie niszcząc uścisku, Derion podparł się lekko jedną łapą o ziemię, lekko dźwignął przednią część ciała i zsunąwszy dotychczas spoczywające na boku lwicy drugą łapę na ziemię, za Manię, znalazł się z głową nad nią. Powoli przybliżył do jej mlecznego pyszczka swój nos. Niepewnie, uważając na każde najmniejsze drgnienie jej fizjonomii, otarł się policzkiem o piaskowo-mleczny łepek. Głęboki, ciepły oddech owiewał szyję i uszka Manueli, a szafirowe oczy częściej zamknięte, niż otwarte, co jakiś czas błyskały w stronę złotych ślepek, nie chcąc nic przekazać, jedynie ciesząc się chwilą. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
17-03-2014, 03:32
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Było to uczucie piękne, ale zupełnie nowe dla Mani. Bo nikt nie podziękował jej jeszcze w… taki sposób. Nie zastanawiała się nad tym, bo ani trochę jej to nie przeszkadzało, nie powodowało zamieszania w jej wnętrzu, ale wywoływało nieznane jej dotychczas emocje, które jednak ładnie komponowały się z resztą. Uśmiechnęła się tylko sama do siebie, nie chcąc się w to bardziej zagłębiać.
Miała też niejako świadomość tego, co Derion właśnie zrobił. Całkowicie jej zaufał. I dobrze wiedziała, że jakiekolwiek zwątpienie, zły ruch z jej strony, może spowodować, iż samotnik wróci do swej klatki. I nigdy już nie będzie chciał z niej ponownie wyjść. Nie uczuła jednak tej odpowiedzialności w takim stopniu, w jakim być może powinna. Wszystko dla niej stanowiło prostą drogę ku szczęściu. I wierzyła, że z jej pomocą, Derion także zacznie ją dostrzegać. Derionie? Możesz mi coś powiedzieć? Coś… cokolwiek z twojego życia. – Utkwiła w nim te swoje ślepka, wciąż przyjazne, wciąż spokojne i żywe zarazem. Nie chciała bawić się w psychologa. Nie chciała tez wywoływać kolejnej fali paniki. Ale czy jest coś złego w tym, że chciała się o tym lwie dowiedzieć czegoś więcej? O tym lwie, z którym przez ten krótki czas tak się zżyła i pierwsza obdarzyła pełnym zaufaniem? Manuela nie widziała w tym nic złego. Czysta ciekawość, z kim też ona się tu tak przytula, nie od strony serca, ale rozumu. Bo ta wiedza też nie była całkowicie zbędna. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
17-03-2014, 19:42
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Dobrze, powie. Lecz zanim to, musi zebrać się w sobie, skoncentrować się i przecedzić myśli. Zamrze na chwilę w bezruchu, zaraz poruszy nozdrzami i nie wytrzyma; przytknie pyszczycho do jej uszka, zechce znowu zabrać dla siebie odrobinę z jej zapachu. Napnie mięśnie, by odsunąć się odrobinę, zwiększyć przestrzeń między nimi i dać piersi szansę napełnić się świeżo zaczerpniętym powietrzem do pełna. Będzie potrzebował dodatkowych dwóch, trzech nut zagranych przez deszcz tylko po to, żeby podjąć decyzję o oddaniu lwicy zagarniętego przez siebie fragmentu jej przestrzeni. Odsunie łeb i uśmiechnie się do niej w próbie przekazania informacji o wewnętrznej wygodzie, komforcie. Bo pytanie Mani zostało przyjęte z zupełnym spokojem, jakby wynikło z naturalnej kolejności rzeczy, przeciw której buntować się byłoby głupstwem.
- Mhm... Na przykład to, że tak jak ty, urodziłem się na Lwiej Ziemi? Zmrużył oczy w niedającym się powstrzymać uśmiechu. Cieszyły go wypowiadane słowa. Może przez to tak jak ty, może dzięki temu, że opuściła go jakakolwiek presja i w słowach Mani nie było nic prócz bezpretensjonalnej ciekawości. - Albo to, że chciałem rozpocząć życie na własną łapę? Po prostu znaleźć bardziej pasujące mi miejsce? - kontynuował równie pogodnie. Miały to być ostatnie słowa w tym temacie, którymi chciał podzielić się z Manią. Ale co dalej? Przecież spędził na przemierzaniu bezkresów Afryki już ponad pięć lat, z czego większość spożytkował na życie, do którego przyznanie się Manueli skreśliłoby jakąkolwiek wspólną... przyszłość. W jego mniemaniu. Był zawód z powodu rozpadu stada i nadzieja na jego odbudowanie; prosta, niezbyt wyniosła, ot pewność, że się znajdą dobrzy kumple i zechcą wrócić na stare śmieci. Krótki czas pod "opieką" bandy padlinożerców - drobnostka, z której dałoby się otrząsnąć równie łatwo, jak z kurzu. Gdyby się chciało. Miał wtedy przecież tylko dwa lata, tylko dwadzieścia cztery miesiące, dwie pory suche, dwie pory deszczowe, nic więcej, nic, poza kulawą nogą, garścią blizn i amuletem rzekomo przynoszącym szczęście. Poszukiwanie autorytetu, osobistego Mistrza, nie mogło być przecież złe samo w sobie, prawda? Mrugnął. Przecież to nic, hm? Być dobrym w wyręczaniu innych, spędzać większość czasu na szukaniu Umileń Życia, w nikim nie mieć oparcia i liczyć tylko na siebie. Znać się na rzeczy, móc samemu sobie pomóc, wiedzieć, że jakoś to będzie. Oh, czasem nie miało się tej pewności, ale to nic. Oh, tylko czasem się zdychało lub obrywało po czerepie od kapryśnych lwic, które nagle decydowały się być przyzwoitymi matkami. To, to... to było nawet zabawne. Powstrzymał się przed odsunięciem się od Mani. Wbrew sobie, wbrew pierwszemu odruchowi, który nakazywał - tak, jak poprzednio - wycofać się, uciec, schować, zniknąć, wyparować. Nie. Nie. Jeszcze nic się nie stało, tylko ziemia pod łapami, w porównaniu z twardą podłogą dotychczas okupowanej mentalnej klatki wydała się nieprzyzwoicie miękka, nic więcej. Da radę, musi dać. Więc zacisnął lekko wargi i ubrał pysk w wyraz głębokiego zamyślenia. Może nie do końca udało mu się ukryć zmartwienie lekko ściągające kąciki jego pyska na boki, ale summa summarum po wypowiedzeniu ostatnich słów nie milczał długo, jedynie krótką chwilę. Chodziło przecież o prosty wybór jakiejś jednej historii spośród wielu rozegranych na całej długości życia. - Mam ponad pięć lat, trochę przeżyłem - przemógł się w końcu i stwierdził z trochę wymuszonym rozbawieniem, wysoko unosząc brwi. - Hm... ale... w Stadzie Złotej Gwiazdy byłem medykiem, znam się na rzeczy - wyszczerzył zębiska, zadowolony z siebie. - Nic ci ze mną nie grozi, żadne choróbsko. Nic a nic! W nagłym przypływie troski obdarzył czoło Mani bardzo delikatnym i szybkim liźnięciem. Nie wiedział, kiedy język wysunął się z jego paszczy i orientując się dopiero po fakcie, z lekkim zakłopotaniem spojrzał w złote ślepka. - W wąwozie mówiłaś mi o swoich rodzicach, z którymi zostałaś rozdzielona - zaczął dość pewnie, a skończył nieśmiało przeciągając słowa, spoglądając na pyszczek Mani z wielkim zmartwieniem. Nie chciał wywołać u niej smutku i pożałował, że poruszył ten na pewno przykry dla niej temat, tak bardzo pożałował, że nie pomyślał, zanim zaczął. Jak Mania mogła teraz z łatwością zauważyć, dotykanie delikatnych kwestii nie było jego mocną stroną, ba! ucieczka przed problemami zdawała się być najskrupulatniej realizowanym przez Deriona życiowym zadaniem. - Przepraszam... ja... nie chciałem tego... nie chciałem tego poruszać. Pomyślałem sobie tylko, tak się zastanowiłem, tak po prostu... jacy byli twoi rodzice? Niepewne łypnięcie na jej mleczny pyszczek okraszone przepraszającym uśmiechem. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
21-03-2014, 00:19
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Słuchała, wpatrując się to w mówcę, to zerkając na ciemniejące niebo. Uniosła wyżej łepek na informację o jednakowym miejscu urodzenia. Sama w sumie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to ucieszyło. Sami swoi? A może gdzieś tam kiedyś przypadkowo się spotkali, choćby tylko rzucili okiem? Gdy była jeszcze taka mała i całkowicie bezbronna. Mimo iż było to mało prawdopodobne, nic nie szkodziło popuścić trochę wodzy wyobraźni.
Jakby nie było, w zdaniu tym zawierała się jednak jakaś część wspólna, która ich łączyła. Druga informacja już wcześniej wyszła na jaw. Nieznane przyczyny, ale nie było to teraz najistotniejsze. A może nawet ich nie było, jako w formie poważnych i konkretnych motywacji. Czasem po prostu gdzieś… ciągnie. Przeniosła znów żółte ślepka z czarnej grzywy na szafirowe tęczówki. Tylko trochę zdziwił ją faktyczny wiek lwiska. Bo, jak się nad tym zastanowić, w czym tu problem? Wiedziała, że jest sporo starszy, ale nie przeszkadzało jej to zupełnie. Jedynie dotarło do jej świadomości i tam spokojnie przysiadło obok szeregu innych, nie powodując wśród nich poruszenia. Następne słowa natomiast wywołały szeroki uśmiech na kremowej mordce. Może nie tyle z samego ich znaczenia, acz była to bardzo zacna i przydatna funkcja, co z nagłej zmiany nastroju lwa. I tego, co się stało zaraz potem. Zmarszczyła lekko nos, chichocząc pod zamkniętą paszczą. Tylko chwilkę, nie pozwalając Derionowi trwać dłużej w niepewności i przekazując mu bezpretensjonalne spojrzenie pełne wesołych iskierek. Cóż, kolejna poruszona kwestia nie mogła nie wywołać jakiejś zmiany w wnętrzu lwicy, co odbiło się na zewnątrz. Nie zrobiła grobowej miny, spuszczając łeb nisko w dół i kładąc uszy posępnie w tył, ale widać było, że jakby nieco przygasła. Nie przestała jednak obdarzać czarnogrzywego życzliwym wyrazem pyszczka. Poruszyła głową w geście zaprzeczenia, że nie ma za co przepraszać, po czym wpatrzyła się w granatową zasłonę mroku na horyzoncie, spod której przebijały się ostatnie świetlane paseczki. Nie pamiętam ich zbyt dokładnie…Szczególnie taty. Spędzał z nami chwilę, po czym wyruszał w kolejną wyprawę. Samotnik, ciągle czegoś szukał…-Zaczęła cicho rozmyślając nad wypowiedzianymi słowami. Nie mógł usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Zawsze wracał, ale zawsze z tym wyrazem zawodu, choć tak starannie skrywanym. Ale Mania z całej osoby ojca zapamiętała właśnie ów wyraz. Jednak dopiero teraz mogła uświadomić sobie, co znaczył. Mama zawsze się o mnie martwiła. O nas wszystkich. Nie wiem czemu, co się stało wtedy…że nie zdążyła… –urwała, spuszczając nieco pyszczek. Nie zdążyła przyjść i ich uratować. Bo zaufała tacie. A może nie powinna. Mania nie pamiętała wiele z tamtego wydarzenia. Porwanie, jakieś obce pyski i potężny lew-samotnik, wówczas bez sił spoczywający na ziemi. Już nigdy nie będzie miał okazji znaleźć tego, co było jego umykającym sensem życia. Temat poruszony przez Deriona wywołał u piaskowej lwicy niejakie wyrzuty sumienia. Bo przybyła tutaj po to, aby odnaleźć tą rodzinę, którą straciła. Przez całą drogę motywację i priorytet stanowiły tęsknota za rodzinnymi ziemiami oraz jej bliskimi mieszkańcami. Konkretnie siostrą i mamą. Pamiętała jednak, co powiedział jej Mako. Mei nie widział już dawno, a Laja podobno wędruje po okolicznych rejonach, nie wiadomo, jak odległych. Mania postanowiła więc czekać na obiecaną informację. A to, co się stało w między czasie, skierowało jej myśli w zupełnie w innym kierunku. Uśmiechnęła się na wpół smutno. Mieliśmy wtedy po parę miesięcy. Ledwo rozpoznaję te ziemie- kontynuowała po chwili, przeobrażając charakter uśmiechu w bardziej nostalgiczny. Nie chciała, by Derion smucił się razem z nią. A że funkcję pocieszacza przejmowała tutaj ona, odegnała zaraz nie najweselsze wspomnienia, trącając lekko nosem samczą mordkę. He-ej, to nic takiego. Dzięki tobie mam szansę wszystko nadrobić –stwierdziła radośnie przekręcając głowę nieco na prawo. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
21-03-2014, 21:27
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
I on potrafił słuchać, gdy nadchodziła na to pora, obchodząc się z każdym docierającym doń zdaniem jak z najdelikatniejszym tworem natury. Chociaż w życiu puścił zbyt wiele słów mimo uszu, zbyt wiele razy ignorował swoich rozmówców, tracił zainteresowanie i gubił plecione przez nich wątki, w zaistniałej sytuacji jego uwaga była pochłonięta przez Manię w stu procentach. Pewnie kotwiczył w jej złotych oczach w obawie przed tym, co mógłby zobaczyć utraciwszy to subtelne połączenie... Było w tym więcej z (pozornie nieobecnego) strachu niżby tego chciał. Nie mógłby temu zaprzeczyć i nie chciał tego robić. Liczyło się tu i teraz, więc tym bardziej chłonął to, co lwica mu mówiła, starał się nie uronić ani jednego drgnienia mięśni jej pyszczka, mrugnięcia, zawahania w głosie.
W konsekwencji nieświadomie zabierał od Mani wszystko to, czym się z nim dzieliła, deklarował wewnątrz, że od tej pory dotyczy to również jego i nic, z czym ona się boryka nie ujdzie jego uwadze. Strzępki tego, czego dotychczas dowiedział się o jej przeszłości bardzo powoli odmalowywały przed jego oczami kompletny obraz. Póki co wystarczający. Na wszystko przyjdzie czas. Zarówno z jej, jak i z jego strony. Zdziwił się, jak bardzo adekwatna i potrzebna mu była jej natychmiastowa reakcja. Oczywiście, że sens tego, czym Mania podzieliła się z Derionem ubrał jego zaoraną bliznami mordkę w poważniejszy i smutniejszy wyraz, ale szafirowooki nie zamierzał w żadnym wypadku zgadzać się z tym, że to nic takiego! Zmrużył oczy, uśmiechnął się, lecz w jego rysach bez większych trudności można było dostrzec niedającą się już w żaden sposób ukryć zawziętość. Zareagował natychmiast, jeszcze zanim Mania zdążyła zaczerpnąć tchu po wypowiedzeniu ostatnich słów. - To jest dla ciebie wszystko, to nie jest nic takiego. Zamilkł na krótką chwilę z półotwartym pyskiem, by kontynuować myśl po chwili, już spokojnie, delektując się nadawaniem kształtu pomysłowi, który zakwitł w jego głowie przed chwilą. - Więc zaczniemy stąd - oznajmił. Uniósł się nieco, zmarszczył czoło i rozejrzał, wykonując gwałtowny obrót głową najpierw w lewo, później w prawo, pozostawiając jednak obie przednie łapy na ziemi po obu stronach Mani. Próbował zorientować się w przestrzeni i zgubionych na moment kierunkach, a gdy już ustawił oś wąwozu względem skrytego za horyzontem słońca i przebijającego się zza chmur księżyca, opadł do poprzedniej pozycji. Mówił cicho i dość wolno, mocno pochłonięty przez odtwarzanie mapy terenu w pamięci. - Pójdziemy na zachód, żeby przeszukać wschodnią granicę Lwiej Ziemi. Od dżungli po ocean. Pójdziemy wzdłuż wybrzeża. Obejdziemy Lwią Skałę od zachodu, a w najbardziej wysuniętym na północ miejscu skierujemy się z powrotem na południe, pójdziemy wzdłuż rzeki. Zajrzymy w każde miejsce, w każdą jaskinię, przeczeszemy każdą plażę, każdy wodopój... Derion nie miał pojęcia, czy i jak bardzo uległy zmianie granice Lwiej Ziemi, którą znał sprzed trzech lat. W miarę dobrze kojarzył te tereny i ich kluczowe punkty, a samemu przeszukiwał ich południowe krańce nie dalej jak kilka tygodni temu. - Zrobię wszystko, wszystko, wszystko... zrobię wszystko - podkreślił, stawiając ten nowy cel bardziej przed sobą, niż przed Manią - co będę mógł. Znajdziemy i Laję, i twoich rodziców. Opuścił lekko cielsko, ciągle opierając się na przednich łapach, by nie przygnieść Mani swoim ciężarem, ale czuć pod piersią jej obecność. Bardziej. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
22-03-2014, 23:48
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Wpatrywała się w Deriona z coraz to większym zaciekawieniem, obserwując wszystko, co sobą w tej chwili prezentował, z rosnącym zachwytem. Podążała za ruchami jego głowy, nie spuszczając z niej oczu, by po chwili znów zaczepić je w okrągłych szafirkach.
Jego słowa docierały do niej niczym jakieś zaklęcie, wypowiedziane w dobrej wierze, mające przemienić czyjeś życie na zawsze. Czyjeś życie. A może nawet niejedno. Po raz kolejny lew-samotnik ją zaskoczył. Zapał, z jakim mówił i jakie zaangażowanie planował włożyć w wypełnienie się urzekających swoim znaczeniem, obiecujących słów, spowodował u lwicy kolejną falę drgnień jasnej sierści i parę mocniejszych uderzeń serca. Zawsze to ona poświęcała się dla kogoś. Ona pomagała, pocieszała, obiecywała… Nagła zmiana ról stawiała ją w zupełnie nowej sytuacji. Nie czuła się z tym źle, choć inaczej, lecz zupełnie… dobrze. Tak, to było miłe uczucie. Gdy ktoś się o ciebie troszczy, gdy się martwi, gdy mówi, że zrobi dla ciebie wszystko. Kogoś, kto wypowiedział to zdanie po raz pierwszy w czyimś życiu, pamięta się na zawsze. To magiczne wyrażenie odbiło się parę razy echem w głowie Mani, zamierzając jednak na zawsze w niej pozostać, a nie zaniknąć, tylko schować się gdzieś do jakiejś szczeliny, z której zawsze będzie można je z powrotem wyciągnąć. Niemal płonącymi ślepkami wierciła dziury mordce czarnogrzywego, jakby chcąc się upewnić, prześwietlić na wylot, mimo iż w jej spojrzeniu nie było ani cienia wątpliwości. Tylko zaskoczenie. Bardzo przyjemne zaskoczenie. Milczała jakiś czas, nie zmieniając pozycji, nawet wtedy, gdy po drugiej stronie uległa ona zmianie. Nie chciała, by zaklęcie przestało działać. Ale tylko Derion mógł je odwrócić. Masz rację, to wiele… wiele dla mnie znaczy –Powiedziała w końcu po chwili, szepcząc niczym przekazując jakąś niesamowicie ważną, wiekami skrywaną tajemnicę. Bo przecież wiedziała, że to wiele. Ale nigdy nikt tak się tym nie przejął. Bo mało komu mówiła. Bo mało kto chciał wiedzieć. Na jej pyszczku zakwitł nowy uśmiech, nieco odmienny od poprzednich, jakby dopiero co zrodzony. Wesoły, ale zawierający nowy element. Być może wyrażał pewien rodzaj ulgi, a być może nadzieję pokładaną w kimś. W każdym razie był jak najbardziej po pozytywnej stronie. I to Manueli wystarczało. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Nic. Bo nie wyobrażała sobie, że mogła by go nie spotkać. Cichutki śmiech, do tej pory okraszający każde tego typu wyznania, tym razem się nie ujawnił. Wystarczył tylko szerszy uśmiech, mignięcie oczek, i bijące mocno serce, by odebrać owo zwane retorycznym pytanie za poważne. Jak najbardziej poważnie, mimo iż nigdy nie przyszło jej kogokolwiek oszukiwać. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-03-2014, 02:04
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Pochłonięty planowaniem Misji i w trakcie dzielenia się jej szczegółami nie zauważał subtelnych sygnałów wysyłanych przez Manię. Było to niezbędne, by mógł skończyć. Gdyby tylko złapał to płonące spojrzenie przewiercające się przez jego mordkę z pewnością zgubiłby wątek i porządnie speszył, dając się zdominować przez targające nim wątpliwości. Oczywiście, że znał wagę wypowiadanych słów, ale jedynie nie widząc odbicia ich znaczenia na pyszczku Mani był w stanie racjonalnie myśleć. Wewnątrz, gdzieś tam nie-tak-znowu-bardzo głęboko był przecież po tej drugiej stronie; był tym, który potrzebował przewodnictwa. Duchowego. Więc czy nie mieliby wyświadczyć sobie lustrzanej przysługi? Z tą różnicą, że Derion wskazywałby drogę krokom branym przez jej ciało, podczas gdy Mania byłaby drogowskazem dla jego duszy?
Być może wartość obu tych przysług była niepomiernie różna, być może ekwiwalentna... Nie zmieniało to faktu, że serce Deriona ścisnęło ukłucie współczucia, gdy usłyszał szept Mani i niewypowiedzianą, lecz idącą za tym wiadomość. Dlaczego nikt wcześniej nie przejął się sensem twoich poszukiwań? Pogładził jej policzek nosem, znieruchomiał, przyjmując jej pytanie zmrużeniem oczu. Uświadomienie sobie nałożonej na siebie odpowiedzialności nakazywało zaprzeczyć i wycofać się, odmówić sobie znaczenia. Prosty mechanizm obronny, który nie miał już szansy zadziałać. Nie w tym momencie, kiedy Derion się na to wszystko zdecydował. Pozostało jedynie echo strachu przed tym, że zawiedzie. Ciągle brzmiało, ale dochodziło doń stłumione przez przestrzeń i traciło na swojej mocy. I ta pełna znaczenia cisza, która nastała po zabarwieniu powietrza pytaniem. I niewypowiedziane "wcale nie, jeszcze nic nie zrobiłem", zamiast którego z gardzieli Deriona wydobyło się ciche stęknięcie... bo sęk w tym, że w derionowym pojmowaniu świata nie było niczego za darmo. Jaką mógłby mieć w oczach Mani wartość, jedynie składając deklarację? - Zobaczymy, czy na coś ci się przydam - powiedział z lekkim uśmiechem, zdobywając się na zerknięcie w złote oczka Manueli. I został tam. Bo tam było bezpiecznie. Chwilę milczał, nie zastanawiając się nad tym, co się wydarzyło, starając się zmotywować do podjęcia następnego kroku. Wiedział, że będzie potrzebował trochę czasu na dojście do siebie, doprowadzenie myśli do jakiegokolwiek stanu. To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin poprzewracało wszystko w jego świecie do góry nogami, przeorało jego duszę. Czas miał pokazać, czy ta ziemia, w której Mania postanowiła zasiać nasionka szczęścia i nadziei na przyszłość w ogóle nadawała się do ich przyjęcia. Póki co, szum deszczu wespół z ciepłem emanującym od ciała Mani grały tę samą, wspólną melodię. Nic z zewnątrz nie mogło zmusić Deriona do rezygnacji z przyjemności przebywania w tym niewerbalnym połączeniu z lwicą, jednak niedające o sobie zapomnieć pragnienie popchnęło go do wcześniejszego, oby chwilowego, zerwania go. Kilka kroków by wyjść poza schronienie i wychłeptać pół rzeki, bo od czasu polowania nie miał w pysku ani kropli wody. - Pójdę się napić, dobrze? - oznajmił, decydując się zaczekać na reakcję lwicy. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
23-03-2014, 18:38
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Słowa lwa zadźwięczały jej w uszach. Nie miała wątpliwości co do tego, że jej się przyda. Nawet jeśli nic, nikogo nie znajdą. Tylko po to, żeby po prostu… być.
Choć zdanie to zabrzmiało nieco… przedmiotowo. Równie dobrze można powiedzieć, że przyda się jakieś jedzenie czy schronienie. Przyda się, a potem albo się o nim zapomina i szuka nowego, albo będzie się przydawać co jakiś czas. A Mania nie chciała, żeby Derion się przydał. Ona chciała, żeby się ciągle, nieprzerwanie przydawał. Nawet jeśli nie będzie na co, ale będzie komu. Właśnie jej. Niby nigdy nie czuła się samotna. Zawsze wokół siebie miała pełno bratnich i nie bratnich, czy jakichkolwiek duszyczek. Ona była dla nich wszystkich. Lecz one nie były tylko dla niej. Nie przeszkadzało jej to. Ale teraz, po deklaracji Deriona i tym wszystkim, co się wydarzyło od czasu, kiedy go spotkała, w jej wnętrzu pojawił się nowy aspekt. Dzięki niemu była taka szczęśliwa. Bardziej, niż kiedykolwiek. Bez oporu pozwoliła na owo specyficzne połączenie, łączącą ze sobą spojrzenie obu par oczu nić wzajemnego zaufania. Pić. Może pragnienie było tutaj tylko pretekstem, które dało się odczuć i w podniebieniu lwicy, właśnie teraz, pojawiając się jakby znikąd, ale był to bardzo dobry pretekst do ruszenia się z miejsca. Uśpiona dotychczas energia na okazję do spożytkowania naraz zerwała się, powodując jedno, ale szybkie machnięcie jasnobrązowej kitki wbrew woli jej właścicielki. Piaskowy łebek uniósł się natychmiast, a za nim poszło skinięcie i nastawienie mleczno-miodowych uszu. Oczywiście. Pójdę z tobą.- Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, kuląc odrobinę uszy w bok, w obawie przed reakcją Deriona na jej nagły przypływ energii, który niewątpliwie dało się odczuć z winy napiętych mięśni i nie dających się powstrzymać odruchów jakby ożywionego ogona. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-03-2014, 19:36
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Wyszczerzył lekko zęby w uśmiechu i tknął zimny nosek Manueli swoim. Energia, która w niej wezbrała po części przelała się na Deriona i pozwoliła mu podjąć kolejny krok. Wiedział, że nie może się zawahać i tylko płynność ruchu pozwoli mu odsunąć się od Mani i oddać swoje ciało w ręce sunącego dnem wąwozu zimnego wiatru. Stanął więc obok lwicy, z głową na wysokości linii grzbietu, próbując odzyskać niezależność myślenia i zdobyć się na postąpienie chociażby jednego kroku. Popatrzył na Manię czule, decydując się na ruch stosunkowo szybko i dając się wynieść miękkim łapom z bezpiecznego schronienia, jakie do tej pory stanowiła dla nich wnęka. Oderwał wzrok od lwicy dopiero wówczas, gdy poczuł pierwszą zimną kroplę deszczu na swoim uchu. Odwrócił łeb i wysunął się z zadaszonego miejsca, by pójść z prądem wijących się po dnie wąwozu wstążek nazbieranej z powodu deszczu wody. Chłód tej deszczowej nocy odczuwał spotęgowany, a ciemność czyhającą za nawisami skalnymi obserwował o wiele czujniej, jakby wszystko poza bliskością z Manią nagle okazało się być obce.
Trudno było cokolwiek po nim poznać. Szedł może trochę koślawo, powoli, kręcąc obolałą po drzemce w niewygodnej pozycji łepetyną, z ogonem swobodnie zawiniętym ku górze przy pędzelku. Przystanął nie dalej, jak dziesięć kroków od wgłębienia w ścianie wąwozu, w miejscu, gdzie woda zatrzymana przez zbieraninę odłamków skalnych nieco wezbrała. Ugiął cztery łapy i przysunął pysk do tafli wody. Zerknął na drogę, którą przed chwilą pokonał, chcąc czym prędzej upewnić się, że Mania za nim poszła. Wysunął język i zaczął łapczywie gasić pragnienie. Cofnął uszy, nasłuchując szumiących kilka metrów nad nimi drzew. |
|||
|
Manuela Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:2 lata 3 m-ce Liczba postów:172 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 64 Zręczność: 78 Spostrzegawczość: 63 Doświadczenie: 29 |
23-03-2014, 20:36
Prawa autorskie: AlaDyllus, arolinak(avatar)
Gdy tylko on podniósł się, Mania zrobiła natychmiast to samo. Przeciągnęła się na całej długości, wyciągając łapy jak najdalej przed siebie i ogon jak najdalej za siebie. Czuła się bardzo wypoczęta, pełna chęci do życia i jak zawsze- szczęśliwa. Odwróciła mordkę ku oddalającemu się już Derionowi. Zastanowiła się chwilę, czy jemu równie wygodnie minęła ta poobiednia drzemka, ale nie zajęło to na dłużej jej myśli. Była przekonana, że gdyby mu coś nie pasowało, to by powiedział. Zachowałby się tak samo szczerze jak i ona by się zachowała w takiej sytuacji. Tak przynajmniej myślała.
Po chwili łapy same poniosły ją w ślad za czarnogrzywym. Niemal radośnie skacząc zbliżyła się do kałuży, dorównując do lwa. Zanurzyła pyszczek w wodzie, zaspokajając pragnienie. Jej ciało przeszedł dreszcz, mający swoje źródło w zimnej cieczy, a podniecony lekkim powiewem chłodnego wiatru przedostałego się do wewnątrz wąwoziku. Wzdrygnęła się lekko. Ale ani niska temperatura ani niesprzyjająca pogoda nie były w stanie poskromić skumulowanej w lwicy werwy do działania. Jakiegokolwiek. Napiwszy się do pełna, mając nos wciąż skryty pod migoczącą w blasku księżyca taflą, chlusnęła parę kropel w stronę derionowej mordki, mrużąc figlarnie złote oczęta. Ogonek żwawo zafalował. -Wszyscy mówią: "nie oglądaj się za siebie i idź naprzód"
A ja mówię: oglądaj się za siebie. -Dlaczego? -Bo za tobą może iść ktoś, na kogo warto zaczekać. Głos[/center] |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości