♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

09-07-2014, 00:52

Jasne kły błysnęły w szerokim uśmiechu.
- W tym względzie maluchy mają przewagę nad nami, a to podobno my mamy panować nad całą sytuacją!
Przetarła jeszcze raz łapą pysk przy okazji też językiem usunęła kilka niezbyt pięknych zlepek sierści. Miała chwilę dla siebie, mogła doprowadzić się do względnego porządku. Musiała przecież jakoś wyglądać!
Ze zdziwieniem zanotowała dwie rzeczy- Kalani miała syna i partnera... Jurigo, tak? A Kahawian? Musieli przecież znać się przed przybyciem tutaj...
- Zapewne byłoby to odpowiednie imię, skoro tak rozrabiał. Ale za to musiał się sporo nauczyć, skoro udawało mu się ci zwiać na tak długo. Frigg... raczej się słucha tego, co się do niej mówi. Nie jest szczęśliwa, czasem się obraża. Jednak szanuje to, co się do niej mówi. Mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe...
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

09-07-2014, 01:04
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

- Bo nam los dał już całą wiedzę, ot co. Przynajmniej teoretycznie. Ale terror siać potrafią, oj, potrafią. Oj tak, odpowiednie, szkoda tylko, że wszystko wychodzi w praniu i kiedy nazywasz młode, nie spodziewasz się, co za urwis wyrośnie z małej, słodkiej kulki.
Przesunęła zadek bardziej na skraj skały, gdzie słońce grzało najmocniej. Oooo taaak, tak było dobrze. Błogi uśmiech wstąpił na jej oblicze, kiedy przymykała oczy, by lepiej delektować się przyjemnym gorącem żarzącego się na niebie słońca.
- Nieźle dał nam popalić. Całe życie był niezłym ziółkiem.
Poczuła nagłe ukłucie w piersi i uśmiech na jej pysku wykrzywił się w bólu, nim zupełnie zeń spełznął.
Szkoda, że był.
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

09-07-2014, 01:12

- Nah, ja ciągle się uczę. Frigg zajmowałam się na początku sama i to w zasadzie ona mnie uczyła. Tak w zasadzie, to wcześniej nazywała się Maisha. Gdy się urodziła, na początku myślałam że była martwa. Nie ruszała się, nie piszczała... dopiero po chwili. Kamień spadł mi z serca. Obecne imię nadał jej Ragnar w dniu, kiedy ją poznał. Chciałam żeby choć w tym względzie czuł jakąś więź z małą. Przecież ją nazwał.
Spięła mięśnie w potężnym przeciągnięciu się. Jak miło... W momencie jednak dobry nastrój prysł a jasna łapa nagle znalazła się na kawowej łapie. Pysk różnookiej z powagą przyglądał się lwicy.
-Kalani...?
Sam ton jej głosu zarówno wyrażał zmartwienie, jak i prośbę o wyjaśnienie... jeśli jest to możliwe.
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

09-07-2014, 01:21
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

Chociaż bursztynowe oczy, które wyłoniły się spod powoli podnoszonych powiek błyszczały radośnie, a ich pojawieniu się towarzyszył ciepły uśmieszek, to jednak ich ucieczka od spojrzenia różnokolorowych gałek Nyoty dawały znak, że jednak nie wszystko miało się dobrze. Kalani podniosła się na chyboczących łapach. Nie powinna udawać niczego przed młodą lwicą, kiedy ta wyjawiła jej swoje najgorsze problemy. To byłoby wobec niej strasznie nie fair, a i mogłaby to odczytać jako znak nietaktu i wywyższania się. Odetchnęła głośno zawiesiwszy spojrzenie na trawie porastającej podstawę głazu, na którym lwice leżały.
- Przepraszam, nadal mi ciężko... - odezwała się. Starała się utrzymać na wodzy łamiący się głos, co dawało średnio satysfakcjonujący skutek.
- Straciłam mojego synka, Nyoto.
Przygryzła dolną wargę, powstrzymując dzięki temu łzy, które zamierzały wylać się z jej oczu.
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

09-07-2014, 01:30

Z rosnącym strachem przyglądała się lwicy. Co jej się przytrafiło? Co jej umknęło? Ze zmartwioną miną obserwowała bursztynowooką, to jak jej ciało się zachowywało. Musiało to być coś naprawdę strasznego...
I rzeczywiście było. Kilka sekund Dey tkwiła nieruchomo z wyrazem szoku wymalowanym na pysku. Jednak udało jej się szybko pozbierać- podniosła się na łapy i podeszła do Kalani. Bez słowa oparła łapę na jej grzbiecie, przytulając do siebie. Jasny łeb oparł się o kark kawowej. Ciężko było jej cokolwiek wydusić.
-Kalani, tak mi przykro, tak cię przepraszam, nie powinnam...
Cichy szept w końcu dotarł do uszu starszej lwicy.
Było jej przykro, bo przypomniała jej o tym, którego straciła.
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

13-07-2014, 22:45
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

Spuściła łeb mocniej w dół i nakryła łapą oczy. Walczyła ze swoimi emocjami i przegrywała sromotnie - strugi łez zaczęły rzeźbić nietrwałe, cienkie dolinki w jej sierści. Żaden dźwięk jednak nie wydobywał się ze szpary jej ust, która została zasłonięta przez mocno przygryzioną dolną wargę. Po niedługim czasie Kalani przetarła zaczerwienione oczy, których bursztynowy wzrok skierowała ku towarzyszce.
- Nie, to nie twoja wina, Dey - uśmiechnęła się delikatnie ciepłym uśmiechem - Nie mogłaś o tym wiedzieć...
Znów zawiesiła wzrok na trawie. Młodej zdecydowanie należało się wyjaśnienie - skoro miały sobie ufać, żyć ze sobą, polować i współpracować, to żadnymi tajemnicami nie mogły budować wokół siebie muru. Nie patrząc na Nyotę, kawowa zaczęła swoje opowiadanie:
- Ja i Kahawian nie byliśmy cały czas razem. Znaliśmy się od dziecka, był niewiele starszy ode mnie. Mieliśmy jeszcze przyjaciółkę, Machozi. Należeli do jednego stada, ja mieszkałam po drugiej stronie granicy. Nasze stada żyły w przyjacielskich stosunkach, ale, niestety, nie dopuszczano związków między lwami z różnych grup. Dlatego, kiedy dorośliśmy i postanowiliśmy być razem, musieliśmy się bardzo skutecznie ukrywać. Machozi, moja kochana Machozi, strasznie nam pomogła. Spotykaliśmy się w nocy, żeby trudniej nas było nakryć. Pewnej nocy pokłóciliśmy się tak okropnie, że nie obiecaliśmy sobie, że zejdziemy sobie z drogi. Durna sprzeczka, zwykła drobnostka, ale ja, egoistka, nie mogłam odpuścić... Nie wiedziałam wtedy, że byłam w ciąży.
W końcu wydawało jej się, że emocje odpuściły, więc spojrzała na jasnofutrą.
- Strasznie się bałam, że młode będą podobne do Kahawiana - wtedy na pewno bym zginęła, nie było szans, by dwukolorowa grzywa przeszła niezauważona. Ale znalazłam pomoc. Jurigo, lew parę lat starszy, zakochał się we mnie i gdy tylko rozstałam się z Dwygrzywym, oferował mi swoją pomoc. Zaufałam mu, a po jakimś czasie zdobył moje serce. W końcu uratował mojego syna od śmierci... Jurigo miał dokładnie taką samą grzywę, jak Kahawian, więc kiedy Asante Sana dorósł, nikt oprócz mnie i jego ojczyma nie wiedział, kto jest jego prawdziwym ojcem. Kahawian dowiedział się o nim dopiero tutaj. Mój mały uparciuch poszedł go szukać i powiedział o swoim istnieniu. Cud, że zdążył - zacięła się na parę chwil - Kiedy wrócił do domu, padł na moich łapach. Dopadła go wasza zaraza.
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

13-07-2014, 23:15

Co mogła zrobić oprócz czekania i tkwienia w milczeniu? Raczej nic, nie umiała sobie nawet wyobrazić ogromu bólu lwicy. Na samą myśl, że jej malutkiej Figg czy Szyszkom mogłoby się stać, wnętrzności wiązały się w supeł. A to tylko wyobrażenia, a nie fakt... także tuląc do siebie lwicę, czekała, aż ta trochę się uspokoi.
A gdy już zaczęła mówić, Dey słuchała uważnie ze zmarszczonym ze skupienia i niepokoju pyskiem. Wiedziała, że ta dwójka jest parą. Jednak nie sądziła, że znają się tak długo, że mają syna... skoro tu był, to chyba musiał wejść na tereny stada? Przecież Dwugrzywy nie opuszczał tak naprawdę ich ziem. Gdy bursztynowooka skończyła swoją opowieść, mogła wyczuć jak łeb młodszej poruszył się w wyrazie zaprzeczenia.
- Nie wiem co zrobiłabym na twoim miejscu... nie jestem tak twarda.
Westchnęła głęboko i spojrzała gdzieś przed siebie.
- Wiem, że ta choroba dotknęła wszystkie tutejsze stada... u nas ucierpiał Kahawian i Ragnar. Nie wiem, czy był ktoś jeszcze... Szary tylko o nich mówił.
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

14-07-2014, 00:04
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

- Też tak myślałam - odparła - Ale zawsze miałam kogoś, kto mi pomógł. Wtedy był Jurigo, teraz znów Kahawian... Nie wyobrażam sobie, co by ze mną było, gdyby mnie teraz odtrącił. A było bardzo źle. Widzisz... nie byłam do końca fair względem Jurigo. Kochałam go, owszem, ale po śmierci Sany nie potrafiłam na niego patrzeć. Uciekłam. Znalazłam Dwugrzywego, który kazał mi do niego wracać, ale kiedy go znalazłam, ten już nie żył. Przeze mnie pękło mu serce.
Wyprostowała szyję i pozwoliła delikatnemu wietrzykowi rozwiewać futerko w stronę chylącego się ku zachodowi słońcu. Kalani nie sądziła, że aż tak długo siedziały w Oazie. A może po prostu w tak rajskim miejscu czas szybciej mija?
- Jesteś silna, Deyne, a ja jestem tu po to, by ci pomóc - tak samo, jak ktoś dodawał otuchy mnie.
Bursztynowooka przejechała czołem po jasnej szyi lwicy w geście zaufania i siostrzanej bliskości.
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

14-07-2014, 00:17

- Z tego co mówisz... wydaje mi się, że ciebie i Jurigo wiązał jedynie młody, którego razem wychowywaliście. Bo gdybyś kochała tylko jego... nie szukałabyś Kahawiana. I nic przecież nie stało się z twojej winy. Mówiłaś, że był starszy od ciebie... może po prostu przyszedł na niego czas.
Ile ona mogła mieć, gdy urodziła Sanę? Pewnie tak jak ona, gdy urodziła Frigg... Czyli to że samiec zmarł z przyczyn naturalnych było bardzo prawdopodobne.
- O ile mi matka dobrze mi mówiła, to wszystkie lwice w stadzie mają sobie nawzajem pomagać. Jest łatwiej.
Cichym pomrukiem odpowiedziała na czułostkę lwicy, po czym ziewnęła potężnie. Zerknęła nieco zmieszana na Kalani.
- Wygląda na to, że potrzebuję drzemki... z trójką młodych ciężko o chwilę na odpoczynek.
Musnęła polikiem kark lwicy, po czym odsunęła się od niej i zwinęła w kłębek na najrówniejszej części skały. Różnobarwne ślepia znikały pod powiekami na coraz dłuższe chwile, by w końcu nie otworzyć się ponownie przez najbliższe kilka godzin ( a taką miała nadzieję). Zasnęła.
A uszy poruszały się raz na jakiś czas, nadzorując nadbiegające do niej dźwięki.
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

20-07-2014, 20:46
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

Wytłumaczenie różnookiej było logiczne i Kalani uznawała je za najbardziej prawdopodobne, ale ta wrażliwsza część jej sumienia nadal cicho uprzykrzała jej życie i gryzła, kiedy kawowej lwicy udało się zaznać chwili spokoju. Przyjaznym burknięciem odpowiedziała młodszej towarzyszce na pieszczoty, a gdy ta złożyła się do snu, znów legła za jej grzbietem. Bursztynowe spojrzenie zalśniło w czerwonej poświacie słońca. Dopiero teraz przypomniała sobie, że miała inną ważną sprawę do załatwienia... Nyota spała spokojnie, jakby część jej obaw zniknęła. Kalani liznęła ją między uszami, nim wstała i przeciągnęła się. Niech śpi. Ma przed sobą wielkie wyzwanie.
Zwinnie zeskoczyła z głazu, by potem jak najciszej oddalić się z Oazy.

zt
Deyne Nyota
Łagodna | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:440 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 69

30-07-2014, 15:45

Wyspała się wreszcie za wszystkie czasy. Różnokolorowe ślepia pojawiały się powoli zza powiek, a lwica czekała aż jej wzrok odzyska normalną ostrość. W końcu wstała, przeciągnęła się i ponownie rozejrzała się. No cóż, skoro już się wyspaliśmy, czas na polowanie. Z uśmieszkiem na pysku równym, szybkim truchtem ruszyła na obiad.

z.t
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

05-08-2014, 17:21

Przez kilka dni i kilka nocy Oaza nie widziała żadnego lwa. Czas mijał spokojnie od poranka do poranka, w jednej chwili z nieba siąpił deszcz, w innej pomiędzy chmurami przeciskało się słońce, w jeszcze innej zaś gwiazdy i księżyc.
Był późny wieczór, gdy w tym spokojnym miejscu pojawiła się znów Maya. Krwawiące słońce splamiło niebo łuną szkarłatu, która dziwnie nieśmiało odbijała się w srebrnej tafli wody. Podczas ostatniej wspinaczki lwica ścigała się z uciekającym światłem - cień towarzyszył jej w drodze, pozostawiając za nią chłodne objęcie nocy. Kiedy dotarła na szczyt, do Oazy, ostatnie promienie dnia mieniły się w wodospadzie setkami barw, jakby każda pojedyncza kropelka, drobinka wilgoci żegnała się w ten sposób ze słońcem. I słusznie: miał to się okazać ostatni w miarę pogodny wieczór na najbliższy czas. Następny dzień miał przynieść zmianę pogody, ciężkie chmury miały chciwie oblepić niebo, nie pozwalając nikomu zabrać spojrzeniem choćby strzępka nieskazitelnego błękitu.
Maya była tak skupiona na wędrówce, że zdążyła już zapomnieć o powodach jej pojawienia się tutaj, wbrew wcześniejszemu postanowieniu ucieczki z tych ziem, które powzięła zaledwie kilka dni temu. To miało się pojawić już za kilka chwil, towarzysząc Naemie w drodze. Była tuż za nią, jednak kiedy lwiczka trafiła nad Oazę, samica nie była zajęta wypatrywaniem jej, a zaspakajaniem pragnienia. Zastała ją pochyloną nad taflą wody.

Kiedy opuszczała te ziemie po raz ostatni była wściekła. To, co zobaczyła na Cmentarzysku Słoni, Ragnar zdradzający własne stado z Vasanti Vei pośród słoniowych kości, ciągnęło się za nią w myślach jak widmo. Późniejsze spotkanie Kahawiana jedynie przypieczętowało podjętą już decyzję. Wystawiła im wszystkich rachunek, zamierzając odejść stąd po raz ostatni. A odejść na dobre. Nie mogła jednak przewidzieć, że po drodze natknie się na Naemę.
Ciągle w cieniu poprzedniego spotkania z Akirą z wahaniem postanowiła zająć się małą, wiedząc, że nie poradzi sobie w głuszy sama. Kiedy lwiątko usypiało jej w łapach miała zamiar odejść razem z nią w jakieś ciche miejsce, by tam podszkolić ją i pozwolić jej nabrać krzepy. Do listy niespodziewanych spotkań wkrótce dołączyło również natknięcie się na Bonusa - zupełnie obcego samotnika, poszukującego, jak to ujął, życiowej drogi.
Puchate ucho najpierw drgnęło, później zaś cały łeb obrócił się w stronę dyszącej po wspinaczce lwiczki. Przywitało ją poważne, zagadkowe spojrzenie samicy, które - mało tego - nie opuściło jej na kilka długich, może nawet zbyt długich chwil.
Gdyby nie Bonus, nie znajdowałaby się już tutaj. Spotkanie z zagubionym lwem zupełnie odmieniło podejście samicy, przypominając jej o tym, że - niestety - była sama jedna. Nie mogła chronić Naemy przed wszystkim i wszystkimi, już jeden samiec to było dla niej wyzwanie. Wystarczyłoby jednak, żeby Bonus miał kogokolwiek do pomocy i los ich obojga byłby przypieczętowany. W tamtej nieszczęśliwej chwili, na rozgrzanych słońcem skałach podjęła decyzję o powrocie na terytorium stada. Decyzję, której groźba wisiała nad nią jak miecz Damoklesa.
Naema miała przed sobą twardą, niezłomną lwicę, która dla obcego sobie lwiątka podjęła ogromne ryzyko. Gdyby była trochę starsza, zrozumiałaby zapewne nieco lepiej spojrzenie, które teraz na niej ciążyło. Spojrzenie, które po tych kilku długich chwilach odwróciło się od niej, tonąc znów w czystej wodzie Oazy. Lada moment zagasło znów, zduszone powiekami, zdmuchnięte ciężkim westchnieniem. Największym zagrożeniem dla niej nie były teraz nieznajome, czające się na nią ślepia i pazury - najbardziej obawiała się Kahawiana i Ragnara, zwłaszcza Ragnara. Nie dała się wykryć na Cmentarzysku - była na to zbyt czujna - jednak, głupia, natychmiast poleciała do Kahawiana i wypaplała mu o wszystkim. Nie zdziwiłaby się, gdyby samiec przekazał później wszystko Ragnarowi. Być może sensowniej było udać się na Lwią Ziemię, zamiast tutaj? Nie ufała już ani jednemu, ani drugiemu: nie wiedziała, co planują, zapamiętała natomiast doskonale fakt, że spokojniejszy z samców doskonale wiedział o czym mówiła. Słyszał o całym planie. I nie zareagował w żaden sposób.
Z drugiej strony, obaj mieli wobec niej dług, którego żaden z nich nie spłacił. Uratowała im życie. W czasach, gdy choroba położyła niejednego lwa, to ona przemykała pośród traw, ryzykowała podzieleniem ich losu, polując dla nich, zajmując się nimi, doglądając zdrowia, podczas, gdy reszta stada... zniknęła. Była po prostu nieobecna. Czy na śmierć mogła liczyć, żyjąc życiem takiego stada? Była jego częścią, nawet na tym cholernym Cmentarzysku czyniła swoją powinność jako strażniczki. Jednak te argumenty, choć tak silne, bledły w obliczu tego, jak taniał rozum w tym stadzie. Bała się ich obydwu. Wiedziała, że musiała działać zanim nadejdzie cios. To ona musiała uderzyć jako pierwsza.
Myślała o Kalani, myślała o Nyocie, myślała o Frigg. Musiała jak najszybciej spotkać się z albo jedną, albo drugą partnerką ważnego samca. Tylko w ten sposób mogła poznać ich plany wobec siebie i wobec stada. To był teraz jedyny sposób, by zapewnić Naemie bezpieczeństwo, które jej obiecała.
W najlepszym razie - na to jednak nawet nie liczyła - Kahawian zachował jej słowa dla siebie. Było to możliwe, skoro sam nie zareagował, kiedy dowiedział się od kogoś wcześniej o planach Ragnara. Jeśli tak, to przywódca nie wiedział pewnie o niczym. Maya westchnęła raz jeszcze, ze zrezygnowaniem kładąc się na ziemię. To byłaby dla niej i Naemy najlepsza sytuacja. Trudno... miałaby rolę do odegrania. Musiałaby tylko utrzymać w tajemnicy fakt, że wiedziała o zepsuciu stada od samego źródła, choć to zależało nie tylko od niej, a także od Kahawiana. W takim wypadku mogłaby żyć dalej w tym cholernym stadzie. Wychować Naemę, zapewnić jej bezpieczeństwo, a dopiero później, gdy mała podrośnie: odejść. Pomóc jej znaleźć rodzinę. I nigdy już nie wrócić do tego pieprzonego stada.
Złożyła łeb na łapach, wpatrując się spod na wpół przymrużonych ślepi w wodospad. Odkąd tu była, pracowała ponad swoje siły. I nie chodziło tu o siły fizyczne: tych miała w zapasie, jej organizm był zahartowany i przygotowany na wszystko, co tylko mogło ją tutaj doświadczyć. To umysł nie był przygotowany na to, jak odmienne te lwy są od wszystkich innych, jakie poznała w swoim życiu. Nawet jej niegdysiejsi wrogowie nie byli zdolni do takiego zepsucia, takiego spaczenia jak Ragnar czy Vasanti Vei. A przybyła tu ze względu na Akirę... który później po prostu sobie odszedł, obwiniając ją o wszystko i o nic, a cholera wie, co pomiędzy tymi skrajnościami. Nie miała w tym stadzie już nikogo, komu mogłaby zaufać. Nawet, jeśli Kahawian okazałby się godny zaufania, które miała do niego kilka dni temu, bałaby się zaufać mu po raz drugi. To dlatego tym prędzej musiała spotkać się z Kalani lub Nyotą: tylko z kim najpierw? Co im powie, o co zapyta? I z kim będzie musiała walczyć w obronie małej Naemy? Jak Ragnar zareaguje na obecność nowej przybłędy, na temat których zazwyczaj wyrażał się dość jasno?
Akurat to dla Mai był najmniejszy problem. Jeżeli tylko lew nie wiedział i nie będzie wiedzieć o tym, jaką posiadła wiedzę, będzie łatwy do przekonania. Wciąż musiał jej wytłumaczyć, jak wyglądało spotkanie z Akirą. A jeśli odważy się zaoponować, Maya wywalczyłaby Naemie prawo do pozostania w stadzie. Własnym kłem i własnym pazurem, jeśli będzie to konieczne. Akurat tutaj Ragnar odpuści.
Trzecie westchnięcie. Jeśli nie wie i nie będzie wiedzieć. Zbyt wiele zależało od tego jednego założenia. Zależało od tego życie jej i małej Naemy. I nawet jej serce, wykute w tym samym kamieniu, co spojrzenie i całe jej zahartowane ciało, miało nadzieję, tępą, durną nadzieję, że niczyje więcej.
Jej oddech stał się jeszcze cięższy, gdy zdała sobie sprawę, że jeśli wszystko szlag trafi, to może być jej ostatni wieczór. Taki spokojny, taki cichy, taki... piękny. Kojący. A spośród dwóch założeń to właśnie objęcie śmierci czuła teraz na swoich barkach, nie zaś szczęścia. Tylko dureń polegał na szczęściu: sama to powtarzała, i to tysiące razy, nigdy nie pokładając nadziei w niematerialnych bytach i mrzonkach. Z tym, że jej ślepia, choć bystre, jej mięśnie, choć silne, a nawet jej ciało, choć zahartowane w walce - mogło nie wystarczyć. I była gotowa przyjąć każdą pomoc. Nawet tą, którą zwykle utopiłaby w pogardzie.
Ledwie zwalczyła niemą pokusę, by położyć uszy po sobie i zapomnieć o wszystkim. Popłynąć myślami razem z wodą, która przepływała teraz obok niej. Ale nie stało się to - uszy pozostały podniesione, czujnie postawione. Nie mogła teraz przestać. Musiała być ostrożna. Gotowa na wszystko. Była świadoma, że nie mogła liczyć na niczyją pomoc, choć tak bardzo jej potrzebowała.
Odwróciła się w końcu z powrotem do małej, spoglądając na nią jednym okiem.
- I jak? - Zapytała, po tak strasznie długiej chwili milczenia. - Podoba ci się?
Naema
Konto zawieszone

Płeć:Samica Wiek:4 miesiące Liczba postów:91 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 10
Zręczność: 10
Spostrzegawczość: 10
Doświadczenie: 10

06-08-2014, 00:00
Prawa autorskie: malaika4

Było to nic innego jak konsekwencje podjętych decyzji przygarnięcia kocięcia, jakie w prawdzie nie było z nią w żaden sposób powiązane. Całkiem obce, zagubione nieco noszące oznaki zagłodzenia, lecz nic nie kazało jej podejmować kroków do przyjmowania pod swoje skrzydła małej przybłędy. A jednak zrobiła to, zasiewając i ziarno nadziei że jeszcze kiedyś będzie jej dane zobaczyć tych których zgubiła
Dlatego mała pomimo dość długiej i mocno wyczerpującej wędrówki, nie narzekała za mocno, co jakiś czas upominając się o krotki postój.
Nie ważne jak długo spała, nie ważne że niedawno jadła, jej ciało nie zapomniało o trudach wcześniejszej drogi.
Zbolałe łapki z trudem zaczynały pokonywać jedną z najgorszych przeszkód z jakimi przyszło się jej borykać. Morze sypkiego piasku, który usypywał się gdy stawiało się każdy następny krok, utrudniając go.
Jak w takim wypadku miała wędrować lwiczka, nie wiele mając przy tym pokładów energii?
Cóż wprawdzie nie miała zbyt wielkiego wyboru, a coś przeczuwała że Maia nie będzie nosiła ją tak, jak była przyzwyczajona gdy zaczynała odczuwać zmęczenie. Już w czasie ich pierwszych godzin spotkania , dała jej dość wyraźnie do zrozumienia że nie jest taka sama jak lwy które znała.
Tak też to odrobina samozaparcia a i cud sprawił iż nie padła na pysk i o własnych siłach dotarła do oazy, gdzie uderzyć miała w nią kaskada kolorów i różnych zapachów, bardziej znanych i tych obcych w tym również słodkiej wody, jaka niemiłosiernie kusiła.
Naema oblizała się, ale i tyle ile starczyło jej sił poczłapała do oczka wodnego , gdzie wsadziła łeb, dosłownie , dopiero po paru sekundach wynurzając g, dzięki czemu . zdołała uchwycić pytanie lwicy która legła nieopodal
-Tak-odparła krótko, znów wsadzając łeb do wody
[Obrazek: naema1_zpsad0f7ce9.png]
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

06-08-2014, 00:21

W każdej innej chwili Maya mogłaby zareagować na dwa sposoby. Gdyby przypatrywała się Naemie tak, jak przypatrywała się teraz, mogłaby z łatwością wrzucić ją do wody, po części dla własnej zabawy, a po części, żeby nauczyć jej nawyku czujności. Mogłaby również wyszarpnąć jej łeb z wody i ofuknąć, żeby zachowywała się, jak na kota przystało. I wtedy dopiero wrzucić do wody.
Trzeci sposób, który normalnie nawet nie wchodził w grę, objawił się następnym westchnieniem samicy. Nie bez odrobiny zdziwienia obserwowała zachowanie małej kotki, jednak to było zaledwie ziarenko wobec rosnącego w niej strachu o jutro. To była wyjątkowa sytuacja, praktycznie najgorsza, jaką tylko mogła sobie wyobrazić. Dlatego też, po raz pierwszy w życiu, tęskniła za kimkolwiek, kto byłby teraz z nią. Powiedział, że będzie dobrze i pomógł jej w czarnej godzinie: aby nie przyszło jej walczyć samotnie. Nikogo takiego jednak nie było, a ta świadomość szybko urwała te myśli.
Lwica wyciągnęła obie łapy przed siebie, wysuwając pazury. Przyglądając się im smutnym spojrzeniem. To była jej broń - iluż już lwom przyszło nosić na sobie pamięć jej ciosów, ile udanych polowań zawdzięczała ich pewnemu, ostremu chwytowi? Nie dało się zliczyć. Przez całe jej życie pomagały jej w biegu, we wspinaczce, w walce. Przyszło im wysłuchać tylu niewłaściwych słów, wypowiadanych przez lwy bzdur, nieraz ukrócały je stanowczą, ostrą odpowiedzią. Będzie ich potrzebować. I wiedziała, że jej nie zawiodą. Nawet nie próbowała ich teraz obgryzać: potrzebowała ich takimi, jakimi były teraz. Może nieco brudnymi, ale ostrymi, gotowymi do walki, do ucieczki; do czegokolwiek, z czym przyjdzie się jej mierzyć jutro, choćby miała się siłować z samą śmiercią.
Ale nie podda się. Była sama, ale to nie zmieniało niczego. Nie podda się.
Naema
Konto zawieszone

Płeć:Samica Wiek:4 miesiące Liczba postów:91 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 10
Zręczność: 10
Spostrzegawczość: 10
Doświadczenie: 10

06-08-2014, 00:40
Prawa autorskie: malaika4

Jak dobrze być dzieckiem, jak dobrze żyć w beztrosce i nieświadomościowi targających Mai uczuć, będących wynikiem piętrzących się problemów, których sprawką miała być ta kulka futra, jaka z taką rozkoszą już nie tyle zaspokajała pragnienie, co moczyła zgrzany łepek, jaki musiał znosić bezlitosne promienie Afrykanskiego słońca, niestety i piasek po jakim przyszło im iść aby dojść do oazy, nie dawał ukojenia, a jeszcze bardziej wydzierał siły i wszelkich chęci. Teraz gdy znajdowały się w cieniu ,ale i przed wodnym oczkiem Neama w pełni zamierzała korzystać z uroków nowego miejsca. Powoli i rozbudzając się ze zmęczenia.
Po łebku przyszła pora na łapki, po łapkach na grzbiet i tak po paru chwilach, była praktycznie po uszy zanurzona w wodzie
-Jest cudowna-wykrzyknęła radośnie , strzygąc uszkami , ale i unosząc pyszczek jaki zwróciła w stronę lwicy.
Mała wynurzyła całą główkę, wpatrując się dość długo w lwice, wprawdzie chciała by ją zawołać ale nie wiedziała jak. Jak sama stwierdziła nie jest jej ciocią, więc samo słowo ciocia nie wchodziło w rachubę. Także nie była jej matką, kuzynką, siostrą... Może i znała jej imię, ale po prostu czuła ze od tak nie wypada go wypowiadać.
-Emm Pani Mayu-zaczęła zmieszana, momentalnie i nastawiając na sztorc uszka, jaki oczekując gwałtownej reakcji . Jeśli zaś nic takiego się nie stało, kontynuowała, zyskując przy tym wiecej śmiałości -Nie wejdziesz do wody, jest cudowna. Tak miło chłodzi-mówiła to jeszcze ta która tak niedawno ,wręcz z paniką reagowała na wodę
[Obrazek: naema1_zpsad0f7ce9.png]


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości