Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
26-07-2014, 14:02
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Palce, na których zatrzymało się niebieskie a ciemne spojrzenie, jeździły delikatnie po wierzchu raz jednej, raz drugiej dłoni, nieco pieszczotliwie, ach, jaka ta skóra tej nieszczęsnej dziewki była gładka. Można rzec, wręcz nie- bądź nad- naturalnie gładka. Jednak nie tylko owa była w tej dziwnej postaci Eweliny nad- czy nie-, choć mogło to być tylko głupie wyimaginowane wrażenie. Przecież przy zbaczaniu na mniej lub bardziej abstrakcyjne tematy, umysł może płatać figle, w konfrontacji z faktem, iż jeśli jej nie tknie, pewnie się nigdy nie dowie.
-Och, cóż innego wielce od czegoś oczekiwać, a po prostu dostać od rzeczywistości policzek-zacisnęła paluszki na nadgarstku drugiej łapki-Przyrównując to na przykład do... krzesła... Nie oczekuję od niego, że będzie miało miękkie poduszeczki na siedzeniu czy na podłokietnikach i oparciu, że będzie obite nie wiadomo czym, wykonane z niewiadomo jak luksusowego drewna, ozdabiane wymyślnymi ornamentami... ale gdy zamawiałeś krzesło, a przychodzi ci w paczce kartofel... czujesz się nieco... zdezorientowany... potem lekko podenerwowany... aż w końcu poddajesz się i musisz zaakceptować fakt, iż z racji, że nie sprawdziłeś zawartości opakowania przy dostawcy nie masz już żadnego prawa poddać tego reklamacji...-zabolał fakt, że nawet przy tak absurdalnym przedstawieniu sytuacji, musiała dokopać się do przykrego wspomnienia listonosza, który szybko awansował na najwyższe stanowisko w eh... Zamknęła ślepka, by jednak szybko wziąć się w garść i przenieść wielkie rubiny na oblicze Dariusza, jakby czyniąc go nagle bezbronnym, nagim tym szczerym spojrzeniem smutnych oczu. -Nie mam nic przeciwko kartoflom... zwyczajnie... chciałam by to co zostanie dostarczone jako krzesło... po prostu spełniało swą definicję... tyle-uśmiechnęła się prawym kącikiem ust, nieświadomie małpując rozmówcę. -Choć pewnie masz rację... po cóż mi krzesło, ziemniak też dobry. Może nie zasługuję na krzesło. Może winnam zostać gdzie byłam przez te głupie lata, które jak widać nie nauczyły mnie wystarczająco pokory... może rzeczywiście chcę za wiele-rozmazała jej się wizja na skutek odpłynięcia wzrokiem gdzieś indziej, mimo iż jej dłoń zaciskała się tylko mocniej na przegubie tej drugiej. -Masz całkowitą rację-dodała ciszej, nie zdając sobie sprawy kiedy jak i dlaczego przeszła na "ty"-zawsze wyznawałam to co mi teraz prawisz a... a wyszło jak wyszło i eh... stałam się najzwyklejszą hipokrytką-zacisnęła smutno swe piękne usteczka, wciąż starając się uśmiechać.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
20-08-2014, 21:17
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Nie zmieniając pozycji, wpatrując się we własne, ubłocone buty, starał się nie zgubić miesternie plecionej przez Ewkę wypowiedzi, gubiąc się i odnajdując w ciągach wypowiadanych przez nią skojarzeń. Gdy już wydawało mu się, że podąża za myślą i zna kierunek, do którego zmierza, w jednym momencie wibrujące w uszach słowa zmieniały tor lotu i podążały we wcześniej nie braną pod uwagę stronę, malując przed oczami Darka zupełnie nowe krajobrazy. Przyczynowo-skutkowy horyzont wirował. A wskutek tych wszystkich zabaw z metaforami, od czasu do czasu wpadając w niedającą się powstrzymać panikę i na nowo odzyskując spokój, Dariusz był gotów wpatrywać się w swoją rozmówczynię wielkimi oczyma i milczeć, wymownie milczeć, nawet nie próbując ukryć faktu, że niewiele może zrobić. Bo z tego wszystkiego czuł, rozumiał jedno - nieśmiałe zwierzenia, przytaknięcia i mimochodem rzucane drobne oskarżenia wobec samej siebie były niewysłowionymi wołaniami o pomoc. Być może danie o nich znać nie leżało w ewelinowych intencjach, być może ostatnim, czego dziewczyna chciała było prosić o czyjąkolwiek pomocną dłoń, lecz w wirach zagmatwanych opowieści o nieotwartych przy dostawcy przesyłkach było coś więcej, niźli tylko podzielenie się z nowo poznanym rozmówcą swoimi opiniami na temat życiowych oczekiwań. Czyż nie jest przecież tak, że po zbyt głośnym i zbyt długim błaganiu traci się wiarę w jakąkolwiek możliwość zmienienia aktualnego, tragicznego stanu rzeczy? Jest, nawet ktoś taki jak Darek o tym wiedział.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytał delikatnie, marszcząc czoło w objawie najszczerszego zmartwienia. Wzruszył ramionami i kontynuował cicho: - To nic nadzwyczajnego oczekiwać tego, o co się prosiło, to w zasadzie przywilej każdego człowieka. Odwrócił głowę i przez moment patrzył na jasny policzek dziewczyny. Gdy z powrotem zerknął w stronę horyzontu był pewien, że walące mu pod żebrami serce jest niedelikatną sugestią najmniej pożądanych w danej sytuacji żądz. - Pokora pokorą, ale chyba, tak z drugiej strony... no bo jeśli, tak jak... nie można też tak drastycznie w drugą stronę - miauknął w końcu, ponownie zaglądając w głęboką czerwień oczu Eweliny. - Z jednej strony, kiedy oczekuje się za dużo, łatwo się sparzyć. Ale z drugiej, jeśli uważa się, że nie należy nam się nic, zupełnie nic, no to... To też nie jest dobre. Zmarszczył czoło jeszcze mocniej, bojąc się, że jego słowa mogą zostać odebrane jako personalny przytyk lub - o zgrozo - zalecana do zaaplikowania do własnego życia mądrość. Oh, a on jedyne, co potrafił, to mordować. I przesypiać problemy. Oba fachy zdawały się być nieodpowiednie dla zmartwionej, zaciskającej coraz mocniej swoje paluszki Eweliny. Popatrzył na te paluszki z przerażeniem w oczach. Drgnął, jakby chciał po nie sięgnąć, lecz powstrzymał się zaciśnięciem warg i odwróceniem wzroku. - To chyba trzeba, nie wiem, jakoś wypośrodkować. Znaleźć złoty środek. Wzruszył ramionami, wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze przez nos. |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
21-08-2014, 19:47
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Rozluźniła jeszcze bardziej niż zwykle pobielałe palce. Spojrzała na rozmówcę, a wręcz patrzyła się teraz nań stale, przez co jego zerknięcia stały się wyłapane przez jej krwawe ślepka. Stając się świadomą owych oraz cóż się mu w środku może dziać, zarumieniła się nieznacznie i uśmiechnęła delikatnie, ach, potrafiąc tym uśmiechem łamać serca.
Słuchała go, bawiąc się a to swymi paluszkami, a to kosmykami białego jedwabiu, poruszając, w nie do zniesienia dla powstrzymujących się samców, ramionkami, a w tym też przecież i obojczykami, znowu niechcący mniej lub bardziej eksponując bladą szyję. -Och łatwo tak mówić, o złotym środku. A tak bezproblemowo i błogo jest popaść w ekstremę-westchnęła nie wypuszczając z klatki uśmiechu, a odrzucając pasmo włosów na trawę. A biła się w tej słodkiej, kochającej i zawsze wyrozumiałej, pełnej wybaczenia – bestia, żądna krwi swych oprawców oraz ich ciał, by wyeksploatować je do cna. Poczuła dziwne ciepło w klatce piersiowej na myśl o tych niecnych czynach, których nie popełniła, a które były ohydnie kuszące, szczególnie, ze względu na jej gatunek… Będąc już w jego temacie, ach, tak… podniosła się na łokciu będąc teraz nad Dariuszem, cała leżąca teraz na boku, co tylko bardziej okrutnie uwydatniało jej niemiłosierne biodra i absurdalnie idealną talię jak i wszystko co powyżej. Tafla jej włosów, w ogóle cała Ewelina była niebezpiecznie blisko, uśmiechając się do niego z góry. Jej gatunek tak, zawsze pełen żądzy, bezlitośnie biorący czego chce. Cóż z niej za wadliwy egzemplarz. Acz teraz i ciemnowłosy i ona dusili w sobie wszelkie pociągi ku drugiej osobie. Tak to rozbawiło syrenę, iż zaśmiała się tym swoim anielskim głosem, ironicznie wydobywającym się z gardła demona. Jeśli to było w ogóle możliwe, uśmiech i ten przeuroczy szczebiot tylko dodawały jej uroku. -Ja cię chyba męczę, hm?-jeśli nie sobą to tym abstrakcyjnym tematem i głupimi problemami. Problemy eh. Smutek. Nikt cię nie lubi gdy jesteś smutny, męczysz tylko, męczysz. Coraz bardziej Ewka chciała już mieć wszystko gdzieś, zapomnieć, rzucić i uleczyć się pocieszeniem. Czy jednak się po tym nie znienawidzi? A czy nie znienawidzi się bardziej za zarzucenie syrenich praktyk na swe wieczne życie przez jednego śmiecia, którego wbrew naturze pokochała sercem idiotki?
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
27-08-2014, 15:59
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Rozpraszany przez ogół nieskazitelnie idealnej kobiecości Ewki, Darek bardziej patrzył, niż słuchał. I nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć jak, ostrożnie opuścił się na łokciach i dotknął całym grzbietem ziemi. Powoli, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, wsunął jedną rękę pod głowę i sięgając drugą do kaskadowo spływających, delikatnych niczym jedwab włosów, stęknął w odpowiedzi, głosem słabszym, niż tego chciał:
- Nie, nie męczysz. Odkaszlnął cicho i próbując zachować pozór - oh, po raz kolejny już i z coraz większym wysiłkiem - normalności, zapewnił, ponownie zresztą, mniej pewnie, niż w zamierzeniu: - Nie męczysz, chyba ci to nie grozi. Obezwładniała go. A przeciwstawne i sprzeczne ze sobą myśli miotały się po jego głowie w zupełnym nieładzie, koniec końców przetrzymując Darka w niewygodnej przestrzeni niezdecydowania. Myśl o tym, że Ewka bawi się swoimi atrybutami zupełnie nieświadomie utwierdzała go w przekonaniu, że nadużyciem byłoby wyciągać z tej gry jakiekolwiek wnioski lub odczytywać nieumyślnie wysyłane sygnały tak, jak w innych warunkach winny być odczytywane. Postać dziewczyny była sprzeczna, nie dawała się jasno określić. Tylko tłukąca się pod czaszką myśl o tym, że kilka gestów wcześniej Ewka delikatnie wycofała się ze ścieżki, na którą sama niechcący Darka próbowała zaprowadzić, małymi kroczkami, oglądając się za siebie z powściąganym, delikatnym uśmiechem, tylko przypomnienie o tym trzymało go przygwożdżonego do ziemi. Lecz teraz znowu, ponownie blada rączka wyciągała się w jego kierunku z nie-intencją zaprowadzenia w miejsce, do którego Dariusz mógłby się dostać siłą bez większego, w tym wypadku, problemu. Poprzednim razem przegonienie z tej dróżki nie bolało, było tylko zawodem. Było przestraszonymi rubinkami i skulonymi ramionkami, które teraz, w geście zachęty, poruszały się powolutku i powściągliwie, eksponując określone zasmużonym światłocieniem obojczyki. Więc dokończył ruch, który zaczął; dosięgnął dłonią do włosów i jej wierzchem, w bardzo powolnym, ale zdecydowanym ruchu, odsłonił skryte ramionko, zarzucając zasłaniające je włosy na plecy Ewki. W przeciwieństwie do alabastrowej, kaszmirowej skóry dziewczyny, faktura jego dłoni była bardziej szorstka i twarda. Pokryte stojącymi teraz dęba włosami przedramiona były porysowane, miejscami trwale naznaczone pamiątkami po niechlubnych aferach. Popatrzył w jej oczy wyczekująco. Nie mógł być mniej ofensywny w swoim zapytaniu. Tylka dlaczego, dlaczego do cholery, nie mogło go opuścić przekonanie, że druga próba również zakończy się fiaskiem? |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
27-08-2014, 23:28
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Obserwowała go z tym nieniknącym uśmiechem, ślepkami, które chciały mrugać, ale za żadnym razem powieki nie umiały domknąć się do końca. Czy był aż tyle wart jego widok?
Gdy wyciągnął dłoń ku jej włosom, już, już w sile sugestii poczuła jego dotyk, ciepło i dreszcze, które wbiły swe igiełki przy nasadzie nosa, by rozejść się na tył głowy, kark, białe poharatane plecki, w końcu ogarniając i czoło aż po umysł, zdając się założyć na sekundę ciemną kurtynę przed wizją Eweliny. Jednak gdy podniosła wcześniej wspomniane powieki, okazało się, że nic jeszcze nie zaszło. Omiotła go równie pełnym pytań spojrzeniem, w odpowiedzi słysząc jedynie zatwierdzenie, iż nie jest męczącym towarzystwem. Odrzekła na to aż i tylko poszerzeniem nieco zanikłego uśmiechu ust oraz ocząt. Miała ochotę przybrać prawdziwą swą formę przez niektórych wyzywaną od szatanów i leniwie poruszać swym ogonkiem, którego by srebrne łuski lśniły w słonecznym blasku objawiając najpiękniejszą tęczę, jaką dane jest widzieć śmiertelnikom w ciągu całego ich życia. Nie mogła jednak tego zrobić. Na pewno nie od tak, nie przez głupią chęć pomachania sobie płetewkami; nie chciała by uciekł z piskiem. Jeśli już miała wszystko spaprać, to przynajmniej zgrabniej. Ponadto… wszelkie syrenie przymioty i tak jej przysługiwały i bez tej rybiej części ciała. Przeto i urok i piękno, dar kuszenia, piękny głos, a i umiejętność panowania nad umysłami… połowę z nich musiała trzymać na wodzy, przynajmniej na tyle na ile potrafiła, a potrafiła niewiele w porównaniu do tych, co potrafiły się wyszkolić w swym fachu. Sama była słaba, sama dała się kusić przez swe instynkty, by, gdy wszystko zajdzie odrobinkę za daleko – pęknąć i stać się ohydą, co otumania swym czarem nie dając czasu na znalezienie drogi ucieczki. Za to się nienawidziła. Za swą nieumiejętność, objawiającą się w tak słodkiej truciźnie. Tym bardziej była ohydna, że nic z tym nie zrobiła. Zupełnie zapomniała nie tylko o tym, ale i o Norwegu, by dać dotknąć kaskady jedwabiu. Była gorsza niż wszystkie dziwki Amsterdamu razem wzięte. Na samym początku sekwencji jego ruchów po chwili zetknięcia tych dwóch przeciwstawnych sobie tekstur, ścisnęło ją na wysokości mostka i krtani, czekając w napięciu, jakby jej kto miał ściągnąć przepaskę z zaślepionych oczu. Gdy jej włosy spłynęły po łopatkach, owa jakby został zdjęta, jednakże z bestii co rozprowadzała fale ciepła i przyjemnych skurczów przez jej ciało, z początku rozpuszczając ścisk w klatce, by zalał gorącem płuca, prześlizgnął się po linii prostej przez środek jej brzucha w dół, wziął w swe posiadanie lędźwie oraz kark, by skapać swobodnie na ramiona i ubrać całą śliczną główkę w kominiarkę, pozostawiając nietkniętą tylko twarz. Rumieńce na śnieżnych policzkach zdawały się mieć inne źródło niż owa bestyjka co jeździła pod jej skórą wszędzie indziej. Rumieńce były inne. Nie zauważyła kiedy jej łapka, pokryta skórą miękką niczym szmatki do czyszczenia ekranów plazmowych oraz LCD, powędrowała do jego przedramienia, by zaledwie opuszkami palców przejechać to po jednej, to po kolejnej szramce. Nie wiedział kiedy, nie wiedział jak, oraz ile zajęło, gdy te same opuszki poczęły jeździć ostrożnie, pytająco, ale och! Jak niemiłosiernie przyjemnie i delikatnie po linii jego włosów.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
27-08-2014, 23:53
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Obserwował drgnienia jej ciałka w skupieniu większym, niż był w stanie znieść, czując, jak napięcie rozsadza go od środka i ściska płuca zezwalając tylko na słabe zaczerpnięcia tchu. Przebiegał wzrokiem po jej twarzyczce, łypał szafirowymi ślepiami na zbliżającą się w jego kierunku rączkę i próbował w jednej chwili zarejestrować wszystkie zmiany zachodzące na dotychczas bladych, teraz pokrytych wypiekami, policzkach dziewczyny. Nieodgadniony wyraz, w jaki ubrała się wówczas Ewelina wywołał na jego czole kilka zmarszczek zmartwienia, zmrużył oczy i nakazał podźwignąć się powoli, wsparłszy się na jednym łokciu, wolną łapką wędrując ku wcześniej zarzuconym za bark włosom. Ostrożnie, jakby sięgał do motylich skrzydeł, dotknął krańcami opuszek rozpalony policzek, nieśmiało przesunął dłoń i oderwał palce od bladej skóry dopiero przy ewelinowym uchu. Przeskakując spojrzeniem z jednego w drugie rubinowe oko, na poły będąc zahipnotyzowanym przez otaczającą Ewkę aurę, na poły próbując zająć z reguły zajmowane w podobnych sytuacjach miejsce przewodnika, trzymając dłoń w powietrzu, tuż przy brodzie dziewczyny, uświadczał sam siebie w przekonaniu, że nie powinien nic mówić, a pytać gestem, ruchem, posunięciem w jej lub przeciwną stronę. Więc idąc za wnioskami, które przebiegły przez jego omotaną pożądaniem głowę, podsunął łokieć bliżej siebie, chcąc znaleźć się odrobinę wyżej, dotychczas zawieszoną w powietrzu dłonią dotknął odsłoniętego ramienia Ewki i nie przestając wyszukiwać na twarzy dziewczyny sygnałów do zatrzymania się lub ewentualnych zachęt, powędrował muskającymi jedwabną skórę opuszkami w dół, w dół, w dół.
|
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
28-08-2014, 17:48
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Powietrze wypełniło jej płuca nieco bardziej niż zwykle, gdy prócz dotyku swego jedwabiu poczuła na plecach cudzą dłoń. Jego dłoń. Jej ciepło przebiło się przez Ewkę na wylot, chwytając chciwymi szponami za jej mostek, by wkrótce, raz jeszcze, przypomnieć torsowi dziewczyny o swym istnieniu.
Rzęsy piegowatej zamiatały powietrze, gdy wodziła źrenicami po obliczu przepełnionego żądzą mężczyzny, a palcami wplotła się nieznacznie w jego ciemne włosy. Jednakże zdążyła dokonać tego zaledwie do poziomu pierwszych (czy też ostatnich, zależy jak patrzeć) stawów w paliczkach, albowiem dotyk jego szorstkiej skóry na jej mięciutkim policzku wzbudził w jasnej kolejne dreszcze i fale ciepła atakujące coraz to kolejne części jej ciałka. Oderwała więc dłoń od jego czoła, lecz na odległość tylko paru milimetrów; przymknęła powieki i uniosła nieco główkę, nieznacznie łasząc się nią do podarowanego dotyku. Powietrze przepływało przez jej śliczniutkie gardziołko, to ulatując przez idealne syrenie usteczka, to zasysane w dół, pod jej obojczykami, mostkiem i piersiami, w których i tak już płonął dziki ogień. Co z niej za syrena. Podnieca się bardziej niż jego. Ręka, na której łokciu się opierała, a która też zawisła tak blisko jego oblicza, drgnęła gdy oderwał swoją przy jej uchu. Otwarła ślepka, zdając sobie sprawę, że ma nieco rozchylone usta. Gdy począł muskać ją po ramieniu, wciąż niżej i niżej, jak za pociągnięciami magicznych nitek, jej mordka przybliżała się gradacyjnie ku niemu, a palce w końcu opadły na jego policzek, by mogła kciukiem, wręcz eterycznie, jeździć po kąciku jego ust, jednocześnie powstrzymując je od wyrwania się do tych drugich, będących już tak blisko, już owiewających ciepłym oddechem. -To niebezpieczne, w,wiesz?-szepnęła, już tak bardzo nie chcąc dzielić żadnej przestrzeni między nimi. Cóż, przynajmniej nikt jej nie zarzuci, że nie starała się ostrzec. Prawda?
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
28-08-2014, 18:29
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Uśmiechnął się lekko i przymknął oczy, znajdując twierdzące odpowiedzi w braku sprzeciwu z jej strony, w zbliżeniu, w lustrzanym odbiciu własnych ruchów. Przysunął brodę bliżej klatki piersiowej i gdy już miał podźwignąć się na jednej ręce, by tą drugą, dotychczas plotącą z dotyku pajęczyny na bladym ramionku wzdłuż pulsujących intensywnie żył, przerzucić za plecy Ewki i znaleźć się nad nią, usłyszał cichutkie, drżące słowa. Zatrzymany przez ich w zaistniałej sytuacji absurdalność, rozbawiony i podniecony niezrozumieniem, poprzedziwszy otwarcie ust krótkim, szybko zerwanym śmiechem, odpowiedział:
- Nic mnie to nie obchodzi. Po czym nie bacząc na powstrzymujący go od ruchu na przód opór delikatnych paluszków, przechylił głowę i zamknąwszy oczy, musnął ustami niemal niewyczuwalnych w kontraście z jego twardo ociosanym bytem warg Eweliny. Szorstki dotyk kilkudniowego zarostu. Gwałtowne poderwanie się w górę. Rozwarcie oczu. Nie miał ochoty odrywać od niej wzroku i nie miał ochoty odsuwać się od niej ani odrobinę, toteż wbrew pulsującemu w skroniach gorącu, postanowił zamiast własnym ubraniem, zająć się zwiewną sukienką ciągle skrzętnie kryjącą przed nim mapę dziewczęcych pieszczot. Oddychając głęboko, przy każdym nabraniu haustu powietrza w płuca dotykając brzuchem znajdującej się pod nim Eweliny, przechylił się odrobinę i utrzymując ciężar ciała na lewej ręce, prawą sięgnął do drobniutkich obojczyków, na których opierało się gorące światło. Jego twarde opuszki nie czuły tak wiele, jak w tym momencie pragnął. Ulotna forma dziewczyny była dla niego przeciekającym przez palce piaskiem. Przeczucie, że może tę filigranową formację zniszczyć lub stracić nie potrafiło go opuścić i zaczęło wzbierać w jego brzuchu ukłuciem frustracji zmieszanej z podnieceniem; wstrzymywanie się od zdecydowania i trzymanie swojej siły na wodzy rozedrgało jego sunącą w stronę plamki światła dłoń i w momencie, gdy finalnie dotknęła ona celu, w podniesionym na rubiny Eweliny spojrzeniu zapłonęła niebezpieczna iskra. Z twarzą powściągniętą dopiero co zrodzonym zdecydowaniem, oprószoną połowicznym uśmiechem, nie odklejając zahipnotyzowanego wzroku z ocząt pod nim, powoli ułożył całą gorącą dłoń na alabastrowym dekolcie i posunął ją w górę, w górę, wsunął pod włosy i za ucho dziewczyny, mając nadzieję dosięgnąć znajdującego się na jej plecach zamka sukienki. Zamka-wrót do rozkoszy. |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
28-08-2014, 23:36
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
To jego rzucenie wszelkich wątpliwości i znaczenia słów, tylko po to by ją czym prędzej posiąść, by dotknąć, by mieć, dmuchnęło w obiekt tych żądań tylko więcej powietrza w i tak buchający już żar.
Na muśnięcie jego warg odpowiedziała już całkowicie właściwym, jakże słodkim pocałunkiem rozpalonych ust. Powaleniu jej na ziemię zaakompaniował głęboki wdech, a i rzeczywiście rozwarcie oczu, szkarłatów nie potrafiących przestać zatapiać przenikliwego, szklistego z podniecenia spojrzenia w obliczu oprawcy. Czując dotyk jego brzucha na swoim za pierwszym razem, jej idealne nóżki podkuliły się, jednakże bardzo nieznacznie, a lędźwie bezwiednie wygięły się ku górze, by jej biodra mogły znaleźć się bliżej. Bliżej. Zarówno jak i jej biust przy jego silnej piersi, przy każdym przepełnionym pożądaniem i zapachem mężczyzny wdechu. By też i przy każdym wdechu łasić się do jego ogorzałej dłoni, pieszczącej obojczyki, niżej, dekolt, wyżej. Wiła się pod nim, wyginając szyję, eksponując ramionka i te nieszczęsne obojczyki, łaknąc ciepła, mimo, iż była rozpalona jak w gorączce, chcąc czuć się małą dziewczynką w rękach szorstkiego mężczyzny, przy którym nie będzie musiała myśleć, który ją poprowadzi, któremu da nad sobą pełną władzę i zapomni o wszystkim, wszystkim! Zauważyła ową iskrę, by zlęknąć się z początku, mieszając to uczucie z głodem pożądania, by w końcu się ucieszyć, tak, weźmie ją, bez obaw i trosk. Pieszczoty jej dekoltu, delikatnej szyi proszącej się o pocałunki i początków karku, wieńcząc to cudo dreszczem spowodowanym tknięciem włosów, wywołało ciche, pełne jednak zadowolenia i przyjemności westchnienie oraz pomruk proszący o więcej. Jedna dłoń Eweliny spoczywała w bliźniaczej lokalizacji, mocno wpleciona w jego kudełki, gdy druga z początku plątała się jeżdżąc po klatce Dariusza rozpinając drżąco parę pierwszych guzików jego koszuli, by teraz wpełznąć na plecki, jednak ledwo co dając o sobie znać. I co do rąk… Zamek jej sukienki zaczynał się niżej, dopiero pod łopatkami, więc nim zdążył go dosięgnąć, ona zechciała mu wytłumaczyć swe słowa ostrzeżenia, starając się bezładnie wybełkotać. -N,nie, ty nie, nie rozumiesz-jednak tak cicho, tak zagłuszone to było przez napięcie między nimi panujące, tak zamazane jej uśmiechem i tracącą świadomością… że sama nie zdołała rozpoznać, kiedy tam w dole zabłysło łuskowate srebro.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
29-08-2014, 13:08
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Był coraz szybszy, coraz bardziej zrywny i pewny w swoich ruchach; odpowiadając tym samym na wijące się pod nim ucieleśnienie pożądania bez cienia wahania, twardo stąpając po dobrze znanym sobie i uwielbianym gruncie. Nieuchwytna, umykająca jego oczom i dłoniom, za każdym razem o westchnienie przed nim. Nie pamiętał już o nieśmiałej dziewczynie drżącym głosem odmawiającej mu tego, czego teraz pragnęła równie mocno, co on, wokół czego gięła się teraz w niepowstrzymanym uwalnianiu gorejącego już olbrzymim płomieniem instynktu. I on nie był już tym, który pytał. Dosięgnął zamka w momencie, gdy wokół jego oczu wykwitły promieniste zmarszczki uciechy, gdy zachłannie przyjmował na siebie dotyk delikatnej dłoni-pajączka, wpełzającej na jego grzbiet ukradkiem, gdy dotykał czołem jej czoła, gdy wszystko, absolutnie wszystko wokół straciło na znaczeniu i nie było już nic prócz jej ciepłego oddechu wokół szyi, jej szybkich ruchów-ripost i westchnięć-krzyków.
- Rozumiem, uwierz mi, że rozumiem - mruknął do jej ucha z tą samą, co poprzednio, niedbałością. Później się wyprostował. Powoli, bardzo zadowolony z siebie i swojego dzieła; miał ją pod sobą, miał ramiączka jej sukienki zsunięte na krańce filigranowych ramion, własną koszulę w roztargnionym rozpięciu, rozczochrane włosy i głęboki, na siłę uspokajany oddech - wszystko to, czego chciał, do czego, równocześnie wraz z nachylaniem się do usteczek Eweliny, uśmiechał się całym sobą. Niechętnie oderwał ręce od jej ciała, sięgnął do ostatniego guzika koszuli i z przymknięciem oczu obdarzył gorący policzek muśnięciem nosa. Na chwilę zamarł, z dłońmi przy skórzanym pasku spodni. W jego głowie zadzwonił brzdęk rozpinanej klamry. To było jej zadanie. On znalazł zamek. Przez chwilę napawał się widokiem pod nim i tylko powoli wzbierające w jego udach drżenie spowodowane wysiłkiem utrzymywania go, mimo iż na, to jednak odrobinę nad dziewczyną, nakazało wyrwanie się z chwilowego skamienienia. Jego łapki powędrowały do ramiączek i w płynnym, długo wyczekiwanym ruchu, zsunęły je. W miarę szybkiego odsłaniania idealnego, jaśniuteńkiego ciała, pod żebrami serce rozpoczynało swój głuchy łomot, którego - nieświadomy tego, co przed chwilą stało się z ciałem dziewczyny, skoncentrowany tylko i wyłącznie na meandrach marmurowej faktury jej torsu - Dariusz nie zamierzał jeszcze uspokajać. Wiedział, na jak wiele może mu pozwolić, by cieszyć się krążeniem wokół szczytu rozkoszy w sępim locie podniecenia. Byli dopiero na początku. Pomyślał o kilku krokach naprzód. O dzielących ich od wzajemnej otwartości sekund. Zapragnął, całym sobą, jeszcze mocniej, niż dotychczas, pożreć wzrokiem i dotykiem całą postać zatrzymującej dech w jego piersi rubinowookiej. Pogonił się. Uwolnił jej spętane sukienką ręce. |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
31-08-2014, 20:40
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
/Pomińmy fakt, że zawsze wyobrażałam ją sobie w kiecach bez jakichkolwiek ramiączek hue~
A im był szybszy, bardziej zrywny i pewny w swoich ruchach, tym bardziej mu się poddawała, gdy z każdą sekundą jej ciało stawało się tylko gorętsze i dziwnie atrakcyjniejsze. Nie musiała się martwić, nie musiała myśleć; on się przecież wszystkim zajmie. Nie musiała nikogo prowadzić, nikogo przełamywać. Nie ma przecie najmniejszej potrzeby. -N,naprawdę?-rozpromieniła się w uśmiechu, nieczęsto już potrafiąc otworzyć ślepka, gdy w tym tańcu to dotyk pełnił funkcję zmysłu poznawczego. Aż zrobiło jej się błogo, mogła zapomnieć o zahamowaniach i zasadach. Przecież rozumiał, nawet jeśli ona sama nie była świadoma, cóż jej ciało teraz wyczynia. Mógł nie zauważyć, iż jej włosy jarzą się na końcach dziwnym blaskiem, mógł nie zauważyć ogona. Jednak na ile i jak długo jeszcze będzie ślepy, gdy jej nie było dane widzieć? Odchyliła główkę, jak to miała w swym zwyczaju eksponowania tchawicy, a teraz i jej klatka piersiowa się nieco wygięła, jakby chciała w ten sposób poprawić widok na siebie, oraz wszystko co zawierała, jaśniejące, blade, w tym afrykańskim słońcu. Im niżej zsuwał materiał, tym więcej widział: obojczyki, wezbrany biust, żebra… Żebra. A pomiędzy nimi mógł się zlęknąć, iż jakieś nacięcia, blizny czy rany… nijak to był jednak jakikolwiek uraz. Skrzela? W tym samym czasie, jedna jej, dziwnie jakby, odrobinę szersza oraz z lekka inna w swej fakturze dłoń zsunęła się na jego szyję, obojczyki, pierś, gdy druga z pleców powędrowała na jego brzuch, jeżdżąc po nim opuszkami, nawiedzając a to żołądeczek, a to trochę boczek, a to podbrzusze, by wsunąć czasem, niby niedbale, zaledwie tylko troszeczkę, owe paluszki za linię materiału jego spodni. Jeśli te drobne znaki zdołały choć na sekundę skupić jego uwagę i w dziwacznym przeświadczeniu, iż coś jest nie tak, dręczony dreszczami kark zgiąć, kierując wzrok Dariusza za siebie… Srebrne łuski lśniące w snopach światła, rozbijając owe niczym pryzmat, zwieńczone oraz i po drodze ozdobione półprzezroczystymi płetewkami, ostatecznie były w stanie postawić sprawę jasno.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
31-08-2014, 22:24
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
/kurde byłoby Dariuszowi łatwiej
W półmroku przestrzeni przymkniętych ślepi Ewelina była tylko ulotnymi fragmentami samej siebie; przebłyskami jasnej skóry i fal jedwabnych włosów - ich odrobiny przenikały do jaźni Dariusza by zabłysnąć tam na moment i zaraz potem zniknąć, ustępując miejsca kolejnym. Łapał je łapczywie. Każdą z osobna. Chciał pochłonąć wszystko to, czym obdarzało go wijące się pod nim stworzenie, już nie kobieta, a ucieleśnienie pożądania. Dlatego dostrzec coś przez spowijającą jego oczy zasłonę gęstniejącego zapomnienia było mu wyjątkowo trudno. Działał instynktownie i bez analizy, odpowiadał bez namysłu. Cofnął się odrobinę, przyozdabiając swój ruch o kilka skubnięć ustami przestrzeni wokół jej piersi. Jego kark objęło przyjemne mrowienie, a zza zaciśniętych w tym momencie warg dobył się krótki pomruk, gdy faktura jej opuszek przebiegła ukradkiem przy jego kręgosłupie. Uniósł wzrok na odchyloną w tył brodę i zachwycony jej delikatnym obrysem, posunął się do przodu, wsuwając koniec końców nos za ewelinowe ucho. Jego ręce powędrowały w przód, otaczając głowę syreny. Tym samym, wsparty na łokciach, gdy ostrożnie prostował nogi i nie orientował się, że nie może jednej z nich umieścić w wygodnym miejscu pomiędzy udami Eweliny, zetknął się z nią pierś w pierś, brzuch w brzuch. Krańce jego koszuli opadły po obu ich bokach. Naparł w kilku pocałunkach na bladą szyjkę. Penetrując jedną dłonią przestrzenie pomiędzy miękkimi, ledwie wyczuwalnymi w swojej delikatności włosami, uwolnił drugą i powędrował nią powoli w dół, przesunął się, by mój sięgnąć do piersi dziewczyny, pobiec jeszcze niżej, zatrzymać się na ułamek sekundy dłużej przy nacięciach skrzeli i zignorować je, chcąc szukać dalej. Odkleił gorącą łapkę od równie rozpalonego, co ona, ciała Eweliny i szybko omijając fałdki sukienki, uszczknąć dotykiem jedwabnej faktury mającej się tam znajdować nóżki. Wtedy jego dłoń całą swoją powierzchnią znalazła się na łuskach. Drgnął wówczas bardziej wewnątrz, niż ciałem. Bezmyślnie, ani odrobinę nie tracąc z nadanej ich wspólnemu biegowi szybkości, oderwał brodę od pulsującej szyjki i unosząc się nieco, przysuwając ją bliżej klatki piersiowej, zerknął w stronę swojej zafrapowanej niezapowiedzianą niespodzianką dłoni. Dwa gorące wydechy. Czując, jak wzbiera w nim podniecenie nie zastanawiał się nad muskającymi jego palce łuskami jako tym, czym w istocie były. Odchylił głowę z powrotem w stronę brody Eweliny i wyciągnął się, by ze zmarszczonym nosem i zmrużonymi oczami dotknąć zębami jej brody. Zaśmiał się króciutkim fuknięciem przez nos, lekko uniósł, bardzo niechętnie wpuszczając pomiędzy ich torsy chłodne powietrze, i z powrotem zerknął w dół, by pomóc sobie wzrokiem w rozpracowaniu bielizny... Łyknął powietrza. Pierwsze mrugnięcie oczami było niezbyt trzeźwe, ale zarejestrowało wystarczająco dużo. Później wszystko w nim zamarło. Pędzący pociąg wpieprzył w skałę. Dotknął łusek. Jego dłoń rozcapierzyła się niekontrolowanie i oderwała od skóry Eweliny. Mrugnięcie oczu później dotychczas wpleciona w jasne włosy łapa jakimś cudem nie ciągnąc ich, znalazła się obok głowy dziewczyny i posłużyła jako punkt podparcia dla zrywającego się w panicznym odruchu ciała. Gdy poruszył głową by zerknąć w rubinowe oczy był ledwie kilka centymetrów wyżej, lecz kontrolne, powrotne spojrzenie w stronę Czegoś, Co Miało Być Nogami, A Się Nimi Nie Okazało, zaraz sprowokowało jego ciało do przekręcenia się na bok. Zamarł z prawą ręką uniesioną w górze z palcami rozłożonymi niby kocie pazury. Przeorał butami ziemię i przewalił się na lewą stronę, nie przestając wpatrywać się w OGON z otwartymi ustami. Powietrze ugrzęzło mu w gardle. Zesztywniał z prawą ręką i nogą uniesionymi w ramach odruchowej samoobrony, brutalnie ogłuszony przez to, co widział, ogłuszony niby rozkwaszona na licu skały lokomotywa. Jechała bardzo szybko. |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
03-09-2014, 01:07
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Oj tak, w tych cudownych dla ich obojga chwilach, Ewka stawała się tym, czym zawsze dla napalonych samców – obiektem, zjawiskiem, ukochanym przedmiotem. Tylko, że ciepłym i oddającym pieszczoty. A ona, jak zwykle, albo w ogóle nie myślała, bądź też widziała za każdym aktem oddania się wielką miłość. Szczęśliwie, tym razem działo się to pierwsze.
W tym amoku już nie wiadomo czasem było jak i kiedy czyje ręce się gdzie znajdowały. Gdy całował jej piersi, białe palce wplotły się w przeciwstawne im w kolorze włosy, gdy jego nos wściubił się za jej ucho – wbiły się w opalone łopatki. Podczas gdy przylgnął do mączno jasnego jej, a gorącego jak rozgrzane czarne węgle ciałka, jeździła dłońmi po całych już jego plecach, gdy sama jak i wcześniej, gięła się i wzdychała, tak czy inaczej nie potrafiąc dać ujścia swej rozkoszy, czując, że zaatakowana całusami szyja jak i dotykiem szorstkich palców włosy, sprawiają syrenę przejętą ponad miarę zwykłego śmiertelnika. Cóż więc mówić o akcji jej serca, oddechu i przepływu krwi, gdy drugą z rąk pieścił ją to niżej i niżej, a jej ciało aż samo cisnęło się pod dłoń Dariusza. I Ewka się zaśmiała, krótko, ledwo mogąc nazwać to śmiechem gdy coś tak odmiennego od gorącego ciała jak zęby ją tknęły ah! Kiedy ostatnio ktoś tak jej chciał? Kiedy ją ktokolwiek jeszcze tak zechce? Czuła się… choć nie, była szczęściem i prawdziwie, tym ucieleśnieniem pożądania, jakże więc mogły ją dręczyć jakiekolwiek myśli, nawet w perspektywie gardzenia sobą przez resztę życia. Czy warto? Pewnie nie. Kogóż by to jednak teraz obchodziło. Gdy uwolnił przestrzeń między ich klatkami piersiowymi, przemknął przez jej oblicze grymas zawodu, nawet jeśli absurdalny, nawet jeśli miał na celu dorwać się do części jej ciała, które nie znosiły już tak przedłużającego się, według nich, czekania; nie chciała się nijak od niego oddalać, jedynie zbliżać, zbliżać. Nawet, eh, nawet jeśli nie było jak. Nagle, w skutek gwałtownego oderwania się ciała jednego od drugiego, na tej powierzchni gorącej jak piekło, czującej niebo, jasnej czerwonookiej zrobiło się nieprzyjemnie… chłodno. Jeszcze parę taktów jej zajęło nim z narkotyku żądzy zdołał się przebić promień racjonalnego myślenia, uporczywie pytającego się, cóż zaszło. Zmarkotniała śliczna mordka, rozwarły się ślepia, parę razy zamrugały w niezrozumieniu, by podnieść się nieco, opierając na jednym z łokciu i omiotła zdezorientowanym spojrzeniem sarny przerażonego kociaka. Ściągnęła nieco brwi, nic a nic nie rozumiejąc aż… aż nie złowiła kątem oka swych rąk. Wbiła w nie przerażone źrenice, chcąc krzyczeć gdy nie mogła, by zaraz w pełni świadomie pojąć, iż przybrała formę, której nie winna nikomu pokazywać, której się wstydziła i której nienawidziła. A zarazem tak kochała, forma, która dawała jej możliwość chowania się przed samą sobą na dnie skandynawskich jezior, zimnych oceanów czy cieplejszych mórz. Po czasie, po którym jej serce domagało się jednak dostawy tlenu, gdy przestała w szoku i przerażeniu oddychać, głęboko nabrała powietrza, a srebrna masa znów stała się dwiema zgrabnymi kończynami, zniknęły skrzela, łapki stały się węższe i gładsze. Podniosła, drżąc, oczęta na niebieskookiego, wyglądając jakby się miała w każdej chwili rozpłakać, gdyby tylko tamten wykonał niewłaściwy ruch, rzekł co, bądź choćby ruszył nie ten mięsień twarzy.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
03-09-2014, 02:04
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
Patrzył na nią z szeroko rozwartymi ustami i oczyma, oddychając ciężko i szybko, czując jak igiełki potu tępią swoje ostrza na jego karku i wzdłuż kręgosłupa. W większym nieładzie, niż tym, w jakim zastawał siebie każdego poranka, roztrzęsiony, porozpinany i rozpalony jak w szaleństwie, błądził z przerażeniem po przechodzącym kolejną metamorfozę ciele Ewki i powoli opuszczał zarówno uniesioną w odruchu obronnym rękę, jak i nogę. I chociaż wszystko wracało do pozornej normalności, jego oddech nie zwalniał, a boki i pierś nie przestawały unosić się w rytmicznych, szybkich oddechach. Szczęka poruszyła się kilka razy minimalnie, a oczy zdołały skupić się na twarzy dziewczyny. Najpierw na ułamek sekundy, później na chwilkę, na końcu zatrzymując się na niej na stałe. Był tak bardzo zgubiony, zagubiony jak nigdy wcześniej. Bardziej, niż za swoim pierwszym razem.
Podciągnął do siebie kolana i zakrył usta jedną dłonią, nie przestając wpatrywać się w Ewkę z przerażeniem. Czuł, że w jego gardle rośnie coś, wobec czego jest zupełnie bezsilny, podobnie jak wobec gorąca, które wzbierało w jego rozżarzonych, jeszcze moment temu pożądaniem, teraz strachem, oczach. Odkleił od niej wzrok, pomny na panikę, lustrzane odbicie własnej, odmalowane na bladej twarzyczce. Był wyjątkowo odważny, biorąc pod uwagę wszystko to, co zaczynało go trawić, że zdecydował się na powrót w przestrzeń jej rubinków. Wbrew wszystkiemu, co go kilka chwil temu spłoszyło, niewiele zmieniło się jeśli idzie o uczucie, które w nim wzbierało na myśl, teraz myśl tak bardzo mimo wszystko potarganą, o Ewelinie. I że ona wiedziała, co zaszło (taką przynajmniej miał nadzieję), a on był teraz sam, owiewany absurdalnym na tym afrykańskim wzgórzu chłodem, i że miał ochotę się rozpłakać jak mały chłopiec, któremu nie wyszło, to wszystko odjęło jego dłoń od drżącej brody, objęło obiema rękami własny brzuch i oparło czoło o kolana. Zwinięty w pozycji wyrażającej największą żałość i bezbronność, które w nim teraz urastały do niedających się przezwyciężyć sił, mruknął cicho: - Przestraszyłaś mnie. Bo nie wiedział jak ani czy powinien zapytać o to, co się stało. |
|||
|
Eleri Konto zawieszone Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:3,7 lat Liczba postów:165 Dołączył:Wrz 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 59 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 12 |
21-09-2014, 22:45
Prawa autorskie: Moi et only moi (Szczurzysława)
Gorejące płomyczki czerwieni jej ślepii, bestii, szklące się z każdym tchnieniem tej chwili, tylko bardziej i bardziej, wbijały się kolejno raz w lewy, raz w prawy szafir. Tak jakby każdy z osobna mógł przesłać inną wiadomość. Jednakże oba, które w końcu objęła wspólnym spojrzeniem, zionęły jedynie panicznym strachem, zmieszaniem, zagubieniem. Wciąż w prawdzie wpatrywał się w nią jak w zjawisko, acz, jeśli wcześniej była dlań pokazem egzotycznych motyli, teraz była powykręcanym maszkaronem pokazywanym na wyśmianie, bądź też widowiskowym odbyciem wyjątkowo brutalnej egzekucji.
Z bólu paliło ją w piersiach, które poczęła zakrywać sukienką, spuszczając śliczny łepek, by tafla białości zsunęła się płynnie, przysłaniając jej oblicze, dając pozór schronienia. Jednak nie była to wystarczająco silna iluzja. Cierpienie znalazło sobie ujście kanałami łzowymi, parząc niemal te trupie, nakrapiane policzki. Przełknęła ślinę, oddychając głośno, drżąco, jakby kto ją dźgnął między żebra i wszystko pod nimi poczęło się trząść, serce walić, gdy powietrze zdawało się ulatywać wszelkimi skórnymi porami, sprawiając mowę słabą, rozdygotaną, niemal bełkotem wydobywających się ze zdrętwiałych przerażeniem i zgryzotą usteczek. Jego ciche mruknięcie było wyraźnie słyszalne na tle ogłuszającej ciszy, która zapanowała dla syrenki. Co rzekł zdawać by się mogło w sumie i nieco absurdalne wobec zaistniałej sytuacji... lecz ją mało co dziwiło na ten sposób. Teraz wszystko jak i nic posiadało w sobie sens. -P,przep,praszam-wyjąkała niemal bezgłośnie, niezrozumiale, w połowie słowa płaczliwie załamując głos. Skuliła się, siedząc na piętach, wbijając bezlitośnie białe paluszki w równie mleczne ramiona, łkając żałośnie i jakby miała tak siedzieć i szlochać już zawsze, nie biorąc pod uwagę realiów życia i świata, takich jak na przykład, iż może warto by kiedyś wrócić do domu, zjeść co i nawet prawdopodobnie złożyć mózgownicę do snu. Spróbowała, na tych galaretowatych nóżkach, podnieść się z ziemi, lecz zaraz tylko, dopełniając ogólnej beznadziei potknęła się, ponownie witając się z matką Ziemią. Czerwone, za słoną taflą, spojrzenie uniosło się na jedyny punkt odniesienia w tym jednym wielkim zawrocie głowy - Dariusza. Dostrzegając go w pozycji niemal embrionalnej, dorosłego mężczyznę, będący w stanie się rozpłakać równie bardzo co ona, uderzył ją, tam gdzieś pod mostkiem, duszący, zwalający gdyby już zwalona nie była, ból. Wbiła szeroko rozwarte źrenice, najpierw w nieokreślony punkt eteru, jakieś piętnaście centymetrów przed swą twarzą, by zwiesić ją poddańczo wobec danego jej losu, nakapać kroplami na swe przedramiona i wyszeptać tylko: -Jestem potworem-a tu gdzieś, właśnie tu, pałętał się jeszcze pytajnik, nie będący pewien, czy rzeczywiście tu jest, czy może jednak sama kropeczka zakończyła krótki osąd.
[center]Głos|Theme song I, II
I am wiser now So much wiser now But my wisdom is the wisdom of a fool somehow For I love you I still love you But I'm only Little miss Lonely A tear is such a very lonely thing But crying is the only thing That I can find to do Since I lost you Z tobą czystość zachować to gorzej każdy lew by się spalił już dawno las popiołu z jego grzywy nic więcej . |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 7 gości