♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

11-04-2015, 23:48
Prawa autorskie: Malaika4

Nie płakała długo. Trzeba było być jednak ślepym, by nie zdać sobie sprawy z tego, że to powróci. Świadomość tego, że razem z Derionem i Ivy, z jej ukochanym wybawicielem i jego niewinną córką odeszła również wiadomość o Manueli zgniotła w Lai wszelkie fundamenty normalności, które zbudowała w niej postawa Eidel. Nawet nie zauważyła momentu, w którym Kahawian objął ją, próbował pocieszyć - jakby nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i to pomimo tego, że przylgnęła do niego, chciwie łaknąc ciepła i oparcia.
Z sercem stającym jej w gardle, roniąc wciąż pojedyncze łzy, bez słowa ruszyła za Kahawianem.

[zt]
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

29-04-2015, 00:01

Wróciła do swojego miejsca niedługo później. O ile czas się zmienił, zestarzał, nie zmieniła się jej maniera. Dopóki słońce wspinało się po nieboskłonie, oglądać miało starą lwicę patrolującą tereny stada, wspinającą się po skałkach i biegnącą po najtrudniejszym terenie. Teraz nawet jej własny cień schował się pod nią przed słońcem, kiedy zdecydowała się na parę chwil odpoczynku pod drzewkiem, które zwykła nazywać swoim. Przysiadła pośród jego korzeni, wygodnie i leniwie, rozglądając się po okolicy, z braku innego zajęcia.
Liczyła na to, że w trakcie patrolu natknie się na Kahawiana - wcześniej już miała wrażenie, że złapała w biegu wątły skrawek jego zapachu, jednak ulotny trop pojawił się i zniknął, zanim zdążyła go podjąć. Teraz odpoczywała więc w cieniu gałęzi, doglądając spokoju Zachodnich Ziem.
Potem pobiegnie dalej.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

29-04-2015, 00:27
Prawa autorskie: Dirke

Ileż to czasu minęło odkąd biegał pomiędzy tymi trawami i krył się przed czujnym okiem brata, kiedy bawili się w chowanego? Wtedy każde źdźbło było mu doskonale znane, każdy kamień został raz czy dwa razy obwąchany, każde drzewo nosiło na sobie ślady ich pazurów. Dość dużo wody w rzece upłynęło od tamtych wydarzeń, jak dla niego. Ale nie róbmy z niego od razu staruszka. W końcu każdy może sobie czasem powspominać, nieprawdaż?
Trafienie w te okolice nie było specjalnie trudne. Mimo, że przebył w swoim życiu bardzo duże odległości, coś go zawsze ciągnęło z powrotem. Tak jakby wiedział, że tu jednak jest jego miejsce, że kiedyś do niego wróci. No i proszę. W końcu się stało. Stał na tych samych ziemiach, na których się urodził. Ale lwów, które znał, już tutaj nie było.
Saix usiadł i wciągnął powietrze w płuca. Wiatr doniósł mu o przeróżnych elementach otoczenia, ważnych i tych mniej. Gdzieś nieopodal pasło się kilka gnu. Gdzie indziej leżała jakaś padlina, już prawie obgryziona z kości. W innym miejscu znajdowała się wielka sterta guano, pozostawionego przez słonia.
Wysoka trawa nie ułatwiała mu obserwacji terenu, niemniej jego oko wypatrzyło również leżącą pod jednym z drzew lwicę. Infinity skupił na niej wzrok. Oczywiście że jej nie znał, niby skąd miałby ją znać, skoro pół życia spędził na wędrówkach.
Nie był pewien czy chce zamienić z nią słowo. Teoretycznie mogłaby poinformować go o szczegółach dotyczących sytuacji pomiędzy stadami. No bo jak jesteś odludkiem to niewiele wiesz. Wypadałoby więc szybko uzupełnić wiedzę. Nie zdecydował się jednak na podejście. Zdecydował, że pozwoli samicy zdecydować, czy dojdzie do spotkania. On wiele nie straci, jeśli nic takiego nie nastąpi. Jak nie ten lew, to inny. Każdego można spytać.
Udał się więc w kierunku kości z resztkami mięsa, o których doniósł mu zapach. Nie żeby nie mógł sobie po prostu zapolować gdyby był głodny, ale po co ma się marnować? Żeby durne hieny zjadły?
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

29-04-2015, 10:12

Zauważyła go bardzo szybko. Jego ciemne futro sunęło pośród morza pożółkłych traw jak plama, doskonale widoczna z każdego miejsca. Z początku myślała, że to lampart, więc nie zareagowała niczym innym, jak ostrzegawczym warknięciem. Ale kiedy rozpoznała w tej sylwecie innego lwa, do tego samca, zerwała się na równe łapy, a ostrzegawczy warkot zamienił się w ostrzegawczy ryk.
Od czasu, kiedy Nyocie stała się krzywda, podejście Mai do obcych zmieniło się z zimnego na lodowacie agresywne. Mierzyła samca czujnym spojrzeniem, zrobiła nawet kilka kroków w jego stronę. Nie zdecydowała się na żadne słowo - całą sobą zaś pokazywała mu, że nie był tu mile widziany. Do momentu, w którym znalazła się dostatecznie blisko, by słyszeć jego ciężkie kroki.
- Coś ty za jeden? - Warknęła na niego, oczekując jednej tylko reakcji. Wycofania się i grzecznego wytłumaczenia się. Po tym, co stało się Nyocie, bezpieczeństwo jej lwic jedynie zyskało na znaczeniu. Kazała więc Saixowi zmierzyć się z jej ostrym ostrzeżeniem, zimnym spojrzeniem i mnogością blizn na jej ciele.
I czekała na odpowiedź.

// Tylko jeden odpis mogę Ci teraz dać, resztę postaram się wieczorem wrzucić, najwcześniej późnym popołudniem.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

29-04-2015, 13:27
Prawa autorskie: Dirke

Ano, takie były niestety wady posiadania futra w kolorze węgla. Poruszanie się po sawannie od razu gwarantowało, że zostaniesz wykryty. Podczas polowań również było to przeszkodą, z tego też powodu Saix polował zwykle nocą. A jeśli trafił na padlinę, tak jak teraz, także nią nie wzgardził.
Oczywiście od razu dostrzegł, że nieznajoma lwica zwróciła na niego uwagę. A więc miał rację, należała do tutejszego stada, bo jej gesty jasno świadczyły o tym, że będzie bronić tutejszych ziem i chce przepędzić intruza. Zdziwił go jednak trochę poziom agresji, jakim się wykazała. Ten ryk to słychać było chyba na drugim końcu sawanny albo i dalej. A przecież sprawy można zawsze załatwić pokojowo.
Zanim samica do niego dotarła, on zdążył już dojść do wcześniej wypatrzonej sterty kości. Była to chyba zebra, już prawie obgryziona z mięsa. Wprawny smakosz jednak bez trudu znajdzie tam jeszcze coś dla siebie, a Saix takim właśnie był. Dostanie się do trudno dostępnych zakamarków w szkielecie zwierzęcia sprawiało nieco trudności, ale było dla Saixa chlebem powszednim.
Położył więc swoje pokaźnych rozmiarów cielsko i zajął się przebieraniem w stertach kości. Przeniósł jednak spojrzenie na lwicę, która odezwała się do niego pierwsza.
- Yatta. - użył starego, złoziemskiego powitania. A nuż jego rozmówczyni będzie je kojarzyć? - Wołają mnie Infinity. Powróciłem na swoje stare śmieci.
Nie za wiele wyjaśnił, ale na początek chyba wystarczy, nie? W końcu, o ile lwica nie zdecyduje się przegnać go siłą, mieli trochę czasu na rozmowę. Swoją drogą, jej blizny robiły wrażenie. Saix nie chciałby z nią walczyć, ale w sumie on generalnie nie przepadał za walką, skoro można było coś rozwiązać pokojowo.
Ułamał jedną z cieńszych kości i zaczął grzebać nią sobie w zębach.
- A ty kim jesteś? I do kogo teraz należą te tereny?
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

29-04-2015, 21:10

Nie mógł liczyć na żadną przychylność, nawet, jeśli w odczuciu Mai zachował się jak należy. Nie zrezygnowała również ze swojej raczej bojowej postawy, choć zaszła w niej jedna różnica - położone do tej pory po sobie uszy teraz sterczały podniesione, uważnie wysłuchując jego słów.
Już miała zejść odrobinę z tonu, kiedy - w jej oczach - lew zaczął okazywać jej swoje lekceważenie. Obnażyły się kły. Nie spodobało mi się to. Nie zrobiła nic więcej tylko dlatego, że lew znalazł się na ziemi, ze zdecydowanie mniejszym polem manewru, by mogła się czuć faktycznie zagrożoną jego postawą. Dlatego też sama przysiadła kilka kroków od niego, ciągle mierząc go uważnym spojrzeniem, gdy miętolił swoją kość.
- Maya. - Przedstawiła się stara samica. - Jestem ze stada z Zachodnich Ziem i do nas należą te ziemie. - Postawiwszy sprawę jasno, spojrzała z politowaniem na rozgrzebywany przez niego szkielet. Czyżby polował tu wcześniej? - To są te twoje stare śmieci? - Zapytała z powątpiewaniem, badając samca, na ile potrafiła najlepiej.
Był duży, w dobrym wieku i w dobrej kondycji. Musiał być, skoro natura skrzywdziła go takim odcieniem futra - polować mógł tylko w nocy, zapewne tylko w niechcianym towarzystwie hien. Musiał być dobry. I najwidoczniej nie planował zmieniać tego stanu, skoro postawił na rozmowę - i dobrze.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

29-04-2015, 22:59
Prawa autorskie: Dirke

Oj, to wcale nie tak, że zaczął ją lekceważyć. Tak najwyraźniej samica odebrała jego zachowanie, jednak nie taki był jego zamysł. Swoją luźną postawą chciał jej raczej pokazać, że nie ma wrogich zamiarów. Poza tym, niejako był w domu - okej, wszystko się tu pozmieniało, ale jednak znajoma okolica zrobiła swoje - po prostu trochę wyluzował. Może nie powinien, zważywszy na to że nie miał pojęcia o tym, jakie stado tu panowało, jakich miało sąsiadów i jakie panowały pomiędzy nimi stosunki, ale cóż. Po prostu inaczej nie potrafił.
Zastygł na chwilę w bezruchu, kiedy samica obnażyła swoje kły. Nie będzie przecież teraz już zmieniał swojej pozycji, to by się wydało aż nadto podejrzane. Postanowił więc siedzieć tak jak siedział, z końcówką kości wystającą z pyska.
- A zatem Zachodnie Ziemie... - mruknął, bardziej do siebie niż do swojej rozmówczyni. Na kilka sekund odpłynął myślami. Skupił wzrok ponownie na samicy, kiedy zapytała go o "stare śmieci", patrząc się przy tym na szkielet.
- Co? To? - upewnił się - Ależ nie, nie, skąd. Nie wiem kto zabił tego roślinożercę. Ja miałem na myśli te tereny.
Wypluł kość i podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej. Pazury miał schowane, mięśnie rozluźnione, potrząsnął grzywą, żeby odgonić się od much.
- Kiedy byłem małym kociakiem, należałem do stada, które tu mieszkało. Nie mam pewności, czy się stąd gdzieś przenieśli czy może nastąpił rozpad grupy... zanim to się stało, odszedłem.
Wyjaśnił pokrótce, wzruszając "ramionami".

następny odpis dostaniesz najwcześniej dopiero jutro wieczorem :v jade na ślub//
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

01-05-2015, 18:16

Zielone ślepia zmrużyły się złowrogo, jakby odpowiedź Saixa niosła ze sobą jakiś ciężar.
- Jeśli to prawda - zaczęła samica - to znaczy, że byłeś tu przede mną. Co najmniej cztery pory suche i cztery pory deszczowe temu.
Była skłonna mu w to uwierzyć. Samiec zdecydowanie nie wyglądał na gówniarza, nie zachowywał się również w sposób jawnie nieodpowiedni. Nie zmieniało to jednak faktu, że owe "stare śmieci" nie podobały się Mai w najmniejszym stopniu.
- Ragnar, Moran, Arto. - Wypluła z siebie niejako pozbawiony znaczenia zlepek sylab. - Mówi ci to coś?
Maya wymieniła mu wszystkich poprzednich władców tych ziem, o których udało jej się czegokolwiek dowiedzieć. Z Moranem prowadziła przecież negocjacje o przyszłość Akiry, wychowanka Arto, zaś po jego śmierci władcą został Ragnar, po którym nie zostało już nawet śladu.
Jeżeli znał któregokolwiek z nich i rozpoznawał go jako władcę - w takim razie dostanie przynajmniej przesłankę, że lew faktycznie nie kłamał. Ale tylko przesłankę; i tak bez rozmowy z Kahawianem nie pozwoli mu nawet przekroczyć krańca tych ziem.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

01-05-2015, 22:10
Prawa autorskie: Dirke

Postanowił zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Nie wiedział, czy Stado Zachodnich Ziem miało jakieś powiązania z jego grupą, niemniej nie zamierzał robić sobie z nich wrogów. Nie do końca wiedział, czy mu się to udaje, Maya cały czas badała go spojrzeniem pełnym czujności, chociaż akurat w stosunku do obcych on działałby w podobny sposób.
- A tak się składa że ja mam pięć lat. Opuściłem te ziemie nim skończyłem swój pierwszy rok.
Owinął ogon wokół swoich łap. Czekał na kolejne słowa samicy. Był bardzo ciekaw co sobie o nim myślała. Miał też nadzieję, że dalsza rozmowa pozwoli mu ustalić co dokładnie stało się z jego stadem. No i proszę. Dostał poszlakę.
- Arto? - powtórzył zdziwiony, słysząc to imię. Natomiast po chwili roześmiał się szczerze. Po sekundzie jednak zorientował się, że skoro lwica zna to imię, to zapewne wymieniony samiec był kimś ważnym u nich w stadzie. A brak szacunku nie będzie raczej dobrze odebrany. Pośpieszył więc z wyjaśnieniami - Arto to mój... przybrany bratanek. Pamiętam dzień w którym Dart przyprowadził go do mojej matki, Kami i przedstawił jako swojego przybranego syna. Czyżby dopchał się do władzy?
O pozostałych lwach niestety nie słyszał.
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

02-05-2015, 03:08

Ta rozmowa trwała dłużej, niż było to wygodne dla Mai. Była zdenerwowana pytaniami samca, nerwy te gasiły tylko jego rzeczowe odpowiedzi, lecz na chwilę tylko. Nie miała powodu, a przede wszystkim nie miała zamiaru udzielać mu jakichkolwiek wyjaśnień. To dlatego otworzyła pysk z wyraźną niechęcią, łagodzoną jedynie tym, że lew najwidoczniej liczył się z jej słowem, na które wyraźnie czekał. Widziała sposób, w jaki na nią patrzył i to oczekiwanie w jego ślepiach. Tylko dlatego postanowiła mu odpowiedzieć.
- Arto odszedł - mruknęła - ale z tego co rozumiem faktycznie był przywódcą. Władzę po nim przejął Moran. W ostatniej porze suchej zmogła go gorączka. Teraz władcą jest Ragnar.
Nawet ona potrafiła nauczyć się w swojej starości kilku sztuczek od tych lwów. Z premedytacją i pełną świadomością postanowiła nie wyjawić Saixowi pełnej prawdy. Ragnar zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet śladu, zaś władza trafiła teraz w łapy jedynego samca w stadzie: Kahawiana, którego imię celowo zostało przez nią zatajone.
Jeżeli miał złe zamiary, pewnie miał je nie bez powodu i wiedział, co tutaj się działo - wprowadzenie go w błąd mogło dać im więcej czasu na reakcję i eliminację zagrożenia. Jeżeli zaś faktycznie wracał na swoje "stare śmieci", to ta wiadomość i tak nie była dla niego ważna. Z jednej strony czuła, że lew jej nie oszukuje, jednak to przeczucie zawiodło ją przy tych lwach już wystarczająco dużo razy, by nie ufać ani jemu, ani siedzącemu przed nią lwu.
- Dlaczego odszedłeś? - Zapytała ostatecznie, próbując odrobinę wybadać tego samca, dowiedzieć się, co planował, jak przeżył i po co wyruszył sam jeden, jako gówniarz wtedy jeszcze - i przeżył, na złość logice.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

02-05-2015, 09:33
Prawa autorskie: Dirke

Jemu z kolei rozmawiało się całkiem miło. Widział co prawda to napięcie, jakie towarzyszyło Mai, zdecydowanie wolałby żeby była nieco bardziej rozluźniona, gdyż nie czerpał satysfakcji z irytowania jej. Jednak, chociaż dość niechętnie, zyskał kilka informacji, a to już był plus. No i mimo wszystko możliwe, że od tego spotkania zależało to, czy będzie tu mile widziany czy nie. A jednak osobiście preferowałby pierwszą opcję.
- Odszedł? - powtórzył po samicy i jego wcześniej rozpalony entuzjazm zdecydowanie osłabł. Skoro Maya o nim wspomniała, Saix miał nadzieję, że ten na wpół ślepy wypłosz gdzieś się tu kręci. Przed oczami przeleciały mu wspomnienia z razem spędzonych chwil. Kidy Arto uczył go jak się zachowywać, kiedy opatrzył mu ranę na pysku i kiedy podarował mu naszyjnik z kłem jakiegoś wojownika, który niestety został przez niego zgubiony podczas podróży. Nie było ich wiele, niestety.
- Szkoda. W sumie ciekawe czy by się ucieszył na widok wujaszka. Pewnie sądził, że nie żyję.
No, ale koniec tematu. Arto nie ma i trudno. Saix potrząsnął łbem i spojrzał ponownie na Mayę. Przedstawiła mu zatem całą historię w pigułce. Mógł się bowiem domyślić, że skoro Arto był władcą, jego stado z jakiegoś powodu musiało przejść przez spore zmiany. Ze Złej Ziemi powstała Zachodnia Ziemia.
- Chyba za dużo oczekiwałem od matki. Najpierw byłem rozpieszczonym szczylem, pępkiem całego stada. Ja i mój brat. Potem on zniknął a Kami przestała się nami interesować. Tylko Arto poświęcał mi uwagę, ale ja nie byłem z tego kontent. Więc jak ten idiota stwierdziłem, że opuszczę stado, zamiast ciężką pracą zasłużyć na szacunek. Matka chyba to nawet pochwalała. - znów wzruszył barkami.
Taka była prawda, cokolwiek by sobie Maya nie wyobrażała. Jako niemalże roczny gówniarz naprawdę kierował się tak dziecinnymi pobudkami. Chociaż nie mógł powiedzieć, że była to zła decyzja. Czuł się dobrze jako samotnik, wędrujący przez nieznane krainy. Ale w końcu poczuł się... zbyt samotny.
- Nie musisz się lękać o Ragnara - powiedział, sądząc, że to on jest teraz przywódcą stada, tak jak mu to przedstawiła Maya. - Nie chcę wywołać rewolty i przejmować tronu. Po prostu znudziło mi się szlajanie bez celu.
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

02-05-2015, 14:16

Słuchała jego słów uważnie, mało tego, w końcu zaczęła nawet akceptować większą część z nich. Fragmenty historii lwa przecisnęły się jakoś przez sito jej bezwzględności i uporu, czasem zabrzmiały nawet dziwnie znajomo w jej doświadczonych uszach. Nie była jednak w stanie ani zaakceptować, ani tym bardziej potwierdzić wersji wydarzeń przedstawionej przez Saixa. Wątpiła, by na tych ziemiach znajdował się ktokolwiek, kto wiedziałby o czym była mowa - to dlatego samica nie rezygnowała ani na moment ze swojej surowej postawy. Daleko stąd życie było prostsze i łatwiej byłoby jej uwierzyć, że lew faktycznie przeżył to, o czym opowiadał - tutaj przekonała się, że wyobraźnia i kłamstwo przebijały niejedną barierę. Zaczynała nawet odrobinę rozumieć tego lwa, gdzieś głęboko w środku podjęła nawet pewną korzystną dla niego decyzję. Wtedy jednak Saix zapewnił ją, że Ragnarowi nic nie grozi.
Mógł tylko obserwować, jak samica wybucha śmiechem, a płaszcz surowego strażnika na moment opada. Wypowiedziane przez niego słowa potraktowała jak żart - ale za to bardzo dobry żart.
- Och, nie martwię się. - Spróbowała się uspokoić stara samica, nie kryjąc przed nim odrobiny ciepła. - Bo najpierw miałbyś ze mną do czynienia.
Udało mu się całkiem ją rozbroić, z rozbawienia machnęła nawet ogonem. Potrzebowała kilku chwil, by wrócił jej dawny, surowy obraz. Zaszła jednak pewna drobna różnica - ponad dwakroć od niej młodszy młodzieniaszek zaskarbił sobie odrobinę sympatii. Jak na nią, było to niemałe osiągnięcie. W jej odczuciu słowa samca oznaczały pogodzenie się z tym, że była ponad nim i grzeczne zajęcie swojego miejsca - to zaś sprawiło, że jedynie utwierdziła się w pewnym przekonaniu.
- Słuchaj, młody. - Powiedziała do samca. Jej głos się zmienił: jakby nie był już aż tak zimny i twardy jak wcześniej. - Weź mi powiedz czego tak naprawdę szukasz i czego chcesz od nas.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

02-05-2015, 14:53
Prawa autorskie: Dirke

Rozmowa płynęła, a on nadal nie bardzo wiedział, co Maya sobie o nim myślała. Wiedział, że bez jej aprobaty nie będzie mógł postawić na tych ziemiach nawet czubka pazura. Czuł się więc dość niepewnie, chociaż tego nie okazywał. Czy uznał, że Maya stoi ponad nim? W chwili obecnej - owszem. Miało to jednak chyba nieco inne podstawy niż sama samica sądziła. Póki co, nie było jeszcze wiadome, czy pozwolą mu dołączyć do stada, czy też go stąd przepędzą. On zdecydowanie wolałby opcję numer jeden, a to Maya chwilowo miała tu najwięcej do gadania. Poza tym, była od niego starsza. Widział po jej oczach i oczywiście bliznach, że niejedno już przeszła. Podczas swoich podróży nauczył się szanować starszych od siebie.
Zareagował czystym zdumieniem, kiedy samica nagle wybuchła śmiechem. Co ją tak rozbawiło? Jej późniejsze słowa zaraz mu na to pytanie odpowiedziały. No cóż, może się nieco zbłaźnił, chociaż wolał się po prostu ubezpieczyć. W swoim stadzie należał wszak do rodziny królewskiej, ktoś mógł pomyśleć, że Saixowi zachce się odebrać to co mu się należało, jako że Darta ani pozostałych z jego braci nie było nigdzie widać. A mógł przecież mieć gdzieś fakt, że Stado Złej Ziemi de facto już nie istniało. Jeśli Arto rządził Zachodnią Ziemią a oba lwy były spokrewnione, czy nie jako nie czyni go to nadal członkiem królewskiego rodu?
Z początku sądził że totalnie zawalił sprawę i samica zaraz go stąd przegna, ale stało się na odwrót. Saix wyłapał w jej głosie odrobinkę sympatii.
- Stado Złej Ziemi zawsze było gotowe oddać życie za swojego przywódcę. Cieszę się, że ten szlachetny zwyczaj przetrwał, pomimo gwałtownych zmian. - rzucił jeszcze komplementem. Szczerze.
Zastrzygł uchem i pozwolił sobie na wyszczerzenie zębów w delikatnym uśmiechu. Serio całkiem miło gadało mu się z Mayą, nawet jeśli samica była dość oziębła i musiał ją przekonywać o swoich zamiarach.
- Czego chcę? Legowiska do spania, miejsca do polowań, towarzystwa, ochrony... - zaczął wymieniać. - Chcę sprawdzić, czy potrafię zapracować na szacunek, jak to mi wmawiano za kociaka. Samotność już mi zbrzydła.
Maya
Nieprzejednana | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 99

03-05-2015, 12:57

Tym razem na odpowiedź lwicy Saix musiał poczekać. Maya mierzyła go wzrokiem, badała go, próbując przeszyć go spojrzeniem na wskroś. W którymś momencie nawet dźwignęła się z ziemi i powoli okrążyła samca szerokim łukiem. Szukała blizn na jego ciele, śladów walki, widocznych potwierdzeń doświadczenia, które jakieś tam powinien mieć. Poza jego zdrową, silną posturą i dziwną blizną na pysku nie znalazła ich jednak. Najdziwniejsze było jednak dla niej to, że nie była w stanie zwęszyć w nim nieprawdy - zachowywał się i wyglądał tak, jakby faktycznie miał na myśli dokładnie to, co mówił. Nie ufała ani jemu, ani temu wrażeniu, jednakże zyskał sobie odrobinę przychylności - na tyle, by dała mu szansę. W końcu pragnął podobnych rzeczy, co ona sama dwa lata temu.
- Decyzja nie należy do mnie. Ale ja nie pozwolę ci iść dalej. - Powiedziała, lecz nie było w tych słowach twardej, żelaznej nuty. Samica usiadła na ziemi, zawinęła długim ogonem. - Jeśli faktycznie tego szukasz, przyjdź tu jutro wieczorem. Będziemy tu na ciebie czekać. Będę mieć na ciebie oko. Nie próbuj głupot, to dostaniesz swoją szansę. Inaczej rozszarpię cię na strzępy. Wyrażam się jasno?
Słowa nie były miłe. Nie był miły pysk, na którym odmalował się groźny, złowrogi grymas. Po ślepiach samicy mógł jednak zobaczyć, że tym razem zmuszała się do takiego tonu - był w nich neutralny, może nawet nieco ciepły błysk. Nie ufała mu, poza tym, pamiętała, co stało się Nyocie. W jej oczach zasługiwał jednak na przynajmniej pięć minut ich czasu. Jak zawsze, dopuszczała myśl o błędzie - te jednak naprawiała osobiście i nie zawahałaby się tego zrobić także w przypadku Saixa, dopełniając słów groźby. Wiedziała jedno - jeżeli zostanie wpuszczony, będzie go mieć na oku. Nie pozwoli mu nawet tknąć jej lwic.
- Pięć lat, tak? - Mruknęła nagle stara samica. - Skąd w ogóle wyruszyłeś, zanim trafiłeś tutaj?
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

03-05-2015, 23:19
Prawa autorskie: Dirke

Saix znów zaczął czuć się niepewnie. Czemu Maya mierzyła go aż tak czujnym spojrzeniem? Okej, był obcy dla niej, ale czyżby to stado było aż tak zamknięte, że nie pozwalało samotnikom do siebie dołączać? Oczywiście nie miał pojęcia, jaki był prawdziwy powód niepokoju Mayi, dlatego też mógł tylko snuc domysły. Miał jednak szczerą nadzieję, że samica nie okaże się na tyle uparta, żeby robić mu jakieś wielkie problemy z dołączeniem do stada.
- Jutro wieczór? No okej... - powiedział, kiedy okazało się, że samica jednak chce mu na dobrą sprawę pójść na łapę. Chyba zyskał część jej zaufania, przynajmniej tak mu się zdawało. Nie zamierzał jednak tego teraz testować.
Samica z gniewnego i wręcz lodowato zimnego przemieniła swoje podejście do niego na zdystansowane, ale też... zaciekawione? Domyślał się, że na więcej teraz liczyć nie może i w sumie to mu wystarczyło. Wiedział, że główna decyzja nalezała do przywódcy. Chociaż dziwny był dla niego sposób w jaki przyjmowano nowego w swe szeregi. Kiedy był jeszcze lwiątkiem, członkowie stada przyprowadzali pretendenta do siedziby przywódcy. Nie działo się to na granicach ziem.
- Jasno jak słoneczko. - w sumie to nie wiedział jaką głupotę miałby odwalić. No dobra, wiedział. Ale nie należał do rozbójników, którzy by zrobili coś, co by mu zaszkodziło w oczach członków ZZ.
Cóż, nie wiedział zatem, czy powinien sobie teraz pójść? Samica wyznaczyła mu termin stawienia się, zapewne na przesłuchanie i rozmowę z przywódcą... Ale jednak najwyraźniej sama chciała się jeszcze paru rzeczy dowiedzieć, bo Saix usłyszał kolejne pytanie.
- Powędrowałem poza granicę Znanych Terenów. Aż za Skałę Sherkhana i Wulkan Burgess Shale. Przez te cztery lata to tam się trzymałem.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości