Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Kalani Dobrotliwa | Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 82 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 17 |
26-09-2015, 20:31
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP
Zauważyła odruch czarnej i natychmiast spojrzała w jej stronę na tyle, na ile było to możliwe.
- Spokojnie, Shido - powiedziała ciepłym tonem. - Zazwyczaj samce się tym zajmują, ponieważ są więksi i silniejsi. Jeśli zaatakuje ich szajka innych lwów, z łatwością sobie z nimi poradzą. Z lwicami jest ten problem, że chociaż są o wiele zwinniejsze, to nie zawsze przydaje się to w walce. Ma natomiast wielką wartość podczas polowania. Myślę jednak, że jeśli będziesz w przyszłości równać się samcom w sile, to, kto wie, może dostaniesz tytuł Strażnika? Uśmiechnęła się do niej czule, a zaraz potem ściągnęła ją z siebie i usadowiła między przednimi łapami. Otarła się polikiem o jeszcze ciemniejszą pręgę na jej czole, po czym wstała i otrzepała się. - Miło spędza mi się z wami czas, moi drodzy, lecz moja rodzina też mnie dzisiaj potrzebuje - zwróciła się najpierw do rodziców, potem do ich dzieci. - Trzymajcie się, Tjalve, Shido, Maelo i Megaro. Słuchajcie się rodziców i uczcie się, a jak następnym razem się spotkamy, to opowiecie mi coś sami o innych członkach stada. Podeszła do Gizy i Saixa, pożegnała ich lwimi czułościami i podzieliwszy się nimi również z młodym narybkiem Zachodu, odeszła w swoją stronę. zt |
|||
|
Saix Konto zawieszone Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 55 Zręczność: 77 Spostrzegawczość: 78 Doświadczenie: 55 |
27-09-2015, 00:31
Prawa autorskie: Dirke
No rozczulił się. Oczywiście wiedział, ze Shida pyta go całkiem poważnie i jest zła, ale nie mógł nie pomyśleć, że wygląda przesłodko z takim niezadowolonym wyrazem pyszczka. No po prostu uroczo. Na szczęście Kalani przyszła mu z pomocą. W dużej mierze odpowiedziała na zadane przez mała pytanie.
- Ciocia ma rację. Samcom dużo prościej jest patrolować bo są większe. Zobacz chociażby na mnie i na mamę. Widzisz jaka jest między nami różnica we wzroście? Oczywiście są takę lwice znacznie większe od twojej mamy. Czas pokaże, jaka jest ci pisana przyszłość - powiedział, uśmiechając się do niej czule. W tym momencie jednak sielankę w ogrodzie przerwał potężny, głośny ryk. Saix zmarszczył brwi i podniósł się z leżenia do siadu. Spojrzał w stronę z której dobiegł go dźwięk. Nie rozpoznawał tego ryku. Czyżby na terenach Zachodnich pojawił się intruz? I to jak blisko! Gdzieś w oazie! Saix nie mógł tego tak zostawić, tym bardziej, że jego rodzina była tuż obok! Podniósł się na cztery łapy. - Zabierz dzieciaki na sawannę. Albo do groty medyka. Gdzieś gdzie znajdziesz innych. - rzucił szybko Gizie. Bezpieczeństwo i jedność przede wszystkim. Nie mówiąc nic więcej ani nawet nie oglądając się na młode, pognał przed siebie. Czuł się trochę winien, że zostawia Gizę z młodymi samą, ale nie mógł teraz inaczej. Jeśli na terenach pojawił się intruz, musiał zareagować. Przepędzić. Może nawet zabić. Dla jego rodziny. Dla stada. zt |
|||
|
Giza Duch Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:7 lat Liczba postów:307 Dołączył:Lut 2014 STATYSTYKI
Życie: 99
Siła: 72 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 73 Doświadczenie: 55 |
27-09-2015, 04:45
Prawa autorskie: av - Chotara,; podpis -Nataka
W ciszy obserwowała swoje dzieci jak i przysłuchiwała się ich rozmowie z Kalani i Saixem. Wszystko toczyło się po jej myśli. Jednak w pewnym momencie Kalani postanowiła odejść. Skinęła jej głową i przyjęła grzecznie typowe lwie czułości na pożegnanie.
- Do zobaczenia na polowaniu. Mieli iść dalej na spacer sami, ale najwyraźniej coś się ważnego stało. Również usłyszała ryk i gdyby była bez dzieci zapewne już leciałaby to sprawdzić. Tym razem musiała jednak w pierwszej kolejności mieć baczenie na lwiątka. Spoglądała na Saixa pytająco równocześnie przygarniając do siebie wszystkie swoje pociechy. W oazie musiał pojawić się jakiś niebezpieczny intruz. Szara położyła po sobie uszy i w milczeniu obserwowała jak jej partner biegnie zmierzyć się ze swoim obowiązkiem. Miała tylko nadzieję, że nic mu się poważnego nie stanie. - Słuchajcie mnie teraz - omiotła wszystkie cztery młode ogonem, żeby przysunąć je jeszcze bliżej siebie - musicie się trzymać bardzo blisko mnie. Spojrzała na największe z miotu surowo i nie uznając sprzeciwu. - Shida, Tjalve, Megara trzymajcie się przy moich łapach, tak żebym was widziała - powiedziała. - A teraz za mną. Po chwili chwyciła Maelę delikatnie za skórę. Nie mogła sobie teraz pozwolić na to, żeby mała nie nadążała. Musieli szybko przemieścić się w bezpieczniejsze miejsce. Ruszyła w stronę sawanny. zt Tjalve, Shida, Megara, Maela i Giza. |
|||
|
Myr Odnowiciel | Konto zawieszone Gatunek:lew przylądkowy- P. l. melanochaita Płeć:Samiec Wiek:5 lat Znamiona:4/4 Liczba postów:1,924 Dołączył:Maj 2015 STATYSTYKI
Życie: 90
Siła: 95 Zręczność: 76 Spostrzegawczość: 61 Doświadczenie: 23 |
05-12-2015, 15:44
Prawa autorskie: ja-Dirke
Przybyłem tutaj ponownie. Dawno mnie w tym miejscu nie było w innym zamiarze niż patrolowanie terenów stada. Tę czynność wykonywałem w większości swego wolnego czasu. Teraz chciałem trochę potrenować. Nie miałem za bardzo z kim. Samce ze stada zawsze coś innego maja na głowie, więc cóż. Zostałem z tym sam. Westchnąłem i rozejrzałem się z uwaga. Tutaj w porównaniu z innymi terenami stada, jest więcej przeszkód, które mogę wykorzystać do trenowania. Skupiłem się z uwagą na terenie. Najpierw rozgrzewka. Postanowiłem przebiec się. Nie chciałem skupiać się na zwykłym biegu. Ruszyłem na początku nie za szybko, po drodze przekrzykując przez jakieś leżące gałęzie, krzaki czy większe korzenie. Nie chciałem od razu się przemęczać za bardzo. Starałem się planować odpowiednio wczesnej swoje ruchy i skoki, jakie mam wykonać. Tak aby nie tracić na tempie i móc powoli przyspieszać i zmieniać tor biegu. Nie chciałem powtarzać przeszkód a i chciałem mijać coraz bardziej skomplikowane niż te wcześniej. Teraz starałem się wybierać miejsca z kłodami, skałkami jakimiś czy też z korytami. Musiałem jednak brać pod uwagę, ze mogę jednak nie dać rady czegoś przeskoczyć. W takiej sytuacji szybko zmieniałem tor biegu lub próbowałem innym sposobem przeszkodę pokonać. Pod koniec mojego biegu wskoczyłem na powalone drzewo i odbiłem się łapami aby wskoczyć na skałę, która leżał niedaleko. Tutaj się przeliczyłem jednak i nie doskoczyłem tak jakbym tego chciał. Wbiłem pazury w skałę. Była jednak na tyle twarda, że nie miałem jak utrzymać się na niej i zleciałem na dół. Na całe szczęście to nie była wysoka skała. Wypuściłem powoli powietrze z płuc i wstałem z ziemi. Otrzepałem się i spojrzałem an owa skałkę. Będę musiał następnym razem lepiej dobrać siłę skoku. Nie byłem pewny czy kiedykolwiek tutaj doskoczę z tej kłody. Będę jednak próbował. Biegania na razie starczy. Chciałbym walkę potrenować ale samemu to trudno jest coś potrenować. Ruszyłem rozglądając się. Znalazłem nie dużą kłodę. No cóż, pewnie to komicznie może wyglądać ale trudno. Kroczyłem w koło kłody niczym jakbym obserwował przeciwnika. Nie odrywałem wzroku od ów przedmiotu. Lekko zastrzygłem ogonem kiedy kładłem powoli łapy na ziemi. W pewnym momencie z kłami i pazurami skoczyłem na kłodę. Wiedziałem, ze ta bronić się nie będzie ale nie miałem lepszej alternatywy. Polować na zwierzęta nie będę, nie od tego jestem a ich płoszyć i straszyć nie miałem w zamiarze. Starałem się umocnić chwyt i ugryzienie. Tylnymi łapami zaś trochę jak mały kocur uderzać w kłodę, jakby to był potencjalny brzuch przeciwnika, aby pocharatac go pazurami. Odepchnąłem w pewnym momencie konar i sam szybko podniosłem się i odskoczyłem, w tył. Postawiłem uszy po sobie i zaszarżowałem skacząc znowu tym razem tak jakby na plecy próbując wgryźć się w kark przeciwnika. Po takiej akcji zostawiłem konar w spokoju i wróciłem dot ego dużego. Usiadłem przed nim i łapami uderzałem w niego z wyciągniętymi pazurami. Każde uderzenie zostawiało ślad na korze, uderzałem tak jedną, potem druga łapą. Robiłem to przez dłuższy czas. Nie zważałem na to, ze odczuwałem ból. Trzeba się hartować, nie mogę pozwolić aby ból mnie złamał kiedykolwiek. Po dłuższym czasie przestałem. Miałem małe ranki na opuszkach ale to się przeżyję. Wylizując sobie je i bez słowa opuściłem oazę.
z.t +5 PD |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
21-02-2016, 19:02
Prawa autorskie: Ragous
Ile minęło dni odkąd ostatni raz stawiały łapy na tych terenach? Czy nadal można ten okres definiować przez przysłowiowe dwadzieścia-cztery godziny? A może przerodziło się to już w tygodnie? Nie, to być nie może...
Kremowa maszerowała wzdłuż Czarnej Rzeki kierując się do Oazy. Miała nikłą nadzieję, że nieustający nurt rzeki sprawi, że jej zapach zniknie pośród mocnej woni wody. Krocząc od czasu do czasu zerkała w stronę wzburzonej tafli, gdzie mogła zobaczyć odbicie. Nie, nie siebie. Kogoś, kto niegdyś był nią. Poduszki łap, które niegdyś znane były ze swojej bladoróżowej barwy są pozdzierane i szorstkie. Śnieżnobiała sierść okalająca palce oraz podbrzusze przemieniła się w posklejane od piachu i wszelkiego nieznanego przez Frigg brudu, poplątane kłaki. Łeb był na tyle ciemny, że służył jej prawie, że za formę kamuflażu. Nikłe były szanse, żeby ktoś rozpoznał ją w takim stanie. A oczy... One były z tego wszystkiego najgorsze. Ogniki złośliwości, które niegdyś dało się dojrzeć w jej stalowych, inteligentnych ślepiach teraz były puste. Niczym szklane kulki wsadzone w puste oczodoły. Bez błysku. Bez duszy. Bez nadziei. Lwica odwróciła brudny łeb i kroczyła dalej. Łapy stawiała ciężko z powodu bólu, który doskwierał w jej mięśniach. Nie miała świadomości ile już tak szła. Czy zrobiła sobie kiedyś przerwę? Jaki był tego cel...? Och, czy to ważne Frigg? Przecież i tak nie masz już żadnego celu. Wszystko zniszczyłaś. Naprawdę... Wszystko? WSZYSTKO. Frigg miała świadomość, że nie potrafi już spojrzeć sobie w twarz- i chyba nigdy już nie będzie umiała. Była kompletnym wrakiem samej siebie. To, co kiedyś była żywiołową, odważną i pełną wewnętrznej ikry lwicą teraz przemieniło się w coś pustego, lecz wypełnionego niepokojem. Serce lwicy, choć nadal bijące i dostarczające krew do wszystkich organów jej ciała straciło swoją najważniejszą funkcję- wzbudzania emocji. Była członkini Zachodnich doszła w końcu do Oazy. Kiedy wreszcie dotarło do niej, że zamiast lepkiego mułu ma pod łapami zieloną trawę było już za późno. Nie docierało doń, że przekroczyła granicę stada, które porzuciła- nie, które ją porzuciło. Jaka w tym jej wina? Mieli ją wspierać, a oni pozostawili ją samą na pastwę... Samej siebie. Jak maszynę z włączoną opcją autodestrukcji. Jak tykającą bombę, której nieznana jest data wybuchu. Tik-tak, tik-tak. Gdy w umyśle lwicy pojawiła się myśl o byłym stadzie pojawiła się też dawno nieodczuwana emocja. Zdenerwowanie, które przeradzało się w złość. Złość przeistaczająca się w wściekłość. Aż w końcu wściekłość przemieniła się w gniew. Frustracja opanowała młodą lwicę. Podbiegłszy do najbliższego drzewa zamierzyła się na niego i wymierzyła siarczysty cios. Zdyszana, opadła na cztery łapy, lecz w tym momencie poczuła lekkie pieczenie. Stalowej barwy spojrzenie wylądowało na podrażnionej, wewnętrznej stronie łapy. Tam, gdzie zazwyczaj powinna znajdować się gładka, różowa poduszka teraz oczom młodej samotniczki ukazał się widok rozciętej i poharatanej łapy. Starała się to zbagatelizować i odstawiła kończynę z powrotem na podłoże, lecz przeszył ją piekący ból. Syknęła przez zaciśnięte zęby. Nie minęła chwila, jak ów syk przerodził się w jęk. Jednakże nie był to jedynie jęk z powodu rany, lecz był on także efektem potęgowanego przez ból gniewu, który rozdzierał ciało lwicy od środka. Frigg zaczęła głośno dyszeć, a jej spojrzenie stało się rozbiegane. Gdzie ja jestem? Co ja robię? Nagła myśl pojawiła się w umyśle samotniczki. Muszę stąd uciec. Jak najszybciej. Jednak nim postawiła zaledwie kilka kroków jej zraniona łapa zaczęła tak doskwierać, że nie zdołała iść dalej. Przystanęła, więc i z niemocy jej zad wylądował na ziemi. Pysk schylił się nisko, a z gardła wydobyło się ciche łkanie. Zaś z oczu popłynęły łzy. Łzy gorące i rzewne, tak długo tłumione i przetrzymywane. Co się ze mną stało? Ja... Ja tak nie potrafię. Tik-tak, tik-tak. |
|||
|
Nuru Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:158 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 40 |
21-02-2016, 20:18
Nuru przyszedł tu niedługo później. Po leczeniu - a raczej terapii wstrząsowej w wykonaniu jego brata - mógł w końcu jakoś się poruszać. Łapę wciąż miał zabandażowaną, ale przynajmniej był w stanie ułożyć na niej ciężar ciała. O biegu mógł zapomnieć.
Z drugiej strony, dlaczego miałby biec, skoro spotkał tutaj ją? Powolnym, nierównym krokiem zbliżał się do niej. Serce, które u Frigg nie było już zdolne do ciepła, u Nuru z jego własnego wyboru było zdolne tylko do lodu. Zatrzymał się w końcu. I zimno, w bezruchu obserwował jej płacz. Usiadł. I czekał aż go zauważy. Dziesiątki myśli sprowadzały się do jednej - najzimniejszej ze wszystkich. |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
21-02-2016, 23:58
Prawa autorskie: Ragous
Przybycie młodszego brata nie przykuło uwagi Frigg. Była tak zaabsorbowana sobą, że nie zwracała uwagi na nic innego. Błękitne ślepia były przysłonięte osłonami pod postacią białych powiek lwicy, a brązowe uszy przyklapnięte płasko do czaszki. Była to jej jedyna osłona przed światem zewnętrznym. Nie widzieć, nie słyszeć... I ostatnie, które trenowała przez lata, lecz wciąż z nieudolnym efektem. Nie czuć.
Gdy do jej przyklapniętych uszu dotarł wreszcie odgłos powoli wydychanego przez samca powietrza było już za późno. Na co spytacie? Na cokolwiek. Frigg uniósłszy wzrok zlokalizowała zbliżającego się w jej stronę Nuru. Stalowe oczy zderzyły się z ciepłym odcieniem złota. Jednakże te, które chociaż z barwy wydają się przyjemne były w odczuciu lodowate. Samica zamrugała szybko strzepując przylepione do rzęs łzy. Przypatrywała się chwilę w milczeniu samcu, który o dziwo, wyrósł na wielkiego lwa. Dorównywał już wzrostem Frigg. Po raz pierwszy w życiu lwica poczuła się zagrożona ze strony swojej rodziny. Przełknęła resztkę śliny, która pozostała w jej wysuszonym pysku i otworzyła go, jakby chcąc coś rzec. Jednakże nie zdążyła wypowiedzieć choćby słowa, ponieważ z gardła wydobyła się jedynie ciche westchnięcie. Cóż to, Frigg? Zabrakło pary w ustach? Poruszyła kilka razy brodą, lecz bez skutku. Spuściła ponownie uszy, lecz z nimi powędrowały także jej oczy. Spuszczasz wzrok? Z zbliżającego się do ciebie ogromnego samca? Nic się nie nauczyłaś. -N-n.-wykrztusiła, lecz były to na tyle ciche głoski, że Nuru mógł ich nie dosłyszeć. Jesteś słaba. Nieudolna. -Ni-nie.-kolejne stęknięcie. Jesteś niczym. Mogłaś być kimś, a postanowiłaś pogrążyć się w ogarniającym ciebie chaosie. -Zostaw mnie.-wydobyła w końcu z siebie. Nie była zdolna podnieść wzroku na beżowego. Miała świadomość co ujrzy w jego ślepiach. Wściekłość. Nienawiść. Obrzydzenie. Satysfakcję. Co więcej- swoje odbicie. Prawdę. |
|||
|
Nuru Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:158 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 40 |
22-02-2016, 01:36
Frigg zrobiła już w swoim życiu dość, by raz, a dobrze zaskarbić sobie nieprzychylność u dorastającego strażnika. Co jednak myślał ten wilk w lwiej skórze, gdy wpatrywał się w nią tymi wynaturzonymi, złotymi ślepiami? Milczał, a jednocześnie całą swoją posturą podkreślał, że miał jej coś do powiedzenia. Zimne spojrzenie jak pchła kąsało ją w kark, gdy opuszczała łeb, uciekając przed nim wzrokiem. Frigg była dla niego największym wyzwaniem w jego życiu. Nikogo innego w swoim życiu nie darzył bowiem pogardą. W jego oczach nie było żadnej różnicy między tkwieniem na swoim miejscu i przypatrywaniem się jej, a zbliżeniem się i pokazanie jej w sposób jasny i łatwy w odbiorze, gdzie było jej miejsce. Miejsce to umościła sobie sama, wyglądało również na to, że dopadło ją to wszystko, przed czym zamierzała uciec.
To było tak bardzo w jej stylu. Uciekać z podkulonym ogonem, ścigając wyimaginowany pretekst do zrzucenia winy na stado, które sama opuściła. Jego pogarda do Frigg miała jednak ten sam powód, co decyzja o pozostaniu w miejscu. Jego matka, Nyota. Wiedział, jak za nią tęskniła. Wiedział, że wciąż kochała ją z całego swojego serca. To, czy bardziej, niż jego i Damaję nie miało już w jego oczach znaczenia - Frigg odtrąciła bowiem już któryś raz z rzędu matkę. Nie zasługiwała na nią. Tak samo, jak Nyota nie zasługiwała na bycie traktowaną w taki sposób. - Nie. - Zaprzeczył spokojnie. Jego głos również się zmienił - chyba, że specjalnie nadał mu tak niski, złowrogi ton. Był stanowczy i niezachwiany, pewny siebie, acz nie agresywny. Niezależnie od wszystkiego, widok Frigg w takim stanie sprawiał mu przyjemność, nawet, jeśli tego nie okazywał. Nie odczuwał jednak satysfakcji. Wiedział bowiem, że użalała się nad sobą, nie nad krzywdą, którą wyrządzała wszystkim wokół. Podniósł się z ziemi. A potem stanowczym, powolnym krokiem ruszył w jej stronę, nie zdejmując zeń oczu - aż w końcu stanął tuż przy niej, patrząc na nią z góry. Był tylko jeden powód, dla którego powstrzymywał się teraz przed zniszczeniem jej, tak, jak ona zniszczyła kiedyś małego, ciekawego świata lewka. Teraz chciał zobaczyć w niej tylko jedno. Podporządkowanie. Uległość. Strach. Miał na tyle siły, by zrobić jej prawdziwą krzywdę. I miał ku temu wystarczająco dużo powodów. Był również na tyle blisko. Chciał jednak tylko, by miała świadomość tego, że nie ona dyktuje tu zasady. To mu wystarczy. |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
22-02-2016, 12:12
Prawa autorskie: Ragous
Pysk Frigg wtulił się jej pozlepianą brudem pierś. Ślepia nadal były przymknięte, a samica nie chciała, by ujrzały światło dzienne. Po raz pierwszy w życiu pragnęła po prostu zapaść się pod ziemię. Zniknąć z powierzchni tego świata, by uciec od problemów, które niczym rzep przylepiły się do niej i nie chcą odpuścić.
Kiedy jednak o jej bladoróżowy nos uderzył powolnie wydychany oddech brata, samotniczka zamrugała. Niemal czuła, jak w środku ciała lwa buzują emocje. Niczym żywy ogień, który w jej przypadku dawno zgasł. Stalowe spojrzenie uniosło się nad linię nosa brata, by powędrować ku jego oczom. Choć nie miała już sił, choć była zniszczona i osamotniona w swoim bólu- musi zmierzyć się z kłodą, którą rzucają jej pod nogi. Nawet jeśli jest ona jej własną rodziną. Lwica cofnęła się o krok, lecz widząc wlepione w nią ślepia Nuru poczuła niemiłe uczucie. Strażnik przeszywał ją spojrzeniem tak przenikliwym, że miała wrażenie, że zagląda w głąb jej zniszczonej duszy. Nie było to bynajmniej przyjemne. Było irytujące. Frigg czując narastającą w sobie wzburzenie, przegryzła dolną wargę. Samiec górował nad nią siłą, zwinnością i wzrostem. Czy czuła się zagrożona? Tak. Czy będzie uległa? Dalej, Frigg. Przecież i tak jesteś już zniszczona. Poddaj się. Tatuś byłby dumny z takiego obrotu sprawy, prawda? Staniesz się taka jak on. Tego przecież chciałaś… Czyż nie? Nie. Ciche, chropowate warknięcie wydostało się z gardła niedoszłej kremowej. Cofnęła się o krok, zniżając łeb na poziom barków i jeżąc sierść na karku. Zęby obnażyły się, a górne wargi uniosły się ukazując je w pełnej krasie. Nos zmarszczył się nieprzyjemnie. -Powiedziałam ZOSTAW mnie. -syknęła, marszcząc jeszcze bardziej bladoróżowy nos. W tym momencie jej zraniona łapa dała o sobie znać. Stęknęła cicho i ponownie przymknęła oczy. Rozcięta poduszka zaczynała jej poważnie doskwierać. W miejscu, gdzie wcześniej stała zauważyła ślad posoki. Szlag, by to trafił. Ogon przeciął powietrze znajdujące się za Frigg. Mogła zgrywać silną. Do czasu. Do czasu, aż ktoś przejrzy jej grę. Ta chwila, na jej nieszczęście, właśnie nadeszła. |
|||
|
Nuru Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:158 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 40 |
22-02-2016, 20:12
Kiedy Frigg zdecydowała się na konfrontację, coś zmieniło się w tych złotych ślepiach. Błysk, który wcześniej w nich gościł zniknął, stężał również jego pysk. Zmrużyły się jego zimne oczy, podniosły się uszy, a on sam wyraźnie zmienił posturę, samemu przekładając ciężar ciała na zdrowe łapy, to na chorą zrzucając zadanie ewentualnego ataku lub obrony. Nie odpowiedział na jej warkot, w dalszym ciągu z góry patrzył na tę zjeżoną, obolałą i kulejącą samicę, która przestała być dla niego siostrą wieki temu. Czuł się tak, jak gdyby między nimi była najeżona kolcami przepaść, po jednej stronie on budował swoją wieżę, ona, po drugiej - własną. Czuł jednak również, że jego forteca pięła się w górę znacznie szybciej.
Wiedział również, że lwica stawała w obronie czegoś bezwartościowego, nawet dla niej samej. Przeciwstawiła się jego pewności siebie, broniąc swojej buty, poczucia wyższości, gniewu. On miał jednak pracę do wykonania - czy tego chcieli, czy nie, Frigg była ważnym elementem układanki młodego lwa. Nie zamierzał wypuścić jej z łap. Bynajmniej nie miał jednak zamiaru ustępować. Nie. To on tu decydował. Nie był już tym mniejszym. A już na pewno nie był tym słabszym. - Daję ci wybór, Frigg. - Powiedział powoli, patrząc jej prosto w oczy. - Mogę cię potraktować albo, jak szmatę, albo jak intruza. Decyduj. W dalszym ciągu mierzył ją spojrzeniem, zauważając chorą łapę, wychudzoną sylwetę, obłęd w ślepiach. Domyślał się, co się wydarzy. Przygotowywał się na to od momentu, w którym ją zwęszył. Dlatego dodał lodowatym tonem: - Nie radzę uciekać. Po czym obniżył złowrogo łeb. - Ponieważ naprawdę nie spodoba ci się to, co wydarzy się dalej. |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
23-02-2016, 00:31
Prawa autorskie: Ragous
Ciałem i umysłem Frigg wstrząsała wściekłość i frustracja. To drugie jednak stanowczo przeważało i sprawiało, że lwica czuła jak powoli opanowuje ją desperacja. Co miała teraz począć? Była w potrzasku. W pułapce zastawionej przez Nuru, z której jak sam stwierdził nie zdoła uciec.
Przez chwilę w jej gardle ponownie zadźwięczało ciche bulgotanie, lecz równie szybko zaczęło się jak i zgasło. Błękitne ślepia wlepiły się w te złote. Żadnej litości. Grama współczucia. Zero ratunku. Słowa samca ją dobiły. Beżowy mógł łatwo to dostrzec spoglądając na grymas Frigg. Kąciki jej warg zaczęły mimowolnie drgać. -Ale ja... Już nie mam dokąd uciec.-wyszeptała. Równocześnie z wypowiadanymi słowami, uświadamiała sobie jak sprzeczne było to stwierdzenie z jej światopoglądem. Przecież było to coś, czego dotąd do siebie nie dopuszczała i nie chciała dopuścić. Prawdy. W tym momencie łzy ponownie popłynęły. Przezroczyste krople przecinały jej brudną sierść pozostawiając mokre, lecz za to czystsze smugi. Z gardła lwicy wydostało się powstrzymywane chlipnięcie. Wilgotne tęczówki spoglądnęły w nieugięte spojrzenie Nuru. Kremowa nadal czuła się nieswojo pod tym twardym wzrokiem. Miała ochotę wykręcić się od niego i uciec jak najdalej... Lecz nie mogła. Coś przykuwającego było w tym spojrzeniu. Coś, co kazało jej do niego wracać. Ta oziębłość, nieugiętość. Zdecydowanie. Chwila… Frigg zamrugała, lecz nic się nie zmieniło. Czemu… Czemu one są błękitne? Brudny pysk lwicy nieco rozwarł się w niemym zdumieniu. Samotniczka stała tak oniemiała, wpatrując się w przyrodniego brata. Kolejne mrugnięcie, lecz tym razem oczy Nuru zachowały swój prawdziwy kolor. Złoto, błękit, złoto, błękit. Odcień nieba, który tak kochała. Za którym tak tęskniła. Za ujrzenie, którego choćby na chwilę mogłaby oddać wszystko. Czy nie tak też postąpiła? Czy zachowało się cokolwiek wartościowego w jej życiu, czego jeszcze nie poświęciła? W tej krótkiej dla niej chwili, a jakże długiej i niezrozumiałej dla strażnika, coś w samicy pękło. Sama nie była pewna co, lecz wściekłość, która wcześniej opanowała jej ciało, teraz powoli ulatniała się. Pozostał tylko smutek. Łzy płynęły, a podbródek lwicy zaczął drżeć. Frigg przymknęła powieki, lecz słone krople nadal płynęły. Jej napięte dotąd mięśnie także drżały, lecz odnosiła wrażenie jakby dodatkowo sprawiały jej tym ból. Ogon dotąd smagający powietrze teraz spoczywał potulnie niedaleko tylnych łap samotniczki. Szloch, który wydobywał się z pyska kremowej był przytłaczający. -Nuru… Ja już tak nie mogę.-skierowana do brata wypowiedź przyszła lwicy z niebywałym trudem. Miała nadzieję, że poczuje się w ten sposób lepiej. Nie. Nic jej nie pomagało. Ani smutek ani łzy. Serce, które według lwicy dotąd miało mieć za zadanie utrzymanie jej przy życiu teraz zdawało się najcięższym organem w jej ciele. |
|||
|
Nuru Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:158 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 40 |
23-02-2016, 20:08
Zanim na oczach Nuru postawa Frigg zaczęła ulegać zmianie, samiec długo mroził ją tym spojrzeniem. I był przygotowany na wszystko. Był przygotowany na scenariusz, w którym Frigg prowokuje go do walki. Przewidywał również taki, w którym odwraca się i zaczyna uciekać. Również sytuacja, w której lwica podporządkowuje się mu, grając na zwłokę nie zdziwiłaby go w najmniejszym stopniu. W zanadrzu miał wachlarz następnych gorzkich słów, grające pod skórą mięśnie, czy ostre kły i pazury. Nie był jednak przygotowany na jej łzy.
Te same ślepia, w których stalowym błyskiem odbijała się jej tęsknota, teraz gapiły się w nią ze zdziwieniem. Kamienny grymas ukruszył się, nastroszone brwi złagodniały, a uszy ledwo zauważalnie opadły w dół. Nieruchoma statua pochyliła się lekko, tracąc bojową posturę. Chociaż Nuru starał się zachować rezon, nie potrafił zaakceptować tego, co ukazało się jego oczom. Płacz Frigg skutecznie rozbił w nim wszelką gotowość do podnoszenia na nią łapy. Nie rozumiał jej zachowania, nie rozumiał malującego się na jej twarzy szoku i bólu. Czy tak zdziwiła ją jego niezachwiana - zdawałoby się - determinacja i stanowczy ton? Zachowanie Frigg zdecydowanie wybiło go z rytmu, który sam sobie nadał. Wcześniej z uporem bizona parł przed siebie, nie zważając zupełnie na wszelkie bariery przyzwoitości, dobrego wychowania, czy szacunku do samic. Tylko po to, by na samym końcu zatrzymała go mała, płacząca mysz. Powoli zaczynał odzyskiwać bezsprzecznie utracony rezon. Dotarło do niego kogo widział. A widział lwicę złamaną przez życie, do tego złamaną na własne życzenie. Całe życie uciekała przed najmniejszym powodem dyskomfortu, nie wspominając w ogóle o wyrzutach sumienia, świadomości popełnionych błędów, czy też gorzkim smaku porażki i zawodu. Zdziwienie przeminęło w jego oczach - przyglądał się jej teraz nie tyleż badawczo, co po prostu beznamiętnie. Analizował to, co widział. Bo żal nie było mu jej na pewno. Widział tylko to, że właśnie otwierała się dla niego nowa ścieżka, o istnieniu której zapomniał. Ba, którą sam pogrzebał, własnymi łapami i z premedytacją. Ścieżka, po której stąpał, co prawda - acz w przeciwnym kierunku. Zawrócił. Patrząc na wrak, którym stała się Frigg, podjął dobrą decyzję. Postanowienie brzmiało: zapłacisz za wszystko, co zrobiłaś. Jesteś dla mnie nikim. Nie chcę cię znać. Odczuł ukłucie satysfakcji. Miałem rację. Co zrobił z tą satysfakcją? Zgniótł ją łapą, z całą siłą i stanowczością. To nie był powód do dumy. Nie zelżał wyraz na jego pysku, czujne, przenikliwe spojrzenie wciąż utkwione było w jej zapłakanych oczach. Nie było mu jej żal, to prawda, ale los sam w sobie zrobił już dość, by zniszczyć Frigg. Widział natomiast, że nowa ścieżka wiodła pośród zgliszczy. Nie wiedział, co mógł zyskać. Nie wiedział, co powinien robić. Postanowił jednak postawić na niej pierwszy krok. Usiadł naprzeciw niej. Powoli, wyprostowany, skupiony na niej i tylko na niej i na tym, co miała do powiedzenia. |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
23-02-2016, 21:15
Prawa autorskie: Ragous
Kruche stało się ciało lwicy. Wcześniej jej agresywna i niezachwiana postawa sprawiała, że była jedną z najbardziej upartych lwic w całym stadzie. Teraz?
Stała się cieniem samej siebie. Oklapnięte płasko do czaszki, brązowe uszy były oznaką całkowitego załamania lwicy. Friggowe oczęta były przepełnione łzami i powoli stawały się zaczerwienione od podrażniających je słonych kropel. Mrugała ile mogła, ale łzy płynęły mimo jej woli. Łeb zwiesiła nisko czując, jak jej kark cicho protestuje, lecz zlekceważyła tę oznakę. Nie zwracała uwagi na sztywniejącą powoli szyję i drgające od szlochu ciało. Wszystko straciło sens. Jakby kawałki układanki, które tak długo starała się złożyć w zgrabną całość nagle rozpadły się na nowo. Tylko tym razem na o wiele mniejsze kawałeczki. Nierówne. Niemożliwe do ponownego złożenia. Gdy samiec postanowił zająć miejsce naprzeciw niej, ciałem lwicy akurat wstrząsnął kolejny szloch. Starała się go opanować. Kiedy wreszcie przypominające torsje napady płaczu ustały, kremowa uniosła ociężały łeb, by spojrzeć na lico brata. Ku jej zdziwieniu ujrzała w jego spojrzeniu nie chłód, lecz spokój. Natarczywy, ale jednak… Czegoś oczekiwał. Lecz… Czego? On potrzebował informacji. Ona potrzebowała osoby, które będzie zdolna jej wysłuchać. Dlatego też wzięła lekki wdech i oblizawszy ubrudzony pysk zaczęła mówić. A słowa płynęły niczym strumień nieprzerwanej rzeki. -Byłam dla niego taka ważna. Byłam jego pierworodną. Mówił, że będę jego następczynią. Byłam jego oczkiem w głowie, nie chciał spuścić mnie ze wzroku choćby na sekundę. Całe stado wiedziało, że nikt nie może kiwnąć na mnie palcem, bo grozi im on. Był silny, potężny i niezwyciężony. Do… Czasu.-kolejne chlipnięcie, pociągnięcie bladoróżowego nosa. -Pewnego dnia zniknął. On… Osoba, którą kochałam najbardziej na świecie. Dlatego uciekłam. Nie, nie dlatego jak sądzisz, żeby porzucić matkę. Nie. Chciałam go odszukać. On był jedyną osobą, której na mnie zależało, a mimo to mnie porzucił. Jak zwyczajną rzecz, a nie własną córkę. Matka… Ona też go kochała. Nad życie, lecz ja kochałam bardziej. On był jej partnerem, a ja jego rodzoną córką. Łączyła nas nieprzerwana więź, którą jednak zdołano przeciąć...-lwica zawahała się, przegryzając drżącą dolną wargę. Czy zdoła o tym opowiadać? To było… Zbyt ciężkie. Bolało. Rozrywało ją od środka. Drażniło gardło i skręcało wnętrze. Zadawało jej ból większy niż trzymanie tego w sobie, ale może… Jeśli wyrzuci z siebie dostatecznie wiele, może to jej pomoże? Może. Kolejne w jej życiu. Czemu zawsze musi być tak wiele może, a tak mało na pewno? |
|||
|
Nuru Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:158 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 40 |
24-02-2016, 20:11
Potwierdzały się więc jego przypuszczenia. To Ragnar, poprzedni przywódca stada był ojcem Frigg. Prawdę mówiąc, Nuru nie wiedział na razie, co o tym myśleć i gdyby tylko mógł, odłożyłby to na później. To potwierdzenie przynosiło ze sobą więcej pytań, niż odpowiedzi. Wiedział już, że Ragnar nie był jego ojcem, ale czy to on doprowadził Nyotę do tego stanu? Sama Frigg zdawała się to potwierdzać, acz nie wprost - dopiero co powiedziała, jak głęboka była miłość ich matki do tego lwa. Tylko ślepiec nie dostrzegłby ran, które jego matka nosiła w swoim sercu. Czy to on je zadał?
Nyota była biedną lwicą - w jej ślepiach, jak w lustrze, odbijał się zawsze tylko on sam, jakby sama niczego nie chciała okazać. Potrafił się jednak przebić przez barierę tego smutnego błysku i sam dostrzegał jej tęsknotę za Frigg. Nie zamierzał wyprowadzać siostry z błędu. Wiedział, że i tak nie posłucha. Dla niej liczył się tylko Ragnar - lew, który zniknął, pozostawiając stado w łapach Kahawiana. Nuru wysłuchał jej opowieści w milczeniu. Chociaż w jego oczach Frigg zawsze wyglądała na nadętą, rozpieszczoną gówniarę, dopiero teraz zrozumiał, dlaczego taką była. To była cenna wiedza, nawet, jeśli przeczuwał, iż nie miałby żadnych wyrzutów sumienia, gdyby dał jej w pysk, kiedy miał ku temu okazję. Frigg otworzyła się jednak przed nim, a on to uszanował. Może jeszcze była dla niej jakaś nadzieja. - Czego Ragnar cię nauczył? - Zapytał spokojnie, szukając jej spojrzenia, tym samym prowokując ją do otwarcia się jeszcze bardziej. |
|||
|
Frigg Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata. Znamiona:0/0 Liczba postów:372 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
26-02-2016, 15:19
Prawa autorskie: Ragous
Choć smutek nadal wydobywał się z jej wnętrza to lwica miała wrażenie, że jej serce zapełnia się coraz większą dozą czerni. Spowijała ona jej pompujący krew mięsień i uniemożliwiała normalne funkcjonowanie.
Kremowa wzięła kolejny tym razem głębszy wdech, próbując zapanować nad szlochem, który opanował jej ciało. Szło jej nie najlepiej, ale robiła postępy. Małymi kroczkami do celu. Wzdrygnęła się lekko, gdy Nuru ponownie zabrał głos. Pytanie, które zadał sprawiło, że lwica uniosła spojrzenie na jego osobę, by zobaczyć te same świdrujące ją oczy. Westchnęła cicho, ale tym razem szloch nie akompaniował jej wzdychaniu. -Czego mnie nauczył? Praktycznie wszystkiego. Był moim autorytetem. Zawsze chciałam dorównać mu siłą, sprytem i rozwagą. Wszyscy chcieliśmy.-zakończyła cicho, spuszczając błękitne ślepia na własne łapy. Wspominając członków stada przypomniała sobie o młodych gepardach, z którymi niegdyś dzieliła leże. Co się z nimi stało? Dawno ich już tu nie widziała. Nagle Cię to interesuje Frigg? Po tylu latach? Nie... Skądże. A może...? Nie! Krążąc myślami po pozostałych osobnikach natrafiła na jedną z najbardziej znienawidzonych postaci. Na postarzałą, choć pełną werwy lwicę. Mayę. Ona też ją uczyła, lecz nigdy tak jak jej ojciec. Dla niej ona nie była w niczym dobra. Zawsze była tą gorszą, a cokolwiek czyniła nigdy nie było dla niej wystarczające. Nie, jak Busara. Tej nigdy się nie obrywało od beżowej. Zielonooka miała być mentorką dla Frigg. Wszystko jednak zmieniło się po odejściu jej ojca i po jej ucieczce. Gdy wróciła... Maya nigdy nie patrzyła na nią tym samym wzrokiem co kiedyś. A teraz? Teraz zapewne skazałaby ją na śmierć. Banicja na nic by się już nie zdała. W jej przypadku zapewne już dawno skreślili spośród osobników przynależących do stada. Zaś śmierć... Tak, według Mayi byłaby to na pewno należyta kara za występki Frigg. Ciekawe ile jeszcze osób by ona usatysfakcjonowała? Lwica uniosła stalowe tęczówki na postać brata. Zlustrowała jego sylwetkę, by zauważyć rysujące się pod skórą wyraźne mięśnie. -Widzę, że ty nie próżnowałeś podczas treningów.-dodała. Nie była to próba nawiązania głębszej rozmowy. Nie. Był to jedynie komentarz, lecz z ust Frigg brzmiał jak nigdy niewypowiedziana pochwała. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 7 gości