Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Ghalib Zmora | Płomień Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 81 Spostrzegawczość: 66 Doświadczenie: 26 |
07-03-2016, 23:14
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku
Co to wszystko miało znaczyć? Położył się dalej bo miał nadzieję, że uwolni się w ten sposób od smarkacza bez konieczności rozpruwania mu pyska pazurami. Teraz przeklinał się za swoją naiwność. Nie miał pojęcia, że to miejsce jest tak często odwiedzane. Niedługo po tym jak położył się ponownie w pobliżu pojawiła się zupełnie nowa persona. Samiec znad rzeki Tsavo zwietrzył zawczasu czyjąś obecność. Wkrótce miało się okazać, że tym kimś był jakiś nieznajomy samiec. Rzygać mu się chciało na widok tej pełnej grzywy i dźwięk współczującego głosu.
- O tak, życie jest piękne - warknął w odpowiedzi. Podniósł się leniwie na wszystkie cztery łapy, dźwignął ciężkie ciało i uniósł nos ku górze. Rzucił pogardliwe spojrzenie obcemu samcowi. Czy on naprawdę wyglądał jakby potrzebował czyjejś pomocy? Te cholerne blizny wywoływały najwyraźniej w innych obrzydliwe współczucie, którym gardził. Uderzył łapą z wystawionymi pazurami w ziemię. - Palę się wręcz do tego, żeby sobie poplotkować.
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
Nigdy nie chciałem żyć jak wy Jak wyjeżdżałem wyły psy Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr No blichtr |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
07-03-2016, 23:48
Prawa autorskie: Własne
Jego spojrzeniu nie umknęło pogardliwe zachowanie samca względem niego. Nie przepadał za czymś takim ale z drugiej strony potrafił to zrozumieć. Na jego równie nieprzyjemne słowa Vincent zareagował spokojnie - mianowicie tylko skulił po sobie uszy ściągając nieco brwi do dołu.
-Spokojnie.- Powiedział nie ruszając się z miejsca mimo, że Tsavo wyraźnie chciał go odstraszyć. Na tekst o tym pięknym życiu czerwonooki pokręcił łbem z niedowierzaniem. -Jestem Znachorem.- Przedstawił się. -Gdybym nie wyczuł krwi, nie zapytałbym się o twój stan.- Westchnął i machnął leniwie ogonem na boki.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Ghalib Zmora | Płomień Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 81 Spostrzegawczość: 66 Doświadczenie: 26 |
08-03-2016, 01:50
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku
Spojrzał na nieznajomego spod byka unosząc jedną brew ku górze. Czy on wyglądał na zainteresowanego jakąkolwiek interakcją? Zapewne nie a mimo to te natrętne muchy kręciły się tutaj. Miał ochotę pozbyć się ich właśnie tak jak to się robi z owadami. Nie zamierzał się jednak forsować bez potrzeby, ale jeśli straci cierpliwość... a ostatnio nie posiadał jej tak wielu pokładów jak kiedyś.
- Kto ma blizny na mordzie i ma to gdzieś? - Wskazał na siebie łapą. - Ten gość. Opuścił łapę na ziemię. Pazury nosił na wierzchu, choć na razie postawą nie zdradzał chęci ataku. - Chyba nie jestem zainteresowany twoimi usługami medycznymi, możesz iść robić to co robiłeś wcześniej - wzruszy ramionami. Odwrócił się bokiem i skierował się ku rzece. Dzień był ciepły a jego suszyło odkąd go obudzono, toteż zatrzymał się dopiero przy wodzie. Właściwie to przednie łapy zanurzając w wodzie i pochylając się nad taflą. Wziął kilka łyków po czym nabrał nieco wody na nos by ochlapać się. I tak ze dwa razy.
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
Nigdy nie chciałem żyć jak wy Jak wyjeżdżałem wyły psy Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr No blichtr |
|||
|
Furaha Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:2 lata Liczba postów:315 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 72 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 72 Doświadczenie: 20 |
08-03-2016, 08:58
Prawa autorskie: lineart Tcii, podpis rin-shiba i cyctat
Przyglądałam się obu samcom i słuchałem ich wymiany zdań. No cóż, jeden lew chce pomóc drugiego nic nie obchodzi? Ciekawe.
-Czemu jesteś nie miły?- Zapytałem się Ghaliba. Tak mało rozsądne pytanie. Nie należałem jednak do tych co jakoś szczególnie przejmująca się nawet krytycznymi słowami. Przynajmniej nie wszystkimi. -Na pewno coś go boli- Tak nie am to jak medyczne podejście do sprawy. Jednak pewnie cos go bolało skoro jest taki nie miły. Musi mocno boleć. Pokręcił łebkiem i poszedł sobie. zt *Ref* Feeling my way through the darkness Guided by a beating heart I can't tell where the journey will end But I know where to start They tell me I'm too young to understand They say I'm caught up in a dream Well life will pass me by if I don't open up my eyes Well that's fine by me |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
08-03-2016, 10:08
Prawa autorskie: Własne
Vincent westchnął zrezygnowany gdy Ghalib odszedł kilka kroków od niego i małego lwiątka. Spojrzał na niego ze współczuciem, następnie odrzekł:
-W porządku. Do niczego Cię i tak nie będę zmuszał.- Stwierdził następnie popatrzył na młodszego od nich samczyka. -Hej młody.- Powiedział I uśmiechnął się ciepło. -Jeśli ktoś nie chce pomocy nie wypada być nachalnym.- Mruknął odwracając łeb w stronę Tsavo. Następnie skinął łbem ku młodzikowi i ruszył przed siebie, w stronę wulkanu. -Trzymaj się.- Rzucił i zniknął w zaroślach. [ZT]
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Ghalib Zmora | Płomień Gatunek:lew tsavo Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:906 Dołączył:Kwi 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 90 Zręczność: 81 Spostrzegawczość: 66 Doświadczenie: 26 |
08-03-2016, 23:55
Prawa autorskie: moje~
Tytuł pozafabularny: Artysta roku
Spojrzał po raz kolejny na szczyla zniecierpliwionym tonem a jego postawa zdradzała, że nie należało go drażnić. Był gotów w każdej chwili rzucić się na młokosa z pazurami. Głowę miał nisko, kły błysnęły złowieszczo nad głową a z gardła wydobywał się warkot. Miał dość tego gderania.
Na pewno coś go boli. Tak, chyba dupa od słuchania tego gadania - dodał w myślach. Nie odzywał się już ani na jedno słówko. Zamierzał wziąć jeszcze kilka głębokich łyków i sobie pójść. Znajdzie sobie inne miejsce do tego, żeby odpocząć. Kończąc tę czynność poczuł, że woda, którą się schłodził parę chwil temu zdążyła już wyschnąć. Afrykańskie słońce skutecznie korzystało ze swych mocy, nawet w tak przyjemny dzień jak ten. Oddalił się od pozostałej dwójki. zt
|MUZYKA| | PIOSENKA | |CAŁE CIAŁO| |GŁOS| |KSZTAŁT DEMONA|
Nigdy nie chciałem żyć jak wy Jak wyjeżdżałem wyły psy Dusze oddałem za sławę i pieniądze blichtr No blichtr |
|||
|
Laja Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 75 |
14-04-2016, 13:57
Prawa autorskie: Malaika4
I w końcu się zaczęło.
Nareszcie nadeszły tak potrzebne dla Ziemi Czterech Stad deszcze. Z początku nieśmiałe i lekkie, z czasem przybierały na sile, zapowiadając tym razem prawdziwy początek pory deszczowej. Skończył się dla mnie czas odpoczynku. Opuściłam Zachodnie Ziemie, udając się w stronę terenów umownie nazywanych Wolnymi - niezagarniętymi przez żadne ze stad. Z początku przyjemna droga z czasem stała się uciążliwą i trudną - łapy grzęzły w świeżym błocie, czasem uderzył zdradziecki podmuch wiatru, zsyłając w dół karku zimny, nieprzyjemny dreszcz. Oj, dla nas, lwów, nie był to zbyt miły czas... Dlatego też kiedy planowałam swoją pierwszą, nieśmiałą wyprawę, by rozeznać się nieco w obecnym stanie roślin, skierowałam swoje kroki w kierunku Rzeki Życia. Należała ona niegdyś do Stada Złotej Gwiazdy i, prawdę mówiąc, kiedy dotarłam nad jej brzegi nie byłam w stanie zrozumieć, czemu jeszcze żadne ze stad nie pomyślało nad przygarnięciem tej samotnej rzeki. Deszcze dopiero się zaczynały, a trawa w tym miejscu była już zielona i miękka - ulga dla strudzonych i umorusanych błotem łap. Na pewno nie zazieleniło się tutaj tak szybko - to sama rzeka, wiecznie płynąca zaopatrywała okolicę w życiodajną wodę. Nachyliłam się w końcu nad jej taflą, z ulgą zauważając swoje odbicie w czystej wodzie - wyglądało na to, że użycie większej ilości miąższu zdało swój egzamin. Znamienia na moim pysku trzymały się wciąż bardzo dobrze. Uśmiechnęłam się kącikiem ust również do odbicia niesionej przeze mnie w pysku laski. Rafiki wyglądał z nią zdecydowanie dostojniej ode mnie. Cóż, przyszedł chyba czas, żeby chwilkę odpocząć. Było mi zimno, przeraźliwie zimno - byłam cała przemoczona, padał wciąż deszcz, a do tego zrywał się chłodny wiatr. Drżąc z zimna i co chwilę otrzepując futro z wody skierowałam swoje kroki w stronę kilku drzewek, rosnących w swoim sąsiedztwie. Chciałam skryć się na chwilę pod ich gałęziami, zagrzać się trochę, zanim wrócę rozglądać się za zalążkami ziół. Ułożyłam się pod korzeniami jednego z nich, z ulgą zauważywszy, że liście zdawały się zatrzymywać całą wodę dla siebie - jedynie pojedyncze krople przeciskały się przez ten płaszcz zieleni. Zwinęłam się tam w kłębek, najciaśniej, jak tylko potrafiłam, a swoją różdżkę oparłam o swój kark, tak, że podwieszone pod nią tykwy osłaniały mi szyję. W ten sposób próbowałam odzyskać choć odrobinkę straconego w drodze ciepła. Będę musiała też może pomyśleć o drobnym polowaniu - zaczynałam robić się głodna, a w drodze minęłam kilka niewielkich grup zajęcy. Być może udałoby mi się upolować choć jednego... Trudna to była dla mnie lekcja, Krąg Życia. Rafiki wracał do niej wielokrotnie, tłumacząc mi w kółko jeden i ten sam jej fragment. Zawsze jednak chciałam docenić, najmocniej jak tylko potrafiłam życie, które miałam odebrać. To dlatego polowałam tak rzadko. Rafiki zapewne śmiałby się ze mnie, widząc u mnie wciąż jedne i te same wątpliwości. Uśmiechnęłam się do siebie samej. Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. |
|||
|
Genbu Konto zawieszone Gatunek:Ursus arctos crowtheri Płeć:Samiec Wiek:5lat Liczba postów:73 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 100 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 20 |
17-04-2016, 21:03
Prawa autorskie: Color; Kami Lineart; IgniteTheBlaize
Spał sobie smacznie pod drzewem, które swoją gęsta koroną osłaniało go przed deszczem. Przeciągnął się ziewając. Podniósł się i ruszył w drogę idąc wzdłuż rzeki, spadające krople z nieba nie przeszkadzały mu. Posiadał dość grubą sierść, która dostatecznie chroniła go przed całkowitym przemoczeniem i wyziębieniem organizmu. Ciężko stawiał łapy na mokrej trawie starając się odnaleźć cel w swoim życiu. W całym tym swoim zamyśleniu nie dostrzegł zwiniętej w kłębek lwicy skrytej przed woda z nieba. Dopiero gdy zatrzymał się przed nią a z nosa buchnęła para ciepłego powierza, przypatrywał się jej. Musiała być tak samo pochłonięta rozmyśleniami jak on skoro wzajemnie się nie dostrzegli prędzej.
Przekrzywił trochę łeb wpatrując się na jej kark, a raczej tykwy przywiązane do kija. Zastanawiało go na cóż jej była taka wymyślna laska. Zepchnął jednak te myśli na dalszy tor. W milczeniu obserwował ją czekając na reakcję. |
|||
|
Laja Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 75 |
18-04-2016, 21:50
Prawa autorskie: Malaika4
Doprawdy, nie rozumiałam, dlaczego o Rzekę Życia nie postarało się do tej pory żadne stado. Pogoda - poniekąd skutecznie - utrudniała mi docenienie uroku tego niesamowitego miejsca, na niewiele jednak się to zdawało. Mimo, że było mi zimno, pławiłam się w tej przenikającej ciszy, w niezwykłym spokoju i aurze tego miejsca. Czułam się tutaj dobrze, naprawdę dobrze. Pomijając chłód. Wraz z kolejnym podmuchem wiatru w dół mojego karku przebiegł znów zimny dreszcz. Zadrżałam mocno, a w mojej piersi narodził się jęk niezadowolenia.
Może i natura była mi przyjaciółką. Ale, jasny gwint, mogła okazywać przyjaźń w inny sposób. Z drugiej strony, gdyby nie deszcz, nie zieleniłyby się trawy, a drzewa nie obrastałyby w liście i owoce. Tak, ulewy zdecydowanie były ważnym elementem Kręgu Życia. Na tyle ważnym, bym stłumiła w sobie w końcu ten lwięcy jęk. W końcu dotarło do mnie, że tego dnia cieplej już nie będzie. Rozgrzałam się na tyle, na ile tylko potrafiłam, w chciwym kłębku chroniąc każdy strzępek ciepła, ale teraz czas był już wstać. Zaparłam się łapami o ziemię. Odwracałam już głowę, by podnieść laskę. A później zamarłam. Serce uderzyło mi w piersi z taką siłą, jakby chciało się przebić przez żebra, a później, na krótką chwilę czas się dla mnie zatrzymał. Spoglądał na mnie wielki, przemoczony łeb, z iskrzącym się w deszczu bursztynem oczu. Długi pysk i wielki nos, nie wspominając już o puchatych uszach i kryzie z grubszego futra wokół szyi. To zdecydowanie nie był lew. Dopiero po długiej, długiej chwili miałam rozpoznać w nim niedźwiedzia: Rafiki opowiadał mi o nich kiedyś, posiłkując się samemu napomknięciami Zazu. Na początek jednak, starym, dobrym zwyczajem miałam się wygłupić. Gdybym powiedziała, że nie odczuwałam w jego obecności strachu: skłamałabym. - Wybacz mi, jeśli przeszkodziłam ci w czymś, szanowny przybyszu. - Miałam tylko nadzieję, że przerwa przed "przybyszu" nie była zbyt długa. - Przepraszam, jeśli naruszyłam twoje włości, nazywam się Laja i nie mam złych zamiarów. Schroniłam się jedynie przed deszczem. - Skłoniłam się przed nim delikatnie, a wraz z tym ukłonem moja laska zsunęła mi się w dół karku, upadając na ziemię. Podniosłam ją szybko, zarzuciłam sobie ją z powrotem na kark. - Wybacz. - Przeprosiłam raz jeszcze. - Czy... mogę w czymś pomóc? Tak, mój głos zdecydowanie brzmiał wtedy inaczej, niż brzmi teraz. |
|||
|
Derion Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 87 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 44 |
23-04-2016, 14:45
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP
W kilkusetmetrowym oddaleniu od lwicy i niedźwiedzia, tam, gdzie srebrna nocą, złota za dnia, rozedrgana deszczem wstęga Rzeki Życia przewężała się i odbijała na południe, tuż przy jej delikatnie spienionej linii brzegowej pojawiła się poszarzała przez pręgi siwego deszczu sylwetka wysokonogiego, szczupłego lwa o potarganej, czarnej grzywie poprzetykanej resztkami leśnego runa: gałązkami, listkami, kurzem. Stał. Łeb trzymał wysoko. Mógł węszyć lub łasić się do ulewy - głowa niedźwiedzia przysłaniała go oczom Lai tak, że trudno było lwicy dojrzeć co nieco więcej niż głowę samca i jego przednie łapy, które nagle zrezygnowały z bezruchu, zmięły między palcami błoto wyściełające nabrzeże i postąpiły pół kroku w kierunku wody.
Zimno. Może lew właśnie łykał świeży haust powietrza, bo jego boki rozdęły się, ale z pyska nie uleciał zaraz potem gorący, skroplony w parze oddech. Pewnie znajdował się za daleko, by można było go dostrzec. Co bardziej prawdopodobne - pewnie jego kształt był tylko fantasmagorią utkaną z witek siekącej las ulewy, bo na pewno nie ciałem Deriona, które Laja widziała przekłute antylopim rogiem na własne oczy. Nurt rzeki przyjął jego długi krok w swoje zimne objęcie. Lew oblizał pysk i zarzucił łbem kilka razy ostrożnie, nie chcąc zmoczyć grzywy i starając się nieść głowę w jak największym oddaleniu od tafli wody, którą niepewnym krokiem przecinał w powolnej przeprawie na drugi brzeg. Poślizgnął się, złapał równowagę, wydobył się na suchy ląd i otrzepał, zamykając oczy i szczerząc przy tym zębiska, jakby woda zrobiła mu jakąś wielką krzywdę. Parsknął nawet, może. Kto wie? Z daleka nie było go słychać. Szum Rzeki Życia tętniącej plotkami niesionymi ze źródła ku Wielkiej Wodzie zagłuszał plaśnięcia oddalających się od niedźwiedzia i lwicy wielkich łap, po których próżno by szukać śladów w grząskim błocie. Derion poszedł w dół rzeki. Jego krok był twardy. Ogon z czarną kitką pędzelka kołysał się równomiernie na boki. Barki, kiedy obniżył łeb, naprzemiennie górowały nad jego sylwetką, raz prawa, raz lewa, raz prawa, raz lewa... Pamiętał tę drogę, to miejsce - teren jedynego stada, któremu potrafił służyć w młodości, jego późniejszy dom, skrawek ziemi, który przywłaszczył sobie od niechcenia i nieformalnie, zarzekając się przy tym, że nie jest sentymentalną ciotą. Był nią. Przez całe życie. Dlatego również po śmierci wrócił do miejsca, z którym wiązały się najpiękniejsze ze wszystkich wspomnień. Miał do przejścia jeszcze krótki odcinek drogi. Miejsce, do którego szedł, od pewnego czasu znaczone było wonią członków stada Srebrnego Księżyca. Wtedy, kiedy był tam ostatni raz, wiele lat temu, wiedziała o nim tylko para zakochanych. Wtedy również padał deszcz. zt Wejdź pierwszy. Oczywiście jeśli Laja zdecyduje się pójść za znikającym w strugach deszczu duchem. |
|||
|
Laja Konto zawieszone Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 75 |
23-04-2016, 15:32
Prawa autorskie: Malaika4
// Też pytanie! Genbu, odezwę się do Ciebie.
Długo nie otrzymywałam odpowiedzi od stojącego naprzeciw mnie niedźwiedzia. Przyglądał się mi, cierpliwie, nienachalnie, jakby oczekując dodatkowego wyjaśnienia. Jakież jednak wyjaśnienie mogłam mu dać? Nie usłyszawszy z jego strony reakcji, podniosłam się z ziemi na równe łapy i cofnęłam się o kilka kroków z niskim ukłonem. - Przepraszam, jeśli w czymkolwiek przeszkodziłam ci, przyjacielu - dodałam - nie chciałam w żaden sposób naruszyć twego spokoju, tak naprawdę, to nie spodziewałam się znaleźć w tym miejscu żywej duszy. Przybyłam tutaj w poszukiwaniu ziół. Wtedy jednak w krótkim spojrzeniu, które posłałam niedźwiedziowi, kącikiem oka zauważyłam dziwny, przemieszczający się z nurtem rzeki błysk. Błysk ten pojawiał się i znikał... poczułam, jak coś lodowatego chwyta mnie za serce. - Ja... może już pójdę. - Powiedziałam, nawet nie spojrzawszy na Genbu. - Proszę, wybacz mi, że tak nagle. Obiecuję, że wrócę tutaj i wynagrodzę ci ten spokój, który swoją osobą zburzyłam. Podniosłam z ziemi mój kij. A potem biegiem rzuciłam się w pogoń. [zt] |
|||
|
Genbu Konto zawieszone Gatunek:Ursus arctos crowtheri Płeć:Samiec Wiek:5lat Liczba postów:73 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 100 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 20 |
24-04-2016, 18:32
Prawa autorskie: Color; Kami Lineart; IgniteTheBlaize
Stał tak i wpatrywał się w tą beżową istotę, trzęsącą się z zimna. Zaskoczenie, że nie dostrzegł jej prędzej przerodziło się bardziej w czujne spojrzenie. I pewnie stałby tak w milczeniu dalej napawając się tym widokiem, który mu coś przypominał. Powoli unosiła łeb ich spojrzenia spotkały się, utonął pochłonięty przez intensywną zieleń jej oczu. Sens pierwszych słów nie dotarł do niego, dopiero jak przerwała to wzrokowe połączenie otrząsnął się ze swoich myśli.
Lejana... Nie, zaraz Laja. Beż i zieleń. To nie ona głupku. Chciał coś powiedzieć, odburknąć w swoim gburowatym zwyczaju jednakże nie mógł wydobyć się na żadne słowo. Jakby mu ktoś język na supeł zawiązał a w gardle stanęła gula. Chciał uczynić krok ku niej a jednocześnie nie chciał przerazić jej bardziej. Biłby się tak z tymi swoimi myślami, gdyby nie zauważył jej spojrzenia ponad nim. Odwrócił łeb ale nie dostrzegł tego co ona. Powrócił na nią wzrokiem wyglądała na przerażoną i to nie jego osobą. Nawet nie zdążył jej zatrzymać gdy w swych przeprosinach chwyciła laskę i pobiegła pędem wymijając go. Goniąc tego czego nie dostrzegł, w deszczu przed którym tak starała się ukryć. Osłupienie minęło, sapnął głośno zirytowany na siebie i legł w wygrzanym miejscu jeszcze niedawno przez lwicę. Położył łeb na łapach i próbował się zdrzemnąć lecz coś nie dawało mu spokoju. Wracały wspomnienia, które starał się wyrzucić z pamięci. W sercu zakuło go. Poderwał się i łapą uderzył rozgniewany w pień drzewa, pozostawiając na korze ślad swoich pazurów. Wyszedł z powrotem na deszcz nie bacząc na to, że krople wsiąkały w jego futro. Wpadały nachalnie do oczu przesłaniając wzrok. Obniżył łeb nie chcąc zgubić zapachu jaki po sobie zostawiła beżowa lwica. Szedł za nią powoli, po śladach jakie zostawiła w błocie, zapachu, który powoli zanikał przez deszcz i gdzieniegdzie kępce sierści gdy przedzierała się w pośpiechu przez zarośla. Wytropi ją. z/t |
|||
|
Hashimea Poszukujący Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Liczba postów:348 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 61 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 75 Doświadczenie: 15 |
11-05-2016, 19:29
Prawa autorskie: Malaika4
Jasna sylwetka lwicy zatrzymała się nad brzegiem rzeki. Powodziła liliowymi oczyma wokół, jakby spodziewała się, że zastanie tu kogoś. Nikogo jednak nie było. Spojrzała w taflę wody, napotykając swoje odbicie. Nachyliła lekko pysk, by zaczerpnąć czystej wody, która po chwili przelała się przez jej gardziel, kojąc delikatne pragnienie. Następnie piaskowa cofnęła się, by przysiąść nieco dalej od brzegu Rzeki Życia. Spojrzała w niebo, dostrzegając chmarę przelatujących ptaków. Westchnęła. Czasem chciałaby potrafić tak wznieść się w powietrze i żyć chwilą, jak one.
|
|||
|
Eden Sandjon Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo krugeri Płeć:Samiec Wiek:6 lat, dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:552 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 68 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 38 |
11-05-2016, 20:26
Prawa autorskie: Dirke
Wędrówka czy nie, każdy musi kiedyś zaspokoić swe najbardziej prymitywne instynkty: pragnienie, głód i parę pomniejszych. W tej chwili eremicie chciało się tego pierwszego. A cóż może być cenniejszego w takiej chwili niż rzeka z krystalicznie czystą i chłodną wodą. Dziwne, że dookoła nie było nikogo, najwidoczniej miał szczęście i nie musiał przepychać się z innymi lwami. Czuć było ich zapachy w powietrzu, ale to akurat normalne. Podobne można wyniuchać niemal wszędzie (może poza pustynią, ale kto normalny tam chodzi?). Schylił łeb i zaczerpnął parę łyków. W tej chwili zwykła woda smakowała lepiej niż ambrozja z Olimpu. Eremita tak bardzo był pochłonięty strumykiem, że nawet nie zauważył jednej postaci, całkiem niedaleko od niego.
|
|||
|
Hashimea Poszukujący Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Liczba postów:348 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 61 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 75 Doświadczenie: 15 |
11-05-2016, 21:13
Prawa autorskie: Malaika4
Zagłębiła się w myślach tak mocno, że momentalnie straciła rachubę czasu. Dopiero po chwili, usłyszawszy czyjeś kroki, zorientowała się, że nie jest tu sama. Zamrugała lekko, nadstawiając nieznacznie uszu. Nietrudno było jej wyłapać wzrokiem postać ów przybysza. Lew przystanął bowiem tuż nieopodal, nad brzegiem rzeki. Tak jak zapewne każde zwierzę decydujące się na odwiedzenie Rzeki Życia, tak i on przybył tu z zamiarem zaspokojenia pragnienia. Hashimea przyglądała mu się przez chwilę, po czym podeszła do niego ostrożnie, nie chcąc go zaskoczyć. Najprawdopodobniej nie zauważył jej wcześniej.
- Witaj. Zagaiła spokojnym tonem, a na jej jasnym licu pojawił się delikatny uśmiech. - Nie przeszkadzam? Zapytała, jako że z natury nie była osobą lubiącą się narzucać. Niektórym po prostu obecność innych nie odpowiada i szanowała to. Zawsze ma się ku temu jakieś powody. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości