♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

30-05-2016, 11:27
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

Lew nie okazywał żadnych uczuć, choć reakcja geparda go rozbawiła. Usiadł spokojnie patrząc na niego z góry.
- Czy to nie ty przed chwilą wołałeś, aby ktoś tu przyszedł? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie.
- Biorąc pod uwagę to, że to ziemie mego stada, pytanie brzmi: Co ty tutaj robisz? - dorzucił jeszcze. Makari chciał się trochę pobawić z Haraką, dlatego też starał się grać tajemniczego.
- Mógłbym cię zjeść, podrapać lub zrobić coś jeszcze gorszego - powiedział poważnym tonem.
Haraka
Konto zawieszone

Gatunek:gepard Płeć:Samiec Wiek:dziewięć miesięcy Liczba postów:46 Dołączył:Sty 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 15
Zręczność: 25
Spostrzegawczość: 20
Doświadczenie: 10

02-06-2016, 23:37
Prawa autorskie: Vasanti Vei i KaiserTiger

Spojrzałem na lwa nieprzyjaźnie.
- Owszem, wołałem, ale myślałem raczej o hienie. Podobno jest ich tu trochę - burknąłem. Rozsądek podpowiadał mi, abym był uprzejmy, w końcu samiec był silniejszy, ale nie zamierzałem być rozsądny. Nie dzisiaj. Nie teraz.
- Twojego stada? - Powtórzyłem. Zaśmiałem się cicho. - Och, bardzo współczuję warunków atmosferycznych. Musi wam tu być świetnie, nie? - Zakpiłem. Groźba lwa nie przestraszyła mnie wcale. Samiec nie wyglądał na takiego, co atakuje młode, nieważne czyje.
Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

04-06-2016, 15:12
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

Patrzył na małego geparda poważnym wzrokiem.
- Mama Ci nie opowiadała na noc historii Czterech Stad, czy nie słuchaleś? Hieny zostały wypędzone stąd tuż po śmierci Skazy, nie ma ich tu zbyt wiele, fakt kilka się wałęsa gdzieś na terenach wolnych ale jak widzisz tu ich nie ma. - odpowiedział lekko się uśmiechając, sam uwielbiał gdy Laja opowiadała mu tę historię. Makari nie przejął się zbytnio uwagą Haraki.
- Cóż za buta. Faktycznie nie jest tutaj kolorowo, ale kraina powoli się odradza i zwierzyna wraca. - odpowiedział mu. Haraka ewidentnie nie doceniał swojego przeciwnika, to bardzo ważny błąd, może nawet najważniejszy.
Runa
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 65
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 4

05-06-2016, 02:36
Prawa autorskie: lineart: Malaika4 kolor: Salvathi, podpis: Salvathi

Odejście ze stada nie było dobrą decyzją.
Runa hardo stawiała łapę za łapą. Zmęczenie, które wzmagało się z każdym krokiem, tylko dodawało jej motywacji do podejmowania jeszcze większego wysiłku. Była blisko, coraz bliżej! Odnajdzie go...
Bo nie mogła dłużej przebywać z tamtymi. Niech matka zamieszka gdzie chce i z kim chce, ale ona nie będzie jej towarzyszyć, nie tędy droga. Brakowało jej jednej konkretnej osoby, bez której życie traciło swój i tak wątły blask.
Rozejrzała się dookoła. Chwilę wcześniej zaspokajała pragnienie, ale teraz znów dawało się jej ono we znaki. Chciała zaczerpnąć kilku łyków wody i wreszcie odpocząć, lecz wcześniej musiała znaleźć brata. Gdzie on mógł się podziewać?
Zmrużyła ślepia, by przyjrzeć się sylwetce brązowego samca. Ostrożnie się doń zbliżyła; rozmawiał z jakimś dzieckiem. Postawiła uszy i uśmiechnęła się z ulgą, zdawszy sobie sprawę, że doskonale wie, z kim ma do czynienia.
- Salve! - przywitała się prędko. - Nie widziałeś gdzieś Velse? Wszędzie go szukam...
Z podkrążonymi od zarwanej nocy oczami i posklejaną sierścią nie prezentowała się najwdzięczniej, acz w tym momencie była to ostatnia rzecz, która by ją trapiła.
I don't ever want to let you down  
I don't ever want to leave this town  
Cause after all  
This city never sleeps at night  
It's time to begin, isn't it?  
[Obrazek: runa_by_chotara-d7lhrd5.png]
I get a little bit  
bigger but then I'll admit  
I'm just the same as I was  
Now don't you understand  
That I'm never changing who I am
Haraka
Konto zawieszone

Gatunek:gepard Płeć:Samiec Wiek:dziewięć miesięcy Liczba postów:46 Dołączył:Sty 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 15
Zręczność: 25
Spostrzegawczość: 20
Doświadczenie: 10

06-06-2016, 18:47
Prawa autorskie: Vasanti Vei i KaiserTiger

Wytrzeszczyłem na lwa oczy.
- Nie ma tu hien?! Niech to szlag - zakląłem zirytowany. - Skoro ich tu nie ma, to spływam. - Dodałem. Wyminąłem lwa i miarowym krokiem ruszyłem przed siebie. Nie zwracałem uwagi na przybyłą lwicę; prawdę mówiąc, nawet nie zauważyłem jej obecności z tej prostej przyczyny, że byłem zbyt poruszony by na cokolwiek zważać. Jeśli na cmentarzysku słoni nie ma hien, to co ja mam tu robić? Kłócić się z jakimś, od siedmiu boleści, lwem? Na pewne nie. Uznałem, że lepiej poszukać szczęścia gdzieś indziej.

z/t
Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

06-06-2016, 19:19
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

Rozmowa z dzieciakiem robiła się powoli nudna, Haraka szukał przygód, albo raczej guza bo nic innego ze swoim doświadczeniem się nie nabawi. Makari jednak nie zamierzał mu się wtrącać, to było zmartwienie jego rodziców nie trzygrzywego. Gdy usłyszał znajomy głos za sobą zmieszał się. Odwrócił najpierw głowę aby się upewnić, a potem całe ciało. Przekrzywił nieco łeb na prawo i przymrużył oczy.
- R-Runa?! - wydukał nieśmiało. Stojący za nim gepard mógłby się z niego śmiać gdyby wcześniej go nie wyminął i odszedł szukać guza. W chwili gdy zobaczył lwiczkę wszystko co robił przed chwilą przestało się liczyć. Zlustrowal ją od łap po pysk. Widząc jej stan od razu odezwał się siedzący w nim medyk.
- Jak ty wyglądasz?! Kiedy ty coś jadłaś? I się umyłaś? I spałaś?! - wyliczał pokolei. Martwił go stan lwicy, była zaniedbana i niepokojąco żywotna.
- Velse odszedł ze stada. Nie wiem gdzie poszedł powiedział, że skoro ty i Maoni go zostawiłyście to on nie ma co tutaj robić - odpowiedział na jej pytanie, podchodząc trochę bliżej.
- Chodź do mojej groty opatrzę cię i się prześpisz - dorzucił po chwili.
Jasiri
Duch
*

Gatunek:lwiątko Płeć:Samica Wiek:w momencie śmierci 8 miesięcy Liczba postów:227 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 30
Zręczność: 15
Spostrzegawczość: 15
Doświadczenie: 10

07-06-2016, 17:42
Prawa autorskie: Ssak

Jasiri mimo zmęczenia, głodu i pragnienia ostatni odcinek biegła. Zauważywszy zacienione miejsce straciła kompletnie głowę. Po wędrówce przez pustynie trochę cienia było jej marzeniem. A co dopiero cała cienista kraina! Po ostatnich przygodach z zimnym lesie i na gorącej pustyni wyglądała doprawdy bardzo mizernie. Futro miała mokre od potu, posklejane i poparzone. Na twarzy malował się wyraz zmęczenia, rezygnacji i strachu. Oczy miała podkrążone od niepicia, patrzące zamglonym wzrokiem tak, jakby w rzeczywistości wcale nie widziały. Chuda sylwetka, wyciągnięte do oporu pazury i zwisające bezwładnie uszy oraz ogon dopełniały jej żałosnego wyglądu. Szczerze mówiąc, lwiczka sama nie wiedziała skąd wzięła siłę do biegu. Był to jakby ostatni rozpaczliwy podryw. Lepiej stracić siły w cieniu, niż pod prażącym słońcem. Przypalone łapy piekły ją przy każdym kroku. Nagle potknęła się bezwładnie stoczyła po śliskich kościach ze zbocza padając na wpół przytomna prosto pod łapy dużego lwa z trzykolorową grzywą i jasnej, wyglądającej jak po pokonywaniu trudów wędrówki lwicy z ciemniejszymi kropkami pod oczami.
Pamiętaj że
nigdy nie ulegnę wam, nie...
Runa
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 65
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 4

15-06-2016, 00:43
Prawa autorskie: lineart: Malaika4 kolor: Salvathi, podpis: Salvathi

[ Przepraszam za brak odpisów. Teraz postaram się odpisywać szybciej. ]

Zachowanie Haraki wprawiło lwicę w zdziwienie. Nie rozumiała, o co mogło mu chodzić. W jakim celu gepardziątko miałoby poszukiwać hien? Dla niej pozostanie to tajemnicą.
Uśmiechała się do Mglistego, choć uśmiechowi temu daleko było do gestu wyrażającego bezbrzeżną radość. Bynajmniej. Robiła to jedynie po to, by jej zachowanie nie zostało odebrane jako nieuprzejme; w przeciwnym razie mogłaby nie dowiedzieć się tego, czego przecież dowiedzieć się chciała.
Niestety, mina jej zrzedła po tym, jak Makari zaczął ją bombardować pytaniami. Jedzenie, sen... Mycie? Kto myśli o takich prozaicznych sprawach, kiedy wraca się do domu, do rodziny? Odchyliła uszy. Wyraźnie się zmieszała. A może nie wypadało przychodzić tu w takim stanie? Ale... Ale ona tak bardzo chciała przybyć tu jak najszybciej!
Kolejne słowa samca były dla niej jak nagły zimny deszcz w niezbyt upalny dzień.
- Jak... Jak to odszedł? - Posmutniała, wytrzeszczając oczy na rozmówcę.
Nadzieje, które wzbudzała w niej myśl rychłego ujrzenia brata, teraz prysły jak bańka mydlana. I co ona powinna teraz zrobić? Nawet nie wie, gdzie powinna go szukać...
- Och, nie wiem, nie ma takiej potrzeby... Nie chcę nadużywać gościnności - odparła z pewną rezerwą w odpowiedzi na nieco dziwne zaproszenie brązowego.
Odwróciła wzrok. Nie miała nastroju na sen, mimo że organizm wyraźnie się go domagał.
- Może odpocznę tutaj, a potem pójdę szukać Velse'a - mówiła bardziej do siebie niż do niebieskookiego.
Zaczęła rozglądać się za stosunkowo wygodnie prezentującą się norą, która dałaby jej schronienie przed deszczem. W czasie tak kapryśnej pogody nierozsądnie byłoby spać na świeżym powietrzu.
Zanim jednak dostrzegła takową, jej oczom ukazał się makabryczny widok - oto rude wymęczone lwiątko padło prosto pod jej łapy. Runa aż podskoczyła. Nie słyszała kroków lwiczki.
- Nic ci nie jest? - spytała z niepokojem, po czym nachyliła nad nią łeb i ostrożnie trąciła ja nosem. - Lepiej, żebyś spojrzał na nią... Ja jestem tylko zmęczona, ona wygląda dużo gorzej - zwróciła się jeszcze do trójrzywego.
I don't ever want to let you down  
I don't ever want to leave this town  
Cause after all  
This city never sleeps at night  
It's time to begin, isn't it?  
[Obrazek: runa_by_chotara-d7lhrd5.png]
I get a little bit  
bigger but then I'll admit  
I'm just the same as I was  
Now don't you understand  
That I'm never changing who I am
Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

15-06-2016, 18:38
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

Patrzył zmartwionymi oczyma na lwicę. Cieszył się na jej widok, tym bardziej że dawno się nie widzieli. Gdy Runa nagle posmutniała nie wiedział co zrobić, z jednej strony chciał ją pocieszyć, a z drugiej nie chciał się narzucać.
- Czuł się zdradzony, każdy radzi sobie z tym na swój sposób. - powiedział do niej spokojnie. Powiedział to co przyszło mu pierwsze do głowy. O ile zawsze Makari wiedział co powiedzieć takie sytuacje zawsze sprawiały, że brakowało mu słów. Rozstanie rodziny, która się kochała i była szczęśliwa. Lew był bardzo wrażliwy.
- Nie nadużywasz jej, jesteś dla mnie jak siostra. A rodzinie zawsze trzeba pomagać - powiedział do lwicy. Faktycznie, była dla niego jak siostra, chociaż on, zawsze czuł do niej coś jeszcze. Nigdy czegoś takiego nie czuł do nikogo innego. Uśmiechnął się do niej słodko. Był do najlepszy z jego uśmiechów i był on zarezerwowany tylko dla najważniejszych dla niego osób. Rozmowę przerwał im dźwięk uderzającego małego ciałka o kości. Delikatnie przystawił łapę do jej noska. Oddychała.
- Chodź ze mną może mi się przydać pomoc - powiedział zupełnie poważnie. Będzie potrzebował pomocy. Wziął delikatnie Jasiri do pyska i skierował się w stronę swojej groty.

z.t x2
Runa
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 65
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 4

22-06-2016, 03:16
Prawa autorskie: lineart: Malaika4 kolor: Salvathi, podpis: Salvathi

Spuściła wzrok, słysząc jego słowa. Nie wiedziała, że słowa mogą tak bardzo boleć. Velse czuł się zdradzony i uważa, że ona go zostawiła. Tym bardziej musiała go szybko odnaleźć, strasznie się o niego martwiła.
Po kolejnych słowach lwa nic nie odpowiedziała, gdyż Makari zajął się lwiątkiem. Przyglądała się temu w milczeniu, a kiedy brązowy znów się do niej odezwał, ona zamarła w bezruchu. Naprawdę chciała już iść, aby odnaleźć brata. Z drugiej strony jednak czuła się niejako zobowiązana do pomocy lwu, w końcu nie może po prostu odejść. Może też uda jej się po drodze spotkać kogoś, kto wie, gdzie może być Velse?
Nie wypowiadając ani słowa, podążyła za medykiem.

zt
I don't ever want to let you down  
I don't ever want to leave this town  
Cause after all  
This city never sleeps at night  
It's time to begin, isn't it?  
[Obrazek: runa_by_chotara-d7lhrd5.png]
I get a little bit  
bigger but then I'll admit  
I'm just the same as I was  
Now don't you understand  
That I'm never changing who I am
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

17-08-2016, 23:24
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Kiedy wyruszyli spod groty medyka Lwiej Ziemi, słońce chyliło się ku zachodowi. Niedługo zrobili przerwę na odpoczynek, zatem na ziemie Mglistego Brzasku przybyli dopiero w połowie następnego dnia. Wciąż padało.
Złota i bujna sawanna Lwiej Ziemi z wolna rzedniała, a trawa stawała się coraz to niższa, by w końcu trafili na ziemie wypełnione szarym pyłem, który teraz zamienił się w brudzące błocko. Wkrótce Sami miała łapy oblepione do połowy tą niegustowną mazią, ale to nie przeszkadzało jej w obserwowaniu krajobrazu z zafascynowaniem. Takie przejście od tętniącej życiem Lwiej Ziemi do bardziej szarego i monotonnego miejsca było niesamowite. A tutaj w dodatku ziemia była wyściełana stosami pożółkłych ze starości kości, kości ogromnych rozmiarów. Młoda oglądała to wszystko z szeroko otwartymi oczami i czujnie postawionymi na sztorc uszami. Jednak nie wypatrywała lwów, po prostu była zafascynowana tym cmentarzyskiem olbrzymów. Co prawda wiedziała, że znalazła się już na terenach stadnych, ale co tam! Nic im nie będzie. Lwy zazwyczaj uprzejmie informowały, że to ich ziemie, nim próbowały z kimś walczyć.
-Uważaj, tu jest strasznie dużo kości na ziemi. - odezwała się do Firraela, po czym sama syknęła z bólu, gdy nieostrożnie postawiła łapę na połamanym gnacie. Szybko obejrzała swoją kończynę, ale nie stwierdziwszy żadnej ranki, postawiła ją z powrotem na ziemi - tym razem uważniej.
Pomijając te wielgachne kupy kości, które najwyraźniej były szkieletami jakichś olbrzymów, w okolicy było mnóstwo rozrzuconych i połamanych innych kości. Niektóre wciąż były ogromne, jakby należały do tych samych zwierząt, inne bywały mniejsze. Może jakieś nieostrożne stworzenia tu zawędrowały i umarły? Tylko ciekawe, co je załatwiło.
Serwalka na chwilę przystanęła, zatrzymując się przy niemal kompletnym szkielecie jednego z tych gigantów. Stwór miał ogromną czaszkę i wystające z niej duże, kościane kły, a do tego wyglądał, jakby dosłownie za chwilę miał się poruszyć o własnych siłach.
-Łooo... - Sami wydała z siebie ciche westchnięcie, pełne podziwu i zdziwienia.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

18-08-2016, 03:55
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

Samiec wracając do swojej groty znów zahaczył o Cmentarzysko Słoni - niegdyś swoje ulubione miejsce do treningów. Gdy stąpał po kościach nadal czuł ból i pieczenie po ostatnich ranach, których strupki ciągle rozdrapywał. Spacerując po pożółkłych i poszarzałych kościach ubabranych w błocie rozglądał się to tu to tam w poszukiwaniu przygód. Nie dojrzał przygody, a nieznajomych. Podszedł do nich spokojnie, ukłonił się jak to miał w zwyczaju.
- Witajcie wędrowcy! Co sprowadza was na ziemie Mglistego Brzasku? - rzucił z nutką dramaturgii w swoim niskim głosie.
Firrael
Samotnik
*

Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 35

18-08-2016, 20:34
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi

Błoto mu nie przeszkadzało. W dżungli co chwilę w jakimś brodził. Ale tam były też mokre rośliny, które szybko zmywały z niego brud. Ale tutaj nie było żadnej zieleniny. Firrael zupełnie jej nie wyczuwał, a deszcz zawsze potęgował zapach roślin. Kto by chciał mieszkać na tak jałowej ziemi? Zamiast szmeru traw pryskanych kroplami z nieba, słyszał teraz jedynie pluskające podłoże i charakterystyczne cmoknięcia, gdy on i Samiya podnosili łapy. Zaczął do niego docierać znajomy zapach. Ale jeszcze nigdy nie był tak wyraźny i nasycony. Medyczka pozbawiła go wątpliwości. Te ziemie usiane były kośćmi. Niektóre musiały być bardzo stare. Nastawił uszy, gdy usłyszał syknięcie towarzyszki. Jednak odczekał chwilę zanim miał zareagować. Wywnioskował, że to nic groźnego, bo Samiya szła dalej, nawet nie kulejąc.
- Urocza okolica. - Mruknął, obniżając kroki. Teraz podnosił łapy zaledwie na parę centymetrów, by wyczuć przeszkody, zanim na nie nadepnie. Jicho postanowiła mu pomóc, zbierając w locie mniejsze fragmenty z jego drogi i rozrzucając je na boki. Rudy zdziwił się, gdy musiał przeskoczyć nad kością grubości młodego pnia. Do jakiego zwierzęcia mogła ona należeć?
Zatrzymał się tuż obok kotki, która najwyraźniej podziwiała okolicę. Pustułka wylądowała gdzieś wysoko (na jednym z kłów) i pisnęła głośno. I tylko tyle wiedział o obiekcie westchnień Księżycowej.
- Aha, robi wrażenie. - Odpowiedział z sarkazmem. Nie kpił sobie z Samiyi, ani nie miał do niej żadnych pretensji. Miał po prostu specyficzne poczucie humoru.
Po chwili Jicho wrzasnęła ponownie tym razem sygnalizując, że zbliża się lew. Zazwyczaj po tym alarmie Firrael szukał sobie jakiejś kryjówki, z której mógł obserwować intruza. Ale teraz mógł tylko stać i czekać, aż tamten ich znajdzie. I to nie tylko dlatego, że tu nie bardzo było gdzie się schować.
Mieli przed sobą dorosłego samca. Nie wydawał się agresywny, czy nieprzyjazny. A kto by się spodziewał, że takie ziemie mają uprzejmego gospodarza?
- Witaj. Chcielibyśmy się skontaktować z medykiem waszego stada. - Oznajmił. Chyba gdzieś po drodze zapomniał się przedstawić, ale w końcu lew sam tego nie zrobił, no i nawet ich o to nie pytał.
[Obrazek: t2LmOVE.png]
THEME || VOICE
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

18-08-2016, 21:34
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

-Jest ogromny, prawda? - odezwała się odruchowo do pustułki, gdy ta usiadła na kle tego gigantycznego zwierzęcia, po czym zmarszczyła nos. Zazwyczaj nie odzywała się do zwierząt, na które polowała. To wydawało się dziwne, choć czy nie przyprowadziła zebry do lwiego stada? Czym więc różniła się Jicho od Mauary? No, poza tym, że pustułka nie umie mówić.
Jej uszy drgnęły, gdy Firrael odezwał się obok niej. Też coś! Sami zmrużyła oczy i pokazała rudemu język, korzystając z tego, że i tak tego nie zauważy. Głupie zachowanie, ale ją rozbawiło.
Przynajmniej Firrael zachował poczucie humoru, a nie użalał się nad sobą.
-Tu są takie gigantyczne szkielety, chyba tego samego gatunku. Ten jest szczególnie duży. Wygląda w sumie zwyczajnie, ale z czaszki wyrastają mu takie ogromne kły, coś jak u guźca, tylko są skierowane do przodu. - zaczęła opisywać Firraelowi to, co widziała. Może niewiele mu to dawało, ale przynajmniej wiedział, na co patrzyły, a nie tylko stał, nie rozumiejąc o co chodzi. -Chyba widziałam już kiedyś takie zwierzę.
Coś jej się kojarzyło. Coś z dzieciństwa... Z tak ogromnych zwierząt pierwsze, co jej przychodziło do głowy, to żyrafy, ale to na pewno nie to. Pamiętała, że kiedyś z rodziną spotkała duże, szare zwierzę, ale szczegóły były zamazane. Miało... Trąbę? I wielkie uszy. I mimo rozmiarów, wcale nie było groźne, żywiło się roślinami, a do innych zwierząt odnosiło się bardzo grzecznie i kulturalnie. Do nich, serwali, również. W końcu pomimo bycia drapieżnikami, nie mogli w żaden sposób mu zagrozić.
Sami odwróciła się, gdy usłyszała kolejne kroki, a następnie głos lwa. Kiwnęła mu głową na przywitanie.
-Niech Księżyc oświetla twoje drogi - odpowiedziała mu.
Przytaknęła słowom Firraela, uśmiechając się lekko, jednak już po chwili mina jej zrzedła. Konkretnie gdy przyjrzała się obcemu. Jedno z jego oczu było zamglone, tak samo jak u Nigtha, jak u Firraela, jak u Milele. Sami zacisnęła mocno zęby. Wiedziała, co to oznacza.
-Nie widzisz na prawe oko, prawda? - spytała beznamiętnym tonem.
Skoro nie widzi, to albo jest w stadzie na tyle krótko, że medyk nie zdążył mu go jeszcze wyleczyć, albo zwyczajnie nie potrafił. A stawiała na to drugie, bo gdyby potrafił, ten lew pewnie by się palił do tego, by go wyleczyli. Bo chyba nie zostawiłby sobie ślepego oka dla szpanu?
Skoro nie potrafił... Nie mieli tu czego szukać. Tylko by im znowu powiedzieli, że nic nie wiedzą, albo jak ten arogancki Vincent - że się nie da tego wyleczyć.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Makari
Konto zawieszone

Gatunek:Lef Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:434 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 105

18-08-2016, 23:35
Prawa autorskie: Nukooooooooooteeek podpis:DeadFishEye-0

// Jeżeli Firraelowi zależy na wyleczeniu ślepoty, To mam pewną teorię, która ma nawet sens i jeśli byście chcieli to da radę to wyleczyć//


Samiec wyszczerzył swoje białe kły na wiadomość, że przybysze szukają medyka. Makari lubił gości, a w ostatnim czasie miał ich bardzo dużo.
- A więc poszukujecie wysokiego brązowego samca z trzy-kolorową grzywą. Macie szczęście bo ten o to samiec stoi tuż przed wami... Jam jest Makari - powiedział żartobliwie. Miał specyficzny humor, ale zarówno i jemu jak i jego otoczeniu to nie przeszkadzało. Zmiótł kosteczki, spod swoich łap. Wolał nie robić nowych ran na poduszeczkach. Jeszcze zostało mu kilka strupków po ostatnim treningu. Pytanie, które zadała Samiya zaskoczyło ją, nikt jeszcze nie pytał się o jego oko, ale to miłe, choć raczej było czuć nutkę zawiedzenia w jej głosie.
- Owszem nie widzę, ale się przyzwyczaiłem. Do dzisiaj mam uraz do węży i takich ładnie pachnących dużych kwiatów - powiedział zgodnie z prawdą.
- Ale mniej o mnie. Jaką wy macie sprawę? - zapytał.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości