Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Milele Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samica Wiek:Szkrab Liczba postów:89 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 60
Siła: 10 Zręczność: 10 Spostrzegawczość: 10 Doświadczenie: 15 |
26-06-2016, 18:09
Prawa autorskie: autor ava Disney, podpis autorstwa Xbox-DS-Gameboy, kolory ja
Unosiłam się w powietrzu wśród białych kłębów czegoś puszystego i białego. Chodź nigdy przedtem tego nie widziałam, wiedziałam, że to chmury. Wtem usłyszałam czyjś cichy głos. Był cichszy od szeptu, a mimo to wszystko zrozumiałam. Głos wołał "Milele". Odwróciłam się i zobaczyłam piękną lwicę o czekoladowej sierści i niebieskoszarych oczach. Podfrunęłam do niej bez wahania. Choć nigdy przedtem się nie spotkałyśmy, wydała mi się znajoma. Uśmiechała się promiennie, ale po chwili spoważniała.
"Milele, wysłuchaj mnie" - powiedziała. - "Nazywam się Serefi i jestem twoim Duchem Stróżem. Muszę cię ostrzec ale mamy niewiele czasu, więc słuchaj uważnie. To, co już przeżyłaś, nie jest jeszcze końcem cierpień, które cię czekają w życiu. Nie moge ci zdradzić przyszłości, ale dam ci radę: gdziekolwiek rzuci cię los, nigdy nie trać nadziei i zawsze pamiętaj, że ja zawsze jestem przy tobie, nawet gdy mnie nie widzisz.". Skinęłam głową. "Kocham cię, Serefi!" - Wykrzyknęłam. "Ja też cię kocham, Milele" - Odparła. Wtedy stało się coś dziwnego. Chmury otaczające nas zaczęły się szybko przemieszczać, mimo, że nie było wiatru. Po chwili utworzyły coś w rodzaju tunelu na wprost nas. "Zaraz się obudzisz. Żegnaj, Milele!" - Usłyszałam, a po chwili zostałam wessana przez tajemniczą siłę w głąb tunelu. Powoli odzyskiwałam przytomność. Do moich uszu zaczęły docierać szepty i jakieś szuranie, jakby ktoś znajdował się obok mnie. Bardzo bolało mnie całe ciało, czułam mdłości i kręciło mi się w głowie. Jęknęłam. Poczułam zapach Kasilla, Logan, Arvo, mamy, taty, lwa, który był razem z nami w jaskini i jeszcze kogoś, kogo nie umiałam rozpoznać. Miałam wrażenie, że jestem od nich oddzielona, tak, jakbym znajdowała się pod wodą a oni byli na brzegu. Wszystko, Skadim, rodzice i rodzeństwo było mi obojętne. Straciło dla mnie znaczenie. Nawet myśl, że Skadim może już nie żyć nie wywołała we mnie nawet odrobiny niepokoju. Wszyscy nic dla mnie nie znaczyli. Wewnątrz czułam dziwną pustkę. Po chwili przypomniałam sobie Serefi i od razu zrobiło mi się cieplej w sercu. Uczucie pustki zniknęło. Otworzyłam oczy, ale oczywiście nic nie zobaczyłam. - Mama? - Szepnęłam ledwie słyszalnym głosem. Nos mi mówił, że ona tu jest. I to nie sama. |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
26-06-2016, 18:13
Prawa autorskie: Własne
Wkraczając na tereny Lwiej Ziemi do nozdrzy Vincenta dobiegł charakterystyczny zapach, który czuć było zapewne na całym tym terytorium. Wchodząc razem z Machafuko i Davienem do groty w pysku wciąż niósł swoją "torbę", w której trzymał wszystkie swoje zioła. Lew od razu poczuł przyjemny chłód, dzięki któremu jego samopoczucie nieco się poprawiło. Jako znachor i samotnik był zmęczony wędrówką, tak więc nawet i taki postój będzie dla niego okazją na odpoczynek.
-Witam.- Przywitał się serdecznie i skinął łbem w stronę medyczki, uśmiechając się do niej miło. -Jestem Vincent, pochodzę spoza terenów czterech stad.- Przedstawił się, mówiąc spokojnym tonem. Żeby nie przeciągać od razu poinformował lwicę o stanie Kasilla. -Kiedy go znaleźliśmy, mały miał złamaną kość ramieniową... Opatrzyłem mu ją, jak widzisz... Poza tym skarżył się na żebra. Bez wody nie miałem jak mu zrobić okładów, a nawet jeśli bym mógł, nie miałoby to sensu bo w ciągu podróży co chwilę by z niego spadały. Na szczęście dotarliśmy szybko. Rany na ogonie i skroni zostawiłbym do obserwacji.- Wytłumaczył, siadając zaraz obok szarego lwa.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
27-06-2016, 13:47
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Posłał Ayumi jeden ze swoich najcieplejszych uśmiechów.
- Miło mi Panią poznać. - Odparł radośnie a następnie, zaczął przyglądać się temu, co działo się w grocie. Uznał że w takiej sytuacji już raczej nic nie zdziała, dlatego też przysnął na moment w miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadzał. Śnił mu się bieg przez dżunglę albo raczej ucieczka przed głodnym drapieżcą. Biegł i biegł aż znalazł się w sytuacji raczej beznadziejnej, ponieważ jedyną drogą ucieczki było wdrapanie się na drzewo. Serce biło mu jak oszalałe i już planował skok, gdy poczuł na sobie oddech. Skulił uszy i z ciekawości chciał odwrócić się aby chociaż zobaczyć kto go gonił lecz niestety nie było mu to dane, ponieważ się obudził. Podniósł się aby w następnej chwili odwrócić się i upewnić czy aby to na pewno był sen. Odetchnął z ulgą, gdy upewnił się że nic takiego go nie goni. Najważniejsze, że już nie odczuwał zmęczenia. Trochę zazdrościł tym lwiątkom, że mają siebie oraz rodziców, którzy ich nie pozostawili. Automatycznie jakoś zrobiło mu się smutno. Zastanawiał się, czy może jednak lepiej by było, gdyby wrócił tam skąd przyszedł tylko że tak naprawdę to wcale nie chciał wracać. Było mu miło wśród lwów. Podszedł na chwilę do wyjścia z jaskini aby rzucić okiem ku pobliskim terenom. Usiadł sobie, wzdychając cicho. Spuścił łebek by spojrzeć na swoje łapy. Dotarło do niego, że przecież gdyby nie spotkał Fuko i Vincenta a coś by się mu stało to raczej nikt by się tym jakoś bardzo nie przejął. Zaczął odczuwać złość na swoich rodziców, że go pozostawili, jednakże tą złość, po chwili ponownie zastąpił smutek. Co jakiś czas odwracał się, by wiedzieć co się dalej dzieje ale tak, to wciąż zerkał przed siebie. |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
29-06-2016, 21:01
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Fuko nie miał łatwo; ze smutkiem popatrzył na córkę, która trzymając po sobie uszy, widać, że była całą sytuacją przerażona, czego upust dawała w złości. Spojrzał na Ayumi i westchnął. Widząc, że poszła odpocząć. Z jednej strony nie chciał jej zostawić samej, ale z drugiej widział, że potrzebuje odsapnięcia. W ostateczności po prostu podszedł w milczeniu obok legowiska lwiczki i położył się przy nim. Jeśli chce być sama, niech tak będzie, ale nie powinna odczuć osamotnienia.
- Jakby nie było, pamiętaj że masz nas i że zawsze Ci pomożemy - powiedział do Logan. Nawet jeśli mała to zignoruje i rzeczywiście będzie udawać, że jej nie ma, to Fuko wiedział, że dobrze słyszy jego słowa i może to ziarenko, które zasiał kiedyś zakiełkuje. Wstał i przybliżył się do Ayumi. Widział, że jest roztrzęsiona; pogładził ją delikatnie nosem po policzku. - Nie denerwuj się. Dobrze, że mamy ich wszystkich razem, że to wszystko nie skończyło się gorzej. - Atmosfera była ciężka, ale szary odczuwał realną ulgę, że mimo wszystko, są tu wszyscy i żyją, nawet jeśli nie są w najlepszym stanie. Nagle usłyszał głos obu dzieci, najpierw Kasilla, potem Milele. Nie chciał ich dotykać, bowiem były tak poobijane, ze bał się, aby nie sprawić im więcej bólu. - Jesteśmy przy was, nie bójcie się - odpowiedział najspokojniej jak umiał; i tak głos mu lekko drżał. Spojrzał to na Ayumi, to na Vincenta, czekając na ich działania; sam już wiele tu nie zrobi. Jego wzrok jakoś zboczył ku wyjściu z roty, gdzie dostrzegł siedzącego przy progu Daviena. Niemal zapomniał o nim. - Co z nim? Jest sam i nie ma pojęcia gdzie są jego rodzice. - rzekł do Ayumi przyciszonym głosem. - Nie możemy go tak zostawić. Jest młody, ale pomógł nam nieco szukając Kasilla. Fuko nie miał pojęcia jak to rozwiązać, ale wiedział jedno; nikt nie zasługuje na samotną tułaczkę, zwłaszcza, gdy on jeszcze nie mógł poradzić sobie sam.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Omara Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:844 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 74 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 71 Doświadczenie: 36 |
30-06-2016, 23:53
Prawa autorskie: Dukacia, obróbka: Fileera (Vei) :*
Ayumi przez cały czas czuwała przy rannych dzieciach co jakiś czas przemywajac im rany i wymieniając lisciaste bandaże. Dobrze że akurat przy niej był Fuko. Jego słowa i wsparcie podtrzymywały ją na duchu. Wiedziała jednak że oboje nie mogli pozwalać Milele, Kasillowi i reszcie na coś czego ta pierwsza dwójka sobie pozwoliła.
- Musimy coś z tym zrobić, mój drogi. To była pierwszy i ostatni raz taka ich samowolka - rzekła szeptem to ,,małżonka". Jej głos był łagodny i spokojny ale czuć było w nim stanowczość. Wiedziała że gdyby jeszcze jedna taka wyprawa to chyba nie wrociliby z niej żywi. Miała nadzieję że to zajście czegoś ich nauczy. Gdy Fuko poruszył temat Daviena przeniosła na niego swój wzrok. Młodzik akurat spał, a szkoda bo chętnie by sobie z nim porozmawiała. - Wiesz co, myślę że dzieciom przydałby się taki starszy brat. Co ty na to? - odpowiedziała szaremu po czym patrząc mu w ślepa oczekiwała jego opinii na ten temat. /Milele, Kasill dodajcie sobie po 15 hp/ |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
06-07-2016, 01:46
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Davienowi zaczęło się trochę nudzić, kiedy tak siedział przy wyjściu z jaskini a z resztą o rodzicach też już nie chciał myśleć, ponieważ zaczynał go przez to boleć łebek. Spojrzał ostatni raz przed siebie, aby zapamiętać te widoki a następnie podniósł się na swoje cztery łapy, po czym odwrócił się aby chwilę pochodzić sobie wzdłuż groty, poprzyglądać się jej ściankom a gdy już przeszedł całą dookoła, podszedł do Ayumi i Fuko. Cały czas był wdzięczny Szaremu za to, że nie zostawił go w tamtej dżungli choć mógł.
- Długo jeszcze tu będziemy? - Zapytał, chcąc opuścić już grotę w celu rozeznania się po okolicy, chyba że dane mu będzie wrócić z Vincentem. W końcu to, że został tu przyprowadzony wcale nie oznaczało tego iż zostanie na tych ziemiach, nie wiadomo ile czasu. Jakoś tak, znowu mu się zrobiło smutno na myśl, że miałby opuścić tych, których poznał. Spuścił na chwilę wzrok zastanawiając się, co z nim będzie. W końcu uniósł swe spojrzenie, by zerknąć na Szarego a potem jego partnerkę ale w końcu, utkwił je w jakimś punkcie przed sobą. Sam wiedział jedno. Że wpatruje się bez większego wyrazu w ścianę, machając wolno swoim ogonem w dwie strony: lewo oraz prawo. W końcu, zmienił swój punkt obserwacyjny ze ściany, na młodsze od siebie lwiątka zastanawiając się, które z nich jest najstarsze. |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
10-07-2016, 22:28
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Fuko pokiwał łbem. Owszem, trzeba dzieciakom przemówić do rozsądku. Zresztą po tym co ich spotkało nie powinno by być ich trudno przekonać, że nie powinny nigdzie łazić same. I oni muszą być uważniejsi... To też była ich wina, że pozwolili im uciec.
- Na razie niech odpoczywają. Później z nimi porozmawiamy - rzekł do samicy. Po jej następnych słowach ze dziwieniem uniósł brwi i spojrzał na lewka. Nie był przygotowany, na taką propozycję. Ale z drugiej strony, wiedział, że go nie zostawi i właściwie nie widział innej opcji, aby rozwiązać tę sprawę. Po chwili wahania i namysłu, lew pokiwał głową i uśmiechnął się do Ayumi. Było tylko dowiedzieć się co na to Davien. - Dobrze, porozmawiam z nim i przedstawię sprawę Vei. Ty się zajmij małymi. Niedługo do ciebie wrócę. - Po tych słowach otarł się o lwice, i objął ją swoim łbem. Następnie spojrzał na samczyka, który przyszedł do nich i zadał pytanie. - Chcesz pozwiedzać? Mogę cię oprowadzić - uśmiechnął się do małego i powoli ruszył z nim ku wyjściu z jaskini. - A może... - chrząknął lew. - Chciałbyś z nami zostać? Ze mną, z Ayumi, tutaj? Miałbyś miejsce do spania, jedzenie. Zaopiekowalibyśmy się tobą? Lew wpatrywał się w intensywnie w Daviena, wyczekując jego odpowiedzi. Jakakolwiek by nie była, wyszli razem z jaskini. W końcu lew obiecał mu spacer. I sam chciał też wyjść. Musiał się oderwać od tego wszystkiego, choć na chwile zapomnieć o rzeczach, które ostatnio przydarzyły się jego rodzinie. z/t
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Milele Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samica Wiek:Szkrab Liczba postów:89 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 60
Siła: 10 Zręczność: 10 Spostrzegawczość: 10 Doświadczenie: 15 |
11-07-2016, 20:05
Prawa autorskie: autor ava Disney, podpis autorstwa Xbox-DS-Gameboy, kolory ja
Wstałam i stanęłam na drżących łapach, kręcąc nieprzytomnie łebkiem i usiłując namierzyć mamę. Wyczułam jej zapach gdzieś blisko mnie i ruszyłam niepewnie w tym kierunku. Wreszcie natrafiłam na ciepły, puszysty kształt, który bardzo mocno pachniał mamą. Znalazłam ją!
- Mamo? - Postukałam przednią łapką w udo mamy, aby zwrócić jej uwagę. - Mamo, kto to Serefi? - spytałam. Chciałam się dowiedzieć kim za życia był mój Duch Stróż. |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
11-07-2016, 23:09
Prawa autorskie: Własne
Kiedy wszyscy zajęli się sobą, Vincent ze spokojem wymalowanym na pysku spoglądał to raz na Ayumi, to na Machafuko kiedy coś mówili. Co chwilę spoglądał również na małego, aktualnie śpiącego Kasilla. Westchnął cicho w duchu mając nadzieję że młody się z tego wyliże. W końcu nie po to się starał by teraz ten miał problemy ze zdrowiem. Bardzo chciał mu pomóc. Jeśli coś pójdzie nie po ich myśli - to będzie jego wina.
W zamyślenia wytrąciło go pytanie małego Daviena, na którego momentalnie przeniósł swoje czerwone ślepia. Uśmiechnął się delikatnie kiedy to szary lew zaproponował mu spacer i oprowadzenie po ziemiach. Nie będzie się przynajmniej nudził, prawda? Następnie, kiedy Fuko i mały Davien ruszyli w stronę wyjścia groty, Vincent jedynie skinął im łbem na pożegnanie. Sapnął cicho i następnie zerknął na Ayumi, nie wiedząc w sumie co teraz może ze sobą zrobić a przede wszystkim - na ile mu wolno. Bez słowa pożegnania raczej nie wyjdzie. Dodatkowo - chciał wiedzieć jak Kasill będzie się czuł gdy się wybudzi. -Macie tutaj piękne tereny.- Stwierdził po chwili z uśmiechem przypominając sobie drogę do jaskini.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Kasill Konto zawieszone Gatunek:Lew //Złotogrzywy Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 75
Siła: 30 Zręczność: 30 Spostrzegawczość: 30 Doświadczenie: 3 |
12-07-2016, 00:18
Prawa autorskie: Ssaku
Kasill podniósł się z ziemi jęcząc przy tym. Sprawiało mu to ogromny ból, ale jakoś udało mu się wstać do pozycji siedzącej. Kręciło mu się w głowie. Był głupi no cholipka był głupi, ale co zrobisz nic nie zrobisz. Żebro prawdopodobnie było złamane, na szczęście nie wbiło się w płuco, ale miejsce było sine i opuchnięte.
- Argh Boli - zaskarżył się. Chciał podejść do Logan, która była obrażona na cały świat, ale znów runął na ziemię jak długi, tym razem nie chciało mu się już podnosić. - Ja tu sobie poleżę - zakaszlał do tego. |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
12-07-2016, 18:50
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Przestał rozmyślać, gdy usłyszał głos Fuko. Spojrzał na niego i uważnie wysłuchał, co ma do powiedzenia.
- Z wielką chęcią! - Odpowiedział podskakując z radości a następnie, zaczął za nim podążać. Jeszcze raz tylko spojrzał za siebie, zatrzymując się. Wrócił na chwilę do Vincencta by się z nim pożegnać, gdyż nie był pewny czy uda mu się jeszcze raz z nim zobaczyć, po powrocie ze spaceru. - Miło było Cię poznać Vincencie. - Uśmiechnął się ciepło po swoich słowach i powrócił do szarego lwa a konkretniej, wyszedł za nim z jaskini. Davien spojrzał na Fuko, próbując dobrze zrozumieć słowa wypowiedziane przez dorosłego samca. Toby oznaczało, że już nie byłby sam. Nie musiałby opuszczać tych ziem. - Ja...- Spojrzał na swoje łapy, wahając się przez moment swojej odpowiedzi ale w końcu ponownie uniósł swój łebek, po czym uśmiechnął się i z ogromną radością oraz stanowczością w głosie odpowiedział: - Chcę to znaczy...bardzo chcę. Dziękuję! - Całkiem się nie spodziewał czegoś takiego. Myślał, że będzie musiał niebawem wrócić, chociaż tak właściwie i tak nie było dokąd wracać. Z tej całej radości, zaczął podskakiwać dokoła Fuko. Przez to wszystko, zamiast skupiać się na tym, co mijają, cały czas żył propozycją lwa. Przystanął na chwilę, by spojrzeć przed siebie. - Ale naprawdę mogę mieszkać z Wami? - Zapytał niepewnie, chcąc upewnić się w tym co usłyszał, mając nadzieję że to nie są żarty, mimo iż z tonu głosu samca, raczej żartu nie dało się dosłyszeć. Lewek usiadł na chwilę, wyczekując na odpowiedź. //zt |
|||
|
Logan Konto zawieszone Gatunek:Lef Płeć:Samica Wiek:Młodzik Liczba postów:108 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 10 |
21-07-2016, 12:07
Prawa autorskie: Xylax/Kamiś
Ignorowała wszystkich zakopana pod skórą w legowisku, nie mogła spać, była rozdrażniona. Na słowa Ojca jednak odpowiedziała tylko głuchym burknięciem. W gruncie rzeczy nie na niego się gniewała, ani na Mamusię. Raczej na te dwie wiecznie pakujące się w tarapaty pierdoły.
Po dłuższej chwili wyciszyła się, jednak sen dalej nie przychodził. Mała kluska była pełna energii, nie zdążyła jej spożytkować na brykanie. No bo jak? Wychyliła wpierw tylko mały łeb i z nadętymi polisiami rozejrzała się po grocie. Ten wielki lew dalej tam siedzi.. tata i Davien wybyli. Wygrzebała się z gniazdka i podeszła do Kasilla ciągnąc ze sobą mały skrawek skóry i gdy była już koło brata położyła mu go koło przednich łap z bardzo sfochaną miną. - .. i dopsze...- Burknęła. - ..dosyź już się nabiegałeś.- Była zła, ale bardziej przemawiała przez nią troska o brata. W końcu rodzeństwo było jej najbliższą rodziną i najważniejszą częścią świata. Theme ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ Gdy ktoś cię lubi, bo się starasz, to nie lubi cię takiej, jaką jesteś. Lubi nieprawdę o tobie. ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ |
|||
|
Samiya Niezłomna | Kapłanka Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 15 |
24-07-2016, 23:52
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów
będę tego żałowała
Udało jej się dość szybko załatwić sprawę z Ines, więc nie czekając, wraz z Firraelem i Jicho ruszyła dalej. Mimo wszystko, żeby dotrzeć na tereny Lwiej Ziemi musieli przejść kawałek. Cale szczęście nie było burzy. Jednak kiedy w końcu tu dotarli, słońce zaczynało powoli zachodzić. Szukając groty medyka, Samiya kierowała się swoją dość ograniczoną wiedzą o terenach Lwiej Ziemi, nagromadzeniem lwich tropów - wiadomo, zazwyczaj w grocie medyka był tłum - oraz zapachem złotosierstnej lwioziemki, który zapamiętała. To ona chyba mówiła, że jest medykiem, czyż nie? Młoda serwalka była ciekawa, czy podążając za jej wonią, znajdzie również szarego lwa, bo i jego tropy wyczuwała na tych terenach. Uśmiechnęła się na tę myśl. Czy ją pamiętali? Cóż, mały serwal drący się o Księżycu i przerywający romantyczne chwile z drugą połówką chyba zapada w pamięć. Z pewnością Sami pamiętała, że byli raczej mili i pomocni. Jednak to było już dłuższy czas temu... Gdy zbliżała się do tej groty, zaczęła wyczuwać coraz silniejszy zapach ziół. To ją przekonało, że dobrze trafiła, zatem śmiało wkroczyła do jaskini. I była nieco zaskoczona zebranym tu towarzystwem. Ciemny lew, ale to nie tamten szary, z pewnością. Złotosierstna lwica, która była jej już znana. A do tego grupka lwiątek, pewnie jeden miot... Wyróżniający się szarą barwą sierści. Och, czyżby ta szarość miała coś wspólnego z tamtym samcem? W takim razie nie najlepiej szło mu pilnowanie dzieci, skoro dwójka z nich była cała w opatrunkach. Chyba że złota ćwiczyła na nich opatrywanie, ale to by było chore. -Niech Księżyc oświetla wasze drogi - przywitała się z uśmiechem. -Szukam medyka - oznajmiła od razu, po czym przeniosła swe spojrzenie na złotosierstną - A my już się kiedyś spotkałyśmy, czyż nie? Po chwili jej wzrok ponownie zawędrował na szare lwiątka i pokazała kły w dużo mówiącym uśmieszku. Tym, którym reagowała na tłumaczenia o mizianiu się szarego i złotej przy ich poprzednim spotkaniu. Najwyraźniej nie poprzestali na tuleniu. Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.
Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.
|
|||
|
Logan Konto zawieszone Gatunek:Lef Płeć:Samica Wiek:Młodzik Liczba postów:108 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 10 |
25-07-2016, 20:01
Prawa autorskie: Xylax/Kamiś
Dwoje z czwórki rodzeństwa było chore, tata wyszedł z groty z Davienem więc ona mama i ten drugi duży lew byli teraz strażnikami. Kiedy do groty wszedł mały kotowaty.. umówmy się że mały, bo jak dotąd spotykała tylko lwy i złe węże Logan zerwała się na łapki i nastroszyła fukając na obce stworzenie. Broniła braciszka, nie wiedziała czym jest Samiya, lwiątkiem? Takim chudym? A może to waż na czterech łapach? Te też były smukłe przecie!
-Zostaw braciszka w spokoju!- Fuknęł i położyła płasko uszka. Theme ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ Gdy ktoś cię lubi, bo się starasz, to nie lubi cię takiej, jaką jesteś. Lubi nieprawdę o tobie. ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ |
|||
|
Omara Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:844 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 74 Zręczność: 79 Spostrzegawczość: 71 Doświadczenie: 36 |
25-07-2016, 20:28
Prawa autorskie: Dukacia, obróbka: Fileera (Vei) :*
Ayumi odprowadziła wzrokiem lubego i towarzyszące mu lwiatko, po czym skierowała swój wzrok na dwoje z jej potomstwa, które było w trakcie leczenia. Wyglądali już coraz lepiej, ale to jeszcze nie był koniec ich leczenia. Chwilę potem wyszła na chwilę przynieść im świeżej wody, uprzednio prosząc Vincenta by na moment przypilnował młodych. Gdy wróciła i postawiła naczynie w płynem przy młodych, ujrzała Logan która położyła kawałek skóry przy Kasillu, chcąc najpewniej zwiększyć jego komfort. Widać było że pomimo tej złości którą odczuwała, przemawiala też przez nią troska o rodzinę. Ayumi była z niej dumna.
- Moja mądra córeczka - pochwaliła ją po czym czule otarla się o nią łbem. Chwilę potem do groty weszła serwalka. Niebieskooka ją pamietała z poprzedniej wizyty na wolnych terenach. Teraz jej powitanie było znacznie spokojniejsze. - Deme. Czy coś się stało?- zapytała zaciekawiona tym że przybyszka pyta o medyka. Czy czyżby w jej stadzie go nie było? |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości