Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
03-07-2015, 00:00
Rozdzielili się - jak zawsze. Ona - by polować. On - by spać. Zanim jednak zdążyli się zejść z powrotem, los rozdzielił ich raz jeszcze. Murem stanęła między nimi pora deszczowa i jej kaprysy, zacierając ślady i wymywając zapachy. W poszukiwaniu siebie zabłądzili, jak ćmy szukając światła.
Teraz stary lampart odpoczywał. Postrzępione po następnym pojedynku futro, kilka nowych ran, oślepione starością oko, i kilka obaw pod zamkniętymi powiekami, z których każda błądziła wokół ulubionej samicy. Żył jeszcze, więc miał siły szukać. Z nadzieją za towarzysza, ale i w poszukiwaniu odrobiny normalności wrócił na swoje stare ziemie. A potem jedno po drugim wybijał obecnemu ich właścicielowi z głowy prawa, które sobie do nich rościł. A teraz sobie przysypiał, zmęczony po walce, nienasycony skąpym posiłkiem, rozzłoszczony swoim wiekiem. Nie dałby się gówniarzowi trafić ani razu, gdyby lewe oko - przecięte starą blizną - nie zaropiało i nie zasnuło się mgłą. W głowie miał Nabilę. Piękną, wiecznie młodą towarzyszkę życia, kwiat pustyni, co tylko dla niego kwitnął. Tylko do niej zresztą miał ochotę i kaprys wracać. Bo do uczucia przyznać się nawet przed samym sobą nie potrafił. Zazwyczaj nie musiał. Brakowało mu jej. Jej łagodnej, delikatnej i spokojnej duszyczki, iskrzącej się byle troską, brakowało mu jej czarnej sierści, błysku szmaragdowych ślepi, zniewalającej woni, powabu jej kształtów, kroku, kołysania jej ogona. W ten oto sposób spał stary, samotny lampart, żyjąc ostatnim ze swych kocich żyć. |
|||
|
Amarth Shetani Konto zawieszone Gatunek:Samael. Płeć:Samiec Zezwolenia:The leader of acatalepsy. ~ Liczba postów:212 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 95. Zręczność: 85. Spostrzegawczość: 85. Doświadczenie: 37. |
03-07-2015, 00:14
Prawa autorskie: Levis.
Tytuł pozafabularny: VIP
Przedzierała się przez krzaki, próbując wyjść na bardziej otwarta przestrzeń i zlokalizować swoją pozycję. Gubiła się w nieskończonej dżungli patyków i liści, przesłaniających widzenie i mylących zapachy. Nienawidziła uczucia zagubienia, a nie mogła się go pozbyć od miesięcy. Odkąd sama stała sie przybłędą - nie straciła swych umiejętności przetrwania, ale każdy dzień spędzała na próbie odnalezienie sensu. Sensu, który zmył się z powierzchni. Nie mogła odnaleźć ścieżki, którą poruszał się jej książę i jej rycerz. Wiele razy miała już nadzieję, już wyczuwała zapach cętkowanego, po czym zanikał on i przepadał, a Sahar lądowała pośrodku obcego terenu. Z braku laku ruszyła pewnego dnia w przeciwnym kierunku. Kierunku północnym.
Teraz znowu była zapętlona w niekończącym się labiryncie krzewów i drzew, gdzie trafiła po ucieczce przed stadem hien, chcących wyrwać jej upolowaną zwierzynę. Młody tapir nie ważył wiele, ale podróżowanie z nim w pysku było utrapieniem. Była jednak zbyt głodna i zbyt zdesperowana, by odpuścić. Kolejna gałąź smagnęła ją po nosie, a ona zmrużyła szmaragdowe oko. Wreszcie ujrzała jaśniejsze barwy, a kilka minut później wydostała się z buszu. Przed nią rozpościerała się sawanna, a ona odetchnęła głębiej. Otrzepała się, nadal z tapirem w pysku, po czym do jej nozdrzy wpadł zapach. Zapach samca. Zbyt znajomy zapach. Zacisnęła mocniej szczęki, niepewna, jednakże nadzieja i ciekawość były silniejsze od rozsądku. Wolno ruszyła w kierunku lamparta, którego wyczuła, a gdy tylko wychyliła się zza drzewa zwierzyna opadła na trawę. Zielony oczy ujrzały kogoś, kogo nigdy nie spodziewałaby się już ujrzeć. Damu. [TICK-TACK-TACK-TACK-TACK-TACK]
|
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
03-07-2015, 01:43
Usłyszałaby również słowa, których nigdy nie spodziewałaby się już usłyszeć, jednak pech chciał, że samiec nie zauważył jej z początku. Dopiero ruch powietrza ocucił w nim zmysły, zazwyczaj do cna przesiąkające jej obecnością. I teraz zaczerpnęły z niej, bardzo szybko. W momencie poderwał się z gałęzi, na której przysypiał, przycupnąwszy na niej jak ptak - i wtedy ją zobaczył.
Opad szczęki, ledwie powstrzymane drżenie ogona, oddech - całkowicie uwiązł mu w gardle. Pełne szoku, ale też płomienistej nadziei spojrzenie przylgnęło do jej czarnej, pięknej sylwety, nie chcąc opuścić. Trwało to zbyt długo, by jego styl bycia można było uznać za zabawny. - No wreszcie. - Wymruczał od niechcenia, teatralnie i niechętnie przewracając spojrzeniem, wszak nie chciał z niej zdjąć wzroku, choćby była nocną marą. - Samico, ileż można czekać? Potem teatrzyk rozpędził się już całkiem. Teraz już na wpół ślepy, nieco poharatany lampart ze zwinnością, której wcześniej mu brakowało zeskoczył z gałęzi. Teraz już faktycznie musiał zmusić się do spokojnego, samczego, ciężkiego kroku, gdy się do niej zbliżał. Cokolwiek tłukło mu się w piersi, chciało zapewne przebić mu się przez żebra. Najchętniej po prostu rzuciłby się na nią, przylgnął do niej, przytulił do siebie i tak trwał przez długi, długi czas. Ale miał w sobie kretyńską, samczą dumę. I filuterną iskierkę w oku. I tylko ta duma sprawiła, że po prostu stanął przed ukochaną samicą i nachylił się nad nią, uśmiechając bardzo, bardzo szeroko. I bardzo, bardzo szelmowsko. - Może rzucisz się na mnie, uściskasz, albo coś? - Wypalił. - Z tego co pamiętam, kreatywności nigdy ci nie brakowało, moja Sahar. |
|||
|
Amarth Shetani Konto zawieszone Gatunek:Samael. Płeć:Samiec Zezwolenia:The leader of acatalepsy. ~ Liczba postów:212 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 95. Zręczność: 85. Spostrzegawczość: 85. Doświadczenie: 37. |
03-07-2015, 02:03
Prawa autorskie: Levis.
Tytuł pozafabularny: VIP
Szmaragdowe oczy śledziły każdy krok lamparta, każdy gest, chłonęła każde słowo. Tak jakby bała się poruszyć, że wszystko pryśnie, jak bańka. Puf! I znowu go nie będzie. I znowu będzie samotna. Położyła uszy po sobie, słysząc jego teatralny głos i wiedząc, że on naprawdę żyje. Radość, która zaczynała ogarniać jej drobne i chude ciało była przytłaczająco. Strach i niepewność rozleciały się w pył, znikając sromotnie w przeszłości. Gdy Damu stanął przed nią, uniosła nieco pysk, a w zielonych ślepiach skrzyło niekryte szczęście i troska. Widziała chore oko, ilość blizn pokrywająca pysk, futro brudne, a każdy włos był w innym kierunku. Pokręciła głową, jednakże oszczędziła sobie docinek. W takiej chwili z trudem mogłaby wydać z siebie jakikolwiek odgłos.
Przytuliła się. Bez słowa i ostrzeżenia jej łeb wbił się w podgardle samca, ocierając się. O dziwo nie wydała z siebie żadnego pomruku, po prostu chłonąc jego zapach i ciepło. Czarne futro zlało się z rdzawo-żółtym, a dwa lamparty zdawały się być jednym, gdy Sahar przylgnęła mocniej do swojego księcia. - Brakowało mi Ciebie. - mruknęła cichutko, nieco odsuwając łeb, by móc na niego spojrzeć. - Mój nieznośny, wredny, irytujący książę. - No dobra, może jednak nuta uszczypliwości będzie wskazana. Nosem musnęła jego policzek, po czym odsuwając się krytycznym okiem oceniła stan cętkowanego. Bez słowa cofnęła się po zwierzynę, którą upolowała wcześniej i przyniosła mu ją pod łapy. W szmaragdowych oczach lśniła ta sama troska co kiedyś. - Zjedz. W końcu... miałam coś upolować. - Uniosła kącik w uśmiechu. [TICK-TACK-TACK-TACK-TACK-TACK]
|
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
03-07-2015, 22:22
Ile było kłód, które pora deszczowa rzuciła im pod łapy, taką miarą Damu odmierzył jej siebie samego. Kiedy znalazła swoje miejsce u jego twardej, samczej piersi, pośród czerni jej futra przemknął czuły pocałunek, po karku zsunął się ciepły oddech, ubrany w pełne ulgi, rozluźnienia westchnienie. Nawet nie próbował tego przed nią kryć. Rzadko kiedy bywał wylewny, zazwyczaj musiał mieć ku temu albo powód, albo kaprys. Jeszcze częściej było to jasne ostrzeżenie, że samiec coś knuł. Zazwyczaj kończyła wtedy albo w wodzie, albo na ziemi, albo w innej, równie krępującej sytuacji.
Był nad wyraz poważny, jak na standardy, którym zdawał się hołdować. A potem czar prysł. - Liczyłem na coś więcej - mlasnął z przekąsem - aaaale od biedy mi to wystarczy. A potem ucałował ją raz jeszcze, sunąc powoli językiem po jej karku, strosząc kruczoczarną sierść, chłonąc ukochany, kojący zapach samicy. Kiedy odwróciła się od niego, podążył za nią nieco zdziwionym spojrzeniem - dopiero wtedy zauważył ochłap mięsa, który przyniosła ze sobą Sahar. - Nie musisz się wkupywać w moje łaski. Mówiłem, że jakoś z tobą wytrzymam. - Ujął delikatnie jej pyszczek łapą. - Przecież jesteś moja. A ja twój, cały twój i tylko twój, a wszystko co moje należy do ciebie, błysnęło w jedynym oku Damu. Nie powiedział jednak tego, nie zdradził kołatania serca, czy przyjemnego, niezdrowego ciepła, które rozlało mu się po ciele. Liczyła się tylko ona. |
|||
|
Amarth Shetani Konto zawieszone Gatunek:Samael. Płeć:Samiec Zezwolenia:The leader of acatalepsy. ~ Liczba postów:212 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 95. Zręczność: 85. Spostrzegawczość: 85. Doświadczenie: 37. |
04-07-2015, 03:20
Prawa autorskie: Levis.
Tytuł pozafabularny: VIP
Łapę położyła na jego, ściągając ją ze swojego pyska, po czym pchnęła zwierzynę w jego stronę. Wiedział przecież, że nie odpuści póki nie odbierze 'prezentu' i się nim nie posili. Sahar była uparta jak osioł, a Damu nie raz przekonał się, że nie odpuszczała w kwestiach jego dobra i zdrowia. Pomimo drobnej budowy ciała miała w sobie zadziwiającą siłę, o ile nie fizyczną to psychiczną.
- To samo tyczyło się Ciebie, książę. - mruknęła, nieco marszcząc czarny nosek - Wiem. Zawsze będę. A teraz nie kłap dziobem i zjedz coś. Marnie wyglądasz. - I to tyle w kwestii grzeczności. Damu wiedział jednak, że robiła to tylko z troski i miłości. Nie było w Nabili krzty zła, które mogłoby zaburzyć sielankę i anielski spokój, jaki rozsiewała, gdy przebywała wraz z nim. Czarnula rozejrzała się po terytorium lamparta, obserwując spokojną sawannę. Noc nadciągała nieubłaganie, usypiając wszystkie żywe istoty, za wyjątkiem drapieżników. Nie każdy był bezpieczny. Sahar wiedziała jednak, że z Damu u boku nic nie mogło się stać. Był jej rycerzem; w ich życiu zaszła rewolucja. Z samotników przeistoczyli się w coś zupełnie innego. Gorące, głupie, młodzieńcze uczucie nie zgasło, a wzmocniło - ogień płonął mocniej niż tamtego wieczoru, gdy wpadli na siebie niespodziewanie na polanie. Od tej pory zdawali się być połączenia niewidzialną nicią. Mogli nie widzieć się kilka dni, teraz nawet miesięcy, a i tak musieli do siebie wrócić. Taki był ich los. Nie narzekała. Szmaragdowe oczy zwróciły się ponownie do Damu, a pysk wygiął się w łagodnym uśmiechu. [TICK-TACK-TACK-TACK-TACK-TACK]
|
|||
|
Maya Nieprzejednana | Konto zawieszone Płeć:Samiec Liczba postów:547 Dołączył:Cze 2013 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: Doświadczenie: 99 |
04-07-2015, 14:32
- Marnie? Pfah! - Lampart prychnął teatralnie. - No proszę cię. A co z moimi muskułami z kamienia, wspaniałą budową i zniewalającym urokiem osobistym? Samico, lepszego, przystojniejszego i silniejszego ode mnie nie znajdziesz. Jestem lampartem doskonałym! Alewsumietosierściąbymsięzajął. Cholerne oko.
Dopiero wtedy w zdrowym ślepiu pojawiło się ukłucie żalu, niepowetowanej straty. Nie czuł się kaleki, ale na pewno czuł się w jakiś sposób upośledzony. Wciąż dotkliwie odczuwał dotyk ślepoty, a pomimo wzorowej aktorskiej postawy nie potrafił tego schować przed oczyma Nabili. To był jednak tylko cień żalu, jak gdyby spoglądała na dogasające ognisko - lwią część tego wyrzutu samiec pewnie już przeżył i zostawił za sobą. Zdawał sobie też sprawę z tego, że nie wyglądał najlepiej - był po walce, którą stoczył raptem wczoraj, nie miał też kiedy dla siebie zapolować. Ten błysk w jego oku zniknął tak szybko, jak się pojawił. Pojawił się zaś inny. - Ale, skoro nalegasz. - I zderzył się z nią, staranował niemal, rzucając się na przyniesione przez nią mięso. Nie mógł się przed tym powstrzymać. Brakowało mu tego zabawnego uporu w jej ślepkach, choć na troskę, której był objawem nigdy nie potrafił się zgodzić. Zazwyczaj to on dla niej polował - pozwalał jej na podziękę tylko wtedy, gdy nalegała, gdy tego potrzebowała. Lamparty nie miały tak kretyńskich nawyków jak lwy. Nawet jego popisowe aktorstwo nie potrafiło jednak ukryć przed nikim (a już na pewno nie przed nim samym), że faktycznie był głodny. Gdyby nie spotkanie z Nabilą, pewnie budziłby się teraz i myślał dokładnie o tym samym. Wyglądała znacznie lepiej od niego - co do tego nie było żadnych wątpliwości. Rzucał jej spojrzenia nawet wtedy, gdy pałaszował przyniesiony mu posiłek. Była tak samo piękna, jak zawsze, do tego jej obliczem - jak i jego - smagał pędzel tęsknoty. Dlatego, gdy oderwał się w końcu od jedzenia (i ogarnął jako tako), usiadł naprzeciw niej, jego długi ogon wił się w trawie jak wąż, a w ślepiu miał błysk. - Ten posiłek oceniam na... przeciętny. Zapomniałaś o czymś. - Odezwał się, przekrzywiając nieco łeb. - Jak myślisz: o czym? Nie był księciem. Nigdy nim nie był. Był zwykłym skurwysynem o niezwykłym ego. Jak to się stało, że taka kanalia jak on natknął się na swej drodze na prawdziwą księżniczkę, istotę czarną jak noc, o sercu ze złota? Która przy nim i tylko przy nim szukała ciepła, bezpieczeństwa, spełnienia? Na bycie jej rycerzem nie zasługiwał - ale jasnym było, że dał jej w zastaw swoje życie. Broniłby ukochanej samicy do ostatniej kropli krwi, jak to już nieraz czynił. Nikomu nie pozwolił jej choćby tknąć. Bo to była jego księżniczka, która chciała być u jego boku. Tak właśnie się czuł zwykły skurwysyn o niezwykłym ego: Damu, lampart, u boku swojej ukochanej samicy, która należała do niego i tylko do niego - a do niej należało jego mienie, krew i życie. Tak właśnie się czuł, choć ten patos zapewne doprowadziłby go do wymiotów. Dlatego też zadał jej podchwytliwe pytanie, spodziewał się odpowiedzi - stąd zaś wziął się bardzo tak jej znany błysk w jego ślepiu i zniecierpliwione wicie ogona. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości