♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Kaiser
Zbanowany

Gatunek:lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5,8 Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:237 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 5

13-04-2017, 19:34
Prawa autorskie: Bjorn

Nie trzeba było mówić mu o zakażeniach, przecież mówił to matce gdy ta postanowiła skazać go na czekanie. Zwykle lwy same oczyszczają swe rany, jednakże ból, umiejscowienie szramy i jego hm... wielkość nieco mu w tym przeszkadzało, więc wolał zwyczajnie zaczekać, nie spodziewał się że tak szybko to się tak spaskudzi, nie był jednak medykiem, nie wiedział więc że taka pogoda miała tu też kluczowe znaczenie. Teraz leżał na ziemi, ciężko dysząc, gorączka się nasilała, czuł że słabł, głosy były bardzo rozmazane więc tylko co jakiś czas mruczał, albo raczej majaczył, pod nosem, w sumie nie wiedząc czy mówi to do siebie czy do ojca, który się do niego zbliżył, znaczy chyba to był on, bowiem i wzrok zaczynał zawodzić. Spróbował jeszcze mu się przyjrzeć by sprecyzować czy to on, lecz ostatecznie łeb opadł na bok, gdyż samiec zemdlał.
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

13-04-2017, 22:23
Prawa autorskie: Av: Askari

Gdy już zobaczył charakterystyczną skałę na horyzoncie, zatrzymał się by chwilę odpocząć. Złapał parę głębokich oddechów, przy okazji wyciągając resztę odprysków. Polizał dziurki pozostałe po kawałkach kości i znów ruszył przed siebie, obserwując jak wielka skała powoli rośnie mu przed oczami.

Stanął przed wejściem do jaskini. Wziął głęboki oddech i podniósł łeb ku niebu, z którego lały się ciężkie krople. Był tam w ogóle ktoś w środku? Czas się przekonać. Wszedł zdecydowanym krokiem do środka, a oczy stopniowo przyzwyczajały się do półmroku panującego w środku, ujawniając kontury czterech kotowatych. Dwa lwy, jeden prawdopodobnie spał i dwie lwice.
- Salve, zwę się Wendigo. Jest tu jakiś medyk? - Rozejrzał się po lwach. - Król został dość poważnie ranny na cmentarzysku, razem z pewną hieną, chyba nazywa się Baqiea. - Zrobił krótką przerwę - Zjawią się tu za maksymalnie dwa dni. - Usiadł przy wejściu, przypatrując się leżącemu lwu. Coś tam majaczył, lecz potem ucichł i opuścił łeb na ziemię. Wendigo wskazał łbem na leżącego.
- Wszystko z nim w porządku? - Spytał.
Satau
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Liczba postów:589 Dołączył:Wrz 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 29

14-04-2017, 09:40
Prawa autorskie: DeadFishEye-0 (Bjorn)

Widziała jak stan samca z minuty na minutę zmienia się nie na lepsze, lecz na gorsze. Czuła się odpowiedzialna za jego cierpienie i powikłania jakie wynikły z ich "niewinnej" bójki nad kanionem. Przeklinała moment w którym nie wytrzymała i pokazała mu gdzie jego miejsce, ale czasu realnie cofnąć nie mogła, toteż jedyne co mogła robić to błagać przodków o zdrowie i życie dla brązowego lwa. Słysząc polecenie Gizy chciała ruszyć po wodę do Czarnej Rzeki, ale Bjorn ubiegł ją, nabierając wody w pancerz żółwia. Chciała pomóc, ale nie wiedziała jak...
- Nie oczyścił sobie rany!? - wypowiedziała poirytowana, każdy przecież wie, że jest to konieczne, a bynajmniej tak się jej wydawało.
W końcu żyjąc samotnie z braćmi na banicji musiała sobie w jakiś sposób radzić z ranami i skaleczeniami różnego pokroju. Co prawda nie była medyczką i nigdy nie zamierzała nią zostać, ale podstawy przy tego typu wypadkach miała dość dobrze opanowane. Podziwiła spokój medyczki i zaangażowanie w pomoc rannemu, ale nic więcej zrobić nie mogła. Z nerwów zaczęła krążyć w kółko, nie wiedząc co ma ze sobą począć. Wtedy do wnętrza skały wpełzł obcy jej samiec, który musiał dołączyć do stada w ostatnim czasie, znał powitanie więc nie mógł być obcym. Z początku nie zwróciła na niego większej uwagi, ale z czasem... Wystarczyło tylko, że usłyszała słowo "król", a natychmiast ja zamurowało. Wlepiła złotawe ślepia w przybysza, a słysząc dalszą część jego wypowiedzi zaszkliły się jej oczy, serce na moment zatrzymało, poczuła się jakby nieobecna. W jej głowie zaczęło szumieć, a otoczenie jakby zaczęło zanikać. W sekundę z szklistych oczu popłynęły gorzkie łzy. Wzięła głęboki wdech i czując, że robi się jej słabo podeszła szlochając do Bjorna i oparła się o jego bok.
- Co się stało? Dlaczego nie zostałeś z nimi i nie pilnujesz ich, teraz są zapewne bardziej poradni na ataki z zewnątrz! - wydarła się na Wendigo, zagryzając na koniec wargi, roniąc kolejny strumień łez. Czuła się coraz to gorzej, jej łapy słabły. Dlaczego tak wiele złego spotyka nas na raz?! Zapytała się sama siebie w myślach.
Talvedu'ul
Konto zawieszone

Gatunek:lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:~8 lat Tytuł fabularny:Partner Królowej / Skarbnik Liczba postów:240 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 84
Zręczność: 62
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

14-04-2017, 20:13
Prawa autorskie: CherryColaax, ja, Globus, mła
Tytuł pozafabularny: VIP / Mistrz Cytatów

Po raz pierwszy w życiu Bjorn był przerażony w sytuacji kiedy jego własne życie nie było w bezpośrednim zagrożeniu. To już drugi raz kiedy widział syna w podobnej kondycji... Lata temu, kiedy był zaledwie kilkudniowym oseskiem Bjorn niemal zagłodził go na śmierć, i z pomocą przyszła Kami.
Nie chciał znów patrzeć bezradnie, jak największy burak na świecie, podczas kiedy jego dziecko było w coraz gorszym stanie.
Ale co innego mógł robić niż tylko siedzieć i patrzeć? Los Kaisera był w łapach Gizy, ale jeśli ona nie była w stanie mu pomóc, Bjorn będzie musiał poprosić o to Kami. Nie wątpił, że była bardziej doświadczona od Gizy. Zresztą, to nieważne... Gdyby musiał, poszedłby i do Lwiej Ziemi po pomoc, albo do Srebrnych Landów jeśli tylko miałoby to pomóc brązowemu.
Na wieść o królu zmartwił się, i jego pierwszą myślą było popędzenie do Myra z pomocą, ale szybko zdał sobie sprawę z tego że oznaczałoby to zostawienie Kaisera, a to było ostatnią rzeczą o której śmiał myśleć. Nie mógł iść, ale dopiero reakcja Satau pomogła mu zrozumieć w jak złej sytuacji teraz byli.
Pochylił łeb i pozwolił lwicy oprzeć się o niego, wyglądała jakby jej dusza miała za chwilę ulecieć niczym kłąb dymu, a tego przecież nie chcieli.
-Satau, uspokój się.- mruknął cicho, ale stanowczo. -Wyjdź im naprzeciw, Myr cię potrzebuje. Ja...pójdę z tobą.- miał powiedzieć, że nie zostawi syna...a wyszło co innego, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że niewiele mógł tu zdziałać. Wszystko zależało od Gizy.
Bjorn uniósł łeb i spojrzał na Wendigo.
-Nie, nie jest z nim w porządku. To mój syn, Kaiser. Wendigo, zostań tutaj i pomóż Gizie gdyby tego potrzebowała. Pójdziemy z Satau w kierunku cmentarzyska i pomożemy Myrowi.- być może po drodze spotkają Kami, co byłoby chyba najlepszym co mogło się zdarzyć w tej chwili.
-Giza zajmie się twoimi ranami jak tylko skończy z Kaiserem.- stary podszedł bliżej lwa i wskazał łbem na medyczkę, zauważając jego rany. Mimo że były małe, lepiej żeby ktoś kto się na tym znał rzucił na nie okiem. Jego głos był na tyle donośny, że i Giza mogła go usłyszeć, jego słowa bardziej jak oczywisty rozkaz niż po prostu stwierdzenie. Nie miała wyboru, musiała zająć się każdym kto tego potrzebował, właśnie od tego była.
Bjorn stanął w wejściu i spojrzał na Satau, czekając aż ta weźmie się w garść i ruszy z nim.
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

14-04-2017, 21:57
Prawa autorskie: Av: Askari

Nie spodziewał się takiej reakcji lwicy na wypowiedzianą wieść, choć skąd on może wiedzieć jak się reaguje na takie coś? Po tylu latach tłumienia emocji już prawie one zanikły u brązowego, czuł jednak jeszcze te, które należały do mocniejszych. Podniósł lekko brew na krzyki lwicy, jednocześnie zbierając się na odpowiedź, starając sobie przypomnieć jak najwięcej wydarzeń z cmentarzyska. 
- Pytałem się czy z nimi nie zostać, król rzekł jednak że mam się tutaj udać i uprzedzić medyka. Wciągnął głęboko powietrze nosem, skupiając swój wzrok na jasnej lwicy. - Wiem tyle, że na cmentarzysku zostali zaatakowani przez bandę psowatych. Była z nimi jeszcze czarna lwica, gdy dotarłem na miejsce to leżała na ziemi, także ranna. Gdy biegłem na dół im pomóc, nagle te psowate zaczęły uciekać i spowodowały lawinę kości. - Zrobił krótką przerwę - Wielka czaszka zgniotła czarną lwicę, nie dając jej szans na przeżycie, a lawina mnie prawie pogrzebała, na szczęście ominęła resztę. - Stopniowo podczas tej wypowiedzi dostawał coraz większej chrypy, nadającej słowom specyficznego tonu, było to dla niego normalne. Przeniósł swoje dwukolorowe ślepia na samca z białą grzywą, przytaknął skinieniem łba na słowa, które brzmiały bardziej jak rozkaz. Miał nadzieję że Kaiser się z tego wyliże, mieli już wystarczająco dużo rannych.
- Te małe ranki? Zagoją się w mig, inni członkowie potrzebują pomocy bardziej ode mnie. - Stwierdził i poszedł w głąb jaskini, kładąc się przy ścianie naprzeciw Kaisera i medyczki. Nie miał jednak zamiaru spać, obserwował co pewien czas wyjście i chorego czujnym wzrokiem.
Ema
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 19

15-04-2017, 00:21
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)

Kiwała tylko w zamyśleniu głową na to co powiedział Talve. Przyjęła do wiadomości każdy wspomniany fakt, jednak stwierdziła że nie warto ich komentować. Lecz kiedy jasny samiec przysunął do niej "misę" z wodą, zaczęły się nieliche kłopoty. Em zachowała się tak jak kazała jej fobia towarzysząca prawie całe życie, odruchowo odsunęła się na bok z przerażeniem w oczach. Oddech jej przyśpieszył i o mały włos nie zaczęła się zapowietrzać. Musiała przypomnieć sobie swoją mantrę "Wdech i wydech spokojnie". Pomogło, przynajmniej na tyle że lwica znów nad sobą panowała. Przybycie Wendigo, jak i zalążek kłótni oraz wyrzutów, które można było usłyszeć potem bardzo rozpraszały medyczkę, więc gdy nie mogła się skupić wydała z siebie jęk zirytowania i złości. Gwałtownie odwróciła się do pozostałych i rzuciła do nich gniewnie:
- Macie zamiar dalej dyskutować i mnie rozpraszać?! Jeśli tak to wypieprzać na dwór, inaczej zamiast mu pomóc mogę jeszcze przez przypadek coś pogorszyć! - jej delikatny głos nieco złagodził ton wypowiedzi, niemniej był przesycony złością, również wtedy kiedy zwracała się bezpośrednio do nowo przybyłego. - Idź, znajdź jakiś zbiornik wodny i obmyj dokładnie te rany, bo inaczej tobie też się wda zakażenie. Tylko na litość przodków trzymaj się z daleka od rzeki! W porze deszczowej jest na pewno pełna krokodyli!
Następnie grzywiasta wróciła wzrokiem do omdlałego już teraz Kaisera. Jego stan pogarszał się z minuty, na minutę nie było nawet chwili do stracenia. Jednak Em wciąż była dość rozkojarzona, nie tylko swoim lękiem przed wodą ale też tym aby pozostali tej paskudnej i irracjonalnej słabości nie dostrzegli. Zielonooka nerwowo przełknęła ślinę, wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i... wyłączyła się zupełnie. To był jej sposób jak radzić sobie z stanem stresu i przerażenia podczas pracy, po prostu nie reagowała na bodźce z zewnątrz skupiając się tylko na zadaniu. Gdyby ktokolwiek się teraz do niej zwrócił pewnie nawet by nie usłyszała, a jej wzrok błądziłby gdzieś niby w oddali. Z pewnym wahaniem, gdyż nawet po odcięciu się od świata Em wciąż miała pewne opory przed wodą, medyczka zanurzyła łapę w misie i powoli zaczęła przemywać ranę samca z brudu i zaschniętej krwi. Kiedy miejsce po ugryzieniu było już czyste brązowa zabrała się za przygotowywanie maści odkażającej, tuż po ostatecznym przepłukaniu łap do czysta. Z swojej medycznej torby wyjęła kilka drewnianych miseczek, zrobionych z kokosowych łupin oraz parę liści szałwii, a także duży okrągły otoczak. Włożyła liście do jednej z misek i złapawszy jako tako otoczak w rozcapierzoną łapę zaczęła ugniatać zioło. Trochę czasu to potrwało, głównie ze względu na ciężkość tego zadania. Lwie łapy nie były przystosowane do używania narzędzi, kamień co i rusz wypadał z lekkiego "uchwytu" medyczki, która z uporem przesuwała nim po liściach, starając się nieco podnosić go i znów przyciskać, tym samym wyciskając sok z odkażającej rośliny. Skończywszy Em złapała miseczkę w pysk i polała sokiem z medykamentu ranę pacjenta. Resztę pozgniatanych listów zalała odrobiną wody z drugiej miski, tej podstawionej Kaiserowi pod nos. Zemdlony i tak nie będzie mógł się napić, a czysta woda była jej potrzebna. Tak uformowaną kleistą papkę wylała na jeden z dużych liści, który miał posłużyć za bandaż. Przygotowując opatrunek oprócz bandażowego liścia wyciągnęła z swojej torby również malutką kokosową łupinkę wypełnioną lepką żywicą. Posmarowała nią brzegi liścia i dopiero wtedy przyłożyła wysmarowany maścią opatrunek do rany, najpierw upewniwszy się iż sama żywica nie naleci do rany, a jedynie przyklei się do gęstej sierści samca, przytrzymując "bandaż" w pożądanym miejscu. Po tych zabiegach odetchnęła ciężko i przyjrzała się psykowi, wciąż omdlałego samca. Powinna podać mu nieco owocu baobabu na zbicie gorączki, jednak w takim stanie brązowy nie jest w stanie jeść. Z zrezygnowaniem Em zaczęła polewać resztką czystej wody pysk Kaisera aby doprowadzić do jego wybudzenia.
[Obrazek: ema_by_deadfisheye_0-davhhm5.png]
Głosik
Nikt nie wie jak się nazywam... Czasem nawet ja zapominam...
Mówcie mi Giza.
Satau
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Liczba postów:589 Dołączył:Wrz 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 29

15-04-2017, 11:33
Prawa autorskie: DeadFishEye-0 (Bjorn)

Mimo ogólnego zgorszenia nie mogła zrobić nic by sobie ulżyć. Oparcie jakie dał jej Talve okazało się bardzo potrzebne, a zwłaszcza w momencie gdy Wendigo powiedział o przebiegu wydarzeń na cmentarzysku. Czyli zginęła jeszcze jakaś ciemna, smolista lwica? Przed oczami Satau pojawiła się jej znajoma, przyjaciółka z którą podczas ostatniego spotkania porządnie się starła. Żałowała tego, że nie zdołała się z nią pogodzić i przeprosić przed jej ostatnim tchnieniem, ale skąd miała wiedzieć, że tak się to wszystko dalej potoczy, że zły los pchnie historię całego stada w kryzysowy dołek w najmniej dogodnym momencie. Nie była jasnowidzem i nie miała prawa przewidzieć tego co w końcu nastąpi.
- Bjornie dziękuję za wsparcie i pomoc... ale ty powinieneś zostać tutaj. I nie, nie przyjmę sprzeciwu, pójdę sama, a ty zostaniesz tu z synem. W końcu każdy powinien być blisko swojego krewnego w trudnych chwilach. Twoje miejsce jest tu, przy Kaiserze, a moje u boku mojego partnera. - powiedziała ocierając łapą łzy, cieszyło ją już tylko i wyłącznie to, że jej ukochany żyje, tylko to dawało jej chęć do życia, bez niego byłaby wrakiem kota, byłaby po prostu nikim i odeszłaby wraz z Myrem.
Skierowała się w stronę wyjścia bardzo żwawym krokiem. Obejrzała się jeszcze na rannego samca i westchnęła sama do siebie. Przepraszam. Nadal czuła się fatalnie i nie była pewna, czy zdoła wyzwaniu. Kierowała się silną miłością, nie zdrowym rozsądkiem, nie wolą innych. Jako partnerka powinna wspierać swojego kochanka i być dla niego ostoją, dlatego nie chciała towarzystwa Talve zresztą uważała, że powinien zostać przy swoim synu.
- Proszę was, nie przeszkadzajcie medyczce i słuchajcie jej poleceń! - dodała wybywając z wnętrza skały.
Czym prędzej i ile sił w nogach poczęła biegnąć w stronę oddalonego o szmat drogi cmentarzyska słoni, które odwiedziła raz może dwa. Będąc już dalej od członków stada ponownie pozwoliła sobie na chwile słabości. Łzy kolejny raz przejęły jej delikatne oblicze, zalewając je rzekami gorzkimi jak niedojrzałe owoce pigwowca.



z/t
Wendigo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:7 lat (Dorosły) Liczba postów:396 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 63
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 9

17-04-2017, 00:30
Prawa autorskie: Av: Askari

"Przytrafiło mi się ciekawe stado". Była to pierwsza myśl która przyszła mu do łba po dość, hm, wybuchowej radzie medyczki. Wstał bez pośpiechu, wyglądało to jakby robił tę czynność w zwolnionym tempie. Przewlókł swoje pokryte brązowym futrem ciało przez jaskinię, "W końcu każdy powinien być blisko swojego krewnego w trudnych chwilach.". Słowa te odbijały się echem w jego łbie, za każdym razem stając się coraz głośniejsze, zmuszając go do stopniowego opuszczenia łba, aż w końcu stanął w progu wyjścia, patrząc się na wpół zamkniętymi ślepiami w glebę.
- Krewnych. - Pojedyncze słowo zabrzmiało jak niezrozumiałe charknięcie, lecz dla czułego ucha tonacja owego dźwięku mogła zdradzić co wymsknęło się z gardła ciemnej grzywy. Uśmiechnął się gorzko do ziemi z zamkniętymi powiekami, po czym uniósł gwałtownie łeb i udał się szybkim krokiem na zewnątrz, w ulewę.

Zt
Kaiser
Zbanowany

Gatunek:lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5,8 Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:237 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 5

18-04-2017, 16:16
Prawa autorskie: Bjorn

Sny nie często pojawiały się w jego głowie, jednakże najwidoczniej dzięki gorączce nie mógł spokojnie odpoczywać. Przed zamkniętymi oczyma widział przeszłość, momenty gdy był mały i jeszcze namiastkę bycia z ojcem, przed ich porzuceniem. Moment gdy odszedł, zostawiając dwójkę synów... nie do opisania. Złość, rozpacz dziecka, mimo wszystko jakoś dorósł, choć nadal liczył, że kiedyś te wszystkie stracone chwile jakoś nadrobią, nie mówił tego wprost, lecz potrzebował go w tej chwili i to bardzo. Pytanie czy ojcu tak bardzo zależało jak jemu. Sen Kaisera szybko ze wspomnień przerodził się w koszmar, ojciec stał przed nim i znów odchodził... do tego brązowy miał mokrą mordę... nie chwila, to nie sen. Kaiser zamrugał jeszcze parę razy, jednakże gorączka nadal nie ustąpiła, choć trochę zwilżył za to język. -T... tato.- stęknął ledwo. Czuł obecność kogoś jeszcze lecz nie miał siły się obejrzeć, spodziewał się że to medyczka, oby więc szybko to cholerstwo ustąpiło.
Talvedu'ul
Konto zawieszone

Gatunek:lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:~8 lat Tytuł fabularny:Partner Królowej / Skarbnik Liczba postów:240 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 84
Zręczność: 62
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

18-04-2017, 19:44
Prawa autorskie: CherryColaax, ja, Globus, mła
Tytuł pozafabularny: VIP / Mistrz Cytatów

Bjorn westchnął ciężko, obserwując jak Satau a potem Wendigo opuszczają grotę. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w szarą ścianę deszczu, rozmyślając nad sobą i swoimi synami. Kaiser był znów w domu, ale co z Razielem? Gdzieś musiał się kręcić, chociaż czy napewno? Bracia nie powinni iść w różne strony, powinni trzymać się razem... A tu co? Ciekawe, czy zaszło coś między nimi.
Lew obrócił łeb momentalnie jak tylko usłyszał słaby głos Kaisera, zaszokowany tym, co akurat powiedział. "Tato"? To było takie...nierealne.
Mimo wszystko Bjorn od razu zbliżył się do syna i ułożył się na ziemi na wprost niego, jedną łapą nakrywając mniejszą łapę Kaisera, chcąc jakoś dodać mu otuchy i dać znak, że był blisko.
-Jestem.- wychrypiał cicho. Z bólem w sercu zdał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie to nie Kaiser mówił a jego gorączka. Czy jego syn byłby w stanie nazwać go tatą tak po prostu, bez ironii? Nie był pewien. Nie, był pewien, że szanse na to były marne. Kaiser jedynie majaczył...
Bjorn przysunął się bliżej młodszego lwa i westchnął raz jeszcze, tym razem łapą zagarniając łeb Brązowego i przyciskając go do zmierzwionej grzywy, i opierając podbródek na głowie syna.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

18-04-2017, 21:50

Użycie szałwii było rozsądne. Szkoda tylko, że tak bolesne w skutkach - oczyszczona rana, polana sokiem z tej rośliny... Kaiser ryknął z bólu w pierwszej chwili, jego zadek płonął żywym ogniem, to było nie do zniesienia. Na szczęście dla adepta, zelżał na sile tak szybko, jak się pojawił, a po minucie czuł jedynie delikatne pulsowanie przypominało mu o przygodzie z medykamentem. Gorączka dała o sobie znak, ponownie zamroczyło lwa, zaczął mruczeć coś pod nosem ku uciesze Bjorna. Polanie wodą było rozsądne. Wielki samiec otworzył oczy, nieco zaszklone i w tej chwili pełne łez, aczkolwiek był to krok do odzyskiwania przytomności.

+ 8 HP, za zeszły tydzień
Ema
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 19

02-05-2017, 17:11
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)

W tym czasie medyczka przygotowała dziwną, lekko kleistą papkę z owocu baobabu. Kaiser się lekko wybudził, a był to dobry znak. Teraz tylko musi zjeść lekarstwo na zbicie gorączki i... czas pokaże. Niestety Em nie mogła już nic więcej zrobić. Oczyściła ranę, przygotowała opatrunek i leki, jej praca się tutaj kończyła. Zielonooka przyjęła to z zadowoleniem, powoli wracając do swojego świadomego stanu. Szybko wytarła lekko mokrą jeszcze łapę o futro swojego pacjenta. Nie chciała pokazać swojej fobii, nie tutaj, nie przy tych samcach. Ostrożnie przesunęła miseczkę z baobabową papką w stronę Bjorna, nie zbliżając się przy tym. Zbyt się bała by do niego podejść, w końcu nie tylko był samcem, był też gigantyczny. Em poczuła jak łapy zaczynają się pod nią uginać, kiedy z coraz to większym strachem spoglądała na kremowego lwa. Każdy szczegół jego wyglądu, każda blizna, każda rana potęgowały tylko poczucie niepewności i strachu jakie względem ów osobnika medyczka wcześniej odczuwała. Odchrząknęła lekko i zwróciła się do niego:
- Musi to zjeść kiedy się całkiem wybudzi - tutaj lwica wskazała na przygotowane lekarstwo - i miejmy nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Moja praca się tutaj kończy. Muszę wrócić do siebie bo z tego co słyszałam - Em westchnęła głośno, zrezygnowana i rozdrażniona - będę miała więcej pacjentów...
Samica szybko zgarnęła resztę pojemniczków i swoich przyrządów do torby, a następnie nie spuszczając nawet na chwilę wzroku z Bjorna wycofała się do wyjścia. Na szczęście chwilowo przestało padać, lwica zatem bez wahania błyskawicznie ewakuowała się ze Skały, aby w następnym momencie pełnym biegiem pędzić już w stronę termitiery.

//z.t
[Obrazek: ema_by_deadfisheye_0-davhhm5.png]
Głosik
Nikt nie wie jak się nazywam... Czasem nawet ja zapominam...
Mówcie mi Giza.
Myr
Odnowiciel | Konto zawieszone

Gatunek:lew przylądkowy- P. l. melanochaita Płeć:Samiec Wiek:5 lat Znamiona:4/4 Liczba postów:1,924 Dołączył:Maj 2015

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 95
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 61
Doświadczenie: 23

02-05-2017, 20:47
Prawa autorskie: ja-Dirke

W końcu dotarliśmy do skały i do jej wnętrza. Tutaj po raz pierwszy od wyruszenia na pustynie postanowiłem odpocząć. W końcu w domu, taka myśl przeszła mi przez łeb. Byłem zmęczony i to bardzo, a tutaj byliśmy bezpieczni, byliśmy w domu, naszym domu wśród naszej rodziny. Zamknąłem oczy aby oddać się snu.
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

02-05-2017, 21:36
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

Wyścig to wiele powiedziane na temat tego czym był ostatni odcinek drogi. Nieco większe tempo. Coś co pozwoliło się skupić na czymś innym. Myr chyba to rozumiał. Hiena znalazła się tuż przy tym lwie i zatopiła zwój pysk w jego grzywie ostatecznie pozwalając się ponieść emocją. Płakała ale na tyle głośno by uznać to za tyczenie. Grzywa wystarczyła by niemal całkowicie ją wytłumić
Satau
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Liczba postów:589 Dołączył:Wrz 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 29

02-05-2017, 22:25
Prawa autorskie: DeadFishEye-0 (Bjorn)

Zdyszana i zmęczona biegiem Satau wkroczyła do skały na końcu. Coś dziwnego działo się z jej organizmem, miała słabszą wytrzymałość i przytyła. Nadal nie domyślała się jednak powodu tych zmian, które zaszły dość gwałtownie. Póki co trzymała się teorii, że za dużo je, a za mało się rusza i jest to winą pory deszczowej, ale prawda miała zupełnie inne podłoże, którego nie miała prawa znać.
Pierwsze co rzuciło się lwicy w oczy to brak medyczki wewnątrz. Natychmiast wlepiła wzrok w Myra i resztę zebranych. Pokręciła koniuszkiem ogona i mlasnęła niechętnie. Mogła się tego spodziewać, Giza zapewne wystraszyła się obecności samców, lub stwierdziła, że nie będzie nic robiła za darmo...
- A gdzie medyczka? - zapytała w końcu.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości