Król Lew PBF

Pełna wersja: BAL PRZEBIERAŃCÓW- Pokoj
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8
(skasujcie to PLZ )
- Wiewiórkiiiiiii!




W mózgu Cezarego były....
-Wiewiórki!!!!
Zamknij ryj! Jestem narratorem i coś tu mówie! No... to ja chciałem własnie powiedzieć że w...
- Wiewóry!
ZAMKNIJ RYJ!
Tak czy inaczej, w mózgu Czarka były... pewne gryzonie. Wszedzie widział biegające wiewióreczki, a potem przyszły takie dwie wielkie wiewórki. W tym jedna przebrana za pirata!
- Piracka wiewiórka! ŁOOOOO! - krzyczał zafascynowany.
Drzwi do pokoju miały wypaść z zawiasów... Odbiły się o ramy w przeraźliwym trzasku, a w ich świetle pojawiła się postać w wielkim kapeluszu. Pirat... A właściwie pogromca fal! wlazł obleśnie targając kopniakiem drzwiami, niczym szkwał targał żagle statkom.
- Gdzież trunek, gdzież światła na niebie pochwalne.... Gdzie wreszcie niewiasty piękne, dla gościa! - Kultura jaką emanował wręcz przekraczała granice za którymi sam nie wiedział co plecie, w jego rozumowaniu było to zwykłe "Gdzie rum, dzi..ki i lasery! " Jednak to bal nie jego statek.
- Dajcie rumu! - Krzyknął ponownie idąc przed siebie, przechylając puste szkło.
- Suszą mnie chcecie zniszczyć szczury! - Darł mordę śmiejąc się w przerwach.
Duszek bez słowa przysłuchiwał się wymianie zdań dorosłych, nie wtrącając się ani słowem. Osobiście ona była za wyważeniem drzwi, to było znacznie bardziej ekscytujące niż jakieś pukanie, tym bardziej, że byli teraz piratami!
Jednak ostatecznie stanęło na nie tak ekscytującym pukaniu. Kiedy pirat i złotowłosa weszli do środka, ona również zajrzała ostrożnie do środka, a widząc dwie związane osoby i słysząc słowa wypowiadane przez Mariana, zasłoniła sobie nieco oczy. Ale na tyle, by jeszcze trochę widzieć.
Kiedy to już jego Roxana błagała go by mogła zatopić się w brzuchu szaleńca usłyszał trzask drzwi i pomysł by przez ból wyrwać ich ze szponów szaleństwa zszedł na drugi plan. Wyciągnął pistolet i wychylił się za futryny mierząc w głąb korytarza. Dostrzegł postać w wielkim, na prawdę wielgaśnym kapeluszu kapitana i nawet przez sekundę dłużej się nie zastanawiał dalej z kim ma do czynienia. Schował pistolet i szczerząc swe pożółkłe zębiska rozłożył szeroko ręce w geście powitania.
- Barbosso, przyjacielu! W końcu jesteś! I choć jak na razie dziwek nie spotkałem to alkoholu nam nie brakuje! Choć i z tym bym tutaj uważał, bo ten wydaje się szkodzić na rozum - powiedział do pirata po czym wskazał szybkim ruchem głowy i oczami na leżących i majaczących mężczyzn.
- No ale, poznaj moje dwie towarzyszki, piękną Złotowłosą i straszliwego Duszka z którym to założyłem nową organizację. - Powiedział przedstawiając wpierw Violettę, a następnie Helenkę.
- A to jest mój druh, kompan wielu wypraw Barrrbossa - Przedstawił pirata i znów spojrzał na niego.
- Jeśli nie masz nic lepszego do roboty to dołącz się do nas. Właśnie grabimy tą posiadłość i mam nadzieję, że wyczyścimy nie jedną piwniczkę przy okazji! - Rzekł i roześmiał się ruszając w górę i w dół krzaczastymi brwiami.
Barbossa grzecznie złożył całusa na dłonie pań. Nawet taki Barrrrbarzyńca jak Barrrrbossa znał zasady dobrego zachowania. Po przyjemnościach złapał grabę przyjaciela i z uśmiechem od ucha do ucha potrząsnął by przywitać kompana.
- Ajaj kapitanie ! opróżnimy co tylko się da! Będziemy grabić jak przystało nam podobnym... - Westchnął nie ukrywając zadowolenia i radości.
- Cóż to za organizacja? - Spoglądał to na Kapitana to na damy z zaciekawieniem.
Poczekał aż kamrat przywita się z wszystkimi w tym czasie obserwując kajdany w które był zakuty jeden z mężczyzn. Tytan! Nie wyglądało to za wesoło, nie miał co nawet próbować je rozwalić, a odcinanie dłoni by uwolnić biedaka też nie wchodziło w grę.
Ruszył więc ku łożu i unosząc szablę do góry uśmiechnął się podle i rąbnął. W drewniane łoże w miejsce gdzie były przymocowane kajdany. Rąbnął ponownie i ponownie.
- ARRrrr! - Warczał zaciskając zęby i szarpiąc za drewniany element by połamać naruszony stalą element.
Powiedzmy, że po małym siłowaniu się z tymże elementem jedną rękę wyswobodził.
Zasapał po małym wysiłku i ruszył ku drugiej ręce. Ponownie rąbał szablą jak szalony.
- Nie wygląda na to, że ci nieszczęśnicy zostali zakuci z własnej woli, więc nie wolno ich tak zostawić - rzekł do swoich kompanów i znów zaczął się siłować z naruszonym elementem. Druga ręka choć nadal zakuta w kajdany była jednak wolna. Znów się zasapał po jakże szaleńczej serii ciosów.
Później zaczął wyswobadzać drugiego mężczyznę (Mariana) w taki sam sposób co jego znajomego.
- Nic tutaj chyba po nas. Ci dwaj raczej nie są o zdrowych zmysłach, więc na nic nam się przydadzą, a nie będę ich przecież targać ze sobą bo nas spowolnią jedynie - rzekł ocierając czoło z kilku kropel potu.
Podszedł jeszcze do zasypiającego (Mariana) i chowając szablę do czarnej pochwy złapał jedną ręką męża, a drugą wymierzył mu dwa szybkie plaskacze otwartą dłonią nie oszczędzając przy tym czynie swej siły. Jeśli to nie obudzi nieszczęśnika to już nie miał pomysłu co innego go może wybudzić z tej cholernej choroby.
- Dobra, co mogliśmy tutaj zrobić chyba zrobiliśmy - powiedział spoglądając na swoich kamratów na każdego po kolei.
- Jest to Grono Stachów. Nazwa jak nazwa, ale najważniejsze jest to co staramy się osiągnąć. - Rzekł jeszcze tylko do druha bo przypomniał sobie, że nie odpowiedział mu na pytanie.
- Chodźmy więc do piwnic, to tam najczęściej jest skarbiec, no i piwniczki! Arha ha ha! - Zawołał wesoło unosząc i opuszczając brwi przy drugim argumencie do Barbarossy.
Po czym ruszył znów dziarsko ku wyjściu kierując się za piórami na podłodze. Coś mu mówiło w tym szalonym łbie, że to boski znak i to za nim należy iść.
Ponownie wyciągnął szablę, w końcu byli na wrogiej ziemi.
Dostał w pysk. Nawet mocno. Trochę czasu jednak upłynęło zanim doszedł do siebie. Zatrząsł głową i orzeźwił umysł na tyle jasno, by trzeźwo myśleć. Spojrzał na swoje prawie nagie ciało i kajdanki na rękach. Wszystkie wspomnienia mu wróciły do głowy. Miał do wyrównania rachunki z pewną parką, szkoda tylko, że nie wiedział gdzie są. Chwycił w dłoń rozwaloną belę z łoża i wybiegł na zewnątrz z krzykiem niemal jak pijany chiński mistrz sztuk walki.
- RAAAAAAA! GDZIE ONE SĄ?! ZATŁUKĘ NA MIEJSCU!!!
Do uszu obecnych dotarły jakieś krzyki i jęki dochodzące z piwnicy. Droga do niej była zaznaczona szlakiem z wielkich ptasich piór.
Kiedy to stał na już na korytarzu z pomieszczenia wyleciał ten kotowaty w samej bieliźnie trzymający jakąś pałę w swych wielkich rękach. Nie zamierzał jednak długo zastanawiać się nad słowami jakie wykrzyczał. Szybko machnął szablą w jego kierunku z zamiarem przyłożenia mu ostrza pod gardło by choć na chwilę się uspokoił i zaczął trzeźwo myśleć.
- No już powściągnij swoją rządzę mordu i posłuchaj. - Powiedział przez zaciśnięte zęby jednak było to zrozumiałe. Trzymał wyprostowaną rękę zachowując dość sporą odległość od mężczyzny. Miał na tyle wielką krzepę, że nie widziało mu się oberwać nawet taką pałką po łbie.
- Jam jest Kapitan Szalony Damazy, a to moja dzielna kompanija. I jeśli nie chcesz zostać podziurawiony niczym łajba mych wrogów przez me armaty to opanuj się i powiedz co się tutaj stało, ale szybko. Nie mam całej wieczności, a wtedy zastanowię się co z tobą zrobić. - Rzekł już spokojniej unosząc nieco bardziej dłoń by poprawić uchwyt na rękojeści i jeszcze bardziej przycisnąć lodowatą Roxi do szyi szalonego męża.
Usłyszał też jakieś krzyki dochodzące za pewnie z piwnic zamczyska, ale nie one były teraz istotne. Wpierw musiał ogarnąć to co się działo tutaj.
Na korytarzu stały jakieś dziwaki. Jeden ubrany jak idiota z kreskówki dla dzieci, drugi ubrany jak starszy idiota z kreskówki dla dzieci, jakaś blondyna i kolejny ktoś z prześcieradłem na głowie. Brakowało jeszcze pijanego Hobbita. Gdy ten stary dziad przysunął bliżej niego swoją "ultra-mega-kosę" za bardzo chyba się nie zląkł. nie miał czego. W dłoni obrócił parę razy pałą niczym kowboj z Dzikiego Zachodu rewolwerem. Spojrzał doń z dość poważną miną i wycedził
- Odejdź stary dziadu, nie ciebie szukam, tylko takich dwóch paniusi, które muszą dostać parę razy po łbie. Jedna to jakieś głupie ptaszyszko, a druga to zboczona hiena. Jeśli wiesz gdzie są to gadaj, a jeśli nie to zejdź mi z oczu!
Ściągnął krzaczaste brwi marszcząc nos z złości, gdyż zwierz nie okazał się być na tyle roztropnym by zachować się tak jak powinien.
- Zważ na swe słowa kotowaty, zanim znów cię zakuję w te kajdany z których cię oswobodził z tą różnicą, że będziesz wisiał za oknem z rozbitym łbem i już całkowicie nagi. - Rzekł niewzruszony jego obracaniem tym badylem.
- Jeden nieostrożny ruch a skończysz jako dywan w mojej kajucie, więc jeśli chcesz zachować futro to nie rzucaj się tak kocurku. Zwłaszcza, że nie między naszymi interesami nie widzę powodu do tworzenia konfliktu. - Dopowiedział sięgając do pistoletu na piersiach, nie wyciągał go jeszcze jednak, ale ułamki sekund dzieliły go od tego by z czarnej czeluści wyleciał pocisk robiąc dziurę w piersi kotowatego.
- Zwłaszcza, że chyba wiem gdzie znajdziesz swoją ptaszynę. - Rzekł patrząc się złocistymi ślepiami spod ściągniętych gniewnie brwi.
Mruknął cicho. Stary jest stary, ale nie głupi. Rzucił kija za siebie. Splótł palce u rąk, kości po kolei trzeszczały. Spojrzał tylko na niego z powagą na twarzy.
- Prowadź... kapitanie...
Na jego pysku pojawił się cwaniacki uśmieszek.
Kiedy ten wyrzucił kij i on zdjął rękę z pistoletu i pomału opuścił szablę po czym westchnął cicho.
- Podnieś pałkę, nie jesteś mym niewolnikiem, a skoro tym panienkom udało się zakuć takiego wielkoluda to, wszelka przewaga może być przydatna - rzekł do niego drapiąc się po łbie zastanawiając się czy aby na pewno dobrze robi pozwalając temu na noszenie broni. Nie ufał mu w końcu, ale nie wiedział co tam na niego czeka, a wolał mieć w nim sprzymierzeńca niż wroga, więc taki drobny dobry gest z jego strony chyba nie zaszkodzi w tej znajomości?
- Idziesz jednak wielkoludzie zaraz za mną - powiedział chcąc zaznaczyć, że reszta załogi będzie tuż za plecami Mariana.
- Nie wiem co później się stało w tym pokoju ale wygląda na to, że ktoś zaciągnął twoją ptaszynę siłą - Rzekł idąc szybkim krokiem i skierował miecz w dół wskazując nim spore pióra. Szedł tym tropem kierując się coraz bardziej w stronę piwnic.
Włożył stopę pod kija, szybkim ruchem podrzucił go i złapał w dłoń. Skoro ten chce iść z nim to w sumie czemu nie. Bez słowa przeszedł obok reszty jego grupy. Wchodził po schodach zaraz za plecami starego. W sumie to nawet lepiej, że nie wiedział co się działo w pokoju, zresztą pewne dwie ptaszyny mają zaraz za to oberwać. Albo już nawet dostały... od kogoś innego.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8