Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Runa Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 65 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 4 |
02-05-2017, 11:24
Prawa autorskie: lineart: Malaika4 kolor: Salvathi, podpis: Salvathi
Nareszcie. Runa prychnęła ze złością. Czy tak trudno się było domyśleć, że nie chciała mieć z Moyo nic wspólnego? Nie wyraziła się dostatecznie jasno? Czuła się zagrożona i im szybciej lew odejdzie z JEJ sawanny, tym lepiej.
Przez jakąś minutę Runa wbijała wzrok w Moyo. Najpierw niemal gniewnie, potem ze zniecierpliwieniem, aż wreszcie z szokiem, kiedy zorientowała się, że lew zamierza zostać na noc. Lwica zmrużyła groźnie oczy, a jej ogon zaczął wywijać na boki. - To nie są żarty, że z jaśnie pana jest zwykły tchórz i tyłek pawiana. - przyszło jej na myśl, ale powstrzymała cisnącą się na wargi ripostę. Moyo był od niej młodszy i na pewno nie trenował tyle, co ona. Mogła zostać i walczyć... ale chyba nie było warto. Znajdzie sobie inną miejscówkę. Wariatom zawsze się ustępuje. Nie wiadomo, co im przyjdzie do głowy. - Żegnam. - rzuciła krótko, odwracając się i zaczynając iść. -Ja odchodzę do dziczy, a pan szukać pawianicy. - dokończyła w myślach. Cały czas zerkała jednak kątem oka na wypadek, gdyby Moyo szukał guza. Nagle jej uszy drgnęły i podniosła wyżej głowę. Szmer powodowany przez jakieś małe zwierzę nie umilkł czy zaczął się oddalać, wręcz przeciwnie. Runa zmarszczyła brwi, kiedy szara smuga mignęła gdzieś w trawie, a następnie poczuła uderzenie w bok. Złotooka w milczeniu przyglądała się lwiątku. Po raz pierwszy cieszyła się, że jest dosyć miękka w pewnych miejscach. - Nic ci nie jest? - spytała zaniepokojona, pochylając się lekko w stronę szarego. Dostrzegła mokre policzki i och, jak znany ruch łapy. Biedactwo. - Płakałeś? Co się stało? - spytała cicho, nie chcąc przestraszyć lwiątka. I don't ever want to let you down
I don't ever want to leave this town Cause after all This city never sleeps at night It's time to begin, isn't it? I get a little bit bigger but then I'll admit I'm just the same as I was Now don't you understand That I'm never changing who I am |
|||
|
Kasill Konto zawieszone Gatunek:Lew //Złotogrzywy Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 75
Siła: 30 Zręczność: 30 Spostrzegawczość: 30 Doświadczenie: 3 |
02-05-2017, 22:14
Prawa autorskie: Ssaku
Samczyk jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Runę bijąc się ze swoimi myślami co powinien zrobić. Po chwili zaciekłej myślowej bitwy w stylu "Powiedzieć, nie powiedzieć" potrząsnął łebkiem strząsając ostatnie kropelki łez po czym drżącym głosem odezwał się.
- M-mój brat. J-jakaś lwica, p-porwała go - wydusił z siebie. Nie wiedzieć czemu sprawiało mu to bardzo dużo wysiłku. - M-muszę, za-zawiadomić m-mamę i-i królową - dorzucił po chwili niby w stronę Runy, a jednak bardziej do siebie. |
|||
|
Moyo Wiarus Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:203 Dołączył:Lis 2016 STATYSTYKI
Życie: 77
Siła: 76 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 71 Doświadczenie: 37 |
03-05-2017, 00:14
Prawa autorskie: Angelo, disney
Tytuł pozafabularny: Marzyciel
/ Sorry wielkie czytałam w tramwaju i nie zauwazylam że to myśli /
Przez jej ,, żegnaj" czuł jad i nienawiść. Zrozumiał że lwica nie zaakceptuje go. Miał przynajmniej nadzieje że go nie pogoni. Wtem zobaczył małą rozpędzoną kulkę która wbiegła prosto w lwicę. Zapominając o kłótni z lwicą podbiegł do nich i pochylił się tak aby zrównać się nosem z małym. Było mu żal małego. Bidulek. Wysłuchał go i odpowiedział: - Już się nie bój nic się nie dzieje. Samego cie nie puścimy w odlegle knieje. Kiedy się to stało i jak wyglądało?- wiedział że mały jest roztrzęsiony, ale jesli lwica była blisko to może uda się uratować lwiątko. Nie zwracał uwagi na Rune. Bezpieczeństwo małego było ważniejsze.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-05-2017, 08:59 przez Moyo.)
|
|||
|
Runa Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2014 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 65 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 70 Doświadczenie: 4 |
15-05-2017, 01:51
Prawa autorskie: lineart: Malaika4 kolor: Salvathi, podpis: Salvathi
//Wybaczcie późny odpis. I to, co napisałam kursywą w poprzednim poście to były myśli Runy, Moyo nie powinien tego usłyszeć.//
Po usłyszeniu wieści od lwiątka, na jej pysku na ułamek sekundy pojawiło się zmartwienie, które starała się zamaskować uśmiechem. Teraz przynajmniej wiedziała, co się stało. I że młody należy do stada. Tylko którego? Czy chodziło o Lwią Ziemię albo Srebrny Księżyc? A może na Zachodnich Ziemiach rządzi teraz jakaś królowa, której nie zdążyła jeszcze poznać? Zawsze mogło to być nowe stado, o którym istnieniu nie wiedziała. Niestety, musiała być cierpliwa, aby się tego dowiedzieć. Delikatnie położyła łapę na grzbiecie Kasilla, aby go uspokoić, nie chciała go jednak przestraszyć. - Pomogę Ci, tylko powiedz mi, z którego jesteś stada? Gdzie jest twoja mama i królowa? - zapytała łagodnym, przepełnionym troską głosem. Nie mogła sobie wyobrazić, przez co przechodziło lwiątko. A może i mogła, przecież ona sama straciła brata i ojca, kiedy była jeszcze młoda. Zdecydowanie nie chciała, aby on też musiał tego doświadczać. Kiedy Moyo się do nich zbliżył, posłała mu nieprzychylne spojrzenie, jednak nic nie powiedziała, w tym momencie jak najszybsze odnalezienie matki lwiątka było najważniejsze. Zupełnie zignorowała więc jego słowa, skupiając się na Kasillu, chciała go chronić i czuła się za niego w tej chwili odpowiedzialna, mimo że przecież go wcale nie znała. I don't ever want to let you down
I don't ever want to leave this town Cause after all This city never sleeps at night It's time to begin, isn't it? I get a little bit bigger but then I'll admit I'm just the same as I was Now don't you understand That I'm never changing who I am
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-05-2017, 01:54 przez Runa.)
|
|||
|
Kasill Konto zawieszone Gatunek:Lew //Złotogrzywy Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 75
Siła: 30 Zręczność: 30 Spostrzegawczość: 30 Doświadczenie: 3 |
18-05-2017, 16:05
Prawa autorskie: Ssaku
Miotał się ze sobą, jednocześnie obwiniając się srogo, że nie udało mu się dopilnować rodzeństwa. Nachodziły go myśli w stylu, że się do tego nie nadaje lub, że za słabo się starał. Selekcja naturalna jest dość okrutna szczególnie dla niego. Z czwórki rodzeństwa w efekcie został tylko on jeden, choć miał głęboką nadzieję, że Arvo jeszcze żyje.
- Jestem z Lwiej Ziemi, nie wiem gdzie jest mama, ani królowa. Pobiegłem za Arvo nie zważając na takie rzeczy, sądziłem, że zawrócę go i nic się nie stanie, ale wtedy pojawiła się ta lwica i złapała go, zaczęła biec za nią jakiś lew, a potem ja - mówił coraz szybciej i szybciej. Gdyby miał taką prędkość w biegu zdecydowanie dogoniłby Tene i udałoby mu się uratować brata |
|||
|
Moyo Wiarus Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:203 Dołączył:Lis 2016 STATYSTYKI
Życie: 77
Siła: 76 Zręczność: 66 Spostrzegawczość: 71 Doświadczenie: 37 |
20-05-2017, 11:54
Prawa autorskie: Angelo, disney
Tytuł pozafabularny: Marzyciel
Widział, że mały jest zdenerwowany, ale on nie umiał się z lwiątkami obchodzić. To nie jego rola.
Poza tym stwierdził, że małemu potrzebna będzie bardziej Runa jako opiekunka. A nie ,, groźny, wielki lew". - A więc już się nie martw mały, mój plan jest wręcz doskonały. Twego brata wnet odnajdę i złej lwicy go wykradnę- powiedział zrywając się na nogi. Już zaczął biec, ale pomyślał, że Runa może się martwić o gdzie idzie. Miał lekkie wyrzuty sumienia, że zostawia lwicę samą, ale dziecko samo na pewno nie da sobie rady, a lwica radziła sobie sama, przez długi czas. - Nie martw się panienko, odnajdę brata owego i w chwil krótkich kilku zwrócę go do rodziny jego.- rzekł do lwicy i ruszył odnaleźć brata małego lwiątka. Ale po co myśleć o tym, że przecież nie znał kierunku... z.t
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20-05-2017, 11:54 przez Moyo.)
|
|||
|
Vari Cesarzowa Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 16 |
05-08-2017, 10:29
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Minęło już kilka długich dni, które nijak różniły się od pozostałych. Nic się nie działo, trwała stagnacja i właściwie nie zapowiadało się na jej zmianę w coś bardziej dynamicznego. Brązowa lwica od spotkania z bezgrzywym lwem - Sprike, nie była w stanie przestać myśleć o rodzinie. Nie chciała przyznać tego sama przed sobą, ale znowu popadała w depresyjny stan, który już kilka razy zmusił ją do zniknięcia ze stada na dłuższy okres czasu. W krainie trzymało ją teraz jedynie stada i obowiązki jego względem, a przede wszystkim Haki... Z drugiej zaś strony była bardzo nieszczęśliwa. Może i osiągnęła swój cel i założyła z partnerem stado, ale to on był jednocześnie całym jej szczęściem i smutkiem. Cesarzowa coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że różnica wieku nie sprzyja ich związkowi. Vari nie chciała odbierać najdroższemu radości młodych jeszcze lat. Ona nie była już tak młoda, spoważniała choć czasami zachowywała się jak smark, to w głębi siebie robiła to tylko po to by sama się oszukać i odmłodzić na siłę. Nie tędy jednak droga.
Dziś także jak co dzień szła w towarzystwie Uy, zamyślona... nieobecna i wyraźnie przybita. Przypływy wspomnień nie miały końca. Szczerze tęskniła za matką, ojcem... ale przede wszystkim za Rayem i Inn, których w najważniejszych w jej życiu chwilach nie było obok. Siostra zawsze była niezależna i świetnie radziła sobie sama, lecz nie zmieniało to faktu, że miętowooka się o nią martwiła i piekielnie bardzo chciała ją spotkać, co nie było do końca możliwe. Ze śmiercią brata również nie mogła się pogodzić po dziś dzień, nie potrafiła i nadal nie potrafi wyjaśnić sobie tego w logiczny sposób. Przecież był silnym i zdrowym samcem, władcą Lwiej Ziemi. Nic nie poprawiało cesarzowej humoru, stała na rozstaju życiowej drogi, tym razem jednak bez możliwości odwrotu. Cokolwiek by teraz zrobiła nic nie będzie takie samo. Z dwa razy wracała z podkulonym ogonem do stada, gdzie zawsze kuzynki - Vasanti i Venety przyjmowały ją z powrotem w szeregi rodziny. Teraz jednak ich nie było, nie było też możliwości na naprawienie tego co się złego wydarzyło. Coraz ciężej żyje się z poczuciem winy. Biała towarzyszka mogła poczuć się zraniona, ale zupełnie nie potrzebnie, brak jakiegokolwiek odzewu od władczyni był póki co wynikiem jej zamyślenia, rozbicia, niepewności. W końcu jednak nieco zeszła na ziemię i od razu zatrzymała się w miejscu. Obie znalazły się na małej sawannie, której młode trawy współgrały z tymi starszymi i razem bujały się równo kołysane przez delikatny wiatr. W oddali radośnie brykało stado gazeli, uczących nowe pokolenie kluczowych zachowań, umiejętności. A dwie lwice niemrawo stały wśród tego pejzażu i zaprzeczały tej radości, zabawie, harmonii, a bynajmniej starsza z kotowatych. - Widzisz Ua, wszyscy są szczęśliwi, nawet rośliny potrafią się cieszyć tym jakże nijakim dla mnie dniem. Nie widzę w nim nic oryginalnego czy specyficznego. Jest zupełnie taki sam jak co najmniej dziesięć poprzednich. - rzekła stosunkowo cicho, lekko przytłumionym głosem, nie brzmiała teraz tak jak zawsze, nie wyglądała na radosną, nie miała powodu. Uniosła na chwilę łeb ku niebu, pozwalając porannym wichrom oczesać jej sierść na głowie, szyi i barkach. Westchnęła głęboko, przymrużając z lekka ślepia, by zaraz potem bezsilnie powędrować nimi ku ziemi, młodej, świeżo zwilżonej glebie, która wydawała się czuć lepiej od samej cesarzowej. Brązowa miała już zupełnie gdzieś to, że wygląda na taką jak się czuje, nie ukrywała niczego, była szczera w swojej szczerości. Jeszcze kilka tygodni temu teraz tą słabość ukryłaby jakąś głupotą, czy żartem, a teraz nie miała już na to sił czy też jakichkolwiek chęci. Jej psychika porządnie ucierpiała, a takich ran nie jest w stanie zasklepić nawet najszczersza miłość kochanka. Vari chciałaby dać Hakiemu więcej szczęścia, wsparcia... ale nie czuła się dobrze z tym, że to właśnie nią obdarzył swoim uczuciem. Wolałaby gdyby znalazł sobie młodszą i piękniejszą lwicę, założył z nią szczęśliwą rodzinę... tylko morskooka stała ku temu na przeszkodzie w swoich mniemaniach. Bardzo źle się z tym czuła mimo iż z pewnością myliła się w błędzie, bo cesarz nie raz pokazał jak bardzo ją kocha, nie raz jej to nawet powiedział, ale jej zawziętość i upartość nie pozwalały na dopuszczenie tego do swojego rozumu. Twierdziła, że kłamie tylko po to by jej nie zranić. - Ua... masz albo miałaś może rodzeństwo, pamiętasz ich? - zagaiła do targających nią uczuć, chcąc nawiązać pewne połączenie między sobą, a jasną młódką. |
|||
|
Ua Weteran Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 96 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 35 |
05-08-2017, 12:03
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Nie miałam mojej pani za złe tego, jak się zachowywała w ostatnich dniach. Bardzo się o nią martwiłam i starałam się nie odstępować jej ani na krok. Miałam wrażenie, a może raczej nadzieję, że moje towarzystwo jej pomaga. Z początku bardzo mi było nudno tak nic nie robić, nie rozmawiać ani z nikim się nie bawić (tak, dalej z tego nie wyrosłam). Zmieniłam zdanie, gdy odkryłam magię melancholii w którą wchodziłam, a prościej mówiąc gdy zaczęłam wykorzystywać ten czas na rozmyślanie. Ułożyłam sobie w głowie kilka spraw i wydało mi się, że stałam się bardziej dorosła niż byłam. Poza tym dostrzegłam pewne zmiany w moim ciele... Czyżbym właśnie przestała być dzieckiem? Nie ukrywam, że się bałam. Przed oczami stanęło mi wszystko, co kiedykolwiek słyszałam o dorosłości, powinnościach i manierach damy, obowiązkach względem stada... Niby zawsze mnie do tego ciągnęło, ale gdy już ten czas nadszedł, czułam się co najmniej dziwnie i niepewnie.
Niemal wpadłam w Vari, gdy ta się nagle zatrzymała. Cofnęłam się na odpowiednią odległość i rozejrzałam po okolicy. Nie wydawało mi się, żeby była szara czy brzydka, ale taka odległa. Po prostu mnie w tym momencie nie obchodziła. - Często zapominamy o pięknie świata, gdy coś innego zajmuje nasze myśli - odparłam pełna zadumy. Ciekawił mnie powód smutku mojej pani, ale nie odważyłam się o niego zapytać. To chyba nie byłoby zachowanie właściwe podwładnej damie. Znów się zatopiłam w moich myślach i znów brązowa mnie z nich wyrwała. - Tak, miałam brata. Nie pamiętam go zbyt dobrze. Wiem, że był biały i miał czarną grzywkę. Bardzo go kochałam - to ostatnie wypowiedziałam bardzo, bardzo cicho, niemal szeptem. Trochę zdążyłam pogodzić się ze stratą rodziny, a trochę było jeszcze we mnie tęsknoty i nadziei, choć tej mało. Westchnęłam głęboko. - Pani... Przepraszam, że zmieniam temat. Wiem, że to niewłaściwy moment, ale jest coś, o czym bardzo pragnę porozmawiać. Od jakiegoś już czasu zbierałam się w sobie by to powiedzieć. Bałam się, że robiąc to podczas czasu smutku urażę moją panią, ale smutek ie przemijał, a temat, który chciałam poruszyć nie dawał mi spokoju. Teraz spuściłam głowę, czekając na zgodę bądź naganę. |
|||
|
Vari Cesarzowa Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 16 |
05-08-2017, 15:23
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Nim się obejrzała, Ua zdała się wydorośleć... kiedy do tego doszło? Nie wiedziała, za bardzo pochłaniały ją myśli, w pewnym stopniu zaczęła tracić zdrowy rozsądek. Teraz jednak delikatny głos lwiczki otrząsł starszą panienkę i pozwolił jej dostrzec w jasnej mądrą, odpowiedzialną już damę. Mówiła mądrze i przede wszystkim w sposób przemyślany.
Następna część dotknęła serca bardzo głęboko... postawiła siebie w sytuacji Uy... a właściwie nie musiała się dużo trudzić. Sama straciła przecież brata, którego tak bardzo kochała i kocha mimo iż nie ma już możliwości się z nim zobaczyć i porozmawiać. Uroniła łzę, lecz szybko otarła ją swoją łapą... niemal powiedziała Ui prawdę o tym co ją trapi. Na szczęście panienka zmieniła temat równie szybko. - Zamieniam się w słuch. - rzekła lecz bez uśmiechu. Siadła na zadek i czekała. |
|||
|
Ua Weteran Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 96 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 35 |
05-08-2017, 17:15
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
A więc zgodziła się mnie wysłuchać. Z jednej strony ucieszyłam się, a z drugiej ogarnęła mnie obawa. Nawet nie bardzo wiedziałam przed czym. Przed ośmieszeniem? Przed zdołowaniem mojej pani? Przed zawracaniem jej niepotrzebnie głowy? Wydawało mi się to absurdalne, a mimo to obawa wciąż mnie nękała. Ale teraz już nie było odwrotu.
- Gdy byłam mała, wychowywała nas - mnie i mojego brata - matka. Ojca nigdy nie spotkałam - znałam go tylko z opowiadań matki. Jej z kolei prawie już nie pamiętam. Niemal straciłam nadzieję, że się jeszcze ją zobaczę. Podobnie jak brata. Nikogo innego z rodziny nie znam. Teraz pani jest osobą sprawującą nade mną pieczę. Dlatego chciałaby panią prosić... - Podniosłam głowę i utkwiłam wzrok w oczach Vari. - Chciałabym prosić o pomoc o pomoc w znalezieniu partnera. No i wreszcie to z siebie wydusiłam. Miałam wrażenie, że to, co powiedziałam zabrzmiało idiotycznie. Bałam się odmowy. Nadałam oczom proszący wyraz. W Vari była cała moja nadzieja. Jeśli ona mi nie pomoże, nie będę miała do kogo się zwrócić. No dobra, może mogłabym pójść z tym do Hakiego, ale wolałam tego nie robić. W końcu on był samcem. |
|||
|
Vari Cesarzowa Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 16 |
06-08-2017, 20:01
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Historia Uy poruszyła cesarzową, która nie zniosła napięcia i zaczęła płakać, tak jej było żal białej. Była do Vari bardzo podobna pod względem przeżyć, doświadczeń i przykrości jakie ją spotkały.. a także zachowywała się nieodpowiednie do swojego wieku i zadawała masę śmiesznych pytań. Mimo to wtuliła się w jasną samiczkę i poklepała po grzbiecie.
Prośba jednak zaskoczyła miętowooką bardziej niż by się mogło wydawać. Zaśmiała się nadal płacząc, cóż za poprawa humoru! Chichotała jeszcze przez dłuższą chwile zerkając na towarzyszkę. - Ua - mówiła co słowo przerywając i zanosząc się śmiechem - Masz prawo sama wybrać sobie partnera, a właściwie to twoje serce zrobi to za ciebie. Nie miałabym godności swatać cię z kimś na siłę! - kończąc ponownie przytuliła lwicę. - Na wszystko jeszcze przyjdzie czas kochana... - albo i nie. Tu miała na myśli siebie. Sama zwlekała z wyborem i obdarzeniem kogokolwiek uczuciem miłości, że teraz źle czuje się przy młodszym partnerze. Z drugiej strony ciekawiło ją dlaczego spośród tylu pięknych i młodych samic wybrał właśnie ją. Nie za piękną, starszą... |
|||
|
Taal Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Towarzysz:Dudek Liczba postów:231 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 70 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 61 Doświadczenie: 10 |
06-08-2017, 22:28
Prawa autorskie: Lineart - Red-Cayenne | Cała reszta - Skadim; Mała Taal - ciocia Vult :3
Chciała od razu pójść za lwicami... chciała. Niestety nie znając zupełnie terenu oraz wciąż przypominając sobie sposoby tropienia zwyczajnie zgubiła drogę. Nie żeby jakoś narzekał, Taal miała zbyt pozytywne usposobienie aby narzekać na taką drobnostkę. Z resztą jej cel nie był konkretny, jasny. Przecież ktoś kto by ją znał, pamiętał mógł mieszkać wszędzie, prawda? Zatem białogrzywa z zaciekawieniem i radością przemierzała obce sobie terytoria. Przekroczyła przy tym granicę cesaratwa, o którego istnieniu swoją drogą praktycznie nie miała pojęcia, spędzając te parę dni na beztroskiej eksploracji położonego na północy Upendi. Po tym czasie stwierdziła jednak, że skoro lwic tutaj nie ma to wróci nad rzekę i dalej ruszy wzdłuż niej. Teraz dreptała raźno z uśmiechem na pyszczku, podziwiając widoki i starając się zapamiętać okolicę w razie gdyby kiedyś tutaj wróciła. Skoro zgubiła się raz po co ma się gubić po raz drugi? Zielonooka była już w zasadzie młodą dorosłą, a mimo to zachowała w sobie dużo dziecięcej niewinności. Będąc więc w wyśmienitym humorze, skoro tylko dostrzegła kolorowego motyla zaraz chciała mu się przyjrzeć bliżej. Cóż to za niezwykłe małe stworzenie o tak kolorowym ubarwieniu? I chociaż młódka usilnie starał się wygrzebać z uszkodzonej pamięci nazwę owada, nie potrafiła mimo swego wysiłku. Skrzydlate stworzonko nie zamierzało jednak ułatwiać Taal obserwacji. Odleciało, a czarna z wesołym okrzykiem "Zaczekaj!" i głośnym śmiechem popędziła za nim. W swej gonitwie dotarła aż na sawannę i swoim zachowaniem zwróciła nawet uwagę gromadki antylop. Tej jednak po czujnej obserwacji stwierdziły, że jedna szcupła lwica, maniakalnie goniąca za barwnym motylem, nie stanowi zagrożenia i wróciły do swoich spraw. Co zaś tyczy się Taal ta dała przed siebie susa, aby po niezbyt sprawnym lądowaniu przetoczyć się i skończyć przewrócona na plecy. Nie było jej jednak z tego powodu przykro, wręcz przeciwnie, roześmiała się, a gdy obiekt jej pogoni wylądował na białym nosku młodej, ta zaśmiała się jeszcze donośniej. Zamilkła, kiedy po spojrzeniu w górę dostrzegła, nie do wiary, dwie lwice których trop parę dni wcześniej zgubiła. Zielone oczy pełne wesołych iskierek wpatrywały się w nieznajome. Taal podniosła się szybko do pozycji siedzącej i w milczeniu uśmiechała się do obcych, stukając ogonem o ziemię. Nie przywitała się bo... nie wiedziała w sumie że trzeba. Tak normalne zachowanie całkowicie wyleciało z jej porozrywanej na kawałki pamięci, więc nie czuła aby zachowywała się niewłaściwie.
|
|||
|
Ua Weteran Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 96 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 35 |
11-08-2017, 12:26
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Nie wiedziałam, co robić. Dlaczego pani Vari płakała? Przecież jeśli komuś mogłoby być smutno to mi, a nie jej! Siedziałam zmieszana, aż nie poczułam, że Cesarzowa mnie przytula. I szczerze mówiąc to było jeszcze gorsze. No bo... ona w końcu była Cesarzową. Cesarzowej chyba nie przystoi przytulać kogoś... kogoś... kogoś takiego jak ja. Zwykłej służącej. Teraz to aż mi się zrobiło smutno, ale na opak moim uczuciom pani zaczęła się śmiać. Teraz to już naprawdę nie rozumiałam, o co jej chodzi. Poczułam się jeszcze gorzej po jej odpowiedzi. To co powiedziała... to była odmowa. Delikatnie wyswobodziłam się z jej objęć i starając się nie wyglądać, jakbym miała się rozpłakać, znów usiadłam na przeciwko niej.
- Tak... Ale ktoś musi chcieć mnie wybrać. Nie chcę skończyć jako stara panna ani partnerka prostego wojownika. Nie jestem szlachetnie urodzona, więc jedyne, co może podnieść moją pozycję to odpowiedni partner. Pani, proszę. Nie musi się pani bać o swoją godność - ja sama tego chcę. Tym razem nie odważyłam się patrzeć jej w oczy. Choć starałam się być spokojna, głos mi momentami drżał. Bycie damą, prawdziwą damą to było moje marzenie odkąd pamiętam. Jedne z tych, z których nie wyrosłam. Nie widziałam innego sposobu, by je spełnić. Tylko dlatego zdobyłam się na podważenie słów mojej pani. Gdy znów czekałam na werdykt, ujrzałam kątem oka czarno - białą lwicę, którą już wcześniej spotkałyśmy. Zignorowałam ją, wiedząc, że Vari powinna przemówić jako pierwsza. |
|||
|
Vari Cesarzowa Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 16 |
14-08-2017, 18:06
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Nie wiedziała, czy coś robi źle... właściwie nie widziała w swoim zachowaniu wobec młodej damy niczego złego. Powiedziała jej dokładnie to co w temacie przymusowego swatania uważała i tyle. Cesarzowa zapewne nie zmieniłaby zdania i nadal uparcie stała przy swoim, gdyby nie to, że w oczach Uy było to coś co poruszało kruche serce Vari, to ona była głównym ogniwem, które trzymało morskooką w stadzie. Uległa prośbie Uy.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to... poszukam odpowiedniego kandydata dla tak pięknej panienki jaką jesteś. - powiedziała rozczulona. W między czasie dostrzegła też znaną już sobie z widzenia nietypową lwicę, która albo brązową śledziła, albo po prostu przypadkiem akurat na nią wpadała. Ciekawa sprawa... Miętowe ślepia pokierowały się w kierunku ciemnej lwicy, a zaraz za nimi ruszyły znudzone łapy. Poruszała się powoli, ale z gracją jak na władczynię przystało. Na jej twarzy panował przyjazny grymas, wcale nie poważny i oschły. Ciepło uśmiechała się w kierunku młódki, którą uznała po ostatnim spotkaniu za niemowę. W końcu nie odpowiedziała... a może jest też głucha? Bo wcale nie skorzystała z propozycji jaką otrzymała na Kilimandżaro. Cóż w każdym razie, postać jadeitowookiej lwicy z niewielką grzywką na łbie bardzo interesowała starszą już kocicę. Może był to przypływ nigdy nie używanego instynktu macierzyńskiego? Albo czysta chęć niesienia pomocy innym, nawet jeśli jej zupełnie nie potrzebowali. - Witaj ponownie młoda nieznajoma. - odparła stojąc nad młodszą i smuklejszą lwicą. Nie widziała w jej zachowaniu błędu. Vari nie lubiła obnosić się ze swoim statusem, chciała by inni widzieli ją jako zwykłą członkinię, bo właściwie była nią. Nie liczy się stopień w stadzie, funkcja jaką się pełni. Ważne jest tylko to by każdego traktować jednakowo bez ulg i nikogo nigdy nie faworyzować. Tego się trzymała. |
|||
|
Taal Samotnik Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda Dorosła Towarzysz:Dudek Liczba postów:231 Dołączył:Cze 2015 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 70 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 61 Doświadczenie: 10 |
14-08-2017, 22:29
Prawa autorskie: Lineart - Red-Cayenne | Cała reszta - Skadim; Mała Taal - ciocia Vult :3
Spojrzenie zielonych oczh wędrowało pomiędzy brązową, a biała lwicą. Uśmiech powoli zniknął z pyszczka Taal, zastąpiony przez grymas konsternacji, gdyż młoda wyczuła iż przerwała coś dość istotnego. Potrafiła odczuć to delikatne napięcie, jakie wywołała prośba Uy, chociaż czarna przecież jej nie słyszała. Po prostu... czuła. Czuła się jakby potrafiła odczytać emocje dwóch nieznajomych i szczerze mówiąc czuła się przez nie lekko przytłoczona. Gdy jednak Vari zwróciła się do niej z przywitaniem wesołość znów zagościła na mordce białogrzywej. Cesarzowa w żaden sposób nie okazywała wrogości, zatem chyba się nie gniewa za to iż Taal nie podążyła za lwicami spod podnóża Kilimandżaro. Chociaż to przecież nie była wina wężowej córy, że się zgubiła na terenie, którego całkiem nie pamiętała.
- Taal! Jestem Taal! - młoda kotowata uśmiechnęła się jeszcze promienniej, pokazując swój jak zazwyczaj dobry nastrój. - A ty jesteś... Młódka urwała w połowie z otwartą mordką bo zrozumiała, iż absolutnie nie pamięta jak się brązowa lwica nazywa. Oh a może nazywała się Radu? Nie, przecież to było imię karakala z nad słonej wody. Pewna rudogrzywa hiena powiedziała jej, że tylko Taal może być Taal, zatem lwica nie mogła mieć na imię Radu, bo Radu był tylko jeden. Zakłopotana Taal po ułamku sekundy wykonała zmieszany gest łapą, kreśląc nią w powietrzu okręgi i dodała. - Przykro mi ale zupełnie nie pamiętam jak się nazywasz. W ogóle nie pamiętam wielu rzeczy i dopiero je sobie przypominam. Na pewno wiem jednak, że na imię mam Taal! Nawet przez myśl lwicy o jadeitowych ślepiach nie przeszła możliwość, która z resztą była prawdziwa, że brązowa mogła się wcześniej nie przedstawić. To pewnie ona zapomniała jej imienia. Natomiast Ua z pewnością nie powiedziała so tej pory w jej obecności ani słowa. Może jej się bała? Taal od razu by zrozumiała, lecz najpierw musiała nawiązać z białą jakiś kontakt. - Twojego imienia też nie pamiętam. Chociaż chyba go nie powiedziałaś. Nie bój się ja nie gryzę. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 10 gości