Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
20-02-2017, 20:10
— No jasne, że nie za łatwo — odparł, zagoniony w kozi róg przez zawadiackie spojrzenie Beliala. Chrypa i stulone uszy sugerowały odpowiedź nie do końca kompatybilną z wewnętrznym przekonaniem Lwioziemca, ale któż by to zauważył, kiedy Pinokio i postarał się utrzymać kontakt wzrokowy z dwukolorową parą ślepi uśmiechniętą obok swojego policzka, i uśmiechnąć się kącikami pyska do nich wymuszenie, ponieważ nie może być za łatwo, nie, nie, najlepiej gonić guźca do upadłego, obnażając wszystkie niedoskonałości swojej muskulatury i kośćca wybrakowanego o wszystkie kręgi ogona. Szary kumpel chciał przecież tylko zmusić kumpla płowego do kreatywności, bo przecież go nie zgnębić, skąd by miał przypuszczać, że wałeczki tłuszczu kołyszące się równomiernie w rytm żwawego truchtu tego aniołka mogły zmusić go już kilka miesięcy temu do rozpoczęcia pracy raczej nad temperaturą swojej głowy niż stopniem twardości zadu. (Rzecz jasna to, że drugiego zaniechał, nie znaczy, że pierwsze mu się udało... to i tak bardzo naciągane stwierdzenie, bo aniołek przecież nad sobą nie pracował w ogóle, tylko się dąsał na mamusię i tatusia). Mimo to cała ta gadka o robieniu wrażenia na dziewczynach przedostała się jakoś ciepłym promyczkiem przez skronie aż do jąder, a stamtąd z powrotem — do pyska, który wypełnił się wyobrażeniem o słodkim, metalicznym smaku krwi ze świńskiej nogi i który uśmiechnął się teraz, choć nieśmiało, ale jednak zauważalnie, krzepiąco dla Beliala: twe słowa nie poszły w las. Jeszcze nie nastał w życiu duchowym Gydy ten czas, kiedy to popisywanie się ustąpi pragmatyzmowi. Oto był czas wielkich łowów dla nieszczęśliwych lwic, czas rycerzy i koni. Antylop. Świń.
Nim ktokolwiek się spostrzegł, Gyda szedł już obok Beliala z nisko pochyloną głową i cwanym półuśmiechem na lewej stronie pyska. — Jedno tylko — odpowiedział — czy mama uczyła cię liczyć? — Był już całą długość ciała przed Belialem, więc w tej chwili musiał porządnie naciągnąć kark, żeby po odwróceniu się, spojrzeć w dwukolorowe oczy nowego kumpla z zaczepną miną. — Trzem lwom potrzeba trzech świń. Błysnął jeszcze ostrymi kiełkami w uśmiechu, a potem zwrócił się ponownie przed siebie i dał płynnego, cichego susa w trawę, niknąc w jej zielonym gąszczu. Dopiero kiedy został sam (za jego zadem, zobaczył, kiedy się odwrócił po chwili, nie było już Beliala), zdał sobie sprawę z tego, że porwała go w stronę wodopoju i posilającej się przy nim zwierzyny klarowna, piękna w swojej krystalicznej czystości głupota. Ot wyrwał przed siebie, całe szczęście, że cicho, zostawiając za sobą, z Belialem, nadzieję na sensowny plan, logicznie rozplanowaną trasę pogoni, och, no jednym słowem to, co mogło się nadać na zwiększenie szansy powalenia chociażby źrebięcia... Wszystkiemu winien ciepły promyczek przefiltrowany przez jądra. Po przejściu kilkudziesięciu metrów, kiedy po pierwszej żałobie nad swoim debilizmem Gyda skoncentrował się wreszcie na swoim aktualnym położeniu, pociągnął nosem i wyciągnął szyję. Zatrzymał się. Ponad trawą znalazł się kosmyk jego pączkującej, niczym nieróżniącej się kolorem od suchej trawy, skąpej grzywy, a zaraz pod nim para piwnych oczu, które szybko zostały w połowie przysłonięte przez zmarszczone gniewnie brwi. Gdzie zwierzyna? Gdzie Belial? Niech się pojawi i da mu jakiś znak ogonem, halo!
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
21-02-2017, 20:42
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Szary zdążył już obejść stadko i był prawie całkiem z drogiej strony. Gdy stadko nie było czujne wychylil łeb by młody samiec go zauważył. Teraz wszystko zależało od młodego, niech zrobi pierwszy krok, Belial postanowił że jakoś się dostosuje. Najwyżej będzie nieco mniej mięsa. Zobaczymy czy młody jest na tyle podniecony by dać z siebie wszystko, by mimo groźby ran rzucił się na zwierza. Wszystko mogło się udać gdy młody zamiast siły użyje łba.
|
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
26-02-2017, 23:27
Aż błogo westchnął, kiedy zobaczył wystający ponad trawę szary łeb. Kamień z serca... i kamień spod łapy - ten, który przypadkiem potrącił opuszką. Na szczęście cicho.
Podwoił czujność, czemu dał wyraz na mocno zmarszczonym pysku. Szlag kamienie, szlag szeleszczącą trawę, szlag wszystkie guźce, które do tej pory mu uciekły! Koniec z tym łowieckim mazgajstwem, przydałoby się odnieść w końcu jakiś sukces, taki z przytupem, taki na wzrost ego i porost grzywy. Niech ich wszystkich na raz diabli i determinacja, i dwukolorowe oczy Beliala, no niech ich pozabija tych guźców podłych, że ani włosa szczeciny na ziemi po sobie nie pozostawią. Ale czy to był ten dzień? I czy Belial jeszcze pamiętał o tamtym przez ramię rzuconym wyzwaniu? O trzech guźcach? Cholera, na pewno - pomyślał Gyda, zaciskając zęby i obniżając łeb poniżej linii grzbietu, by zniknąć po raz kolejny z oczu szarego. Na pewno. Nie ma tego złego, co by jednak na dobre nie wyszło, i być może gdyby nie tamto zachłyśnięcie się pewnością siebie i chęć zaimponowania starszemu kumplowi, Gyda nie rozejrzałby się tak uważnie po okolicy, kiedy spod ściągniętych brwi omiótł wzrokiem otoczenie w prześwicie między wysokimi kępkami krzewin, za którymi się czaił. I nie zobaczyłby przyprószonego strzępkami chmur błękitu nieba odbitego w nieruchomej tafli rozlanego nieopodal szklaną kałużą oczka wodnego. Takie oczko znaczyło dla myśliwego wszystko, znaczyło czyjś kres ucieczki, brawurową szarżę w kierunku drapieżnika lub zatonięcie. Tylko czy Belial o nim wie? Gyda przyjrzał się sadzawce krytycznym okiem, a potem ostrożnie się zgarbił, by wybić się w płynnym, cichutkim ruchu do przysiadu na tylnych łapach. Ponad kłosami traw pojawił się najpierw najdłuższy kosmyk jego grzywy, potem czoło, para piwnych oczu, nos, a na koniec i zaciśnięte w wyrazie skupienia wargi, które zaraz lekko się rozchyliły i wypchnęły językiem na podstawioną pod brodę łapę lepką strużkę śliny. Uniesione przed oddalone o kilkadziesiąt metrów oczy Beliala palce rozciągnęły ją kilkakrotnie, podczas gdy palce drugiej łapy wskazały ponad trawami kierunek. Woda. Tam. Później zniknął znowu. Już na dłużej. Wycofał się kilkanaście metrów, żeby przypuścić atak na stadko, mając je na linii on-świnie-woda. Kiedy ustawił się w odpowiednim miejscu (a było to miejsce, łaską lwich bogów, na zawietrznej - może też z tego powodu nie wyczuli tego oczka wodnego? woda w końcu pachnie, ale tamtej zbawczy latem aromat mógł umykać ich nozdrzom), z niemiłosiernie mocno bijącym sercem ruszył przed siebie. Ach, byłoby prosto, gdyby chodziło o złapanie sztuki jednej pakowanej, 500 gramów schab, można by było wtedy biec cichaczem, truchtać może nawet, kłusować, ale tutaj należało wyważyć zaskoczenie, żeby dać guźcom złudne poczucie przewagi na ten moment, w którym Gyda postara się być najbardziej przerażającym, ale i nieudolnym w ich kpiących, małych oczkach drapieżcą. Wtedy uciec powinny odruchowo tam, gdzie sobie to zaplanował, a Belial pomoże z nagonką.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
27-02-2017, 21:36
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Szary bardziej obserwował młodego samca niż chodzące mięsko. Ostatnio mógł bardzo długo być bez jedzenia,zdaje się że to sprawka Windu... Jak widać były i dobre strony tej fuzji. Gyda wydawał się być mało doświadczony ale za to bardzo przejęty tym polowaniem. Ciekawe czy młodemu uda się jego plan. Beli zauważył że ten pokazuje mu wodę... Skinienie łba i wszystko jasne, teraz niech młody zrobi pierwszy ruch, Beli raz dwa zrozumie plan młodego i odpowiednio zareaguje. Tyle że młody chyba chciał zagonić zwierzynę wprost na szarego... Cwaniak jeden. Takiemu to dobrze... No cóż niech wie że Belial nie boi się a rany to trofea a nie powód do płaczu.
|
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
02-03-2017, 14:08
Gyduś nie chciał skierować tabunu świń wprost na szarego, ale w stronę wody. Belial miałby dołączyć do pogoni i z jednej strony odciąć wieprzowinie drogę ucieczki. Zawsze mógł pozostać ukrytym w trawie i tylko patrzeć, jak młody sobie radzi, o ile radzi sobie w ogóle. Tak czy siak, polowanie rozpoczęło się pełną gębą, bo największy z odyńców zauważył pędzącego w jego stronę lwa i wszczął chrumkliwy alarm. Z drzew zerwały się ptaki i rozchwiały na niebie czarną, rozedrganą masą. Guźce popędziły przed siebie zgodnie z planem Gydy — ku sadzawce. Kilka pojedynczych sztuk z wysoko uniesionymi ogonkami odskoczyło gdzieś na bok, w końcu były to inteligentne bestie, świnie, którym Lwioziemiec nigdy jeszcze nie podołał, a nie antylopy gnu, dla których trzymanie się zbitej gromady było podczas ucieczki priorytetem. Jeden z takich rebeliantów pokłusował w stronę Beliala. Od szarego zależało, czy zechce i da radę ukrócić jego żywot, czy przyłączy się do realizacji planu, który postarał się przekazać mu Gyda. Ten tymczasem starał się zapanować nad kwiczącą wniebogłosy masą, to jest sprawić, by jakaś jej znaczna część biegła nadal w stronę wody, gdzie planował w piachu i krwi utaplać co najmniej dwie sztuki.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
02-03-2017, 16:16
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Owszem, szary obserwował uważnie wszystko. Samotne starania młodego robiły wrażenie, Beli szybko zrozumiał jego plan. Sztuka która pędziła na szarego nie mogła go zauważyć, Beli skutecznie był schowany w trawie. Gdy guziec był już bardzo blisko Beli po prostu się wyprostował i pokazał kły... Biedny zwierz omal nie połamał racic starając się wyhamować i zmienić kierunek... Było już za późno. Szary skoczył na zwierza i od razu wgryzl się w jego gardło. Już po chwili biedak leżał martwy a Belial zlizywał krew z warg. Teraz już wyprostowany obserwował młodego i jego poczynania... Nie chciał mu pomagać, to była jego walka jego też będzie trofeum...
|
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
03-03-2017, 22:00
Belial nie nadbiegał z pomocą. Zaniepokojony tym faktem Gyda na moment odwrócił głowę od uciekającego stada i zerknął w bok, żeby zlokalizować swojego domniemanego partnera łowów. Widok stojącego w bezruchu szarego cielska i białego pyska umazanego krwią tak bardzo go rozsierdził, że o jakimkolwiek dalszym wahaniu nie było mowy. To był ostatni raz, kiedy popatrzył w dwukolorowe oczy podczas tego polowania, ostatni raz, kiedy pomyślał, że samemu nie da rady. Potem już tylko biegł przed siebie i marzył o rzezi, którą zaraz urządzi, sam, bez niczyjej pomocy... Ale mimo zwiększonego napływu adrenaliny do mięśni i podsycanej złością determinacji w ślepiach uporczywie wbitych w wybrany zad jednego z mniejszych guźców, zaczął wytracać prędkość względem swoich ofiar i byłby oddalił się od najwolniejszej ze świń na niemożliwą do skrócenia odległość, gdyby nie panika, która rozgorzała kilkadziesiąt metrów przed nim nad brzegiem sadzawki — oto pierwsze ze sztuk, które napotkały przeszkodę nie do sforsowania zaczęły zawracać i nacierać na pędzącą jeszcze w błogiej nieświadomości resztę stada. Inne z kolei zatrzymywały się w piachu tuż przed linią wody, wzniecając wokół siebie tumany kwiku i kurzu, i zataczały paniczne kręgi w nadziei, że wykręcą się jakoś z tej sytuacji, zdawało im się, bez wyjścia. Gyda tymczasem przepuścił okazję pochwycenia w zęby któregokolwiek z nadbiegających ku niemu guźców i biegł dalej, ufny swojemu wcześniej powziętemu planowi. Nad brzegiem wody jednak w świnie wstąpiła nowa determinacja i te, które jeszcze nie zdecydowały się uciekać w przeciwnym kierunku, teraz to zrobiły, a te z kolei, które nie odważył się na skok do wody — skoczyły. Gyda przeciął pazurami powietrze z jednej, z drugiej strony, zapętlił się w kurzu i błocie, próbując dosięgnąć któreś z odbiegających zwierząt łapą i przeorał nawet pazurami twardy bok wielkiej maciory, wrzeszczącej chrapliwie wniebogłosy, ale nie miał na tyle siły ani zwinności, by obrócić ten moment na swoją korzyść. Jeszcze ostatkiem pędu, który nadał swojemu ciału (skądinąd próbując łapać te przeklęte guźce, ruszał się całkiem sprawnie i zwinnie, ale raczej niecelnie), naskoczył na wodę, ale już dalej nie pobiegł. Dysząc ciężko, zanurzony w mule po łokcie patrzył, jak grupka kilkunastu guźców odpływa ku środkowi jeziorka.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-03-2017, 23:37 przez Gyda.)
|
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
04-03-2017, 10:00
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Obserwował wszystko ze skupienie, kibicował młodemu choć nie było po nim widać emocji. Ranna maciora daleko nie ucieknie. Cóż można pow że mają po jednym punkcie na swoim koncie... Dobry wynik.
- dobij! - Zawołał do młodego. Teraz będzie chwila czasu na ocenę poczynań Gydy. Niech tylko przyjdzie do szarego ze swoją zdobyczą. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
05-03-2017, 06:16
Zaskoczony zawołaniem zza swoich pleców, Gyda odwrócił w stronę Bela najpierw jedno ucho, a potem już cały łeb. Maciora, którą przeorał przed momentem pazurami, była tuż za nim, na tyle blisko, by można było spróbować ponowić atak. Dlaczego spisał pierwsze, nie do końca skuteczne podejście na straty? Skłębiona w tumanie kurzu świnia musiała niefortunnie upaść, wytrącona z równowagi przez cios Gydy, tak że teraz nie mogła sprawnie wstać i zakręcała półkole na ugiętych przednich nogach, nieszczęśliwie wykręconych raciczkach. Dopiero po chwili, kiedy oba patrzące na nią lwy zdawały sobie sprawę z jej fatalnego położenia, przeciął powietrze jak bicz jej skrzekliwy wrzask, ale nieprzestraszony nim Gyda już wyrywał się z grząskiego mułu i po jednym tylko kroku nadbiegu wykonywał płaski sus przed siebie. Udało mu się wyzyskać taki pęd, że dopadłszy swoją ofiarę, przewrócił ją na bok i razem z nią, uprzejmie objętą łapami w śmiertelnym uścisku, zarył w ziemię. Jeszcze nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, nazwijmy to, życiowej, a fakt, że wylądował z pyskiem w odpowiednim miejscy, przy świńskim kark,u nie znaczył wcale, że wiedział, gdzie i jak mocno wbić kły. Ponadto niepozbawiona woli życia maciora szarpała nie tylko łbem, uniemożliwiając mu skuteczne rozharatanie sobie gardzieli, ale i wierzgała zwieńczonymi ostrymi racicami nogami. Ale wtedy stało się coś niezwykłego. Wszystkie zabawy z rodzeństwem, nieporadne bijatyki i wczesnodziecięce ataki na matczyny ogon, skłębiły się jakby w tej sytuacji, skumulowały, tak że kurczowo trzymający swoją ofiarę lewek w zasadzie nie musiał o niczym myśleć. Od tnących powietrze racic odgrodził wrażliwe podbrzusze, prostując tylne łapy — i nie jak podczas zapasów z braćmi, ze schowanymi pazurami. Tym razem ostre jak brzytwa szpony wysunęły się z jego palców i werżnęły w twardą, świńską skórę, jakby ta była niczym więcej jak skórką dojrzałego owocu maruli. Bijący o ziemię jakby w wielkiej masakrze szaleństwa i autodestrukcji, wielki łeb unieruchomił natomiast mocnym uściskiem łap przednich i nie baczył teraz na to, by pozostawić w mięśniach miejsce na szybkie rozluźnienie objęcia, gdy tylko ofiara naprze na niego zbyt mocno, desperacko poszukując ratunku, jakby uczynił, przytrzymując przy sobie Setkara czy Sorena. Pozostało mu tylko wbić kły w miękką gardziel tuż pod kłapiącą zaciekle żuchwą. Wprawny łowca mógłby próbować ofiarę lwim zwyczajem udusić, ale o tym młody myśliwy, nieuczony dotychczas fachu przez nikogo, nie wiedział, a poza tym gdy tylko zatopił zęby w skórze maciory i poczuł jej krew spływającą po swoich wargach, nie myślał już puszczać.
Nikt mu nigdy nie powiedział, jak polować. Nie dał namiastki lekcji. Czekało go jeszcze wiele pracy, nim będzie potrafił w pulsacjach dławionej gardzieli wyczuć tętno i rozróżnić krew od powietrza. Ale słabnąca powoli i niechlujnie świnia, wielka, prawie równa mu wzrostem i wagą, znaczyła w tej chwili wszystko.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
05-03-2017, 12:54
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Plan minimum wykonany... To cieszyło szarego. Gyda był jeszcze bez doświadczenia, ale teraz już szybko się wszystkiego nauczy... Beli mógłby zostać nauczycielem, miałby chociaż jakieś zajęcie. A gdyby tak jeszcze młody chciał przyłączyć się na stałe do szarego... Eh, może w końcu coś by się zmieniło.
Belial złapał w zęby swoją zdobycz i zatargał ją do młodego. Puścił martwe zwierzę na ziemię. - popisałeś się... Daleko jeszcze do perfekcji, ale przynajmniej się nie popłakałeś. - rzucił mu szyderczy uśmiech, ale łatwo można było zauważyć że szary był jakby dumny z młodego. - z jakiego stada jesteś? - musiał w końcu zadać to pytanie. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
09-03-2017, 11:17
Trzymał gardziel guźca jeszcze przez dłuższą chwilę, bojąc się, że z otwartej krtani nie wytoczyło się w słabnących pulsacjach dość dużo krwi, by śmierć ofiary uznać za nieodwołalną. Kiedy jednak wielki łeb i całe ciało maciory zaciążyło w objęciu jego łap i zębów tak bardzo, że poczuł, jakby przywalił go pień drzewa, był już pewien, że po raz pierwszy prawdziwie zabił, zabił jak lew. Wyczołgał się wtedy spod rozprutego - jak się okazało - nie tylko u nasady łba, ale i na brzuchu, truchła i stanął przed Belialem z roziskrzonymi oczami. Do lśniącej w nich radości nie przystawała lepka, gorąca posoka, zlepiająca jego futro, świadek nowej przemiany w wielkim Kręgu Życia, którego nieodwołalnym partycypantem Gyda właśnie się stał.
Przez chwilę nie mógł dobyć z siebie głosu. Poruszał tylko szczęką, rozjaśniając pysk uśmiechem. W końcu zaczął zarzucać łebkiem, aż w końcu podskoczył i zawołał: - Udało mi się! Szybko przetarł pysk wierzchem łapy i wlepił przepełnione nadzieją spojrzenie w Beliala. Pochwała, która wyszła z jego pyska, znaczyła więcej, niż szary mógłby sobie wyobrażać. Przynajmniej się nie popłakał, a to, że daleko było mu do perfekcji, było przy nieuronionych łzach ni mniej, ni więcej rzuconym i podjętym przez Gydę wyzwaniem. Kiedy jednak radość młodzika osiągała właśnie punkt kulminacyjny, a kręcony przez niego piruet dobiegał końca, Belial zadał pytanie, które momentalnie przeobraziło tańczącego nad swoją pierwszą prawdziwą zdobyczą dzieciaka w zgnębioną sierotę. Włosek po włosku najeżona z radości sierść kładła się, a oczy gasły. - Z Lwiej Ziemi - musiał przyznać, bo jeszcze wtedy do wyprawy na północ pozostawało mu kilka wschodów słońca i trochę gnoju wewnętrznego niepokoju do przerzucenia. - A ty? - zapytał z już nieco większym optymizmem. Może bycie Lwioziemcem nie stanie na przeszkodzie... w ich znajomości? W czymkolwiek? Dlaczego to w ogóle było przeszkodą, dlaczego nie był dumny z zamieszkiwania ziem swojej matki? - zastanawiał się, kiedy dopuszczał do głosu nadzieję na to, że odpowiedź Beliala przyniesie mu jakąś ulgę. Czekając na nią, odważył się spojrzeć na cielsko powalonej maciory.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
09-03-2017, 21:23
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Widać że młody był zadowolony, zresztą Belial też. Wygrana dała mu wiarę w siebie, i oby szybko nie przestał w siebie wierzyć... Wiadomość o tym że Gyda należy do lwiej ziemi zupełnie nie zdziwiła szarego, spodziewał się podobnej odpowiedzi, dlatego uśmiechnął się delikatnie i pokręcił łbem...
- Ja jestem samotnikiem... Ale nie zawsze tak było. Ja byłem młodszy od ciebie gdy zabiłem pierwszego guźca... Kiedyś wymagania ode mnie bardzo wiele a ja chciałem temu sprostać... Nikt się nade mną nie rozczulał. N było lekko ale właśnie to sprawiło że dziś nie boję się wroga a stawiam mu czoła. - wyciągnął łapę przed siebie i położył na łbie młodego... Uśmiechnął się cwaniacko i nagle całą siłą przycisnął brodę młodego do ziemi... - tego ci brakuje... Dyscypliny i ostrego traktowania, musisz dostać wycisk by dorosnąć... By być zawsze górą. - zaśmiał się puszczając łeb Gydy. - u lwich cię tego nie nauczą... - uśmiechnął się do młodego, czuł że przy odrobinie szczęścia młodego można jeszcze modelować... |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
11-03-2017, 17:20
Zapomniał domknąć pysk i kiedy Belial mówił o swojej młodości, o tym, jak wiele od niego wymagano, kiedy był niespełna rocznym podrostkiem, wpatrywał się w niego jak w jakieś nadprzyrodzone zjawisko. Byłby bez reszty utonął w tym dziecięcym zachwycie, kiedy szary postanowił zadbać o jego pączkującą, kształtującą się dopiero męską godność i przywołał go do porządku niespodziewanym atakiem. Wiercąc się w nieudolnych próbach wyswobodzenia się z braterskiego uścisku, leżał tak przednią częścią ciała na twardej ziemi, przebierał pod kręcącym się zadkiem nogami i czuł, jak każdy jego mięsień rozpruwa bezlitosna niewygoda, i jak do jego nosa i pyska włażą poplamione posoką źdźbła trawy i ziarna piachu, a przy tym wszystkim, jak jego serce wypełnia zduszony bojowy, podszyty niewysłowioną radością wrzask. Kiedy Belial go puścił, nie zdołał wyartykułować ani jednej jego nuty, bo polecał do tyłu i wywalił się na grzbiet. Rozrechotał się bez opamiętania, brudny, skołtuniony i szczęśliwy. Nie usłyszał ostatnich słów szarego, może i dobrze, bo jeszcze byłby zapętlił się w niewesołych rozważaniach nad nimi, ale na poprzednie odpowiedział od razu po tym, jak przewalił wszystkie łapy na bok, wyprostował przednie i w tak żałosnym stanie, rozczochrany i usmarkany, popatrzył na starszego kumpla z psotą w oczach.
- Chcę być zawsze górą. Podsunął pod siebie tylne łapy i wykonał żenująco nieudany skok, w zamierzeniu - w kierunku Beliala, ale skończony z gębą w trawie z metr obok jego nóg. Piaszczysta ziemia musiała jakoś znieść jego wielką głupawkę i zrodzony z niej śmiech, w każdym razie jeśli Belial zamierzał cokolwiek powiedzieć, mało prawdopodobne, by Gyda go w takim stanie usłyszał. Dopiero po jakiejś chwili mógł dojrzeć pomiędzy zielonymi ździebełkami trawy zerkające na niego zaczepnie piwne oko i wystające spomiędzy poruszających się warg kiełki. - Zaniesiemy to Liessie?
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
Belial Płomień Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:młody dorosły Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:1,310 Dołączył:Lut 2015 STATYSTYKI
Życie: 87
Siła: 86 Zręczność: 71 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 185 |
12-03-2017, 10:46
Prawa autorskie: Kiu
Tytuł pozafabularny: Łowca serc
Poczynania młodego jasno pokazywały jaki jest podniecony, nic dziwnego w sumie, ale trzeba będzie go nauczyć powagi. Jeśli młody będzie chętny do pracy i nauki, wyrośnie na silnego lwa... Ale jest coś co stoi na przeszkodzie...
- zaniesiemy jej jedzenie... Oczywiście że tak. Chciałbym jednak jeszcze przez chwilę pogadać z tobą... - westchnął ciężko i zadał pierwsze pytanie. - urodziłeś się u lwich? Masz tam rodzinę? - jeśli młody chce być silny i chcę zawsze być górą, chcę by inni się go bali, musi zapomnieć o Lwiej Ziemi. |
|||
|
Gyda Konto zawieszone Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 65 Spostrzegawczość: 79 Doświadczenie: 16 |
12-03-2017, 12:32
No nie, a było tak miło!
Rozhuśtany spazmami śmiechu Gyda kiedy tylko usłyszał magicznych "lwich", troszeczkę spoważniał. przeszedł do siadu i trzęsąc nierytmicznie barkami w porywach resztki śmiechu, przetarł nos wierzchem łapy. Patrząc z wesołą miną na przyklejone do sierści smarki, krew, źdźbła suchej trawy i ziarna piachu, odparł: - Aha, urodziłem się tam. Moja matka jest królową, ojciec odszedł. Łypnąłby na Beliala pytającym spojrzeniem, dając znać, że oczekuje na kolejne pytanie, ale usłyszenie siebie było jeszcze gorsze, niż przypuszczał, kiedy zbierał swoje gnaty z ziemi przed kilkoma chwilami. Czuł, że łatwiej będzie mu utrzymać swoje reakcje na wodzy, jeśli nadal będzie udawał, że zebrany ze swojej mordki brud interesuje go bardziej niż rozmowa. Gyda +9 PD Belial +5 PD
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż – o świcie spadł w lesie śnieg leciało pióro |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości