Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Milele Konto zawieszone Gatunek:lew afrykański Płeć:Samica Wiek:Szkrab Liczba postów:89 Dołączył:Sty 2016 STATYSTYKI
Życie: 60
Siła: 10 Zręczność: 10 Spostrzegawczość: 10 Doświadczenie: 15 |
14-05-2016, 21:31
Prawa autorskie: autor ava Disney, podpis autorstwa Xbox-DS-Gameboy, kolory ja
Mój uśmiech najwyraźniej podziałał - obcy, kimkolwiek był, wyraźnie był nieco lepiej nastawiony do mnie. Zamruczałam gdy mnie podniósł, trochę mocniej ściskając łapę, do której przylgnęłam.
- Jestem Milele - powiedziałam głosem zdolnym poruszyć nawet najtwardsze serce. - Ze mną sią Kasill, mój braciszek, i Skadim, psyjaciel. Kas jeśt ode mnie mlodsy. Bardzio przepraszam za niego, mamusia i tatuś nie mogią sobie z nim poradzić. Przykro mi, jest trochę niemily - paplałam jak najęta, w myślach błagając Kasilla o przebaczenie za to co o nim opowiedziałam. Wierzyłam tylko, że lewek będzie dość sprytny, by się domyślić, że robię to dla jego dobra, i być cicho jeśli nie potrafi zachować się uprzejmie. Raptem usłyszałam czyjś obcy głos i poczułam zapach jakiegoś lwa. Postanowiłam się nie wtrącać do rozmowy nowo przybyłego z Kasem i tym kimś, kto mnie trzymał. Uznałam, że milczenie to jedyny sposób na ocalenie siebie i towarzyszy. Kto wie, co mogłoby się stać, gdyby ktoś z dorosłych się na nas rozgniewał? |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
15-05-2016, 02:21
Prawa autorskie: Własne
Kiedy do uszu Vincenta dobiegł nie zbyt przyjaźnie nastawiony głos Paxa on zastrzygł uchem i westchnął ciężko. Jednak gdy dostrzegł moment, w którym lampart uniósł młodą lwiczkę do góry czarnogrzywy zmarszczył brwi. Ani on, ani młode nie znały zamiarów tego kota. Jego słowa dały mu bardzo dobrze do zrozumienia że Pax nie chce nikogo na swoim terytorium.
-Rozumiem... Chciałem spytać o pozwolenie na pobyt na kilka dni, ale widzę że nie jesteś do tego skory. W takim razie opuszczę twoje tereny, jeśli pozwolisz mi odprowadzić młode do ich stada. Myślę że się zgubiły. Takim sposobem wszyscy opuścimy twoje terytorium.- Zaproponował nie chcąc aby ten zrobił im krzywdę. Głos Vincenta był opanowany i delikatny. Nie chciał prowokować obcego mu samca do bójki, równocześnie chcąc ochronić przed zagrożeniem kilka młodych lwiątek.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
21-05-2016, 13:00
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Tropy były mniej lub bardziej wyraźne, ale doprowadziły samca wprost ku górze, którą dotychczas dostrzegał jedynie z daleka. Długo się błąkał, sprawdzając każdy ślad na jaki natrafił, idąc za nim, natrafiając na kolejny. Czasami łapał słaby zapach Kasilla i Milele, ale dawało mu to tylko ogólną orientację gdzie iść. Idąc za tymi wszystkimi znakami, a następnie napotykając na podnóże wzniesienia, nie pozostało mu nić, jak tylko próbować je obejść w lewo lub w prawo. Zatrzymał się, wyciągnął nos ku górze, aby lepiej rozpoznać wonie, które przenosił wiatr i czekał w napięciu, błagając w duchu, aby nie zgubił lwiątek, skoro już zaszedł tak daleko.
Był zdenerwowany, trochę przestraszony, ale nie przerażony. Zmartwienie o dzieciaki mieszało mu się z myślami, co im zrobi jak ich w końcu dopadnie. Ta druga myśl, w brew pozorom, była pocieszeniem, zakładał że wciąż żyją i nic im się nie stało, nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło być inaczej. Wreszcie, po dłuższej, pełnej napięcia i nerwów chwili czekania, z lewej strony zawiał lekki wiaterek, niosąc w sobie bukiet woni. I tak, wyczuł coś znajomego, ale zapach był dziwnie przytłumiony, jakby w jakiś sposób nie był bezpośredni. Miał złe przeczucia. No ale nie pozostało mu nic, jak tylko biegiem ruszyć w stronę źródła woni. Natrafił w końcu na wejście do jakiejś jaskini. No oczywiście... Fuko aż prychnął i pokręcił głową z niedowierzania. Sam pałętał się po takich miejscach, tyko że był nieco starszy od swoich ukochanych dzieci... Z jednej strony go to nie dziwiło, a z drugiej zastanawiał się co im strzeliło do głowy, że były skłonne przebyć taki kawał drogi, a potem wejść do jaskini, której nie znały. Albo są odważne, albo głupie, albo mają niezbyt rozwinięty instynkt samozachowawczy, kuszącą ewentualnością było uznać, że wszystkie trzy na raz. Wkroczył do jaskini i idąc za zmysłem węchu miał nadzieję szybko natrafić na zguby.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Mistrz Gry Mistrz Gry Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: Zręczność: Spostrzegawczość: |
21-05-2016, 13:16
Pax westchnął cicho, i spojrzał na małą z nagłym współczuciem.
-Rodzice najwyraźniej nie radzą sobie z całą waszą trójką. Nie mógł tego zrozumieć. Wszystkie zwierzęta troszczą się o swoje młode... No dobra, nie wszystkie, większość. Ale najwyraźniej te głupie, ograniczone lwy nie przejmowały się swoimi równie mądrymi młodymi. A ta kruszyna była w dodatku ślepa! Jak mogli pozwolić na jej samotne wędrówki? -Te, a od kiedy znasz te maluchy? Wiesz, gdzie jest ich stado? - warknął opryskliwie w kierunku rosłego samca. Nie podobał mu się. Nie podobały mu się te małe, głupie smrody, które wkrótce zdechną, zdane same na siebie. Tylko szkoda było mu ślepej małej... Nagle podniósł łeb, węsząc. Delikatny wiatr od wejścia przyniósł mi kolejny lwi zapach... O nie, on miał tego dość. Nie ma zamiaru oglądać kolejnej, parszywej, lwiej mordy. -A zresztą, rób co chcesz, patałachu. - sarknął, po czym uśmiechnął się lekko do małej. Nie czekając ani chwili dłużej, chwycił Mil za skórę na karku, jak prawdziwa kocia mama - nigdy nie miał młodych, ale każdy wie, jak się takimi zajmować. Następnie raźnymi krokiem ruszył, by za chwilę zniknąć w jednym z korytarzy jaskini. /zt z Milele >https://pbf.krollew.pl/showthread.php?ti...7#pid74347 |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
21-05-2016, 13:42
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Davien spał sobie smacznie niedaleko rzeki jednakże obudził się nagle z ogromnym przerażeniem, spowodowanym koszmarem sennym, związanym z jego rodzicami. Gdy tylko otworzył ślepia, w kółko powtarzał sobie w głowie, że to był tylko zły sen. Nienawidził takich snów, ponieważ nie potrafił szybko o nich zapomnieć. Podniósł się aby następnie, podejść wolnym krokiem do rzeki. Czuł jak dotyka go pragnienie, dlatego też chciał go czym prędzej zaspokoić. Po napojeniu się, spojrzał na swoje odbicie w rzece zastanawiając się, gdzie mógłby tego dnia pójść. Podniósł łebek aby rozejrzeć się, czy ktoś również przyszedł aby się napoić, jednakże nikogo takiego nie dostrzegł. Usiadł więc i cicho westchnął. Po chwili, usłyszał świergot ptaków. Jego zmysł słuchu automatycznie się wytężył a on sam ponownie wstał aby rozejrzeć się za tym, kto to wydaje taki dźwięk. Zaczął zbliżać się do drzewa i oparł się przednimi łapami o drzewo, podnosząc do góry wzrok. Nie dostrzegłszy żadnego ptaka, oddalił się trochę, mimo wszystko, wciąż obserwując drzewo. Gdy w końcu ptak wyleciał, lwiątko zaczęło za nim biec. Biegł i biegł tak, aby zrównać się z ptakiem gdy nagle, ujrzał jak ktoś wchodzi do jaskini. Dane mu było dostrzec tylko ogon i tylne łapy a zapach, pomógł mu dojść do wniosku, że ma do czynienia z lwem. Jako iż stworzenie za którym gonił i tak uciekło, uznał że wejdzie za nieznajomym lwem do jaskini, nie zważając na to czy będzie mógł mieć do czynienia z niebezpieczeństwem. Zaczął więc iść tak, aby nadrobić dzielącą odległość. Po przekroczeniu progu jaskini, zaczął iść prosto, rozglądając się z zainteresowaniem nowemu miejscu, do którego pierwszy raz przyszedł. W końcu, udało mu się dostrzec nieznajomego lwa. Zaczął zastanawiać się, co takiego go tutaj sprowadza. Z zainteresowaniem podszedł jeszcze bliżej lecz nie zrównał się a szedł za nim.
|
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
21-05-2016, 17:38
Prawa autorskie: Własne
-Nie znam ich. Myślę jednak że bezpieczniej będzie jeśli odprowadzę je do ich stada. Myślę że wiedzą skąd pochodzą... Eh?! Cz-czekaj!-
Nawet nie zdążył dokończyć kiedy to Pax czmychnął pędem w głąb jaskini razem z małą Miele w pysku. Zirytowany tym faktem położył uszy po sobie i chcąc uratować małe lwiątko sam pobiegł kilka metrów za lampartem. Niestety - w zupełnej ciemności go zgubił, a zapach unoszący się w jaskini bardzo mieszkał się z zapachem uciekiniera. -A niech Cię...- Warknął pod nosem marszcząc brwi. Podenerwowany odetchnął i machnął kilka razy ogonem, nie wiedząc co robić. Czy iść i uratować młodą lwiczkę czy zignorować całe zajście... Nie. Ta druga opcja nie wchodziła w grę. Jakby on się z tym potem czuł? Jego rozmyślania przerwały mu odgłosy kroków i zapach obcego mu lwa. Odwrócił się przodem w jego stronę i skinął mu głową na przywitanie. Teraz już zupełnie nie wiedział gdzie się ruszyć. Kim był szarogrzywy? -Witaj.- Przedstawił się krótko. Było widać w nim lekkie zdenerwowanie.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
21-05-2016, 22:26
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Rozwidlenia, no tak, bo nie mogło być zbyt łatwo. Przystanął przy miejscu gdzie jaskinia rozdzielała się na trzy korytarze, zerkając w to jeden, to drugi otwór ziejący ciemnością. Było tu sporo wilgoci, sporo intensywnego, mdłego zapachu gnijącego mchu, który skutecznie zaburzał mu orientację. Zamknął ślepia i skupił się na doznawanych woniach. Powoli, metodycznie rozróżniał jedną od drugiej, oddzielał i starał się po kolei ignorować te, które nie budziły jego zainteresowania. Czuł jakąś znajomą nutę, ale nie miał pojęcia skąd. Zmarszczył brwi i wysilił się bardziej, aż mu od tego wszystkiego zaczęło swędzieć w nosie, gdyż połączona woń tych wszystkich zapachów, przy intensywnym wąchaniu okazywała się drażniąca.
Nagle wyczuł inny zapach, lwi, ale nie z przejść, lecz zza siebie. Odwrócił się gwałtownie i spostrzegł, że stoi przed nim, choć w pewnej odległości jakieś lwiątko. Z pewnością nie jego. Cóż, w pierwszej chwili nie wiedział co o tym myśleć. Był zmartwiony swoimi pociechami, a tu pojawia się ktoś, znikąd, z jednej strony chciałby go zignorować i poszukać swoich lwiątek, a z drugiej przecież nie mógł tego zrobić. Tak więc powstał impas. Młody samczyk, mógł zauważyć jak przez twarz samca przebiega cała masa uczuć: od zdziwienia, poprzez zakłopotanie, po zmartwienie. Wreszcie postanowił się odezwać, przecież to on był tutaj tym starszym: - Hej... czego szukasz? - No cóż, mimo wszystko nie umiał tak zignorować młodego lwa, bez opieki. Wiedział co to znaczy szwendać się bez nikogo, nie jest to los którego komukolwiek by życzył. Może maluch po prostu się zgubił, albo jego stado się przemieszcza, lub wyszedł z rodzicami na spacer i nieco od nich uciekł. To by było zresztą typowe. Wtem zarejestrował inny zapach, obrócił się bokiem do wejścia, by tylko lekko ruszając łbem mógł trzymać oko to na samczyka, to na kolejnego gościa który miał się za chwile pojawić. Był to dorosły lew, wyszedł z jednego z tuneli, przystanął, zmierzył szarego wzrokiem i jakby nic przywitał się. Fuko nauczony przezorności, cofnął się nieco i sam przyszpilił dorosłego samca zimnym spojrzeniem. - Kim jesteś? - odparł bez przywitania. Cóż instynkt samozachowawczy w takich sytuacjach zawsze brał górę, najpierw, trzeba się upewnić, że nic mu nie grozi, a dopiero potem można się silić na konwenanse.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
21-05-2016, 23:40
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Z ogromnym zainteresowaniem, młody lewek przyglądał się dorosłemu samcowi. Był bardzo ciekaw, co sprawiło, że udał się akurat do tej jaskini. Idąc, jednocześnie rozglądał się po przemierzanym terenie. Mimo iż było ciemno, węch go nie mylił ani słuch. Kiedy tak przedzierał się przez jaskinię starając się nie zgubić lwa, na moment przystanął i usiadł. Spojrzał na swoje przednie łapy i zaczął zastanawiać się czy może nie będzie lepiej, gdy po prostu się odwróci, wyjdzie stąd aby znaleźć sobie kompana do zabawy.
W końcu, Davien podniósł się i już się odwracał jednakże ostatecznie doszedł do wniosku, że pobawi się potem. Najpierw musiał dowiedzieć się więcej o tym, za kim podążał. Gdy już nadrobił dzielącą ich odległość, tak jak już zostało wspomniane wcześniej, nie wychylał się to znaczy, nie starał się go wyprzedzić. Nagle poczuł zapach jakiegoś innego lwa, którego również nie znał. Już miał dokonać oględzin w celu wyszukania wzrokiem innego osobnika lecz usłyszał pytanie skierowane w jego stronę. Nie spuszczając swojego wzroku z lwa, który zadał pytanie, odparł: - Ja...tak właściwie to niczego. - W głowie starał się jakoś poukładać jakieś sensowne wytłumaczenie, jednak w końcu dodał: - Byłem po prostu ciekaw, co Cię tu sprowadza. - Tak, Dav należał do dość ciekawskich lwiątek a odpowiadając na pytanie, analizował szarego lwa. Gdy usłyszał głos drugiego, nieznajomego osobnika, spojrzał na niego z ogromnym zainteresowaniem zastanawiając się, co będzie dalej. Machał lekko ogonem do przodu i do tyłu, podchodząc w końcu nieco trochę bliżej aby lepiej wszystko widzieć. |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
22-05-2016, 22:36
Prawa autorskie: Własne
-Nazywam się Vincent.-
Od razu przedstawił się szarosierstnemu samcowi i skinął ponownie głową. Nie spodobało mu się jak go potraktowano, ale z drugiej strony rozumiał podejście nieznajomego, nie miał się więc nawet po co nad tym zastanawiać. -Jestem Znachorem. Wędruje tu i tam.- Wytłumaczył i uśmiechnął się delikatnie, westchnął. Po chwili jednak zmarszczył brwi a kąciki jego pyska stopniowo opadały w dół. -Przyszedłem tutaj aby spytać się o odpoczynek tego, kogo tu zastałem... Kiedy się zjawiłem było tu kilka małych lwiątek i jakiś lampart, nie zbyt przyjazny... Dosłownie przed chwilą wziął jedno za kark i pobiegł wgłąb jaskini.- Wyjaśnił całe zajście z nie udawanym przejęciem w głosie. Machnął nerwowo ogonem na boki. -Zaproponowałem mu odprowadzenie lwiątek do ich stada. Myślę że nie są one na tyle nie zaznajomione ze swoją rodziną że nie potrafiłyby powiedzieć skąd pochodzą. Zignorowano mnie jednak...- Mruknął spoglądając gdzieś w bok. Następnie potrząsnął głową na boki. -Zgubiłem go wśród tuneli.- I znów uniósł swoje spojrzenie na niebieskookiego. Jego uwadze nie umknęło kolejne lwiątko. Uśmiechnął się do małego przyjaźnie. -Hej mały.- Rzucił z uśmiechem.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
23-05-2016, 02:37
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Fuko najpierw zerknął na lwiaka, gdy ten udzielił odpowiedzi; a więc to tak. Samczyk po prostu zauważył, że przechodzi i postanowił się przyczepić. Ten też był bardzo odważnym młodym lewem, choć ten brak strachu i w tym przypadku go nieco zdziwił.
Wtem odezwał się drugi szary samiec. Wpierw patrzył na niego podejrzliwie, ale w raz z rozwojem opowieści, Vincent mógł zauważyć, że na pysku jego rozmówcy wzrasta strach. Fuko zaklął siarczyście pod nosem, gdy Vincent skończył i spojrzał na lwa oczyma, które wyrażały dziwną mieszaninę desperacji, strachu i gniewu. Że też Milele z Kasillem musiały się oddalać! To na pewno byli oni, czuł jeszcze ich zapach! - Słuchaj Vincent, to moje dzieci. Uciekły mi. Gdzie je ostatnio widziałeś?! - Przy ostatnich słowach Fuko podniósł głos. Gdy zorientował się co robi, chrząknął i spuścił lekko łeb. Odetchnął głęboko i rzekł: - Wybacz, jestem zdenerwowany. Na imię mi Machafuko. Kompletnie zapomniał o lwiątku za nim. Dopiero, gdy tamten przywitał się z nim, uświadomił sobie jego obecność. - Nie powinno cię tu być. Gdzie masz rodziców? Instynkt ojcowski walczył w nim z współczuciem dla samotnego malca. Z jednej strony chciał pobiec w głąb tych jaskiń, by znaleźć syna i córkę, a z drugiej, nie mógł tak, zostawiając tego samemu sobie, przynajmniej dopóki nie wiedział co tu właściwie robi.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
23-05-2016, 20:29
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Davien również uśmiechnął się do Vincenta, wciąż poruszając swoim ogonem w lewo i prawo.
- Jestem Davien. - Przedstawił się, bo jakby nie patrzeć, imiona dwóch starszych lwów już znał, dlaczego więc mieliby nie poznać jego imienia. Lewek uważnie słuchał wymiany zdań między samcami rozumiejąc po chwili całe to zajście a mianowicie, że chodzi o lwiątka. A konkretniej dzieci Machafuko. Niedobrze to wyglądało. Ah te lamparty. Dav zaczął zastanawiać się, jak długie są te tunele. Przekrzywił łebek w lewo, mrużąc oczy. Jednak słysząc pytanie, jakie zostało mu zadane, skulił uszy i spojrzał na swoje łapy a ogonem przestał machać oraz opuścił w dół. Czuł, jak robią mu się mokre oczy, dlatego przymknął je. - Ja...- Zrobił krótką przerwę, otwierając oczy lecz wciąż miał wzrok skierowany w dół. - Moja mama ona...zostawiła mnie a tata on...nie żyje. - W tej chwili, uronił kilka łez, przypominając sobie dzień, w którym został poinformowany o śmierci swego ojca. Tak bardzo za nim tęsknił, jednak starał się z biegiem czasu, przyzwyczaić się do tego faktu. Oprócz tego, wciąż nie rozumiał dlaczego własna rodzicielka go zostawiła. Z jakiego powodu. Miał nadzieję, że uda mu się ją kiedyś odnaleźć aby mu to wyjaśniła. - Chcę Ci pomóc. - Odparł w końcu dość stanowczo, gdy się już uspokoił, patrząc na Machafuko. Nie chciał opuszczać jaskini a z resztą, lubił pomagać. Spojrzał również po chwili na Vincenta a potem znów zaczął zerkać na tunele. |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
23-05-2016, 21:33
Prawa autorskie: Własne
-...-
Kiedy podniesiono na niego głos Vincent zmarszczył brwi, a uśmiech z jego pyska znikł niemalże od razu. Pokręcił łbem na boki, a słysząc przeprosiny głęboko westchnął. -Rozumiem... Nie przejmuj się.- Odpowiedział mu, następnie dodał: -Lampart zabrał tylko tą małą. Reszta lwiątek powinna być gdzieś tutaj, w tych tunelach. Myślę że ze strachu mogły uciec wgłąb jaskini. Niestety nie wiem do którego z tuneli wbiegły...- Wytłumaczył spokojnie i machnął kilka razy ogonem. -Machafuko... Tak?- Uniósł wzrok na szarego lwa. -Jeśli chcesz... Mógłbym Ci pomóc.- Zaproponował, następnie usłyszał młodego lewka. Słysząc jego drżący i cichy głos położył po sobie uszy marszcząc brwi ku górze przejęty tym co powiedział młody. -Hej, mały.- Podszedł do niego i usiadł przed nim. Zupełnie nie wiedząc co zrobić delikatnie uniósł łapę i położył ją na jego barkach, chcąc go chociaż tak podnieść na duchu i pokazać że nie jest sam. -Od dawna tak sam wędrujesz?- Spytał z troską w głosie.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
Machafuko Konto zawieszone Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 73 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 38 |
24-05-2016, 03:06
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia
Reakcja, a potem wypowiedź lwiątka sprawiła, że Fuko zwrócił niego jeszcze większą uwagę. Wpierw zmarszczył brwi, by po chwili spojrzeć na samczyka z nieukrywanym współczuciem.
Biedne dziecko, nie musiał sobie wyobrażać co czuł, gdyż sam był sierotą. Jego matka go zostawiła? Szary z dezaprobatą pokręcił łbem; to nie powinno się zdarzać. - Spokojnie, będzie dobrze. Nie zostaniesz sam - rzekł po krótkiej chwili milczenia. Zdecydowanie nie można pozwolić, aby sam się pałętał po świecie. Gdy usłyszał imię samczyka, skinął mu głową i odpowiedział: - Miło cię poznać, Davenie, moje imię znasz, ale możesz mi mówić Fuko. - Uśmiechnął się do chłopca, choć widać było, że nie jest to uśmiech taki, jakim by go obdarował w normalnej sytuacji. Na słowa Vincenta poczuł jakby coś stanęło mu w gardle. Lampart wziął Milele, najbardziej bezbronne kocię, co za sukinsyn! Znów czuł, że trzęsie się z nerwów, odetchnął więc i w reakcji na propozycję ochoczo pokiwał łbem. - Tyle dobrze, że tamta dwójka się odnalazła. Będę ci wdzięczny za pomoc. W tym momencie jednak wtrącił się głos samczyka. Fuko popatrzył na niego, z początku zdziwionym wzrokiem, lecz po chwili widać był że lekko kiwa łbem. Odwrócił się ku Vincentowi: - I tak trzeba go zabrać ze sobą, samego go tu nie zostawimy. Przeniósł wzrok na Davena i odpowiedział mu: - Chłopcze, musisz obiecać, że będziesz się nas słuchał i zostaniesz blisko nas, jasne? Dzieciak będzie spowalniać poszukiwania, ale z drugiej strony dodatkowa para młodych oczu, może się przydać, no i jak było już wspomniane, szary nie wyobrażał sobie, że można go zostawić w potrzebie.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___ I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich". Zielony? Czy czerwony? :v |
|||
|
Davien Samotnik Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 63 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 62 Doświadczenie: 20 |
24-05-2016, 15:56
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura
Malec spojrzał na Vincenta, gdy ten zbliżył się do niego. Nie cofnął się ani o krok, uważnie przyglądając się lwu, który po chwili położył łapę na jego barkach. Ten gest sprawił, że zrobiło mu się lepiej tak samo, gdy usłyszał słowa Fuko lecz najpierw postanowił odpowiedzieć na pytanie Vincenta, z wciąż skulonymi uszami.
- Mniej więcej dwa miesiące, tak mi się zdaje. - Odpowiedział podnosząc się a ciepłym uśmiechem odpowiedział na słowa Machafuko, który powiedział że nie zostanie sam. Davien miał nadzieję, że samiec mówi prawdę. Mimo iż dopiero co go poznał, zaufał mu. Z resztą jakby nie patrzeć i tak nie miał już nic większego do stracenia. - W porządku Fuko. Zapamiętam. - Skinął swoim łebkiem, uniósł z powrotem swój ogon i zaczął nim machać. Zaczął zastanawiać się, czy gdy już odnajdą lwiątka, to czy zechcą się z nim bawić. Chociaż przez chwilkę. Minął Vincenta i w podskokach ruszył przed siebie aby znaleźć się przed z jednym z tuneli. Miał ochotę krzyknąć by sprawdzić echo ale ostatecznie z tego zrezygnował. Zmrużył oczy i skupił się na węchu, gdy nagle usłyszał skierowane przez Fuko słowa, więc odwrócił się bo tak nieładnie aby ktoś mówił do czyjegoś tyłu. - Dobrze, dobrze. Obiecuję. - Odparł radośnie. Czyli faktycznie tu nie zostanie. - W tym tunelu chyba ich nie ma. Nic takiego nie poczułem. - Dodał po chwili aby lwy wiedziały, że sprawdził ten tunel. Najchętniej szybko by pobiegł aby sprawdzić, dokąd on prowadzi jednakże obiecał, że będzie się trzymał blisko samców oraz że będzie się ich słuchał. Odsunął się więc od tunelu by po chwili, znaleźć się pomiędzy Fuko a Vincentem. Był bardzo ciekaw, co będzie dalej. |
|||
|
Vincent Wiarus Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 75 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 65 Doświadczenie: 50 |
25-05-2016, 19:13
Prawa autorskie: Własne
-W porządku, Machafuko. Ruszajmy więc, nie mamy czasu do stracenia.-
Skinął łbem do szarego samca i odwrócił się od niego aby ruszyć wgłąb jaskini i reszty tuneli. Ah, tak, wcześniej tylko podbiegł po swoją liściastą torbę z leczniczymi ziołami. Nie może jej przecież tak zostawić. Oglądając się przez ramię na Fuko wyminął Daviena, zaglądając do każdego napotkanego tunelu. -Uh... Jest ich tutaj mnóstwo...- Stwierdził rozglądając się naokoło. //wybaczcie, wena utyka
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven" |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości