♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Hazina
Samotnik
*

Gatunek:Okapi Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:13 Dołączył:Mar 2018

STATYSTYKI Życie:
Siła: 60
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 70

10-04-2018, 13:51
Prawa autorskie: Ja

Ani przez chwilę nie straciła czujności, jak mogło się wydawać, z łatwością namierzając i szelest, i odgłosy łap, wiedząc tak na oko gdzie ów drapieżnik się znajduje, a to wszystko za pomocą słuchu. Nawet nie odwróciła łba w stronę Guntera, jedynie kątem oka upewniając się co do jego zamiarów, czy się skrada, czy podąża zwyczajnie w stronę pobratymców i jej. Jak się okazało przyszedł tu spoufalać się z piątą łapą i to aż przesadnie, oba i spaślaczek, i miodowy za bardzo się nim interesowali.
Zwyczajna okapi już dawno uciekłaby w panice na widok atakujących się drapieżników, a przynajmniej wzięła przykład z lwiątek, zmywając się zaraz za nimi, tymczasem Hazina nie zdradzała po sobie jakichkolwiek oznak strachu, jedynie jej odległość od lwów się zwiększyła o te parę kroków. Przyglądała się akcji z zainteresowaniem i czujnością, dzięki której zauważyła przybycie kolejnego grzywokota - i tu póki co jej teoria się zgadzała - każdy z nich posiadał bujną lub mniej bujną czuprynę wokół łba.
Jeszcze nie miała do czynienia z takim natężeniem drapieżników w jednym miejscu, utrzymywała stały dystans od każdego z nich czy to od walczącej gromadki - od nich tym bardziej, czy to od jednookiego samca, gotowa reagować na każdą próbę zbliżania się do niej, oddalaniem się. 
- Założę się że "piąta łapa" im zwieje - zawołała do Maer’vu, z pewnym siebie wyrazem pyska, jakby wiedziała jak to się skończy, nie mając żadnych zahamowań do zakładania się o los Kamuiego. Cała sytuacja ją bardziej bawiła niż przejmowała.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-04-2018, 13:52 przez Hazina.)
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

14-04-2018, 01:06
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Może nie wszystko potoczyło się tak jak to stary z początku zakładał, jednak główny cel został spełniony. W sumie to nawet dobrze, że Kamui nie oberwał w łeb, jeszcze by dostał amnezji albo jakiegoś wstrząsu mózgu.  Nieważne. W każdym razie Gunter dobrze wykonał swoją robotę.
Kiedy stary wylądował na Kamuim, jego reakcja była niemal natychmiastowa. Jego prawa łapa powędrowała prosto na szyję pięciołapa, podczas gdy lewa przez cały czas dociskała do ziemi jego korpus. Śmiało można, rzec, ze stary wkładał w to całego siebie. No może prawie, bo jak na razie nie zamierzał jakoś specjalnie uszkodzić swojego przeciwnika. Gadkę Kamuiego puścił mimo uszy i jego jedyną reakcją było tylko zwiększenie nacisku na szyję tsawosza. Z jednej strony liczył, że uciszy to trochę jego rozgadanego rozmówcę a poza tym, z natury większość osób staje się dużo bardziej skora do współpracy, gdy powoli zaczyna im brakować tlenu.
-Ponieważ  dla mnie również  ta pozycja nie jest zbyt komfortowa mein Freund, to pozwól, że od razu przejdę do konkretów- rzekł spoglądając na Dragona z góry.
- Podejrzewam, że jesteś w posiadaniu kilku niezwykle cennych dla mnie informacji, dlatego chciałbym uciąć sobie z Tobą małą pogawędkę, oczywiście nie w tym miejscu- rzekł ukradkiem rozglądając się po okolicy, delikatnie zwiększając przy tym naciska na Kamuiego, na wypadek, gdyby ten w tym momencie postanowił się uwolnić.
A miało nie być tłumów…
No cóż, wyglądało na to, że szurnięta antylopa postanowiła  dotrzymać im towarzystwa, jak miło. No i był jeszcze ten  jednooki samiec.
 Gdyby był strażnikiem to  już by zareagował.  Czyli pewnie przypadkowy przechodzień. Wunderbar, więcej świadków…
-To jak będzie synu, zamierzasz współpracować?- spojrzenie starego znów spoczywało na czerwonych ślepiach- bo prawdę mówiąc nie chciałbym Cię uszkodzić- skłamał. Nie znał Kamuiego na tyle by móc odczuwać do niego coś w rodzaju sympatii. Po prostu wykonywał swoją robotę.
-Jeżeli się zgadzasz, to delikatnie kiwnij głową- dodał.
 Jeżeli czerwonooki  będzie próbował się wyrywać, Tib spróbuje przenieść całą swoją masę na prawą łapę, by w znacznym stopniu utrudnić swojemu przeciwnikowi oddychanie.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-04-2018, 01:08 przez Tib.)
Gunter
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018

STATYSTYKI Życie: 94
Siła: 76
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 30

14-04-2018, 14:34
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz

Oczy znachora rozbłysły żądzą krwi niczym dwa radosne świetliki, krążące nad ukwieconą sawanną w pogodną noc. Pod-lew już im nie ucieknie. Wiedział z doświadczenia, że wyrwanie się z uścisku Tiba jest praktycznie niewykonalne. Swoją drogą, mimo że psychologia nie należała do specjalności znachora, uznał on, że będzie musiał poważnie porozmawiać z Tibem o jego dziwnych skłonnościach do przygniatania samców do ziemi w ramach powitania.
Gunter zobaczył jak łapa starego kieruje się w stronę szyi Kamuiego. Rozumiał oczywiście motywację towarzysza, zabicie czyjegoś przybranego syna jest co najmniej nieeleganckie, a już na pewno niezgodne z zasadami savoir-vivre. Z drugiej strony jednak, na świecie jest pełno młodych lewków. Jeden w tą jeden w tamtą, kto by to liczył? Zawsze może sobie przygarnąć nowego. Za to lwy z dodatkowymi kończynami są spotykane niezwykle rzadko. Znachor miał więc nadzieję, że przyjaciel nie zabije ofiary zbyt szybko. Co prawda sekcja zwłok może być wybitnie pouczająca, jednak obiekt był zbyt ciekawy żeby pozbawiać go życia bez przeprowadzenia kilku szczególnie interesujących zabiegów. Później ponegocjuje o tym z Tibem, kiedy tylko pozbędą się świadków. Dopiero teraz zauważył, że do towarzystwa dołączył jednooki. Wyglądało na to, że razem z okapi mają dobrą zabawę przy oglądaniu walki i wcale nie myślą do niej dołączać.
Teraz, kiedy pięciołapy był unieruchomiony, trzeba było zadbać, aby tak pozostało i uniemożliwić mu ucieczkę. Najlepiej będzie jeśli uszkodzi mu łapę, koniecznie lewą, żeby nie mógł pomagać sobie w chodzeniu nadprogramową kończyną.
- Proszę mi zaufać, jestem znachorem. – rzekł do przygniecionego lwa łagodnie, tonem jakim zwykle uspokajał pacjentów przed bolesnymi zabiegami. – Może pan odczuć lekki dyskomfort.
W tej chwili, korzystając z faktu, że Kamui zapierał się tylnymi kończynami o ziemię, rzucił się z zębami i pogodnym uśmiechem na jego tylną lewą łapę z zamiarem przegryzienia ścięgna.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

14-04-2018, 15:29

Zanim masywna łapa przylgnęła do gardła Kamuiego, została schwytana przez komplet ostrych kłów. Ugryzienie było krótkie, ale na tyle bolesne, żeby Tib cofnął kończynę i zastanowił się, czy chce tego spróbować jeszcze raz. Pozornie drobne rany zabarwiły część jego sierści szkarłatem.  
Swoboda tsavo było mocno ograniczona, jednak swoim szamotaniem udało mu się nieco zachwiać równowagę przeciwnika. Nie na tyle, żeby go zrzucić, ale wystarczająco, żeby utrudnić mu przyduszanie. Pazury przednich łap Kamuiego przeczesały gęstą grzywę, nie wyrządzając starszemu żadnej krzywdy. Tylne nie miały zasięgu ani do grzbietu atakującego ani do podłoża, żeby się zaprzeć. Samiec mógł nimi jedynie wierzgać, żeby podnieść skuteczność swojego miotania. Dzięki temu uniknął też ugryzienia Guntera, który zresztą trochę zdradził się ze swoimi zamiarami. Otrzymał kopniaka w nos, co zamroczyło go na kilka sekund. 

Tib, Gunter ---> Kamui

Tib -10 HP 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-04-2018, 15:29 przez Mistrz Gry.)
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

15-04-2018, 00:40
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Scheiße…- zaklął pod nosem, gdy było jasne, że jego plan definitywnie się nie udał. Nie zamierzał jednak w żaden sposób odgrywać się na Kamuim, bo miał świadomość, że przed przesłuchaniem nie może go za bardzo popsuć. Stary poprzeklinał sobie trochę w myślach jednocześnie próbując z całych sił docisnąć tsawosza do gleby. Fakt, że tamten się wiercił wcale nie ułatwiał staremu zadania, a co gorsza Kamui z każdą chwilą coraz bardziej go irytował. No dobra niby miał prawo do obrony własnej i takie tam, jednak trzeba było mu jakoś wytłumaczyć, ze w ten sposób tylko pogarsza swoją sytuację. W końcu, nawet jeżeli jakimś cudem udałoby mu się zrzucić z siebie dużo cięższego Tiba, to i tak w pogotowiu był jeszcze Gunter.
-Jeśli zaraz się nie uspokoisz to nie opuścisz tego miejsca żywy- warknął, odsłaniając przy tym białe zęby. Tib zdawał sobie sprawę, że jego przeciwnik znajduje się w dość trudnej sytuacji jednak chwila nieuwagi mogła całkowicie zmienić kolej rzeczy. Stary dokona wszystkiego co w swojej mocy by zachować równowagę, jednocześnie przytrzymując Kamuiego.
Gunter
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018

STATYSTYKI Życie: 94
Siła: 76
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 30

15-04-2018, 11:01
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz

Cały świat nagle pociemniał i ucichł. Gunter poczuł jak lekko zatacza się do tyłu, zachował jednak chwiejną równowagę i kierowany lekarską intuicją usiadł i pochylił łeb do ziemi. Wziął kilka głębokich oddechów i poczuł jak zawroty głowy powoli ustępują. Już po krótkiej chwili ciemność się przerzedziła i zaczął dostrzegać kontury otaczających go obiektów. Wciąż miał mroczki przed oczami, a w uszach mu szumiało, ale był gotowy wrócić do bitwy. Kamui dalej wierzgał jak małpa z epilepsją, więc znachor, chcąc uniknąć ponownego uderzenia, okrążył oba lwy i stanął naprzeciw głowy pięciołapa. Zauważył krew na sierści Tiba, ale rana nie wyglądała na poważną. Stary wyliże się z tego. Stało się jednak jasne, że ofiara nie zamierza posłuchać dobrej rady i dobrowolnie się poddać. W takim wypadku nie rozumiał skąd litość przyjaciela dla tego mordercy. Może i miał jakieś cenne informacje, ale dużo łatwiej je wyśpiewa kiedy upuszczą mu trochę krwi. Zapewne Tib chciał się powoli rozkoszować zemstą i stąd te bajeczki o przesłuchaniach. Wiadomym było jednak, że nie daruje życia zabójcy podopiecznego. Skoro więc zakończenie jego niewiele wartego życia było tylko kwestią czasu, można było trochę przyspieszyć obrót spraw.
Nigdy nie przepadał za atakami bez ostrzeżenia, wolał uczciwą walkę, ale pod-lew nie zasługiwał na traktowanie z szacunkiem. Mając nadzieję, że pięciołapy skupia wzrok na przygniatającym go samcu, Gunter wykonał krok do tyłu. Napiął wszystkie mięśnie i z całej siły odbił się od ziemi, kierując obie przednie łapy z wyciągniętymi pazurami na łeb Kamuiego. Liczył na to, że atak z góry ogłuszy ofiarę, której głowa za względu na dość skąpą grzywę nie była dobrze chroniona.
Baltazar
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:39 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie: 96
Siła: 80
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 15

17-04-2018, 02:18
Prawa autorskie: własne

Samotne patrole to nie jest dobry pomysł, tak sądził i tak sądzić będzie zawsze, jakże miałoby być inaczej skoro brat jak cień rzadko odstępował go choćby na krok i całkowita samotność była mu wręcz obca? Zmorą to i ratunkiem, a skoro ktokolwiek ze stada raczył zapomnieć zabrać ze sobą owej zmory, podążyła ona za nim. Poza tym od kiedy poznał Kamui'ego i dzień po dniu zmagał się z jego ponurą aurą całym swoim arsenałem dobrego humoru nie było opcji, żeby nie obrał sobie za świętą misję wycisnąć z niego śmiech. Czasem dosłownie, kiedy na setną taką próbę odpowiedzią był niewzruszony pysk tsavo. Kiedy więc doszła go wieść o tym, że biały wyruszył samotnie, Baltazar miał aż dwa powody by go odszukać. Nie spodziewał się, że przebieżka po granicach terenów Klanu na którą się nastawił okaże się całkiem sporą wędrówką, a to tym bardziej budziło podejrzenia i ciekawość co do planów śledzonego lwa. Krajobraz zmieniał się płynnie zachwycając swoją różnorodnością, tak odmiennymi scenkami od tych do których przywykł. Nie raz po prostu przystanął i patrzył na pomniejsze cuda natury, z których największym był jednak śnieg. Lekki, zimny, przyjemnie układał się pod łapami i jeszcze przyjemniej skrzypiał, w takim miejscu można się wyciszyć i był pewien, że gdyby dopadło go uczucie smutku, chciałby być akurat tutaj. Szedł dalej, niechętnie opuszczając ośnieżony skrawek, który mimo bycia jedynie ciekawie ułożoną kupą większych kamieni i zwalonego drzewa, wydał się wyjątkowo magiczny. Po cichu obiecał mu jednak, że go odszuka i przystanie na dłużej. Wiedział, że zbliża się do celu. Pierwszymi których spostrzegł z oddali byli widzowie spektaklu, na których sylwetki spoglądał z zainteresowaniem, nieświadom wtedy ich niepojętemu pragnieniu pozostania biernymi lub zwykłej chęci oglądania jak drapieżniki skaczą sobie do gardeł. Coś było nie w porządku, mieszanina stłumionych sapnięć, warknięć, zapach krwi, członka stada, obcych, a ślepia wpatrzone w jeden punkt. Odgłosy pobliskiej walki nadeszły wraz ze zbliżeniem się do zbieraniny, to był ułamek sekundy kiedy wśród plątaniny lwów rozpoznał tego, którego szukał i puścił się pędem, łącząc fakty w trakcie biegu. Nie było czasu na strategię, nierówną walkę musiał wpierw zbalansować, a to co widział mogło skończyć się dla pięciołapego tragicznie i szybko. Wziął sobie za cel Guntera, który miał o wiele więcej swobody i zdeterminowany popędził wprost na niego całym swoim cielskiem, licząc że zdąży i przeszkodzi w zmiażdżeniu głowy białego, jeśli nie rzucając się z pazurami na napastnika, to dezorientując swoim pojawieniem się.
Moyo
Wiarus
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:203 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 77
Siła: 76
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 37

17-04-2018, 21:38
Prawa autorskie: Angelo, disney
Tytuł pozafabularny: Marzyciel

Moyo klnąc jak dorożkarz biegł za Gunterem. JAK MÓGŁ BYĆ TAK GŁUPI?!!! Czy NAPRAWDĘ nie potrafi upilnować jednego szalonego lwa? A może to właśnie szaleństwo dało  szarlatanowi siłę do ucieczki? Chyba, że wchodziła tu w grę magia. Ale w to ostatnie Moyo zdecydowanie nie uwierzył. Miał brązowy po prostu szczęście. Gdy tylko udało się Gunterowi wyślizgnąć Moyo, nie przebierając w prędkości i słowach, puścił się biegiem za zbiegiem. Po drodze rąbnął się w dość grubą gałąź co na chwilę opóźniło jego pościg, ale nie zrezygnowawszy struś pędziwiatr pędził dalej. Już kilka kroków od lasu słychac było powarkiwania i odchłosy krzątaniny. Moyo zwiększywszy czujność, ale nie prędkość, z daleka próbował wypatrzyć o co chodzi. Widział Guntera, i grupę nieznajomych z czego jeden leżał na ziemi przywalony przez drugiegio. Jego wzrok spoczął na szykującym się do ataku szarym nieznajomym. Co prawda to Gunter był powinien oberwać, ale widząc co się dzieje Moyo wyczuwał, że zaraz posypią się guzy, a przecież ze ,,spaceru z gościem" nie powinno się wracać przynosząc go w kawałkach.Biegł mając przed sobą profil guntera i atakującego szarego. Wykorzystawszy siłę rozpędu chciał skoczyć by odepchnąć szarego od Guntera i przewrócić szaraka na ziemię. Nie chciał go skrzywdzić tylko na chwilę wyeliminować z ataku. Dopiero wtedy ogarnie to niechciane towarzystwo.
[Obrazek: iTJUvVI.png]
Bartolini
Iskra
*

Gatunek:Lew afrykanski Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę. Liczba postów:39 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 58
Zręczność: 72
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 15

17-04-2018, 23:28
Prawa autorskie: Av od Baltazara
Tytuł pozafabularny: Doskonały design

Brat mu zniknął tego dnia, bez niego czuł się zagubiony i dość niepewny. Nie rozdzielali się od małego. Baltazar i Bartolini zawsze razem. Patrol to patrol, ale jednak miło by było z bratem iść. Nie wytrzymał i popytał się w okolicy czy nie widzieli lwa, który wyglądał tak samo jak on tylko bardziej przytyty. Zawsze gdy zastanawiał się długo nad czymś chodził w kółko co wyglądało jakby próbował złapać swój własny ogon. Tak parę razy robił podczas swojej podroży przy granicach terenów klanowych. Martwił się o swojego brata, Tak długo żyli sami, bez klanu, teraz gdy dołączyli do jednego  znowu nawiedzają go myśli, ze zdąży się tragedia jak wcześniej i tym razem nie wyjdą z niego cało, albo co gorsza bratu się nie uda. W końcu zauważył brata w oddali, zaczął biec by zrobić mu niespodziankę swoja obecnością, ale ten nagle zerwał się do biegu. Dopiero Bartiolini zauważył gapiów. Co się działo? Podbiegł bliżej i zauważył przerażającą scenę: przetrzymywany Kamui, jakiś drugi Lew chce na niego skoczyć, a Baltazar próbował go staranować. Co robić? O nie nie zostawi brata oraz kamuiego samego. Pochylił się by sam zacząć szarżować, ale jego celem był Tib. Był nieco skołowany wiec jest większa szansa, że ten manewr uda się.
- Przestańcie walczyć!  - Nic innego nie wymyślił na okrzyk bojowy.
Kamui
Wódz
*

Gatunek:Lew Tsavo Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Nietoperz borsuczy Liczba postów:496 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 86
Siła: 81
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 15

18-04-2018, 23:20
Prawa autorskie: Ian Hinley/kosekiasai/XylaX

Adrenalina sprawiała że serce biło mu bardzo szybko, nie miał kompletnie pojęcia dlaczego Tib i Gunter uparli się robić mu krzywdę, chociaż na dobrą sprawę wcale nie musiało być żadnego powodu. Ot taki mieli kaprys. Nie miał podstaw by ufać dość pokrętnym słowom, czyny samców mówiły zresztą za siebie. Nie poddawał się zatem złudnej obietnicy Tiba i dalej usilnie próbował wyślizgnąć się spod klocka szamotając, tylna łapa trafiła na łeb Guntera wiedział więc że nie może pozwolić mu na to by przygwoździł mu i zad, wtedy sprawa byłaby już przesądzona. 
- Łżesz!- Krzyknął miedzy kolejnymi szarpnięciami sapiąc z wysiłku. - Gdybyś chciał tylko porozmawiać.. n-nie atakował byś mnie!- Warknął jak nigdy. Miał go za kretyna? Najwyraźniej. 
Stary jednak przeliczył się, wygląda tez na to że marny z niego krasomówca, albo to z Kamuiego był wyjątkowo upartym materiałem, ale czy przypadkiem nie walczył teraz o swoje życie?
Miał teraz Guntera przed sobą, ułatwiło mu to o tyle sprawę że nie musiał martwić się tak bardzo obroną tyłka, skupiając na wydze który siedział mu na karku, postanowił wykorzystać tę chwilę braku równowagi Tiba i chapsnąć łapę jeszcze raz, a skoro celując wyżej łapami wcześniej niewiele mu zrobił, zmienił cel na przedramiona cofając głowę w puchatą grzywę samca, by wykorzystać ją jako obronę przed atakiem Guntera.
Liczył się z tym że sytuacja jest mizerna i cało z tego może nie wyjść, gdzieś za Gunterem śmignęła mu znajoma postać, a potem sprawy potoczyły się błyskawicznie niczym lawina.
Baltazar zaatakował Guntera, zjawił się Moyo który nie wiedzieć czemu zaatakował Baltazara zamiast agresorów, czyżby uderzył się w łeb aż tak mocno że ocena sytuacji była poza jego zasięgiem, a może Wiarus trzymał z tamtymi szkopami? Kamui tego nie wiedział i nie miał nawet czasu się zastanawiać kim jest ten gołowąs. 
Na scenę wkroczył jeszcze Bartolini, bo to do niego należał głos proszący o zaniechanie walk? Jednego był pewny, musiał wydostać się z tego kotłowiska i to też stało się jego priorytetem, nawet za cenę paru kłaków z swojej skromnej grzywy.
- TO ONI ZACZĘLI!- Krzyknął wyrywając się dwa razy bardziej desperacko niż wcześniej.
Maer’vu
Iskra
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:43 Dołączył:Mar 2018

STATYSTYKI Życie: 86
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 15

20-04-2018, 13:16
Prawa autorskie: xkelbix, disney, ja

I nagle cała sytuacja, która już przedtem była dość dziwna, zmieniła się w kompletny misz-masz. Do zgromadzenia dołączyły dwa szare lwy, które najwyraźniej postanowiły bronić pięciołapego tsavosza, a razem z nimi zjawił jeszcze jeden samiec, tym razem beżowy. I wszyscy zaczęli walczyć. Maer'vu od tego wszystkiego zaczęło się kręcić w głowie i nawet nie zauważył, że okapi się do niego odezwała.
Miał dość. Zdecydowanie zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Nie miał tu nic więcej do roboty, a cała sytuacja i tak go nie dotyczyła. Tak więc Jednooki odwrócił się bez słowa i odszedł spokojnym, majestatycznym krokiem.

z/t
Vari
Cesarzowa
*

Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 16

20-04-2018, 15:40
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

// jako, że przez moją nieumyślność skasowało mi posta, ten będzie mniej opisowy jeśli chodzi o to co robiła przez czas pobytu na Lwiej Skale... :c


Przez dość długi czas po przejęciu Lwiej Skały, Vari nieustannie na niej przesiadywała i w zupełnej samotności zmieszanej z sielskim spokojem wypoczywała, jednocześnie zastanawiając się nad następnymi planami jej stada i nie tylko. Myślała też o kłótni z Hakim... i pod wpływem czasu zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że zielonooki miał rację, a ona niepotrzebnie się uniosła. Każdy samiec ma prawo na chęć posiadania potomstwa. W prawdzie brązowa też bardzo chciałaby zostać matką, ale nadal nie jest pewna, czy by się w tej roli sprawdziła i zapewniła malcom dobrobyt.
W końcu jednak zdecydowała się ruszyć i mimo wysokiej temperatury, powoli ruszyła w kierunku pierwszej stadnej siedziby. Marsz umilały jej śpiewy ptactwa i igraszki młodych gazel ze swoimi matkami, a ona z uśmiechem na twarzy się im przyglądała, przypominając sobie swoje rodzeństwo i siebie za młodu. Mało już jej w pamięci z tamtych lat zostało, ale jakaś drobna część nadal tkwiła w jej głowie i nie opuszczała jej. Złych chwil nie zamierzała wcale poruszać, bo kto by się znowu nimi zadręczał? Jest piękny dzień, słońce dopisuje, czego można chcieć więcej. 
Wkroczywszy w oprószony białym puchem las wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać. W powietrzu wyczuwalna była woń wielu obcych zwierząt, a ich ślady były równie widoczne na białej pokrywie ziemi. Morskie ślepia z niepewnością rozglądały się po okolicy chcąc wyłapać coś co mogłoby ich posiadaczce wyjaśnić co się tutaj dzieje. Mimo to czujnie szła w przód, a ogon nerwowo jej drżał i latał na boki. Wtedy też do jej uszu dotarły odgłosy szamotaniny, burdy ... zaraz potem jej oczom ukazała się niezbyt przyjemnie wyglądająca scenka. Stanęła jak wryta szybko smagając spojrzeniem każde z przebywających tu stworzeń. Jakieś lwiątka, dziwna gazela i ... zupełnie obce jej lwy. Wśród nich rozpoznała tylko Tiba i Moya, który najwyraźniej biegł mu pomóc. Ciężko było jej tą sytuację rozszyfrować, ale nie zamierzała stać jak słup soli i jedynie obserwować. Ten cały jazgot dział się na JEJ terytorium i nic, ani nikt nie byłby w stanie zmienić tego co zamierzała zaraz zrobić cesarzowa.
Mimo iż nie ogarniała sytuacji instynkt kazał jej wesprzeć samców, których znała, a fakt iż robił to też Moyo określił to po której stronie zdecydowała się stanąć. Była bliżej Tiba i obcego, który zaczął w jego kierunku szarżować. To własnie ten hipokryta krzyczący, aby przestali walczyć i sam biegnący na starego pulpeta stał się celem lwicy. Szybkimi susami zamierzała zaatakować go pazurami w bok, gdy ten nie był jeszcze na tyle blisko aby zaatakować ojca Hakiego. W ten sposób miała zamiar ochronić znajomego. W razie niepowodzenia postara się mimo wszystko bronić Tiba, chcąc utrzymać nieprzyjaciela z dala od niego.
[Obrazek: Dulw2MX.png]
Hazina
Samotnik
*

Gatunek:Okapi Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:13 Dołączył:Mar 2018

STATYSTYKI Życie:
Siła: 60
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 70

20-04-2018, 18:04
Prawa autorskie: Ja

Jakąkolwiek dramatyczność chwili na dobre zakłócał śmiech Haziny, zadowolonej że lwy, nieświadome tego, odstawiają przedstawienie specjalnie dla niej - komedie, której starała się odgadnąć finał. Czy piąta łapa im ucieknie, czy może pozbędą go dodatkowej kończyny jak wcześniej mówili? A może chcą go zabić... To by było zbyt nudne, więc może zechcą go torturować? Ale to już nie miałoby wiele wspólnego z komedią i przez chwilę zastanawiała się czy chciałaby na coś takiego patrzeć... To zbyt brutalne...
Pewnie że tak. Póki sama pozostawała bezpieczna i nie widziała potrzeby do ucieczki (choć nie wykluczyła tej możliwości tak całkowicie) grzywokoty dostarczały jej niezłą rozrywkę.
Zaśmiała się nieco głośniej, kiedy Gunter oberwał w głowę. Chcieli wycisnąć z Kamuiego jakieś informacje? Byłaby zawiedziona takim potoczeniem spraw. 
Czujne uszy okapi wyłapały kolejnych przybyszów, a akcja potoczyła się zupełnie inaczej niż zgadywała, trzeba założyć się o coś innego, problem w tym że już nie miała z kim.
- Pff, niektórzy nie potrafią się dobrze bawić! - zawołała za odchodzącym jednookim. Przewracając oczyma, uśmiechając się z politowaniem i kiwając z rezygnacją łbem, chcąc mu zademonstrować że najlepszym widzem to on nie był. Drapieżniki przecież na co dzień polują, a ten zraził się obserwować walkę.
Przebrała w miejscu nogami, smagając swój zad ogonem, przez nagłą dawkę adrenaliny, podobało jej się to uczucie, coś się działo, zdawała sobie sprawę że przekracza pewną granice, z zainteresowaniem chłonąc to co rozgrywało się przed jej oczami. Żaden znany jej roślinożerca tego nie robił. Nie. Żaden roślinożerca by na to nie patrzył, z własnej woli pozostając w miejscu przepełnionego drapieżnikami. Jak wcześniej ich natężeni wydawało jej się spore tak teraz robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, lecz wciąż bezpieczne dla niej. Skupiali się na sobie, a sama nie zamierzała im zbytnio przeszkadzać, na razie.
Nagle zobaczyła lwice, wcześniej ją usłyszawszy, dotąd przekonana że grzywokoty, no właśnie, grzywokoty posiadają grzywę, a ona nie miała grzywy! Prawdopodobnie inne lwice też jej nie posiadają, zupełnie tak jak u ptaków, gdzie samiec znacząco różni się od samicy, nie zawsze, ale najczęściej tak właśnie jest. Na pysku Hazi odmalowało się zdziwienie, by zmienić się w zbyt przesadne oburzenie, nie dla kogo innego jak matki natury, bo ta właśnie postanowiła sobie z niej zadrwić. 
Przewróciła po chwili oczami, nic sobie z tego nie robiąc, i tak zamiast sobie odpuścić i nazywać lwy lwami, nadal nie zamierzała rezygnować ze swojego pomysłu na oryginalniejszą nazwę. Zresztą lwice zawsze można nazywać bezgrzywokotkami, na samą myśl uśmiechnęła się rozbawiona, z lekkim wyrazem złośliwości w tym uśmiechu dla matki natury, nadal śledząc poczynania drapieżników.
Ua
Weteran
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 96
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 35

20-04-2018, 20:07
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

Lubiłam to miejsce. Nie potrafię powiedzieć czemu, ale czułam się tu dobrze. O dziwo chłód mi nie przeszkadzał, co nieco mnie martwiło, bo jako dama powinnam być delikatna, czyli też wrażliwa na zmiany temperatur. Może jednak nie byłam damą z urodzenia i to wszystko przez to? Zasmuciłam się na tę myśl, bo, niestety, przypuszczenie było prawdopodobne. Choć może gdybym mniej tu przebywała, odzwyczaiłabym się i znowu byłoby mi zimno? Ale jak mogłam porzucić te piękne, pokryte białym puchem przestrzenie? Jak mogłam nie zachwycać się odbiciami słońca i majestatycznymi, kłującymi drzewami? Nie mogłabym. Potrafiłam przebywać tu całe dnie, wędrując powoli o rozkoszując się wszystkim, co mnie otaczało. Wciągałam rzeźkie, zimne powietrze, pachnące śniegiem i kłującymi drzewami... Chwila, ale czy to na pewno był zapach drzew? Zaciągnęłam się mocniej. Dziwne, zapach przypominał woń innych członków stada, chociaż był nieco inny... A może tylko mi się tak wydawało? W końcu byłam beznadziejna w tych wszystkich polowaniach i tak dalej. Tak, na pewno to tylko moje wrażenie, przecież nie rozróżniłabym obcej woni. To zasmuciło mnie jeszcze bardziej. Bo przecież powinnam wykazywać się wszelakimi zdolnościami, ale jak tu ćwiczyć tak, żeby nie zagrażało to mojej dostojności i honorowi. Chwila, chwila, a gdyby tak nie było to ćwiczenie, ale zabawa? Zabawa w tropienie. To już nie brzmiało tak źle. Poza tym tu nikt mnie nie widzi. Pójdę sobie po tropie, a potem „zupełnie przypadkiem” spotkam jednego z Cesarskich i wreszcie będę miała do kogo otworzyć usta. Plan wydawał mi się znakomity, toteż od razu przystąpiłam do jego wykonania. Szło mi całkiem nieźle, śmiem nawet powiedzieć, że zadziwiająco dobrze. Humor mi się poprawił, ale niestety nie na długo. Coś tu nie grało. Czułam to. Czułam to całym moim ciałem. Może mam jakiś szósty zmysł? Możliwe, chociaż chyba najbardziej to czułam swoim nosem, który mówił mi, że zapach staje się coraz mocniejszy, a także, że wydaje się nienależeć do jednej osoby. Z każdym krokiem coraz lepiej identyfikowałem to, co czułam i w krótce zdałam sobie sprawę, że gdzieś tu są zarówno moi przyjaciele jak i obcy. Intruzi. Mimo woli przyspieszyła kroku. Wezbrało we mnie dziwne uczucie... czyżby męstwo? Nie... na pewno nie, byłam przecież ostatnią osobą, którą o męstwo możnaby posądzić. Więc dlaczego nie uciekałam? Byłam ciekawa, czy może chętna do pomocy Cesarstwu? Nie wiem. Wiem natomiast, że raczej nie traktowałam sytuacji poważnie. Aż do chwili, kiedy moim oczom ukazało się zbiorowisko. Wtedy zabawa zupełnie przestała być już zabawna. Nie wiedziałam, co robić. Nie rozumiałam tej sytuacji. Miałam ochotę uciec, ale moje łapy jakby wrosły w glebę. I wtedy mój wzrok wychwycił brązową sylwetkę. Cesarzowa! Nim się zdążyłam zastanowić, już biegłam w stronę, w którą najwyraźniej ona zmierzała. Wszystko wskazywało na to, że jej celem jest ciemny samiec. Ku niemu się skierowałam i gdy byłam już bardzo, bardzo blisko, mocno się wybiłam z tylnych łap, przednie zaś wyciągnęłam mocno przed siebie. Pojęcia nie miałam, co właściwie chcę zrobić, ale wiedziałam, że Vari jest moją panią, a ja muszę jej służyć. Prawdopodobnie tylko dlatego moim pazurom dane było ujrzeć wreszcie światło dzienne.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

21-04-2018, 17:36


Kamui wciąż nie pozwalał się przydusić. Atakował napierające łapy starego kłami i pazurami. Użył ich też, żeby się podciągnąć, dzięki czemu jego głowa znalazła się tuż pod brodą napastnika. Nie mógł sięgnąć zębami żadnego sensownego miejsca, ale w ten sposób uniknął ciosu Guntera, którego cios padł po prostu na ziemię. Pod wpływem wstrząsu, jaki spowodował czarnogrzywy, pięciołapy stracił przyczepność i posłuszeństwo mięśni, przez co opadł i oparł się grzbietem o przednie łapy Guntera, który stał teraz pyskiem w pysk z Tibem. Ale nie trwało to długo, bowiem z odsieczą przybiegł Baltazar. Staranował Guntera, który padł na bok, a Kamui znów leżał w pierwotnej pozycji, łopatkami na ziemi. Baltazar zatopił pazury w barku powalonego, ale zanim przeszedł do kolejnego kroku w pacyfikacji zagrożenia, kątem oka dostrzegł nadbiegającego Moyo. Strażnik Cesarstwa rzucił się na niego, ale ten w porę się cofnął, pozwalając, żeby rudogrzywy przeskoczył nad Gunterem. Dzięki temu nie leżał w śniegu, ale oswobodził dopiero co unieruchomionego przeciwnika. W tym momencie do akcji przyłączył się Bartolini. Tib był zbyt zajęty utrzymywaniem równowagi i widokiem dwóch przybyszów, żeby zwrócić uwagę na trzeciego. Uderzenie Bartoliniego nie było zbyt silne, ale sumując się z szamotaniną Kamuiego pozwoliło zepchnąć Tiba. Niemiec utrzymał się na czterech łapach, ale przesłuchiwany tsavo wymknął się spod jego ciężaru. Na koniec zjawiły się Vari i Ua. Bartolini zdołał uniknąć ciosu Cesarzowej, ale zdaje się, że przez śnieg nawet nie zauważył nadbiegającej młodszej lwicy. Skoczyła tak prężnie, że wylądowała na jego grzbiecie, instynktownie wbijając jak najwięcej pazurów, żeby się utrzymać. I choć była to dosyć drobna samica, zmusiła Bartoliniego, żeby przylgnął brzuchem do śniegu. 

Kamui, Bartolini, Baltazar ---> Tib, Gunter, Moyo, Vari, Ua 

Gunter -10 HP
Tib -8 HP
Bartolini -6 HP
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21-04-2018, 17:37 przez Mistrz Gry.)


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości